[W] Zew wsi

1
Miarowy tętent kopyt usypiał. Hrabia Kotowski, pan na Kotowie Dolnym, Górnym i Średnim, kiwał się sennie na wyściełanej kawałkiem perskiego dywanu kulbace. Za nim, spowity w szary, pamiętający dużo lepsze czasy płaszcz, jechał wierny lokaj ─ Baram Szwajnadzaszwili, pokrótce przez swego pana zwany Baranem.
Przezwisko to miało w sobie wiele z prawdy ─ syn Szwajnadz’ego był niesamowicie głupi, a przynajmniej takie momentami sprawiał wrażenie. Przebłyski zdarzały się z rzadka, były za to piekielnie efektowne. Hrabia utwierdził się w przekonaniu o wyjątkowości sługi w chwili, kiedy to stanął przed dość trudnym wyborem: jechać i dać się zabić po drodze, czy nie jechać i zostać zamordowanym na miejscu.
Dylemat ten wyniknął z pewnej niemiłej sytuacji, której przyczyną był hrabia. Otóż pan na trzech Kotowach bardzo pragnął mieć potomka. Sęk w tym, że hr. Kotowski owdowiał, zanim zdążył się na dobrze oswoić z małżeńską codziennością, zaś pragnienie dziecka okazało się na tyle silne, że nieszczęsny wdowiec już w wieczór po pogrzebie swej ślubnej małżonki złożył kilka nieprzyzwoitych propozycji usługującym podczas stypy pannom.
Uszło mu to płazem, ponieważ cwany Baram wyjaśnił wszystkim zebranym, że owa rozwiązłość wywołana jest głębokim szokiem po stracie. Hrabia był swemu słudze niesamowicie wdzięczny za uratowanie skóry, a aby tę wdzięczność wyrazić, skazał go na dwa dni głodówki. Siedząc w ciemnej celi pod ziemią, Baram zmądrzał do reszty i postanowił przy pierwszej lepszej okazji uciąć sobie język.
„Niemego nikt o zdanie nie zapyta, a i mówić nie będzie potrzeby” ─ myślał.
Skoro tylko go wypuszczono, pobiegł za szopę i tam, drżąc ze strachu jak osika, urżnął sobie połowę jęzora. Mówić nie mógł ─ wychodziły mu tylko bezładne sylaby, których nie sposób było zrozumieć.
Pan zdumiał się nieco nową osobliwością sługi, ale czasu na roztrząsanie sprawy nie miał, gdyż kilku chłopów ze wsi waliło od co najmniej kwadransa w dębowe, okute mosiądzem drzwi zamku. Powód ich gniewu spoczywał od kilku dni na miejscowym cmentarzu, pod lichym krzyżem z starej brzozy.
Była to najpiękniejsza ze wszystkich chłopek dziewczyna, a na imię jej było Marynka. Oczy miała duże, śliczne i czarne niczym węgielki, zaś zęby bielutkie jak ten śnieg, co na początku zimy spada, a sanie go jeszcze płozami nie pobrudzą. Reszta kształtów Marynki również była niczego sobie, toteż nie dziw, że łaziła za nią męska połowa wszystkich trzech Kotowów. Ponoć była też jedna kobieca cząstka w tłumie adoratorów, ale obrotne dziewczę prędko się nieproszonej kochanicy pozbyło.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia urocza Marynka nie legła w sąsiedniej do jedynej okolicznej Safony mogiłce. O to sąsiedztwo właśnie podniesiono największy rwetes.
Niespodziewana śmierć wioskowej krasawicy zdarzyła się na początku żniw. Ciało znaleziono nad rzeką. Wezwany z Kotowa Górnego felczer stwierdził zgon przez utopienie i trupa wśród gorących modłów złożono pod płotem cmentarza, gdzie leżało już kilku samobójców oraz jedyna we wsi sodomitka.
I byłaby się sprawa zabliźniła w spokoju, gdyby nie pewien jątrzący ją fakt. Mieszkająca na obrzeżu wsi starucha, co to z ptakami jako z ludźmi umiała rozmawiać, dowiedziała się z wróbli ćwierkania, że Marynka utopiła się z powodu kłopotów, jakich nastręczył jej imć pan hrabia Kotowski.
Po kilku zadanych uroczym ćwierkaniem pytaniach, starowinka poznała okrutną prawdę ─ dziewczę utopiło się z powodu niechcianej ciąży z hrabią. Słysząc tę nowinę, staruszka w mig odmłodniała i popędziła co sił na wieś.
Pochylonym nad złocistymi kłosami chłopom aż się krew zagotowała, skoro usłyszeli straszną wieść. Rzuciwszy sierpy, pobiegli do domów po coś ostrzejszego. Uzbrojeni w widły w kilka chwil stanęli przed zamkiem i zaczęli wykrzykiwać mrożące krew w żyłach przekleństwa i uroki. Widząc z okien swej sypialni tę niecodzienną manifestację, a nade wszystko słysząc nieustający potok niezwykłych uprzejmości, hrabia postanowił działać. Nie mógł jednak podjąć decyzji, nie wiedząc, czy ma uciekać, czy też wyjść naprzeciw rozgniewanemu tłumowi.
Baram z trudem na migi wytłumaczył panu, że lepiej jest uciekać i to czym prędzej. Nie pozwoliwszy hrabi wezwać zdobionego złocistymi lwami powozu, lokaj okulbaczył dwa konie, na większego z nim wpakował pana, na mniejszego wdrapał się sam i dał znak do wyruszenia.
Ruszyli z kopyta, przez tylną, niezablokowaną jeszcze przez chłopów bramę. Hrabiemu nawet podobała się ta prędka, pełna adrenaliny jazda, która do złudzenia przypominała polowanie. Z drobną, acz znaczącą różnicą, że teraz to hr. Kotowski był zwierzyną. W razie pojmania czekał go los nie do pozazdroszczenia.
W chwili, gdy pan i sługa jechali stępa, nad krainą zaczynał zapadać zmrok. Wiele mil musiały pokonać spienione rumaki, gdyż ani jednego kotowskiego kościoła nie było widać.
─ Zatrzymajmy się ─ powiedział sennie hrabia.
─ Dobrze ─ odpowiedział na migi lokaj i zatrzymał konia.
Hrabia jechał jednak dalej ─ jego ubrane w bufiaste rękawy ręce kiwały się bezwładnie po obu stronach końskiego grzbietu. Sługa dopiero po chwili przypomniał sobie, że pan nie umie zatrzymać wierzchowca.
„Niech sobie jedzie, przeklęty” ─ pomyślał, ze złośliwym uśmieszkiem zeskakując z siodła. ─ „Niech sobie jedzie, piekielnik. Koń jest uczony, prędko zaprowadzi go do zamku.”
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Zew wsi

2
Oj, Mamba, Mamba... Trzeba Cię na konia wsadzić, widzę :P
Czarna Emma pisze: Miarowy tętent kopyt usypiał. Hrabia Kotowski, pan na Kotowie Dolnym, Górnym i Średnim, kiwał się sennie na wyściełanej kawałkiem perskiego dywanu kulbace.
1) Tętent to raczej w galopie. 2) a co to za pomysł z dywanem? Kulbaka jest kulbaka, ewentualnie pomiędzy kulbaką a koniem znajduje się ta ozdobna szmatka, zwana czaprakiem.
Czarna Emma pisze: Dylemat ten wyniknął z pewnej niemiłej sytuacji, której przyczyną był hrabia. Otóż pan na trzech Kotowach bardzo pragnął mieć potomka. Sęk w tym, że hr. Kotowski owdowiał, zanim zdążył się na dobrze oswoić z małżeńską codziennością, zaś pragnienie dziecka okazało się na tyle silne, że nieszczęsny wdowiec już w wieczór po pogrzebie swej ślubnej małżonki złożył kilka nieprzyzwoitych propozycji usługującym podczas stypy pannom.
Jeśli "usługującym", to nie były nieprzyzwoite (barokowy seksista mode on). Ale skoro "pragnienie dziecka" to raczej legalnego dziedzica, więc nie usługującym, a obecnym.
Czarna Emma pisze: Pan zdumiał się nieco nową osobliwością sługi, ale czasu na roztrząsanie sprawy nie miał, gdyż kilku chłopów ze wsi waliło od co najmniej kwadransa w dębowe, okute mosiądzem drzwi zamku. Powód ich gniewu spoczywał od kilku dni na miejscowym cmentarzu, pod lichym krzyżem z starej brzozy.
1) Chronologia. Jest 2 dni po stypie (chyba że język goił się dłużej) 2) Nie wiem co za uniwersum, ale nazwiska sugerują Polskę szlachecką, więc dobijający się zostaną, w zależności od humoru Jaśnie Pana, potraktowani z garłacza/szablą/tylko harapem. 3) Powód, jak napisałaś później, jako samobójca spoczywa POZA cmentarzem i BEZ krzyża. Ale:
Czarna Emma pisze: trupa wśród gorących modłów złożono pod płotem cmentarza, gdzie leżało już kilku samobójców oraz jedyna we wsi sodomitka.
Nie. Utopienie nie oznaczało z automatu samobójstwa. A samobójstwo oznaczało z automatu wywalenie poza poświęconą ziemię i pamięć. A szturm na zamek (dwór) to już w ogóle.
Czarna Emma pisze: Po kilku zadanych uroczym ćwierkaniem pytaniach, starowinka poznała okrutną prawdę ─ dziewczę utopiło się z powodu niechcianej ciąży z hrabią. Słysząc tę nowinę, staruszka w mig odmłodniała i popędziła co sił na wieś.
Pochylonym nad złocistymi kłosami chłopom aż się krew zagotowała, skoro usłyszeli straszną wieść. Rzuciwszy sierpy, pobiegli do domów po coś ostrzejszego. Uzbrojeni w widły w kilka chwil stanęli przed zamkiem i zaczęli wykrzykiwać mrożące krew w żyłach przekleństwa i uroki. Widząc z okien swej sypialni tę niecodzienną manifestację, a nade wszystko słysząc nieustający potok niezwykłych uprzejmości, hrabia postanowił działać. Nie mógł jednak podjąć decyzji, nie wiedząc, czy ma uciekać, czy też wyjść naprzeciw rozgniewanemu tłumowi.
1) Szlachecki bękart, też mi nowina. 2) O chłopskiej rewolcie z powodu topielicy pisałem wyżej. 3) Opis mrożącej krew w żyłach manifestacji mnie mrozi. To nie komplement. 4) On tam sam mieszka z Baramem? Garłacz, szabla, harap...
Czarna Emma pisze: Nie pozwoliwszy hrabi wezwać zdobionego złocistymi lwami powozu
...wytrącił mu z ręki komórkę.
Czarna Emma pisze: jego ubrane w bufiaste rękawy ręce kiwały się bezwładnie po obu stronach końskiego grzbietu.
WUT?
Czarna Emma pisze: że pan nie umie zatrzymać wierzchowca.
„Niech sobie jedzie, przeklęty” ─ pomyślał, ze złośliwym uśmieszkiem zeskakując z siodła. ─ „Niech sobie jedzie, piekielnik. Koń jest uczony, prędko zaprowadzi go do zamku.
Nie wyobrażam sobie sytuacji w której ktoś, kto umie jeździć galopem, nie umie zatrzymać konia. No i nagła zmiana podejścia Barama też ni z gruszki.

Ej, Mamba, Mamba...
Ej, jak się Nav dowie...
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Zew wsi

3
Przyznam, że nie wiem, jaką rolę ma mieć ten tekst.

Ćwiczenie stylizacji? Nawet rozumiem, ale w takim razie bardzo Ci się tu język wymyka, ludowa gawęda miesza się ze stand-upem, mamy niby bajanie osadzone w nieokreślonych, baśniowych "dawnych czasach" i opowiadane takim językiem, ale wyskakują nam niechciane ciążę, manifestacje i Safony, cwanego sługę i efektowne przebłyski.

Historia jak historia - dość przewidywalna.

Humor taki właśnie stand-upowy, język jest lekki i żartobliwy, ale te zgrzyty i niezdecydowanie odbierają czytaniu płynność, więc ciężko się skupić na pozytywach.

Jeszcze trzy pytania:
Co masz na myśli pisząc o kulbace wysciełanej dywanem? Kulbaka to siodło z definicji pokryte skórą i na pewno nie paradne. Ktoś położył na nim kawałek dywanu? Nie ma opcji, by jeździec w takim przypadku utrzymał się w siodle.
Co robi apostrof w nazwisku Szwajnadzego?
Drzwi do zamku celowe?

Zew wsi

4
MargotNoir pisze: Ktoś położył na nim kawałek dywanu?
O to mi szło, ale masz rację, technicznie to mało wykonalne. Dzięki za komentarz. :)
Misieq79 pisze: Ej, Mamba, Mamba...
Wiem, wiem... :oops: Nie trzeba było już nic więcej pisać, ale stokrotnie dziękuję za weryfkę.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Zew wsi

5
Mam wrażenie, że miała to być humoreska noir, lecz efekt jest średni, oględnie mówiąc. Niezbyt panujesz nad językiem, a nad fabułą tez nie do końca. Mnie zastanowiła sytuacja wyjściowa:
Czarna Emma pisze: Sęk w tym, że hr. Kotowski 1. owdowiał, zanim zdążył się na dobrze oswoić z małżeńską codziennością, zaś pragnienie dziecka okazało się na tyle silne, że nieszczęsny wdowiec już w wieczór po pogrzebie swej ślubnej małżonki złożył kilka nieprzyzwoitych propozycji usługującym podczas stypy pannom.
Uszło mu to płazem, ponieważ cwany Baram wyjaśnił wszystkim zebranym, że owa rozwiązłość wywołana jest głębokim szokiem po stracie. 2. Hrabia był swemu słudze niesamowicie wdzięczny za uratowanie skóry, a aby tę wdzięczność wyrazić, skazał go na dwa dni głodówki.
Nie pisze się hr. Kotowski!
1. Znaczy co, nie wiedział, co to są "obowiązki małżeńskie"? Chyba jednak nie, sądząc po tym, jak się zachowywał na stypie. Trzeba było napisać, że owdowiał, zanim doczekali się potomstwa, i tyle. No i "na dobre", a nie "na dobrze".
2. Taka wdzięczność-niewdzięczność niespecjalnie mi tu pasuje. Pozostałabym przy znacznie prostszym stwierdzeniu, ze za wtrącanie się w sprawy państwa, hrabia skazał Barama...
W sprawie utopionej ślicznotki - zgadzam się z Miśqiem. Ktoś musiałby widzieć, że dziewczyna rzuca się do rzeki. Inaczej cała rodzina zmarłej przysięgałaby, że to żadne samobójstwo, lecz utopce ją tam wciągnęły.
Szturm na zamek - też wydaje mi się mocno wątpliwy. Podobnie jak brak służby do zajęcia się problemem. Zdecydowanie bardziej pasowałby mi tu jakiś pojedynczy desperat, zakochany w Marynce, który poprzysiągł hrabiemu krwawą zemstę...
Tyle, że to byłaby już zupełnie inna fabuła.
Nic na to nie poradzę, że w obecnej dostrzegam zbyt wiele mielizn.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

[W] Zew wsi

7
Fajna, krótka historyjka. Na początku trochę opornie się czytało, ale potem to już popłynąłem do końca. Trochę się zgodzę z postem MargotNoir. Ale to było takie fajne, krótkie i zabawne czytanko. Lokaj Baram jest najlepszy. :) No i zabawne zakończenie.

[W] Zew wsi

9
Czarna Emma pisze: kilka nieprzyzwoitych propozycji usługującym podczas stypy pannom.
Był aż tak zdesperowany że służkom składał propozycje? Nie lepiej jakimś pannom na wydaniu? Na stypie pośród zaproszonych raczej by takowych nie brakowało. Ale nie usługującym kobietom... Poza tym, skoro o tym wspominasz i ma to mieć, jak rozumiem, nieco humorystyczny wydźwięk, to może warto przytoczyć kilka zdań, jakich to mógł hrabia szepnąć po kątach swym wybrankom? Desperat który ledwo co stracił żonę i ma wszystko gdzieś, a jednocześnie na siłę próbujący się rozmnożyć - warto by się pokusić o nieprzyzwoite teksty i "podszczypywania" swych wybranek na różny sposób.
Czarna Emma pisze: Hrabia był swemu słudze niesamowicie wdzięczny za uratowanie skóry
Słabo nakreślony i moim zdaniem całkowicie zbyteczny sarkazm, bo niby wdzięczny a jednak na głodówkę skazał.
Czarna Emma pisze: Odtąd mówić nie mógł ─ wychodziły mu tylko bezładne sylaby, których nie sposób było zrozumieć.
Czarna Emma pisze: Była to najpiękniejsza ze wszystkich chłopek dziewczyna, a na imię jej było Marynka.
Niezbyt dobrze brzmi to zdanie.
Czarna Emma pisze: nie legła w sąsiedniej do jedynej okolicznej Safony mogiłce.
Jak wyżej
Czarna Emma pisze: jego ubrane w bufiaste rękawy ręce kiwały się bezwładnie
To samo co powyżej.
Czarna Emma pisze: Rzuciwszy sierpy, pobiegli do domów po coś ostrzejszego.
Po coś ostrzejszego od sierpów? Widły?
Czarna Emma pisze: gdyby nie pewien jątrzący się fakt.
Czarna Emma pisze: Ruszyli z kopyta, przez tylną, niezablokowaną jeszcze przez chłopów bramę.
A to ci głupi chłopi, no., siano nie tylko z butów, ale i ze łba wyłazi... Lecz za to:
koń jest uczony
.

Nie czytałem odpowiedzi powyżej, więc jeśli się w czymś powtórzyłem to sorry. Ogólnie średnio wciągnęła mnie ta historia. Sądzę, że lepszy efekt byś otrzymała, gdybyś skupiła się na skradaniu kobiecych serc przez hrabiego i poszła bardziej w czarny, frywolny humor.

Pozdro.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”