PSY I WRóżKI
Nie wiem kim ona jest. Niech mnie Bóg potępi, jeżeli wiem.
Ale prawdopodobnie nie jest człowiekiem. Nie można być człowiekiem i robić takie rzeczy. Rzeczy jakie ona potrafi robić.
Wciągam powietrze przez nos. Mam ochotę coś ugryźć, więc podnoszę kawał drewna z ziemi i tarmoszę go w zębach. Spryskuję śliną ekran telewizora z Xzibitem. Dźwięk jest wyłączony, zabawnie patrzeć na teledyski bez dźwięku. Dopiero wtedy można poznać prawdziwych artystów. Xzibit buja się i wije w swoich rytmach. Prestidigitator.
Nie wiem kim ona jest. Ale wiem parę innych rzeczy. Do cholery: Kto zbudował kosmos, jak i dlaczego. O chemii, o mózgu, o endorfinach. Ale nie tylko plastikowe fakty, bo wiem znacznie więcej.
Drapię się za uchem. Wiem, dlaczego koty się NIE śmieją, wiem jak użyć najprawdziwszej magii, wiem jak zbudować wieżę, która ubliży bogu. Wiem jak ginie Luke Skywalker. Wiem dlaczego na Marsie nie ma JUż życia, wiem dlaczego i gdzie będzie istniała ludzkość po zakończeniu wszystkich czasów. Wiem przy której kolejnej iteracji samo-rozwijającego się algorytmu komputer zyskuje świadomość, wiem jak chodzić po basenach piaskowych, aby nie usłyszał cię czerw.
Ale nie wiem kim ona jest.
Xzibit skończył, a z cichym bzyknięciem bieli na ekran wbija się Pink.
Warczę. Kawałek drewna pęka mi w zębach.
Gaszę nosem telewizor. Dość na dziś, w końcu jest trzecia i już za godzinę wstanie pieprzone słońce. Mam na coś ochotę, nie precyzuję tego i idąc za instynktem biorę radosny rozbieg i wyskakuję przez okno na ulicę.
Ląduję w deszczu szklanych odłamków. Okno było zamknięte, ale nie szkodzi. Tak jest lepiej. Przetaczam się po asfalcie, bezwładnie, bezradnie, tak jak lubię. Ból jest w porządku. Tak jest fajnie.
Podnoszę się i ruszam z wywalonym jęzorem. Ulice o tej godzinie należą do psów i kundli, takich jak ja. Koty? No tak, koty też są. Ale nie wchodzą w drogę. Jak to jest, że koty z tym całym ich cwaniactwem i pewnością siebie, z tą tak lubianą przez ludzi samowystarczalnością spieprzają na sam widok przechodzącego psa? Nie, nie. Sami sobie odpowiedzcie.
Dyszę wystawiając koniec jęzora pomiędzy przednimi zębami i idę dalej środkiem ulicy. Miasto jest ciche, ładne. Latarnie świecą tak jak lubię, wąsko, rytmicznie. Wielkie słupy i ich żółte aureole. Poprawiam okulary i odlewam się pod jedną z nich.
W żółci moja buro-szara sierść nabiera złotego połysku, a czarne znamię na pysku, pod okiem nadaje mi charyzmy psa Baskervilleów. Kładę się na chwilę na chodniku, bo czemu nie. Chłodny, syntetyczny kamień mile studzi mój rozgrzany brzuch. Dłubię zębami w łapie i wyrywam maleńki odłamek szkła. Tak lepiej.
Wstaję i ruszam biegiem. Jestem dość szybki na krótkie dystanse. Parę przecznic dalej jest sklep RTV z szeroką wystawą, z kilkunastoma telewizorami włączonymi non-stop. Lubię tam czasem przysiąść i oglądać. To jak surfowanie po satelicie, tyle, że nie trzeba zmieniać kanałów. To jest ładna jazda. Muszę ją tu kiedyś zabrać. Ale dziś nie chcę mi się oglądać telewizji. Jestem nieźle dostrojony do eteru.
Widzicie moje klapnięte ucho? To nie efekt jakiejś mało ważnej bójki. To moja chluba i duma! Dzięki temu uchu mój błędnik czasem łapie fale radiowe, lub telewizyjne audio, tak że zawsze wiem co jest w TV. Czasem przestrajam się i wtedy łapię coś, co poeci nazywają Radiem śmierci, taki bzdurny, zbiorowy potok świadomości ludzkiej i ich wrażliwości poetyckiej. To stąd mają brać się wszystkie wiersze i inne krótkie, emocjonalne dziełka ludzkości.
Zdecydowanie wolę TiVo.
Biegnę kurewsko szybko. Czasem muszę podskoczyć na trzech łapach, a jedną poprawić okulary, ale i tak mam niezłe tempo. Włączam sobie radyjko i podśpiewuję pod nosem Phila Collinsa „In The Air Tonight”. OK: Phil to kawał New Ageowskiego jebańca, ale ten kawałek jakoś wyjątkowo lubię.
„Informacja dla każdego, kto uważa, że to jest noc jego życia” mówi nagle radiowiec wcinając się w muzę. Wkurwia mnie to, ale cóż. Nie ode mnie zależy czego słucham (heh, czyżby jak najbardziej ludzka aluzja do technologii mediów inwazyjnych?). Ale koleżka jest niezły, więc słucham dalej.
„Informacja dla każdego, kto uważa, że to jest noc jego życia. To tylko test. Za parę minut zgłosi się do państwa jakiś rządowy jebak, więc przygotujcie po setce dla niego w każdym mieszkaniu.
Witajcie na Ziemi.”
W jego prawie histerycznym rozedrganym głosie wyłapuję narkotyczne nutki. To nie pirat, to dosyć znana stacja radiowa. Powiedział „Jebak”. Długo już nie popracuje...
„Właśnie połamałem starego dobrego Phila.” I dobrze mu tak.
„Zmienię waszą cudowną noc w noc z piekła rodem.” No, nie dramatyzuj.
„żarcik. Zabawię się z wami w tę ostatnią noc.” Tak bez gry wstępnej?
„Na pierwszy ogień mój ulubiony fragment z NIN-„Sin”.”
Przyspieszam i wyję do księżyca! Dziewięciocalówki to to, co Kundle mojego pokroju lubią najbardziej! Dudnienie wstrząsa moją czaszką, aż zachwiałem się na łapach. Uch, wersja Live... Zaciskam zęby i biegnę dalej.
„It comes down to this!”
Chudy kundel zapierdala ulicami skąpanymi w brudnym żółtym świetle.
„Your kiss”
Co parę skoków w tanecznym zrywie poprawia okulary na nosie.
„Your Fist”
Fetyszyści.
“And your strain
It gets under my skin”
Aouuuuuuu..!
“Within”
Cholera, ale radocha!
“Take in”
Tempo, tempo!
“The extent of my sin!”
Nice.
Chociaż troszkę zaczyna boleć mnie głowa, ale co tam.
„No i jak grzesznicy. Od razu lepiej, co nie?” No jasne. Nic tak nie pomaga na psią deprechę jak rozjebanie mu łba jakimś fajowym kawałkiem.
Jednak ciebie już ma powyżej mordy skarbie. Wyłączam radio, bo jestem na miejscu.
Dysząc siadam pod blokiem i patrzę w jedyne okno, gdzie jeszcze pali się światło.
Heh.
Nie wiem kim ona jest. Niech mnie Bóg potępi, jeżeli wiem.
Ale to naprawdę miła dziewczyna. Stara się jak może. Pracuje, utrzymuje matkę, gra na fortepianie, tańczy i rzeźbi w drewnie. Nie jest chyba człowiekiem, bo jak mogłaby być człowiekiem, skoro nie drażni mnie sam jej zapach, a kiedy patrzy mi w oczy widzę podziw, a nie politowanie? Taki z niej człowiek, jak ze mnie chomik. A no właśnie, zjadłbym coś...
Wychodzi na balkon na fajka. O. A może jest wróżką? Uśmiecham się do niej. Pomachała mi. Gdybym miał ogon to bym pomerdał. Wróżka. No wiecie, jak te z Nibylandii, jak Dzwoneczek i jej koleżanki. To by pasowało. Znaczy chciałbym, żeby to pasowało. Ale układa się ładnie.
Gwiazdy spadają, a ona pali. Zabrudzi sobie płucka dziewczynka. Ech, gdybym był u góry to ugryzłbym ją w tyłek co by się opamiętała. Sam lubię czasem zapalić, ale jakoś tak jej płucek to mi szkoda.
Wróżki chyba nie jarają, myślę sobie i od razu humorek mi rzednie.
Zresztą kto go tam wie... Pasuje mi. Jest taka wiotka. Na pewno umie latać, a zobaczylibyście jej minę, jak ktoś jej nie podziwia! To zupełnie jakby ktoś powiedział Dzwoneczkowi w twarz: Nie wierzę we wróżki! Ona pada martwa, a potem trzeba klaskać głośno, żeby miała siłę wstać. Chłonie podziw jak gąbka wodę. Ale gąbka do tego jest przecież stworzona; ona stworzona jest by ją podziwiać.
Zrzuca tlącego się peta i patrzy w gwiazdy. Podchodzę i podnoszę papierosa. Ciągle jest na nim smak jej ust. Siadam z powrotem i z papierosem między ostrymi kłami patrzę na nią. Wróżki i psy pasują do siebie, myślę. Lubi sztuczkę z paleniem. Zerka na mnie i słyszę jej śmiech. Wyszczerzam się i szczekam radośnie dwa razy nie zwracając uwagi na żar.
Wróżka macha mi jeszcze raz i znika w mieszkaniu.
Wstaję i wolno odchodzę.
Nie wiem kim ona jest. Niech mnie Bóg potępi, jeżeli wiem.
Ale to naprawdę fajna laska.
2
Coz moge powiedziec... To jest swietne...
Podoba mi sie Twoj styl... I ten pies... jego tok myslenia...
Jesli cos jest do poprawki to i tak zajma sie tym inni... Ja najpierw musze opuscic swiat psow i wrozek... i powrocic na ziemie... 



Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...
Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...
See the fallen angels pray... for my sweetest poison...
I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...
See the fallen angels pray... for my sweetest poison...
I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
3
nie powinno być "mile", tylko miło, a najlepiej przyjemnieChłodny, syntetyczny kamień mile studzi mój rozgrzany brzuch.

Pewnie to tylko literówka, ale Młoda jak zwykle jest wredna i się przyczepi - nie chce mi się oglądać telewizjiAle dziś nie chcę mi się oglądać telewizji

Nie klapnięte, tylko oklapnięteWidzicie moje klapnięte ucho
Jeśli zrzuca, to napisz skąd (np. z balkonu), ale najlepiej byłoby po prostu "rzuca"Zrzuca tlącego się peta i patrzy w gwiazdy.
Hmm... Pomimo tych kilku błędów tekst podoba mi się naprawdę bardzo. Pies jest zawodowy

Krótko mówiąc: całkowicie zgadzam się z Nefayukim

pozdrawiam

"But I'm on the outside, I'm looking in
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."
5
i ja, choć może to nudne, zgodzę się z powyższymi postami, szczególnie pod tekst Młodej, bo jeszcze przed chwilą miałam te same rzeczy dopisane 

"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
6
Zazwyczaj próbuję być oryginalna w swoich komentarzach, ale tutaj wyraźnie i z dumą przytaknę moim przedmówcom. ;-)
W tym opowiadaniu jest coś co sprawia,że czytanie staje się przyjemnością, a wycie i szczekanie pod oknem takiego psiaka - marzeniem;) Pozdrawiam i gratuluję ;-)
W tym opowiadaniu jest coś co sprawia,że czytanie staje się przyjemnością, a wycie i szczekanie pod oknem takiego psiaka - marzeniem;) Pozdrawiam i gratuluję ;-)
"-dbaj o dochody
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert
7
Bardzo dziękuję. 
Ciekawe. Z całego zbiorku "Styks" opowiadanie "Psy i Wróżki" nigdy nie robiło większego wrażenia na maoich czytelnikach... Może dlatego, że jest tak bardzo osobiste..?
Chyba umieszczę tu cały zbiorek, choć trochę się krępuję, jako że wysyłam go do Nowej Fantastyki. Najwyżej potem zostawię jedynie fragmenty... A na razie: co tam.

Ciekawe. Z całego zbiorku "Styks" opowiadanie "Psy i Wróżki" nigdy nie robiło większego wrażenia na maoich czytelnikach... Może dlatego, że jest tak bardzo osobiste..?
Chyba umieszczę tu cały zbiorek, choć trochę się krępuję, jako że wysyłam go do Nowej Fantastyki. Najwyżej potem zostawię jedynie fragmenty... A na razie: co tam.
8
Mi też się podobało ...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Re: "Psy i Wróżki" - Ninetongues
9Ninetongues pisze: Jestem dość szybki na krótkie dystanse.
Krótkich dystansach.
Ninetongues pisze:Wychodzi na balkon na fajka.
Od razu się przyznam, że nie palę i już raz dostałam po łapach za naprawianie "tytoniowych" błędów. Nie powinno być na fajkę?
PODSUMOWUJąC:
Nigdy nie lubiłam eksperymentów literackich. Przyznam, że wszelkie strumienie świadomości uważam za bagno, a zdania w stylu "podszedł do niej z wypomadowaną sztucznością" najzwyczajniej mnie męczą. Zawsze mam wtedy wrażenie, że autor, albo nie mógł się zdecydować czy woli lirykę czy epikę, albo wyszukaną formą chce zamaskować błachą fabułkę.
No właśnie. Fabuła. Prosta. Choć pewnie by mnie zaciekawiła. Gdyby styl nie doprowadzał mnie do szału.
Zaimki. Idzie poskreślać większość. I rozumiem, że to mowa potoczna. Mimo wszystko męczy mnie ciągłę "jej", "ją", "mnie", "moje".
Zdania po angielsku. Kto wie? Może denerwują mnie bardziej niż pokręcony styl? Nie znoszę wtrącania makaronizmów. Odnoszę wtedy wrażenie, że autor chce się pochwalić swoją znajomością danego języka. Ha! Ja to potrafię zrozumieć bez słownika podczas gdy ty, czytelniku, nerwowo szukasz głupiego słówka. Rozumiem - angielski jest drugą łaciną. Ale i tak wrzucanie tekstów piosenek w oryginale kojarzy mi się z dziewczynkami piszącymi opowiadania na Mylogu.
I już naprawdę kończąc. Czy to opowiadanie ma taki styl, czy to jakaś twoja ogólna maniera i wszystko wygląda w ten sposób? Bo jeśli tak, bracie, to uroczyście obiecuję, że to moja ostatnia recenzja.
No i powodzenia w NF szczerze życzę :wink:
Błąd 404. Podpisu nie znaleziono.
10
Dzięki za komentarze i poprawki.
Tygrysia: Dziękuję, że przemęczyłaś się i przeczytałaś całość. Ja jakoś nigdy nie miałem dość cierpliwości, żeby przeczytać opowiadanie, które mnie odrzuca.
Odpowiadając na Twoje pytanie - to opowiadanie, podobnie jak reszta z cyklu "Styks" ma podobny styl, choć każde jest inne. "Styks" jest połączeniem ogólnie pojętej fantastyki z Realizmem Magicznym, więc zdecydowanie nie jest ani dla wszystkich, ani nie ma aspiracji do bycia czymś więcej.
Więc tak, to opowiadanie ma taki styl. To nie "maniera".
Dzięki za kubełek zimnej wody. :wink:
Tygrysia: Dziękuję, że przemęczyłaś się i przeczytałaś całość. Ja jakoś nigdy nie miałem dość cierpliwości, żeby przeczytać opowiadanie, które mnie odrzuca.
Odpowiadając na Twoje pytanie - to opowiadanie, podobnie jak reszta z cyklu "Styks" ma podobny styl, choć każde jest inne. "Styks" jest połączeniem ogólnie pojętej fantastyki z Realizmem Magicznym, więc zdecydowanie nie jest ani dla wszystkich, ani nie ma aspiracji do bycia czymś więcej.
Więc tak, to opowiadanie ma taki styl. To nie "maniera".
Dzięki za kubełek zimnej wody. :wink:
11
Nine : Fabuła w porządku. Realizm magiczny? U Carolla mnie to nie odrzuca - czemu ma u ciebie?
Chodzi mi o pokręcone zdania w stylu "telewizor wpatrywał się bezczelnie w kanapę" lub "otuliła się szalikiem kłamstw".
Przyznam, że przeczytałam jeszcze początek, kurde! To taki trudny tytuł ma! Przepraszam jeśli go pokopię, ale tam coś było o gwiazdach na lewo czy na prawo. Nevermind. W każdym razie, oprócz mnóstwa zaimków (potrzebnych inaczej) nie zauważyłam tak takiego pokręconego stylu.
Hm... Bo mi takie tentegesy językowe trudno nawet uznać za poetyzowanie. No nie wiem. Po prostu mnie to odrzuca.
"Latarnie świecą tak jak lubię, wąsko, rytmicznie." <-- tak dla przykładu :wink:
Chodzi mi o pokręcone zdania w stylu "telewizor wpatrywał się bezczelnie w kanapę" lub "otuliła się szalikiem kłamstw".
Przyznam, że przeczytałam jeszcze początek, kurde! To taki trudny tytuł ma! Przepraszam jeśli go pokopię, ale tam coś było o gwiazdach na lewo czy na prawo. Nevermind. W każdym razie, oprócz mnóstwa zaimków (potrzebnych inaczej) nie zauważyłam tak takiego pokręconego stylu.
Hm... Bo mi takie tentegesy językowe trudno nawet uznać za poetyzowanie. No nie wiem. Po prostu mnie to odrzuca.
"Latarnie świecą tak jak lubię, wąsko, rytmicznie." <-- tak dla przykładu :wink:
Błąd 404. Podpisu nie znaleziono.
12
Ciebie odrzuca, a mnie przyciaga...
"telewizor wpatrywał się bezczelnie w kanapę", "otuliła się szalikiem kłamstw", "Latarnie świecą tak jak lubię, wąsko, rytmicznie." <-- tak dla przykladu
Oj... To by bylo straszne... Koniec swiata istny...
"telewizor wpatrywał się bezczelnie w kanapę", "otuliła się szalikiem kłamstw", "Latarnie świecą tak jak lubię, wąsko, rytmicznie." <-- tak dla przykladu

tygrysia pisze:Bo jeśli tak, bracie, to uroczyście obiecuję, że to moja ostatnia recenzja.
Oj... To by bylo straszne... Koniec swiata istny...

Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...
Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...
See the fallen angels pray... for my sweetest poison...
I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...
See the fallen angels pray... for my sweetest poison...
I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
13
Mnie też przyciąga, bo jest właśnie inne. Niezmanieryzowane. Nienapchane od góry do dołu obtłuczonymi metaforami i zwrotami. Nie podchodzące pod żaden kanon. Po prostu takie jakie powinno być żeby zaciekawić i zachwycić. Przynajmniej mnie...

"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
z moim bólem - jak boli
Ciebie Twój człowiek."
z moim bólem - jak boli
Ciebie Twój człowiek."
14
Tygrysia pisze:
Chodzi mi o pokręcone zdania w stylu "telewizor wpatrywał się bezczelnie w kanapę" lub "otuliła się szalikiem kłamstw".
[...]
Hm... Bo mi takie tentegesy językowe trudno nawet uznać za poetyzowanie. No nie wiem. Po prostu mnie to odrzuca.
Teraz łapię.
Wiesz, sam nie cierpie "językowych tentegesów", ale ja nie znoszę ich wtedy, i tylko wtedy, kiedy są pretensjonalne.
Dlatego nie przepadam za białymi wierszami. Bo co za problem napisać:
"Kwiaty pojedynczych łez
na ślizgawkach rumianych
bezzstronnie milczały
tocząc się chłodnym, bezrozumnym
symetrycznym wzorem"
[Napisane w 30sek.]
...A potem udawać, że to ma sens?
Ale podobne, poetyckie sformuowania nie przeszkadzają mi, a nawet lubię z nich korzystać, jeżeli w prosty sposób powiedzą nam o czymś, o czym inaczej trzeba by napisać pięć banalnych zdań.
15
Pierwsze dwa zdania (o telewizorze i szaliku) są moje. Zmyślone na kompletnym poczekaniu
Mnie właśnie takie "krętactwo" językowe kojarzy się z czymś oklepanym. Przeczytałam tego mnóstwo i w najróżniejszych formach.
I nie zgadzam się z tym, że zdania proste są banalne. Nawet wyszukane metafory można łatwo strawić jeśli jest ich kilka. Ja sól. Za dużo - wywoła u mnie niestrawność.
Dlatego Nine, pytam b nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi. Czy w innych tekstach też masz [aż] tyle tentegesów? Czy to jeden, powiedzmy, wypadek przy pracy?
Nef -->Końca świata z pewnością to nie spowoduje. Zwłaszcza, że Nine doskonale wie czego chce, a błędów robi jak na lekarstwo.
Choć od ironii i tak można się było powstrzymać.

Mnie właśnie takie "krętactwo" językowe kojarzy się z czymś oklepanym. Przeczytałam tego mnóstwo i w najróżniejszych formach.
I nie zgadzam się z tym, że zdania proste są banalne. Nawet wyszukane metafory można łatwo strawić jeśli jest ich kilka. Ja sól. Za dużo - wywoła u mnie niestrawność.
Dlatego Nine, pytam b nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi. Czy w innych tekstach też masz [aż] tyle tentegesów? Czy to jeden, powiedzmy, wypadek przy pracy?
Nef -->Końca świata z pewnością to nie spowoduje. Zwłaszcza, że Nine doskonale wie czego chce, a błędów robi jak na lekarstwo.
Choć od ironii i tak można się było powstrzymać.
Błąd 404. Podpisu nie znaleziono.