[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

1
Kto ma nos, niech słucha

Słońce wzeszło nad horyzontem i święte miasto Gosmos zbudziło się niczym gniazdo robaków odkryte pod kamieniem. Podniósł się trzepot tysięcy kończyn i uliczny kurz. Zawrzało jak w ulu. Ludzie brali się za życie.
Huemaj już był na nogach. Wcześniej niż zwykle wstał, obmył twarz modlitwą, włożył lnianą sukienkę, pokłonił się przodkom z ołtarzyka i na czubkach palców, aby nie zbudzić rodziców, wymknął się z małej chatki w Dzielnicy Marzeń.
Wrócił się jeszcze po ostatniego kołacza na drogę, na cały dzień – długi i trudny, ale (tego był śmiertelnie pewien) ostatni takiego żywota. Dziś bowiem wszystko się zmieni.
Jeszcze spojrzał na śpiących rodziców, jakby chciał ich zapewnić – będzie lepiej, staruszkowie. Lepiej niż zwykle. Bo zwykle to ojciec tylko leży i przyzywa śmierć. Matka nie wie nawet, co się wokół dzieje. Jęczy, narzeka, miesza wspomnienia z bajkami, odlatuje, potem spada i wciąż ma doła. Całkiem oboje potracili serca do życia.
Zamknął za sobą drzwi i wyszedł na wąską uliczkę, po której sunęły już pierwsze cienie.
Dziś się uda. Dziś znajdzie pracę.

***

Dziwny to był chłopak ten Huemaj. Niektórzy mówili, że ma pstro w głowie, inni że bardziej fiu-bździu. Że tam całkiem nierówno pod sufitem, że brakuje mu piątej klepki, ale jednak swoje wie. Co dokładnie, nie wiedział nikt. A Huemaj szedł cuchnącą uliczką slumsów, przeskakiwał dziury i za swoją miał myśl, że dorosłość jest niczym studnia. Wpadasz i lecisz, póki się nie roztrzaskasz. Ale studnia daje wodę, a woda to życie. Nie można ciągle chłeptać z kałuży.
Trzeba umieć znaleźć sobie miejsce. Dlatego wylazł z gosmicznego tyłka i ciągnie teraz ku szlachetniejszym organom miasta. Z dolin slumsów ku wzniesieniom lepszych dzielnic. Szedł lekko, z energią, ale im bardziej oddalał się od nędznego rodzinnego gniazda, tym większy kamień dźwigał w żołądku i mniej miał oliwy w kolanach. Z ulgą przywitał tłum na jednej z ulic, w którym mógł ukryć swoją marną osobę.
Tłum daje odpocząć. Tłum prowadzi. Nie każe myśleć, ani rozglądać się na boki. Tłum daje poczucie bezpieczeństwa. W tłumie możesz zrobić wszystko. Huemaj chciał tylko dotrzeć pod Tablice Rozpaczy. Wpasował się w rytm kroków i szedł. Szedł aż do świątyni Pani Przepysznej, tej z wielką kopułą w kształcie piersi, stamtąd skrótem przez podwórka ortodoksów dotarł na miejsce.
Huemaj nie miał zamiaru czekać tu jak zawsze i wypatrywać świątynnych łowców głów. Od razu zabrał się za poszukiwania. Potrzebował agenta.
Znalazł jednego, zaświecił chłopakowi (trochę obdartus i z bielmem na oku) miedzianą monetą i odwiódł na bok, do szeptu. Wyjaśnił sprawę rozwlekle i nie bez nerwów, chciał bowiem wypaść jak najlepiej podczas pierwszego spotkania.
Agent zrobił minę, jakby nic nie rozumiał i zapytał:
– Umiesz pisać?
Umiał niewiele. Podpisać się i początek modlitwy „O boge, wskaż mi cel i wyznacz drogę, lecz nie zapomogę”.
– Szukają wyjątkowych ludzi do pisania listów otwartych przeciwko zabobonom. Umiesz chociaż przeklinać? Obrazić kogoś słowami?
Huemaj przytaknął, ale bez przekonania.
– Ech… to może chociaż tańczyć? Wiesz, jest taki święty klubik, gdzie chłopcy tacy jak ty tańczą sobie rytualny taniec dla podtrzymania obrotów wszechświata. Łatwa, przyjemna praca i niezła kasa. Mogę cię tam wprowadzić, ale dzielimy się pół na pół.
Podziękował i odszedł. Agent patrzył jeszcze na jego plecy i krzyknął po chwili:
– Idź do Pani Otwartej!
Huemaj podszedł do chodnika i przysiadł w ulicznym pyle. Czuł, że staje się ciężki jak skała, niezdolny do ruchu. Serce wariowało niczym zwierzątko polewane wrzątkiem. Tak parzył wstyd i rozczarowanie. Czy naprawdę myślał, że dostanie pracę za pierwszym razem?
Na pracę trzeba sobie zapracować.
Po długiej chwili wstał i pomaszerował przez tłum na plac przed świątynią Pani Otwartej. Tutaj spędził dwie godziny w kotle, wędrując przed oczami świątynnych łowców głów. Niektórzy biedacy bez pracy przyłazili tu z przyzwyczajenia, nie zależało im na uznaniu w oczach rekruterów. Gadali między sobą, wymieniali plotkami, a nieraz wygłupiali się i stroili żarty.
Huemaj trzymał fason. Wznosił podbródek, mrużył oczy na masce twórczego zamyślenia, kroczył pewnie i z dumą dźwigał ramiona. W końcu wpadł w oko jednemu grubaskowi w świątynnej sukience, który przyzwał go wskazaniem palca.
– Nadajesz się na czyściciela łańcuchów wróżbiarskich. Masz długie ręce.
W odpowiedzi zaczął paplać podziękowania za ofiarowanie szansy i zapewniać, że stać go na więcej, większe ma też ambicje, wierzy, iż potrafi lepiej przysłużyć się Świątyni.
– Możliwe. Zatem specjalista od postu. Oferujemy darmową wodę, darmową matę do leżenia i zgrany zespół. Wynagrodzenie w kromkach suchego chleba.
Odparł, że to stanowczo zbyt lekka praca takie poszczenie. On jest gotów na wysiłek, na ciężar uczciwej harówy, bardziej bowiem od bezpiecznej posadki ceni sobie samorozwój.
– To zostaniesz nosicielem bogini. Zaczniesz z glinianą figurą. Jedna procesja dziennie. Za pół miedziaka. Zgoda?
Wyciągnął dłoń jak do bliźniego, lecz Huemaj wahał się. Zaczął tłumaczyć, że to zaszczytna oferta i wielkie wyróżnienie, ale…
Wtedy świątynny łowca ominął go i poszedł dalej.

***

Kto przy zdrowych zmysłach odrzucałby robotę w Świątyni? To przecież największy i najlepszy pracodawca. Święty personel liczy tysiące dusz. W każdym przybytku Pani, w urzędach, zarządach, szkołach, służbach ludzie dbają o pomyślny los miasta Gosmos. I z tego żyją.
Miał ochotę pobić siebie samego. Złapać kamień i wyrżnąć się w pysk. Z nerwów wpadł na koniec jakiejś kolejki, a chłopak (o którego uderzył) odwrócił się i powiedział:
– Za późno, biedaku, przyjmują tylko stu na dzień próby. A ja jestem setny.
Poszedł więc dalej. U wejścia do dzielnicy Tysiąca Świątyń utknął wraz z tłumem, pędzono bowiem niewolnych. Ruch uliczny zamarł rozdarty na pół przez kordon strażników torujących drogę. Ludzie przyglądali się jeńcom wojennym – bezwolnym i nieświadomym swojego położenia, bo spętanym potężnymi klątwami.
Gdyby chociaż wyglądali obco, łatwiej by się na nich patrzyło. A tak przypominają ludziom z tłumu prawdę od wiele straszniejszą od starej bajki: „dzisiaj ja, jutro ty”. Odkąd bowiem napływają z podbitych krain, trudniej zostać niewolnikiem we własnym mieście. A jeśli klepiesz biedę i nie przynosisz pożytku, a fizyczniaków w bród, nadasz się do jednego – wycisną z ciebie mojo.
– Przeklęte zwierzęta – odezwał się do Huemaja jakiś niski człowieczek z czarnym wąsem – przyjeżdżają i zabierają pracę uczciwym ludziom. Słyszałeś, chłopcze, że w tym miesiącu Wielkie Odchudzanie będzie wcześniej?
Jakże mógł nie słyszeć. Na wielu placach heroldowie ogłaszają, że bogini dość ma ludzkiego tłuszczu, który zalega na zdrowej miejskiej tkance. Kto nie ma za co żyć, ten lepiej żeby nie żył. Każdy jest bowiem kowalem swojego losu i jeśli nie chce kuć żelaza póki gorące, to niech spłonie w ogniu ofiarnym. Do raju nie wchodzi się za darmo.
Huemaj poczuł w piersiach żar paniki. Myśli cięły mu głowę jak wściekłe gzy. Przecież obiecał sobie, że dziś się uda. Od tej pory żadnego wybrzydzania, czas zgiąć ambicji kark, choćby siłą. Teraz bierze każdą robotę – może być balsamierem, obmywaczem ołtarzy ofiarnych. Pieniądz nie śmierdzi. Śmierdzi bieda. I śmierć. O tak, śmierć śmierdzi strachem.
Ruszył wraz z tłumem przez place i ulice. Pod świątynią Pani Spełnionej dotarł na łokciach do połowy kolejki, która rozpadła się, gdy ogłoszono, że koniec, już nie przyjmują do mieszania meghavy – rytualnego napoju oszałamiającego.
– A może to dobrze – powiedział do Huemaja jakiś człowiek bez zębów – ponoć robią tam za darmo. Tylko aby wdychać opary. Tak jakby… też niewolniki, co?
Huemaj nie miał czasu na dyskusje, ruszył dalej. Kolejne kolejki. Wybuchy radości i łzy rozpaczy. Tracił godziny, tracił siły i cierpliwość. Zdążył już wydać miedzianą monetę na kubek wody, inaczej nie zdołałby zjeść kołacza. Słońce przetaczało się po niebie jak wielkie ziarno piachu – ostatnie w klepsydrze.
Z następnej kolejki siłą wyciągnął go jakiś młody chłopak.
– Uwierz, że nie chcesz – splunął krwią i otarł łzawiące oko. – Na kogo uzdrawiacze przerzucają choroby swoich klientów? Na pomocników! Straciłem już nerkę i płuco. Gniję, jestem ludzkim odpadem. Lepiej od razu położyć się na ołtarzu. Idź no stąd, dobrze ci z oczu patrzy, szkoda takiego…
Posłuchał. Usiadł na kamieniu gdzieś na tyłach małej świątynki Pani Wdzięcznej i zapłakał.
Wtedy rozzłościły Huemaja własne łzy, padł więc na kolana i zaczął się modlić. Pytać na głos, dlaczego bogini tak bardzo chce jego śmierci? Mało ma świątyń, złotych figur i wielkich pomników, po co jej jeszcze mojo z jego nędznej duszy? A przecież to właśnie biedacy kochają boginię najmocniej. Nie wybrzydzają, nie szukają pociechy u obcych bożków, przyjmują zły los z pokorą, odwdzięczając się ślepą miłością.
– Dlaczego nasza śmierć warta jest dla ciebie więcej niż życie?!
Ludzie oglądali się, pokazywali sobie chłopaka palcami, ale miał to w nosie. Nic nie było ważniejsze od ulgi, która zaleje go, gdy skończą się łzy.
Wtedy los odwrócił się do Huemaja i iskierka nadziei błysnęła w inkrustowanym złotem uśmiechu świątynnego rekrutera.
– Mam dla ciebie pracę. Zostaniesz posłańcem. Przekażesz wiadomość.

***

Przed posągiem Pani Prawdziwej w ciemnych trzewiach największej świątyni miasta Gosmos patriarcha Polip wysłuchiwał raportu.
– To już czterdziesty trzeci, czcigodny panie. Bogini nadal milczy.
– Róbcie swoje – rzekł, odwracając wzrok od idealnych kształtów oddanych w marmurze.
– Powoli zaczyna nam brakować młodych i niewinnych głupców o czystym sercu. Czy to jest aby najlepsza… – sekretarz przerwał ugodzony wzrokiem patriarchy.
– Nie przestaniemy, dopóki ta suka nie odpowie! Jesteśmy Świątynią do diabła!!! Zacznijcie kolejną rekrutacje.
Najlepsi świątynni łowcy głów pokłonili się i wyszli w milczeniu na poszukiwania nieszczęśnika, którego męczeńska śmierć tym razem poruszy sumienie bogini.
nogaboga.pl

Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

2
Balibor pisze: obmył twarz modlitwą,
Gdyby wcześniej pojawiła się scena, w której ktoś się modli i ukrywa twarz w dłoniach, to mogłoby zagrać. A tak - żaden z gestów modlitewnych, które szybko przychodzą do głowy, nie pasuje do mycia twarzy.
Balibor pisze: śmiertelnie pewien
Nie ten przysłówek.
Balibor pisze: małej chatki w Dzielnicy Marzeń.
Czekaj... slumsy nazywają się Dzielnica Marzeń? :) Pięknie! Ale chatka jest zbyt sielankowa. Może mieszkanko? Będzie pasowało i do Dzielnicy Marzeń i do slumsów. ;)
Balibor pisze: miesza wspomnienia z bajkami, odlatuje, potem spada i wciąż ma doła.
Bardzo ładnie! Właśnie tak kombinuj, wykorzystuj wieloznaczność!
Balibor pisze: przeskakiwał dziury i za swoją miał myśl,
Coś tu wyszło niezgrabnie z tą za swoją myślą i w dodatku jęzor sobie można połamać (spróbuj to przeczytać na głos).
Balibor pisze: tym większy kamień dźwigał w żołądku i mniej miał oliwy w kolanach. Z ulgą przywitał tłum na jednej z ulic, w którym mógł ukryć swoją marną osobę.
Przekombinowane. Oliwa w kolanach? Przywitał tłum? Trzymaj się w ryzach, bo odlecisz. Nie trzeba robić figli w każdym zdaniu. Tu mogłoby być zwyczajnie, spokojnie, taka przerwa na oddech.
Balibor pisze: Nie każe myśleć, ani rozglądać się na boki.
Może lepiej tak: Nie trzeba myśleć, ani rozglądać się na boki.
Balibor pisze: i odwiódł na bok, do szeptu.
Tu za bardzo skróciłeś. Zobacz to w wyobraźni, w scenach jak z filmu:
1. Huemaj wyciąga monetę
2. Ten z bielmem to zauważa i podchodzi
3. Odchodzą na bok
4. Szepczą (teraz wiadomo, że odeszli na bok, żeby nikt ich nie słyszał)
Tylko właściwie dlaczego szeptali? Kto mógłby ich usłyszeć i jaki z tego zrobić użytek?
Balibor pisze: Ech… to może chociaż tańczyć? Wiesz, jest taki święty klubik, gdzie chłopcy tacy jak ty tańczą sobie rytualny taniec dla podtrzymania obrotów wszechświata. Łatwa, przyjemna praca i niezła kasa.
Śliczne!
Balibor pisze: Serce wariowało niczym zwierzątko polewane wrzątkiem.
Złe porównanie, zbyt drastyczne. Zwierzątko, które przez pomyłkę ugryzło osę? Albo coś z tej półki...
Balibor pisze: Tutaj spędził dwie godziny w kotle,
Jakim kotle?
Balibor pisze: kroczył pewnie i z dumą dźwigał ramiona.
Dźwiganie ramion i duma nie idą w parze.
Balibor pisze: – Możliwe. Zatem specjalista od postu. Oferujemy darmową wodę, darmową matę do leżenia i zgrany zespół. Wynagrodzenie w kromkach suchego chleba.
Pięknie! :)
Balibor pisze: Wtedy los odwrócił się do Huemaja
Może tak: Wtedy los się odwrócił i znienacka uśmiechnął do Huemaja
Balibor pisze: którego męczeńska śmierć tym razem poruszy sumienie bogini.
Może tak: którego męczeńska śmierć w końcu poruszy sumienie bogini.


Technicznie jest lepiej niż w kawałku z kozą. Uważaj na porównania i skróty myślowe. Pisz. Lubię Twoje światy. :)

Ach, i jeszcze jedno: Dlaczego do słuchania potrzebny jest nos? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

3
Balibor pisze: Wrócił się jeszcze po ostatniego kołacza na drogę
Skoro mówi narrator trzecioosobowy, to powinien mówić językiem pisanym, a nie mówionym. Takie błędy jestem w stanie łyknąć w narracji pierwszoosobowej prowadzonej przez postać, o której wiemy, że nie jest tytanem intelektu.
Balibor pisze: wciąż ma doła.
Niespecjalnie pasuje do stylu.
Balibor pisze: że dorosłość jest niczym studnia. Wpadasz i lecisz, póki się nie roztrzaskasz. Ale studnia daje wodę, a woda to życie. Nie można ciągle chłeptać z kałuży.
A to bardzo miłe i ciekawe.
Balibor pisze: Podpisać się i początek modlitwy „O boge, wskaż mi cel i wyznacz drogę, lecz nie zapomogę”
<3
Balibor pisze: Gdyby chociaż wyglądali obco, łatwiej by się na nich patrzyło. A tak przypominają ludziom z tłumu prawdę od wiele straszniejszą od starej bajki: „dzisiaj ja, jutro ty”. Odkąd bowiem napływają z podbitych krain, trudniej zostać niewolnikiem we własnym mieście.
Fantastyczny smaczek.
Balibor pisze: Słońce przetaczało się po niebie jak wielkie ziarno piachu – ostatnie w klepsydrze.
To też.

Podobnie, jak Thana, nie rozumiem kotła i nie kupuję oliwy w kolanach. Poza tym? Cudowne. Historia przewidywalna, ale humor, styl i te wszystkie pół-mądre, pół-śmieszne sentencje poutykane w tekście są idealne. Dawno nie czytałam tak niewymuszenie zabawnego i oryginalnego tekstu.

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

4
Całkiem niezły tekst.
Podoba mi się.
Miejsce kojarzy mi sie z pewnym subkontynentem w okolicach Azji.
Pierwszy akapit jakoś dziwnie się czyta. Dwa zdania dłuższe, dwa krótkie. Jak polskie Cinquecento z profilu. Trochę mi zgrzyta między zębami taki złamnany rytm.
Pare niezłych obserwacji poutykanych w tekście z pewnością jest plusem. Nietypowe przebrania dla stereotypów też.
Miałem czasem takie małe odczucie, ze niktóre przenośnie czy porównania są lekko naciągane, żeby utrzymac nastrój tekstu.
O ile obmycie twarzy modlitwą dałbym radę strawić - dość poetycki kondensat porannych rytuałów - o tyle zakończenie opisu matki tekstem "ma doła" skojarzyło mi się z Jokerem uwspółcześniającym Monę Lisę sprayem. Niszczy pięknie zbudowany obraz.
No i zakończenie. Może tak ma być, ale brzmi jak zupełnie inny język i zupełnie inna historia. Może dałoby się lepiej skleić.
Ogólnie dobrze mi się czytało. Jest zbudowany klimat miejsca i jest jakiś sens w historii. Językowo chyba jeden z lepszych tekstów jakie ostatnio czytałem na wery.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

5
@Thana
Hej, dziękuję za Twoje krytyczne spojrzenie i miłe słowa. Cieszę się, że świat nogi boga przypadł Ci do gustu.
Klasycznie: z czym mogę polemizować, z tym będę. Resztę przyjmuję z pokorą :)
Thana pisze: A tak - żaden z gestów modlitewnych, które szybko przychodzą do głowy, nie pasuje do mycia twarzy.
W porządku. Miałem nadzieję, że to połączy się skojarzeniowo z ablucją. W niektórych religiach (np. zaratustrianizm) modlitwa traktowana jest jak element higieny osobistej. A Huemaj jest tak biedny, że za poranną toaletę starczyć mu musi kilka religijnych gestów. Może zabrakło ich opisu?
Thana pisze: Ale chatka jest zbyt sielankowa. Może mieszkanko? Będzie pasowało i do Dzielnicy Marzeń i do slumsów.
Miałem w głowie slumsy w typie morza chatek zbitych z byle czego, ale masz rację. W takim mieście, gdzie każda dzielnica jak organ ma swoje miejsce, slumsy mogą rosnąć tylko w górę.
Thana pisze: Trzymaj się w ryzach, bo odlecisz. Nie trzeba robić figli w każdym zdaniu. Tu mogłoby być zwyczajnie, spokojnie, taka przerwa na oddech.
Dzięki za to! "Zrób kilka kroków w tył i dopiero patrz". Czasem potrzebuję innej perspektywy.
Thana pisze: Jakim kotle?
A miało być tak metaforycznie :) Myślałem o stłoczonych ludziach, do tego wirujących jak w kotle, w którym ktoś zamieszał, plus żar z nieba. Ale może odleciałem za daleko.
Thana pisze: Ach, i jeszcze jedno: Dlaczego do słuchania potrzebny jest nos?
To częsty motyw w starożytnych religiach (np. Egiptu): kto ma nos niech wącha. Wierzono, że manifestacje bóstw obecne są w świecie realnym i wystarczą nam zmysły, aby tego doświadczyć. W tym opo końcówka mówi coś przeciwnego. Bogini milczy. Twój nos jest ci potrzebny do słuchania, jak język do patrzenia.

@MargotNoir
Dzięki za uwagi i pochwały. Cieszę się, jeśli choć trochę i na moment Cię rozśmieszyłem.
MargotNoir pisze: Takie błędy jestem w stanie łyknąć w narracji pierwszoosobowej prowadzonej przez postać, o której wiemy, że nie jest tytanem intelektu.
Mogłabyś wskazać mi te błędy (chodzi o odmianę?). Żal przyznać, ale sam nie jestem tytanem intelektu.
MargotNoir pisze: Niespecjalnie pasuje do stylu.
Też tak czułem, ale postanowiłem zaryzykować, licząc na szampana :)
MargotNoir pisze: Podobnie, jak Thana, nie rozumiem kotła i nie kupuję oliwy w kolanach
Masz rację, z tym kolanem to przesada. Wyobraziłem to sobie tak: kolano to trochę taki zawias, bez odpowiedniego naoliwienia skrzypi, zgina się z trudem. Wzrost kortyzolu we krwi w związku ze stresującą sytuacją jest zrozumiały (uczucie kamienia w żołądku), ale spadek kolagenu w kolanie już chyba nie :)
Jeszcze raz dziękuję za Twój czas i komentarz.

@ Seener
Dzięki :)
Seener pisze: o tyle zakończenie opisu matki tekstem "ma doła" skojarzyło mi się z Jokerem uwspółcześniającym Monę Lisę sprayem.
Ha, to ciekawe porównanie, podobnie jak polskie Cinquecento. Ten dół rzeczywiście podlatuje współczesnym językiem.
Seener pisze: No i zakończenie. Może tak ma być, ale brzmi jak zupełnie inny język i zupełnie inna historia. Może dałoby się lepiej skleić.
A to już był celowy zabieg. Raz: miałem nadzieję, że to wzmocni puentę. Dwa: chciałem zestawić emocjonalną historię ludzkiego dramatu z bezdusznym porządkiem "wyższych spraw". Ci goście po prostu robią swoje, mają robotę do wykonania.
Jeszcze raz dzięki za lekturę :)
nogaboga.pl

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

7
Balibor pisze: Huemaj już był na nogach
Nie wiem czy to celowy zabieg, ale pięknie skomponowane pytanie w imieniu :D
Balibor pisze: Wcześniej niż zwykle wstał
Nie powinno być: "Wstał wcześniej niż zwykle"?
Thana pisze: Balibor pisze:
Source of the post obmył twarz modlitwą,

Gdyby wcześniej pojawiła się scena, w której ktoś się modli i ukrywa twarz w dłoniach, to mogłoby zagrać. A tak - żaden z gestów modlitewnych, które szybko przychodzą do głowy, nie pasuje do mycia twarzy.
Zgadzam się z tym w 100%. Zatrzymałam się i musiałam przeczytać to jeszcze raz, niepewna czy dobrze przeczytałam, lub czy Ty dobrze napisałeś.
Balibor pisze: Całkiem oboje potracili serca do życia.
I znów przestawiłabym szyk zdania: "Oboje całkiem potracili sens życia." Wiem, że przestawianie nadaje indywidualny styl Twojemu opowiadaniu, ale to konkretne bardziej wybija z czytania niż sprawia, że wzrok aż płynie po tekście.
Balibor pisze: Po długiej chwili wstał i pomaszerował przez tłum na plac przed świątynią Pani Otwartej.
Przed świątynię.
Balibor pisze: mrużył oczy na masce twórczego zamyślenia
A to dobre :D
Balibor pisze: Wyciągnął dłoń jak do bliźniego, lecz Huemaj wahał się
Balibor pisze: Ludzie oglądali się,
Unikaj stawiania "się" na końcu zdania. To niepoprawne stylistycznie i po prostu nienaturalne.
Balibor pisze: Z nerwów wpadł na koniec jakiejś kolejki, a chłopak (o którego uderzył) odwrócił się i powiedział
Ten nawias naprawdę jest tam potrzebny? Może lepiej napisać: "a chłopak, o którego przy okazji uderzył, odwrócił się i powiedział"?

Jeśli zaś chodzi o ogólne wrażenia, tekst jest dobry, a historia interesująca. W ciekawy sposób przeplatasz życiowe mądrości z tym, co się teraz dzieje w europie, czy nawet w Polsce - z uchodźcami. Czytelnikowi, w tym przypadku mnie, aż żal było głównego bohatera. Nawet przemknęła myśl "ty idioto!" kiedy zaczął wybrzydzać nad oferowaną mu pracą :D A końcówka pobudza wyobraźnię, czy to oby ten nieszczęsny idiota nie zostanie owym "nieszczęśnikiem" ;) Pozdrawiam!

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

8
Bardzo spodobał mi się Twój język w tym tekście. Trochę gawędziarski, chwilami podlany humorem, chwilami w pewien sposób przejmujący. Czuć pewną egzotykę otoczenia, czuć, że szukasz ciekawych metafor, porównań, że nie idziesz w prostotę, ale nie jest to nachalne i męczące. Bardzo plastyczne - naprawdę rzadko tak dobrze "widzę" bohatera i świat po przeczytaniu krótkiego tekstu. Ode mnie - duże brawa za to :D

Chwilami pewnie nie zaszkodziłoby jeszcze trochę doszlifować tekst, może lepiej wyważyć porównania i trochę unikać skrótów myślowych - tutaj trudno mi znaleźć jakoś więcej przykładów ponad te, które już padły.
Ale znowu - podchodź do ewentualnych zmian ostrożnie, żeby opowiadania nie "wykastrować", bo ten ozdobny styl jest jego atutem. Dodam też, że w wielu miejscach odbiór pewnie będzie mocno subiektywny. Do mnie na przykład "obmycie twarzy modlitwą" trafiło od razu.

Pochwalę też osobno kreację świata. Bo pokazałeś mi go naprawdę dużo, w krótkim tekście i to jest cenna umiejętność. Widać dużo układów społecznych, wspomnienie o niewolnictwie, o "święcie". Do tego ładnie dograne nazwy (imię głównego bohatera to w ogóle strzał w dziesiątkę, ale też kolejne imiona bogini itd.). Zaciekawiłeś mnie.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

[W] Kto ma nos, niech słucha (opowiadanie fantasy)

9
MargotNoir pisze: Chodzi mi dokładnie o zachowanie zdanie. Wrócić, a nie wrócić się. Kołacz nie jest żywy, więc w liczbie mnogiej mamy kogo? co? Jeden kołacz, a nie jednego kołacza.
Teraz rozumiem, dzięki :)
Anna Kowalczewska pisze: Nie wiem czy to celowy zabieg, ale pięknie skomponowane pytanie w imieniu
Cieszę się, że to zauważyłaś. I dziękuję za Twój czas i uwagi (wszystkie mi się przydadzą). I za współczucie dla Huemaja. To znak, że coś mi się udało :)

@ Adrianna
Dziękuję za Twój komentarz. To świetne, na jak wiele aspektów zwróciłaś uwagę. Postaram się nie zmarnować Twojego zaciekawienia. Wkrócę wrzucę kolejny kawałek z nogi boga.
Pozdrawiam,
Balibor
nogaboga.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”