Uwaga, tekst dla dorosłych.
Myszka
Matylda rozlała swój ogromny tyłek na tapczanie, tuż obok męża Romana. Zmierzyła wzrokiem lichego w posturze mężczyznę, który patrzył w kierunku włączonego telewizora i tylko głośno co jakiś czas przełykał ślinę, udając, że nie widzi małżonki.
- Czego chcesz? – zapytał, ponieważ niezręczność ciszy zaczynała nieznośnie ciążyć. Żona bowiem nic nie mówiła, jedynie przypatrywała się z filuternym uśmiechem. Roman wiedział, co się za tym i uśmiechem, i wzrokiem nachalnym kryje. Pytanie „czego chce” było pewnym wymuszeniem ze strony pulchnej, siedzącej w samym szlafroku kobiety. Oboje znali odpowiedź.
- Jak to czego, ciebie – odparła. Z jęknięciem, jakie towarzyszy większemu wysiłkowi, ułożyła masywną nogę na siedzisku tapczanu, następnie powoli zaczęła gładzić stopą okolice podbrzusza męża.
- Głowa mnie boli, myszko... Daj spokój, nie dziś.
Myszką ją nazywał odkąd się poznali. Wówczas rzeczywiście wagę Matyldy można było zaliczyć do myszkowej. I pomyślałby kto, po tamtej niepozornej kobiecie nie pozostało nawet wspomnienie.
- Nie wygłupiaj się, staruszku – kobieta zaczęła rozsupływać, a następnie uchylać poły szlafroka – pomasuję ci tę głowę. Tylko wpierw musisz sobie zasłużyć – pogroziła palcem, pół żartobliwie, pół serio, grubym palcem-wałkiem u dłoni olbrzyma nieznoszącego sprzeciwu.
Kobieta zsunęła z siebie nocne ubranie, zza którego wylały się fałdy tłuszczu i ogromne zwisające piersi. Roman uparcie wytężał wzrok w stronę telewizora. Ta stara ma więcej krzepy niż młody kogucik – pomyślał z rozgoryczeniem i zacisnął mocniej suche usta.
Odkąd stała się natrętną „w tych sprawach”, Roman unikał podobnych sytuacji jak tylko mógł, co od chwili przejścia na emeryturę stało się tym trudniejsze, ponieważ większość dnia spędzał w domu. Któregoś razu, celem uniknięcia spółkowania z namolną żoną, zaczął popołudniami wychodzić do pobliskiej speluny, wracając dopiero późną nocą, po cichu, aby tylko nie obudzić „myszki”. Ale myszka przeważnie nie spała. Czatowała wściekła aż wróci.
Ponieważ Matylda nie tolerowała męża pijaka, postanowiła raz na zawsze ukrócić jego długą, o wiele za długą smycz, sięgającą pobliskiego baru. Każdy burek musi znać swoje miejsce przy budzie i kto jego właścicielem jest - mawiała. Zaledwie jedne jedyne jej odwiedziny wystarczyły. Wpadła którejś nocy i siłą wytargała biedaka w obecności kumpli na zewnątrz, gdzie wrzeszcząc i wyzywając zagoniła z powrotem do domu.
- Do chałupy, skurczybyku! Tylko wstyd przynosisz, łachudro przeklęta! Młodszego sobie znajdę, zobaczysz! – grzmiała zza pleców drżącego Romana w środku nocy.
Odtąd małżonkowi-burkowi nieposłusznemu więcej do głowy nie przyszło wymykać się z domu.
- To jak będzie, nie przytulisz nawet swojej myszuni? – odezwała się siedząca obok.
Zrezygnowany Roman cicho odłożył pilot na stolik obok. Usta miał sine z przejęcia i nerwów.
- Naprawdę źle się czuję…
- Chodź tu, a głupot nie opowiadaj – złapała i przycisnęła męża do piersi. Nie próbował się wzbraniać, kiedy oboje wyciągnęli się na kanapie, posłusznie robił wszystko, czego od niego wymagano. Niepozorny zatopił się w tłustym cielsku myszki. Kiedy chciał zdjąć koszulę, nie pozwoliła.
- Wiesz czego chcę! – krzyknęła. Złapała za romanową głowę i siłą ściągnęła w okolice owłosionego łona i mocno dociskając komenderowała każdym ruchem, co i jak ma robić, krzycząc przy tym i wierzgając.
- O tak, o tak, stary zboku, szybciej!
Dopiero, kiedy zaspokojona wypuściła biedaka z miłosnych objęć i opadła bezwładnie na kanapie, mąż odsunął się zniesmaczony na drugi koniec, wycierając prędko twarz o rękaw koszuli. Ciężko dysząca Matylda, ogromna, na tyle duża, że jedno jej ramię i jedna noga nie mieściły się na tapczanie zwisając obok, wyszczerzyła zęby z zadowolenia, mierząc męża łagodnym spojrzeniem.
Chyba chciałaby jeszcze…
Chyba chciałaby jeszcze…
Mężczyzną wstrząsnęły własne myśli. Zaklął cicho pod nosem.
- Co tam mówisz? Nie słyszę.
- Że cię kocham... Myszko.
- A głowa? Boli cię jeszcze? Daj, pomasuję.
- Nie trzeba, już przestała.
- A widzisz, czego ci, cholero jasna, trzeba było – znów wyciągnęła przed siebie palec-wałek i pogroziła nim. – Więcej się nie wykręcisz bólem głowy. Już wiemy co ci pomaga.