Martwi wstali z grobów.
Powoli opuszczają cmentarzysko i wtłaczają się do zapomnianych domów. Wodzą po sobie pustymi oczodołami, bezskutecznie próbując odszukać znajome twarze. Mijają zarośnięte ogrody i wraki samochodów. Z żadnego komina nie sączy się strużka dymu, z żadnego okna nie spogląda ciekawski człowiek.
Otwierają drzwi.
Pies nie szczeka na powitanie, radio milczy, a jedzenie gnije w półmiskach. Rozsiadają się w sfatygowanych fotelach i czekają.
Nie słychać śpiewu ptaków, szumu liści, ani przejeżdżających aut.
Nie słychać śpiewu ptaków, szumu liści, ani przejeżdżających aut.
Czuwają tak od wieków. Pokryci całunem z kurzu śnią, oczekując spełnienia obietnicy złożonej im za życia.