Dziadek z zasadami

1
Kroił jabłko. Powoli. Starym scyzorykiem, z napisem „Gerlach Stainless Poland”, grawerowanym na startym ostrzu. Skupiony, czytał ten napis powoli i ciągle od nowa. Mała strużka soku okrążyła kawałeczek miąższu. Rozlała się po napisie.
Emeryt resortowy Drożyniak, zwany potocznie Dróżką, oparł głowę o stary kredens. Zamknął oczy. Policzył w duchu, że nie pije już trzysta dwadzieścia i sześć dni. Kontemplował to. Zawsze jak gięło go do gorzały, to brał stary scyzoryk o startym ostrzu i przecinał nim jabłko. Nigdy tych jabłek nie jadł, ponieważ zwyczajnie nie znosił ich smaku. Wyrzucał do zbiorczego kontenera na śmieci całe wiadra przeciętych jabłek, tydzień w tydzień od trzystu dwudziestu sześciu dni. Dlatego wszyscy w budynku plotkowali, że Dróżka zwariował na emeryturze. Mówili też, że ta emerytura na pewno wynosi trzy tysiące złotych, ale większość zabiera mu była żona za jakieś długi. Inni mieli w sobie więcej realizmu, bo o uszczuplanie kieszeni dziadka oskarżali wnuka Dróżki.
Wnuk właśnie przyszedł go odwiedzić. Drzwi były otwarte, bo od czasu pewnej milicyjnej akcji z przeszłości, Dróżka nie zamykał żadnych pomieszczeń na klucz. Nawet po godz. dwudziestej drugiej, już od wielu lat.
-Cześć dziadkowski!- uścisnął Dróżce rękę-Co u ciebie dobrego?
Dróżka popatrzył na jego wychudzoną twarz i w ciemne, błyszczące oczy. Dresu starał się nie zauważać. Mimo wszystko niezbyt gustował w napisach o treści „Oczy widzą, uszy słyszą, usta milczą”.
- Przyznaj się zwyczajnie, ile potrzebujesz na ćpanie?.
-Dziadkowski, ja nie ćpam!……
Dróżka złapał go za rękę i gwałtownie pociągnął do siebie. Ścisnął mocno. Rączka była chuda, nad nią poplamiony nadgarstek.
-Trzęsiesz się jak każda kurwa na widok dzianego gościa i nawet podobnie kłamiesz, a myślisz tylko o forsie. Żadnych zasad jak babka. Mów… Ile chcesz?
-Dwie stówy.
-Kiedy oddasz?
-Za tydzień.
-Masz tu być dokładnie za tydzień o tej samej godzinie. Jeżeli nie przyjdziesz, to uznam cię za człowieka bez odrobiny honoru i uczciwości. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zwłaszcza że jesteś moim wnukiem. Tak więc dochodzi kwestia szacunku do rodziny. Pieniądze są w szufladzie pod zegarem.
Wnuk Dróżki skoczył do szuflady szybko. Zwinnie jak mały kotek na kulkę skręconą ze sreberka, rzuconą po dywanie.
Kiedy wyszedł, Dróżka wstał z krzesła. Otworzył szufladę, przeliczył pieniądze. Potem usiadł i przekroił dwa jabłka. Starym scyzorykiem o startym ostrzu. Zegar wybił godzinę czternastą. Włączył radio. Andrzej Rybiński śpiewał, że nie liczy godzin i lat.
Dokładnie za siedem dni zegar znowu wybił godzinę czternastą. Dróżka popatrzył na dwie niebieskie wskazówki ze srebrnym paskiem pośrodku. Napis nad drzwiczkami kukułki mówił, że MO miało kiedyś pół wieku, lecz kukułka miała to gdzieś, kukając zupełnie tak, jak kuka zawsze.

Wyjął spod biurka wiadro pełne śmieci, z całkowitą dominacją połówek jabłka. Zszedł po schodach, zrobił wolno slalom między kałużami i podniósł wieko kontenera. Drgnęły firanki w oknach, któreś zatrzasnęło się głośno. Dróżka wolnym krokiem wrócił po schodach do mieszkania. Umył twarz, starannie ogolił się i poczuł, otwierając szafę, że mundur podpułkownika MO pachniał naftaliną, ze słabą nutką dawnego czasu.
Poprawił pałkę przy pasie i zszedł szybciej ze schodów. Właściwie zbiegł. Zupełnie jak króliczki z reklamy bateryjek. Znowu był podpułkownikiem Drożyniakiem. Znowu jak Rybiński w piosence, nie liczył godzin i lat. Szedł na garaże szybko, nie zwracając kompletnie uwagi na ludzi. Na pasach za kioskiem prawie potrącił go samochód. Obok cmentarza to on potrącił młodą matkę z wózkiem. Chciała coś powiedzieć, ale prawie zabił ją jednym spojrzeniem.


Wnuk Dróżki wyciągnął się na złamanym leżaku i chyba miał jednak jakiś gen dziadka, bo też zamykał oczy, jak coś kontemplował. Tym razem kontemplował laskę, nieudolnie robioną przez najeżoną i kulawą, siedemnastoletnią kurewkę ze starego osiedla. Spadła na nią seria pał, wymierzona przez Dróżkę. Poturlała się pod ścianę, ugryziony nagle wnuk zawył. Kolejne pały spadły na niego.
-Zabijesz go, stary chuju!!- poderwała się jakoś. Wnuk leżał, ściskając dłońmi krocze. Płakał, klął, mordował dziadka w gonionych bólem myślach, razy sto tysięcy i dwa.
-Zrobimy tak- powiedział podpułkownik Drożyniak, wyciągając kajdanki- Ja ci krzywdy więcej nie zrobię, a ty zaraz spierdalasz stąd. Dobrze?
Uciekła najszybciej, jak teraz potrafiła, a Dróżka skuł własnego wnuka. Podniósł go wprawnym ruchem. Prowadził miastem płaczącego, złamanego, pogryzionego, a przede wszystkim skutego. Pod kościołem zdjął czapkę. Przeżegnał się. Było pusto, posadził skutego wnuka w ławce.
-Jak ci Bozia nie ześle trzystu złotych, bo stówę mi jeszcze gnoju ukradłeś, to chociaż pomyśl sobie o tym, że już nigdy nie będziesz w życiu człowiekiem. W związku z tym rozkuję cię za godzinę, a potem już nigdy nie wejdziesz do mojego mieszkania. Bo poniesiesz wszystkie tego konsekwencje.
Proboszcz Ganiak widział i słyszał wszystko z zacisza konfesjonału, ale nawet nie drgnął. Po co ktoś ma dostać donosy, podpisane TW „ Gan " przez kleryka Ganiaka Jarosława? Drożyniak potrafił płacić pięknym za nadobne, o czym właśnie przekonywał się jego wnuk.
Blisko kościoła był sklep Żabka. Dróżka kupił w nim dwusetkę, podpartą czteropakiem piwa. Kiedy to wypił, minęła godzina. Wrócił do kościoła, rozkuł wnuka. Nie zobaczyli się już nigdy więcej.

Dziadek z zasadami

2
Początek bardzo dobry, z ładną melodią tekstu, dobrze się czyta, z porządnymi obrazkami. Później schodzi mocno w dół, ale wciąż pozostaje na dobrym poziomie.
JacekG pisze: Zawsze jak gięło go do gorzały,to brał stary scyzoryk o startym ostrzu i przecinał nim jabłko.
Moim zdaniem "to" zbędne.
JacekG pisze: większość zabiera mu była żona za jakieś długi
Moim zdaniem "mu" zbędne. Wiadomo, komu zabierała.
JacekG pisze: Drzwi były otwarte, bo od czasu pewnej
Dużo strasznei tych "bo" - to się zauważa podczas lektury.
JacekG pisze: Zwłaszcza że jesteś moim wnukiem
Przecinek przed że, moim zdaniem
JacekG pisze: Spadła na nią seria pał, wymierzona przez Dróżkę. Poturlała się pod ścianę, ugryziony nagle wnuk zawył.
Przyznam, że nie od razu zrozumiałem o co chodzi, ale to może być wina mojego niewinnego i pruderyjnego podejścia do życia. To poturlała się skojarzyło mi się z prawdziwą laską, taką z drewna, a nie z żywą osobą≥
JacekG pisze: Dróżka skuł własnego wnuka.
Wiadomo, czyjego, więc "własnego" zbędne.

Całość czyta się w porządku, chociaż przewidywalne - ale to porządna rzemieślnicza robota, nawet, jeżeli początek czyta mi się lepiej, niż końcówkę. Kojarzy mi się z prozą niektórych drukowanych już autorów, więc przy sporej dozie szczęścia, może by znalazło u kogoś uznanie.
http://radomirdarmila.pl

Dziadek z zasadami

3
Dobre. Podobało mi się.
Wrócę napisać więcej.
Ale za to, że Dróżka jednak się złamał i popłynął, to bym Cię autorze skuł jak tego wnuczka.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Dziadek z zasadami

5
JacekG pisze: Policzył w duchu, że nie pije już trzysta dwadzieścia i sześć dni.
Alkoholicy mawiają "jest trzeźwy" a nie "nie pije". Ale może Dróżka nie chodził na żadną terapię.
JacekG pisze: Dróżka nie zamykał żadnych pomieszczeń na klucz. Nawet po godz. dwudziestej drugiej, już od wielu lat.
Chyba "mieszkania". I skrót wont, dałbym "na noc".
JacekG pisze: nieudolnie robioną przez najeżoną i kulawą, siedemnastoletnią kurewkę ze starego osiedla
Zastanawiam się czy takie negatywizowanie jest tu potrzebnę, "jakaś dziunia" też by stykła. Chyba że dziadek wie, ile ma lat i czym się para. Aha, o co kaman z najeżeniem?
JacekG pisze: Prowadził miastem płaczącego, złamanego, pogryzionego, a przede wszystkim skutego.
Z ptakiem na wierzchu czy nie? :D

Ale generalnie - bardzo na tak. Jednakże...
Godhand pisze: Ale za to, że Dróżka jednak się złamał i popłynął, to bym Cię autorze skuł jak tego wnuczka.
A ja pałował. A potem się zamienimy :D

Added in 1 minute 31 seconds:
Edit: no i po roku na sucho 200 + czteropak w ciągu godziny go położy :D
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron