Latest post of the previous page:
Godhand, wiesz, co sobie pomyślałam?Że gdybyś to ubrał w setkę, mogłoby dobrze kopnąć

Moderatorzy: Poetyfikatorzy, Weryfikatorzy, Moderatorzy, Zaufani przyjaciele
Zaczynając od końca - oczywiście węch masz doskonały, Czarny Bracie. To jest surówka. Tak, jak już nauczyłem się szanować dużą formę, tak z miniakami mam, jak mam. Piszę "szybkim strzałem" i nigdy do tekstu nie wracam, stąd wrzucanie surówki, za co serdecznie przepraszam.Misieq79 pisze:Surówkę węszę mistrzu.
Nie to. Mamy własne u nas na placu - to się zepsuło. Kierowca z dostawą przyjeżdża swoim, większym. Więcej o autach niżejMisieq79 pisze:To też mnie nie przekonuje. I czy to auto się aby nie zepsuło przed chwilą?
Ech, popłynąłem tutaj. W moim środowisku "złoty strzał" ma inne, pozytywne znaczenie. Zapomniałem się i zupełnie nie skojarzyłem, że przecież tutaj będzie odebrany w swoim popularnym znaczeniu. Mea kulka (jak mawiał mój znajomy).
Kiedy mnie naprawdę marzną palce. Szczególnie wskazujący i środkowy prawej dłoni, połamane wielokrotnie są chyba jakoś uwrażliwione na niską temperaturę. Ale z łopatą się zgadzam.
Ale to było sześćset kilo i siedemdziesiąt metrów.MargotNoir pisze: Pierwsza rzecz to drobnostka, ale może warto pomyśleć o skali. Sześćset kilo na dwóch chłopa to raptem parę kursów, a 70 metrów to brzmi prawie jak suma odległości między wyjściem z magazynu i samochodem, a miejscem, gdzie udało się zaparkować i wejściem do docelowego budynku. Przy takim dystansie awaria samochodu chyba nie robi wielkiej różnicy. I zanim ktoś spyta, czy mi się zdarzało robić dziesiątki metrów z sumarycznie setkami kilo w łapach: tak, zdarzało mi się. Oczywiście, że praca męczy, a każde ułatwienie jest pożądane, ale dla spokoju sumienia dorzuciłabym coś do tych 70 metrów i sześciuset kilo.
Jestem znany w całej galaktyce z robienia absurdalnych rzeczy - nie poradzęDla mnie podobny poziom absurdu mamy tutaj. Poświęcenie z miłości rozumiem, ale tylko wtedy, gdy kochana osoba coś na tym zyskuje (a dzieciak, jak widać, ma w nosie stan swoich zabawek, jak zresztą większość dzieci). Poza tym - dwie godziny? Serio?
Oczywiście, że dziecku. Tylko trudno mi tu polemizować, bo to moje dziecko, znam je dobrze i tego porannego uśmiechu byłem pewienPoza tym, facet czyszcząc wszystko robi przysługę jedynie żonie, bo to ją mógłby obejść porządek w łazience lub jego brak. Na pewno nie dzieciakowi. A to o jego uśmiechu myśli ojciec.
To trochę nie tak, "kąpiel" miała oznaczać "relaks". Ciało zostało umyte pobieżnie w umywalce, ale wspomnienie o tym rozwalało mi zakończenie miniaka.Niechyby już posprzątał z miłości do żony, tylko, że tu problem kolejny, bo zaraz musi się koło niej położyć, a jest brudny i śmierdzi.
Ja to widzę tak, że naciagasz fakty, by historia była wiarygodna bez nadmiaru szczegółów, albo te szczegóły podajesz, albo nie podajesz żadnych konkretów, czyli zapominasz o metrach i kilogramach, a czytelnik wyobrazi sobie, co zechce.Godhand pisze: wymienienie zabiłoby miniaka, robi cholernie wielką różnicę. Kierowca dostawczaka przyjeżdża, staje na zakazie (bo nie ma gdzie), my podstawiamy swój, tak żeby zetknąć paki i przerzucamy w dziesięć minut towar. Noszenie w rękach, we dwóch, płyt o wymiarach 2,1 x 6 metrów, kiedy trzeba jeszcze przejść przez ulicę i zatrzymać na chwilę ruch, jest wysiłkowe, czasochłonne (a mamy dwa samochody na zakazie, przypominam
Nie "niech Ci będzie". Znam swoje dziecko. Po prostu.OK, znasz swoje dziecko, niech Ci będzie
Nie, nie musi.
Nie działa tu żaden automat, jednoznacznie określający co interesuje Czytelnika.