Piękne dzięki wszystkim za komentarze

Jak wskazują łapanki z pierwszych postów, można czytać własny tekst wielokrotnie, a i tak przeoczy się rozmaite potknięcia

Sarah - jeśli przewinął się tu gdzieś cień poezji, było to zjawisko całkowicie spontaniczne, niezależne od mojej woli

Nie obiecuję więc niczego, natomiast bardzo, bardzo dziękuję :ups:
W kwestiach merytorycznych: chciałam napisać miniaturę, krótki tekst o reakcji kobiety na to, co ją spotkało, kiedy miała dobre intencje. Dlatego nie ma tu całego zaplecza, objaśniającego a skąd, a dlaczego, a właściwie co dalej z tym dzieckiem. Wtedy musiałabym napisać zdecydowanie dłuższe, odmienne opowiadanie.
Orly pisze: Mam tylko pytanie(może głupie) odnośnie zakończenia. Ona adoptowała to dziecko w święta i przez jego zachowanie zwraca tego gostka do domu dziecka?
Nie. Zasada jest taka, że potencjalni rodzice adopcyjni mogą wziąć do siebie dziecko jeszcze przed formalną adopcją - na kilka dni, tydzień, czasem trochę dłużej. To może być w święta, ale niekoniecznie. Taki wspólny pobyt w przyszłym domu ma sens, przecież wszyscy muszą się przekonać, jak funkcjonują razem, czy w ogóle da się z nich sklecić rodzinę, czy jednak nie. (Nie tylko przyszli rodzice mogą się wycofać, dziecko też ma prawo powiedzieć, że nie, taka mama i taki tata mu nie pasują). Dziecko potem wraca do domu dziecka, a jeśli zamiary rodziców się nie zmieniły, sprawa trafia do sądu rodzinnego - i dopiero po jego decyzji dziecko staje się członkiem nowej rodziny. Tak więc, ten chłopczyk nie został adoptowany (wtedy nie musiałby wracać do domu dziecka), chociaż małżeństwo, u którego spędził święta, z pewnością było nastawione na adopcję. Dzieci pozbawionych własnych rodzin nie oddaje się na święta osobom, które chcą sobie poprawić samopoczucie swoją wielkodusznością.
ravva pisze: natomiast co mnie zatrzymało - nie przekleństwo, chociaż jest mocne i wbija w fotel, ale wlasnie fakt powrotu do domu dziecka. wzięcie malego na świeta, pokazanie mu jak moze być i odstawienie w swiat, w którym tak nigdy nie będzie. Poziom okrucieństwa przekracza lectera.
"Na święta" można wziąć (i należy odwieźć w dniu uzgodnionym z dyrektorem placówki opiekuńczej) właśnie dziecko, które chce się adoptować, z powodów, o jakich napisałam. To nie jest okrucieństwo, lecz pragmatyzm - dyrektor takiej placówki cały czas pozostaje prawnym opiekunem dziecka i jest za nie odpowiedzialny. Sytuacja zmienia się dopiero w czasie sprawy w sądzie rodzinnym. Tak więc, moja bohaterka musiałaby odwieźć chłopca także wówczas, gdyby wysłała już do sądu wniosek o adopcję

Miałaś pewnie na myśli rozmaite działania osób czy rodzin "zaprzyjaźnionych", kiedyś dosyć częste, obecnie traktowane z dużym dystansem. Nie można tak po prostu zgłosić się do domu dziecka i powiedzieć, że chce się wziąć dziecko na święta. Jeśli już, to czasem dzieci trafiają do domów wychowawców albo innych osób z personelu, czasem nauczycieli, lecz nie są "wypożyczane" w ramach rzeczywiście dość okrutej i przewrotnej dobroczynności.