[WW] Daedun

1
Radzę przy tym nie jeść i mieć już wyrobiony swój pierwszy dowód osobisty :)

Noc kiedy kalendarzowa zima ustępuje wiośnie była zimna, ale mimo temperatury bliskiej zamarzaniu wody i ubrania jedynie cienkiej rytualnej szaty oraz zwykłych sandałów, ciało Daeduna było mokre od potu. Wielogodzinne stanie w miejscu na wysłużonych sześćdziesięcio pięcio letnich nogach zaraz przy podtrzymywanym za pomocą magii, niezwykle gorącym ogniu, rzucenie setek zaklęć w tym kilku naprawdę potężnych oraz nieustanne pozostawanie w maksymalnym skupieniu doprowadziły go do potwornego zmęczenia. Od nadludzkiego wysiłku fizycznego i psychicznego nie zemdlał tylko dzięki kilkunastu miksturom magicznym wypitym przez ten czas. Nekromanta poczuł jak magiczna energia zdobyta dzięki esencjom zaczyna opuszczać jego organizm. Przewidział zawczasu, że pod koniec rytuału wszystkie spożyte specyfiki zakończą swoje działanie i będzie musiał już liczyć tylko na swoje nadwątlone siły. Świadomość spadającej powoli lecz nieustannie magicznej mocy nie wytrąciła go jednak z koncentracji nawet na sekundę. Od pięciu dekad marzył, a od piętnastu lat przygotowywał się dzień w dzień, godzina po godzinie, sekunda po sekundzie na ten dzień, na tą chwilę. Przez ten czas przeczytał setki ksiąg i tysiące pergaminów. Przejechał konno cały cywilizowany świat, a nawet kilka razy zawędrował na ziemie nie zamieszkane przez ludzi. Stawiał czoło najprzeróżniejszym trudnościom, głodował, walczył, zdobywał wiedzę oraz umiejętności, zdradzał, knuł i mordował, niezliczoną ilość razy narażał się na śmierć lub trwałe kalectwo. Od ponad dziesięciolecia wysłuchiwał tyrad króla Edwarda i nagan naczelnego czarodzieja królestwa, arcymaga Ispeliana. Z pokorą znosił obelżywe uwagi wypowiadane przez najwyższego kapłana w królestwie Tokariiw, oraz durne pytania królowej Anny. Przez ten czas nieustannie walczył na wielu pałacowych frontach aby utrzymać się na dworze. Jego motywacja została zwiększona kiedy Anna urodziła bliźnięta. W tamten letni dzień osiem lat temu, patrząc na nowo narodzonych członków rodziny królewskiej, był pewien że kiedyś jego wielki plan zostanie zrealizowany. Kilka tygodni wcześniej, wskutek kilku niefortunnych zbiegów okoliczności miał się pożegnać z życiowym marzeniem, lecz narodziny Eryka i Anastazji rozbudziły w nim nowy entuzjazm z niespotykaną dotąd mocą.
Deadun przerwał wypowiadanie kolejnej z wielu inkantacji widząc jak bulgocząca w kotle, gęsta, zielona mikstura zaczęła zmieniać barwę na coraz jaśniejszy odcień, a następnie z seledynowego przeszła w bardzo jasny żółty. Czarodziej pozwolił sobie na chwilę rozprężenia, nawet delikatnie się uśmiechnął, co zawsze przychodziło mu z trudem. Niecałe dwanaście godzin od rozpoczęcia rytuału, praca nad magicznym specyfikiem docierała do finału. Nekromanta, złapał kilka głębszych oddechów, dał swojemu bardzo szybko bijącemu sercu minutę na odpoczynek, po czym w skupieniu zabrał się do końcowego etapu produkcji magicznej mikstury. Na lewo od ognia i kociołka leżeli spętani Eryk i Anastazja. Obydwoje w południe zostali uśpieni za pomocą czaru, aby nie rozpraszać Daeduna swoimi skargami, obelgami, groźbami i płaczem. Pochylił się nad chłopakiem, szepnął zaklęcie a ten powoli otworzył oczy. Drugi królewski syn, starszy od swojej bliźniaczej siostry o kilka minut, zaspanym wzrokiem pobłądził po nocnym, upstrzonym gwiazdami niebie a następnie spojrzał na jednego z trzech nadwornych magów. Widząc przytomne spojrzenie chłopaka, nekromanta wstał i podszedł do wozu którym przyjechał na tą leśną polanę razem z porwanymi królewskimi pociechami. Na miejscu woźnicy leżał worek. Pogrzebał w nim i wyciągnął łyżkę stołową o zaostrzonym, oszlifowanym końcu, po którym przejechał po raz setny palcem aby jeszcze raz upewnić się, iż jest wystarczająco ostry. Tymczasem Eryk próbował ze wszystkich sił wyswobodzić się z ciasno zawiązanej liny.
- Rozwiąż mnie! Rozkazuje ci! Słyszysz głupi staruchu? Ja, twój książę wydaję ci rozkaz uwolnienia mnie i mojej siostry!
Głupi gnojek, jest taki młody ale władczy ton ma już wyćwiczony niemal do perfekcji. Z obojętną miną spoglądał na drugiego w kolejce do objęcia tronu, męskiego potomka króla Edwarda, jeżdżąc przy tym nieustannie kciukiem po wyostrzonym czubku sztućca. Czuł jak jego serce zwalnia, powraca powoli do swojego naturalnego rytmu uderzeń.
- Nie wiedziałem, że z wiekiem ludzie głupieją tak bardzo. Chcesz przeciąć linę za pomocą łyżki? Pięknie, będę w takim razie tu leżeć do rana.
- Istotnie, masz rację mój książę - tytuł wypowiedział z drapieżnym uśmieszkiem i złośliwością w głosie - Przy pomocy tej łyżki, ciebie i twoją siostrę nie uwolniłbym zbyt prędko, chociaż z tym rankiem trochę przesadziłeś. Widzisz, tak się składa, że łyżka o której rozmawiamy została przeze mnie naostrzona i na samym czubku jest ostra niczym sztylet - kucnął przy Eryku i zbliżył skradzioną z królewskiej srebrnej zastawy łyżkę do jego oczu, żeby lepiej mógł obejrzeć jego dzieło - Rozumiem twoją pytającą minę i śpieszę z wytłumaczeniem. Właśnie jestem w trakcie przyrządzania pewnego specyfiku...
- Robisz magiczną miksturę? - rozkochane w magii i czarodziejskich sztuczkach dziecko na moment zapomniało o swojej sytuacji i z zaciekawieniem zaczęło wsłuchiwać się w słowa starca jakby ten miał mu zdradzić największą i najpilniej strzeżoną tajemnicę na świecie.
- Ależ mój książę jest bystry - maskując wobec chłopca swoje brutalne zamiary, przybrał przyjacielski ton w którym młodzieniec nie umiał wychwycić ironii - To jest a raczej za chwilę będzie bardzo ale to bardzo potężna magiczna mikstura. Tak cudnej, magicznej, niedostępnej, zapomnianej i niewyobrażalnie mocnej, nasz świat nie widział jeszcze nigdy. Jej receptury szukałem długimi latami wiele przy tym poświęcając a kiedy już ją dostałem, przez piętnaście lat szukałem składników i czekałem na idealną do jej stworzenia chwilę. Wielką wagę przykładałem do jakości produktów mających mi dać upragnioną esencję i mając na względzie równie wysoką jakość przedostatnich jej części, wyszlifowałem starannie tą oto łyżeczkę z królewskiej srebrnej zastawy, aby za jej pomocą, najdokładniej jak to tylko możliwe wydłubać twoje lewe oko i prawe oko twojej siostry.
Na ostatnie słowa czarodzieja, Eryk zareagował z lekkim opóźnieniem. Jego dziecinna fascynacja tajnikami magii przyćmiła nieco zdolność logicznego myślenia i zdziwiona mina oraz pytanie o to czy naprawdę zamierza pozbawić go oka, pojawiły się dopiero po kilku sekundach.
- Niestety tak się niefortunnie dla ciebie Eryku złożyło, że dwa przedostatnie składniki to muszą być gałki oczne bliźniąt w których płynie co najmniej szlachecka krew, a jeszcze lepiej jeśli jest to krew królewska. Tak w ogóle mikstura którą właśnie produkuje oraz niesamowite efekty jakie daje po wypiciu to bardzo ciekawy i obszerny temat, jednak czas nagli i z jego braku nie mogę już powiedzieć nic więcej.
Solidnie związany królewski syn w akcie desperacji zaczął się trząść i ruszać głową na widok łyżki celującej w jego oko. Daedun w obawie przed jej uszkodzeniem chwycił wolną ręką twarz chłopaka a na małej klatce piersiowej położył kolano.
- Daedunie proszę! Nie rób tego!
Nekromanta nie zwracał uwagi na słowa Eryka. Za nim zatopił łyżkę w miękkim ciele, wzmocnił uścisk lewej dłoni i skoncentrował się tak mocno, że przez chwilę dla jego świadomości naprawdę nie istniało nic więcej poza wykonywanym zadaniem. Kilka uderzeń serca później trzymał w swojej dłoni ludzkie oko. Chłopiec wrzeszczał z całych sił. Był tak głośny, że obudził magicznie uśpioną Anastazję. Daedun nie miał zamiaru dyskutować z księżniczką, która była jeszcze bardziej rozpieszczona niż jej brat, więc szybko przystąpił do pracy. Dziewczyna darła się niebywale głośno. We dwójkę byli nie do zniesienia, a czarodziej potrzebował teraz ciszy. Nie chcąc korzystać z nadwątlonej magicznej energii na uspokajanie okaleczonych dzieci, wsadził im w usta kawałki szmat po czym stanął ponownie przed kociołkiem. Pewnym głosem zaczął wypowiadać magiczną formułę. Po kilku linijkach tekstu wrzucił do środka dwoje oczu, lewe błękitne i prawe zielone. Nie przestając mówić, patrzył jak mikstura zmienia barwę z jasnej żółci na jasny pomarańcz. Kiedy kolor mikstury ustabilizował się, starzec podszedł do Eryka, przyklęknął przy jego nogach, wyciągnął zza pleców prosty sztylet i za jego pomocą uwolnił nogi chłopaka z więzów. Mimo tego, musiał zmusić swoje nie najmłodsze ciało do wysiłku, ponieważ po tak wielu godzinach skrępowania i leżenia na ziemi, Eryk nie był w stanie przejść kilku metrów. Kiedy obaj stali już przy kociołku, Daedun bez żadnego słowa przyłożył sztylet do szyi więźnia i mocnym, precyzyjnym cięciem przeciął mu tętnice. Krew bluznęła obficie, stając się kolejnym składnikiem powstającego eliksiru. Anastazja patrząc na makabryczną scenę jednym okiem, ponownie wpadła w panikę. Kiedy nekromanta uwolnił jej nogi, kopnęła go w korpus, jednak nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Serce waliło jej z ogromną prędkością kiedy stanęła przed kociołkiem w miejscu, w którym przed chwilą stał jej nieżyjący już brat. Zanim zdołała zrobić coś lub pomyśleć o czymś co mogłoby uratować jej życie, poczuła zimne ostrze na skórze szyi, następnie gorący płyn rozlewający się po jej ciele i tryskający do naczynia a potem była już tylko ciemność.
Daedun rzucił bezceremonialnie ciało dziewczynki na zwłoki jej brata. Mikstura zmieniała kolory w szybkim tempie kiedy czarodziej wypowiadał mroczne słowa w języku o którego istnieniu wiedziało niewielu a jeszcze mniej rozumiało go w mowie lub piśmie. Płyn co sekundę mienił się różną barwą, korzystając z całej palety od czerni bezksiężycowej nocy po biel dziecięcych zębów. Wypowiadane słowa stawały się coraz głośniejsze. Pot zalał całą twarz nekromanty, szczypał go po oczach jednak on ani na ułamek sekundy nie stracił skupienia. Czując jak płyn w kociołku zaczyna nabierać magicznych właściwości, delikatny uśmiech wypełzł na jego twarz bez udziału świadomości. Mroczna, czarodziejska energia zaczęła coraz szybciej wydobywać się z kotła i zalewać okolicę. Niczym niewidzialna mgła, pochłonęła Daeduna, zwłoki dzieci, konie, wóz i najbliższe drzewa. Niewidzialna siła niewykrywalna przez żadne urządzenie, którą poczuć mogą jedynie istoty władające zaklęciami. Ognisko powoli dogasało ale starzec nie przejął się tym zbytnio. Kilka linijek tekstu dzieliło go od urzeczywistnienia swojego najskrytszego marzenia i dogasające płomienie na tym etapie produkcji nie liczyły się już zbytnio. Magiczna moc eliksiru rosła bardzo szybko, nekromancie zdawało się, że jeszcze moment i będzie można jej dotknąć niczym ubitej ziemi, drzewa, skały lub metalu. Na kilka słów przed końcem inkantacji, Daedun już nie wypowiadał a wykrzykiwał słowa, a niewielkie rzeczy jak na przykład oszlifowana łyżka, sztylet lub kamyczki na ziemi zaczęły drgać i delikatnie ruszać się. Kiedy padło ostatnie słowo eliksir przybrał jednolity, pomarańczowy kolor. Nekromanta głęboko odetchnął, otarł pot z oczu i czoła a następnie wrócił do wozu po worek. W trakcie tego bardzo krótkiego spaceru odczuł niebywałe zmęczenie. Kiedy produkcja magicznej mikstury dobiegła końca a on sam mógł nareszcie odetchnąć, kiedy wszystkie wypite eliksiry utraciły swą moc, kiedy nie musiał już ciągle myśleć o kolejności wykonywanych rzeczy, o tym który składnik ma być dodany jako następny ani jakie zaklęcie ma zostać wypowiedziane, kiedy cała skomplikowana procedura dobiegła nareszcie końca, cały ten nieludzki wysiłek fizyczny i psychiczny dały o sobie znać. Zdziwiło go, że samo wyciągnięcie pucharu i napełnienie go miksturą stanowi nie lada wyzwanie. Ręce mu drżały podczas tej czynności i dopiero za trzecim razem udało mu się wypełnić naczynie po brzegi. Podszedł do najbliższego drzewa, usiadł na ziemi, oparł się o wielką roślinę plecami a puchar położył obok aby eliksir nieco ostygł. Wlepił wzrok w dogasający żar pod kociołkiem i pozwolił aby jego myśli błądziły sobie beztrosko, bez udziału jego woli.
Ze snu wyrwały go odgłosy zbliżających się kopyt. Zanim jeszcze zdążył szeroko otworzyć oczy, dłonią już wymacał puchar. Był letni. Cholera, musiałem zasnąć na dłuższą chwilę. Niewielka polana w środku lasu którą obrał na miejsce stworzenia eliksiru była kompletnie ciemna. Księżyc i gwiazdy zostały przysłonięte przez grube chmury a pod kociołkiem już nic się nie żarzyło. Niezidentyfikowani jeźdźcy byli coraz bliżej. Nie tracąc już ani chwili Daedun sięgnął po puchar i wlał w siebie jego zawartość. Bezwonna mikstura okazała się paskudna w smaku. Nekromanta uznał, że dokładne wymieszanie szczyn, wymiocin i odchodów dałoby taki właśnie smak. Musiał użyć całej mocy swojej woli aby jego życiowe marzenie nie zostało wyplute. Próbował myśleć o smakowitych potrawach jakie podawano na królewskich ucztach jednak żadnej ulgi dzięki temu nie odczuł. Wyjrzał zza drzewa ale na leśnej ścieżce nie zobaczył jeszcze żadnych pochodni ani innych źródeł światła lecz nadal w jego uszy wpadał regularny odgłos końskich kopyt. Nagle stwierdził, że coraz trudniej nabrać mu powietrza w płuca. Pierwszy, drugi, trzeci raz spróbował złapać głębszy oddech ale pomimo podjętego działania nadal brakowało mu tlenu. Już zabierał się do kolejnej próby głębokiego wdechu gdy nagle jego wnętrznościami targnął potworny ból. Daedun błyskawicznie zgiął się w pół i położył dłonie na brzuchu. Mógłby przysiąc, że czuł jak wszystkie jego narządy wewnętrzne zmieniają miejsca położeń. Gdyby obok stał jakiś człowiek i zapytałby go co czuje to odpowiedziałby, że odnosi wrażenie, jakby nerki zamieniały się miejscami z wątrobą, jelita z żołądkiem a serce z płucami. Leżał na trawie w pozycji embrionalnej. W pewnym stopniu był przygotowany na ból towarzyszący trwającej przemianie ale nie podejrzewał aż tak wielkiego natężenia. Nagle wygiął ciało o sto osiemdziesiąt stopni, gdy wzdłuż całego kręgosłupa poczuł niby miliony rozżarzonych do białości igieł kujących jego kręgi. Pot ponownie zalewał mu oczy, jednak wszechobecny ból i niemożność zaczerpnięcia oddechu całkowicie zagłuszały ten dyskomfort. Coraz to nowsze fale cierpienia atakowały różne organy nekromanty a on dawał ponosić się każdej z nich, tak że ten sam stojący obok człowiek pomyślałby iż rzucający się na wszystkie strony starzec opętany jest przez co najmniej tuzin demonów z najgłębszych czeluści piekła. Daedun przewracał się z lewego boku na prawy, raz leżał na brzuchu, uderzenie serca później lądował na plecach. Targał długie, siwe włosy oraz brodę, wbijał paznokcie w leśną ściółkę i cały czas próbował krzyknąć lecz to ostatnie było nieosiągalne. Nie mógł wydać żadnego dźwięku poza ledwo słyszalnym świstem i rzężeniem. Wielki strach zajrzał mu w oczy, kiedy to dopadła go myśl, że ani nie umrze, ani jego stan się nie polepszy, lecz reszta jego życia będzie wyglądała dokładnie tak jak wygląda w obecnej chwili. Za każdym razem, kiedy w tym groteskowym tańcu jego wzrok padał na zwłoki dzieci, żałował, że tak szybko wydłubywał im oczy. Gnojki! Głupie zasrane bachory nie cierpiały nawet ułamek tego co ja! Po minucie piekielnych mąk która to zdawała się magowi godziną, jego ciało przestało rzucać się na wszystkie strony a oczy przesłoniła mu doskonała ciemność.

Daedun

2
Po pierwsze, ściana tekstu.
Po drugie, sekunda po sekundzie, tam mieli już zegary z sekundnikami?
Po trzecie, szykował się od 15 lat a bliźniaki mają osiem, prorok czy co?
Enigmato87 pisze: Od ponad dziesięciolecia wysłuchiwał tyrad króla Edwarda i nagan naczelnego czarodzieja królestwa, arcymaga Ispeliana. Z pokorą znosił obelżywe uwagi wypowiadane przez najwyższego kapłana w królestwie Tokariiw, oraz durne pytania królowej Anny.
a jednak...
Enigmato87 pisze: W tamten letni dzień osiem lat temu, patrząc na nowo narodzonych członków rodziny królewskiej
Czyli takie podnóżkopośmiewisko dopuszczono do pierwo(chyba?)rodnych?
Enigmato87 pisze: Kilka tygodni wcześniej, wskutek kilku niefortunnych zbiegów okoliczności miał się pożegnać z życiowym marzeniem
Czyli, rozumiem, królowa poroniła ale po paru tygodniach apiać powiła szczęśliwie?
Enigmato87 pisze: Obydwoje w południe zostali uśpieni za pomocą czaru, aby nie rozpraszać Daeduna swoimi skargami, obelgami, groźbami i płaczem.
Bo po pierwsze, wykradł królewicza i królewnę równie łatwo co lizaka sparaliżowanemu dziecku. Po drugie, rzeczeni królewicz i królewna w ramach wychowania nauczyli się wiązanek przy których starym wilkom morskim uszy więdły. Po trzecie, przecież nikt ich nie szukał, była to skradziona tabliczka kalifornijska a w Nowym Jorku było sto tysięcy czarnych Chevroletów (z czego to cytat?)
Enigmato87 pisze: drugiego w kolejce do objęcia tronu, męskiego potomka króla Edwarda
Kto był pierwszy?
Enigmato87 pisze: łyżka o której rozmawiamy została przeze mnie naostrzona i na samym czubku jest ostra niczym sztylet
Przypominam że srebrny miecz Geralta to licentia poetica, srebro na skali Mohsa ma 2.5 do 3 czyli porównywalnie z paznokciem.
Enigmato87 pisze: Mimo tego, musiał zmusić swoje nie najmłodsze ciało do wysiłku, ponieważ po tak wielu godzinach skrępowania i leżenia na ziemi, Eryk nie był w stanie przejść kilku metrów.
To kto w końcu miał związane nogi?
Enigmato87 pisze: Kiedy obaj stali już przy kociołku, Daedun bez żadnego słowa przyłożył sztylet do szyi więźnia
Ten wystrugany z łyżki?
Enigmato87 pisze: Kiedy nekromanta uwolnił jej nogi, kopnęła go w korpus, jednak nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia
Paczpan, Eryka trzeba było pod pachy a Nastka j*b z półobrotu!
Enigmato87 pisze: pochłonęła Daeduna, zwłoki dzieci, konie, wóz i najbliższe drzewa.
A gdzie trzech nadwornych magów?
Enigmato87 pisze: Niewidzialna siła niewykrywalna przez żadne urządzenie
Mieli tam liczniki Geigera?
Enigmato87 pisze: Nekromanta uznał, że dokładne wymieszanie szczyn, wymiocin i odchodów dałoby taki właśnie smak.
Wot' praktyk
Enigmato87 pisze: pomimo podjętego działania nadal brakowało mu tlenu
Tlen też odkryli? A wolne rodniki?
Enigmato87 pisze: Nagle wygiął ciało o sto osiemdziesiąt stopni
"A diabli w ramach mąk piekielnych odwrócili im głowy, przez co łzy ciekną im po dupach" (AS)
No OK i co dalej? Żartowałem, "dalej" mnie nie interesuje. Miało zainteresować, zszokować, zniesmaczyć? Nie wyszło.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Daedun

3
Misieq79 przepraszam za ścianę tekstu. To pierwszy raz w życiu kiedy napisałem coś dłuższego na komputerze i wygląda jak wygląda. Mam nadzieję, że z biegiem czasu nauczę się bieglej posługiwać akapitami :)

Bronić mi się chyba wolno więc zacznę od tego, że nie jest to osobne krótkie opowiadanie a jedynie fragment pierwszego rozdziału książki o której myślę od około dwóch lat. Jakoś w 2017 roku napisałem ten fragment, poprawiłem i zostawiłem. Chyba moją największą wadą jest potworne lenistwo bo inaczej nie umiem sobie wytłumaczyć czemu to odstawiłem na taki szmat czasu. Myślałem o tym tekście, jak powinien wyglądać, o królestwach i ich mieszkańcach, całej geografii - kontynenty, góry, miasta i szlaki komunikacyjne, rzeki oraz morza . O bohaterach, ich ilości, charakterach, umiejętnościach, o ich wpływie na fabułę.
Dlatego mogę Cię zapewnić, że w tak rozbudowanej historii znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.
Enigmato87 pisze:
W tamten letni dzień osiem lat temu, patrząc na nowo narodzonych członków rodziny królewskiej


Czyli takie podnóżkopośmiewisko dopuszczono do pierwo(chyba?)rodnych?
Przeczytałem nieco książek, zagrałem w wiele gier i obejrzałem sporą ilość filmów o tematyce fantasy. We wszystkich tych dorobkach ludzkiej inteligencji i wyobraźni - od uniwersum Władcy Pierścieni po światy w grach takich jak Warcraft lub Diablo - stykałem się z najprzeróżniejszymi stworzeniami, od małych gnomów po kolosalnych rozmiarów smoki. Grałem potężnymi czarodziejami, którzy władali magią znaną ludzkości od tysiącleci, czytałem o nich w książkach i oglądałem na ekranie.
Mantykory, wampiry, bazyliszki, olbrzymy, smoki, zaklęcia, artefakty. Wszystko to znane od wieków a powstania większości z nich mało kto pamięta. I tutaj wkracza jeden z kilku moich pomysłów na fabułę. Czas na kolosalne, potrafiące latać i ziać ogniem gady, ekwipunek wzmacniający ciało i umysł bohatera oraz inne rzeczy dopiero nastąpi.
Pierwsze zaklęcia ludzie opanowali klika pokoleń wcześniej. Magowie wraz ze swoimi umiejętnościami to w świecie tej książki rzadkość. Każdy z nich jest dla każdego monarchy na wagę złota. Mag, choćby pochodził z bezimiennej wioski na krańcach cywilizacji na dworze jest na równi ze szlachtą. Ponad nim jest tylko król i garstka wyznaczonych ludzi. Pokazanie swoich dzieci najbliższemu dworowi jest w wymyślonym przeze mnie świecie czymś naturalnym.
Enigmato87 pisze:
Kilka tygodni wcześniej, wskutek kilku niefortunnych zbiegów okoliczności miał się pożegnać z życiowym marzeniem


Czyli, rozumiem, królowa poroniła ale po paru tygodniach apiać powiła szczęśliwie?
Nikt nie poronił. W tamtym czasie królowa z jej ciążą nie była mu potrzebne. Więcej nie napiszę, żeby nie spoilerować.
Enigmato87 pisze:
Obydwoje w południe zostali uśpieni za pomocą czaru, aby nie rozpraszać Daeduna swoimi skargami, obelgami, groźbami i płaczem.


Bo po pierwsze, wykradł królewicza i królewnę równie łatwo co lizaka sparaliżowanemu dziecku. Po drugie, rzeczeni królewicz i królewna w ramach wychowania nauczyli się wiązanek przy których starym wilkom morskim uszy więdły. Po trzecie, przecież nikt ich nie szukał, była to skradziona tabliczka kalifornijska a w Nowym Jorku było sto tysięcy czarnych Chevroletów (z czego to cytat?)
Nie musiał nikogo wykradać. Więcej nie napiszę, żeby nie spoilerować.
Enigmato87 pisze:
drugiego w kolejce do objęcia tronu, męskiego potomka króla Edwarda


Kto był pierwszy?
Nie jest to ważne na tym etapie książki.
Enigmato87 pisze:
Mimo tego, musiał zmusić swoje nie najmłodsze ciało do wysiłku, ponieważ po tak wielu godzinach skrępowania i leżenia na ziemi, Eryk nie był w stanie przejść kilku metrów.


To kto w końcu miał związane nogi?
Dzieci. Zmęczony starzec musiał pomóc chłopakowi dostać się koło kociołka. Eryk miał zdrętwiałe ciało oraz obolałe plecy i nogi od leżenia na ziemi.
Enigmato87 pisze:
Kiedy obaj stali już przy kociołku, Daedun bez żadnego słowa przyłożył sztylet do szyi więźnia


Ten wystrugany z łyżki?
Pominąłeś fragment w tekście, tuż przed dokonaniem pierwszego morderstwa "Kiedy kolor mikstury ustabilizował się, starzec podszedł do Eryka, przyklęknął przy jego nogach, wyciągnął zza pleców prosty sztylet i za jego pomocą uwolnił nogi chłopaka z więzów".
Enigmato87 pisze:
pochłonęła Daeduna, zwłoki dzieci, konie, wóz i najbliższe drzewa.


A gdzie trzech nadwornych magów?
To nie jest odpowiedni fragment według mnie na podanie takich informacji.
Enigmato87 pisze:
Niewidzialna siła niewykrywalna przez żadne urządzenie


Mieli tam liczniki Geigera?
Nie. Tylko istoty obdarzone magicznymi mocami, będące na miejscu mogłyby to odczuć.
Enigmato87 pisze:
pomimo podjętego działania nadal brakowało mu tlenu


Tlen też odkryli? A wolne rodniki?
Nie wiem czy odkryli, bo nie zastanawiałem się na jakim stopniu rozwoju nauk przyrodniczych są mieszkańcy mojego uniwersum. Ale czytelnik na pewno będzie wiedział co nieco o tlenie i jego właściwościach :)

Mimo, że początek mojej książki cię zniesmaczył to jestem Ci wdzięczny za czas jaki poświęciłeś na przeczytanie moich wypocin i napisanie uwag. Jesteś pierwszą osobą która poddała analizie ten tekst a wiedza o tym, że przez niecałe dwa lata napisałeś tutaj ponad 1 200 postów daje mi do myślenia.

Od zawsze byłem beznadziejny z gramatyki i ortografii a interpunkcja to dla mnie czarna magia. Chętnie poczytałbym o tego rodzaju błędach w mojej pracy. Sama zawartość fabuły jest według mnie odpowiednia jak do tej pory. Poprawiałem i czytałem ten fragment z tuzin razy zanim go wrzuciłem i wiem, że przekazałem w nim tyle fabuły ile chciałem.

Daedun

4
W tekście jest sporo błędów i potknięć różnego rodzaju.

1] Interpunkcja – w oczy rzuca się nagminny brak przecinków przed który i ale oraz rozdzielających zdania złożone. Wiedzę z tego zakresu znajdziesz w słownikach i książkach np.:„Gdzie postawić przecinek?”.

2] Związany z interpunkcją jest również błędny zapis dialogów. Po zasady odsyłam na przykład tu: https://fantazmaty.pl/2018/01/jak-zapisywac-dialogi/

3] Powtórzenia i niezręczności wynikające ze zbiegu podobnych brzmieniem słów, przykładowo:
Enigmato87 pisze: Noc kiedy kalendarzowa zima ustępuje wiośnie była zimna,
Enigmato87 pisze: Kilka tygodni wcześniej, wskutek kilku niefortunnych zbiegów
Enigmato87 pisze: łyżkę stołową o zaostrzonym, oszlifowanym końcu, po którym przejechał po raz setny palcem aby jeszcze raz upewnić się, iż jest wystarczająco ostry.
Enigmato87 pisze: zawiązanej liny.
- Rozwiąż mnie!
Enigmato87 pisze: wzmocnił uścisk lewej dłoni i skoncentrował się tak mocno,
Enigmato87 pisze: mnie naostrzona i na samym czubku jest ostra niczym sztylet
Enigmato87 pisze: paskudna w smaku. Nekromanta uznał, że dokładne wymieszanie szczyn, wymiocin i odchodów dałoby taki właśnie smak.
Enigmato87 pisze: precyzyjnym cięciem przeciął mu tętnice.
4] Powtarzanie tych samych informacji.
Enigmato87 pisze: To jest a raczej za chwilę będzie bardzo ale to bardzo potężna magiczna mikstura. Tak cudnej, magicznej, niedostępnej, zapomnianej i niewyobrażalnie mocnej, nasz świat nie widział jeszcze nigdy. Jej receptury szukałem długimi latami wiele przy tym poświęcając a kiedy już ją dostałem, przez piętnaście lat szukałem składników i czekałem na idealną do jej stworzenia chwilę.
W tej wypowiedzi mag powtarza to, co już wiadomo z większej części pierwszego akapitu. Na poziomie samych zdań również to występuje, dla przykładu:
Enigmato87 pisze: Mógłby przysiąc, że czuł jak wszystkie jego narządy wewnętrzne zmieniają miejsca położeń. Gdyby obok stał jakiś człowiek i zapytałby go co czuje to odpowiedziałby, że odnosi wrażenie, jakby nerki zamieniały się miejscami z wątrobą, jelita z żołądkiem a serce z płucami.
oba mówią dokładnie o tym samym i można któreś bez szkody wyrzucić.

5] Podkreślanie wszystkiego przymiotnikami i przysłówkami, np.:
Enigmato87 pisze: niezwykle gorącym ogniu
Enigmato87 pisze: potwornego zmęczenia.
Enigmato87 pisze: nadludzkiego wysiłku fizycznego i psychicznego
kiedy to przeczytałam, pomyślałam, że brakuje tylko niewysłowionego bólu i proszę, jest w potwornej, wszechobecnej odmianie:
Enigmato87 pisze: potworny ból.
Enigmato87 pisze: wszechobecny ból
Wybacz, ale to są wyświechtane sformułowania, które opisują, ale nie pokazują, usypiają wyobraźnię. Jako czytelnik wolałabym na podstawie zbudowanego w głowie obrazu wywnioskować, że ból bohatera był w istocie potworny. A nawet nie wywnioskować, odczuć. Niestety, takie dookreślanie wszystkiego (i, oczywiście, każde dookreślenie musi być niezwykłe i nadludzkie) daje informację, ale nie buduje napięcia.

6] Anachronizmy w narracji. Początek sugeruje fantasy korzystające z dość standardowego zestawu motywów, więc od razu wyobrażam sobie świat oparty na przeszłości, dość odległej, i w tym świecie słowa oraz sformułowania odnoszące się do rzeczywistości za oknem zgrzytają, wybijają z rytmu czytania, z wyobrażenia o świecie przedstawionym:
Enigmato87 pisze: końcowego etapu produkcji
Enigmato87 pisze: jakości produktów
Enigmato87 pisze: niewykrywalna przez żadne urządzenie,
Enigmato87 pisze: nadal brakowało mu tlenu.
Sekundy jako takie mi nie przeszkadzają, natomiast tak precyzyjne odmierzanie czasu już nieco dziwi. Sytuacja w założeniu jest emocjonalna, mag stoi na ostatnich nogach, ale dowiadujemy się, ile godzin czy minut upłynęło od jakiegoś innego wydarzenia, ruchu itp.

7] Rzucił mi się w oczy brak spójności i logiki w zachowaniu bohatera. Mag porywa dwójkę dzieci, wozem i tym wozem dociera na:
Enigmato87 pisze: Niewielka polana w środku lasu
rozumiem, że las przecinała sieć duktów, żeby wozem można wjechać w sam jego środek?

Poza tym mag jest potwornie zmęczony, zależy mu na gałkach ocznych, ale zamiast je po prostu wydłubać, kiedy dzieci leżą spokojnie uśpione, budzi księcia. Po co? Żeby marnować resztkę sił na przytrzymywanie rozwrzeszczanego dzieciaka? Żeby narazić gałkę oczną na przypadkowe uszkodzenie? Chyba powinien przeczytać kolejne setki ksiąg i tysiące pergaminów, gdyż, w moim odczuciu, nie wypada zbyt mądrze :)
Ogół tych wszystkich potknięć i błędów sprawia, że, jak dla mnie, tekst z mrocznego (wnioskuję, że miał być mroczny po ostrzeżeniu na początku) stał się absurdalny. Ćwicz, dużo pisz, ale jeszcze więcej czytaj. Powodzenia :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Daedun

5
Hej,

Niestety, dobrze nie jest.
Noc kiedy kalendarzowa zima ustępuje wiośnie była zimna, ale mimo temperatury bliskiej zamarzaniu wody i ubrania jedynie cienkiej rytualnej szaty oraz zwykłych sandałów, ciało Daeduna było mokre od potu.
Powtórzenie, jak już wskazała Aktagev, jedno z wielu. No i nasuwa się pytanie jakie sandały są niezwykłe.
Wielogodzinne stanie w miejscu na wysłużonych sześćdziesięcio pięcio letnich nogach zaraz przy podtrzymywanym za pomocą magii, niezwykle gorącym ogniu, rzucenie setek zaklęć w tym kilku naprawdę potężnych oraz nieustanne pozostawanie w maksymalnym skupieniu doprowadziły go do potwornego zmęczenia.
Takich błędów masz sporo. Ogień raczej wiadomo, że jest gorący, nie warto o tym wspominać, nawet jeśli jest magiczny.
Przewidział zawczasu, że pod koniec rytuału wszystkie spożyte specyfiki zakończą swoje działanie i będzie musiał już liczyć tylko na swoje nadwątlone siły.
Jak to przewidział? Jako studiujący temat od lat, musiał wiedzieć, że specyfiki działają czasowo - to wiedza dostępna dzieciom na bazie obserwacji działania alkoholu, czy leków. A nasz wielki mag "przewidział?". Nie :)
Od pięciu dekad marzył, a od piętnastu lat przygotowywał się dzień w dzień, godzina po godzinie, sekunda po sekundzie na ten dzień, na tą chwilę.
Na chwilę. I te sekundy jakoś tak faktycznie nie bardzo.
Stawiał czoło najprzeróżniejszym trudnościom, głodował, walczył, zdobywał wiedzę oraz umiejętności, zdradzał, knuł i mordował, niezliczoną ilość razy narażał się na śmierć lub trwałe kalectwo.
Do wymienionych przez Aktagev, dorzucam "trwałe kalectwo". To teraźniejszy zwrot z okolic medycyny, prawa i ubezpieczeń, stawiam dobre piwo, że w Twoim świecie nie powinien funkcjonować.
W tamten letni dzień osiem lat temu, patrząc na nowo narodzonych członków rodziny królewskiej, był pewien że kiedyś jego wielki plan zostanie zrealizowany. Kilka tygodni wcześniej, wskutek kilku niefortunnych zbiegów okoliczności miał się pożegnać z życiowym marzeniem, lecz narodziny Eryka i Anastazji rozbudziły w nim nowy entuzjazm z niespotykaną dotąd mocą.
Chaos czasoprzestrzenny. Letni dzień osiem lat wcześniej, plus kilka tygodni wcześniej niż letni dzień osiem lat wcześniej :) powodują, że płynność odbioru (jeśli taka by występowała) pada.
Drugi królewski syn, starszy od swojej bliźniaczej siostry o kilka minut, zaspanym wzrokiem pobłądził po nocnym, upstrzonym gwiazdami niebie a następnie spojrzał na jednego z trzech nadwornych magów.
Wiem o co chodziło, ale zdanie sugeruje automatycznie czytelnikowi, że na polanie jest trzech magów.
Widząc przytomne spojrzenie chłopaka(...)
W zdaniu wcześniej było zaspane, a tu już przytomne.
Dziewczyna darła się niebywale głośno. We dwójkę byli nie do zniesienia, a czarodziej potrzebował teraz ciszy.
A to ancymon z naszego czarodzieja (przy okazji w korzeniach terminologii fantasy nekromanta a czarodziej zupełnie inne osoby) taki dobry w przewidywaniu, a nie przewidział, że dzieci, którym się wyłupia oko będą krzyczeć. Nie wpadł też na to, że można zakneblować przed "zabiegiem", a nie dopiero po.
Daedun bez żadnego słowa przyłożył sztylet do szyi więźnia i mocnym, precyzyjnym cięciem przeciął mu tętnice. Krew bluznęła obficie, stając się kolejnym składnikiem powstającego eliksiru.
Czarodziej. Studiujący lata zaklęcia, alchemię i magię. Dobrze zdaje sobie sprawę jak rzadkim składnikiem jest królewska krew. Ale co tam, ciach, chlus i niech naddatek wsiąka w trawę, nic to, że to co zmarnowane mogłoby się przydać do setki innych eliksirów. Pomijam, że w precyzyjnym przepisie powinna być podana precyzyjna ilość składnika, a nie "ile Ci się uleje z ofiary".
Anastazja patrząc na makabryczną scenę jednym okiem, ponownie wpadła w panikę.
Ponownie. Czyli zdążyła się już uspokoić, po tym jak chwilę wcześniej wyłupił jej oko?
Kiedy nekromanta uwolnił jej nogi, kopnęła go w korpus(...)
Ośmioletnia dziewczynka, żeby kopnąć, podnosząc nogę powyżej pasa dorosłego mężczyzny (bo tam zaczyna się korpus) musiałaby być Jackie Chanem. Nawet jeśli założymy, że nasz Deadun jest wyjątkowo nikczemnego wzrostu.
Na kilka słów przed końcem inkantacji, Daedun już nie wypowiadał a wykrzykiwał słowa(...)
Kolejne powtórzenie.
Ze snu wyrwały go odgłosy zbliżających się kopyt.
Kopyta są niebezpieczne. Małe, ciemne, kryją się w mroku i potrafią kopnąć ;) Ale raczej to dźwięk kopyt, a nie one same.
Bronić mi się chyba wolno więc zacznę od tego, że nie jest to osobne krótkie opowiadanie a jedynie fragment pierwszego rozdziału książki o której myślę od około dwóch lat.
Jasne, ale to zmienia faktu, że kawałek jest bardzo słaby.

Podsumowując, masz tu mnóstwo błędów różnego rodzaju.
Tłumaczenia "nie chcę spoilerować" ja nie kupuję, ponieważ poddajesz pod ocenę fragment i czytelnicy na przykład nie wiedzą dlaczego czarodziejowi tak łatwo udało się wykraść dzieci. W całości jest logiczne? Może. Mnie interesują tylko wnioski wyciągnięte z kawałka, który pokazałeś.
Nie wiemy dlaczego Daedun działa na polanie, na której ogień będzie widoczny z bardzo dużej odległości, dlaczego nie knebluje dzieci tylko pozwala by krzyczały, co może mu ściągnąć kogoś na głowę itd.
Mało roztropnie w ogóle się nasz czarodziej zachowuje, jak na mądrego badacza arkanów.
O formie graficznej tekstu już było - masakra. O nadprzymiotnikozie też było. O anachronizmach było.

Czytaj, trenuj i powodzenia.

G.

A, spokojnie zjadłem posiłek podczas lektury. To też nie świadczy dobrze o tekście, o ile oczywiście zniesmaczenie było założeniem Autora.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

[WW] Daedun

6
Czarodziej. Studiujący lata zaklęcia, alchemię i magię. Dobrze zdaje sobie sprawę jak rzadkim składnikiem jest królewska krew. Ale co tam, ciach, chlus i niech naddatek wsiąka w trawę, nic to, że to co zmarnowane mogłoby się przydać do setki innych eliksirów. Pomijam, że w precyzyjnym przepisie powinna być podana precyzyjna ilość składnika, a nie "ile Ci się uleje z ofiary".
To jest precyzyjny przepis i ilość krwi jaka dostanie się do kociołka jest nie istotna (no może nie za dużo ;) ). Ważne jest co innego. Coś o czym nie napisałem, czego nie rozumiał sam bohater ale to na razie sekret :) Reszta krwi może się zmarnować wsiąkając w glebę bo nie będzie już nikomu do niczego potrzebna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”