W Mars One City jest takie jedno jedyne miejsce, do którego możesz się udać bez obawy o własne życie. Miejsce to znajduję się w samym centrum molocha, stanowiąc swego rodzaju strefę zdemilitaryzowaną pomiędzy czterema największymi miejskimi kartelami, buforem, który pozwala zachować chwiejną równowagę w targanej wojnami gangów metropolii. Ziemią niczyją, której neutralność respektuje cały przestępczy półświatek Marsa. Jedyne w swoim rodzaju miejsce.
To tutaj zaczyna i kończy się obszar oficjalnej kontroli rządu nad stolicą – w kwadracie mającym dziesięć na dziesięć kilometrów, przedłużonych jeszcze o kilkaset metrów ośmioma głównymi drogami Mars One City, które odchodzą od głównego placu. A potem są zasieki. I uzbrojeni po zęby żołnierze.
Jak na miasto wielkości Belgii, wypada to trochę blado.
Na stu kilometrach kwadratowych znajdują się wszystkie ważne budynki rządowe (oczywiście też otoczone zasiekami i setkami żołnierzy), wille najbardziej wpływowych oligarchów, siedziby korporacji, główny kosmoport i mieszkania tych, których wy na Ziemi zwiecie klasą wyższą i średnią. Słowem – elita.
Żaden mafijny szef nie podniesie ręki na to miejsce. Bynajmniej nie z szacunku dla oficjalnej władzy.
W samym centrum marsjańskiej stolicy znajduję się lądownik misji Ares 1.
Dla Marsjan praktycznie relikwia. Stanowi on dobro narodowe i jest jednym z najważniejszych atrybutów marsjańskiego nacjonalizmu. Nikt dokładnie nie wie, w jaki sposób Ares 1 stał się symbolem nienawiści w stronę wszystkich Ziemian. I nikogo to też nie obchodzi.
Tak już po prostu było, jest i będzie.
Dla dużej części społeczeństwa, załogę Aresa 1 stanowili bohaterowie, którzy chcieli uwolnić się od ziemskiego jarzma i zacząć nowe życie na nowej planecie. Niestety, źli Ziemianie ich oszukali i przez lata ciemiężyli mieszkańców Marsa, aż do czasu rewolucji, i wyzwolenia pracowniczego ludu, i powszechnego szczęścia! To znaczy to szczęście jeszcze nas czeka, spokojnie.
Gówno prawda, ale jeśli egzystujesz poniżej progu ubóstwa, podobnie jak dwadzieścia parę miliardów ludzi wokół ciebie, miło jest wierzyć w binarny obraz świata.
A oligarchom jest to na rękę, bo nienawiść tłumów kieruję się dokładnie w odwrotnym kierunku niż ich stołek.
Zewnętrzny wróg jest świetnym wytłumaczeniem braków w zaopatrzeniu.
No. Ale przynajmniej dzięki tej prostej jak świat sztuczce manipulacyjnej ja miałem kilka godzin więcej na ucieczkę.
Możecie zapytać kim ja do cholery jestem. Ale ja wam nie odpowiem – to zbyteczne. Wystarczy wam wiedza, że goni mnie cały półświatek tego pięknego miasta. A to oznacza przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy wkurwionych ludzi.
Wpadłem. Naraziłem się nie tym ludziom co trzeba. Odmówiłem wykonania rozkazu z góry, więcej, sabotowałem działania, które uznałem z niemoralne. Nawet pal licho moralność, one łamały prawa międzyplanetarne, które zobowiązaliśmy się przestrzegać.
Przez wiele lat udawałem, że wszystko jest w porządku. Że to co robię, robię dla obywateli, dla ludu Marsa. Każdy młody polityk tak myśli. A potem przychodzi zderzenie ze ścianą – wyborów się nie wygrywa, wybory trzeba sobie kupić. Romans z mafią przychodzi szybko, w końcu środek uświęca środki, przecież robisz to po to, by innym żyło się lepiej. A potem budzisz się w gównie, zanurzony po pas.
Fałszowałem wybory, zlecałem morderstwa przeciwników politycznych, tuszowałem działania tajnej policji, kazałem brutalnie rozpędzać demonstracje – oligarchowie docenili moją przydatność. Uznali, że będę idealną marionetką.
Zostałem premierem.
Miałem wybór: wygodne życie z widokiem na nędzę miliardów lub rzucenie tego wszystkiego w cholerę.
Wreszcie miałem dość. I uznałem, że rzucę to w cholerę.
Oczywiście nie mogłem odejść. Osoba o takiej pozycji widziała już zbyt wiele. Musiałem uciec.
I to właśnie robię.
Ja, pan premier Republiki Marsa.
Piszę to, siedząc w ładowni statku transportowego, który za chwilę wystartuję w kierunku Plutona. Pluton jest bardzo niezależny od decyzji Rady. Stamtąd mnie nie deportują.
Ziemia odmówi mi politycznego azylu. Nie zamierza drażnić sytuacji i odeśle mnie po prostu na czerwoną planetę najbliższym statkiem.
Oligarchowie szybko otrząsną się z szoku. Jeszcze nikt nie wydostał się z ich złotej klatki. Bo po co? Jest tam wygodnie. Skoro już mamy coś, o czym dziesiątki miliardów na co dzień mogą tylko pomarzyć, to po co wychodzić przed szereg?
Nie wiem ile jeszcze pożyję, ale wiem, że raczej niedługo.
Przynajmniej umrę w zgodzie ze sobą.
Bo znajdą mnie. Ja o tym wiem.
I dlatego chce, by moje przesłanie dotarło do wszystkich. Słuchajcie uważnie:
Unia Planet Układu Słonecznego wie co tak naprawdę dzieje się na Marsie.
Wie o tym, że łamane są tam prawa człowieka.
Wie o cenzurze.
Wie o prześladowaniach opozycji.
Ale nic z tym nie zrobi. Bo jest przeżarta korupcją od samego wnętrza.
Skurwiele nic z tym nie zrobią, bo musieliby obciąć gałąź na której sami siedzą.
Nie czarujmy się – Rada to Ziemia i Wenus.
Nic więc dziwnego, że Rada przymyka oko na wenusjańską dyktaturę. I ziemską korporacyjną oligarchię, bo to przecież te dwie siły panują nad całym Układem Słonecznym
Ktoś mądry napisał kiedyś, że wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Wszystko inne z tego wynika.
Obecnie wmawia się nam, że wynik jest równy pięciu.
A my, po tylu latach egzystencji w tym powalonym świecie, przyjmujemy go za najprawdziwszą prawdę.
Zastanówcie się kto wami rządzi, przedstawiciele gatunku Homo Sapiens.
W końcu jesteśmy rozumną rasą.
InfoGraph, List Wiliama Swainstona do Redakcji, 8 kwietnia 2341 roku
List do Układu Słonecznego
2Ok, świat zaprezentowałeś - ale gdzie się podziała narracja? Już się tam nie czepię, że sporo klisz, bo nawet te bym może łyknął, gdyby mi je przedstawiono w akcji, a nie stagnacji. Może to tylko moja percepcja, ale chyba raczej ciężko będzie sprzedać statyczny opis świata jako powieść/opowiadanie. Ja w każdym bądź razie tego nie kupuję.
Jeśli chcesz poćwiczyć, to weź jedną z tych tutaj światocegiełek i zbuduj z niej scenkę.
Jeśli chcesz poćwiczyć, to weź jedną z tych tutaj światocegiełek i zbuduj z niej scenkę.
List do Układu Słonecznego
3Stara tradycja mówienia o naszym świecie w kostiumie innego świata. W odróżnieniu od poprzednika, jestem nawet zadowolony z formy - jako taka pigułka wydaje mi się całkiem zjadliwa, przy pompowaniu mogłaby męczyć (bo pomysł świata, jak poprzednik słusznie zauważył, nie jest najnowszy i w dłuższej formie wymagałby niesamowicie oryginalnego ujęcia). A tak na marginesie - dlaczego 95% współczesnego SF ("literatury typu syf" - jak mawiał mój bardzo złośliwy kolega) to antyutopie?
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski
Robert Brylewski
List do Układu Słonecznego
4Generalnie to raczej nie moje klimaty, ale, że nawet udało mi się przeczytać i trochę mnie zaciekawiło, to się pokuszę o krótką opinię
Może zacznę od tego, co mi zgrzyta.
No i znowu to "jedyne w swoim rodzaju". Wydaje mi się, że nie trzeba już tego powtarzać, zostało to przekazane dosyć dosadnie.
Teraz muszę iść, ale zostawić ogólną opinię i coś może jeszcze wyłapać wrócę

Może zacznę od tego, co mi zgrzyta.
Rozumiem, że "jedno jedyne" ma podkreślić unikatowość tego miejsca, ale mimo wszystko, to takie "masło maślane". Może lepiej by było zacząć "Jest tylko jedno..." albo "jedynym..."?
Nie piszesz, czym to miejsce jest, tylko co stanowi, trzeba by więc chyba było pozmieniać końcówki.mati212 pisze: Miejsce to znajduję się w samym centrum molocha, stanowiąc swego rodzaju strefę zdemilitaryzowaną pomiędzy czterema największymi miejskimi kartelami, buforem, który pozwala zachować chwiejną równowagę w targanej wojnami gangów metropolii. Ziemią niczyją, której neutralność respektuje cały przestępczy półświatek Marsa. Jedyne w swoim rodzaju miejsce.
No i znowu to "jedyne w swoim rodzaju". Wydaje mi się, że nie trzeba już tego powtarzać, zostało to przekazane dosyć dosadnie.
No i znów te końcówki. I ciężko mi sobie wyobrazić, że jest jakiś konkretny obszar, który jest "przedłużony". Akurat tutaj mógłbyś dać jakiś krótki obraz tego miejsca, zamiast "kwadratu" i "przedłużenia". Tylko już może bez lania wody i porównań.
Z nawiasu bym zrezygnowała. Poza tym... klasa średnia? Klasa średnia robi zakupy w lidlu czy biedronce, ale po bułki na śniadanie to już mogą się przejść do żabki, jak mają bliżej. Tak to widzę. Na pewno nie jako bogaczy czy elitę.mati212 pisze: Na stu kilometrach kwadratowych znajdują się wszystkie ważne budynki rządowe (oczywiście też otoczone zasiekami i setkami żołnierzy), wille najbardziej wpływowych oligarchów, siedziby korporacji, główny kosmoport i mieszkania tych, których wy na Ziemi zwiecie klasą wyższą i średnią. Słowem – elita.
Powtórzenie.
Może zamiast tych "i", dać po prostu przcinki? Ale jak nie, to rozumiem, ma to jakiś inny wydźwięk...
Po pierwszym zdaniu już naprawdę myślałam, że się nie dowiemy. Nawet mi się to spodobało - czytasz czyjąś opowieść, nie mając pojęcia, kim ten ktoś jest. Ewentualnie mogłoby pojawić się to w zakończeniu dłuższej formy. Ale Ty wytrzymałeś tylko kilka linijek, nawet dwa razy, w tak krótkim tekście, podkreśliłeś to, kim on jest. Nawet, jeśli nie użył nazwiska, to raczej nie byłoby żadnych wątpliwości, w końcu ilu jest premierów. Jak dla mnie chyba największa wada tego tekstu.
Teraz muszę iść, ale zostawić ogólną opinię i coś może jeszcze wyłapać wrócę

List do Układu Słonecznego
5Zgadzam się z Iwarem, całość jest płaska. Tego rodzaju łopatologiczne opisy jakiegoś uniwersum to trochę za mało, przy zatrzymać czytelnika, co innego, gdyby rozwijać poszczególne prawidła tego świata w tle wydarzeń, rozmów, jakiejś akcji. Wówczas fabuła wciąga, a uniwersum tworzy się samo w tle.
Zwłaszcza pierwsza część tekstu, do wyznań bohatera, przypomina mi pamiętnik z młodzieńczych lat, w którym mam obszerny opis wymyślonego królestwa, zamieszkiwanego przez wszystkie fantastyczne zwierzęta i postaci. Były opisy (oczywiście kulawe) komnat, hierarchii, ról, organizacji rasowej - i to wszystko. O ile jak na wiek to i tak się dziwię, że mi się chciało to konstruować, o tyle na dobrą sprawę nie ma w tym nic interesującego.
Także oprócz dobrze wymyślonego tła przydałoby się rozwinięcie postaci i przede wszystkim akcja, bo zwłaszcza w tekstach fantasy bez ciekawej fabuły ani rusz.
Jeśli chodzi o język to jest moim zdaniem napisane ładnie i stylistycznie w porządku, natomiast muszę się czepić kwestii korektorskich: interpunkcja i drobne błędy (w drugim zdaniu znajduję się * znajduje się, gdzieś niżej brak ogonka, kropki), do dokładnego sprawdzenia.
Z przecinkami wiele osób ma problemy, więc w bywa. Tu podaję przykładowy fragment do poprawy:
"Możecie zapytać, kim ja do cholery jestem. (...)
Wpadłem. Naraziłem się nie tym ludziom, co trzeba."
Swoją drogą: to ostatnie zdanie, jakby się czepiać logiki, sugeruje, że tak ogólnie to warto/trzeba się narażać, może by je jakoś przeredagować
Zwłaszcza pierwsza część tekstu, do wyznań bohatera, przypomina mi pamiętnik z młodzieńczych lat, w którym mam obszerny opis wymyślonego królestwa, zamieszkiwanego przez wszystkie fantastyczne zwierzęta i postaci. Były opisy (oczywiście kulawe) komnat, hierarchii, ról, organizacji rasowej - i to wszystko. O ile jak na wiek to i tak się dziwię, że mi się chciało to konstruować, o tyle na dobrą sprawę nie ma w tym nic interesującego.
Także oprócz dobrze wymyślonego tła przydałoby się rozwinięcie postaci i przede wszystkim akcja, bo zwłaszcza w tekstach fantasy bez ciekawej fabuły ani rusz.
Jeśli chodzi o język to jest moim zdaniem napisane ładnie i stylistycznie w porządku, natomiast muszę się czepić kwestii korektorskich: interpunkcja i drobne błędy (w drugim zdaniu znajduję się * znajduje się, gdzieś niżej brak ogonka, kropki), do dokładnego sprawdzenia.
Z przecinkami wiele osób ma problemy, więc w bywa. Tu podaję przykładowy fragment do poprawy:
Poprawne przecinki:
"Możecie zapytać, kim ja do cholery jestem. (...)
Wpadłem. Naraziłem się nie tym ludziom, co trzeba."
Swoją drogą: to ostatnie zdanie, jakby się czepiać logiki, sugeruje, że tak ogólnie to warto/trzeba się narażać, może by je jakoś przeredagować

List do Układu Słonecznego
6Ok, ciąg dalszy
To powtórzenie chyba specjalnie, ale jak dla mnie nie siedzi.
Nie będę się już wdawać w szczegóły, ale generalnie tekst można by skrócić do dwóch akapitów. Bez lania wody, bez podkreślania wciąż tych samych aspektów. Mam też wrażenie, że niektóre zdania powstały tylko dlatego, że jakiś zwrot Ci się spodobał i wpychasz to do tekstu na siłę.
Odnosząc się do wcześniejszych opinii - jak dla mnie nie trzeba z tego robić dialogu, list jest listem, a jeśli by uznać, że to fragment całości, to brak dialogów i "akcji" nie boli - zależy, jak pokazałbyś resztę. Zamieszczony tu króciutki tekścik to dla mnie za mało, by oceniać go pod tym względem. Zmniejszyłabym za to ilość akapitów. Generalnie, jeszcze dużo pracy przed Tobą. Jak dla mnie tekst "leży" na wielu płaszczyznach. Tylko niech Cię to nie zniechęca, a motywuje
To powtórzenie chyba specjalnie, ale jak dla mnie nie siedzi.
To, co zgrubaskowałam, wydaje mi się kompletnie nie potrzebne. W ogóle, mam wrażenie, że powtarzasz ciągle te same kwestie, żebyśmy na pewno Cię zrozumieli. Robisz z czytelników idiotów tak trochę.
Nie będę się już wdawać w szczegóły, ale generalnie tekst można by skrócić do dwóch akapitów. Bez lania wody, bez podkreślania wciąż tych samych aspektów. Mam też wrażenie, że niektóre zdania powstały tylko dlatego, że jakiś zwrot Ci się spodobał i wpychasz to do tekstu na siłę.
Odnosząc się do wcześniejszych opinii - jak dla mnie nie trzeba z tego robić dialogu, list jest listem, a jeśli by uznać, że to fragment całości, to brak dialogów i "akcji" nie boli - zależy, jak pokazałbyś resztę. Zamieszczony tu króciutki tekścik to dla mnie za mało, by oceniać go pod tym względem. Zmniejszyłabym za to ilość akapitów. Generalnie, jeszcze dużo pracy przed Tobą. Jak dla mnie tekst "leży" na wielu płaszczyznach. Tylko niech Cię to nie zniechęca, a motywuje
