Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

1
Takie coś wygenerowałem. Nie wiem, czy to powinno się znaleźć tutaj, czy w "krótkie", pierwszy raz tu coś wrzucam.


Wyszedłem z Biedronki. Chłodne, wieczorne powietrze uderzyło mnie w twarz. Odetchnąłem.
Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnąłem nieco pogniecionego pączka. Zerknąłem za siebie i postąpiłem jeszcze kilka kroków - dość, by znaleźć się poza zasięgiem kamer monitoringu. Upewniłem się jeszcze raz, po czym wgryzłem się w pączka. Jak to mówią, kradzione nie tuczy?
Mój telefon zabrzęczał. Wyciągnąłem go z kieszeni. Odebrałem.
- Hej, masz robotę na jutro.
Zmarszczyłem brwi.
- Marcin, nic nie mam w grafiku - wybełkotałem.
Przełknąłem kęs pączka, po czym kontynuowałem:
- Nie mam nic na jutro. Chyba, że coś mi znowu zapisałeś...
- Taa, jest jeden budynek do oceny. Mają go wyburzyć. Tylko jeden budynek i masz spokój do końca tygodnia.
- No dobra - westchnąłem. - Gdzie to jest?
- Trzciel.
Prawie upuściłem pączka. Nie wiem czemu. Przez chwilę poczułem się bardzo dziwnie.
- Hej, Andrzej, jesteś tam?
- Taaak...
Ogarnij się chłopie, pomyślałem. Za mało śpię...
- Dobra, biorę robotę. Na którą?
- Bądź o dwunastej.

Trzy minuty po dwudziestej pierwszej byłem w domu. Żar bił od kominka. Na kanapie poduszki były ułożone równo. Paprotka miała nową doniczkę - poprzednia nieco się popsuła (było nie dawać Oli procy).
Uścisnąłem żonę. Patrycja. Piękna brunetka, zawsze pachnąca świeżą ziemią.
- Skarbie, mam jutro pracę - rzuciłem.
Skrzywiła się, marszcząc ten swój śliczny nosek.
- Niech zgadnę, znowu coś znienacka?
Skinąłem głową.
Roześmiała się. Podała mi porcję spaghetti, szczebiocząc o tym, co dzieciaki robiły w szkole dzisiaj, a ja poczułem się jak ostatni drań.
Dlaczego ja to zrobiłem? Ale teraz naprawdę miałem zadanie.
Wbiłem ponure spojrzenie w miskę spaghetti.
- Wszystko w porządku? - spytała Patrycja.
- Mhm.
Nitki wydawały się wić jak małe węże. Wzdrygnąłem się. To tylko przemęczenie.
Spojrzałem w oczy Patrycji, jej cudowne, zielone kryształy. Uśmiechnąłem się.
- Makaron świetny, jak zawsze. Dzieci w łóżkach?
- Tak.
Pochyliła się nade mną i zanim zdołałem ją powstrzymać, pocałowała mnie w czoło.
- Dobranoc.
Wyszła z pokoju. Ja wróciłem do spaghetti, starając się nie myśleć.

Za dziesięć dwunasta byłem już przed domem. Był w koszmarnym stanie - wybite okna, dziury w dachu, pleśń na ścianach. Wyglądał, jakby ostatni raz był zamieszkany przed drugą wojną.
Zmarszczyłem brwi.
- To nie wygląda najlepiej. Dlaczego mam to zbadać? Zburzyć od razu.
Przez sekundę światło słońca odbiło się od kawałka rozbitej szyby i wydało mi się, że coś w środku się ruszyło. Wzdrygnąłem się.
- Zburzyć od razu - powtórzyłem.
Marcin zachichotał, podając mi kask i maskę na twarz.
- Oj, nie bądź leniem.
- Wchodzę sam? - spytałem, ubierając odzienie ochronne.
- Taa, ale będę pod telefonem.
Skinąłem głową i podszedłem do wejścia. Kształt klamki w drzwiach, liczba schodów, układ okien - to wszystko mi coś przypominało...
Pokręciłem głową. Sprawdziłem, czy mam przy sobie telefon i latarkę, po czym wszedłem do środka.

Pierwszym moim uczuciem było, o dziwo, pozytywne zaskoczenie. Budynek oczywiście był niezamieszkany, ale spodziewałem się szczurów, wilgoci, zgnilizny, martwych zwierząt i kawałów gruzu blokujących przejścia. Korytarz, do którego wszedłem, był całkiem czysty - poza odrobiną ziemi na podłodze.
Postąpiłem kilka kroków i usłyszałem syknięcie. Coś ruszyło się pod moimi stopami. Cofnąłem się. Spod moich nóg wystrzelił mały, bardzo zdenerwowany wąż i zniknął w salonie. Niechętnie poszedłem za nim.
W salonie stało kilka przewróconych krzeseł, wyliniała sofa i dwie podrapane szafy. Zasłony były zaciągnięte, jednak czas uszkodził je dość, by wpuszczały trochę światła. Wystarczająco dużo, by odczytać tekst nabazgrany na przeciwległej ścianie:

UKRADŁEŚ PĄCZKA Z BIEDRONKI

W pierwszej chwili wybuchnąłem śmiechem - to było tak dziwne zdanie w tym kontekście. A potem serce we mnie zamarło.
No, tak. Ukradłem. Czy ktoś mnie obserwował? Czy ten ktoś tu przebywał? Chyba tak, to jedyne logiczne wyjaśnienie...
Chwyciłem mocniej latarkę.
Ten pokój coś mi przypominał... Ta plama na podłodze...
Z ręki wypadła mi butelka oranżady. Odkręciła się.
Potrząsnąłem głową. Co?
Coś mnie zmusiło, bym podszedł do sofy. Na bladozielonym obiciu ktoś wydrapał nożem słowa: "Kacper tu był".
Uśmiechnąłem się pod nosem. Jakieś dzieciaki się tu bawiły, tak? Nie znałem żadnego Kacpra...
- Znaszszszszszsz....
Podskoczyłem. Tuż za mną przemknął wąż - może ten sam, co w korytarzu.
Spokojnie. On tylko syknął.
Wszedłem do kuchni - małej i brudnej. Nie byłem pewien, czy ktoś ją używał, czy nie. Z jednej strony, na piecu i blacie kurz nie osadził się równo - wyglądał tak, jakby ktoś przesuwał po nich dłonią, ścierając część brudu. Z drugiej strony na środku leżał martwy szczur.
Przyjrzałem się bliżej. Wzdrygnąłem się, gdy szczur machnął nogą. Jeszcze żył. Wyglądał tak, jakby ktoś mu niedokładnie skręcił kark. Jedno oczko spojrzało na mnie rozpaczliwie. Zwierzę charknęło, wypluwając strużkę ciemnej posoki na swoje matowe futerko.
Spod zlewu wychynął szybki cień i rzucił się na szczura. Odskoczyłem. Przez chwilę zawisłem w powietrzu, tracąc kontakt z grawitacją. Pół sekundy później leżałem na twardej podłodze.
Jęknąłem. Chyba nic sobie nie złamałem. Podniosłem się ostrożnie.
Na ścianie napisane było:

ZDRADZIŁEŚ SWOJĄ ŻONĘ

Tuż pod ścianą leżał rozleniwiony wąż, z lekko drgającym wybrzuszeniem pośrodku ciała.
Serce zakołatało mi z gniewu i strachu.
- Spierdalaj - rzuciłem na węża.
Ten tylko podniósł na mnie głowę. Posłał mi spojrzenie obrażonego kota, po czym odpełznął z cichym szelestem.
Spojrzałem jeszcze raz na ścianę. Moje wnętrzności wykonały akrobatyczne salto w tył.
- Czy to jest jakiś żart?! - krzyknąłem.
Nic. Cisza. Tylko syczenie.
Spokojnie, nie wariuj. Spojrzałem na wytarty, wyblakły stół...
Klepnięcie dłonią. Śmiech.
- Chodź stąd!
- Boidudek!

Mrugnąłem kilkakrotnie.
- Powiedziałem, nie wariuj - mruknąłem.
Skupiłem się na rzeczywistości. Ten wąż, który zjadł szczura, był dłuższy i ciemniejszy od węża w korytarzu. Czyli jest ich tu więcej niż jeden. Świetnie.
Musiałem sprawdzić jeszcze górne piętro i załatwione, tak?

Wdrapałem się mozolnie na rozpadające się schody. Wydawały się skrzeczeć i syczeć z każdym moim krokiem...
- Wracajmy! Robi się ciemno.
Potrząsnąłem głową. Co jest dzisiaj ze mną nie tak?
Na szczycie schodów zauważyłem kolejny nabazgrany napis.

OKRADŁEŚ NIEPRZYTOMNEGO KOLEGĘ

Zacisnąłem zęby. No, może. Pomyślałem przez chwilę. Tak, raz na studiach potrzebowałem pieniędzy na żarcie. Albo ciuchy. Albo piwo, już nie pamiętam. Mój kolega leżał pijany w kałuży własnych wymiocin. Miał portfel w kurtce, która częściowo z niego spadła. To było łatwe.
Ale nikt tego nie widział, prawda?
Potrząsnąłem głową. To było dziwne.
Pod moimi nogami przesunął się gruby, pomarańczowy wąż. Cofnąłem się...
Stał przede mną mały chłopiec. Niski, nieco przy kości. Ubrany na czarno-biało. Jasnobrązowe włosy.
- No chodź, Andrzej!
Odpowiedziałem wysokim, spanikowanym głosem:
- Chodźmy stąd. Tu jest pełno węży!
- Co ty jesteś, baba, że się węży boisz? One nic ci nie zrobią.
Czułem dziwny niepokój, ale napuszyłem się.
- No nie, nie boję się.
Chłopiec uśmiechnął się.
- No to idziemy! Może w którejś sypialni została biżuteria czy inne skarby...


Wróciłem do rzeczywistości, a wąż prześlizgnął się obok.
Mrugnąłem, ocierając pot z czoła. Co u licha się działo? Cały czas miałem przebłyski jakiś czasów z dzieciństwa. Nie znałem tego chłopaka. Czy my tu już byliśmy?
Coś w głębi mózgu mi mówiło, że nie chcę to pamiętać. Ta część mojego życia była jak książka, której nie chcesz otwierać, bo boisz się, że przypadkiem trafisz na jedną straszną ilustrację w środku.
No i te napisy... Nie dawały mi spokoju. Czy ktoś naprawdę mnie obserwował? Jeśli tak, dlaczego napisał to tutaj? Czy w innych pokojach też były takie?
Przebiegłem się po salonach, potrącając butami węże. Każda ściana krzyczała.
MOLESTOWAŁEŚ KOLEŻANKĘ W LICEUM.
- Zamknij się.
ROZBIŁEŚ SZYBĘ NA PRZYSTANKU.
- Zamknij mordę!
PODPALIŁEŚ KOTU OGON.
- To był wypadek! Zostaw mnie!
ZEPCHNĄŁEŚ KOLEGĘ Z HUŚTAWKI - MIAŁ WSTRZĄŚNIENIE MÓZGU.
- Nie chciałem, byłem dzieckiem... Spieprzaj!
UDERZYŁEŚ DWULETNIE DZIECKO W TWARZ.
- Mały gnojek.
NAWRZESZCZAŁEŚ PO PIJAKU NA CIĘŻARNĄ ŻONĘ.
- O Boże...
Zorientowałem się, że płaczę. Łzy spływały mi po twarzy jak słona struga. Wrzeszczałem na ściany, błagałem je, próbowałem z nimi dyskutować.
Z pieprzonymi ścianami. Odtąd niedaleko do psychiatryka.
Wpadłem do łazienki, oddychając ciężko. Na lustrze nad umywalką ktoś przykleił stare, czarnobiałe zdjęcie małego chłopca. Dziwnie znajomo wyglądał.
Podszedłem nieufnie bliżej. Zauważyłem, że ktoś, tak samo jak w kuchni, naruszył warstwę kurzu. Tym razem jakiś widmowy palec napisał na umywalce:
PIWNICA

Stałem na dole, przed drzwiami do piwnicy. Drżałem na ciele. Co ja tu robiłem? Podążałem za jakimiś napisami. To pewnie tylko żart...
Zemdliło mnie, gdy pomyślałem o tych wszystkich napisach na ścianach, wyliczających wszystkie moje grzechy. To nie żart. Miałem się tu znaleźć - w tym domu, tego dnia. I teraz miałem zejść do piwnicy.
Popchnąłem czarne, popękane drzwi i zszedłem w ciemność.

Znowu zobaczyłem tego małego chłopca. Szliśmy razem po tych schodach, wiele lat temu. Trzymał w dłoniach latarkę.
- Ponuro tu, co nie?
- No - mruknąłem. - Pełno węży.
- Ja się nie boję węży - odpowiedział mały, prężąc się dumnie i prawie spadając ze schodów.
- Uważaj, Kacper - jęknąłem, przytrzymując go.
Zeszliśmy na dół. Podłoga była pokryta dziwnym, szarozielonym pyłem. Na ścianach widniały brudne zacieki. Było dość ciemno - jedynym źródłem światła było malutkie, brudne okno tuż pod sufitem. Z kątów dobiegało dziwne syczenie.
- No to jak? Szukamy skarbów? - spytał Kacper.
Uśmiechnął się. W jego jasnoorzechowych oczach pojawiły się iskierki podniecenia.
- Jesteś najlepszym kuzynem świata - odpowiedziałem.
Kacper wybuchnął śmiechem. Postąpił kilka kroków do tyłu.
Nagle coś długiego wysunęło się spod pudełka leżącego pod ścianą.
Skoczyło Kacprowi do gardła.
Nie zdążyłem nawet krzyknąć.


Ale teraz krzyknąłem.
Pył na podłodze był obecnie brązowy. Na ścianach wyrosły kępy mchu i pleśni. Malutkie okienko wpuszczało więcej światła - ktoś rozbił szybę.
Światło padało idealnie na zmasakrowane zwłoki leżące na środku.
To nie mógł być on.
Nie.
NIE!
Trup był niski i gruby. Leżał na brzuchu, w kałuży własnej krwi. Miał potargane, krótkie, jasnobrązowe włosy. Jego czarne spodnie i kurtka były tak podarte i brudne, że ledwie przypominały ubranie. Jeden z brudnobiałych butów zsunął się ze swojego miejsca, odsłaniając potwornie zmasakrowaną stopę. Wyglądała jak pocięta drutem kolczastym albo kłami jakiejś bestii. Podobnie wyglądały dłonie denata.
Denata... Cofnąłem się o krok, uświadamiając sobie coś ze zgrozą.
Krew - na dłoniach, stopach, ubraniu, dookoła - była czerwona i płynna. Świeża.
Głowa leżącej postaci lekko drgnęła. Nagle cała górna część ciała wystrzeliła w powietrze nienaturalnym ruchem. Żywy trup siedział.
Zamroczyło mi przed oczami. Trup miał na sobie koszulkę, która - zanim przesiąkła krwią na wylot - prawdopodobnie była biała. Całe jego ciało wydawało się potwornie okaleczone. Najgorsza była jednak twarz.
Z jednej strony, wyglądała bardziej jak sterta mielonego mięsa niż cokolwiek, co powinno się znajdować pomiędzy czołem a brodą. Była spuchnięta, podarta, pogryziona, cieknąca czarnymi, czerwonymi i zielonymi płynami. Dało się na niej odróżnić tylko dwa szczegóły anatomiczne. Jednym była para błyszczących, jasnobrązowych oczu – teraz tak potwornie znajomych - z lekko zwężonymi na gadzią modłę źrenicami. Drugim był zestaw zębów - nawet nie usta, twarz była zniszczona tak doszczętnie, że nie mogłem dostrzec warg czy policzków, tylko zęby wystające z masy mięcha - ludzkich, bardzo ludzkich, poza długimi, cienkimi kłami.
Przez kilka sekund, które ciągnęły się jak godziny, patrzyłem w te błyszczące, niemrugające ślepia. A potem z żywego trupa dobył się zwielokrotniony głos - jakby mały chłopiec, dorosły mężczyzna i wąż przemawiali jednocześnie:
- Witaj, Andrzej.
Rozpłakałem się. Przez tyle lat nie pamiętałem, że miałem kuzyna. Nadal nie do końca rozumiałem, co się dzieje, ale czułem się nagi, słaby i brudny.
- Przepraszam, Kacper.
Kacper poderwał się tym samym ruchem, co poprzednio, tym razem do pozycji stojącej. Popatrzył na mnie i roześmiał się - szczery śmiech dziecka, cyniczny rechot mężczyzny, przerywany syk węża.
- Przepraszam? Przepraszam?! - zawył, nagle ze śmiechu przechodząc w gniewny ryk. -Ty wiesz, ile ja tu przeleżałem?!
- Ty umarłeś - wydusiłem z siebie. - Umarłeś od ukąszenia węża.
Piwnicę wypełnił syk. Zauważyłem kątem oka węże, całą masę węży, wyłaniających się z kątów.
- Nieprawda - odpowiedział Kacper. - Kłamiesz. Ale to nic nowego dla ciebie, prawda?
- Umarłeś - powtórzyłem, tym razem głośniej. - Ukąsił cię wąż i...
- Padłem na ziemię. Nie umarłem. Nie sprawdziłeś tego. Uciekłeś od razu, jak tchórz. Powiedz mi - Kacper postąpił krok bliżej i podniósł głosy - czy jak wyłaziłeś z drzwi, nie słyszałeś moich krzyków?
- Andrzej, Andrzej, pomóż mi! Wracaj! Ja nie chcę umierać!
- Nie, nie, nie... Ja tego nie pamiętałem...
- Na początku pamiętałeś. Ale chciałeś zapomnieć, co nie? Łatwiej tak było. Wyglądam teraz potwornie, co nie? - Zaszczękał zębami. -Ale to ty jesteś odrażający w środku. Gdybyś zobaczył, kim jesteś, nigdy nie zasnąłbyś spokojnie.
- Ja nic złego nie zrobiłem...
Węże zasyczały głośniej i przysunęły się bliżej mnie.
- Nie chcesz się przyznać, co? - Kacper prychnął. - I dlatego ja tu jestem. Dlatego, że nigdy nie przyznałeś się do tego, jakim obleśnym, okrutnym, zdeprawowanym ludzkim śmieciem jesteś. Dlatego ja gniję w tej piwnicy. Dlatego to wszystko tu jest. Dlatego, że powiedziałeś swojej mamie, że na bank już jestem u rodziców. Dlatego, że gdy policja cię pytała, powiedziałeś, że wyszedłem z domu na twoich oczach i pożegnałem się. Dlatego, że gdy podpaliłeś ogon temu kotu, powiedziałeś wszystkim, że to światło od rozbitej butelki, a tym go uratowałeś. Dlatego, że gdy zrobiłeś te ohydne rzeczy, gdy ty miałeś szesnaście lat, a Łucja piętnaście, powiedziałeś innym, że ona kłamie, bo jest puszczalska. Dlatego, że gdy rozwaliłeś przystanek autobusowy, powiedziałeś, że to ci młodzi wandale. Dlatego, że gdy zamówiłeś prostytutkę przez Internet, gdy twoja żona opiekowała się dwójką dzieci z grypą, powiedziałeś małżonce, że pojechałeś na kręgle z kumplami.
Zaschło mi w ustach. Chciałem uciekać, ale nie mogłem. Musiałem to usłyszeć. Chłonąłem każde słowo ze zmasakrowanych ust mojego częściowo martwego kuzyna.
- A wiesz, dlaczego zwłaszcza tu jestem? Nie tylko dlatego, że kłamałeś - każdy to robi, by wyjść lepiej przed ludźmi. Nie, jestem tu, rozpadam się, dlatego, że ty uwierzyłeś w swoje kłamstwa. Umiesz okłamywać samego siebie. Dlatego też zapomniałeś o tym, że zostawiłeś mnie na śmierć. Kłóciłoby się to z obrazem ciebie, grzecznego chłopca, który wyrósł na męża, ojca i przykładowego obywatela, nieprawdaż?
Chciałem go prasnąć w twarz czy to, co miał w jej miejsce. Chciałem płakać. Chciałem błagać o litość. Chciałem roześmiać się.
Węże były coraz bliżej, ocierały się już o moje nogi.
- Chciałbym po prostu, byś dostrzegł to, kim jesteś - dodał Kacper rozmarzonymi głosami. - Nigdy już byś nie miał słodkich snów, co nie?
Jedyne, co potrafiłem zrobić to uciec. Odwróciłem się i popędziłem po schodach na górę. Ani upiór, ani węże nie próbowały mnie zatrzymać.
Wypadłem na korytarz. Wydawało mi się, że kątem oka widzę Kacpra - takiego, jakim był na krótko przed śmiercią, nie to coś w piwnicy.
- To pułapka - szepnąłem do siebie, wypadając za drzwi.
Niebo było zachmurzone, a z północy dobiegał lekki wietrzyk. Byłem już sto metrów od domu, gdy usłyszałem w głowie:
- Nie szkodzi. Widziałeś dość wiele.

Dom został oczywiście wyburzony już tego samego dnia. Byłem tam. Nic - żadnego tajemniczego dymu, żadnej masy węży. Tylko pył, kurz, połamane deski, pogruchotane cegły.
- Dobra robota - rzuciłem do pracowników.
Robiło się już ciemno, gdy wracałem do domu. Przez okno widziałem, jak moja żona chodzi w kółko pod oknem, rozmawiając przez telefon. Płakała. Dlaczego?
Zapukałem do drzwi. Patrycja odłożyła telefon i spojrzała na mnie z czystą nienawiścią. Nie otworzyła drzwi. Tylko tak patrzyła.
Odwróciłem się i ruszyłem ścieżką w drugą stronę. Nie czułem już nic.
Pod moimi nogami przesunął się piękny wąż, z łuskami jak małe lustra z obsydianu. Ujrzałem w nich swoje odbicie. Nie było jakoś zdeformowane czy upiększone. Wręcz przeciwnie - było bardzo dokładne, co do najmniejszego detalu.
Spojrzałem na węża. On spojrzał na mnie. Uniósł swoją mała główkę i machnął językiem w moim kierunku.
Pokręciłem głową.
- Nie. Wiesz co, coś nie ufam w twoje usługi, kolego.
Schyliłem się i podniosłem z drogi spory, ostry kawałek rozbitego szkła. W świetle zachodzącego słońca wyglądał równie pięknie, jak wąż.
- Wolę wziąć sprawy w swoje ręce - wyjaśniłem wężowi i otworzyłem sobie żyły.

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

2
1) "Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnąłem nieco pogniecionego pączka" - Pączki są raczej zgniecione, to papier bywa pognieciony.
2 "Jak to mówią, kradzione nie tuczy?" - Osobiście, nie widzę miejsca na tą dygresję, w tym akurat ustępie.
3) "Zmarszczyłem brwi." - Narrator pierwszoosobowy - czyli możesz sobie wyobrazić, że nim jesteś i opowiadasz te historię. Teraz wyobraź sobie, Na kanapie poduszki były ułożone równo. Paprotka miała nową doniczkę - napomknąłbyś, że zmarszczyłeś brwi? Raczej nie, prawda.
4) "Na kanapie poduszki były ułożone równo. Paprotka miała nową doniczkę". - Znów zapytam, czy w realnym życiu, opowiadając komuś swoją niezwykłą historię - wspominałbyś o nowej doniczce dla paprotki?
DOBRA NOWINA: Niebyt - nie istnieje!

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

3
Trochę błędów znalazłam:
Uwaga! Spoiler![quote]- Marcin, nic nie mam w grafiku - wybełkotałem. [/quote] Wybełkotanie kojarzy się z wypowiedzeniem niewyraźnie. Jeśli bohater jest pewien, że nic nie ma w grafiku, to mi średnio pasuje bełkot. Może "wykrztusiłem"?
[quote]Prawie upuściłem pączka. Nie wiem czemu. Przez chwilę poczułem się bardzo dziwnie.[/quote] Dlaczego? Trzciel coś mu przypomniał?
[quote]Piękna brunetka, zawsze pachnąca świeżą ziemią.[/quote] Dziiiwne perfumy ;) Może warto uściślić, że ona lubi grzebać w ziemi, w ogrodzie?
[quote]Dlaczego ja to zrobiłem? Ale teraz naprawdę miałem zadanie.[/quote] A to mi trąci niedopowiedzeniem, które warto roziwnąć.
[quote]ja wróciłem do spaghetti, starając się nie myśleć.[/quote] A jakby tak dopisać, o czym? To pociągnęłoby uwagę dalej. :)
[quote]pod moich nóg wystrzelił mały, bardzo zdenerwowany wąż i zniknął w salonie.[/quote] A może był przestraszony? Bym opisała zachowanie węża, a potem dodała spekulację odnośnie jego stanu, a nie stwierdzała to od razu. Chyba że bohater jest wężowym psychologiem. ;)
[quote]Nie byłem pewien, czy ktośużywał, czy nie. [/quote] "jej". No i skoro dom mógł być zamieszkany przed II wojną światową, to ktoś na bank kuchni używał. Pytanie, czy ostatnio...
[quote]Przez chwilę zawisłem w powietrzu, tracąc kontakt z grawitacją.[/quote] Z gra-wi-ta-cją? A nie z ziemią? :)

Skoro po napisie o nieprzytomnym koledze dajesz wspomnienie, to może w pozostałych przypadkach warto by było też to zrobić?

Odtąd niedaleko do psychiatryka. Moim zdaniem już się kwalifikuje. ;) No i nie powinno być "stąd"?
[quote]Była spuchnięta, podarta, pogryziona, cieknąca czarnymi, czerwonymi i zielonymi płynami. [/quote] Chyba ociekająca.
[quote]Wręcz przeciwnie - było bardzo dokładne, co do najmniejszego detalu.[/quote] To bym wyrzuciła.
[quote]Spojrzałem na węża. On spojrzał na mnie. Uniósł swoją mała główkę i machnął językiem w moim kierunku.
Pokręciłem głową.
- Nie. Wiesz co, coś nie ufam w twoje usługi, kolego. [/quote] A tego nie rozumiem. Jakie usługi?
Pomysł bez wątpienia jest - granica snu/koszmaru/obłędu i jawy. Ciekawa koncepcja, ale, niestety, wykonanie pozostawia wiele - zbyt wiele - niedomówień. Szkoda, że nie rozwinąłeś wątków, które poruszał wąż. I wreszcie: o co chodzi z kursywą? Sprawia wrażenie użytej dość... przypadkowo.
Jestem jednak "na tak", jeśli chodzi o rozwinięcie tego pomysłu, dopracowanie go.

Added in 4 minutes 39 seconds:
A, i jeszcze a propos kursywy - warto by było te fragmenty (dialogi z Kacprem, butelka oranżady) jakoś rozwinąć. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

4
Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnąłem nieco pogniecionego pączka. Zerknąłem za siebie i postąpiłem jeszcze kilka kroków - dość, by znaleźć się poza zasięgiem kamer monitoringu. Upewniłem się jeszcze raz, po czym wgryzłem się w pączka. Jak to mówią, kradzione nie tuczy?
Jeśli zdołał z tym pączkiem wyjść i nikt go nie zatrzymał, to chyba nie zauważyli kradzieży. Swoją drogą, ciekawi mnie dlaczemu ukradł pączka.
Mój telefon zabrzęczał. Wyciągnąłem go z kieszeni. Odebrałem.
Może gdyby zrobić z tego dwa zdania, byłaby ładna płynność.
Na kanapie poduszki były ułożone równo. Paprotka miała nową doniczkę - poprzednia nieco się popsuła (było nie dawać Oli procy).
Mam to samo, co Dawny Don. To wybija z rytmu i tak naprawdę do niczego nie prowadzi.
Skrzywiła się, marszcząc ten swój śliczny nosek.
Ten można by usunąć.
Sprawdziłem, czy mam przy sobie telefon i latarkę, po czym wszedłem do środka.
Myślałam, że już byli w środku, ale mogła mnie zmylić wzmianka o pleśni na ścianach. Pomyślałam o ścianach wewnątrz budynku.
Był w koszmarnym stanie - wybite okna, dziury w dachu, pleśń na ścianach. Wyglądał, jakby ostatni raz był zamieszkany przed drugą wojną.
Oczywiście rozumiem, budynek "wyglądał, jakby był zamieszkany przed drugą wojną". Ale. Budynek zamieszkany przed drugą wojną byłby w dużo gorszym stanie, a pleśń na ścianach - podejrzewam z poprzedzającego fragmentu, iż chodzi o ściany zewnętrzne - nie wiele mówi o czasie istnienia domu. Blok naprzeciwko, który widzę z okna odnowili dwa lata temu, a już zapleśniał. Tak samo w mieście mam parę stosunkowo "młodych" budynków, które niestety popadały w ruinę, o której piszesz - czyli komuś przeszkadzały Nie powybijane okna, cały dach i Nie zrujnowane wnętrze.
Pierwszym moim uczuciem było, o dziwo, pozytywne zaskoczenie. Budynek oczywiście był niezamieszkany, ale spodziewałem się szczurów, wilgoci, zgnilizny, martwych zwierząt i kawałów gruzu blokujących przejścia. Korytarz, do którego wszedłem, był całkiem czysty - poza odrobiną ziemi na podłodze.
Też jestem zaskoczona. Na plus oczywiście.
Spod moich nóg wystrzelił mały, bardzo zdenerwowany wąż i zniknął w salonie. Niechętnie poszedłem za nim.
Jeśli był jedyną osobą w korytarzu, to moich wydaje się zbędne. Poza tym, dlaczego poszedł za wężem? Co go do tego skłoniło?
UKRADŁEŚ PĄCZKA Z BIEDRONKI
I znów zaskoczenie... na plus :)
- Spierdalaj - rzuciłem na węża.
Słowa nie da się rzucić na człowieka ani zwierzę, ani nawet przedmiot.
Posłał mi spojrzenie obrażonego kota
Wiem, jak wygląda spojrzenie sfochanego kota, a jednak ciężko jest mi je dopasowac do węża.
Mrugnąłem kilkakrotnie.
- Powiedziałem, nie wariuj - mruknąłem.
Powtórzenie: mruknąłem.
Wdrapałem się mozolnie na rozpadające się schody. Wydawały się skrzeczeć i syczeć z każdym moim krokiem...
Rozumiem, że skrzypnięcia wydawały się syknięciami. Bo jeśli nie, to nie rozumiem, jak schody mogły wydawać się skrzypieć.
Ta część mojego życia była jak książka, której nie chcesz otwierać, bo boisz się, że przypadkiem trafisz na jedną straszną ilustrację w środku.
W jednym zdaniu bohater mówi do siebie i do mnie-czytelnika. Upiorne.
czy jak wyłaziłeś z drzwi,
Chyba z piwnicy?
Dlatego, że gdy podpaliłeś ogon temu kotu, powiedziałeś wszystkim, że to światło od rozbitej butelki, a tym go uratowałeś.
To znaczy czym go uratował?
przykładowego obywatela, nieprawdaż?
Przykładnego?

]
Zapukałem do drzwi. Patrycja odłożyła telefon i spojrzała na mnie z czystą nienawiścią. Nie otworzyła drzwi. Tylko tak patrzyła.
Odwróciłem się i ruszyłem ścieżką w drugą stronę. Nie czułem już nic.
Nie kumam.

Ciekawe. Od momentu w piwnicy wciągnęło mnie i jakoś nie zwracałam większej uwagi na błędy. Chociaż powtórzenia rzucają się w oczy. Z chęcią przeczytam szerzej rozpisaną wersję.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, tylko żują pszczoły.

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

5
Interesująca historia, którą można by rozbudować. Dobrze się czytało. Wytknąłbym taki drobny błąd związany z fizyką:
Przez chwilę zawisłem w powietrzu, tracąc kontakt z grawitacją.
Bohater nie stracił kontaktu z grawitacją nawet na ułamek sekundy. W trakcie odskoku przeciwstawił się jej sile, dzięki mocy swoich mięśni. Ten fragment powinien wyglądać mniej więcej tak: "Przez chwilę zawisłem w powietrzu przeciwstawiając się sile grawitacji".
Ale poza tym i paroma innymi rzeczami to całkiem dobry tekst.

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

7
Rzeczywiście jakieś "trochę mnie zaskoczył" byłoby chyba ciut lepsze od "zmarszczyłem brwi". Przede wszystkim to strasznie suche jest. Można i tak, ale zachęcam jednak pisać z jak największym polotem, wiesz, ciekawie jakoś. Ewentualny przesyt się potem wyrówna walcem :D
CasBazgrolarz pisze: Piękna brunetka, zawsze pachnąca świeżą ziemią.
O to ci osobliwa uwaga. Czyżby lubowała się w grzebaniu w ogródku? Znowu, psiakość, sucho - teraz wyszedł z tej suchoty taki śmieszny twór. Normalnie bym się przy tym nie zatrzymywał, ale postanowiłem dać ci sygnał, że takie uwagi nie są na plus. Już pomijam "świeżość ziemi", nie jestem ogrodnik, może ziemia ma prawo być nieświeża, niwim.

"Pączek" ci się powtarza niepotrzebnie.

Zaraz zaraz. Pleśń na ścianach z zewnątrz? O tym jeszcze nie słyszałem.
CasBazgrolarz pisze: Zamroczyło mi przed oczami.
Do tego momentu nic mnie szczególnie nie poraziło. Czyta się lekko, to dobrze, ale polotu wciąż całe nic - to nie za dobrze :P No ale cóż, jest jak jest. To zdanie jest dziwne, brakuje jakiegoś "się" ale nadal pozostaje dziwne. Pamiętajmy, że można kogoś zamroczyć - czyli właśnie "zgasić/przygasić mu światło". Stawiasz znak równości między tradycyjnie używanym "pociemniało mi w oczach" a "zamroczyło mi...". Powiedziałbym: nie bez kozery nikt tego jak dotąd nie próbował :) I ja też nie widzę takiej potrzeby. Zamroczyło mi oczy, zmroczyło mi wzrok, nie wiem, coś w ten deseń chyba byłoby ciut lepsze (gdyby naprawdę usilnie starać się ciemność zastąpić mrocznością, co przecież jeszcze nie jest grzechem).

Zasadniczo wąż ci się powtarza, a skoro jego ukąszenie zabiło chłopca, to dajże może żmiję, co? Wąż i żmija to poza tym gady, podpowiadam.
CasBazgrolarz pisze: czy jak wyłaziłeś z drzwi
No, panie, hola. Coś tu jest nie teges.

Było jeszcze parę kwiatków (np dobiegający wiatr) ale zostawmy to. Opowiadanie, przy postawieniu poprzeczki na poziomie professional, bądźmy szczerzy, leży. Nie będę się czepiał pomysłu, bo w sumie ciężko o dobry i oryginalny pomysł, ale tekst jest skąpy, prosty do bólu, ma mankamenty, postać jest szalenie naciągana, żadnych zabiegów do uwiarygodnienia jej nie wdrożono, jego profesja wypadła blado, widać, że niewiele autor wie o wyburzaniu budynków (a nade wszystko jego oraz jego żony stosunek do tej roboty były po prostu bez sensu) wszystko to oczywiście potraktowane po macoszemu, byle hyc hyc, do kulminacji i finału. To, gdybym był surowy (patrz: wspomniana poprzeczka). Ale jak na tekst amatorski, to bywa znacznie gorzej, tu przynajmniej się nie męczyłem czytając.

Dałoby się z tego coś wycisnąć, ale tego potencjału zostało wykorzystane niewiele. Ale ja sądzę, że sam to wiesz.

Dom węży [horror] [być może 16/18+ - krew, wulgaryzmy, nawiązania do seksu]

8
Fajna historia, może być naprawdę dobra. Gdybym miał się czepiać, nie bardzo sobie potrafię wyobrazić zdenerwowanego węża i pachnącą świeżą ziemią brunetkę. Ale opowiadanie ma potencjał.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”