Codziennie zaczynam nową opowieść.
Ostrzę ołówek, kładę na biurku kartkę, na jej środku stawiam kropkę i czekam. Dlaczego czekam? Nie wiem, już nie pamiętam. Pewnie liczę na to, że dźwięki, obrazy – wypełzną same z "niezgłębionej głębi" na powierzchnię i oślepią kolorową iluminacją. Niestety im głębiej, tym ciemniej, a bez światła nie ma barw. Więc po co czekać?
Tylko z wrodzonej niecierpliwości siedzę jeszcze chwilę, przyglądam się rozbieganym jak kurczęta myślom i złoszczę, że same nie ustawią się we właściwej kolejności. Potem, cóż – przebaczam im, okazuję pełne zrozumienie.
Bo ciężko jest wpaść na pomysł, gdy jest tylko małą kropką na papierze.