opowiadanko

1
To kawałek opowiadania, które właśnie zacząłem pisać :) Miłego czytania



Ostatnia bitwa







19 października. Działa rosyjskie zdawały nam coraz większe straty. Obdarci, brudni, głodni i zdziesiątkowani broniliśmy odwrotu armii napoleońskiej.

Kartacze fruwały nad naszymi głowami raniąc i zabijając towarzyszy broni. Straty VIII Korpusu, po trzech dniach walki były ogromne. Poległo ¾ żołnierzy. Na miejsca naszych rodaków, przybyły posiłki, pozostałości po korpusach Macdonalda, Victora, Augereau, ale to wszystko i tak zdawało się niczym wobec przygniatającej przewagi wroga.

Nagle ucichły działa przeciwnika. Chłodny wiatr targał postrzępionymi mundurami, niosąc ze sobą swąd prochu i dymu. Z porannej mgły, na wprost naszych oddziałów, wynurzyły się dwie kolumny piechoty.

Widząc to, pułkownik Sosnowski, wjechał między nasze szeregi, rzucając rozkazy. Szybko ustawiliśmy się w trzy, zwarte szeregi. Padła komenda ładuj i karabiny były gotowe do strzału. Kompani w pierwszym rzędzie przyklęknęli celując w nieprzyjaciela. Rosyjskie wojsko równym krokiem zwierzało w naszym kierunku. Mogliby nas zadreptać nie marnując ani jednej kuli. Miażdżyli nas samą liczebnością.

Ręka pułkownika, trzymająca szable, wzniosła się.

- Pal! – Ostrze opadło wraz z komendą.

Huk. Salwa wdarła się miedzy formujących szyk żołnierzy nieprzyjaciela, siejąc spustoszenie i zbierając okazałe żniwo. żołdacy cara ignorując straty kontynuowali przegrupowanie.

Kolejna salwa. Efekt ten sam.

Nerwowe ładowanie, czekanie na komendę i ciągnę za spust kładąc następnego trupa. Wróg odpowiada ogniem. Towarzysza obok, kula trafia w głowę obrywając mu brodę. Jego krew i szczątki kości lądują na mnie. Zwieramy szeregi zastępując poległych i rannych. Strzelamy prawie non stop. Jeden szereg pluje ogniem, a drugi ładuje broń. Szybka zamiana miejsc, przyklęk i walimy ołowiem w nieprzyjaciela.

Słychać nasze baterie, ale nawet one nie są w stanie powstrzymać natarcia. Niespodziewanie zjawia się Książe Józef Poniatowski. Siedzi na swoim koniu z obnażoną szablą. Twarz ma brudną i podrapaną, ranny już dwa razy w tej bitwie, ale w siodle trzyma się wyprostowany.

-Bagnet na broń! – krzyczy.

Cały batalion wykonuje rozkaz w mgnieniu oka. Jestem pod dowództwem księcia od samego początku. Dla mnie jak i dla każdego polskiego legionisty jedno słowo, jeden gest, czy chociażby sama obecność ukochanego wodza i dowódcy, stanowiła największa inspiracje. Zbędne były wtedy pompatyczne przemowy. Każdy polski żołnierz z wiaderkiem wody, poszedłbym za nim do piekła. Bez słowa sprzeciwu.

Pułkownik Sosnowski zsiadł z konia i dołączył do batalionu.

- Za Polskę! – głos Poniatowskiego wzbił ponad huk strzałów.

Prowadzeni przez księcia, ruszyliśmy do kontrataku zupełnie zaskakując tym posunięciem moskali. Spadamy jak lawina, siejąc śmierć i zniszczenie. Mieszamy się za przeciwnikiem.

Niesiony impetem, z okrzykiem na ustach, dźgam rosyjskiego porucznika w pierś. Bagnet zgrzyta o żebra. Oficer pluje krwią. Zamieram na chwile pod jego spojrzeniem. Pełnym wyrzutów i zaskoczenia. Otępienie szybko mija, przecież to tylko zaborca. Nadepnąłem czarny mundur i wyszarpnąłem ostrze. Rzuciłem się w wir dalszej walki, która szala wszędzie na około.

Waliłem kolbą, kopałem, pchałem bagnetem, robiłem wszystko by przeżyć. Wymazany krwią pomieszaną z błotem, wyciskałem z siebie resztki sił. Zaabsorbowany walką z przeciwnikiem nie zauważyłem zachodzącego mnie od tyłu następnego wroga, ale w porę z pomocą przyszedł pułkownik ze swoim pistoletem.

Do walki wkraczają kolejne carskie bataliony.

- Odwrót! – Ktoś krzyczy po francusku.

Zaraz po nim słychać kolejne głosy. Polacy widząc uciekających francuskich towarzyszy broni, idą w ich ślady.

- Do miasta! – Tym razem, to pułkownik Sosnowski.

Rozproszeni wycofujemy się, szukając schronienia za murami . Jeszcze tylko nasza artyleria, tłukąc raz za razem, wzbija fontanny piasku. Próbuje osłonić nam odwrót. Zostawiamy po sobie pole usłane trupami nieprzyjaciela i własnych kolegów. Ranni wiją się w bólach, pozostawieni na pastwę wrogich bagnetów.
Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie.

http://wlasnadroga-addy.blogspot.com/

4
Nie widzę niestety w tym nic, co mogło by mi się podobac. Surowo, sucho opisane jakieś fakty ,prawdopodobnie nawet historyczne. A ja historią zyje od jakiś kilku lat i mam jej stanowczo dosyć.Pozdrawiam
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

Re: opowiadanko

5
Opisanie czegoś, co dzieje się szybko tak jak np. bitwa nie jest łatwe, lecz uważam, że poszło Ci dość dobrze, aczkolwiek jeszcze popraw żeby było bardziej przekonywujące :)

Ciekawa jestem, jak radzisz sobie z fragmentami mniej dynamicznymi ale na tej podstawie sądzę, że powinno być w porządku. Zaraz przejrzę forum w poszukiwaniu Twoich wcześniejszych publikacji :)



Styl dobry, nieco zbyt wiele przecinków :)

o, i jedna literówka ;)



Trzymaj się co najmniej tak dobrze a nawet jeszcze lepiej :D

6
Dziekuje :D

Głównie o to mi chodziło, aby sprawdzić jak sobie poradze z tekstem batalistycznym.





P.S Staram się być coraz lepszy 8)
Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie.

http://wlasnadroga-addy.blogspot.com/

7
Podoba mi się ;-)



Pomimo tego,że historia jest dla mnie dziedziną nauki trudną i nieco nużącą, opowiadanie nie znudziło mnie wcale - co więcej,nie widziałam sucho opisanych wydarzeń historycznych, ale postaci z emocjami i uczuciami.śmierć i ból przyprószone lekką nutką optymizmu przy końcu.



Pozdrawiam ;-)
"-dbaj o dochody

jak twój kolega Kartezjusz



-bądź przebiegły

jak Erazm



- poświęć traktat

Ludwikowi XIV

I tak go nikt nie przeczyta"



Zbigniew Herbert

8
Tak więc przeczytałem. Dobrze napisane, ma swój batalistyczny klimat ( nie to co Wywerka-Prekurat, Piwowoński- jednak ma). Jedna uwaga. Nie krzyczeli w tamtych czasach: Pal! Tylko: Ognia! (broń prochowa była zapalana). Dopiero w czasach I Wojny światowej został przyjęty zwyczaj wydawania rozkazu w formie: Pal! ( najcześciej przy bitwach morskich, kiedy okret wyrzucał całą salwę burtową - dawało to efekt, jakby sie palił przez parę sekuund)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”