- Szefie!!! - Wrzask Asmodeusza wstrząsnął gabinetem Naczelnego.
- Co jest? - mruknął zaspany.
- Demony uciekły!
- To nie powód żeby przeszkadzać mi w pracy. - Ziewnął, splunął (niechcący zapewne trafiając w oko podwładnego), poczochrał kopytem kudłaty łeb. - Znaczy, nie dopilnowałeś.
- Za pozwoleniem, nie moja działka.
- Niech ci będzie. Ale coś nie kumam. Źle im tu było? Dokąd polecieli?
- Na Ziemię.
- Ziemia... Ziemia... Nie kojarzę. Gdzie to?
- Koło Słońca.
- Czego?
- Gwiazda taka. Przyjemna, cieplutka. Dobra na weekend. Jednak dwadzieścia sześć tysięcy lat od Centrum Drogi Mlecznej. Prowincja.
- Ktoś tam mieszka? - dopytywał Belzebub.
- Ludzie. Trochę podobni do nas, tylko ogona nie mają.
- Współczuję. Trudno, będą mieli demonkrację.