nie ma nic. w hotelu polonia pustki.
jakiś gość wynosi zwinięty dywan. nic. telefon
zajęty. recepcjonistka pyta kiedy może wyjść.
nawet stolarz nie dokończył drzwi.
ten z drugiego piętra przygruchał sobie małolatę. jezus
ma przyjść za kilka dni a okna dalej nieumyte. obracam się
za każdym razem. w tym skamienieniu
jest nieskończoność: niedosyt. są puste pola ścięte lasy.
jest obietnica zmartwychwstania:
zaprzepaszczona.
sól
10Wiersz z wyraźnie oddanym klimatem - moja myśl pierwsza.Zofia Welke pisze: nie ma nic. w hotelu polonia pustki.
jakiś gość wynosi zwinięty dywan. nic. telefon
zajęty. recepcjonistka pyta kiedy może wyjść.
nawet stolarz nie dokończył drzwi.
ten z drugiego piętra przygruchał sobie małolatę. jezus
ma przyjść za kilka dni a okna dalej nieumyte. obracam się
za każdym razem. w tym skamienieniu
jest nieskończoność: niedosyt. są puste pola ścięte lasy.
jest obietnica zmartwychwstania:
zaprzepaszczona.
Druga. Nic - nie jest tutaj pojęciem pustki, ale marazmu, beznadziei, tandety, braku szans na zmianę, niemożności wiary w coś wartościowego jak życie przynajmniej dobrze skończone. Stolarz nie dokończył drzwi - nie można wyjść z hotelu. (Polonia może być odniesieniem do rodzimych obyczajów.) W hotelu nie ma nic swojego. Podmiot liryczny jako jedyny to zauważa, dystansuje się nie wprost, ale w obserwacji miejsca, w którym utknął.
Bardzo mi podoba metafora: w tym skamienieniu jest nieskończoność . Stąd i pointa wiersza.
Naprawdę dobre, dodające znaczeń, przerzutnie.
Obyczajowo-filozoficzny liryk, nieprzegadany, niepatetyczny. Umiejętne połączenie profanum i sacrum.
Podoba mi się.
Zapis również:)