Ostatnia uwaga: w literaturze są mody i trendy. Jeśli zaczynamy pisać „to co modne” to już przegraliśmy. 
Piszecie fantasy? To już na starcie wasza książka będzie konkurować z książkami Ziemiańskiego, Sapkowskiego, Kresa i kilkunastu innych polskich autorów. Lepszych od Was (sorry). Bardziej doświadczonych. Budujących swoją legendę od lat. (nie mówiąc o zagranicznych…). Żeby się przebić wasza książka musiała by być naprawdę dooobra. A i to nie gwarantuje sukcesu. 
Jak zwiększyć szanse?
Popatrzcie jak zrobił to M.Wroński – napisał kryminał retro. Po pierwsze zrobił to w chwili gdy podgatunek dopiero raczkował. Po drugie osadził akcję w XX-leciu międzywojennym – w chwili gdy rosła  fala zainteresowania epoką. Po trzecie osadził fabułę w Lublinie. (zahaczył też o Chełm i Zamość). Po czwarte napisał w dość szybkim tempie 10 tomów. Ludzie zżyli się z bohaterem. 
Zanalizujemy? Miał niewielką konkurencję – łatwo go dostrzeżono. Eksplorował teren literacko raczej dziewiczy – mieszkańcy ściany wschodniej niewiele mają książek o swoich stronach rodzinnych. Realizował konsekwentnie plan. Pojawiła się grupa ludzi czekających na kolejne tomy. Do teg jest to bardzo przyzwoicie napisane – fabularnie i językowo. 
Ja robię podobnie - wbijam się tam gdzie widzę luz. 
Wędrowycz – menel-fiction – praktycznie żadnej konkurencji. Mało kto pisze o wsi w konwencji fantastyki, mało kto robi to na wesoło. Praktycznie nikt nie łączy tych dwu pomysłów. Do tego „jedyny polski superbohater” czy raczej parodia superbohatera i nieustanne wykpiwanie trendów popkultury. 
Opowiadania o R.Stromie - zagadki historyczne z elementem fantastycznym. Coś jak pan Samochodzik tylko inaczej i z szerokim ukłonem ku czytelnikom z mojej subkultury. Mamy pojedyncze utwory w podobnej konwencji. Patrząc szerzej – to jest tzw. „fantastyka bliskiego zasięgu” pogranicza prozy przygodowej i fantastyki. Rozszerzanie bazy czytelniczej – sięgają po to ludzie którzy ni trawią normalnej fantastyki. Obok mnie podobne klimaty znajdziemy u Grzędowicza – mam na myśli tomiki  „Ksiega jesiennych demonów” i „wypychacz zwierząt” 
Opowiadania o dr Skórzewskim – gatunkowo to horror medyczny retro. Fabuła eksploruje często mity i folklor carskiej Rosji, Ukrainy, Kresów. Konkurencji brak. (o ogóle praktycznie nikt nie pisze o Kresach – co polecam waszej uwadze). To znów fantastyka bliskiego zasięgu. 
Kuzynki – o Krakowie akurat pisze się sporo. Ale alchemia to temat raczej ekstraordynaryjny. Kompletnie niewykorzystane pole eksploracji.  Dodatku to mocny ukłon w kierunku płci pięknej. Mało mamy fantastyki dla kobiet. Historia alchemii to poczet niewyobrażalnych świrów przeżywających kompletnie kuriozalne przygody w różnych ciekawych „okolicznościach historycznych” od głębokiej starożytności po czasy niemal współczesne.  
Rzućcie okiem: 
http://www.magazynpolonia.com/artykul/h ... 9fc51cf955
„Operacja Dzień wskrzeszenia” i „Oko Jelenia” – podróże w czasie – w polskiej fantastyce temat leżący odłogiem. Do tego pierwsza pozycja pokazywała carską Warszawę – a została wydana w czasach gdy poza mną praktycznie nikt nie pisał o carskiej Warszawie. Druga pozycja pokazywała  Skandynawię w czasach upadku ligi hanseatyckiej. (coś o tym już widzieli czytelnicy „sagi o ludziach lodu” – ale tam o hanzie nie ma nic). W obu przypadkach mamy ciekawe tło historyczne. Wystarczyło dokładnie je zarysować… 
Cykl o wampirach – to trochę inna para kaloszy – zjadliwa satyra na wampiry, wręcz parodia wielu „wampirycznych” i pokrewnych motywów – można traktować jako podpięcie się pod modę na „zmierzchy”. Tu wskoczyłem do worka pełnego kotów. 
Teraz popatrzmy na jeszcze jeden aspekt mojej twórczości seryjność i łatwość kreacji fabuł: 
Wędrowycz – jest bohater i pojemne uniwersum – w zasadzie jeden temat: Jakub musi się napić, a jak się napije jest zdolny nadupcyć każdemu. Wystarczy wymyślać nowych wrogów i nowe „questy”. 
Storm – może szukać dosłownie wszystkiego, sięgając do zagadek prawdziwych lub wykreowanych wszelkich możliwych epok. Można wrzucić mu wrogów, konkurencję, elementy paranormalne. Wszystko się fajnie zgrywa do kupy. W dodatku to typ skrzywionego kalekiego geniusza – kuriozalne perypetie uczuciowe czynią go bardziej ludzkim – czytelnik się łatwiej utożsamia. 
Skórzewski – dzieje medycyny przełomy XIX i XX wieku to kopalnia prawdziwych przełomowych odkryć ale też dziwacznych koncepcji medycznych. Lobotomia, Radionika, Torakoplastyka… Czasem opisuję rzeczy które nie były błędem sensu stricte, tyko pewnym etapem rozwoju medycyny - jak kikut Krukenberga. Kopalnia fabuł… Plus poszukiwania penicyliny – jako spoiwo całego cyklu. Za dwa tygodnie będzie 11 zbiorek – tam doktor dokazuje na całego a w jednym z opowiadań jest o lobotomii.   
Ergo: Trzech „mocnych” bohaterów.  Trzy tematy „samograje”. Nieprzebrane łowisko tematów. 
9 tomów „Wędrowycza” 11 tomów opowiadań bez Wędrowycza. Wampiry to trochę inna para kaloszy – ale dobrze (aż za dobrze) pamiętam czasy PRL-u. I trochę jak śp. Bareja – szukałem co jeszcze można wyszydzić… Ale 3 tomy i starczy.  
Moja rada – szukać własnych zagoników tam gdzie nikt jeszcze ugoru nie zaorał.