[W] Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

1
Witam ponownie!
Zwracam się z gorącą prośbą o ocenienie tego co napisałem. Nie wrzuciłem wszystkiego bo to by odstraszyć długością. Chciałbym wiedzieć czy w ogóle da się to czytać z przyjemnością, jakie błędy popełniam, co mogę robić lepiej. Z góry dziękuje i życzę miłej lektury.

Uwaga! Fragment może zawierać wulgaryzmy i zwroty uznawane za nieprzyzwoite!
Oparty o warowne mury zamku, na jednej z wyższych kondygnacji, spoglądał w dal, na chłodną zatokę. Postawny, wysoki mężczyzna, myślami gdzieś głęboko w swojej głowie patrzył i rozmyślał.
Okoliczne wzgórza robiły wrażenie opustoszałych, jak gdyby ludzka ręka nigdy nie musnęła ich swoim dotykiem. Choć gdzieniegdzie jeszcze, kryjące się w cieniu resztki śniegu krzyczały o nadchodzącej wiośnie, pagórki dalej promieniowały chłodem. Było w nich widać ich zimny, twardy klimat. Wzbijające się, poranne słońce topiło wątły szron zalegający na trawach i krzewach, tworząc bardzo urokliwy, lecz jeszcze bardziej krótkotrwały obraz. Zima odchodziła w niepamięć, broniąc się jak tylko mogła, bezskutecznie.
Patrzył w dal, na dziesiątki okrętów co rusz mijających się w zatoce. Jedne wielkie, masywne, inne zaś całkiem małe. Mijały się zgrabnie, bezkolizyjnie, choć nie raz bardzo blisko siebie, wręcz burta w burtę. Ich ożaglowanie zapierało dech w piersiach swoimi rozmiarami i kolorami. Barwne tkaniny, z których były zrobione żagle, różniły się diametralnie. Także ich ilość i kształt z rzadka lubił się powtarzać. Każdy okręt o innym ożaglowaniu mógł być z innego zakątka świata. Wszystkie te znajdowały wspólny cel. Nhi Elven – stolica ostatnich Elvenczyków i jej port zwany Ostatnim Portem.
Okręty gnały, jak tylko pozwalał im wiatr, aby jak najszybciej znaleźć miejsce w przystani i przybić do brzegu lub rozwinąć żagle i wypłynąć w dal. Jedne puste lub niemal puste, traciły się za horyzontem, płynąc gdzieś w nieznane. Drugie całkowicie zapełnione, ciężkie, głęboko zanurzone, rozcinały wody zatoki. Wiozły towary z całego świata, co tylko można by było sprzedać, na czym tylko można by było zarobić. A wśród ogromnych, powiązanych grubymi linami skrzyń, które najwidoczniej nie mieściły się już pod pokładem, gonili egzotycznie ubrani marynarze. Odziani w stroje które dla tutejszych mogłyby się wydawać dziwne i obce. Gdyby tylko dla ich oczu, taki widok był czymś nowym, czego jeszcze nigdy nie widzieli. Ozdobieni w czarne jak smoła tatuaże, niektórzy pokaleczeni z widocznymi bliznami. Jedni łysi, drudzy w warkoczach a jeszcze inni w kołtunie.
Ostatni Port był nieśmiertelnym światkiem wszystkich dziwów, które się do niego zapuszczały.
Spoglądając nieco bliżej i odrobinę niżej, byłby w stanie obserwować zabudowania nabrzeża. Byłby w mocy, gdyby jego myśli nie były tak bardzo oddalone od tego, na co patrzy.
Najbardziej zaludnione miejsce w tej części świata. Port. Miejsce całodniowych targów, aukcji oraz krzyków, które nocami nie zmieniało się znacząco. Marynarze, handlarze i kobiety do wynajęcia to tylko wierzchołek tego, co się tutaj zapuszczało. Zakapturzone łachudry lub inne typy spod ciemnej gwiazdy, lichwiarze, mordercy i oczywiście oszuści. Ludzie liczący na łatwe pieniądze.
Ci wszyscy, nieraz doprowadzali do awantur, aby tylko wyczyścić kilka kieszeni niczego niespodziewających się ofiar. A wśród nich, co kilkanaście metrów byli rozstawieni gwardziści, którzy mieli ochładzać gorące głowy przyjezdnych.
Stragany liczone były w setkach. Sprzedawały to, co tylko można sobie wymarzyć. Jedne rozłożone na lądzie, inne zaś jeszcze na statkach ukazywały swoje bogactwa, bogatym oczom obywateli stolicy.
Handel złotem, złotymi drobnostkami, kamieniami szlachetnymi, przyprawami nawet dziwnie wyglądającą, niespotykaną w tej części świata zwierzyną, kwitł o tej porze roku w Nhi Elven.
Kolorowe szafiry, błękitne lub podchodzące pod zieleń akwamaryny czy krwistoczerwone rubiny były sprzedawane jeszcze na okrętach, w obstawie kilku rosłych chłopów, których życia były mniej warte niż obiekt, którego pilnowali.
W miejscach takich ja to niemożliwym było uniknięcie awantur, oszustw czy w ostateczności bójek, to też gwardziści królewscy mieli pełne ręce roboty. A lochy zamkowe, pełne były szumowin.
Nieco głębiej, zaraz za pierwszym pierścieniem okrzyków, tam, gdzie nie słychać było już fal uderzających o nabrzeże, prócz straganów, mieściły się pierwsze zabudowania miejskie. Karczmy, tawerny i burdele. Pierwsze siedziby pomniejszych przestępców, skryte gdzieś w mrokach bram pomiędzy zabudowaniami. Gdzieś, gdzie nie sięgało lub nie chciało sięgać oko. Miejsca, które szary człowiek raczył omijać z daleka. To wszystko żyło zjednoczone razem wraz z radosnymi krzykami, wesołymi piosenkami żeglarzy siedzącymi przy rozłożonych w koło stołach. Hektolitry wypijanego piwa i tyleż samo oddawanego moczu tworzyły iście żeglarski raj. Świat wymiany niesamowitych opowieści o heroicznych czynach, nowych ziemiach, starych królach oraz mistycznych monstrach. Świat, gdzie kto mógł, radował się, że jeszcze raz dane mu było postawić nogę na suchym lądzie. Że ostatnia wyprawa nie była ostatnią. Że następna ostatnią nie będzie. Zbiorowość ludzi strapionych losem, próbujących utopić smutki w alkoholu lub próbujących odgrodzić murem naprędce kupionych używek. Rzeczywistość ludzi do końca wierzących, że ich syn czy ojciec powrócą. Że zobaczą snów radosne buzie swoich chłopców. Że silne ramiona braci znów skrzyżują się w powitalnym uścisku.
Szedł do niego powolnym, lekko drącym krokiem. Raz po raz chwytał swoimi starczymi dłońmi szorstkich kamieni łączących mur w jedną całość. Jak gdyby chciał każdemu z nich, okazać szacunek. Każdy wydawał się dla niego potrzebną podporą.
Kroczył z twarzą skierowaną do ziemi, a jego oblicze, zdradzało wyraz bólu i zmęczenia. Długie, siwe loki zachodziły mu na oczy, ale nic sobie z tego nie robił. Bruzdy na jego czole i przy oczach wyraźnie zdradzały, iż jest to człowiek nie tylko stary, ale też pogodny. Parł przed siebie pomimo wszelkich trudności starczego wieku. I gdyby nie szata, zapewne nikt na ulicy nie traktowałby go poważnie. Raczej wydawałby się zwykłym starcem. Głupcem jakich wiele, u którego niedługo wybije ostatnia godzina.
Odziany był w długą, zwisającą do samych kostek, ciemnoniebieską togę, która umiejętnie maskowała jego stare, wiotkie ciało. Przez lewy bark przerzucony miał kawałek czarnej tkaniny, która luźno opadała w stronę prawego biodra, a następnie z powrotem kierowała się po plecach ku górze. Widząc go, od razu rzucały się do oczu, dziergany czarnymi i pozłacanymi nićmi, skomplikowany wzór na rękawach. Dopełniał on całość i tworzył prawdziwy majstersztyk krawiecki.
Starzec zatrzymał się kilka metrów od postawnego młodzieńca obróconego doń tyłem i zapatrzonego w horyzont. Uniósł głowę i spojrzał na szerokie plecy i rozłożyste ramiona. Postanowił zrobić jeszcze kilka kroków w jego kierunku.
— Książe?! — zaczął spokojnie starzec
Mężczyzna obrócony tyłem nawet nie zareagował. Dalej obserwował świat przed sobą w wielkiej kontemplacji. Wiatr poruszający jego krótkimi, kruczoczarnymi włosami nie był w stanie wprawić ruch jego czarny, przemoczony płaszcz. Zbyt ciężki, zbyt mokry, zbyt sponiewierany, aby falować na nieznacznym wietrze.
— Od dawna uczony jestem myśleć jak Ci wstrętni, pozbawieni rozumów ludzie — zaczął, powili rycerz, coraz bardziej popadając w gniew — Życie tylko dla egzystencji lub przesadna chęć bogacenia się. Wolałbym umrzeć tu i teraz niż żyć chociaż jeden dzień tak jak oni. Bathrahcie! Wszędzie, gdzie oni tam ich smród. Od dawna wiem, jak działa tutejsze społeczeństwo. Wiem, jak myślą, co robią i jak. Podobno przyszły władca musi to wiedzieć. Podobno, aby zapewnić im przetrwanie. Tylko po co? Gro z tego co teraz widzimy zasługuje na śmierć! Kiedy na nich patrzę – kontynuował już z drżeniem w głosie — nie widzę w nich tego człowieczeństwa, o którym tak wiele mi ongiś opowiadałeś. Nie widzę chęci współpracy. Nie widzę wdzięczności. Jakie są ich cele? Nie sposób ich dostrzec!
— Wiem, że cierpisz Panie! Przez Twe żyły przetacza się niczym lawina, nienawiść i chęć zemsty. — odparł Bathraht, jego starcze ręce dotknęły ramienia księcia tak wysoko, jak tylko sięgały. W oczach miał spokój, którego próżno było szukać gdziekolwiek indziej. Coś bardzo uwodzicielskiego, coś bardzo uspokajającego, coś co pozwoliło tłumić u innych wszelakie emocje – Teraz to najgorsza pora, aby wpadać w szał zabijania. Matka Twa a moja królowa była wspaniałą kobietą. Wspaniałą władczynią. Była podporą tej części świata. Teraz gdy jej zabrakło ktoś inny, ktoś tak samo silny jak ona musi zająć jej role w panowaniu. Król smagany jest nie mniejszą rozpaczą co Ty Panie. Jesteś potrzebny tutaj. Jesteś potrzebny i musisz uspokoić niespokojne myśli! Myślę Panie, że…
— Dość Bathrahcie! — przerwał mu prędko książę — Radzisz mi nie pogrążać się w gniewie. Wiedz, że to teraz całkowicie niemożliwe. Wiem, że jesteś najmądrzejszym mędrcem po tej stronie kontynentu, ale zdajesz się nie rozumieć powagi sytuacji. Otóż jak sam wspomniałeś, moja matka a Twa królowa nie żyje. Nie żyje, rozumiesz!? Nie żyje, bo ktoś, kto miał jej strzec, w środku nocy zabił ją na zamku! Na tym samym zamku, po którym stąpamy i my teraz — jego pięść zacisnęła się w potężnym uścisku tak mocno, że przemoczone rękawice, które miał na rękach uroniły kilka kropel zimnej jak lód wody — Czyżbyś nie dostrzegał zbrodni, która się tutaj wydarzyła? Równie dobrze mogło to spotkać króla, mnie lub nawet Ciebie. Sam osobiście zetnę parszywca! Nim to jednak uczynię, jego życie zamienię w piekło. Odpłacę mu z nawiązką. Na jego oczach wyrżnę całą jego rodzinę, jaką tylko zdołam wyłapać, aby na samym końcu, po godzinach tortur, zabić i jego!
- Widzę młody książę znacznie więcej niż mogłoby Ci się wydawać. Wiem, że jesteś człowiek mocnego charakteru, więc nie zachowam urazy. Chcemy tego samego. Sprawiedliwości! Gwardzista już siedzi w lochach i zapewne kara jaką poniesie, będzie adekwatna, ale nie zakończy całej kwestii – Bathraht powoli obrócił głowę, spoglądając za siebie w głąb zamku, sprawdzając czy aby na pewno są sami i mocno ściszył głos – Czy nie zastanawia Cię Panie co było powodem ataku i dlaczego właściwie to królowa zginęła a nie król? Czy to atak szaleńca czy może zaplanowany atak? Doprawdy gwardziści królewscy to elita sama w sobie i przecież byle pyszałek nie może dostać się w jej szeregi. A jednak jak już wspomniałeś to z ręki własnego rycerza, zginęła królowa. Rolą Wielkiego Belfra jest radzić królowi i to czynie. Dlatego powtarzam Ci Panie, że nie można popadać w furie choć wiem, że targają Tobą emocje. Tak jak mnie…
— Sugerujesz, że to nie było działanie szaleńca? — natychmiast przerwał mu książę — Bathracie, kto mógłby? Po co?
— Za chwilę odbędzie się narada. Będziemy się zastanawiać i radzić. Jeść i myśleć. Pod kluczem, szeptem, w tajemnicy. Teraz to nie miejsce i nie czas, aby o tym rozmawiać. Obawiam się, że ściany mogą mieć uszy, że to jeszcze nie koniec — Bathraht odwrócił się i powolnym krokiem skierował się do środka twierdzy, do szerokich, ciągnących się korytarzy, po czym na odchodne warknął — Cały dwór szukał Cię. Gdzie zniknąłeś? Jeszcze który pomyśli, że maczałeś w tym palce.
— Musiałem uspokoić myśli — odparł, odprowadzając go wzrokiem

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

2
Applebaby pisze:
Oparty o warowne mury zamku, na jednej z wyższych kondygnacji, spoglądał w dal, na chłodną zatokę. Postawny, wysoki mężczyzna, myślami gdzieś głęboko w swojej głowie patrzył i rozmyślał.
Tu by można zmienić
chłodna zatoka???
Applebaby pisze: Okoliczne wzgórza robiły wrażenie opustoszałych, jak gdyby ludzka ręka nigdy nie musnęła ich swoim dotykiem.
To zdanie jakieś niezręczne
Applebaby pisze:
twardy klimat.
???
Applebaby pisze: Zima odchodziła w niepamięć, broniąc się jak tylko mogła, bezskutecznie.
To zdanie trochę koślawe
Applebaby pisze: Patrzył w dal, na dziesiątki okrętów co rusz mijających się w zatoce. Jedne wielkie, masywne, inne zaś całkiem małe. Mijały się zgrabnie, bezkolizyjnie, choć nie raz bardzo blisko siebie, wręcz burta w burtę. Ich ożaglowanie zapierało dech w piersiach swoimi rozmiarami i kolorami. Barwne tkaniny, z których były zrobione żagle, różniły się diametralnie. Także ich ilość i kształt z rzadka lubił się powtarzać. Każdy okręt o innym ożaglowaniu mógł być z innego zakątka świata. Wszystkie te znajdowały wspólny cel. Nhi Elven – stolica ostatnich Elvenczyków i jej port zwany Ostatnim Portem.
Tu żeś narobił zamieszania z tymi żaglami i powtórzenie portu
Applebaby pisze: Okręty gnały, jak tylko pozwalał im wiatr, aby jak najszybciej znaleźć miejsce w przystani i przybić do brzegu lub rozwinąć żagle i wypłynąć w dal
Jak wpływają lub wypływają z portu to raczej nie gnają, zwłaszcza, że napisałeś, że jest ich dużo :)
Applebaby pisze:
traciły się za horyzontem,
Znikały z oczu lub może znikały za horyzontem
Applebaby pisze: ajwidoczniej nie mieściły się
To niepotrzebne
Applebaby pisze: gonili egzotycznie ubrani marynarze.
gonili... co gonili?
egzotycznie ubrani?
Applebaby pisze: Odziani w stroje które dla tutejszych mogłyby się wydawać dziwne i obce. Gdyby tylko dla ich oczu, taki widok był czymś nowym, czego jeszcze nigdy nie widzieli. Ozdobieni w czarne jak smoła tatuaże, niektórzy pokaleczeni z widocznymi bliznami. Jedni łysi, drudzy w warkoczach a jeszcze inni w kołtunie.
Tu namieszałeś... masło maślane posmarowane margaryną :)


Dalej mi sę nie chce... wybacz leniowi :ups: :)
Nie jest źle :)
Czytaj powoli każde zdanie i myśl nad sensem zawartej tam informacji. Nie dubluj lub nawet tripluj opisów tej samej rzeczy czy sceny.
PRZECINKI!!! - Cała masa brakujących, zwłaszcza w drugiej części tekstu.
Sens i szyk niektórych zdań... jak to wygładzisz, to czyta się całkiem przyjemnie :)

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

3
Na początek łyżka miodu, widać w tym coś. Opisy statyczne pomimo sypek licznych bardzo dla mnie grają. O bohaterach na podstawie tekstu niewiele da się powiedzieć.
A teraz wiadro dziegciu.
(bo o przecinkach już wspomniano, wystrzelono je z katapulty z najwyższej wieży i spadły gdzie chciały)
Applebaby pisze: kryjące się w cieniu resztki śniegu krzyczały o nadchodzącej wiośnie
raczej o mijającej zimie
Applebaby pisze: Patrzył w dal
Tu czas najwyższy przedstawić delikwenta. Niechby i Zenek.
Applebaby pisze: Barwne tkaniny, z których były zrobione żagle, różniły się diametralnie.
Trochę zbyt nowoczesne określenie
Applebaby pisze: Wszystkie te znajdowały wspólny cel. Nhi Elven – stolica ostatnich Elvenczyków i jej port zwany Ostatnim Portem.
Przeważnie port przejmuje nazwę od miasta. Nhi Elven – stolica Elvenczyków. Ostatni Port.
Applebaby pisze: Jedne puste lub niemal puste, traciły się za horyzontem, płynąc gdzieś w nieznane.
Raczej wracały do domu. Chyba że to nowy czelendż, jak daleko dopłyniemy bez zapasów?
Applebaby pisze: Odziani w stroje które dla tutejszych mogłyby się wydawać dziwne i obce.
Skoro przybijały tu statki z całego świata to wątpię żeby miejscowych dziwiło cokolwiek.
Applebaby pisze: Ozdobieni w czarne jak smoła tatuaże
czarnymi jak smoła tatuażami
Applebaby pisze: A wśród nich, co kilkanaście metrów byli rozstawieni gwardziści, którzy mieli ochładzać gorące głowy przyjezdnych.
To zdanie jest besęsu, przeczy temu co powyżej.
Applebaby pisze: w obstawie kilku rosłych chłopów, których życia były mniej warte niż obiekt, którego pilnowali.
skoro ze statku (nie okrętu) to w obstawie sporej części załogi.
Applebaby pisze: Nieco głębiej, zaraz za pierwszym pierścieniem okrzyków, tam, gdzie nie słychać było już fal uderzających o nabrzeże, prócz straganów, mieściły się pierwsze zabudowania miejskie. Karczmy, tawerny i burdele.
Ja myślę że tam panował większy gwar niż na nabrzeżu. Nie wiem co to pierścień okrzyków, ale jeżeli portu regularnie nie zalewa tsunami to K+T+B są właśnie na nabrzeżu.
Applebaby pisze: Hektolitry wypijanego piwa i tyleż samo oddawanego moczu tworzyły iście żeglarski raj.
No nie, panocku. W kwestii moczu. Jak zamienisz na setki stągwi piwa (razi mnie system metryczny w fantasy) tłuste ćwierci mięsa i beczki kiszonej kapusty to mi zagra.
Applebaby pisze: Rzeczywistość ludzi do końca wierzących, że ich syn czy ojciec powrócą
Tu przerzucasz POV na tych co w domu zostali, nie na żeglarzy.
Applebaby pisze: Szedł do niego powolnym, lekko drącym krokiem.
I po raz drugi, kto do kogo? Zenek do Mateo czy Mateo do Zenka? Postaci należy jednak przedstawić
Applebaby pisze: Raz po raz chwytał swoimi starczymi dłońmi szorstkich kamieni łączących mur w jedną całość.
Szorstkich kamieni tworzących mur. Jeszczem nie słyszał żeby mur spajano kamieniami.
Applebaby pisze: Bruzdy na jego czole i przy oczach wyraźnie zdradzały, iż jest to człowiek nie tylko stary, ale też pogodny.
Jakoś umknął mi związek tego z tamtym
Applebaby pisze: I gdyby nie szata, zapewne nikt na ulicy nie traktowałby go poważnie.
Ale nie idzie ulicą, idzie w zamku. Trzymaj się pan wątku.
Applebaby pisze: Odziany był w długą, zwisającą do samych kostek, ciemnoniebieską togę, która umiejętnie maskowała jego stare, wiotkie ciało. Przez lewy bark przerzucony miał kawałek czarnej tkaniny, która luźno opadała w stronę prawego biodra, a następnie z powrotem kierowała się po plecach ku górze.
To czarna czy ciemnoniebieska? Bo wisz, togę się właśnie układało wokół ciała i przerzucało przez ramię.
Applebaby pisze: Wiatr poruszający jego krótkimi, kruczoczarnymi włosami nie był w stanie wprawić ruch jego czarny, przemoczony płaszcz. Zbyt ciężki, zbyt mokry, zbyt sponiewierany, aby falować na nieznacznym wietrze.
Padało czy wyszedł spod prysznica?
Applebaby pisze: Od dawna uczony jestem myśleć jak Ci wstrętni, pozbawieni rozumów ludzie
... i tak się zacietrzewił że nie dokończył zdania. Poważnie, przeczytaj ten fragment na głos
Applebaby pisze: Matka Twa a moja królowa
W dialogu nie ma form grzecznościowych, twa z małej.
Applebaby pisze: najmądrzejszym mędrcem
Śmietankowa śmietanka
Applebaby pisze: Otóż jak sam wspomniałeś, moja matka a Twa królowa nie żyje.
Jest taka zasada, nie wykładamy łopatą czegoś co wiedzą obie strony dialogu. Moja matka nie żyje, wykrzyknik.
Applebaby pisze: że przemoczone rękawice, które miał na rękach uroniły kilka kropel zimnej jak lód wody
znowu masło maślane. Skoro zacisnął pięści a rękawice uroniły krople, to proste że miał je na rękach a nie na wieszaku.
Applebaby pisze: Gwardzista już siedzi w lochach i zapewne kara jaką poniesie, będzie adekwatna, ale nie zakończy całej kwestii
No nie. W tym momencie już nie jest "gwardzistą" a "mordercą", względnie "zdrajcą" lub "zamachowcem"
Applebaby pisze: Doprawdy gwardziści królewscy to elita sama w sobie i przecież byle pyszałek nie może dostać się w jej szeregi.
"ich szeregi". albo "gwardia królewska". PS czy to tam sama Gwardia o której wspominasz na początku że robi za Straż Wiejską?
Applebaby pisze: Rolą Wielkiego Belfra jest radzić królowi i to czynie.
No chyba nie bo gada z księciem
No i tyle na te chwile. Ale powtórzę jeszcze raz, coś w opisach mnie ujęło.Mimo koślawości.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

4
Jest duży zasób słownictwa, ładnie ubrane, działające na wyobraźnię opisy. Gatunek może nie mój, ale ma to wszystko swój urok. Nie będę wyciągał tych samych fragmentów, co moi przedmówcy, bo nie ma to najmniejszego sensu. Ze swojej strony tylko powiem, że na pewno widać potencjał (jak duży, to już nie moje rola oceniać) na coś interesującego, a przynajmniej niebanalnego. Na plus ode mnie na pewno narracja.

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

5
Da się to czytać. Czy z przyjemnością? :) To pewnie zależy co kto lubi.
Masz nie najgorsze narzędzia, pytanie zawsze jest to samo. Co z nimi zrobisz.
Zwracaj uwagę na takie kwiatki:
Applebaby pisze: kryjące się w cieniu resztki śniegu krzyczały o nadchodzącej wiośnie
Jeśli dobierasz jakieś słowo, to zastanów się jak ono się kojarzy większości ludzi, czyli potencjalnych czytelników.
Z czym kojarzy Ci się krzyk? Czy takie określenie dla śniegu coś nam mówi? Krzyk raczej kojarzy się z czynnością nagłą, gwałtowną, wyrazistą. Czy nadejście wiosny takie właśnie było tego roku?
Kolejna kwestia to sam śnieg. Czy to jest typowy objaw nadchodzącej wiosny? Czy śnieg w ogóle jest związany z wiosną, jej nadchodzeniem?
Obstawiam, że większości skojarzy się jednak z zimą. Owszem, potrafi spaść jesienią, potrafi zalegać jeszcze wiosną, ale jest nieodłącznym atrybutem zimy. O nieuchronnym nadchodzeniu wiosny mogą krzyczeć inne objawy, związane z typowymi atrybutami wiosny.
Postaraj się lepiej ważyć takie określenia i sformułowania. Nie wszystko musi być najpierw opisane w wyszukany i "literacki" sposób. Czasem lepiej coś opisać wprost. Zawsze możesz napisać dwie wersje i porównać.
Jeśli lubisz oglądać czasem kabarety to polecam zerknąć na Andrzeja Poniedzielskiego. Nie przebiera się do występów, niektórzy twierdzą, że nawet nie czesze. Ma śladową mimikę. Intonację moduluje w niewielkim zakresie. Wszystko czym gra to słowa i pauzy.
Nie mówię, że tak trzeba, ale spróbuj oszczędniej używać "literackości" w tekście. Przynajmniej czasem, dla porównania.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

6
Szczegóły na początek, ogóły na koniec.

Jedziemy:
Oparty o warowne mury zamku,
Kiepskie to mury, że trzeba je było chronić murem.
Okoliczne wzgórza robiły wrażenie opustoszałych, jak gdyby ludzka ręka nigdy nie musnęła ich swoim dotykiem.
Wyrzuciłabym “swój dotyk”, wszak wiadomo, że swój, a dotykanie dotykiem brzmi słabo.
Było w nich widać ich zimny, twardy klimat. Wzbijające się, poranne słońce topiło wątły szron zalegający na trawach i krzewach, tworząc bardzo urokliwy, lecz jeszcze bardziej krótkotrwały obraz. Zima odchodziła w niepamięć, broniąc się jak tylko mogła, bezskutecznie.
O krzyczących płatkach już było. Ja mam problem z twardym, zimnym klimatem. Wiosna w twardym, zimnym klimacie to błoto, błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Nie ma mowy o trawie, póki słońce nie poradzi sobie z tonami śniegu. Szron to jesień, ewentualnie późny przymrozek, gdy wiosna już hula w pełni.
Patrzył w dal, na dziesiątki okrętów co rusz mijających się w zatoce. Jedne wielkie, masywne, inne zaś całkiem małe. Mijały się zgrabnie, bezkolizyjnie, choć nie raz bardzo blisko siebie, wręcz burta w burtę.
“Bezkolizyjnie” też bym się pozbyła, bo raz - to oczywistość, a dwa - to dość techniczne określenie.
Ich ożaglowanie zapierało dech w piersiach swoimi rozmiarami i kolorami. Barwne tkaniny, z których były zrobione żagle, różniły się diametralnie.

Także ich ilość i kształt z rzadka lubił się powtarzać. Każdy okręt o innym ożaglowaniu mógł być z innego zakątka świata.
Raz, że potwórzenia. A dwa... O rany.
Ciężko będzie, bo chciałabym dokładnie określić, co tu jest nie tak.
Ożaglowanie zapiera dech w piersiach. “Ożaglowanie” to techniczny, drętwy termin. Zapieranie tchu w piersiach to epicka przesada. Trochę, jakby napisać, że ktoś miał boską wydolnosć krążeniowo-oddechową.
“Barwne tkaniny diametralnie się różnią” to nie to samo, co “barwy tkanin diametralnie się różnią”, poza tym diametralnie mogą się różnić dokładnie dwie rzeczy (diametralnie = krańcowo; rzeczy, które różnią się diametralnie są swoimi przeciwieństwami).
Ich ilosć i kształt się nie powtarzał*y*. “Lubił” to mocno kolokwialne określenie w tym przypadku.
No i najważniejsze: chcesz napisać, że port jest międzynarodowy, a każdy kraj/kultura ma swój styl budowania okrętów. To dość naturalne, za bardzo zamotałeś się w tłumaczeniu, jakbyś się bał, że czytelnik nie załapie. Spokojnie wystarczyłoby coś w stylu “po mnogości barw i kształtów żagli zawijających tam okrętów można było poznać rangę portu”.

Okręty gnały, jak tylko pozwalał im wiatr, aby jak najszybciej znaleźć miejsce w przystani i przybić do brzegu lub rozwinąć żagle i wypłynąć w dal.
E, chyba nie tak działa port, bo teraz zaczynam wątpić w bezkolizyjność.
Niby wiem, co chciałeś napisać, ale osiągasz odwrotny efekt. Ważny, oblegany port to organizacja, logistyka, ludzie stający na głowie, by zapanować nad dobijającymi do brzegu kolosami, to spokój i precyzja, żeby w ciasnocie morskie statki się nie potaranowały, a nie “każdy se pływa jak mu wiatr da, byle szybciej”. Pośpiech i samowolka to raczej pomost na Mazurach i turystyczne łódki.
Jedne puste lub niemal puste, traciły się za horyzontem,
“Stracić się” to zdaje się gwarowe wyrażenie.
płynąc gdzieś w nieznane. Drugie całkowicie zapełnione, ciężkie, głęboko zanurzone, rozcinały wody zatoki. Wiozły towary z całego świata, co tylko można by było sprzedać, na czym tylko można by było zarobić.
To były statki handlowe, czy wyprawy łupieżcze?
A wśród ogromnych, powiązanych grubymi linami skrzyń, które najwidoczniej nie mieściły się już pod pokładem, gonili
kolokwializm
Gdyby tylko dla ich oczu, taki widok był czymś nowym, czego jeszcze nigdy nie widzieli.
To co?
Zgubiłeś drugą połowę zdania. No i dlaczego dla egzotycznych marynarzy widok egzotycznych marynarzy miałby być lub nie być czymś nowym? Nie rozumiem.
Ozdobieni w czarne jak smoła tatuaże,
Ozdobieni czym, a nie w co.
Ostatni Port był nieśmiertelnym światkiem wszystkich dziwów, które się do niego zapuszczały.
Nie leżą mi też zapuszczające się dziwy, aczkolwiek trudno mi zwerbalizować, co nie gra. Mam też wrażenie, że mogło Ci chodzić o świadka, a nie o światek, bo choć port jako światek dziwów ma sens, to nieśmiertelny światek ma go nieco mniej.
Spoglądając nieco bliżej i odrobinę niżej, byłby w stanie obserwować zabudowania nabrzeża. Byłby w mocy, gdyby jego myśli nie były tak bardzo oddalone od tego, na co patrzy.
Pomijam już, że dawno zapomnieliśmy o tym onym, co stoi i patrzy, a zatem zdanie z domyślnym podmiotem mocno zaskakuje.
Najważniejsze jednak jest wrażenie, że pan spod muru strasznie chciałby spojrzeć w dół, ale nie jest w mocy, bo myśli zablokowały mu gałki oczne i ni dy rydy.
Najbardziej zaludnione miejsce w tej części świata. Port. Miejsce całodniowych targów, aukcji oraz krzyków, które nocami nie zmieniało się znacząco. Marynarze, handlarze i kobiety do wynajęcia to tylko wierzchołek tego, co się tutaj zapuszczało. Zakapturzone łachudry lub inne typy spod ciemnej gwiazdy, lichwiarze, mordercy i oczywiście oszuści. Ludzie liczący na łatwe pieniądze.
“You will never find a more wretched hive of scum and villainy”. Już OK, wiemy, na czym polega port. Wystarczy.
Stragany liczone były w setkach. Sprzedawały to, co tylko można sobie wymarzyć.
Robisz dokładnie odwrotność tego, co robić się powinno. To samo było przy żaglach. “Dużo wszystkiego” i na tym koniec opisu zapierających dech w piersiach dziwów. Czytelnik nie uwierzy ci na słowo. Pokaż tę mnogość, rzuć jakieś banany, sztokfisze, paciorki, kły morsa, przyprawy, cukrowe kogutki na patyku, cokolwiek. “Dużo wszystkiego” dla wyobraźni nic nie znaczy.
Handel złotem, złotymi drobnostkami, kamieniami szlachetnymi, przyprawami nawet dziwnie wyglądającą, niespotykaną w tej części świata zwierzyną, kwitł o tej porze roku w Nhi Elven.
O, już lepiej.
Kolorowe szafiry, błękitne lub podchodzące pod zieleń akwamaryny czy krwistoczerwone rubiny były sprzedawane jeszcze na okrętach, w obstawie kilku rosłych chłopów, których życia były mniej warte niż obiekt, którego pilnowali.
Strasznie nie lubię liczby mnogiej od “życie”, ale mniejsza o to.
Nie wydaje mi się, żeby w ten sposób handlowało się ultra kosztownymi kosztownościami.
W miejscach takich ja to niemożliwym było uniknięcie awantur, oszustw czy w ostateczności bójek, to też gwardziści królewscy mieli pełne ręce roboty. A lochy zamkowe, pełne były szumowin.
Tak, już wiemy.
Nieco głębiej, (...) w powitalnym uścisku.
Też już było.
Szedł do niego powolnym, lekko drącym krokiem. Raz po raz chwytał swoimi starczymi dłońmi szorstkich kamieni łączących mur w jedną całość. Jak gdyby chciał każdemu z nich, okazać szacunek. Każdy wydawał się dla niego potrzebną podporą.
Kto co do kogo czego?
Chwytał dłońmi, wszak wiadomo, że nie cudzymi.
I jak to kamienie łączyły mur w całość? To z czego był ten mur?
Kroczył z twarzą skierowaną do ziemi, a jego oblicze, zdradzało wyraz bólu i zmęczenia. Długie, siwe loki zachodziły mu na oczy, ale nic sobie z tego nie robił.
Antygrawitacyjne loki, czy w porcie sprzedawali też najlepszy lakier do włosów świata?
Bruzdy na jego czole i przy oczach wyraźnie zdradzały, iż jest to człowiek nie tylko stary, ale też pogodny.
Jakoś nie widzę związku.
Parł przed siebie pomimo wszelkich trudności starczego wieku. I gdyby nie szata, zapewne nikt na ulicy nie traktowałby go poważnie. Raczej wydawałby się zwykłym starcem. Głupcem jakich wiele, u którego niedługo wybije ostatnia godzina.
Czyli... w Twoim świecie każdy starzec, który nie ocieka hajsem jest automatycznie głupcem, u którego niedługo wybije ostatnia godzina? WTF?
Odziany był w długą, zwisającą do samych kostek, ciemnoniebieską togę, która umiejętnie maskowała jego stare, wiotkie ciało.
Skubana.
Przez lewy bark przerzucony miał kawałek czarnej tkaniny, która luźno opadała w stronę prawego biodra, a następnie z powrotem kierowała się po plecach ku górze. Widząc go, od razu rzucały się do oczu, dziergany czarnymi i pozłacanymi nićmi, skomplikowany wzór na rękawach.
Zdajesz sobie sprawę, że napisałeś, iż wzór atakowały faceta, kiedy go zobaczył(y)?
Starzec zatrzymał się kilka metrów od postawnego młodzieńca obróconego doń tyłem i zapatrzonego w horyzont.
Gdzie jest narrator? Do tej pory nie mogłeś się zdecydować, czy patrzy oczyma tego onego spod muru, ale wiele wskazywało na to, że jednak tak - specjalnie przecież był fragment o tym, co on spod muru mógłby zobaczyć, gdyby był w mocy. Tutaj opisujesz starca, którego on spod muru nie mógł widzieć.
Uniósł głowę i spojrzał na szerokie plecy i rozłożyste ramiona.
Gary Stu detected.
Mężczyzna obrócony tyłem nawet nie zareagował.
Już była o tym dyskusja i chyba spełzło na niczym, ale IMHO młodzieniec to nie mężczyzna. Just sayin’.
Dalej obserwował świat przed sobą w wielkiej kontemplacji. Wiatr poruszający jego krótkimi, kruczoczarnymi włosami nie był w stanie wprawić ruch jego czarny, przemoczony płaszcz.
-ego -ego płaszcza.
— Od dawna uczony jestem myśleć jak Ci
ci
wstrętni, pozbawieni rozumów ludzie — zaczął, powili rycerz,
No dobra, doświadczenie z tekstami fantasy każe uznać, że rycerzem jest książę, bo jest ładniejszy, ale tak naprawdę nie ma powodu, by określenie “rycerz” przypisać którejś z postaci z większym prawdopodobieństwem, niż tej drugiej. Ergo nie wiemy, kto mówi.
Gro z tego co teraz widzimy zasługuje na śmierć!
Chce zabić stragany, statki, ruch, bruk?
Kiedy na nich patrzę – kontynuował już z drżeniem w głosie — nie widzę w nich tego człowieczeństwa, o którym tak wiele mi ongiś opowiadałeś. Nie widzę chęci współpracy. Nie widzę wdzięczności. Jakie są ich cele? Nie sposób ich dostrzec!
Ile on ma lat? 12?
— Wiem, że cierpisz Panie! Przez Twe
Tobie, ci, twój i tak dalej z wielkiej litery piszemy tylko w tekście adresowanym do osoby, której dotyczy zaimek (list, SMS, wiadomość w komunikatorze).
żyły przetacza się niczym lawina, nienawiść i chęć zemsty.
Co za lizus.

Teraz dialogi. Nie będę się już bawić w cytaty, bo na przestrzeni całego tekstu powtarzają się te same problemy:
- Ekspozycja. Postaci mówią sobie to, co obie wiedzą. Informacje dało się przekazać dyskretniej.
- Wielki Belfer chyba miał być jakimś mądrym mędrcem, a wychodzi na strasznego d*powłaza.
- Stylizacja. To najtrudniejsze do uchwycenia i wyjaśnienia. Ogólnie mam wrażenie, że uznałeś, iż rozmawiający prywatnie nauczyciel i uczeń powinni walić monumentalne kloce pełne smagania, przetaczania, zbrodni, potężności i potworności. Oczywiście Twój świat, Twoja kreacja, Twoja kultura, ale jakoś mi to nie leży zwłaszcza, że poza tymi smaganiami i przetaczaniami dialogi są dość kulawe.

Do tego interpunkcja. Nie zajmowałam się nią, ale jest sporo do zrobienia.

Ogólnie... Cóż, dłuższej historii napisanej w ten sposób raczej bym nie przeczytała. Mam jednak wrażenie, że gdyby wziąć ten tekst i przepisać go akapit po akapicie, jeden do jednego, zachowując tempo, konstrukcje, fabułę, po prostu wszystko, poza formą, napisać go na nowo lepiej panując nad językiem, narracją, wywalić błędy i niezgrabności oraz zastąpić "wielką ilość wszystkiego" czymś konkretnym, a kliszę o siedlisku moczu i prostytutek jakimś oryginalnym opisem portowego życia, byłoby nieźle.

Innymi słowy: filmik, który wyświetlał Ci się w głowie przy pisaniu był niezły. Trzeba go tylko inaczej opisać.

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

7
Serdecznie dziękuje za wskazanie błędów. Od teraz będę starał się bardziej świadomie pisać. Jednocześnie napadło mnie kilka zagwozdek. Będę chciał zadać szereg pytań, aby zrozumieć lepiej wszelakie zagadnienia. To też z góry proszę o wyrozumiałość, nawet jeśli pojawią się te ,,mniej mądre,,
Z większością opinii naturalnie się zgadzam.
twardy klimat.
- Oczywiście, lepsze sformułowanie to ,,surowy klimat''.
traciły się za horyzontem,
- Chyba za dużo wpada mi do głowy jakaś gwara.
gonili egzotycznie ubrani marynarze.
- Słowo ,,ganiać'' było by lepsze , raczej o to mi chodziło. Chociaż może też jest złe?
w obstawie kilku rosłych chłopów, których życia były mniej warte niż obiekt, którego pilnowali.
- Tutaj znowu zajechało gwarą, racja. Myślę, że ,,ludzi'' bardziej by pasowało.
Nieco głębiej, zaraz za pierwszym pierścieniem okrzyków, tam, gdzie nie słychać było już fal uderzających o nabrzeże, prócz straganów, mieściły się pierwsze zabudowania miejskie. Karczmy, tawerny i burdele.

Ja myślę że tam panował większy gwar niż na nabrzeżu. Nie wiem co to pierścień okrzyków, ale jeżeli portu regularnie nie zalewa tsunami to K+T+B są właśnie na nabrzeżu.
- I tutaj pierwszy raz bym polemizował. Nie nad samym faktem, że zapewne w większości przypadków tak właśnie jest, ale nad tym, że w tym konkretnym przypadku tak właśnie nie jest. W tym przypadku na nabrzeżu, gdzie odbywa się rozładunek towarów, słychać ryk zwierząt, trwają aukcje, a ludzie się przekrzykują jeden przez drugiego, jest tam największy hałas. Zabudowań tam jak na lekarstwo, jedynie jakieś proste szopy, gdzie można wyładować towary, jakieś klatki na zwierzęta itd. Dopiero potem, nieco dalej właśnie, zaraz za tym kotłem gaworzących ludzi, zaczynają się pojawiać zabudowania.
Użyłem sformułowania ,, zaraz za pierwszym pierścieniem okrzyków... ponieważ skojarzyło mi się, że głos rozchodzi się wkoło, (czasami można powiedzieć, że w promieniu kilku metrów...) Więc może popełniłem błąd, nie przeczę, ale chodziło mi właśnie, o to, że te zabudowania stoją trochę dalej od przekrzykujących się ludzi.
Bruzdy na jego czole i przy oczach wyraźnie zdradzały, iż jest to człowiek nie tylko stary, ale też pogodny.

Jakoś umknął mi związek tego z tamtym
- Miałem na myśli oczywiście zmarszczki pojawiające się na starość ale i kurze łapki przy oczach, które zdecydowanie są wyraźniejsze u osób, które dużo się śmieją.
I gdyby nie szata, zapewne nikt na ulicy nie traktowałby go poważnie.

Ale nie idzie ulicą, idzie w zamku. Trzymaj się pan wątku.
- Czyli omijać wszelakich komentarzy narratora?
Wiatr poruszający jego krótkimi, kruczoczarnymi włosami nie był w stanie wprawić ruch jego czarny, przemoczony płaszcz. Zbyt ciężki, zbyt mokry, zbyt sponiewierany, aby falować na nieznacznym wietrze.

Padało czy wyszedł spod prysznica?
- Był po prostu mokry, ale nic nie piałem o deszczu. Może gdzieś był i padało, może postanowił w pełnej zbroi popływać w stawie, może z resztek śniegu ulepił bałwana i się przemoczył? Wstawiłem taki fragment jego opisu, tak jak wyglądał w chwili rozmowy, nie wyjaśniając go. Tak nie mogę robić?
- Czy w tym przypadku, nie razi trzy razy użyte słowo ,,zbyt''?
party o warowne mury zamku, na jednej z wyższych kondygnacji, spoglądał w dal, na chłodną zatokę. Postawny, wysoki mężczyzna, myślami gdzieś głęboko w swojej głowie patrzył i rozmyślał.

Tu by można zmienić
chłodna zatoka???
- Chłodna zatoka to taka, która zawiera w sobie wody o niskiej temperaturze i okala ją ląd o nieco niższej temperaturze od umiarkowanej, więc może to świadczyć, że tutejszy klimat jest nieco chłodniejszy. Na prawdę to jest gra?
Oparty o warowne mury zamku,

Kiepskie to mury, że trzeba je było chronić murem.
- Ja chyba jakiś ułomny jestem, ale nie rozumiem tego. Może się domyślam, o co chodzi, ale nie jestem pewien.
Ostatni Port był nieśmiertelnym światkiem wszystkich dziwów, które się do niego zapuszczały.

Nie leżą mi też zapuszczające się dziwy, aczkolwiek trudno mi zwerbalizować, co nie gra. Mam też wrażenie, że mogło Ci chodzić o świadka, a nie o światek, bo choć port jako światek dziwów ma sens, to nieśmiertelny światek ma go nieco mniej.
- Jednak o świadka mi chodziło.
Kroczył z twarzą skierowaną do ziemi, a jego oblicze, zdradzało wyraz bólu i zmęczenia. Długie, siwe loki zachodziły mu na oczy, ale nic sobie z tego nie robił.

Antygrawitacyjne loki, czy w porcie sprzedawali też najlepszy lakier do włosów świata?
- a to nawet zabawne :D
Uniósł głowę i spojrzał na szerokie plecy i rozłożyste ramiona.

Gary Stu detected.
- Nie, po prostu miał dobry gen.
Kiedy na nich patrzę – kontynuował już z drżeniem w głosie — nie widzę w nich tego człowieczeństwa, o którym tak wiele mi ongiś opowiadałeś. Nie widzę chęci współpracy. Nie widzę wdzięczności. Jakie są ich cele? Nie sposób ich dostrzec!

Ile on ma lat? 12?
- W nocy zabili mu matkę. Ludzie żyjący w mieście za pewne już o tym wiedzą ale nie robi to na nich żadnego wrażenia. Dla nich liczą się tylko pieniądze, brak w nich empatii. Mógł się chłopak zezłościć. Pewnie poczuł żal. Może pałać żądzą zemsty.


Podsumowując. Tekst w takiej formie jest zły i należy ją zmienić. Oczywiście zamierzam przyjść z poprawioną już wersją za jakiś czas, w nadziei, że będzie poprawa. Jeszcze raz dziękuje za otworzenie oczu. Pozdrawiam! Cześć!

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

8
To jeszcze do tych bruzd: OK, zmarszczki mówią wiele o mimice, ale co ma śmiech do pogody ducha? Wystarczy spojrzeć na twarz Robina Williamsa lub poczytać o tym, jak objawia się depresja u mężczyzn. To tak na marginesie, ale pisząc warto zwracać uwagę na to, czy podawany związek przyczynowo-skutkowy na pewno dotyczy dokładnie tego, co chciałeś napisać i nie "przeskakuje stopnia". Bruzdy wynikają ze śmiechu -OK. Bruzdy wynikają z pogody ducha, bo wynikają ze śmiechu, a śmiech wynika z pogody ducha - nie.

Warowne mury - warowne jest to, co jest chronione, a nie to, co chroni. Warowne mogą być miasto, wieża, siedziba, klasztor itp.

Co do wypowiedzi księcia, faktycznie okoliczności usprawiedliwiają wzburzenie, ale przydałaby się uwaga "nawet po tym, co się stało, ich nadal obchodzi tylko...", nie musi być łopatologii, a jedynie uwaga, że bluzg księcia wynika z aktualnego stanu emocjonalnego, a nie ogólnie paskudnego charakteru.

Poprawioną wersję chętnie przeczytam :)

Nim wyruszysz w drogę/powieść fantasy/fragment/wulgaryzm

9
Ogólnie mi się podobało, opisy przydługie ale żywe, czyta się płynnie. Ma potencjał.

Uważaj na przecinki, oczywiście są ogólne zasady, ale czasem zły przecinek może zmienić sens albo zaciemnić przekaz, np.:
Handel złotem, złotymi drobnostkami, kamieniami szlachetnymi, przyprawami nawet dziwnie wyglądającą, niespotykaną w tej części świata zwierzyną,
przyprawami nawet dziwnie wyglądającą zwierzyną??

Poza tym, zanim coś zamieścisz na Very, sprawdź to najpierw w korektorze, on wyłapie wiele przeoczonych drobiazgów.
Wiem, co mówię :ups:

Wiele błądków już ci wypomniano, dorzucę jeszcze parę:
Okoliczne wzgórza robiły wrażenie opustoszałych, jak gdyby ludzka ręka nigdy nie musnęła ich swoim dotykiem.
Musnęła – zbyt „delikatne” określenie, raczej: jakby nigdy nie zostały dotknięte ludzką ręką.
Zima odchodziła w niepamięć, broniąc się jak tylko mogła, bezskutecznie.
Patrzył w dal, na dziesiątki okrętów
Tu jest wyraźny przeskok. Najpierw pustka nie dotknięta ludzką ręką a teraz zapchany port. Trochę to za duży kontrast. Albo coś dodaj jako łącznik,albo wyróżnij to miejsce graficznie (np. kreską). Podobnie na wejściu starca.
Patrzył w dal
Tu zwrócono ci uwagę że należałoby przedstawić osoby. Jestem innego zdania. Podoba mi się to zawieszenie. Trochę tajemniczości dobrze wygląda w Fantasy. Ale to tylko moja opinia. Twój wybór, czy czujesz się na siłach to tak prowadzić. Jednak wstawienie imienia, zwłaszcza w Fantasy, bywa dość karkołomne, postaraj się by nie było za bardzo na odwałkę.
Duch Wschodu pisze:Applebaby pisze:
Source of the post Wszystkie te znajdowały wspólny cel. Nhi Elven – stolica ostatnich Elvenczyków i jej port zwany Ostatnim Portem.

Przeważnie port przejmuje nazwę od miasta. Nhi Elven – stolica Elvenczyków. Ostatni Port.
Zgoda, że „przeważnie”. Tylko, czy autor czasami nie chciał właśnie tego podkreślić, że to wyjątek i że portu nie nazywa się Nhi Elven ale właśnie Ostatni Port?
Spoglądając nieco bliżej i odrobinę niżej, byłby w stanie obserwować zabudowania nabrzeża. Byłby w mocy,
Byłby w mocy? Przyznaję, że nie jestem za mocna w Fantasy ale to i tak dziwne stwierdzenie na taką zwykłą czynność. Ma zdolności jasnowidzące?
Ci wszyscy, nieraz doprowadzali do awantur, aby tylko wyczyścić kilka kieszeni niczego niespodziewających się ofiar. A wśród nich, co kilkanaście metrów byli rozstawieni gwardziści, którzy mieli ochładzać gorące głowy przyjezdnych.
Ci wszyscy, - zła konstrukcja. Mogłoby być „Ci wszyscy, którzy”, ale nie tu. Czyli jacy wszyscy, i to na początku zdania?
niespodziewających się ofiar. A wśród nich,

- wśród tych ofiar? Rozumiem myśl, ale to połączenie wyszło koślawo, zamuliło.
inne zaś jeszcze na statkach ukazywały swoje bogactwa, bogatym oczom obywateli stolicy.
bogactwa, bogatym – unikaj powtórzeń, a zwłaszcza side by side ;)
w obstawie kilku rosłych chłopów, których życia były mniej warte niż obiekt, którego pilnowali.
Po pierwsze „chłopów” to o rolnikach, a jesteśmy na statku. Myślę, że miałeś na myśli określenie: „w sile kilku chłopa” – jako rosłych byczków. Tu można by użyć jakiegoś innego określenia, może morskiego?
To wszystko żyło zjednoczone razem wraz z radosnymi krzykami,
zjednoczone razem wraz – oj…
Świat wymiany niesamowitych opowieści o heroicznych czynach,
„Wymiany” wyrzucić. Wiem o co ci chodzi, ale jako czytelnikowi, wyraz „wymiana”, zwłaszcza w kontekście portu, kojarzy mi się z handlem, a przecież nie handlowali opowieściami.
Rzeczywistość ludzi do końca wierzących, że ich syn czy ojciec powrócą. Że zobaczą snów radosne buzie swoich chłopców. Że silne ramiona braci znów skrzyżują się w powitalnym uścisku.
Dopiero co piszesz o „Karczmy, tawerny i burdele. Pierwsze siedziby pomniejszych przestępców” czyli samo dno społeczeństwa, a nagle „buzie”?? I jeszcze te synkowie i ojcowie, co my nagle w szkółce niedzielnej jesteśmy?
Szedł do niego powolnym, lekko drącym krokiem.
Pierwsze się spotkałam z drącym krokiem. Jest coś takiego?
Starzec zatrzymał się kilka metrów od postawnego młodzieńca obróconego
„postawnego” niepotrzebne. Wiem, że chciałeś nawiązać do postaci z początku opowiadania ale to nie musi być aż tak. Tym bardziej, że dalej jest – „młodzieńca obróconego” - postawnego obróconego
Otóż jak sam wspomniałeś, moja matka a Twa królowa nie żyje.
Zwrócono ci uwagę, by nie powtarzać tego co wiedzą obie strony dialogu. Tak, racja, uważaj na to. Chyba, że koniecznie chcesz coś podkreślić, to powtórzenie mogło być zamierzonym podkreśleniem, książę mógł to zrobić specjalnie. Zrobił to?
Bathraht odwrócił się (…,) po czym na odchodne warknął
Tu uważaj. Problem ze spójnością charakteru. Cały czas piszesz, że starzec jest pogodny, spokojny, ma uspokoić zapędy księcia, a nagle warczy? On?

I na koniec puszczę ci małe oczko:
Uwaga! Fragment może zawierać wulgaryzmy i zwroty uznawane za nieprzyzwoite!
Jeszcze nie znasz Very :lol:
Dream dancer
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”