Codziennie wymyślał dziesiątki, setki definicji, wciąż i wciąż, w znoju i boleści, nieprzerwanie jak coś, od czego zależy los świata. Zapisywał je skrzętnie, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Nie przejmował się złośliwymi uwagami w rodzaju "ten to ma parcie na słownik", "elita, psia ją mać" czy "nakarmisz swoją definicją dzieci?". Rosła sterta zeszytów, w których nic nie było takie jak przedtem, nic nie było oczywiste. "Dominacja" wcale nie musiała oznaczać podporządkowania sobie kogoś, lecz stan towarzyszący grze w domino. Dzieci nie miał, przynależność do elity go nie interesowała, parcie na szkło czy sławę również. Jedyne, do czego dążył, to próba opisania świata na nowo. Tym razem porządnie.
Jego praca była podporządkowana definicjotwórstwu, zajęcia zarobkowe znajdował sobie takie, aby w tym mało przeszkadzały. Zatracił się w tym. Po dwudziestu latach doszedł do poczucia, że może zdoła przekonać świat do nowego spojrzenia. Odkrył bowiem Internet.
Po kolejnych dziesięciu latach, kiedy pod jedną ze swoich definicji przeczytał niezwykle jadowity komentarz, poczuł jednak, że może nie zdążyć dokończyć swojej pracy. Był w mieszkaniu sam, telefon leżał daleko, a on był zbyt słaby, żeby wstać. Z włączonego komputera wciąż płynął strumień danych, tym razem całkiem nieprzydatnych.
I wtedy nagle go poraziło: nie zdoła stworzyć nowej definicji śmierci! Nigdy dotąd o tym nie pomyślał, a teraz było za późno.
Było za późno.
Lecz trzy dni później, kiedy leżał sobie wygodnie w trumnie opłaconej przez państwo i już mieli go pochować, nagle poczuł, że to nie fair, nie może zostawić świata bez tej wiedzy, bez Definicji Ostateczności.
Odrzucił wieko trumny, zerwał się i spytał struchlałego księdza nad grobem, czy ma przy sobie coś do pisania. Tylko jego mógł spytać, bo reszta zdążyła uciec.
No cóż, naprawdę zmienił świat. Definicja śmierci uległa zmianie.
Ale nie o tym chciałem Wam powiedzieć, moli drodzy definicjoniści. Wszyscy znamy biografię naszego Założyciela, tych siedem lat wystarczyło, by stała się powszechnie znana, podobnie jak Jego definicje. Ale czy zdajecie sobie sprawę, że po nim nikt następny nie powrócił przez wrota Śmierci? Czy należycie przemyśleliście sprawę, nim tu wstąpiliście?