Ciszę parku rozmazanego deszczem zabija natarczywy sygnał. A było tak pięknie. Mam cię – mówię głośno do natarczywego potwora wyłowionego z torby.
– Halo! Mała to ty? Halo, jesteś tam!? Masz czas?
– Mam – potwierdzam z niechęcią.
– Spotkajmy się w Heliosie, mogę tam być za kwadrans, a ty?
– Jestem niedaleko.
– To wejdź i poczekaj, dobrze?
Leje jak z cebra. Siedzę tyłem do sali na wprost wielkiej tafli szkła, porysowanej długimi igłami deszczu. Patrzę na hotelowy parking. Smużka pary nad filiżanką zaprasza do kawy gorącej jak ból. Tylko bez melodramatu! – ostro napominam siebie.
Już jest. Kicia wysiada z taksówki, otwiera fikuśną, kolorową parasolkę i biegnie w stronę wejścia. Przygotowana na konsekwencje, świadomie czekam na zło. Dlaczego więc energiczny rytm obcasów budzi panikę? Czemu drży podnoszona filiżanka?
Uspokój się, kobieto – szepczę w stronę deszczu.
– Cześć Mała, ładnie dziś wyglądasz.
– Szkoda czasu na pierdoły, siadaj i przejdź do sedna.
– Chcę ci pomóc.
– Kiciu... nie stać cię na to.
– Wiesz, co powiedział Jaku, kiedy spytałam, co będzie z tobą po naszym ślubie?
Cudem udaje mi się nie uciec spojrzeniem. Patrzę jej prosto w oczy, ręka sama sięga po papieros, druga szuka zapalniczki, a serce przyspiesza, gdy z kpiącym uśmieszkiem Kicia podaje ogień. Na szczęście nikotynowy kop daje czas na uspokojenie.
– No co? – pytam lodowato.
– Że najwyżej się odkochasz.
– A ciebie akurat to nie martwi.
– Skądże, ale powiedz, naprawdę wciąż pasuje ci rola kochanki?
Patrzę na nią z autentycznym politowaniem. Chora i duszna dobroć, z cholernego poczucia wyższości nad siedzącym naprzeciw zlepkiem, przypadkową sumą właściwości, doprawdy bez znaczenia – naiwnie czy bezczelnie – tak prosto w oczy żądającą największego wyrzeczenia, ta moja nienormalna, wszystko usprawiedliwiająca empatia na szczęście już umarła. Milczę.
Wzdycha ostentacyjnie. Pewnie zaraz zacznie się dzielić mądrusimi radami z kobiecych pisemek. A to współczujące spojrzenie może sobie...
– Mała, zrozum, związanie się z nim na stałe byłoby dla ciebie piekłem, ma okropnie trudny charakter, nigdy nie wiadomo jak zareaguje, nawet gdy człowiek chce dla niego dobrze. Nie dasz rady ułożyć mu życia, sprzątać, gotować, kochać, kiedy będzie cię zdradzał z przypadkowymi dziwkami, bo akurat uzna, że takie prawo ma.
– A tobie to nie przeszkadza? – pytam retorycznie, sylabizując ostatnie słowo.
– Nie, ja chcę być z nim na zawsze, urodzę mu dzieci i pamiętaj, lojalnie uprzedzam, zrobię wszystko, aby ciebie przed naszym ślubem znienawidził. – rzuca podniesionym głosem, nie maskując zawziętości w spojrzeniu.
Odpowiadam niewymuszonym uśmiechem, bo miłość to przecież niezwiązane żadnym złym nakazem pragnienie. To wirujące, ulotne pomieszanie wszystkich odsłon czułości, bólu i inteligencji, a ta dziewczyna naprzeciwko myśli, że potrafi ułożyć mu konkret, ich zaobrączkowane życie.
Trochę to przeraża, trochę bawi, a i jeszcze mocniej dziwi, bo w przeciwieństwie do niej nadal nie wiem, czy można kogokolwiek na stałe wpasować do ciebie, bez strat. Nawet mnie. Tym bardziej nie pozwolę ci zniknąć w mieszczańskich ramionach, w tych śniadankach do łóżka, kapciach pod nogi.
– Posłuchaj Kiciu, nie ogarniasz najważniejszego.
– Dowiem się wszystkiego o tobie i wykorzystam przeciwko.
– Próbuj. Twoje piekło rozpali się, kiedy go zostawię, a potem on odejdzie od ciebie. I wszyscy będziemy osobno, aż do mnie wróci. Nie jesteś naszą pierwszą przeszkodą. Przecież o tym chyba wiesz, Kiciu?
Wstaję od stolika.
– Zostawisz go?
– Odejdę, masz moje słowo, ale Jaku mnie znajdzie. Jestem jego deszczem.
Idąc wolno deptakiem w stronę Starego Rynku, czuję gorycz. Czas na ruch, czas na samotność. Wybierając najważniejszy numer z listy kontaktów, nogi mam jak z waty.
– Co tam, kochana? Zaraz u ciebie będę.
– Nie przychodź więcej i nie dzwoń, to koniec.
Więc znowu nie będziemy razem. Chyba na takie rzeczy stać ludzi mocno na sobie opartych.
W deszczu (fragment)
2Dajesz niewielki fragment więc tak nie do końca wiadomo o jakich elementach jest sens pisać, a o jakich nie.
Ale zaryzykuję.
Parę drobiazgów językowych.
Teraz wydarzenia.
Potencjał na dramaturgię jest spory bo mamy dwie konkurujące panie i jednego pana. Jakby tego było mało, w podanym opisie ciężko znaleźć cokolwiek pozytywnego, co miałoby przyciągać do niego kobiety, za to całkiem sporo jest rzeczy od niego odpychających - operam się na stereotypach, nie na gustach.
Co do tego fragmentarycznego opisu przychodzą mi do głowy dwie rzeczy:
Emocje można rozgrywać nierównomiernym upływem czasu, w końcu opowiadanie to nie zegar atomowy.
Masz sporo czasu na rozegranie wszystkich lęków, gniewów, zwątpień i wściekłości pomiędzy wyjściem Kici z taksówki, a powitaniem przy stoliku. Może być słychać stukanie jej obcasów, może być widać jej zbliżające się, rozmazane odbicie w szybie. Jest czas na rosnące napięcie, próby opanowania drżenia ręki, okłamywanie się, że jest się spokojnym i tak dalej. Ten niepokój mógłby być niezłym otwarciem dla sceny.
Druga rzecz to już z tego fragmentu dałoby się wykroić jakąś przyzwoitą scenę. Delikatne przesunięcie zdarzeń i akcentów. Panie się spotykają. Kicia naciska, Mała się broni, jej opór maleje, albo rośnie - do wyboru. W końcu uświadamia sobie, że to nie pierwszy raz kiedy by zerwali.
Kiedy już wychodzi czuje wibrowanie telefonu. Nie odbiera. Ten kto dzwoni, nie odpuszcza i dzwoni drugi raz, trzeci, kolejny.
Można zostawić jakieś otwarte pytanie czy to dzwoni ten amant czy ta koleżanka (ale, żeby koleżanka zagrała, trzeba by zostawić wcześniej jakieś jedno zdanie sugerujące taką możliwość).
Tak sobie zmyślam, bo oczywiście do końca nie wiem jakiej całości jest to część, chodzi mi głównie o to, że nawet na takim małym skrawku można zbudować w miarę kompletną scenę.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna kwestia, ale wycofam się z niej w następny akapicie.
Piszesz chwilami w dość trudny do poznawania sposób.
Kojarzy mi się to z pewnym satyrykiem, który najpierw zacytował komentatora sportowego:
"Rudowłosy potomek Wikingów podbiegł do skraju murawy uzupełnić minerały i pierwiastki proste".
A potem spytał:
"A nie można było po prostu powiedzieć, że Norweg poszedł się napić"?
Literatura to nie instrukcja obsługi, nie trzeba pisać jak najprościej, a ja nigdy nie wiem kiedy jest "za bardzo", a kiedy "za mało".
Pomyślałem o tym, ponieważ ten drugi, wydzielony akapit czyta się trochę trudniej. Dalej, kiedy istotne stają się informacje i rozmowa, nie ma atrybucji dialogowej, ogranicza się poziom komplikacji opisu i czyta się dużo łatwiej, łatwiej wczuć się w tekst.
W ogóle mam takie odczucie, oparte trochę również na swoich doświadczeniach, że jak już się udało napisać jeden czy dwa akapity, to autor złapał wiatr w żagle. Ale może mi się tylko zdawać.
Ogólnie jest materiał, na zajmujący i niepokojący tekst.
Ale zaryzykuję.
Parę drobiazgów językowych.
Nie jestem ortodoksem w tych kwestiach, ale tu powtórzenie, jeśli było celowe, mi nie gra.
Też mi jakoś nie chce zagrać. Moja wyobraźnie zna obraz rozmazany przez deszcz spływający po szybie, ale taflę szkła porysowaną igłami deszczu ciężko im się kupuje. Być może przychodzi mi do głowy co autor miał na myśli, ale dopiero po dłuższym zastanowieniu.
O, to fajne. Kupuję w locie.
Teraz wydarzenia.
Potencjał na dramaturgię jest spory bo mamy dwie konkurujące panie i jednego pana. Jakby tego było mało, w podanym opisie ciężko znaleźć cokolwiek pozytywnego, co miałoby przyciągać do niego kobiety, za to całkiem sporo jest rzeczy od niego odpychających - operam się na stereotypach, nie na gustach.
A jednak conajmniej jedna kocha, a druga gotowa jest na każde świństwo, żeby go zdobyć. Miłość nie jest logiczna, a że różne rzeczy widziałem albo słyszałem o tym świecie, to jak dla mnie fundament do dramatu bardzo dobry.
Co do tego fragmentarycznego opisu przychodzą mi do głowy dwie rzeczy:
Emocje można rozgrywać nierównomiernym upływem czasu, w końcu opowiadanie to nie zegar atomowy.
Masz sporo czasu na rozegranie wszystkich lęków, gniewów, zwątpień i wściekłości pomiędzy wyjściem Kici z taksówki, a powitaniem przy stoliku. Może być słychać stukanie jej obcasów, może być widać jej zbliżające się, rozmazane odbicie w szybie. Jest czas na rosnące napięcie, próby opanowania drżenia ręki, okłamywanie się, że jest się spokojnym i tak dalej. Ten niepokój mógłby być niezłym otwarciem dla sceny.
Druga rzecz to już z tego fragmentu dałoby się wykroić jakąś przyzwoitą scenę. Delikatne przesunięcie zdarzeń i akcentów. Panie się spotykają. Kicia naciska, Mała się broni, jej opór maleje, albo rośnie - do wyboru. W końcu uświadamia sobie, że to nie pierwszy raz kiedy by zerwali.
Pisze smsa, pozwala Kici nacisnąć Wyślij. Wstaje i wychodzi. Zanim się odwróci, widzi jak początkowy tryumf zmienia się na twarzy Kici w lęk, bo do tamtej dociera, że to tylko pozorne zwycięstwo, a cała ta maskarada nie ma znaczenia.
Kiedy już wychodzi czuje wibrowanie telefonu. Nie odbiera. Ten kto dzwoni, nie odpuszcza i dzwoni drugi raz, trzeci, kolejny.
Można zostawić jakieś otwarte pytanie czy to dzwoni ten amant czy ta koleżanka (ale, żeby koleżanka zagrała, trzeba by zostawić wcześniej jakieś jedno zdanie sugerujące taką możliwość).
Tak sobie zmyślam, bo oczywiście do końca nie wiem jakiej całości jest to część, chodzi mi głównie o to, że nawet na takim małym skrawku można zbudować w miarę kompletną scenę.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna kwestia, ale wycofam się z niej w następny akapicie.
Piszesz chwilami w dość trudny do poznawania sposób.
Kojarzy mi się to z pewnym satyrykiem, który najpierw zacytował komentatora sportowego:
"Rudowłosy potomek Wikingów podbiegł do skraju murawy uzupełnić minerały i pierwiastki proste".
A potem spytał:
"A nie można było po prostu powiedzieć, że Norweg poszedł się napić"?
Literatura to nie instrukcja obsługi, nie trzeba pisać jak najprościej, a ja nigdy nie wiem kiedy jest "za bardzo", a kiedy "za mało".
Pomyślałem o tym, ponieważ ten drugi, wydzielony akapit czyta się trochę trudniej. Dalej, kiedy istotne stają się informacje i rozmowa, nie ma atrybucji dialogowej, ogranicza się poziom komplikacji opisu i czyta się dużo łatwiej, łatwiej wczuć się w tekst.
W ogóle mam takie odczucie, oparte trochę również na swoich doświadczeniach, że jak już się udało napisać jeden czy dwa akapity, to autor złapał wiatr w żagle. Ale może mi się tylko zdawać.
Ogólnie jest materiał, na zajmujący i niepokojący tekst.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
W deszczu (fragment)
3Zajmujący, rzeczowy komentarz, dziękuję.
Nie było celowe, oczywista wtopa.
Taki obraz występuje w naturze, ale nie wtedy, gdy leje jak z cebra. Nie kupować, ewidentny blamaż.
Założyłam ambitne zrównanie czasu bardzo krótkiego spotkania z czasem pierwszoosobowej narracji. Szczerze mówiąc, wręcz bałam się dłuższych wypowiedzeń (tych, które zawierały emocje i myśli Małej) ze względu na utratę wiarygodności owego zrównania. Jak długo można milczeć i myśleć podczas takiej rozmowy ale, nie przeczę, lepsza, ciekawsza, byłaby kompletna wersja, jaką proponujesz. Masz rację. I interesujące propozycje.
Fakt.
Dzięki:)
W deszczu (fragment)
4No i jest zawsze kłopot z oceną fragmentu. W opowiadaniu taka scena rozegrałaby się inaczej, niosłaby więcej. W grubszej fabule wykresy napięć rozkładają się inaczej, za to relacja całości z przeczytanym fragmentem jest absolutną niewiadomą.
Więc można tylko skomentować, że ów fragment jest w porządku. Trochę zostawia mnie jako czytelnika na zewnątrz emocji, pewnie jednak kulminacje trafiające głębiej są gdzie indziej. Może też dlatego, że rozmowa rywalek to nic, co mogłoby wstrząsnąć starszakiem
Doceniam wszakże konstrukcję, która pozwala doprowadzić do takiej właśnie, a nie innej odsłony konfliktu. Wielka jest pokusa, żeby zrobić z niej meeega dramataż, tymczasem ten odbywa się kameralnie.
"Igły deszczu" mnie dla odmiany trafiają do wyobraźni bez pudła. Widzę wielkie okno we wnęce, cofnięte w stosunku do płaszczyzny budynku, albo - dajmy na to - pod daszkiem czy tarasem wyżej. Pojedyncze powiewy wiatru niosą krople i rzucają na szybę, rozciągając w długie, spiczaste kształty. Bywa. Może trzeba sprecyzować warunki, pozwalające na wystąpienie takiego zjawiska.
Więc można tylko skomentować, że ów fragment jest w porządku. Trochę zostawia mnie jako czytelnika na zewnątrz emocji, pewnie jednak kulminacje trafiające głębiej są gdzie indziej. Może też dlatego, że rozmowa rywalek to nic, co mogłoby wstrząsnąć starszakiem

"Igły deszczu" mnie dla odmiany trafiają do wyobraźni bez pudła. Widzę wielkie okno we wnęce, cofnięte w stosunku do płaszczyzny budynku, albo - dajmy na to - pod daszkiem czy tarasem wyżej. Pojedyncze powiewy wiatru niosą krople i rzucają na szybę, rozciągając w długie, spiczaste kształty. Bywa. Może trzeba sprecyzować warunki, pozwalające na wystąpienie takiego zjawiska.
W deszczu (fragment)
5Jest tych fragmentów kilka, wybrałam chyba najkrótszy. Tak dla zorientowania się, czy 'chwyci'.
Dokładnie, miało być kameralnie.
Dzięki za cenne refleksje.
Dokładnie, miało być kameralnie.
I tego w opisie scenerii zabrakło, wykorzystam w przyszłości.
Dzięki za cenne refleksje.
W deszczu (fragment)
6Bardzo krótki fragment, raczej wyrwany z całości, więc ciężko go ocenić, ale to, co mi najbardziej przeszkadza to dialogi - po prostu toczy się rozmowa, nie ma opisu emocji, wykonanych ruchów, itd. Jakiś zalążek już jest np. "– No co? – pytam lodowato.", stąd sugeruję by dodać tym postaciom charakteru, bo są dla mnie strasznie statyczne. Jednakże jest to ocena danego fragmentu, może w całości wygląda to lepiej. Powodzenia
W deszczu (fragment)
7Trudno się nie zgodzić. Przy takim fragmencie właściwie jedyne, co można zrobić, to powiedzieć coś o operowaniu językiem, bo treści jako takiej tutaj jest jak na lekarstwo. Jedyne, co jestem w stanie z tego wyciągnąć to "starcie dwóch wizji miłości", ale obie są przedstawione tak negatywnie, po łebkach i sztampowo, że szkoda właściwie się na ten temat rozpisywać. Ewentualnie można na to spojrzeć jak na fragment budujący postać w jakimś większym tekście - i o tym będzie w komentarzach, bo to zadanie udało się wykonać calkiem nieźle.No i jest zawsze kłopot z oceną fragmentu. W opowiadaniu taka scena rozegrałaby się inaczej, niosłaby więcej. W grubszej fabule wykresy napięć rozkładają się inaczej, za to relacja całości z przeczytanym fragmentem jest absolutną niewiadomą.
Więc jedziemy:
O natarczywym potwórzeniu już było.
Raz - kawa gorąca jak ból to dość pretensjonalne i wymuszone określenie. Ja wiem, że cały tekst ma być spod znaku "zło, mrok, kredki i tępe żyletki", ale nawet takiej estetyki nie osiągniesz przez wstawianie w losowych miejscach dramatycznie brzmiących wyrazów.
Po drugie, dałabym tu nowy akapit bo bez tego wygląda, jakby melodramat miał wynikać z temperatury kawy.
No nie wiem, może dlatego, że tak działa ludzka psychika? Strach wobec czekających nas nieprzyjemnych przeżyć to najnaturalniejsza z naturalnych reakcji.
Jestem prawie pewna, że jednak do siebie.
Kop nie daje na nic czasu, bo to reakcja fizjologiczna, która nie uwidacznia się w zachowaniu ani nie zmienia sytuacji, w której palący się znajduje. Zaciąganie się, które uniemozliwia mówienie i odwraca uwagę rozmówcy jak najbardziej może na coś dać czas.
To jest na plus.
Trochę się pomieszało. Co w końcu żąda tego wyrzeczenia? Dobroć czy empatia? To zupełnie różne pojęcia. No i czy dobroć mogłaby cokolwiek robić powodowana poczuciem wyższości?Wrotycz pisze:
Chora i duszna dobroć, z cholernego poczucia wyższości nad siedzącym naprzeciw zlepkiem, przypadkową sumą właściwości, doprawdy bez znaczenia – naiwnie czy bezczelnie – tak prosto w oczy żądającą największego wyrzeczenia, ta moja nienormalna, wszystko usprawiedliwiająca empatia na szczęście już umarła. Milczę.
Wybacz, ale dla mnie ten fragment to właśnie przypadkowy zlepek, suma słów, które brzmią dramatycznie, ale nie przekazują żadnej treści.

Jesteś pewna, że chodzi o sylabizowanie?
Interpunkcja.
Znów zlepek losowych wyrazów.
Układanie konkretu też jest niezłe.
Zamieniłabym na coś śniadanka do łóżka i kapcie, bo boleśnie wieje sztampą. Mieszczańskie ramiona mogą być.Wrotycz pisze:
Trochę to przeraża, trochę bawi, a i jeszcze mocniej dziwi, bo w przeciwieństwie do niej nadal nie wiem, czy można kogokolwiek na stałe wpasować do ciebie, bez strat. Nawet mnie. Tym bardziej nie pozwolę ci zniknąć w mieszczańskich ramionach, w tych śniadankach do łóżka, kapciach pod nogi.
Mocno kobitka popłynęła. Ale to też na plus.Wrotycz pisze:
– Próbuj. Twoje piekło rozpali się, kiedy go zostawię, a potem on odejdzie od ciebie. I wszyscy będziemy osobno, aż do mnie wróci. Nie jesteś naszą pierwszą przeszkodą. Przecież o tym chyba wiesz, Kiciu?
Wstaję od stolika.
– Zostawisz go?
– Odejdę, masz moje słowo, ale Jaku mnie znajdzie. Jestem jego deszczem.
Wyrzuciłabym "Zaraz u ciebie będę", bo te słowa nawiązują chyba do jakiegoś umówionego spotkania, o którym w tekście nie było mowy i przez to zastanawiają, a są zupełnie niepotrzebne.
Abstrahując od sensu zakończenia, które również ładnie wpasowuje się w obraz niedojrzałej wariatki, która naczytała się za dużo pseudointelektualnych romansów z ostatnim zdaniem trzeba coś zrobić:
"Ludzi mocno na sobie opartych chyba stać na takie rzeczy"
Można też dodać jakieś "tylko":
"Na takie rzeczy stać chyba tylko ludzi mocno na sobie opartych"
albo
"Chyba tylko na takie rzeczy stać ludzi mocno na sobie opartych
Przy czym zauważ, że każde z tych zdań znaczy co innego.
Cały tekst ma nawet nastrojowe momenty, udało Ci się oddać niechęć postaci do siebie, ich niedojrzałość i brak klasy, więc myślę, że jest tutaj spory potencjał. Trzeba tylko skupić się na szczegółach.
W deszczu (fragment)
8Dzięki za wnikliwe spojrzenie. Chyba ciut bardziej akceptujesz charakter Kici:)MargotNoir pisze:Od Wrotycza teraz będzie słów kilka, zawsze na niebiesko. Pełna zgoda z powyższym przytoczeniem.No i jest zawsze kłopot z oceną fragmentu. W opowiadaniu taka scena rozegrałaby się inaczej, niosłaby więcej. W grubszej fabule wykresy napięć rozkładają się inaczej, za to relacja całości z przeczytanym fragmentem jest absolutną niewiadomą.
Trudno się nie zgodzić. Przy takim fragmencie właściwie jedyne, co można zrobić, to powiedzieć coś o operowaniu językiem, bo treści jako takiej tutaj jest jak na lekarstwo. Jedyne, co jestem w stanie z tego wyciągnąć to "starcie dwóch wizji miłości", ale obie są przedstawione tak negatywnie, po łebkach i sztampowo, że szkoda właściwie się na ten temat rozpisywać. Ewentualnie można na to spojrzeć jak na fragment budujący postać w jakimś większym tekście - i o tym będzie w komentarzach, bo to zadanie udało się wykonać calkiem nieźle.
Bardzo celnie: starcie dwóch wizji miłości - główna oś tekstu, nad którym właśnie pracuję, tak więc bardzo dziękuję za uwagi do fragmentu.
Więc jedziemy:
O natarczywym potwórzeniu już było.
Śni mi się, ale nigdy krytyki nie za dużo.
Raz - kawa gorąca jak ból to dość pretensjonalne i wymuszone określenie. Ja wiem, że cały tekst ma być spod znaku "zło, mrok, kredki i tępe żyletki", ale nawet takiej estetyki nie osiągniesz przez wstawianie w losowych miejscach dramatycznie brzmiących wyrazów.
Po drugie, dałabym tu nowy akapit bo bez tego wygląda, jakby melodramat miał wynikać z temperatury kawy.
W porównaniu bólu do gorącej kawy bohaterka sama dostrzega wymuszony melodramatyzm, stąd nowy akapit traci sens.
No nie wiem, może dlatego, że tak działa ludzka psychika? Strach wobec czekających nas nieprzyjemnych przeżyć to najnaturalniejsza z naturalnych reakcji.
Przepracowanie trudnych chwil, świadome, mentalne przygotowanie się do nich, może obniżyć poziom paniki. U mnie to działa. No ale może jestem wyjątkowa:)Jestem prawie pewna, że jednak do siebie.
Do siebie:), ale patrząc w stronę deszczu, a nie na inny element przestrzeni.Kop nie daje na nic czasu, bo to reakcja fizjologiczna, która nie uwidacznia się w zachowaniu ani nie zmienia sytuacji, w której palący się znajduje. Zaciąganie się, które uniemozliwia mówienie i odwraca uwagę rozmówcy jak najbardziej może na coś dać czas.
Masz rację, zabrakło istotnego wymienienia następstwa kopa, dzięki.To jest na plus.Trochę się pomieszało. Co w końcu żąda tego wyrzeczenia? Dobroć czy empatia? To zupełnie różne pojęcia. No i czy dobroć mogłaby cokolwiek robić powodowana poczuciem wyższości?Wrotycz pisze:
Chora i duszna dobroć, z cholernego poczucia wyższości nad siedzącym naprzeciw zlepkiem, przypadkową sumą właściwości, doprawdy bez znaczenia – naiwnie czy bezczelnie – tak prosto w oczy żądającą największego wyrzeczenia, ta moja nienormalna, wszystko usprawiedliwiająca empatia na szczęście już umarła. Milczę.
Wybacz, ale dla mnie ten fragment to właśnie przypadkowy zlepek, suma słów, które brzmią dramatycznie, ale nie przekazują żadnej treści.
Ależ ja nie mam żadnej pretensji, cieszy mnie wgłębienie się w to cholernie długie zdanie. Te pojęcia mają pewien wspólny zakres w swoich desygnatach. Empatia i dobroć to stany, którym brakuje agresji. Stąd ich tu bliskie sąsiedztwo.Mocne słowa jak na... ale dobra, to już nie należy do dyskusji o formie, muszę jednak przyznać, że - rozważany jako fragment całości - tekst stanowi całkiem udaną cegiełkę do zbudowania antypatycznej postaci.
Jak na kogo?:)Jesteś pewna, że chodzi o sylabizowanie?
- A tobie to nie prze-szka-dza?
Tak, chodzi mi o ten fonetyczny efekt.Interpunkcja.
Ślicznie dziękuję, pierwsza kropka, weg!Znów zlepek losowych wyrazów.
Nie zgadzam się z powyższym.Układanie konkretu też jest niezłe.Zamieniłabym na coś śniadanka do łóżka i kapcie, bo boleśnie wieje sztampą. Mieszczańskie ramiona mogą być.Wrotycz pisze:
Trochę to przeraża, trochę bawi, a i jeszcze mocniej dziwi, bo w przeciwieństwie do niej nadal nie wiem, czy można kogokolwiek na stałe wpasować do ciebie, bez strat. Nawet mnie. Tym bardziej nie pozwolę ci zniknąć w mieszczańskich ramionach, w tych śniadankach do łóżka, kapciach pod nogi.
Konkretu nigdy nie za dużo, cóż począć, że Kicia w taki sposób realizuje misję. Już taka jest.Mocno kobitka popłynęła. Ale to też na plus.Wrotycz pisze:
– Próbuj. Twoje piekło rozpali się, kiedy go zostawię, a potem on odejdzie od ciebie. I wszyscy będziemy osobno, aż do mnie wróci. Nie jesteś naszą pierwszą przeszkodą. Przecież o tym chyba wiesz, Kiciu?
Wstaję od stolika.
– Zostawisz go?
– Odejdę, masz moje słowo, ale Jaku mnie znajdzie. Jestem jego deszczem.Wyrzuciłabym "Zaraz u ciebie będę", bo te słowa nawiązują chyba do jakiegoś umówionego spotkania, o którym w tekście nie było mowy i przez to zastanawiają, a są zupełnie niepotrzebne.
Nawiązują do finału poprzedniego fragmentu, pewnej istotnej obietnicy.Abstrahując od sensu zakończenia, które również ładnie wpasowuje się w obraz niedojrzałej wariatki, która naczytała się za dużo pseudointelektualnych romansów z ostatnim zdaniem trzeba coś zrobić:
"Ludzi mocno na sobie opartych chyba stać na takie rzeczy"
Można też dodać jakieś "tylko":
"Na takie rzeczy stać chyba tylko ludzi mocno na sobie opartych"
albo
"Chyba tylko na takie rzeczy stać ludzi mocno na sobie opartych
Przy czym zauważ, że każde z tych zdań znaczy co innego.
Hm:) Chyba powinnam po prostu pozbawić zdanie początku, konkretnie usunąć: chyba.
Cały tekst ma nawet nastrojowe momenty, udało Ci się oddać niechęć postaci do siebie, ich niedojrzałość i brak klasy, więc myślę, że jest tutaj spory potencjał. Trzeba tylko skupić się na szczegółach.
Pozdrawiam.
W deszczu (fragment)
9Nie, nie akceptuję charakteru żadnej z nich, ale jak już wspomniałam tekstu jest za mało, by pisać tutaj rozprawę. Kicię pomijam całkowicie jako postać, która tutaj właściwie nie występuje, mówi raptem parę zdań i jest tylko tłem dla głównej bohaterki.
Co do ich związku z agresją - polemizowałabym.
Pozostaje jeszcze się odnieść do pytania, co ma dobroć do poczucia wyższości.
Ależ niech sobie Kicia robi, co chce, ale to nie powód, by w tekście przez to znalazły się komunały. Na pewno dało się to opisać ciekawiej.
Próbowałaś sobie wyobrazić tę scenę? Naprawdę taki sposób mówienia wydaje Ci się naturalny i adekwatny do sytuacji?
A ten fragment został wrzucony na Wery i podlinkowany na początku tego wątku tak, jak nakazują wytyczne? Bo jeśli nie, to go po prostu w świadomości czytelnika nie ma, więc takie zdanie też nie ma racji bytu. Nawet fragment, jeśli poddajesz go ocenie, powinien być zamknięty i dopracowany. Wiadome jest, że poza nim w tekście leżą jakieś ważne wydarzenia, przeszłość postaci i o tym się pamięta, czytając, ale wycięcie takich z głupa sterczących nitek, odnoszących nas do konkretnej sceny poza fragmentem powinno być dobrym zwyczajem pokazującym, że ma się świadomość, jak tekst odbiera czytelnik nie mający dostępu do głowy autora.
Nie kupuję tego. Nie werbalizujemy na bieżąco swoich obserwacji. Biorąc filiżankę kawy do ręki nie myślimy "ta kawa jest gorąca jak ból", tylko po prostu czujemy gorąco i już. Postać nie mogła krytycznie zareagować na własny werbalny komentarz do temperatury filiżanki, bo po protu takiego komentarza nie poczyniła. No chyba, że jest mocno nienormalna, ale wtedy wypadałoby w tekście zaznaczyć, że istotnie bohaterka opowiada sobie sama na bieżąco to, co się wokół niej dzieje.
Nie, to nie stany, a cechy. Dobroć mówi nam o systemie wartości, a empatia - choć wielu kojarzy się z altruizmem - to tak naprawdę po prostu zdolność do rozumienia cudzych emocji. Naprawdę nie mają ze sobą wiele wspólnego.
Co do ich związku z agresją - polemizowałabym.
Pozostaje jeszcze się odnieść do pytania, co ma dobroć do poczucia wyższości.
Nie, nie jesteś wyjątkowa, tylko nie za bardzo potrafiłaś wyrazić, o co Ci chodzi. Przepracowanie trudnych chwil, opracowanie strategii reagowania, przewidzenie możliwych scenariuszy i wybranie zawczasu właściwych reakcji to nie to samo, co świadome czekanie na zło. Napisałaś po prostu, że postać wie, co ją czeka, więc kontrastowanie z tą świadomością strachu jako czegoś, co nie powinno z niej wynikać nie ma sensu.
Jak na wariatkę, której się wydaje, że pozjadała wszystkie rozumy, a sama zaczerpnęła swoje mądrości z pisemek tylko nieco mniej kolorowych i drukowanych na papierze o nieco większej gramaturze.
W deszczu (fragment)
10Trudno o obiektywizm w ocenie własnej pisaniny. Pasuję.
Dziękuję za rozbudowane komentarze, MargotNoir.
___________
Pozdrawiam.
Dziękuję za rozbudowane komentarze, MargotNoir.
___________
Dzięki za przeczytanie i opinię. Interesujące spostrzeżenia.AnnieJ pisze: Bardzo krótki fragment, raczej wyrwany z całości, więc ciężko go ocenić, ale to, co mi najbardziej przeszkadza to dialogi - po prostu toczy się rozmowa, nie ma opisu emocji, wykonanych ruchów, itd. Jakiś zalążek już jest np. "– No co? – pytam lodowato.", stąd sugeruję by dodać tym postaciom charakteru, bo są dla mnie strasznie statyczne. Jednakże jest to ocena danego fragmentu, może w całości wygląda to lepiej. Powodzenia
Pozdrawiam.
W deszczu (fragment)
11Jeśli park jest rozmazany, to leje. Jeśli leje, to nie jest cicho - deszcz szumi, stuka i chlupie. Po deszczu mogłaby być cisza, ale wtedy park nie jest już rozmazany, tylko mokry. Rozmazanie i cisza mi się wykluczają. I dlaczego zabija a nie przerywa? Pierwsze zdanie i od razu morderstwo? Z grubej rury? To co będzie potem?
Nie mogę tego zobaczyć. Zobaczyłam dopiero, gdy Leszek niżej opisał, co widzi. Coś jest w jego opisie, czego tutaj brakuje.
Gorąca jak ból brzmi jak z reklamy, ale łyknęłabym to, traktując z przymrużeniem oka. Natomiast zapraszać do kawy jest osobliwe. I to jeszcze zaprasza smużka...
Dlaczego melodramat? Przecież nic się jeszcze nie wydarzyło...
Bo ona przed chwilą powiedziała, że czeka na zło... Zło jest złe, więc można się bać, a jak człowiek się boi, to mu się trzęsą różne rzeczy...
A gdyby to nie były pytania? Ona czuje panikę, słysząc stukot obcasów. Widzi, że filiżanka w jej rękach drży. Jako zdania oznajmujące, to by IMO nie gryzło.
Dwa razy to samo. Wyrzuciłabym pierwsze zdanie.
Kpiący uśmieszek z rozpędu przylepił się do głównej bohaterki, bo to jej była przed chwilą ręka i jej serce. Trzeba zamienić miejscami uśmieszek z Kicią: gdy Kicia z kpiącym uśmieszkiem podaje mi ogień.
Nic nie zrozumiałam. Za dużo tego wszystkiego jak na jedno zdanie. I zlepek czego? Bo zlepki są zawsze zlepkami czegoś. Co zlepiono?Wrotycz pisze: Chora i duszna dobroć, z cholernego poczucia wyższości nad siedzącym naprzeciw zlepkiem, przypadkową sumą właściwości, doprawdy bez znaczenia – naiwnie czy bezczelnie – tak prosto w oczy żądającą największego wyrzeczenia, ta moja nienormalna, wszystko usprawiedliwiająca empatia na szczęście już umarła.
Podkreślone jest dla mnie niejasne. Jaki zły nakaz? W ogóle zły, zło występuje w tym tekście jak jakiś ogólnikowy klajster, którym się zalepia dziury. A gdybyś nie mogła użyć tych słów, to co byś w tym miejscu napisała?
Znów się gubię. Mnie, ciebie, siebie... a na koniec kapcie. Kto, komu, co, gdzie, jak, dlaczego? Ty tak szybko opowiadasz, że ja nie nadążam i widzę coś na kształt Grupy Laokoona. W kapciach.Wrotycz pisze: Trochę to przeraża, trochę bawi, a i jeszcze mocniej dziwi, bo w przeciwieństwie do niej nadal nie wiem, czy można kogokolwiek na stałe wpasować do ciebie, bez strat. Nawet mnie. Tym bardziej nie pozwolę ci zniknąć w mieszczańskich ramionach, w tych śniadankach do łóżka, kapciach pod nogi.

Tego też nie rozumiem.
Ale wiesz co? I tak bym chętnie przeczytała całą tę historię.

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
[W] W deszczu (fragment)
12A dlaczego założyłaś intensywny, głośny deszcz? Wszędobylska bezgłośna siąpawica, mżenie, opad drobnymi, cichymi kroplami, mniej niż deszczyk, ale mokrość wszechobecna - i stąd rozmyty obraz.Thana pisze: Jeśli park jest rozmazany, to leje. Jeśli leje, to nie jest cicho - deszcz szumi, stuka i chlupie. Po deszczu mogłaby być cisza, ale wtedy park nie jest już rozmazany, tylko mokry. Rozmazanie i cisza mi się wykluczają. I dlaczego zabija a nie przerywa? Pierwsze zdanie i od razu morderstwo? Z grubej rury? To co będzie potem?
Co będzie potem? Długo dobrej ciszy nie będzie. Ale kiedyś podda się reinkarnacji:)
Zabrakło okapu. Leszek też mi uświadomił. Mea culpa.
Hm. Mogę powyższy, jak i pozostałe poczynione przez Ciebie wyimki 'przetłumaczyć' na konkret. Wywalić smużkę, która zaprasza do kawy gorącej jak ból. Podać treść na gładkiej tacy ku spokojności, bez obrazy wyobraźni czytelników:) Mogę, ale powiedz, dlaczego? Nie tylko intuicja mi podpowiada, że świadomie zwijasz swój arytystyczno-intelektualny potencjał. Grafo widzisz w tym porównaniu? Reklamę?! Pseudointelektualny bełkot? Nieuprawnioną ucieczkę od twardego, logicznego realu?
Fragment czegokolwiek dłuższego wyrzućcie z możliwości publikacji i nie będzie widać uciętych, niedopowiedzianych a niestety wystających nitek w linijkach. Zdanie z empatią i dobrocią uplotły nitki budujące postać Małej. Jej reakcje wynikające ze zrozumienia zachowań Kici, budujące wątek. Rugowanie każdej formy najbłahszej agresji. Wymagało to akceptacji własnego bólu.
Zlepek to suma poszczególnych właściwości, sklejenie ich w sobie i finito. Niedzielenie tychże później czy wyciąganie pierwiastka. Niekomplikowanie określone inaczej.
Chcesz sensów ostatecznych a tu w zasadzie jest nieredukowalność do jednoznaczności. No i czy naprawdę chcesz przed czytaniem mieć pewność, że wszystko na kartkach będzie wytłumaczone? Zero tajemnicy, a tym samym braku radości, satysfakcji z własnych rozwiązań?
Wiesz, dla Was ten fragment jest kulawy do bólu, źle, a co najmniej nieudolnie napisany, ale miał również dobry odbiór, stąd ośmielam się polemizować.
Thana, jest szansa, jeśli polecisz W deszczu redaktorowi na miarę Maxa Perkinsa:), bo tenże na pewno nie będzie postaci literackich od niekumatych wariatek wyzywał, jak i nie zażąda zmian profilu bohaterek, by sprostały zachowaniu tzw. klasy. Pospolitość wyrasta na 'ideach' – twierdził Nabokov. I ja się z nim zgadzam.
[W] W deszczu (fragment)
13A idź Ty, z taką intuicją! Więcej szkody z takiej niż pożytku! Rzeczywiście, nie mam nic ciekawszego do roboty, tylko potencjał zwijać... Normalnie nie wiem, czy się śmiać, czy focha strzelić...
Nie. A Ty? Ty to napisałaś.
Nie. A Ty? To też Ty napisałaś.
Nie. A Ty? Dlaczego to napisałaś?
Tak.

A Ty? Nie masz takiego skojarzenia?
To też Ci intuicja podpowiedziała? To ona jest ślepa jak kret. Przynajmniej w kwestii mojego chcenia. O tym, gdzie ja widzę (bo widzę!) nieredukowalność do jednoznaczności w tym tekście mogłabym Ci napisać, jeżeli Cię to interesuje. Interesuje? Interesuje Cię w ogóle spojrzenie czytelnika na Twój tekst?
Naprawdę nie. A skąd pomysł, że chcę?
A czego chciałaś Ty? Chciałaś, żeby było niezrozumiale, tak? No to ja Ci piszę: Nie zrozumiałam. Czyli jest tak jak chciałaś, cel osiągnięty, wszystko OK. Masz prawo mieć taki cel, nic mi do tego. Nie żartuję - masz prawo pisać niezrozumiale, mącić, mylić tropy - możesz mieć taki zamysł artystyczny. I ja Ci daję odpowiedź - jeśli ten zamysł taki był, to zrealizowałaś wszystko zgodnie z planem. Otwieramy szampana?
Kto, konkretnie tak napisał o tym fragmencie, poza Tobą powyżej? Mogłabyś zacytować?
OK. Jak spotkam, to polecę!

Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
[W] W deszczu (fragment)
14Thana:), foszkowi mówię twarde – nie! Śmiej się, jako i ja się śmieję, zgłębiając kontekst Twoich pytań po wcześniejszym udzieleniu odpowiedzi. Taa... sprytna podpucha:)
I cieszę się, że linijki wzbudziły emocje. Po to m.in. w końcu się pisze, prawda?
Dzięki serdeczne za rozmowę.
Nie znam tej reklamy, więc i brak skojarzenia. Kawa słodka jak miłość? Bleee... jak można słodzić kawę? To przestępstwo wręcz. Dla mnie oczywiście:)
Z mojej strony trochę pytanie retoryczne, bo jeżeli bez uwag zaakceptowałaś nieredukowalność Zamkniętych, to tutaj nie powinno być żadnego problemu z metaforami (stąd i nieśmiały głos intuicji).
Ależ bardzo mnie interesuje, a już szczególnie to, co powstaje w głowie czytelnika samoistnie. Na przykład przypisywanie postaci określonego rodzaju lektur, chociaż w tekście nie ma żadnej informacji na ich temat. To fascynujące jest.
I cieszę się, że linijki wzbudziły emocje. Po to m.in. w końcu się pisze, prawda?
Nie możemy otwierać, bo jednak Ktoś zrozumiał, podsuwając w dodatku możliwe i atrakcyjne rozwiązania dla tej sceny:)
Mogę, ale po co raz jeszcze powracać do tego, co zabolało? Lekki masochizm nie jest szkodliwy, ale nadmiar szkodzi:)
Dzięki serdeczne za rozmowę.