[W] Linia Błędów [sci-fi] / prolog

1
Trochę mnie tu nie było.
Po prostu, czy dobre czy zmienić, by zachęcało.


Laboratorium było przytłaczające, utrzymane w czystej, niezachwianej bieli. A w nim, niczym najgorsza plama, wyróżniał się on. Czarnowłosy mężczyzna w skórzanej masce.
Zimne dreszcze przeszły jego członki, pozostawiając na nich uczucie chłodu. Reszta ciała zaś była ciepła, wręcz rozpalona. Zacisnął ostatkami sił ręce na podłokietnikach czarnego fotelu, a naprężone żyły wydawały się za chwilę pęknąć. Jego ciało było teraz nader ciężkie, niezdolne do wykonania konkretnego ruchu.
Na stole obok leżała strzykawka, a w niej znajdowało się nieokreślone, czerwone serum. Soczysty szkarłat przypominał krew, której metaliczny i cierpki smak potrafił sobie wyobrazić, gdy po zwycięskiej walce oblizywał swoje rany.
Nastała chwila paraliżu przypominająca drętwienie mięśni. Doznanie te nie było przyjemne, i choć zdawało zapowiadać finał eksperymentów, było to mylne wrażenie. Jeszcze gorsze odczucia nadchodziły, gdy tylko jego ciało miało wybudzić się z porażenia. To wtedy skurcze przeszywały te miejsca, w których ból rozsiewał najwięcej ogniw.
– Jeszcze tylko jeden zastrzyk i koniec, master A43. Przewiduję nieprzyjemne niespodzianki związane z reakcją organizmu. – Odmierzył dawkę. Trochę ciemnego serum wytrysnęło na jego lateksowe, czarne rękawiczki i bladą twarz. – Szczerze? Testowałem to tylko na paru szczurach, ale różnicy to ci chyba nie zrobi.
Kolejne wkłucie.
Ledwo wyjął strzykawkę, a ciało badanego wyrwało się spod kontroli. Dygotało, a widok ten był zatrważający – oczy mężczyzny wywracały się do góry, sam potwornie zbladł, stając się częścią białej sali operacyjnej, a nie znosił bieli i szpitali. Dziwne, acz nieoczekiwanie przyjemne uczucie ciepła otuliło jego ramiona, aż po koniuszki palców.
W transie trwał dobry kwadrans, choć zdawało mu się, że dłużej. Gdy jego ciało ogarnęła senność, naukowiec w ostatniej chwili szturchnął go w bok, przywracając mu przytomność.
Odzyskiwał powoli siły, a niebywała energia wypełniła każdą jego kość i każdy jego mięsień. Czuł się jak nowonarodzony syn samego boga, a jego ciało nie potrafiło wytrzymać fałszywej bezczynności. Pragnął jedynie wyjść z tego perfidnego pomieszczenia, w którym cholernie jaskrawe żarówki raziły go nieznośnie po oczach.
Naukowiec chciał pomóc mu wstać, ale mężczyzna gwałtownie go od siebie odepchnął.
Uczucie złości, niesamowitej złości… On miał być niezniszczalną maszyną, a nie niedołęgą, która nie potrafiła sama wstać. Nie zważał na uwagi i polecenia naukowca, nie słysząc nic poza szumem własnej krwi w uszach Był przecież bogiem, a więc słyszał jedynie to, co chciał usłyszeć.
Obraz przed jego oczami zaczął ciemnieć, a głowa pękała od bólu. Niewyraźny trajkot naukowca jedynie go irytował i gdyby nie procedury, rozerwałby tego człowieka na strzępy.
Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ale on nie zdawał się tym przejmować, choć nie mógł znaleźć wyjścia z sali. Co to miało znaczyć? Gdzie on był? W więzieniu?
Trajkot, trajkot i jeszcze raz trajkot – nie mógł się skupić. Przygwoździł do ściany naukowca z taką siłą, że prawie połamał mu kręgosłup. Wysoki, łysawy okularnik osunął się na podłogę, drżąc.
Zaczerwienionymi oczami wpatrywał się na naukowca. Milczał. Tak jak od samego początku, gdy pojawił się w laboratorium, nie wydusił ani słowa. Jego reakcja i tak wyraziła więcej niż tysiąc słów, a wygląd tylko utwierdzał w przekonaniu o jego braku człowieczeństwa. Nie umył się z zakrzepniętej na twarzy krwi zmieszanej z potem, lepiącej włosy do czoła mężczyzny. Nie zdjął przerażającej maski ozdobionej przerażająco długimi ćwiekami ani śmierdzącej potem kurtki. Wyglądał jak potwór i nim był – niezniszczalny gladiator, o włoskiej urodzie, niewiedzący nawet, czym są Włochy. Nikt mu przecież o nich nie opowiedział, bo po co? Najważniejsze było to, że miał się stać niezniszczalną maszyną bez uczuć, która będzie wykonywać polecenia swego pana.
Zresztą on chciał być potworem. Po to tu w końcu przybył. A jego imię brzmiało Aldar.

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

2
Kochanov pisze: Laboratorium było przytłaczające,
chyba przytłaczało czymś tam...
Kochanov pisze: niezachwianej bieli.
co to jest niezachwiana biel?
Kochanov pisze: najgorsza plama,
???
Kochanov pisze: przeszły jego członki
przeszły przez jego... albo przeszyły
Kochanov pisze: czarnego fotelu
fotela
Kochanov pisze: Nastała chwila paraliżu przypominająca drętwienie mięśni
ojjooojojjj :)
Kochanov pisze: góry, sam potwornie zbladł, stając się częścią białej sali operacyjnej, a nie znosił bieli i szpitali
czy to ma sens?
Kochanov pisze: niebywała energia wypełniła każdą jego kość i każdy jego mięsień
guzik prawda :)
Kochanov pisze: Nie zważał na uwagi i polecenia naukowca, nie słysząc nic poza szumem własnej krwi w uszach Był przecież bogiem, a więc słyszał jedynie to, co chciał usłyszeć.
fantastyka na maksa
Jakaś tam historia jest, ale czy to się ludziom spodoba... nie mam pojęcia :hm:
Próbuj dalej, pisz uwaznie i powinno być lepiej :)

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

3
tomek3000xxl pisze:
Kochanov pisze: Laboratorium było przytłaczające,
chyba przytłaczało czymś tam...

Przytłaczał... czymś? :D
Nie sądzę, by przytłaczające laboratorium było niepoprawne. Ilekroć słyszy się takie sformułowania jak przytłaczający pokój, przytłaczające miasto itd...
Kochanov pisze: niezachwianej bieli.
co to jest niezachwiana biel?

Niezachwiany - nienaruszający jakiś porządek; umacniający czyjąś pozycję lub przekonanie. ;)
W skrócie, całe laboratorium było białe poza, jak to zresztą nazwałam, plamą, czarnym fotelem, na którym siedział Aldar.
Kochanov pisze: przeszły jego członki
przeszły przez jego... albo przeszyły
Kochanov pisze: czarnego fotelu
Mój błąd, serdeczne dzięki za tę małą pomoc. :)

Podaruję sobie odpowiadania na resztę komentarzy, bo najprościej, nie potrafię je zrozumieć. Można przedyskutować, dojść do prawdy. Ja tam bardzo chętnie. ;) Pozdrawiam!

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

4
No więc tak. Po pierwsze pierwsze wrażenie – przydałyby się jakieś akapity, coś co rozdzieli fragmenty, bo tak to trochę kaszana. Tekst wydaje mi się bardzo niedopracowany, pisany na szybkiego. Mnóstwo do poprawienia. Wymienię tylko kilka:
Kochanov pisze:Laboratorium było przytłaczające, utrzymane w czystej, niezachwianej bieli. A w nim, niczym najgorsza plama, wyróżniał się on.
- opis fajny ale kuleje, zwłaszcza ten „on” na końcu zdania (może by tak dwukropek?), i dlaczego najgorsza? Mamy biel, więc raczej tu chodzi o kontrast a nie pejoratywy.
Kochanov pisze:a naprężone żyły wydawały się za chwilę pęknąć.

- żyły wydawały się jakby za chwilę miały pęknąć
Kochanov pisze:Jego ciało było teraz nader ciężkie, niezdolne do wykonania konkretnego ruchu.
Na stole obok leżała strzykawka,
- ciężkie ciało i stół obok? Gdzie Rzym a gdzie Krym?
Kochanov pisze: której metaliczny i cierpki smak potrafił sobie wyobrazić, gdy po zwycięskiej walce oblizywał swoje rany.
- a więc oblizywał, czyli czuł jej smak, więc po kiego grzyba ma go sobie „wyobrażać”? Prędzej "przypomnieć"
Kochanov pisze:Nastała chwila paraliżu przypominająca drętwienie mięśni. Doznanie te nie było przyjemne, i choć zdawało zapowiadać finał eksperymentów, było to mylne wrażenie. Jeszcze gorsze odczucia nadchodziły, gdy tylko jego ciało miało wybudzić się z porażenia. To wtedy skurcze przeszywały te miejsca, w których ból rozsiewał najwięcej ogniw.
- ojojoj. Było, miało, zdawało… o co tu do licha chodzi? To on już wcześniej przechodził podobny eksperyment? czy ten doktorek mu to objaśnił?
Kochanov pisze:Ledwo wyjął strzykawkę, a ciało badanego wyrwało się spod kontroli.
- uwaga na przyszłość. Narracja jakoosobowa? Był ten w fotelu, a teraz nagle doktorek, a zaraz potem znów w fotelu? Tak się nie robi!! I masz tego multum.
Kochanov pisze: stając się częścią białej sali operacyjnej, a nie znosił bieli i szpitali.
- opis jako taki fajny, ale totalny groch z kapustą. Mamy opis z „zewnątrz”, jest blady a nie znosił???? I niby skąd mamy to wiedzieć? I naprawdę nie ma „on” większych zmartwień niż „nie znoszenie”?
Kochanov pisze:wyjść z tego perfidnego pomieszczenia,
- pomieszczenia nie są perfidne
Kochanov pisze: Wysoki, łysawy okularnik osunął się na podłogę, drżąc.
Zaczerwienionymi oczami wpatrywał się na naukowca.
- naukowiec patrzył się na naukowca???
Kochanov pisze:Zaczerwienionymi oczami wpatrywał się na naukowca. Milczał. Tak jak od samego początku, gdy pojawił się w laboratorium, nie wydusił ani słowa. Jego reakcja i tak wyraziła więcej niż tysiąc słów,
- patrzył, milczał – patrzymy oczami tego „onego”. I zaraz „jego reakcja” – to on tak myśli, czy znów patrzymy „z zewnątrz”?
Kochanov pisze:Najważniejsze było to, że miał się stać niezniszczalną maszyną bez uczuć, która będzie wykonywać polecenia swego pana.
- a przed chwilą było, że jest bogiem, taki nie będzie się słuchał nikogo.

Ogólnie, za krótki kawałek, by coś wyrokować, jest to bardziej szkic, brudnopis,. Braki warsztatowe wszystko rozwalają. Jeśli masz jakiś pomysł na ciąg dalszy, to czemu nie, ale najpierw pochyl się bardziej nad tym „jak” a dopiero potem „co” pisać.
Dream dancer

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

6
Kompletnie gubisz podmioty i skutkiem tego wychodzi bełkot.
Mężczyzna w czarnej masce - człowiek na fotelu (bez zaznaczenia że chodzi o kogoś innego) - zastrzyk (robi sobie sam?) - "ciało badanego" (o, to jest ich dwóch?) - blednie (o czym nie wie bo siebie nie widzi, ale nie lubi bieli)
I dopiero pod koniec się orientujemy, acz z trudem, że gość w masce to jednak testant a nie naukowiec
Kochanov pisze: a wygląd tylko utwierdzał w przekonaniu o jego braku człowieczeństwa.
Taaa, zwłaszcza włoska uroda
Kochanov pisze: przerażającej maski ozdobionej przerażająco długimi ćwiekami ani śmierdzącej potem kurtki.
Założę się że kurtka też śmierdziała przerażająco.
Powtórzę - bełkot
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

7
Misieq79 pisze: Powtórzę - bełkot
Polecam obczaić, króciutkie, ale jak daje do myślenia! :D
https://sjp.pl/konstruktywny
Misieq79 pisze: (...) I dopiero pod koniec się orientujemy, acz z trudem, że gość w masce to jednak testant a nie naukowiec
Twoja argumentacja nie pokrywa się z tekstem.
Jak doszedłeś do wniosku, że osoba przyjmująca zastrzyk, i ta, która podaje, to jedna i ta sama osoba? Przecież widziałeś dialog. Naukowiec zwrócił się do Aldara.
Misieq79 pisze: Taaa, zwłaszcza włoska uroda
Bezpośrednio po przytoczonym przez Ciebie zdaniu napisane było, dlaczego jego wygląd był odstraszający, a wręcz nieludzki. Informacja o jego urodzie była przytoczona nieco później, hm?
Misieq79 pisze: Założę się że kurtka też śmierdziała przerażająco.
Masz rację z tym przerażającym. Nawet mnie roześmiałeś. :D Już to poprawiam. Z tym "bladnięciem" też. Dzięki. ;)

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

8
Powtórzę to, co powiedział Misieq79, bo to twój główny problem. Nie panujesz nad podmiotami. Nie wiadomo, kto co zrobił, nie wiadomo, co się dzieje. Kłębek. Tutaj masz dwóch męskich bohaterów, co jest dodatkowym utrudnieniem, bo zaimki wszystko jeszcze bardziej plączą.
Nie jestem pewna, ale internet podpowiada, że to się nazywa „błąd tożsamości podmiotu” (mój mózg z kolei twierdzi, że „niezgodność podmiotów”, ale chyba bardziej wierzę internetowi). Fajna sprawa, bo jak wyeliminujesz, od razu wbijesz level w pisaniu ;)

Za to całkiem nieźle dozujesz informacje. Wszystko we właściwej kolejności, bez skupiania się na nieistotnych pierdołach. Tu masz plusa.

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

9
Strzałka pisze: Powtórzę to, co powiedział Misieq79, bo to twój główny problem. Nie panujesz nad podmiotami. Nie wiadomo, kto co zrobił, nie wiadomo, co się dzieje. Kłębek. Tutaj masz dwóch męskich bohaterów, co jest dodatkowym utrudnieniem, bo zaimki wszystko jeszcze bardziej plączą.
Nie jestem pewna, ale internet podpowiada, że to się nazywa „błąd tożsamości podmiotu” (mój mózg z kolei twierdzi, że „niezgodność podmiotów”, ale chyba bardziej wierzę internetowi). Fajna sprawa, bo jak wyeliminujesz, od razu wbijesz level w pisaniu ;)

Za to całkiem nieźle dozujesz informacje. Wszystko we właściwej kolejności, bez skupiania się na nieistotnych pierdołach. Tu masz plusa.
Trochę nad tym posiedziałam i poprawiłam. Dzięki :P

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

10
Kochanov pisze: Po prostu, czy dobre czy zmienić, by zachęcało.
Niedobre, nie zachęca, zmienić.
Problem polega na tym, że wszystko jest w tym prologu przerysowane, zbyt mocne, ryczy jak radio włączone od razu na maksimum głośności. Przytłaczające, niezachwiana, najgorsza, rozpalona, ostatki sił, naprężone żyły zaraz pękną... Widzisz? Jeżeli wszystko od razu masz przy krańcu skali, to nie masz czym operować, pokrętło się zatnie. Napięcie trzeba budować powoli, złagodzić sceny, obrazy, przymiotniki. Mocne dawać tam, gdzie potrzebujesz wzmocnienia (np. silne emocje albo ważna informacja). Inaczej nie zadziałają. Nie da się opowiadać przez cały czas na wysokim C, bo albo publiczność zatka uszy, albo wyjdzie Ci groteska.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Linia Błędów [sci-fi] / prolog

11
Kochanov pisze: Laboratorium było przytłaczające, utrzymane w czystej, niezachwianej bieli. A w nim, niczym najgorsza plama, wyróżniał się on. Czarnowłosy mężczyzna w skórzanej masce.
Zimne dreszcze przeszły jego członki, pozostawiając na nich uczucie chłodu. Reszta ciała zaś była ciepła, wręcz rozpalona. Zacisnął ostatkami sił ręce na podłokietnikach czarnego fotelu, a naprężone żyły wydawały się za chwilę pęknąć. Jego ciało było teraz nader ciężkie, niezdolne do wykonania konkretnego ruchu.
Na stole obok leżała strzykawka, a w niej znajdowało się nieokreślone, czerwone serum. Soczysty szkarłat przypominał krew, której metaliczny i cierpki smak potrafił sobie wyobrazić, gdy po zwycięskiej walce oblizywał swoje rany.
Nastała chwila paraliżu przypominająca drętwienie mięśni. Doznanie te nie było przyjemne, i choć zdawało zapowiadać finał eksperymentów, było to mylne wrażenie. Jeszcze gorsze odczucia nadchodziły, gdy tylko jego ciało miało wybudzić się z porażenia. To wtedy skurcze przeszywały te miejsca, w których ból rozsiewał najwięcej ogniw.
– Jeszcze tylko jeden zastrzyk i koniec, master A43. Przewiduję nieprzyjemne niespodzianki związane z reakcją organizmu. – Odmierzył dawkę. Trochę ciemnego serum wytrysnęło na jego lateksowe, czarne rękawiczki i bladą twarz. – Szczerze? Testowałem to tylko na paru szczurach, ale różnicy to ci chyba nie zrobi.
Kolejne wkłucie.
Ledwo wyjął strzykawkę, a ciało badanego wyrwało się spod kontroli.
Kochanov pisze:
Twoja argumentacja nie pokrywa się z tekstem.
Jak doszedłeś do wniosku, że osoba przyjmująca zastrzyk, i ta, która podaje, to jedna i ta sama osoba? Przecież widziałeś dialog. Naukowiec zwrócił się do Aldara
Jak ja uwielbiam takie potyczki. "Przeca ja najlepiej wiem, co w tym tekście jest, bo żem go sam napisał!"

Otóż rozczaruję Cię.

Na początku laboratorium było przytłaczająco białe i niezachwiane, a jedynym wyróźniającym się elementem był facet w masce. Ergo facet w masce jest tam sam. Tak mi, autorze, kazałeś sobie wyobrażać tę scenę i średnio mnie interesuje, że w Twojej wyobraźni jest tam jeszcze ktoś, skoro sam napisałeś, że nie ma.

I nagle jest go dwóch, a w dodatku zaimek "on" odnoszący się chyba do tej pory do faceta w masce nagle zaczyna się odnosić do kogoś, kto wyjął strzykawkę z ciała badanego.

Panowie, tak się nie robi.
Kochanov pisze: oczy mężczyzny wywracały się do góry, sam potwornie zbladł, stając się częścią białej sali operacyjnej, a nie znosił bieli i szpitali
No tak, to ma sens. Ktoś, kto lubi biel i szpitale może blednąć spontanicznie i do woli, ale jeśli zblednie ktoś, kto nie lubi szpitali, to już musi zacząć zastanawiać. I zatrważać.
Kochanov pisze: Uczucie złości, niesamowitej złości… On miał być niezniszczalną maszyną, a nie niedołęgą, która nie potrafiła sama wstać. Nie zważał na uwagi i polecenia naukowca, nie słysząc nic poza szumem własnej krwi w uszach Był przecież bogiem, a więc słyszał jedynie to, co chciał usłyszeć.
Obraz przed jego oczami zaczął ciemnieć, a głowa pękała od bólu. Niewyraźny trajkot naukowca jedynie go irytował i gdyby nie procedury, rozerwałby tego człowieka na strzępy.
Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ale on nie zdawał się tym przejmować, choć nie mógł znaleźć wyjścia z sali. Co to miało znaczyć? Gdzie on był? W więzieniu?
Facet jest ledwie przytomny, nie wie, gdzie jest ani co się dzieje, kipi od emocji, krew mu szumi i tak dalej, ale ładnie pamięta o procedurach zakazujących rozrywania ludzi na strzępy.
Kochanov pisze: Wyglądał jak potwór i nim był – niezniszczalny gladiator, o włoskiej urodzie, niewiedzący nawet, czym są Włochy.
No k...
Nie mogę konstruktywnie, przepraszam.
Albo spróbuję.
Słyszałeś może o zasadzie decorum?

Ogólnie - bardzo, bardzo zły tekst i to na kilku poziomach.

Rzecz pierwsza, o której mówił Misieq: mylisz podmioty. Najmniejszy z problemów, jakie to rodzi to kwiatki w stylu "nie chciał obmyć twarzy z krwi i coś tam na twarzy mężczyzny" - no chyba jednak to wszystko lepiło się do jego własnej twarzy, a twarzy nie jakiegoś tam faceta. Znacznie większym problemem jest jednak to, że przez większą część tekstu naprawdę nie da się zgadnąć, kto co robi i ile postaci w ogóle tam jest nie znając części dalszej, której się jeszcze przecież nie przeczytało.

Rzecz druga, o której mówiła Thana: wszystko jest przepotężne, dyszy, kipi, tętni, napina się, zatrważa. Oczywiście Thana ma rację mówiąc, że jeśli startujesz z końca skali, to nie masz dokąd pójść, jeśli chcesz eskalować emocje, ale jest też inny problem. Taka estetyka sama w sobie jest raczej pretensjonalna i infantylna.

Rzecz trzecia: ja wiem, że młodzi chłopcy mają wprost pier... czują silne emocje związane z toposem eksperymentowania na prężącym muskuły i ubabranym juchą kolesiu, który wskutek wstrzyknięcia SERUM najpierw spektakularnie krzyczy i wije się w bolesnej, aczkolwiek lekko erotycznej ekstazie, a potem wyskakuje z balii/kapsuły/basenu i spuszcza komuś łomot, gdyż oto właśnie stał się NADCZŁOWIEKIEM, ale ileż można?

[W] Linia Błędów [sci-fi] / prolog

12
Hmm, gdybym miała stworzyć równie kompletny komentarz, co moi przedmówcy, musiałabym napisać dokładnie to samo, co oni, może innymi słowami - bo zgadzam się z tym, co już tu powiedziano, i nie ma sensu się powtarzać.

Zaznaczę tylko, że z Twojego opisu zupełnie nic nie wskazuje na obecność naukowca. Nieszczęsne, pomieszane podmioty mocno utrudniają odbiór. Myślę, że musisz jeszcze sporo popracować nad swoim pisaniem, zanim stanie się 'czytalne'. Ten krótki fragment wydał mi się toporny, źle skonstruowany i zdecydowanie zniechęcił mnie do poznania reszty tekstu, który dodatkowo jawi się jako dość schematyczny poprzez motyw, na który się zdecydowałeś. Wielu już było sztucznie napompowanych superhero i musiałbyś się postarać, aby ciekawie to ograć.

Pozdrawiam
Jesteśmy ludźmi tylko w takim stopniu, w jakim chcemy nimi być.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron