Pochowajcie mnie jak psa

1
Lecę w dół.
Zamazują mi się dni i tygodnie. Powtarzam rytuały, wydeptując ścieżki na chodnikach i w pobliskiej bramie. Znaczę teren, kiwając się na nogach, słysząc śmiechy kompanów z ławki. „Eee! Endżinieeer! Po francusku coś napisz na tej ścianie! Hehehe!”. Zazwyczaj najgłośniej rechocze Kuba, nasza dusza towarzystwa. Mógłby grać w jakimś polskim filmie. Swoim śmiechem zarażałby z ekranu wszystkich widzów, jak młody Amadeusz. Smarzowski też byłby zachwycony.
Fajnie być w takiej grupie, wesoło jest. Pięć po szóstej stukamy się flaszkami. Opowiadamy sobie głośno o seriach niefortunnych zdarzeń i obserwujemy zabieganych, nieszczęśliwych ludzi. Taki jeden w garniturze codziennie przejeżdża przed nami i wrzeszczy coś w swojej czarnej furze do niewidzialnego wroga. Mamy ubaw, choć nie zawsze się śmieję. Znam to dokładnie. Wielka zaciśnięta pięść przygniata cię do ściany, z trudem łapiesz oddech i nie wiesz, czy to twoje tętno, czy debilne techno gdzieś zza otwartej szyby. Paraliż konsekwencji trzyma jak w imadle, jeden zły ruch i nie masz już przyszłości. Potem jest tylko „tu i teraz”. Kałuże w bramie i zamglony wzrok kolegów. Jutro nie istnieje, ale przez pierwsze sto dni jesteś jeszcze królem.
Doświadczam stanów nieważkości.
Często leżę na plecach rozpoznając zaklęte w chmurach kształty. Zdarza się, że wykrzywione twarze przechodniów przesłaniają mi obrazy. Widzę dzieła Caravaggio ze wszystkimi detalami. Żylaste ręce, zmarszczki starca, szatę Łazarza. Niebo jest piękne, a piekła pewnie nie ma. Jesteśmy my, najlepsi przyjaciele, dopóki Krysia sprzedaje nam na zeszyt. W błogostanie obserwuję ptaki i śledzę białe kreski, puchnące powoli jak drożdżowe ciasto. Zgaduję po kierunku docelowe lotnisko. Ten pewnie do Heathrow, mam nadzieję, że nie do Berlin-Tagel. Tam przesiadka między terminalami, gdy się spieszysz, jest niezapomniana. Raz i nigdy więcej. Za to Frankfurt, z dziesiątkami ruchomych chodników między gate’ami - to jest coś. Suniesz dostojnie z ręką na walizce, obserwujesz przez szklaną ścianę rękawy przyssane do Dreamlinerów i wyrażasz w myślach podziw dla ludzkości. Czujesz się jak bohater w Powrocie z gwiazd.
Chciałbym jeszcze raz się zakochać.
Wrócić gdzieś, w nieznane. Przeżyć ten moment, gdy jedno spojrzenie zostaje na długo w pamięci, zauważyć tę nieukrywaną chwilę fascynacji w jej oczach. Zatracić się, wyłączyć cały świat, walczyć z myślami o niej, wiedząc, że i tak przegram. Czasem przechodzi przed naszą ławką Alicja. Tak ją nazwałem w myślach. Gdy śpię po południu, wdziera się najpierw do mojej świadomości niespokojne wspomnienie. Rozpoznaję Crystal Noir - ostatni zapach mojej żony, zanim ją pożegnałem, działa więc na mnie jak zastrzyk adrenaliny. Wybudzam się wtedy na chwilę, rozglądając niepewnie. Koledzy jeszcze gwiżdżą, mlaskają z zachwytu. Wiem, że Versace znów przegra ze smrodem i uryną, okłamuję się, że to piżmo z Fleur Musc, jej świątecznego prezentu. Odpływam, wracam do niebytu, nie mając nawet sił na szukanie cienia.
Dotykam dna.
Ostry ból wykrzywia plecy, to pewnie od nerek. Śmiejemy się z naszej codziennej dializy. Tu wlewasz, a patrz, tam wypływa. Prawa hydrauliki. Gdy zaczyna działać znieczulenie to ulepszam w głowie niektóre patenty Tesli, chociaż idzie mi coraz trudniej, nie pamiętam już wszystkich wzorów. Patrzę na kolegów spod opuchniętych powiek. Zbliża się koniec, oni też to wiedzą. Rozumiemy to jak ptaki, które czują, że czas odlecieć. Kiedyś widziałem, jak bocian chwyta dziobem swoje najmłodsze pisklę i najpierw szarpie nim gwałtownie, łamiąc kruchą szyję, a później wyrzuca z gniazda. Jestem jak ten malec, odrzucony przez życie: lecę w dół, upadam, powoli zamykam oczy. Bez miłości i szans na przetrwanie.
- Pochowajcie mnie jak psa - proszę ich zachrypniętym głosem. - Gdzieś pod płotem.
Wyobrażam sobie mały kopczyk i garść polnych kwiatów - symbol dziecięcej miłości do zwykłego kundla. Łudzę się, że ktoś tak mnie właśnie pożegna. Jak wiernego mieszańca, który już do niczego się nie nadaje, poza znaczeniem zygzakiem chodnikowych płyt.
Włosy jeszcze poprawia mi wiatr, nie wie, że wzrok już przestaje reagować. Ogarnia mnie kojąca cisza, delektuję się dźwiękami w mojej głowie. Saksofon znów zawodzi podmieniając głos Watersa, a akordy gitary zmieniają niespiesznie. Widzę w myślach przesuwające się po strunach palce. Czuję chłód ziemi, i jak otwiera się, obejmując mnie powoli czarną darnią. Nadchodzi noc bez brzasku.

Pochowajcie mnie jak psa

2
Jakieś święta?
Drugi bardzo dobry tekst jaki dziś tu czytam.
Bardzo mi się podobało. Gratulacje.
Czekam na więcej.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Pochowajcie mnie jak psa

4
Saksofon... I Waters. Oj Tak!!! Pięknie mi zapachniało Miras. Rzucę pędzle w kąt i wrzucę Ci coś na PW. Zasłużyłeś!!!!!!!!! Lada tuż. A lterki na cacuchy. Oui.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Pochowajcie mnie jak psa

5
Bardzo literacka (przymiotnik nacechowany ujemnie) próba 'żałości' od połowy tekstu. Zupełnie tego nie kupuję, przepraszam za szczerość.
Zapamiętam zdanie o eliminacji bocianiego dziecka. Tu są emocje. Ale już porównanie życiowej sytuacji steranego życiem bohatera do usuwania pisklaka - to nadużycie, hm, może tylko dla mnie. Nie lubię takich chwytów do wyciskania łez.

Zauważone co nieco:
Miras pisze: Ogarnia mnie kojąca cisza, delektuję się dźwiękami w mojej głowie.
Oczywistość.
Miras pisze: Włosy jeszcze poprawia mi wiatr, nie wie, że wzrok już przestaje reagować.
A niewidomym wiatr nie poprawia?

A w ogóle to każda psina, od rodowodowej po mieszańca zasługuje na pamięć, na czuły pochówek nie tylko rękoma dzieci.

Pochowajcie mnie jak psa

6
Co zrobić, działa na mnie ten rodzaj emocjonalności, chwilami na granicy przesady, dla mnie to jednak nieprzesadzona dawka. Do tego pierwszy akapit, "Amadeusz", ulubiony film. Ostatni akapit, Waters, ulubiona muzyka. Pomiędzy bardzo plastyczne oddanie pewnego stanu ducha. Literacko na bardzo wysokim poziomie. Gratulacje.
“One day I will find the right words, and they will be simple.” ― Jack Kerouac

Pochowajcie mnie jak psa

7
Godhand
brat_Ruina
Quincunx

Podziękowania za budujące słowa!!
Wrotycz pisze: Nie lubię takich chwytów do wyciskania łez
Dziękuję za komentarz. Tekst nie jest z zamierzenia wyciskaczem łez, nie wiem skąd taki pomysł. Jest bardzo spokojnym, skrótowym opisem pewnej historii bez wielkiego użalania się. Migawki.
Wrotycz pisze: A niewidomym wiatr nie poprawia?
Też poprawia, ale tutaj bohater nie traci wzroku tylko umiera. Niby drobna różnica, choć może tu coś rzeczywiście nie zagrało, zgrzytnęło toporną poezją, skoro budzi wątpliwość.
Kocham psy i wszystkie stworzenia, które mnie nie atakują jako pierwsze.
Wizimir pisze: Literacko na bardzo wysokim poziomie.
Dziękuję ale nie, nie, nie pisz mi tak proszę. Wiem, że nie. Czasem czytam Twoje wstawki s-f na czacie, i kurcze, do tego zmierzam. Do takiej lekkości, która wsysa czytelnika. I do s-f. Pozdrawiam!

Pochowajcie mnie jak psa

8
Przeczytałem, tyle, tekst dobry, retrospekcja, wyrywki, prawdziwie i spójnie podane...no i trochę liryki w prozie, ale jak mnie to pasuje, maszyna do pisania jesteś... :P
Prawo czy miłosierdzie, mądry wybierze to drugie wypełniając to pierwsze.

Pochowajcie mnie jak psa

11
Tekst tak, tytuł nie. Odrzucał, sugerował mi tani plastik. Odpychał, ale się nie dałam. I słusznie, bo tekst bardzo ładny. Ale tytuł bym zmieniła na niesugerujący niczego, przezroczysty, neutralny. Psa się przecież tu spotka i tak.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Pochowajcie mnie jak psa

12
Dziękuję Thana za przeczytanie i opinię (że tekst "ładny").
Thana pisze: tani plastik
Tytuł akurat mi tutaj pasuje, właściwie od niego się wziął pomysł na ten tekst, żal by było go zmieniać na coś bezbarwnego.
Z drugiej strony jestem niewątpliwie w lekkim szoku, że tytuł miniatury może wpłynąć na decyzję o tym, czy ją przeczytasz czy nie.
Czy mogłabyś mi zrobić uprzejmość i podać kilka przykładów miniatur z Wery, których nie przeczytałaś, bo "tytuł był zły"? Tak dla nauki...

Pochowajcie mnie jak psa

13
Miras, wybacz, ale nie. :) Bo moje gusta czytelnicze nie mają tu nic do rzeczy. Po prostu daję Ci informację zwrotną, że istnieje odbiorca, na którego ten tytuł tak działa. Twoja decyzja, czy się tym przejmujesz, czy nie.
Miras pisze: Tytuł akurat mi tutaj pasuje, właściwie od niego się wziął pomysł na ten tekst, żal by było go zmieniać na coś bezbarwnego.
I to kończy dyskusję. Twój utwór, Ty masz ostatnie słowo. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Pochowajcie mnie jak psa

14
Ostatnio cierpię na notorycny brak czasu i komentarze zostawiam sobie na później, po czym zapominam, że mialam coś napisać. Tak więc poprawiam się i piszę. Bardzo dobry tekst. Mam tylko jedno ale... Dlaczego to takie krótkie.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman

Pochowajcie mnie jak psa

15
Perfekcyjne tempo, opisy sytuacji przeplatające się z myślami i wspomnieniami. Długie akapity przerywane jednozdaniowymi. Ach.
Pochować jak psa kojarzy się raczej negatywnie, tu jednak okazuje się pozytywne. Trochę nie mogłam się wczuć w ten przedostatni akapit, może miałabym inne zdanie, gdyby opis nastąpił przed prośbą bohatera "pochowajcie mnie jak psa"? I już wiedziałabym, z jakim nastawieniem myśli o własnym pogrzebie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron