[W] Drogi - polit obyczaj

1
Jest to opowiadanie z gatunku „listopadowa depresja”, weźcie to proszę pod uwagę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Był reporterem, i to dobrym. Wiele lat spędził jeżdżąc po świecie i dokumentując wojny, konflikty, życie prostych ludzi. Zawsze go to intrygowało, był niespokojną duszą szukającą coraz to nowych wrażeń, ale podświadomie wiedział, że to nie jedyny powód wyboru właśnie takiego stylu życia. Tak, był ciekawy świata, ale jeszcze bardziej pragnął uciec od własnego. Tu nie było wojny, nad głowami nie latały pociski, ale nawet to byłoby o niebo lepsze od ponurego nastroju panującego na ulicach i wiecznego, choć skrywanego pod maską normalności strachu wyzierającego z oczu i z ostrożnych ruchów przechodniów. Za to gdzie indziej nie brakowało widowiskowych tematów w sam raz do kroniki filmowej, i to właśnie było jego zadanie, jego praca i jego pasja. Być tam, w samym sercu wydarzeń, w ogniu walki w czasie wojny czy też na lokalnym targowisku podczas kłótni handlarzy o wycenę najmniejszej nawet perły. To go ekscytowało; gdy ocierał się o śmierć czy ludzkie cierpienie, właśnie wtedy czuł życie w jego najczystszej postaci.
Ale lata mijały i któregoś dnia w lustrze zobaczył swoją, ale jakby obcą twarz: skóra spalona od słońca i wyblakłe oczy, z których gdzieś po drodze zniknął ogień pchający go przez tyle lat do przodu. Trochę mu to zajęło, ale w końcu musiał pogodzić się z myślą, że nie jest już tym narwanym, nieustraszonym młodzikiem, któremu wydawało się, że jest niezniszczalny i który mógł bez problemu spać na gołej ziemi byle tylko zdobyć jakiś ciekawy materiał.
Te czasy już minęły. Co tu dużo mówić, był już zmęczony, wypalił się, zaczęły mu się mylić kraje, języki i wciąż te same zdjęcia zniszczeń, nędzy i codziennej śmierci. W dodatku, tak jakoś się złożyło, że, mimo że żył przecież pośród ludzi i niektórzy byli mu nawet bliscy, to jednak nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca. I nagle okazało się, że nic go już tam nie trzyma, nikt na niego nie czeka i nikt nie będzie za nim tęsknił. Zresztą, być może on sam, podświadomie, nie pozwalał sobie na takie luksusy, bo w głębi duszy wiedział, że jego ucieczka z kraju była tylko tymczasowa, i że jest to wyłącznie kwestią czasu, nim nie pozostanie mu już nic innego, jak tylko przyznać się do przegranej i wrócić, ale tym razem już ostatecznie. I ten czas właśnie nadszedł. Oczywiście wiedział, że nie czeka go tu nic dobrego, ale było mu już i tak wszystko jedno.
Pozostała mu więc już tylko jedna, ostatnia podróż - do domu. A przedtem, jeszcze tylko ostatni raz poczuć tętno życia tego świata w którym tyle czasu spędził - ten gwar, bałagan, bezceremonialne przepychanie się tłumu, okruchy ludzkiego piękna i brzydoty. Właśnie to go do tej pory tak pociągało, podobała mu się ta bezpośredniość i zaradność; i właśnie tego będzie mu najbardziej brakowało. Zauważył to już na ostatnim międzylądowaniu przed dotarciem do celu. W samolocie zrobiło się puściej i ciszej, ludzie siedzieli w milczeniu, nie rozglądali się wokoło i wyglądali na wystraszonych. Spodziewał się tego, ale i tak poczuł to jak ciąg lodowatego powietrza. Już wcześniej był zmęczony, za to teraz…
Na płycie lotniska nikt na niego nie czekał, z o to. Nie chciał szumu, nie chciał się szczerzyć do kamer czy dawno zapomnianych znajomych i udawać, że wszystko jest wspaniale. Władze też wolały, żeby nic się nie działo: lubiły bohaterów, ale martwych. Tacy byli bezpieczniejsi. Tak więc na ojczystej ziemi oficjalnie nikt go nie powitał, pojawiła się tylko, jakby przypadkiem, jakaś mała grupka młodzieży, a jedna blada i wystraszona dziewczyna podała mu kwiaty i wpięła metalową przypinkę w klapę marynarki, i tak jakoś intensywnie na niego spojrzała… Jej dłonie były zaskakująco zimne jak na tę porę roku. Kiedyś była inna dziewczyna, i jej dłonie nie były zimne, wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy… I nie była wystraszona tylko dziwnie pewna...

„Dosyć” - zganił się w myślach. „Że też ci się zebrało na wspominki, właśnie teraz. To była twoja i to wyłącznie twoja wina. Ona wierzyła w to co robi, ale ty wiedziałeś lepiej, przemądrzały idioto”.
„Tak, to była tylko moja wina” – odpowiedział sam sobie. „Byłem tchórzem i uciekłem, jak tchórz. Byle tylko nikomu nie podpaść”. Nigdy sobie tego nie wybaczył. Potem mógł już tylko zmuszać się do sztucznego uśmiechu, gdy klepano go po plecach mówiąc, że dobrze zrobił. Bo inaczej, skończyłby tak jak ona. „A teraz wróciłeś” - ta myśl pojawiła się w jego głowie i cały jego gniew i żal na samego siebie zniknął. Tak, wrócił, ale przeszłości nie naprawi. Wszystko już nieodwołalnie minęło, nawet to.

Nie niepokojony przez nikogo powoli dojechał do miasta i usiadł przy stoliku w kawiarence na wolnym powietrzu. Wiedział, co się teraz stanie, ale nie obchodziło go już to. Nie spieszył się, nie miał po co, tak właściwie to wszystko już było bez znaczenia. Rozejrzał się dookoła: nic się nie zmieniło od czasu, gdy był tu ostatni raz, ci sami ludzie, te same uliczki niby pełne tłumów, ale jako dobry obserwator od razu zauważył to, czego nie spotykał w innych krajach: ludzie nie tworzyli grup, był gwar, ale nie czuć było beztroski, każdy człowiek był osobno i zachowywał się tak, jakby się bał własnego cienia. I to akurat była prawda, i tutejsza codzienność. Każdy miał swój „cień”, czasem nawet dwa, chowali się w tłumie, w zaułkach ulic, zawsze był ktoś, kto czuwał nad najmniejszym ruchem czy słowem obywatela.

On też miał swój cień, który zaraz się tu zjawi, by zabrać materiały i notatki z jego ostatniej podróży. Oczywiście wszystko to mogłoby się odbyć bardziej oficjalnie, w budynku odpowiednich służb, mały pokoik, czarne biurko, niewygodne krzesło petenta. Ale on miał swoje przywileje, był „porządnym” obywatelem i do tego do pewnego stopnia sławnym, więc pozwolono mu na tę odrobinę luksusu i „przekazanie” miało się tym razem odbyć w bardziej niezobowiązującym otoczeniu.
Tylko, jakie to miało znaczenie gdzie zostanie obrabowany z dorobku swojego życia?
Nagle zrobiło mu się duszno, i to nie tylko z powodu ciepłej, wiosennej pogody, rozpiął więc kołnierzyk, zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. Potem wyciągnął swój gruby notatnik i zaczął go przeglądać. Na same zapiski nie zwracał zbytniej uwagi, bo akurat w tym był niezwykle staranny, i to też był zresztą powód, dlaczego jego kariera trwała tak długo i bez większych przeszkód. „Niepokorne” teksty groziły nie tylko „opóźnieniem” wypłaty, z ich powodu mógłby stracić nie tylko poważanie i specjalne względy wysoko postawionych osób, ale znacznie więcej. Bardzo się więc starał, by nie podzielić losu niektórych kolegów, którzy nagle znikali i nikt już więcej o nich nie słyszał. Państwo miało długie ręce. Nawet za granicą nikt nie był pozostawiony bez kontroli, a co tu mówić o samym kraju.
„Dziel i rządź”, według tej rzymskiej maksymy działała władza i tak powstało państwo totalnej kontroli. Zresztą, wcale nie najnowszy wynalazek. Będąc kiedyś w Chinach w ramach „braterskiej współpracy obozów pracy” - jak to w myślach złośliwie nazywał, usłyszał historię o pierwszym starożytnym państwie Chin. Tam też panował terror, a donosicielstwo podniesiono do rangi obywatelskiego obowiązku. A jednak cywilizacja kwitła, czego dowodem może być słynna terakotowa armia. A może to było tylko wybujałe ego pierwszego cesarza.

„Patrząc na tamte czasy, mogliśmy być tylko wdzięczni za to, że tu nie karano ścięciem głowy za najmniejsze przewinienie. To się nazywa postęp”. – myślał. „O tak, nasze władze były dla nas bardziej łaskawe. A te setki ludzi zaginionych w nieznanych okolicznościach, to przecież tylko statystyka. Wszystko dla zachowania porządku”.
Tak samo jak cenzura. Po latach pracy nauczył się wręcz instynktownie omijać pułapki językowe i tak przedstawiać prawdę, że na końcu ledwo przypominała samą siebie. Brzydził się tym, ale traktował to jako sztukę i dzięki temu udało mu się wyrobić sobie markę „porządnego”, choć może czasami balansującego na krawędzi, reportera.
Tak, artykuły zawsze miał w porządku, tym nie musiał się martwić, ale między stronicami notatnika zauważył mnóstwo papierów, rachunków, zdjęć, niektóre stare, jeszcze z czasów, gdy zaczynał swoją karierę, jeszcze z czasów, gdy był z nią…
To były osobiste sprawy, i dosyć bolesne, nie miał ochoty, i nawet nie powinien, dzielić się nimi z obcymi ludźmi. I już chciał je odłożyć, gdy nagle zjawił się jego „cień”. Zdenerwowało go to trochę, ale nie dał tego po sobie poznać. Tamten od razu chciał wszystko skonfiskować, ale reporter uprzejmie zauważył, że jest tu trochę bałaganu i woli to poukładać by jego przełożeni nie musieli się zbędnie wysilać.
„Cień” był widocznie poirytowany, ale reporter to dość znana postać i lepiej było nie robić zbytniego zamieszania, usiadł więc i czekał. Jednak ciężko mu wysiedzieć na miejscu, więc w końcu wstał i powiedział:

- No dobra. Tylko nie oddalaj się zbytnio, bo i tak cię znajdę.
I poszedł sobie.
„Wreszcie...” - odetchnął reporter. Już wcześniej wiedział jak to miało wyglądać, ale i tak trochę go to wszystko wkurzyło. Oto ma przed sobą dorobek swojego życia, opisy wojen, ludzkich cierpień, ale też i sprawy prywatne, a tu przychodzi takie niewiadomo co, co nie ma zielonego pojęcia kogo ma przed sobą i chce mu to wszystko tak po prostu wyrwać z rąk, jak karton makulatury? Kogo oni tu przysłali?? Zdenerwował się, i chociaż wcześniej nie miał zamiaru nic robić i bez protestów poddać się ciągowi wydarzeń, to teraz wstał, zebrał swoje rzeczy i szybko ruszył przed siebie.
To nie była przemyślana decyzja, po prostu poczuł, że ma tego wszystkiego dość.
Kawiarenka, z której wyszedł, stała na rynku otoczonym kamieniczkami. Z tyłu jednej z nich, za małym betonowym podwórkiem, ukryty był wąski otwór w murze – droga ucieczki. Byle tylko nikt nie zauważył jego nieregulaminowej eskapady. Wszedł więc tak po prostu do budynku, otworzył tylne okno klatce schodowej i wyszedł przez nie na podwórze.
Niestety, nie był tam sam. Uśmiechnął się więc, jakby nic się nie stało, jakby przechodzenie przez okna było najnormalniejszą rzeczą na świecie i zapytał:

- Przepraszam. Możecie mi panowie powiedzieć, gdzie mógłbym tu kupić kartki okolicznościowe? Wiecie, zapomniałem napisać do żony, wkurzy się, jak nic nie dostanie.

Panowie najwidoczniej rozumieli, w jakiej trudnej sytuacji znalazł się ten człowiek i wyrozumiale pokierowali go do najbliższego kiosku stojącego po drugiej stronie ulicy. Ale reporter nie miał złudzeń, ci dwaj nie spuszczą go tak łatwo z oczu, musi coś zrobić, by im uciec. I wtedy, jak na zawołanie, pojawiło się przed nim stare, kiedyś czerwone auto. Koledzy z redakcji jednak o nim nie zapomnieli. Nic dziwnego zresztą. Podał przecież do wiadomości czas i miejsce swojego przybycia. Ale i tak było to miłe z ich strony.
W samochodzie siedziała jedna z jego dobrych znajomych, wsiadł więc do środka i ruszyli.

– Jeśli chcesz, to zawiozę cię do naszej redakcji. Na pewno spotkasz tam kogoś jeszcze z dawnych lat.

Spojrzał na nią poważnie i powoli pokręcił przecząco głową

- Oh – odpowiedziała nie za bardzo zaskoczona.

Nie trudno było przewidzieć, że po tylu latach będzie miał problemy z dostosowaniem się do tutejszych warunków.

– To gdzie…? - zapytała.

Wykonał nieokreślony ruch ręką.

– Aha… – odpowiedziała, a potem dłuższą chwilę milczała, zastanawiając się pewnie czy nie byłoby dla niej lepiej,
gdyby go po prostu nie wyrzuciła z samochodu.

- Cieszę się, że cię widzę – powiedziała po chwili zrezygnowana. – A u nas wszystko po staremu. Zresztą wiesz…
Wiedział. Dostawał regularne, choć zdawkowe raporty. Nie mieli więc o czym mówić, bo oficjalne sprawy go nie interesowały, a nieoficjalnie nie mogła mu nic powiedzieć, bo był tu nowy, jeszcze nie znał zasad gry i kto jest po czyjej stronie, a to, że wsiadł do samochodu i kazał się odwieźć w nieznanym kierunku, czyniło go tym bardziej podejrzanym. Zresztą, ona też mogła być, i prawdopodobnie była, współpracownikiem tajnych służb, i to samo pewnie myślała o nim. W tym kraju nikt nie był niewinny.
A on wsiadając do tego samochodu, chciał po prostu, choć na chwilę, wydostać się z tej całej głupiej sytuacji. I nie zastanawiał się, co zrobi potem, to i tak było z góry przesądzone. Wiedział, że nie było żadnej ucieczki. Ona też to wiedziała i gdy wjechali na przedmieścia, zatrzymała samochód. Nie mogła mu dalej pomóc, musiała wracać. Wysiadł więc, ona odjechała i został sam. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Nie może uciec; i tak jest przegrany; i tak wszystko się skończyło; musi wrócić do miasta i zakończyć całą tę farsę. Władze lubią bohaterów, ale martwych, a on, choć w środku wypalony, to jednak nadal żył. I to był problem. Roześmiał się rozgoryczony. Tyle lat przebywał w krajach ogarniętych wojną i przeżył, a teraz jego głównym zmartwieniem było to, że nie umarł. Jeszcze tego mu brakowało!
Był reporterem i to dobrym, ale teraz to nie miało już większego znaczenia. O ile za jego nierozsądną eskapadę nie wywiozą go gdzieś w nieznanym kierunku, skąd już nie wróci, będzie mógł się uważać za szczęściarza, jeśli w ogóle pozwolą mu pisać w jakimś podrzędnym brukowcu. Zresztą, nieważne. Jego życie i tak się skończyło. Dla władz będzie od teraz „podejrzanym elementem”, a „podziemie”, za to, i przez jego wcześniejszą ucieczkę, będzie go omijać szerokim łukiem. Może nawet uznają go za zdrajcę.
I nie odkupi swoich win.
Bo wrócił do kraju nie dlatego, że nie miał innego wyjścia. Wrócił tu dla niej. Zostawił ją wtedy, a teraz nawet nie wie gdzie leży jej grób. Jeśli w ogóle jakiś jest. I już się nie dowie. I nie miał nic na swoje usprawiedliwienie.


Ciemne chmury, które już od rana zbierały się nad horyzontem, teraz przesłoniły większą część nieba, oblekając otoczenie ponurymi odcieniami szarości. „Odpowiednia sceneria dla końca mojej świetlanej kariery” – pomyślał gorzko. Nagły powiew chłodnego wiatru przypomniał mu, że w tym bezsensownym zamieszaniu, zostawił w kawiarence marynarkę. Przyda mu się, gdy zabiorą go do ciemnej i zimnej celi dla podejrzanych. Jeśli będzie miał szczęście. Ale, to i tak, nieważne.

Zrezygnowany, ostatni raz odetchnął głęboko świeżym powietrzem i otaczającą go ciszą i spokojem zaspanego przedmieścia, i krok za krokiem, jak skazaniec idący na szafot, ruszył w stronę miasta.
----------------------------------------------
Niewielki, wydawałoby się nic nieznaczący szczegół, jak nieodebrany w porę telefon, spóźnienie się na pociąg, czy zabranie, lub nie, marynarki z kawiarenki, może zaważyć na całym naszym przyszłym losie. Jednocześnie, ta nieznaczna zmiana okoliczności może spowodować powstanie nowej, alternatywnej linii czasu.
----------------------------------------------
„Wysiadł więc, ona odjechała i został sam. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Nie może uciec; i tak jest przegrany; i tak wszystko się skończyło; musi wrócić do miasta i zakończyć całą tę farsę. Władze lubią bohaterów, ale martwych, a on, choć w środku wypalony, to jednak nadal żył. I to był problem. Roześmiał się rozgoryczony. Tyle lat przebywał w krajach ogarniętych wojną i przeżył, a teraz jego głównym zmartwieniem było to, że nie umarł. Jeszcze tego mu brakowało!”

Szedł powoli, nie miał się już po co spieszyć. Czy wysiadając dziś rano z samolotu mógł przypuszczać, że tak się to skończy? - Jego myśli krążyły wokół wydarzeń tego mającego się ku wieczorowi dnia. „A ta dziewczyna na lotnisku?” – Ślad uśmiechu pojawił się na jego twarzy. – „Czy mogła przypuszczać kogo…”
Nagle stanął i mimowolnie dotknął przypinki w klapie marynarki. „Czyżby? Posunęliby się nawet do tego?” - Znów odezwał się w nim instynkt dziennikarza. „Zbyt oczywiste. I po co? I tak im nie ucieknę.” – pomyślał z goryczą. Przyjrzał się jej dokładniej. Nic specjalnego, standardowa propaganda; jednak rzeczywiście, tuż przy klamrze miała niewielką wypukłość, która mogła skrywać pustą przestrzeń. Tylko do czego? Bo jeśli nie nadajnik…
Na metalowej powierzchni zauważył maleńki, ledwo widoczny symbol.
I w tej samej sekundzie już wiedział: jego wakacje właśnie się skończyły, a on stanął u progu …
Ta myśl, i wszystko, co się z nią wiązało, było jak porażenie prądem. Przez chwilę stał nieruchomo niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.
Ale ta chwila minęła.

Oczywiście, mogła to też być fałszywka. Sposób tajnych służb, by go sprawdzić. Może więc lepiej o wszystkim zapomnieć, niechcący zgubić tę przypinkę, tak jak wtedy w kawiarence, gdyby w pośpiechu zostawił marynarkę. Tak niewiele brakowało, żeby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Mógłby przecież tak zrobić.
Ale i ta myśl szybko zniknęła.

Dobrze wiedział, na co się porywa. Nawet za granicą, gdzie wydawałoby się, że jest bezpieczny tak daleko od kraju, nawet tam nieustannie czuł za plecami oddech Wielkiego Brata, nawet tam, ani na moment nie pozwolili mu o tym zapomnieć. Tak, zdawał sobie sprawę, w co się pakuje. Dotychczas stawką było tylko jego życie, na którym akurat nie aż tak bardzo mu zależało, za to teraz mógł stracić o wiele więcej.
Nie miał bowiem złudzeń, był osobą publiczną i właśnie dlatego, przynajmniej mógł tak przypuszczać, go wybrano. Miał wiele znajomości w wysokich kręgach władzy, bardzo „przydatnych” znajomości. A to oznaczało tylko jedno: grę na dwa fronty, brudną grę. Stanie się podnóżkiem władzy, może nawet ich twarzą na bilbordach, sprzedajną dziwką – skrzywił się z niesmakiem.
„Oo taak. My life, my soul - for the hive, for the hive”* - Roześmiał się sarkastycznie. To wszystko, to jeden wielki, obrzydliwy żart. Żart od losu. Wracając, zakreślił pętlę, którą już w dzieciństwie zarzucono mu na szyję. Na chwilę udało mu się zaczerpnąć trochę oddechu świata, ale teraz znów jest w tym samym mieście. I idzie na szafot. Z opóźnionym zapłonem. Jego życie nigdy się nie liczyło. Teraz, jeszcze mniej. Ale chociaż nie odda go bez walki
A czy w ogóle miał jakiś wybór?
Przez te wszystkie lata, czuł podświadomie, że nie zasługiwał na wolność i spokojne życie za granicą. Nie było go przy niej, gdy go najbardziej potrzebowała. Może mógłby wtedy jeszcze coś zmienić? Może. A przynajmniej odeszliby razem. Ona wierzyła w to, co robi, on zresztą też, ale to ona zapłaciła za to najwyższą cenę. Teraz jego kolej.
Czas odkupić swoje winy.
Jeszcze kilka minut temu myślał, że jedyne co go czeka, to marna wegetacja na obrzeżach życia. Jakże się mylił. Ten mały kawałek metalu przypięty zimnymi dłońmi bladej dziewczyny wywrócił jego świat do góry nogami i sprawił, że znów poczuł, że ma po co żyć. Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku oznaczałoby to jego śmierć.
Odetchnął głęboko świeżym powietrzem i otaczającą go ciszą i spokojem zaspanego przedmieścia, i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę miasta.
Gdy dochodził do głównego skrzyżowania, nagle pojawił się na nim nieoznakowany czarny samochód z zamazanymi tablicami rejestracyjnymi i uderzył prosto w niego. Kierowca nawet nie zwolnił i po prostu pojechał dalej.
Zrobiło się cicho.
Tylko wiatr szeleścił delikatnie pomiędzy liśćmi.
A on leżał na chodniku, patrząc w niebo. Ciemne chmury, które widział wcześniej wiszące nad horyzontem, nadpłynęły nad miasto i zaczęło padać. Krople deszczu padały na jego nieruchome ciało i twarz, na której malowało się zdumienie.
Z tylu możliwości, ta jedna go nie ominęła.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
* me życie i duszę, dla roju, dla roju – cytat z serialu „Andromeda”
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Odpowiadając z góry na niektóre uwagi (chyba można?).
- Czemu 2 wersje jak mogłaby być jedna? No, mogłaby, wystarczy wyciąć Pana Zrezygnowanego i będzie jedna, poprawna i przewidywalna. Ale ja wolę dwie.
- Co do cytatu – to opowiadanie napisałam parę lat temu i moje dzisiejsze „ja” starło się z tym dawniejszym sycząc przez zęby: „Ja też chcę. Niech ta smętna meduza choć raz się roześmieje, niech choć raz pokaże, że jest człowiekiem".
- I zakończenie – nie, nie jest przypięte na zasadzie sztampowego końcowego zaskoczenia. Choć może rzeczywiście trochę przekombinowane, może lepiej by było to wyrzucić. Jeszcze się z tym siłuję. Ale ono spaja te dwie części. Słowo klucz – przyszłość.
Dream dancer

Drogi - polit obyczaj

2
Zakończenie słabe i ograne. Ja tylko o fabule, bo styl nie przypadł mi do gustu, przedzierałem się przez niego podczas czytania, jak w gąszczu. Brak akcji, właściwie tylko przemyślenia bohatera. Miała być nowa linia czasowa jak wywnioskowałem z tekstu, ale to trzeba inaczej opisać. Bo zrozumiałem, że chodzi o marynarkę i przypinkę. Po za tym służby specjalne mordujące dziennikarzy to w filmach. A właściwie jakiej narodowości był reporter? Rosjanin? Reasumując - nie podeszło.

Pozdrawiam.

Drogi - polit obyczaj

3
Tekst jest bardzo ciężki do czytania. Być może przez te kilku linijkowe zdania w pierwszych akapitach i powtórzenia, których jest mnóstwo w całym tekście.
Medea33 pisze: Zawsze go to intrygowało, był niespokojną duszą szukającą coraz to nowych wrażeń, ale podświadomie wiedział, że to nie jedyny powód wyboru właśnie takiego stylu życia. Tak, był ciekawy świata, ale jeszcze bardziej pragnął uciec od własnego. Tu nie było wojny, nad głowami nie latały pociski, ale nawet to byłoby o niebo lepsze od ponurego nastroju panującego na ulicach i wiecznego, choć skrywanego pod maską normalności strachu wyzierającego z oczu i z ostrożnych ruchów przechodniów. Za to gdzie indziej nie brakowało widowiskowych tematów w sam raz do kroniki filmowej, i to właśnie było jego zadanie, jego praca i jego pasja. Być tam, w samym sercu wydarzeń,
Medea33 pisze: i to właśnie było jego zadanie, jego praca i jego pasja.
Moim skromnym zdaniem nie potrzebnie akcentujesz słowo; jego.

Sama historia reportera, który wraca po latach do kraju, byłaby dobra, gdyby ją odchudzić. Wywalić wałkowaną przez większość czasu, oczywistość.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman

Drogi - polit obyczaj

4
Dziękuję za czas i wysiłek poświęcony temu tekstowi i wszystkim tym, którzy tu zajrzeli i powstrzymali się od „zjechania” go.

Iwonka, dziękuje za uwagi (tym razem w odwrotną stronę :) ). Nad tym można popracować, choć w takim jednoosobowym tekście, i do tego w czasie przeszłym, nie jest to takie łatwe pozbyć się tych „byłych”.

To jest w zamyśle jakiś kraj komunistyczny, jak Polska, gdyby nie było stanu wojennego i kraj dostałby się pod okupację Związku Radzieckiego z jeszcze większym totalitaryzmem. Wszechobecna cenzura i donosicielstwo, „KGB” na każdym rogu. A zabijanie dziennikarzy – w tym świecie to akurat bez znaczenia kim on jest, wystarczyło, że uciekł swojemu „cieniowi” z kawiarenki, już tylko za to mogą go wziąć na przesłuchanie, a nawet wsadzić do więzienia.

Tak, ten tekst jest ciężki i taki miał być. Opisuje świat wewnętrzny bohatera. Jest reporterem i patrzy na świat przez okular kamery, jakby z boku i tylko rejestruje wydarzenia. Wszędzie jest obcy i czuje się obco. Twierdzi, że wrócił do kraju dla dziewczyny i że ma jeszcze niezałatwione sprawy, ale to tylko część prawdy. Tak naprawdę wrócił, bo było mu już wszystko jedno, gdzie ma spędzić resztę swojego życia, a właściwie, gdzie ma umrzeć. A w końcu dom to dom.

Co do linii czasu - rozeszły się one w tej kawiarence i przez ten mały szczegół przyszłość bohaterów potoczyła się na pierwszy rzut oka odrębnie. Słowo klucz: przyszłość. W pierwszej części on się poddał, została mu już tylko wegetacja. Albo smutni panowie w czarnym samochodzie i cela więzienna. Czyli koniec. W drugiej też koniec, tylko szybciej. Wydawało się, że miał wiele możliwości przed sobą, ale tak na prawdę, to była tylko jedna. Więc nie ma znaczenia co robi, kim jest, czy się podda, czy też będzie gotowy walczyć. To bez znaczenia. Niczego nie zmieni. Tak właśnie widzi świat człowiek w depresji. Nie, jak w obiegowej opinii głęboką czerń, ale wszechobecną, obezwładniającą szarość.
Dream dancer

Drogi - polit obyczaj

5
Nie dałam rady doczytać do końca - znużyło mnie, przepraszam :( Z tym, że to znużenie wywołane było głównie formą tekstu, nie jego treścią - miałam przy czytaniu poczucie jakieś takiej skrótowości, jakbym czytała streszczenie, nie właściwe opowiadanie... Stylistycznie raczej w porządku, ale fabuła w moim odczuciu nie miała kiedy się zadziać, pogłębić, ba - nawet nie dałaś sobie szansy poszaleć literacko, a przecież przy opisywniu akcji dziejącej się w wymyślonym, totalitarnym państwie jest ogromne pole do literackiego popisu!
Z plusów - bardzo podoba mi się sam pomysł miejsca akcji, daje mnóstwo ciekawych możliwości. Fajnie, jakbyś spróbowała to jeszcze rozwinąć i dopracować, i pociągnąć dalej :) A może (sama miałam taki pomysł za nastoletnich czasów) - spróbuj uderzyć w kierunku historii alternatywnej, z Polską jako jedną z republik radzieckich?
No i zachwyciło mnie to:
Medea33 pisze: On też miał swój cień, który zaraz się tu zjawi, by zabrać materiały i notatki z jego ostatniej podróży. Oczywiście wszystko to mogłoby się odbyć bardziej oficjalnie, w budynku odpowiednich służb, mały pokoik, czarne biurko, niewygodne krzesło petenta.
Takie niby nic, a jakoś dowierciło się tam, gdzie trzeba :D
Pomyśl nad tym tekstem, rozpisz na większą objętość, zamiast pośpiesznego streszczania i sklejania pourywanych scen, dopracuj totalitarną rzeczywistość - bo wydaje mi się, że warto, jest potencjał :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Drogi - polit obyczaj

6
Dzięki za poświęcenie :)
Rozumiem, co masz na myśli (i inni forumowicze) - więcej akcji. Rzeczywiście sam pomysł ma potencjał i może pomyślę nad tym :hm:

Ale, moim zamysłem nie była akcja lecz bardziej przeżycia wewnętrzne i wspomnienia bohatera. I rozumiem, że wyszło ciężkostrawnie. Jak pisałam w uwagach pod tekstem, akcja "dzieje" się jakby poza nim, nie ma ona większego znaczenia. Chodziło mi tu o opisanie poczucia bezsilności, zdania się na wydarzenia, na które, w większości przypadków, bohater nie ma żadnego wpływu. Tak jak często czuli się ludzie w komunizmie. Na początku nawet mógł być problem w wyborze miejsca swojej pracy: mieszkasz w Poznaniu a wysyłają cię do Białegostoku? Nikogo to nie obchodzi. Idziesz sobie ulicą, zaczepia cię Milicja i żąda dowodu, nie zabrałeś? Lądujesz na dołku albo i gorzej. Nikt nie był niewinny i nikt nie był bezpieczny (szary obywatel). Moja rodzina (jakieś szepty chodziły) miała problemy bo czyjś dziadek służył pod Piłsudskim. To już wystarczyło. "Ręce opadają" - to właśnie to.

Ale rozumiem też tzw "rynek czytelniczy" i że akcja bez akcji nie przejdzie. To była tylko taka próbka na "psycho". Nie wyszło, akceptuję.
Dream dancer

Drogi - polit obyczaj

7
Medea, czy pozwoliłabyś zrobić trochę inną weryfikację tego tekstu? Moim zdaniem, jest tu wyraźny nadmiar tell kosztem show i zastanawiam się, co by wyszło, gdyby tekst z tego obrać. Oraz ustawić sceny w innej kolejności. Czyli proponuję przeredagowanie totalne, ale bazujące w stu procentach na tym, co jest. Mam przeczucie, że w tym tekście tkwi większy potencjał, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje.
Bardzo jesteś przywiązana do tego opowiadania? Zaboli Cię, jeśli zrobię mu radykalną zmianę fryzury? ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Drogi - polit obyczaj

9
No to poniżej efekt eksperymentu. :)
Wyciągnęłam z tekstu to, co wydało mi się najważniejsze i trochę inaczej ułożyłam. Wyszła IMO całkiem ciekawa miniatura.

Powrót

Powoli dojechał do miasta. Zaparkował w centrum i usiadł przy stoliku w kawiarence na wolnym powietrzu. Wiedział, co się teraz stanie, ale już go to nie obchodziło. Nie spieszył się, nie miał do czego, wszystko było już bez znaczenia. Rozejrzał się dookoła: nic się nie zmieniło od czasu, gdy był tu ostatni raz – ci sami ludzie, te same uliczki pełne tłumów. Jego wprawne oko reportera wychwyciło jednak od razu to, czego nie spotykał w innych krajach: ludzie nie tworzyli grup, każdy przechodzień poruszał się osobno, utrzymując dystans do innych.

Zanim wrócił, zanim wszedł do tej kawiarni i usiadł przy tym stoliku, wiele lat spędził, jeżdżąc po świecie i dokumentując wojny, konflikty, zamieszki a czasem zupełnie zwyczajne życie prostych ludzi. Świat zawsze go intrygował, poruszał jego niespokojną duszę, szukającą coraz to nowych wrażeń. Tak, był ciekawy cudzego życia, ale jeszcze bardziej pragnął uciec od własnego.

Tu nie było wojny, nad głowami nie latały pociski, choć wolałby to, zamiast ponurego nastroju panującego na ulicach i wiecznego, choć skrywanego pod maską normalności, strachu wyzierającego z oczu i emanującego z ostrożnych ruchów przechodniów. Gdzie indziej nie brakowało widowiskowych tematów w sam raz do kroniki filmowej: ból, cierpienie, chaos, ucieczka przed śmiercią. Ot, życie w jego najczystszej postaci.

Teraz był już zmęczony, wypalił się, zaczęły mu się mylić kraje, języki i wciąż te same zdjęcia zniszczeń, nędzy i codziennej śmierci. Tak jakoś się złożyło, że, chociaż żył pośród ludzi i niektórzy byli mu nawet bliscy, to jednak nigdzie nie zagrzał miejsca. Nagle zrozumiał, że wszędzie jest sam, nikt na niego nie czeka i nikt nie będzie za nim tęsknił. A może zawsze to wiedział? Jego ucieczka z kraju była przecież tylko chwilowa, było to wyłącznie kwestią czasu, nim będzie musiał przyznać się do przegranej i wrócić. Raz na zawsze.

Wokół było gwarno, ale nie czuć było beztroski, każdy człowiek zachowywał się tak, jakby bał się własnego cienia. I to akurat była prawda. Każdy miał swój „cień”, czasem nawet dwa, chowali się w tłumie, w zaułkach ulic, zawsze był ktoś, kto obserwował i odnotowywał najdrobniejszy ruch czy najcichszy szept obywatela.

Nikt nie czekał na niego na lotnisku z oficjalnym powitaniem. Władze lubiły bohaterów, ale martwych. On też nie chciał zamieszania, więc nawet się ucieszył, że nie urządzili szopki na jego cześć. No, prawie. Pojawiła się, jakby przypadkiem, jakaś mała grupka młodzieży, a jedna blada i wystraszona dziewczyna podała mu kwiaty i wpięła metalową przypinkę w klapę marynarki. Spojrzała na niego jakoś tak… intensywnie. Jej dłonie były zaskakująco zimne jak na tę porę roku.

Kiedyś dotykała go inna dziewczyna. Tylko ona miała ciepłe dłonie. I nie była wystraszona, lecz pewna. Wiedziała, czego chce i dlaczego. Wierzyła, że warto. Ale on był tchórzem i uciekł jak tchórz. Potem mógł już tylko zmuszać się do sztucznego uśmiechu, gdy klepano go po plecach mówiąc, że dobrze zrobił. Bo inaczej, skończyłby tak jak ona. Nigdy sobie tego nie wybaczył.

Nagle zrobiło mu się gorąco. Rozpiął kołnierzyk. Postanowił się przejść. I wtedy go zobaczył. Jego „cień” stał niedaleko, obserwując odbicie kawiarnianego ogródka w szybie sklepu z parasolami. Reporter przeszedł kilka kroków i skręcił w pierwszą lepszą bramę. Wiedział, czego się spodziewać, bo wszystkie kamienice w tej okolicy były podobne. Wszedł więc po prostu do budynku, otworzył tylne okno na klatce schodowej i wyszedł przez nie na podwórze.

Już tam byli. Czekali na niego. A więc tak to wszystko się skończy? Dobrze strzeżona willa w innej dzielnicy, mały pokój przesłuchań, czarne biurko, niewygodne krzesło, śledczy? A potem? Mimowolnie dotknął pluskwy, którą przypięła mu na lotnisku dziewczyna o zimnych dłoniach.

I zaczął biec.

Zanim dotarł do głównego skrzyżowania, nieoznakowany czarny samochód z zamazanymi tablicami rejestracyjnymi nagle zjechał na chodnik i uderzył prosto w niego. Kierowca nawet nie zwolnił, po prostu pojechał dalej.

A on leżał na chodniku, patrząc w niebo. Ciemne chmury, które widział wcześniej wiszące nad horyzontem, nadpłynęły teraz nad miasto. Pierwsze krople deszczu spadły na jego nieruchome ciało i twarz, na której malowało się zdumienie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Drogi - polit obyczaj

10
Uśmiercać bohatera na miejscu ma prawo tylko twórca Gry o Tron :lol:
A tak poważnie to nie wiem kim była "ona", ale musiała być ważna skoro bohater zechciał dla niej wrócić i chociaż z tego powodu można by napisać coś więcej o tej kobiecie, kim była dla bohatera i coś o tym dlaczego ma zostać usunięty ze świata żywych.
Trochę przypomina mi się przypomina pokolenie Y, chyba autorstwa Yoani Sanchez. Polecam poczytać, bo jest to oparte na faktach. A nuż Ci się spodoba.

Drogi - polit obyczaj

11
Thana, a to jest streszczenie?

Tak, to czyta się lepiej, jest bardziej logiczne i skondensowane. Ale jak dla mnie „zbyt” logiczne i skondensowane, nie „czuję” bohatera, jego poczucia bezsilności, rezygnacji, nie współczuję mu, nie rozumiem. To jest już zupełnie inna historia, takiego zwykłego człowieka. Mniej depresji, więcej akcji, tylko nie bardzo widzę jej sens: wrócił do kraju, założyli mu pluskwę i facet ucieka? W moim opku nie miał pluskwy tylko być może mikrofilm, jakąś wiadomość od podziemia, i nie uciekał przed „cieniem” bo go zobaczył, ale to była jego ostatnia, rozpaczliwa i z góry skazana na porażkę próba ucieczki przed systemem.

A nad resztą muszę się jeszcze zastanowić. 8)
Dream dancer

Drogi - polit obyczaj

12
Medea33 pisze: To jest już zupełnie inna historia, takiego zwykłego człowieka.
No, właśnie tego byłam ciekawa. :)
Czego Ci zabraknie, jeśli wybiorę to, co dla mnie wybrzmiało najmocniej. Reszta - ta, o której piszesz, że jest dla Ciebie, jako dla Autorki, istotna - zupełnie mi się rozmyła, nie odebrałam jej.
Medea33 pisze: W moim opku nie miał pluskwy tylko być może mikrofilm, jakąś wiadomość od podziemia,
OK, niech będzie mikrofilm. Tylko dlaczego przypina mu go dziewczyna z oficjalnej delegacji? Na co ona liczy?
Medea33 pisze: nie uciekał przed „cieniem” bo go zobaczył, ale to była jego ostatnia, rozpaczliwa i z góry skazana na porażkę próba ucieczki przed systemem.
Jak pokazać "system"? "Cień" jest funkcjonariuszem systemu. Oni, którzy "już tam byli" też. Kierowca samochodu też. On wie, że gdzieś tam czeka na niego pokój przesłuchań. Co jeszcze można zrobić, żeby pokazać "system"?

I jeszcze jedno pytanie: czy miałaś na myśli konkretny kraj? Bo ja to potraktowałam przy tej przeróbce jako fantastykę, dystopię, jakiś niewymieniony z nazwy kraj. Tylko to się kłóciło trochę z Twoją wzmianką o konkretnych i realnie istniejących Chinach. Dlatego Chiny pominęłam.

Aha, i ktoś wspominał, że końcówka "słaba i ograna". Moim zdaniem jest w porządku, nawet jeśli niezbyt oryginalna. Pasuje tu.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Drogi - polit obyczaj

13
Thana pisze:No, właśnie tego byłam ciekawa.
Czego Ci zabraknie, jeśli wybiorę to, co dla mnie wybrzmiało najmocniej. Reszta - ta, o której piszesz, że jest dla Ciebie, jako dla Autorki, istotna - zupełnie mi się rozmyła, nie odebrałam jej.
- rzeczywiście, nie tak łatwo to znaleźć, to raczej odczucie niż same wyrazy.
"Wiedział, co się teraz stanie, ale nie obchodziło go już to. Nie spieszył się, nie miał po co, tak właściwie to wszystko już było bez znaczenia."
"Tylko, jakie to miało znaczenie gdzie zostanie obrabowany z dorobku swojego życia?"
I np.:
"Każdy miał swój cień". – jak może się czuć osoba bezustannie inwigilowana, szpiegowana, która nikomu nie może ufać, ale też nie może nic z tym zrobić?
Ten tekst jest „ciężki” i tak właśnie czuje i widzi świat bohater. No i, przyznaję się, trochę to opko podrasowałam przed wstawieniem na Very, widocznie coś niecoś uciekło.
Thana pisze:OK, niech będzie mikrofilm. Tylko dlaczego przypina mu go dziewczyna z oficjalnej delegacji? Na co ona liczy?
- a dlaczego „oficjalnej”?, byli tam „przypadkiem”, jakaś cepelia dla zagraniczniaków, ale też w ten sposób podziemie mogło się z nim skontaktować nie zwracając zbytnio uwagi. Ale to tylko takie gdybanie.
Thana pisze:Jak pokazać "system"? "Cień" jest funkcjonariuszem systemu. Oni, którzy "już tam byli" też. Kierowca samochodu też.
- kierowca samochodu „może”, i to raczej nie tyle „funkcjonariusze” a raczej donosiciele, każdy szary obywatel szpiegował i był szpiegowany. Napisałam przecież „W tym kraju nikt nie był niewinny.”
Thana pisze:On wie, że gdzieś tam czeka na niego pokój przesłuchań.
- nie taki pokój przesłuchań o jakim myślisz. Przynajmniej nie ten na początku. Jako wracający z zagranicy i do tego reporter, musiał po prostu oddać wszystkie przywiezione przez siebie materiały, również te prywatne, do przeglądu przez państwowe służby. Tak po prostu. No i jakieś tam "przesłuchanko" z "poprawności" politycznej. Rutyna. I normalnie powinien po to udać się w odpowiednie miejsce, ale zrobili mu „wyjątek”
Thana pisze:Co jeszcze można zrobić, żeby pokazać "system"?
- jest tego w tekście sporo (ludzie ginęli za np. niewłaściwy artykuł w gazecie), ale nie chciałam się na tym koncentrować, a raczej na poczuciu duszącego lęku, bezsilności, gdy człowiek musi uważać co mówi i przy kim to mówi, ze taka była codzienność. I on właśnie chce uciec przed tą bezsilnością, tą „nieludzką” rzeczywistością, przymusem.
Thana pisze:I jeszcze jedno pytanie: czy miałaś na myśli konkretny kraj? Bo ja to potraktowałam przy tej przeróbce jako fantastykę, dystopię, jakiś niewymieniony z nazwy kraj.
- napisałam wcześniej: "To jest w zamyśle jakiś kraj komunistyczny, jak Polska, gdyby nie było stanu wojennego i dostalibyśmy się pod okupację Związku Radzieckiego z jeszcze większym totalitaryzmem. Wszechobecna cenzura i donosicielstwo, „KGB” na każdym rogu." Taka inna wersja przyszłości.
Dream dancer

[W] Drogi - polit obyczaj

14
Medea
Jak zwykle, tak i tym razem narażę się komentatorom, bo mam inne zdanie na temat tego tekstu. Uważam, że w odróżnieniu od koncentrowaniu się na natrętnej manierze wyłącznego wyróżniania „utworów akcji”, ignorowania zaś utworów opisujących wnętrze bohatera i jego psychologiczne rozterki, jest na tyle wartościowy, że aż irytująco tu niedoceniony; pisanie bez rozwijania (niekiedy drugorzędnej) „akcji”, lecz skupienie się na „klimatach i nastrojach” towarzyszących bohaterowi, wyszło z mody.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

[W] Drogi - polit obyczaj

15
Trafiłem tu za sprawą ostatniego komentarza i zgodzę się z nim - ten tekst coś w sobie ma, choć jest bardzo surowy w stylu, trzeba by mocno ciąć i kondensować. Ale to są klimaty znane z opowieści prawdziwych reporterów, w zasadzie to nie wiem, czy autorka się nie inspirowała dwoma? :)

Aha, i mnie się dwie wersje zakończenia podobają, to łamie przyzwyczajenie i oczekiwania :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”