Nazywał się Francisko Goya y Lucientes
był artystą
dwanaście lat uprawiał niepiśmienność
we wsi Fuendetodos
zabijał rówieśników przebranych za Maurów
i nieprawdziwe byki z głową gawrona
pierwszymi kreskami ożywiał piasek deptany
przez długorogie bydło
czasem uciekał na białą ścianę i dalej do obłoków
spękanych jak wyschnięte łajno
był Hiszpanem
nie wiem czy zdawał sobie sprawę z istnienia
Leonarda da Vinci
i Michała Anioła
ocalał na anioł pański klasztoru Aula Dei
w mieście Saragossa
na złocistej plaży pozostały ślady jego stóp
oraz cząstka powietrza
czysta aż po słońce
nigdy nie zapytał dlaczego nie jest kulisty
był atletą brzydoty
i korytarzem Inkwizycji zaginionych lub złych
świat tanecznych korowodów obwiesił na drzewach
gdzie ludzie-ptaki jak zagubione delfiny
poruszały falami
potem róża zakwitła mu w oczach
a zły Saturn otworzył usta
to był już przedostatek dziecka
nagle stopniał
Quinta del Sordo – Dom Głuchego nawiedziła
fala demonów
kamiennonogich bestii
sto tysięcy ciał odwinęło się z kłębka
i zapisana maczkiem kartka podana przechodniowi
nie powiedziała nic
była równie głucha jak skóra
mimo to wyszedł ze świata
spotkałem go wczoraj klęczącego na mokrych
płytach chodnika
z kawałkiem czerwonej kredy w dłoni
i pojemnym plecakiem na skarby
odmłodniał tak bardzo że wkraczał dopiero w fazę
bazgroty
krzywymi piorunami walczył z mrokiem
i klął
Tabletka na pamięć
1Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.