Twój wymarzony prezent [sci-fi]

1
Krótkie wyjaśnienie: "Lupia" to tutaj potoczna nazwa GMO zwierzaka na czterech łapach, którego nie chcesz zjeść, tylko trzymać w domu.

Kolejny wieczór spędzam, stukając w klawisze laptopa. Kawa na biurku stygnie. Próbuję ją dopić, ale jakoś mi nie smakuje. To nic. I tak od lat nie działa już jak powinna. Komputer nieśpiesznie sprawdza mój kod. Twierdzi, że jeszcze godzina czy dwie i będę mógł stąd w końcu wyjść.
Wspominam dzień, w którym po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęłaś. Miałaś niecałe sześć tygodni. Zmrużyłaś oczy i wydałaś z siebie niespodziewany, pełen radości pisk. To była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu, wiesz?
Monitor wyświetla błąd. 606 – niezgodność enzymatyczna. Zaciskam zęby. Obiecałem, że wrócę o dziewiętnastej, ale nie mogę teraz tego zostawić. Wypożyczyłem już inkubator, rozmroziłem matrycę. Jeśli dziś jej nie zużyję – przepadnie, a przecież pracowałem na nią prawie dwa miesiące.
Przypominam sobie, jak nakryłem cię w obsypanej mąką kuchni. Białe blaty, podłogi i naczynia. Twoje włosy i ubrania. Naleśniki! – zawołałaś, a ja, choć byłem naprawdę zły, roześmiałem się.
Jaka piękna córeczka – mówili wszyscy; znajomi, sąsiedzi, koledzy z pracy, nawet przypadkowi ludzie. Byłem z ciebie taki dumny. Wciąż jestem.
Przeciągam się. Dochodzi dwudziesta. Skończyłem poprawki, system je zaakceptował. Zmęczony idę więc do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie w niewielkiej lodówce leżą probówki. Wyciągam niepozornego eppendorfa. Chłodny. Obracam go w palcach. Jego zawartość mógłbym wymienić na nowszy samochód albo naprawę cieknącego od zeszłego lata dachu, ale tak bardzo chciałaś przecież, żebym zaprojektował dla ciebie lupię.
Pamiętasz? Od szóstego roku życia zasypywałaś mnie rysunkami wymarzonego zwierzaka. Zapewniałaś, że będziesz o niego dbać, karmić i wyprowadzać na spacery. Awanturowałaś się.
Jesteś bioarchitektem, a nawet nie chcesz zrobić dla mnie przyjaciela.
Wciąż mam przed oczami te wygięte w podkówkę usta. I łzy, które ciekły ci po policzkach za każdym razem, gdy odmawiałem.
Był kryzys. Kędzierzawka niszczyła uprawy. Związki siarki zatruwały atmosferę. A silniki międzygwiezdne, których dopiero co zaczęliśmy używać, w każdej chwili mogły spowodować reakcję łańcuchową tlenu atmosferycznego. Nad całym krajem wisiało widmo ewakuacji. To nie był najlepszy moment na branie sobie na głowę problemu w postaci zwierzaka. Zwłaszcza tak drogiego i wymagającego, jak kodowana lupia.
Wpinam probówkę w port inkubatora. Towarzyszy temu ciche kliknięcie.
Siadam przed komputerem. Kręgosłup daje o sobie znać. Przecieram oczy. Szczypią. Chyba ominąłem dawkę tych kropli na zapalenie spojówek, które znów przepisał mi lekarz.
Do ściany przytwierdzoną mam kartkę pożółkłego papieru. Narysowałaś ten obrazek, gdy miałaś osiem lat.
Ostatni raz przeglądam projekt. Matryca mieszana, ssaczo-ptasia. Twoja lupia będzie miała błękitne futro, jak chciałaś. Nie udało mi się kupić licencji na pigment, dlatego użyłem kształtu włosa. Bazą było pióro, sierść będzie więc delikatna i łamliwa, ale zadbałem, by w miarę szybko odrastała. Widzisz te ciemne pręgi na grzbiecie i wokół oczu? Poprawiłem je trochę, bo twoja mała, dziecięca dłoń nie potrafiła jeszcze dobrze trzymać ołówka.
Lupia będzie przypominać koziołka. Dałem jej podzielone kopytka, o które prosiłaś, zafascynowana jakąś kreskówką. Robiłem kiedyś podobny projekt dla sławnego polityka. Tamto zwierzę miało koński ogon, twoje natomiast ma pawi, ciągnący się długimi włosami jak tren.
Każda inna lupia byłaby tańsza, ale choć raz w życiu chciałem dać ci dokładnie to, co sobie wymarzyłaś.
Zatwierdzam projekt. Opieram się na krześle. Nożyce genetyczne tną i składają sekwencje według kodu, który napisałem. Reakcja enzymatyczna. Pogranicze nauki i czarnej magii.
Pamiętasz, jak wybraliśmy się z mamą na wycieczkę nad morze? Wtedy była jeszcze zdrowa. Wbiegłyście do wody, zachwycone falami. Pamiętasz zapach wiatru? A słońce?
Żałuję, że nie mamy więcej takich wspomnień.
Gdzie byłem przez ostatnie lata? Przed sobą wciąż mam tylko ten czarny ekran. I ciągi znaków, z każdym rokiem coraz większych i większych. Proszę oszczędzać wzrok. Łatwo im wszystkim mówić.
Co miałem zrobić, gdy popsuł się nam samochód? Albo, gdy upadłaś i potłukłaś szkolny tablet? Gdy twoja mama trafiła do szpitala. Instalacja elektryczna w domu zaczęła szwankować. A przecież trzeba było jeszcze zacząć odkładać pieniądze na twoje studia.
Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?
Bioarchitektem jak tatuś.
Zamykam laptop. Inkubator zajmie się resztą. Zmontuje kod według mojej instrukcji. Upakuje go, nawinie na histony, wepchnie w puste jądro matrycy komórkowej, którą później wstrzyknie do słoja. Zawartość probówki rozleje się po pożywce; wpuszczona do wody kropla atramentu.
Krótki impuls i komórka pęknie na dwie, później na cztery i na osiem. Mikrozłączki sztucznego łożyska zaopiekują się nią, gdy będzie rosła, dzieliła się i różnicowała. Gdy stworzy bijące serce i zaprogramowany mózg. Twój niezdarny rysunek ożyje; zmienię go w skuloną w inkubatorze lupię.
Rozglądam się po laboratorium. Kilka innych zarodków śpi, unosząc się w swoich słojach. Prezenty dla bogatych. Sztuka kompromisu między wyobraźnią i biologicznymi ograniczeniami. Praca tutaj jest wymagająca, ale pozwala nam na godne życie.
Wkładam płaszcz. Podobno na zewnątrz jest dziś wyjątkowo chłodno. A powietrze? Dobrze, że zabrałem ze sobą maseczkę z odpowiednim filtrem.
Dwudziesta pierwsza trzydzieści.
Znów się spóźnię. Twój zawiedziony wyraz twarzy prześladuje mnie w snach. Wciąż przypominam sobie, jak rozczarowana wstrzymujesz łzy. Nie zdążyłem na twoje przyjęcie urodzinowe. Na zakończenie roku szkolnego. Na przedstawienie, do którego przygotowywałaś się całą zimę. Kiedy przestałaś się cieszyć na mój widok? Dlaczego rezygnujesz, zanim spróbujesz o coś mnie poprosić?
Przecież wiesz, że nie miałem innego wyjścia. Redukcja etatów, kredyt na dom, szpital twojej mamy. Potrzebowała mnie bardziej niż ty. Chyba rozumiesz, prawda? To dla niej brałem kolejne projekty, dla niej ścigałem się z deadlineami. Dla was.
Drżę na myśl o tym, że znów się odwrócisz. Nie teraz – powiesz i wybiegniesz z domu. Spotkasz się ze znajomymi. Albo z tym chłopakiem, o którym przypadkowo się dowiedziałem. Pójdziesz do kina, może zjesz coś na mieście. A ja będę czekał na ciebie i naprawdę się niepokoił.
Nie mam czasu. Muszę to teraz załatwić. Muszę to dzisiaj skończyć.
Kiedy zaczęliśmy mówić tym samym językiem?
Uciekłaś mi, dorosłaś. A ja wciąż łudzę się, że ten durny prezent cokolwiek zmieni. Że gdy za sześć tygodni wrócę do domu, na rękach trzymając błękitnego koziołka, ucieszysz się.
Ucieszysz się, prawda? Porozmawiamy.

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

2
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 16:55) Wtedy była jeszcze zdrowa.
Jeszcze była zdrowa – partykuła przed całość. Bo jeszcze była w jakimś stanie.
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 16:55) Co miałem zrobić, gdy popsuł się nam samochód? Albo, gdy upadłaś i potłukłaś szkolny tablet? Gdy twoja mama trafiła do szpitala. Instalacja elektryczna w domu zaczęła szwankować.
Zapisałabym konsekwentnie ze znakami zapytania, skoro na początku się pojawiają. I w konstrukcji „albo gdy” bez przecinka.
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 16:55) Zamykam laptop.
Co prawda Bańko dopuszcza obie formy, ale jako nieco lepszą wskazuje „laptopa”.

Ładnie napisane, to powyżej to tylko jakieś drobiazgi. Sci-fi to nie moja działka, nie znam się więc za bardzo, ale jednocześnie trochę zgrzytają mi takie normalne samochody w zestawieniu z tworzeniem niemalże magicznych zwierzątek dzięki zabawie genetyką – dlaczego jedno się rozwinęło, a drugie nie?

Puenta jest okej, ale skoro córka dorosła, to czy tworzenie zwierzątka na podstawie dziecięcego rysunku nie jest trochę naiwne?

Ładne porównanie, że choć to dwa różne światy, język jest ten sam.
Taka już robota pisarza, że jak siedzi i patrzy za okno, to najpewniej pracuje. ~ Ktoś kiedyś w Internecie.

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

3
Bardzo dobrze się czytało.
Do końcówki byłam przekonana, że ta córka, która chciała zwierzaka, nie żyje i ojciec robi go w ramach pocieszenia w żałobie.
Zgodzę się z przedmówczynią, że założenie ojca jest naiwne, ale odnoszę wrażenie, że jest to tak napisane celowo. I moim zdaniem ta naiwność ojca jest bardzo, ale to bardzo, wiarygodna.
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 16:55) Kiedy zaczęliśmy mówić tym samym językiem?

Z tym zdaniem mam problem. Rozumiem, że chodzi o to, że i córka i ojciec mówią teraz językiem dorosłych. Ale przy jednoczesnym pokazaniu, że raczej nie dogadują się za dobrze, jakoś mi ono nie pasuje.
Jagoda, elfy i świnki morskie

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

4
Dziękuję za błyskawiczny odzew :)
CzornyKoteł pisze: Jeszcze była zdrowa – partykuła przed całość. Bo jeszcze była w jakimś stanie.
O. O tym nie wiedziałam.
CzornyKoteł pisze: Zapisałabym konsekwentnie ze znakami zapytania, skoro na początku się pojawiają. I w konstrukcji „albo gdy” bez przecinka.
Masz rację.
CzornyKoteł pisze: (pn 22 mar 2021, 17:34) trochę zgrzytają mi takie normalne samochody w zestawieniu z tworzeniem niemalże magicznych zwierzątek dzięki zabawie genetyką – dlaczego jedno się rozwinęło, a drugie nie?
To jest (mój) problem z krótkimi formami. W dłuższej byłoby powiedziane, że rozwój transportu stoi, bo wymaga tej samej technologii, co silniki międzygwiezdne, które wycofano, żeby wszyscy na planecie się nie podusili.
CzornyKoteł pisze: ale skoro córka dorosła, to czy tworzenie zwierzątka na podstawie dziecięcego rysunku nie jest trochę naiwne?
Jest. Ale tutaj zadziała desperacja.
jagoda139 pisze: Do końcówki byłam przekonana, że ta córka, która chciała zwierzaka, nie żyje i ojciec robi go w ramach pocieszenia w żałobie.
Obiecałam sobie, że nie będę przy każdej możliwej okazji zabijać bohaterów :)
jagoda139 pisze: Z tym zdaniem mam problem. Rozumiem, że chodzi o to, że i córka i ojciec mówią teraz językiem dorosłych. Ale przy jednoczesnym pokazaniu, że raczej nie dogadują się za dobrze, jakoś mi ono nie pasuje.
Plan był taki:
Córka przez większość życia słyszała od ojca „nie mam czasu”, aż w końcu sama zaczęła się tak do niego odnosić. I ojciec w końcu zdał sobie z tego sprawę.
„Nie mam czasu. Muszę to teraz załatwić. Muszę to dzisiaj skończyć.
Kiedy zaczęliśmy mówić tym samym językiem?”
Widać coś mi tu nie pykło. :hm: Może to powinien być jeden akapit?

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

5
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 19:30) To jest (mój) problem z krótkimi formami.
Krótkie formy (dla mnie też) są ogólnie problematyczne. :) Tutaj i tak wyszło Ci całkiem nieźle. Tak naprawdę nie ma tu niczego, czego nie dałoby się doszlifować w ten czy inny sposób.
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 19:30) Jest. Ale tutaj zadziała desperacja.
No i to jest w porządku. Nie mówię, że to źle, czasami rzucam uwagami do rozważenia, bo nie każdy autor mimo wszystko jest świadomy tego, co stworzył (zdarza się zaskakująco często :) ) i niektóre rzeczy wychodzą przypadkiem. Ale to dobrze, że Ty jesteś.

Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 19:30) Córka przez większość życia słyszała od ojca „nie mam czasu”, aż w końcu sama zaczęła się tak do niego odnosić. I ojciec w końcu zdał sobie z tego sprawę.
„Nie mam czasu. Muszę to teraz załatwić. Muszę to dzisiaj skończyć.
Ja to np. rozumiem, ale dla mnie takie mówienie ojcu „nie mam czasu” pasuje mi bardziej do zbuntowanej nastolatki. Nie zrozum mnie źle, Twoją wersję też da się obronić, bo są też tacy ludzie, ale im bardziej doroślejemy, tym bardziej zaczynamy rozumieć, że niektóre decyzje rodziców, o które np. fochaliśmy się za dzieciaka, były dla naszego dobra. Mój tata jeździł na prace sezonowe za granicę, żeby mogli z mamą kupić mieszkanie – brał urlop w normalnej pracy i jechał do pracy „zagranico”. Jako pięcioletni dzieciak tego nie rozumiałam i było mi przykro, że taty nie ma, a w dorosłym życiu rozumiem, jak wiele musiał poświęcić i ile zaciskać zęby, żeby cały urlop poświęcać, no, na pracę, jakby nie patrzeć. Pytanie, na jakim etapie jest córka bohatera, bo jeśli na etapie złości, to bardziej pasowałaby mi tu dorastająca nastolatka niż faktycznie dorosła. Jak mówię: nie jest to jakiś mus, takie moje luźne przemyślenia patrząc po swoim (anegdotycznym, oczywiście) przykładzie.
Ostatnio zmieniony pn 22 mar 2021, 19:46 przez CzornyKoteł, łącznie zmieniany 1 raz.
Taka już robota pisarza, że jak siedzi i patrzy za okno, to najpewniej pracuje. ~ Ktoś kiedyś w Internecie.

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

6
Strzałka pisze: (pn 22 mar 2021, 19:30) Córka przez większość życia słyszała od ojca „nie mam czasu”, aż w końcu sama zaczęła się tak do niego odnosić. I ojciec w końcu zdał sobie z tego sprawę.
„Nie mam czasu. Muszę to teraz załatwić. Muszę to dzisiaj skończyć.
Kiedy zaczęliśmy mówić tym samym językiem?”
Widać coś mi tu nie pykło. :hm: Może to powinien być jeden akapit?
Nie wpadłam na takie łączenie tych zdań. I nie wiem czy jakby to był jeden akapit, to czy coś by to zmieniło. Może bardziej jakieś "kiedy zaczęliśmy używać tych samych argumentów"? Mówienie tym samym językiem jednoznacznie kojarzy mi się ze zrozumieniem i dogadywaniem się.
Jagoda, elfy i świnki morskie

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

7
CzornyKoteł pisze: Pytanie, na jakim etapie jest córka bohatera, bo jeśli na etapie złości, to bardziej pasowałaby mi tu dorastająca nastolatka niż faktycznie dorosła.
Już nie złość. Bardziej obojętność/ zniechęcenie.
Swoją drogą, na twoim przykładzie fajnie widać, jak duże znaczenie w odbiorze tekstu mają osobiste doświadczenia czytelnika :)
jagoda139 pisze: Nie wpadłam na takie łączenie tych zdań. I nie wiem czy jakby to był jeden akapit, to czy coś by to zmieniło. Może bardziej jakieś "kiedy zaczęliśmy używać tych samych argumentów"? Mówienie tym samym językiem jednoznacznie kojarzy mi się ze zrozumieniem i dogadywaniem się.
Może: „Kiedy zaczęliśmy odnosić się (w sensie traktować) do siebie w ten sam sposób?”
Ale tez mi do końca nie bangla. Chyba powinnam dać temu tekstowi ostygnąć.

Bardzo mi pomagacie, jeszcze raz dziękuję :)

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

8
Zgrabny tekst i dobrze się czyta. W fabule zazgrzytały mi tylko dwie rzeczy.
1. Silniki międzygwiezdne w zestawieniu z urządzeniami, których używamy obecnie (zamykany laptop, tablet, który może uszkodzić nawet dziecko, samochód). Wyrzuciłabym te silniki, dając na ich miejsce jakieś inne zagrożenie powszechne, dla pognębienia nieszczęsnego ojca. Rozwój cywilizacji nigdy nie przebiega równomiernie, więc łatwo można sobie wyobrazić, że biotechnologia pozostawiła daleko w tyle inne dziedziny, gdyż jej postępy rozwiązują znacznie więcej problemów ludzkości niż loty międzygwiezdne :) Jeśli już kosmos koniecznie musi być, to prędzej widziałabym tu eksploatację jakichś złóż na Księżycu.
2. Brak mi impulsu, który skłonił ojca, żeby właśnie teraz zajął się konstruowaniem wymarzonego zwierzaka. Skoro przez tyle lat odsuwał ten projekt na świętego Nigdy, a relacje z córką jakoś tam się układały (nie uciekła z domu, nie wpadła w złe towarzystwo, nie wykrzyczała ojcu, że go nienawidzi), to co takiego się zdarzyło, że on nagle przeżywa ten przełom? To nie musi być nic wielkiego (np. wiadomość, że córka odziedziczyła po matce śmiertelną chorobę), ale jednak coś powinno być. Choćby krótkie spięcie, takie "tato, nie wtrącaj się, to moje życie, przecież ty nie masz o niczym pojęcia", albo informacja typu "załatwiłam sobie wolontariat na drugiej półkuli", cokolwiek, żeby ojciec miał motywację do działania akurat teraz, a nie za miesiąc czy kwartał.
Przekonujący jest ten tata.
Samą końcówkę trochę bym zmieniła. Ucieszysz się, prawda? I wtedy sobie porozmawiamy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

13
Rubia pisze: (pn 22 mar 2021, 21:39) Samą końcówkę trochę bym zmieniła. Ucieszysz się, prawda? I wtedy sobie porozmawiamy.
Nie wiem, na ile to moje spaczenie, ale „wtedy sobie porozmawiamy” kojarzy mi się trochę negatywnie. Jakby ktoś był wkurzony, takie „no ja już sobie z tobą pogadam!”. Chyba optowałabym za samym „I wtedy porozmawiamy”. Albo „Wtedy w końcu porozmawiamy” – chyba nie byłoby nadmierną łopatologią? A jednocześnie wskazywałoby, że zdaniem bohatera dużo czasu upłynęło od ostatniej faktycznej rozmowy. Takie luźne przemyślenia.
Taka już robota pisarza, że jak siedzi i patrzy za okno, to najpewniej pracuje. ~ Ktoś kiedyś w Internecie.

Twój wymarzony prezent [sci-fi]

15
CzornyKoteł, To jest chyba sprawa indywidualnego odczucia. Dla mnie "sobie porozmawiamy" ma wydźwięk dość swobodny, nie czuję w tym groźby. Pomyślałam o rozwinięciu finałowego "Porozmawiamy" przede wszystkim ze względu na rytm. Dłuższe zdanie na końcu lepiej mi brzmi. Ale "I wtedy porozmawiamy" też spełnia ten warunek.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”