Jestem żałosnym śmieciem, który nie zasługuje nawet na śmierć.
Tyle razy prosiłam o nią Boga, a ten uparcie milczał. Początkowo sądziłam, że jest jakiś wielki, pieprzony plan, ale teraz…teraz widzę, że to tylko piekło. I nie ma nic, co mogłoby mnie z niego uratować. Stąd nie słychać wołań.
Pozostały mi tylko dłonie. To jedyna broń, pierwsze i ostatnie narzędzie pracy, więc grzebię nimi w tlącym się żarze rzeczywistości. Smród palonej skóry obrzydliwie mdły, rozkosznie przywracający świadomość. Jeszcze żyję, bo boli jak skurwysyn. Czuję, że Ty, ciągle mnie ciągniesz. Choć nie wiem gdzie i mimo iż jest mi to obojętne, jak pijakowi pozycja, w której szcza, to kiedyś będę ci wdzięczna, że nie poddałeś się ze mną.