Inwazja rodzinna

1
Wiem o interpunkcji etc, więc proszę jedynie o napisanie co sądzicie ogólnie o tekście. Eksperymentuje z troszkę nowymi stylami i jest to dla mnie bardzo ważne.









Wracałem właśnie do domu po kolejnej nie udanej randce. Było późne popołudnie, bardzo słoneczny dzień i cały świat zdawał się radować. Ja tej radości jednak nie podzielałem. Byłem parę lat po studiach, bez dziewczyny, bez szansy na miłość w najbliższym czasie, a mój zegar biologiczny tykał nieubłaganie. Tykał coraz głośniej. Nie mniej jednak nie mam zamiaru zanudzać was tu szczegółami z mojego kulawego życia osobistego.

Byłem dość niedaleko domu kiedy wydarzyło się to coś dziwnego. Koło mnie przeszedł chłopieć rzucając jakby od niechcenia:

- Cześć wujku.

Nie znałem go. Twarz zupełnie obca i nie było najmniejszej możliwości by był kimś z mojej rodziny. Nie ważne, dalekiej czy bliskiej – po prostu nigdy go nie widziałem na oczy. Jednak to tego typu rodzaj zdarzenia który przykleja się do mózgu i nie daje człowiekowi odpocząć przez jakiś czas. Resztę drogi do domu spędziłem na zastanawianiu się czy on może jednak jest kimś z rodziny kogo nie pamiętam.

Tydzień minął bardzo szybko, a ja zapomniałem o incydencie z chłopcem. Jednak w piątek, gdy wracałem do domu z pracy na piechotę znów go zobaczyłem. Szedł w towarzystwie jakiegoś innego, trochę wyższego od niego chłopaka.

- Cześć wujku – rzucił mijając mnie.

- Cześć tato – zawtórował mu drugi co wywołało u mnie tylko dziwne uczucie.

Chłopcy odeszli, a nim zdecydowałem się, by ich dogonić i dowiedzieć się o co chodzi i czemu robią sobie ze mnie żarty gdzieś zniknęli.

Od razu odpowiem na wasze pytania natury mistycznej jakie ma każda osoba której opowiadam moją historię – nie, to nie były duchy. Ale po kolei.

Minął następny tydzień, a ja nie widziałem tych chłopców. Jednak nie to żebym się za nimi nie rozglądał. Rozglądałem się i to bardzo uważnie. Za każdym razem gdy szedłem chodnikiem odwracałem się i patrzyłem wszędzie dookoła jakbym miał manię prześladowczą. Ich jednak nie było. Zaczynałem już nawet wierzyć, że to był tylko podwójny zbieg okoliczności i nic więcej. Tak było do czasu spotkania babci. Nie mojej bynajmniej, bo ta nie żyła już od paru ładnych lat….

- Cześć wnusiu – rzuciła jakaś staruszka mijająca mnie na ulicy.

Tym razem już miałem przygotowany scenariusz na wypadek „spotkania rodzinnego” i ruszyłem do kontrataku. Stanąłem jej w poprzek na ulicy i zacząłem wypytywać o to kim jest i czemu myśli, że jesteśmy spokrewnieni.

Staruszki to jednak cwane bestie. A babcie już w szczególności, jak widać te cudze też. Miała przygotowany cały zestaw odpowiedzi, jednak żadna nie dotyczyła mojego pytania. Zupełnie jakby ich nie słyszała. Pomijając moje wątpliwości co do jej słuchu z moim było doskonale. Dlatego też wiedziałem już wszystko o wujkach Stefanach, Ryszardach, licznych ciotkach, dzieciach w „naszej” rodzinie i innych osobach z którymi ponoć byłem spokrewniony.

Po tej długiej opowieści babcia stwierdziła, że ma wiele rzeczy do załatwienia i musi iść. Ja natomiast stałem na środku ulicy naprawdę załamany. Wymieniła przynajmniej z setkę osób i wszystko wskazywało na to, że to TYLKO ta rodzina co mieszka w tym samym mieście co ja. Sama myśl, że co dzień mogę się na kogoś natknąć, kto będzie mnie pozdrawiać, pytać jak leci i zapraszać na rodzinne obiadki przerażała mnie. Wszystko wskazywało na to, że chodzenie po mieście, na zakupy etc miało przypominać chodzenie na oślep po polu minowym. A jakaś nowa osoba WYBUCHAJąCA co rusz pozdrowieniami nie była dla mnie doskonałym rozwiązaniem.

Jednak jak się okazało już za dwa tygodnie miało być jeszcze gorzej. O wiele, wiele gorzej, a to czego doznałem do tej pory było jedynie przedsmakiem…

Obudziłem się w niedziele rano. A właściwie zostałem obudzony wspaniałym zapachem jajecznicy. U ludzi mózg z rana nie działa najlepiej, bo pewnie już dawno dostałbym palpitacji serca. JA mieszkałem SAM. Więc nie miał TO zrobić jajecznicy. To znaczy, ja mogła ją zrobić, ale ponieważ dopiero co się obudziłem, zrozumiałe jest, że siebie automatycznie z wyliczania wykluczyłem. Oznacza to, że ktoś włamał się do mojego domu….

Nie wstałem od razu. Leżałem udając, że śpię, w obawie, że napastników jest więcej i jakiś może tylko czekać aż się obudzę, by zrobić mi krzywdę. Zabawne, że ludzie tak postępują. W końcu po co napastnik miałby czekać aż się obudzę, by zrobić mi coś naprawdę nie miłego. A nawet jeśli chciałby mnie ranić, gdy jestem przytomny dość logicznym założeniem jest, że natychmiast bym się obudził przy na przykład wbijaniu we mnie ostrych rzeczy. Nie mniej jednak leżałem tak nieruchomo.

Po pewnym czasie jednak mój mózg już się rozbudził. Zacząłem się wtedy zastanawiać jaki złoczyńca włamuje się do kogoś do domu, w niedziele rano po to by zrobić jajecznicę?

Wtedy zamarłem. Przypomniałem sobie film „Siedem”. A jeżeli ktoś nieudolnie chce naśladować tego mordercę, napcha mnie jajecznicą po to bym pęknął? Może i lubiłem jajecznicę, ale nie śmiertelnie.

- Chyba dzieci przygotowały nam śniadanie kotku. Czy to nie słodkie? – powiedział jakiś powabny, niewątpliwie damski głos.

Chwilę potem ciało właścicielki tego głosu – jak miałem nadzieję – przytuliło się do mnie. Bałem się otworzyć oczy. Z jednej strony to dość miłe uczucie obudzić się obok ukochanej osoby…. Ale nie znać tej osoby to już coś zupełnie inne.

Otworzyłem oczy, spojrzałem na nią. Oceniłem, że jest piękna, po czym jak poparzony wyskoczyłem z łóżka.

- Kim jesteś, co robisz w moim łóżku, i, do diabła, kto smaży jajecznicę w mojej kuchni?! – poczułem się okropnie materialistycznie. Chyba za dużo razy podkreślałem czyje to są rzeczy.

- Oj kochanie… Znów się chcesz bawić w nieznajomych? Nie teraz… dzieci są w domu…. – jak widać chorowała na to co babcia: chroniczne nie udzielanie odpowiedzi na zadane pytania.

- Kim ty, u licha, jesteś?!

- Jak to kim… Twoją żoną….

I po paru minutach wyjaśnień dowiedziałem się aż za dużo. Miałem żonę, dwójkę dzieci i było nam wspaniałe od siedmiu lat. Jedyny problem w tej pięknej opowieści był następujący: nic z tych rzeczy nie wydarzyło się ani w ciągu minionych siedmiu lat, ani kiedykolwiek. Zjadłem swoją porcję jajecznicy i wyszedłem naburmuszony z domu.

Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że jeżeli przejdę się gdzieś po powrocie ich nie będzie. Znikną jak za dotknięciem magicznej różdżki. No wiecie, „puf!”, trochę dymu i problemu już nie ma. Spacerowałem praktycznie cały dzień jakby w obawie, że jeżeli wrócę za wcześnie nie zdążą zniknąć. Stwierdziłem, ze trzeba dać im dość czasu. Ponoć magia to ma do siebie…

W pewnym momencie stanąłem na środki chodnika, tak, że facet idący za mną wpadł na mnie. Uśmiechnął się i mruknął znacząco.

- Nie, nie podrywam cię… spadaj. – zupełnie jakby dotknięcie mojego pośladka oznaczało, że chcę się z nim przespać.

Wróciłem do tego o czym myślałem w trakcie przystawania. A mianowicie: przecież ja chciałem mieć ładną żonę, a ta kobieta taka niewątpliwie była. Chciałem też mieć dzieci, a te już były trochę odchowane – przynajmniej miały za sobą wiek przewijania w pieluchy. Lepszego farta mieć nie można…

Ale znowu to nie w porządku. Rodzina nie może się pojawić ot tak. Wróciłem do domu jeszcze bardziej pochmurny niż wcześniej. Zastała mnie cisza. W sercu pojawiła się nawet nadzieja, że może zniknęli. Dzieci mają to do siebie, że hałasują, a tu była kompletna cisza.

W sypialni jednak czekała ona. Leżała na łóżku w przeźroczystej halce wśród palących się świec. Marzenie każdego faceta.

- Pomyślałam, że dzieci dziś przenocują u kolegów… - rzuciła niewinnym głosikiem.

Ma typowo męska, odmużdzona część natury kazała się od razu na nią rzucić. Lepsza okazja nigdy mi się mogła już nie trafić. Jednak pomyślałem. To wszystko było bardzo zmyślne. Przespał bym się z nią, chwilka przyjemności, a z rana obudził bym się wśród całej bandy dzieciaków. Już bym nie mógł zaprzeczać. „Tak wysoki sądzie, przespałem się z tą kobietą…ale to nie moje dzieci!”. Każdy sędzia uznał by mnie za zwyrodnialca… Przebiegła bestyjka…

- Yyyy…. Nie dziś, boli mnie głowa. – rzuciłem i poszedłem spać na kanapę. Wydawała się naprawdę zdziwiona.

Rano jednak poczułem się głupio. Trafiła mi się super kobieta, a ja tymczasem widzę w niej smoka o trzech głowach który tylko knuje jak mnie zjeść. Było mi bardzo niezręcznie. Poszedłem do kuchni, zrobiłem jej śniadanie i zaniosłem do łóżka. Obudziła się, położyłem tacę i pocałowałem w policzek. To tak dla bezpieczeństwa, w ten sposób nie będzie mogła wmówić mi gromadki dzieci wieczorem.

- Muszę iść do pracy…. – rzuciłem od niechcenia. Czułem się okropnie niezręcznie.

Dzień minął szybko. Nie potrafiłem nawet skupić się zbytnio na pracy. Moje myśli cały czas krążyły wokół mojej nowej rodziny.

Wieczorem wszedłem do domu. Był cały komplet. Ale przynajmniej nie przybył nikt nowy. Dla pewności przeliczyłem. Jednak cudza żona i dwójka cudzych dzieci. Tak, wszystko w porządku. Wszyscy wyglądali trochę pochmurnie. Zaproponowałem partyjkę w scrabble. Dzieciaki się uśmiechnęły.

Z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajałem się do tej rodziny. Paradoksalnie stała się moją. Chodziliśmy do restauracji, kina, pokochała dzieci i moją nową żonę. Co więcej w przyszłym roku spodziewamy się córeczki.

Martwi mnie tylko jedno. Zbliża się gwiazdka, a moja żona cały czas jest zachwycona rodziną która ma nas odwiedzić…. Za diabła nie wiem kto przyjedzie i w jakiej liczbie….

[/b]
[img]http://runmania.com/f/a77c6d394b43ef1fb846d372d7693f5d.gif[/img]



"Do pewnych spraw dobrze jest mieć dystans. Najlepiej długi"

2
Hmm..ciekawe..



Błędów wytykać nie będę, jako,że specjalistką w tym nie jestem i doświadczenia w korekcie nie mam.



Ten fragment bardzo mi się spodobał:


Nie wiedzieć czemu pomyślałem, że jeżeli przejdę się gdzieś po powrocie ich nie będzie. Znikną jak za dotknięciem magicznej różdżki. No wiecie, „puf!”, trochę dymu i problemu już nie ma. Spacerowałem praktycznie cały dzień jakby w obawie, że jeżeli wrócę za wcześnie nie zdążą zniknąć. Stwierdziłem, ze trzeba dać im dość czasu. Ponoć magia to ma do siebie…


Po przeczytaniu mam jednak pewien niedosyt..Taki to właśnie..chaotyczny mistycyzm ;-) Zamierzony? ;-)



Pozdrawiam ;-)
"-dbaj o dochody

jak twój kolega Kartezjusz



-bądź przebiegły

jak Erazm



- poświęć traktat

Ludwikowi XIV

I tak go nikt nie przeczyta"



Zbigniew Herbert

3
świetnie ,świetnie, świetna...Czy bedzie ciąg dalszy? Bo koncowka jest bardzo dwuznaczna.



ps. A gdzie te eksperymenty ze stylem?:)
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

5
Skoro niedlugo, to ja czekam z niecierpliwością :)
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

Re: Inwazja rodzinna

6
Druga część ciekawa, pierwsza jednak trochę mniej. Błędów wcale nie ma tak dużo.

Jest niestety trochę przegadane, np:



Jednak to tego typu rodzaj zdarzenia który przykleja się do mózgu i nie daje człowiekowi odpocząć przez jakiś czas. Resztę drogi do domu spędziłem na zastanawianiu się czy on może jednak jest kimś z rodziny kogo nie pamiętam.

Tydzień minął bardzo szybko, a ja zapomniałem o incydencie z chłopcem.


albo:



Minął następny tydzień, a ja nie widziałem tych chłopców. Jednak nie to żebym się za nimi nie rozglądał. Rozglądałem się i to bardzo uważnie.


albo:



JA mieszkałem SAM. Więc nie miał TO zrobić jajecznicy. To znaczy, ja mogła ją zrobić, ale ponieważ dopiero co się obudziłem, zrozumiałe jest, że siebie automatycznie z wyliczania wykluczyłem.



Zwłaszcza to - już wcześniej napisałeś, że obudził go zapach jajecznicy, wystarczyłoby więc dodać jeszcze, że mieszkał sam. Z tego już każdy potrafi wyciągnąć wniosek - ostatnie zdanie jest kompletnie niepotrzebne.


Dodane po 3 minutach:

za wcześnie mi się klikło i jeszcze źle wstawiłam cyctat :)



ale treść fajna - pomysłowa i z humorem, trochę wypoleruj i będzie super



Pozdrówka :D

7
witam

przeczytałem i podobało mi się. Musze przyznać, że trafiłeś w dychę, jeśli chodzi

o moje poczucie humoru. Uwielbiam takie sytuacje, w których bohater musi się zmierzyć z jakimś czystym absurdem. Do tego zapachniało mi troszkę J. Carrollem, sam nie wiem czemu, może dlatego, że przedwczoraj przeczytałem "Krainę Chichów" - tam też bohater musi się zmierzyć z wyimaginowanymi tworami swojej wyobraźni.

chętnie poczytam ciąg dalszy tej historii. serio...tzn. co to za rodzinka ze strony " żony" się pojawi itd. tylko błagam nie koncz tego w ten sposób, że nagle facet budzi się ze snu i z ulgą stwierdza, że to by tylko koszmar, jakiś zły sen....



pozdrawiam
Kiedyś mnie nie było,

A potem się stałem,

Teraz znów mnie nie ma.



Z nagrobka na

cmentarzu w Cleveland
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”