Ze strachu

1
Kłębuszek nerwów. Taki motek gładkiej włóczki z jedną, jedyną niteczką na sztorc. Dwa centymetry upierdliwości. Może mniej. Jak pęknięcie skóry na wardze. Nie istnieje, jeśli nie ma soli. Nitki też nie ma, dopóki na nią nie spojrzę. Dopóki jej nie usłyszę. Dopóki o niej nie pomyślę.
Jak drzazga pod paznokciem serca. Zawadza. Przeszkadza. Denerwuje, ale nie na tyle, żeby ją wyjąć. Utrudnia, ale nie uniemożliwia. Bo co potem? Czym zapełnić miejsce „po”?
Nie da się go zalać. Już próbowałem. Na rzeszocie umysłu zostały kamienie nerkowe wyrzutów sumienia. Gorzkie.
„Czas leczy rany”. Nie wierzę. Niech inni wierzą. Im więcej upływa czasu, tym nitka staje się dłuższa. Tym częściej zaczepiam o nią ręką, gdy idę zrobić poranną kawę. Świerzbi.
Więc tak zostanie. Codzienna próba sił. Ze strachu.

Ze strachu

2
Oj, przekombinowałeś.

Całość byłaby dobra, wręcz świetna - osobista, szczera, trudna. Opisałeś sytuację zrozumiale mimo, że nie dosłownie. Metafora, na której opierasz cały pomysł jest dość trafiona.

Niestety tekst zamordowało stężenie baboli i to baboli bardzo osobliwych, bo nie stanowiących stricte błędów językowych. To raczej niezgrabności i to niezgrabności o tyle ciekawe, że można odnieść wrażenie, iż celowo i z niemałym trudem wybierałeś najgorszy z możliwych sposobów wyrażenia danej myśli.

Zacznijmy: kłębuszek czy motek? To dwie różne rzeczy, spokojnie mogłeś zdecydować się na jedną. Kłębek nerwów - kłębek nici. Super paralela. Po kij ten motek?
Dalej - włóczka to nie nici. Sterczeć spokojnie mogło włókno, ale nie. Musiałeś wprowadzić nić.
Dalej powinno być pęknięcie na wardze, nie na skórze warg.
"Nie istnieje bez soli" - zgodziłabym się, bo w domyśle możemy dorobić sobie "nie istnieje bez kontaktu z solą" Ale nie "nie istnieje, jeśli nie ma soli" bo sól wszak jest cały czas, chociażby w morzu czy kopalni.
Drzazga powinna być w sercu, a nie pod paznokciem serca, bo każesz czytelnikowi wyobrażać sobie serce z pazurami. Drzazga to drzazga, ma takie same właściwości, gdziekolwiek się wbije. Nie potrzebujemy paznokci, by zrozumieć, jakie uczucie chcesz przekazać.
Jak podmiot mógł próbować zalać miejsce po drzazdze, skoro jeszcze jej nie wyjął? Mówimy wszak cały czas o tej samej nitce-włóczce-drzazdze, nie ma mowy o tym, by były to różne, wciąż nowe nitki.
Kamienie nerkowe wyrzutów sumienia niestety mnie rozbawiły, aczkolwiek jestem w stanie racjonalnie pojąć zamysł (kamienie nerkowe jako kara od matki fizjologii za hulaszczy tryb życia).
Im więcej czasu upływa, tym nitka staje się dłuższa... póki co ma dwa centymetry, więc o co tyle krzyku?


Szkoda tego tekstu, szkoda pomysłu. Mogło być dobrze, gdybyś się porządnie zastanowił.

Ze strachu

3
Cześć MargotNoir,

Dzięki za opinię. Jak rozumiem wyszło trochę, jak z komunizmem - pomysł niby dobry, ale wykonanie padło :lol: ?
MargotNoir pisze: To raczej niezgrabności i to niezgrabności o tyle ciekawe, że można odnieść wrażenie, iż celowo i z niemałym trudem wybierałeś najgorszy z możliwych sposobów wyrażenia danej myśli.
Nie, tu musze się przyznać, że kulawiłem zupełnie nieświadomie. Jeszcze się nie zorientowałem, gdzie leży ta cienka linia pomiędzy łopatologią, a babolem. Na ile mogę sobie pozwolić na dowolność w wybieraniu słów, żeby nadal zachować logikę i sens, a z drugiej strony uniknąć do bólu twardej dosłowności. Ciekawy temat. I trudny, przynajmniej dla mnie. Kilometry poza granicą strefy komfortu ;) .

pozdrawiam
M.

Ze strachu

4
Tak naprawdę, to nie wiem, o czym ten tekst jest. Co jest tą drzazgą, nicią, pęknięciem? Próbujesz opowiedzieć. Ale co?
I druga sprawa: rzeszoto umysłu całkowicie przesłoniło mi całość. Nijak to rzeszoto tu nie pasuje, ale samo w sobie jest... no, ciekawe jest. Gdzieś by pasowało.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Ze strachu

5
Tekst jest o takim starym dobrym małżeństwie, co to by się potopiło nawzajem w naparstku wody. Ten kawałek pisany z perspektywy małża - jakoś łatwiej było mi się wcielić :P. Z perspektywy małżowiny jeszcze nie mam. Wszelkie sugestie mile widziane :D.

Z tym rzeszotem chodziło mi o to, że życie przecieka przez palce, jak przez sito i zostają na nim tylko takie małe kamyczki wspomnień, a reszta przepada. W tym przypadku przede wszystkim gorzkie, które dodatkowo mają aspekt czysto zdrowotny, jak zauważyła Margot. Całe rzeszoto, zamiast sita też mi fajnie grało przez konotację z podziurawionym jak rzeszoto - w sensie uszkodzonym, zniszczonym przez życie.

Całość proszę brać jako zwykłą warsztatówkę - próbowałem napisać coś bez łopatologii, zagrać na wrażeniach i odczuciach czytelnika. Cenne doświadczenie :D.

Ze strachu

6
Hmm. Kiedyś sam bardzo lubiłem kumulacje powtórzeń. Na cudzym tekście łatwiej zobaczyć, że to niekoniecznie dobry pomysł.
Podobał mi się początek, nie licząc słowa "upierdliwość", którego nie lubię i które gryzie mi się z resztą tekstu. Wulgaryzmy uchodzą w masie, jako stylizacja. Pojedynczy w eleganckim tekście daje zgrzyt - jeśli niezamierzony, jest wadą.
Bardzo podobała mi się myśl o pękniętej wardze, której nie ma bez soli i nitce, której nie ma gdy nie patrzysz. Dobre.
A dalej powtórzenia, które zrobiły mnie podejrzliwym wobec tekstu - może wcale nie jest taki dobry, jak się zapowiadał? Z tą podejrzliwością czytam dalej i coraz mniej mi się podoba. Nic się nie wyjaśnia, dalej o tym samym. Utknięte na wprowadzaniu klimatu, ale IMHO nie dodając już nic do niego. Bohater gada i gada że zdenerwowany - nie mów, pokaż. Jakaś scenka, która pokaże co się dzieje.
Zupełnie tego nie zobaczyłem, że chodzi nie tylko o małżeństwo, ale nawet o relacje, czy o jakąkolwiek przyczynę nerwów. Równie dobrze bohater mógł się urodzić nerwowy. Przeczytałem po podpowiedzi autora jeszcze raz - z podpowiedzią też nie widzę.
“So, if you are too tired to speak, sit next to me for I, too, am fluent in silence.”
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)

R. Arnold
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”