Lilith

1
Oto niewielki zalążek potężnieszjego projektu, który od dość dawna chciałby ujrzeć światło dzienne, ale... Właśnie to ale - czy to ma przyszłość?



„Była to dziewczyna lat około dziewiętnastu, wysoka,

o nieco zbyt szerokich ramionach, ale dobrze zbudowana.

[…], oczy nieduże, czarne pod gęstymi […] brwiami,

nos prosty, z lekka zadarty, wąskie usta o ładnym,

lecz ostrym wykroju, ogromny czarny warkocz, który

wydawał się ciężki, czoło niskie, nieruchome, jakby

kamienne, uszy maleńkie, twarz zamyślona, prawie surowa.

Wszystko zdradzało namiętną, nieokiełznaną naturę, raczej

niezbyt dobrą, […] ale utalentowaną.”

Iwan Turgieniew „Opowieści tajemnicze”





Londyn, czasy obecne.



Czy czułeś kiedykolwiek zapach londyńskiej mgły? Jest zniewalający. A z jaką siłą wdziera się w głąb twych płuc. Najpiękniejsza mgła, jaką widziałam w ciągu swego „życia”. Nie powiem. Bardzo miłe uczucie - mgielny opar, (że ja niby w taki potrafię się przemienić? Kretynizm), otulający mą kredową skórę. „Głupiutka zasłona tajemnicy” – to moje własne określenie tegoż zjawiska. Owszem, przed innymi bardzo skutecznie skrywa owe miasto, ale dla mnie jest tylko miłym dodatkiem. Drogę znam doskonale. Setki razy pewnie przemierzona lekkimi stopami – to doświadczenie nie może zawieść. Ach! Czuję zapach świeżo rozkopanej ziemi. Już blisko! Jest! Tak! Stary, żelazny, aczkolwiek już czerwony od rdzy, płot z wymyślnie pozawijanymi prętami, gdzieniegdzie oblepiony marniejącym bluszczem. Przelatuję nad płotem. Czy czułeś kiedykolwiek zapach marmuru? Tutaj jest on bardzo wyraźny. Niemal przyprawiający o ból. Szybko kroczę wąskimi, schludnie utrzymanymi alejkami, z których każda jest oznaczona rzymską cyfrą. To XIV. Moja uwielbiona. Trzeci od prawej. Tak. Otoczony dziką różą i jakimiś podłymi kłączami, które łapczywie krępują jego skrzydła. Mojego Anioła. Spoczywa on przechylony przez wysoki sarkofag z zatartymi napisami.1847 rok. Zrozpaczony ułożył kamienną, nigdy przeze mnie nieoglądaną twarz na prawym przedramieniu. Posłusznie spoglądam za lewą ręką, którą oparł o kant grobu, lecz ta bezwiednie zwisa nad ziemią. Z otwartą dłonią. To z niej wypadła gałązka wawrzynu spoczywającą na kamiennej płycie. Skrzydła. Smukłe, długie skrzydła, opierające się na ziemi. Lewe z nich jest bardzo mocno zniszczone. Brakuje paru kamiennych piór, a reszta jest dość mocno zabrudzona. Oddaję mu pokłon. Cicho podchodzę do niego i z odrazą całuję w otwartą dłoń. Nie jest tak strasznie zimna. Nie spuszczając z niego oczu siadam na malutkiej ławeczce i z całą daną mi mocą próbuję poznać jego myśli. Myśli tego, kto tegoż anioła stworzył. Już tyle razy chciałam je poznać, ale bałam się tego, iż cały ten anielski czar tajemnicy minie bezpowrotnie. Skoro jednak już tu nie powrócę, dlaczego by nie poznać tej tajemnicy? Słodkiej i gorzkiej zarazem, zapewne. Któżby, kto nie posiada w sobie nadziej zmieszanej z rozpaczą, potrafiłby tak cudnie zamknąć życie i śmierć w kamieniu? Zamykam oczy a dłońmi oplatam sobie kark. Czy to pot? Mgła. Widzę starego człowieka, który z mozołem odmierz coś na wielkim kamiennym bloku. Ciężkie dłuto zanurza się w litej, szarej masie. W jego oczach dostrzegam ślady łez. Obficie polewa kamień wodą. Musi być zimna, drżą mu ręce. Niespokojnie drgają chybotliwe płomienie brudnych świec. Ich cienie są coraz dłuższe a światło coraz bardziej mdłe i niepokojące. Przez wiele nocy wynurzał się toporny zarys postaci anioła a na nagrobnej płycie pojawił się napis „Emelyn – 1847 – 185…”. Zobaczyłam go. Wpatrywał się we mnie z dziką lubością. Czy ty wiesz, co właśnie zrobiłeś? Wyrwałeś mnie z Myśli a wtedy potrafię być nieobliczalna. I zła… Lekkim ruchem połę płaszcza zarzucam mu na głowę i uderzam otwarta dłonią. Zmiażdżyłam mu krtań. Próbuje zaczerpnąć powietrza, ale ono z trudem przechodziło przez strzaskaną tchawicę. Co to za dźwięk? Czyżbyś próbował coś powiedzieć? Ja odpowiem za ciebie. Tak, umierasz. Nie będziesz taki jak ja. Rzucam go na ziemię i kopię. Czy wiesz, że wystarczy jeden nieznaczny ruch mojej dłoni abym uniosła cię w górę i cisnęła na żelazne ogrodzenie? Otworzyłam dłoń. Chwycił mnie za kostkę. Pośpieszyłam się. Z głuchym plaśnięciem jego głowa wyrżnęła o kamienną anielską dłoń. Niczym lichej roboty szmaciana lalka leży z fantazyjnie wykręconą głową i rękoma, a jego buty w dzikim tańcu niewyraźnie biją w miękką, przyprószoną liśćmi glebę. Odrzucam to ścierwo od mego Anioła. Jego krew spływa między ślicznymi kamiennymi palcami. Rozsmarowuję ją na kamieniu. Czy to nie jest linia życia? Tam, na spodzie tej kamiennej dłoni, gdzie krew jest najciemniejsza? Zamykam oczy. 1852. Tak, rzeczywiście. Delikatnym dłutkiem żłobi niewielkie rowki. Co kilka chwil aby wspomóc swą pamięć spogląda na brudny, pomięty papier na którym węglem została utrwalona dziecięca dłoń. Po minucie opuszczają mnie Myśli. Tyle razy tu byłam a nigdy dokładnie nie oglądałam tych niebieskich dłoni. Nie znoszę dłoni. Najbardziej swoich. Są zbyt białe. Palec moczę w jego krwi. Jeszcze nie wyschła. Delikatnie wcieram ją w dziąsła. Czuję jak oblepia moje kły. Jak po języku spływa coraz głębiej. Oddaję ostatni pokłon mojemu Aniołowi. Dziękuję mu za te wszystkie chwile, które razem spędziliśmy. Mocniej związuję szal otulający mą szyję. Również białą. Spokojnym krokiem, nie odwracając wzroku zmierzam ku padlinie leżącej pod wielkim wiązem. Na tej stercie stęchłych liści, wygląda jak by spał na puchowym łożu. A więc śpij. Ja cię nie obudzę. Na pożegnanie kopię go w twarz. Ubieram skórzane rękawiczki, (moje ulubione, chociaż nieco podniszczone, w końcu mają 112 lat), wkładam dłonie w głębokie kieszenie i pewnym krokiem idę w stronę płotu. Lecę. Cichuteńko stąpam po bruku. Zapach mgły.



***



Rosja, Michajłowskoje 1856 rok



- Entbeheren sollst du, sollst enbeheren…

- Odmawiaj sobie, odmawiaj sobie zawsze… - mówię cicho. Patrzę w jego twarz. Jest strasznie zmęczona. Te zmarszczki. Owszem, kilka wyrzeźbił uśmiech, ale nie wszystkie.

- Faust. Opowiadanie w 9 listach. Entbeheren sollst du, sollst enbeheren… Faust (część I). To tytuł dobry, nieprawdaż? – Nie czekając na mą odpowiedź mówił dalej. – Nadal utrzymywać będę, że człowieczy los zależy nie tylko od żywiołowych sił przyrody, ale też od sił tajemnych, równie mu nieprzychylnych. Wera, bądź Lilith – moje imię. Uśmiech na jego twarzy. – W sposób zagadkowy związana ze swą zmarłą matką, boi się i pamięta jej surowe przykazania. Entbeheren sollst du, sollst enbeheren – leciutki uśmiech samouwielbienia – Za każdy fałszywy krok grozi surowa kara, którą matka za grobu może jej wymierzyć! Ona niepomna na jej rygorystyczne przykazania upomni się o swe prawa ludzkie dając wyraz tlącego się w niej uczuciu i zechce połączyć się ze swym ukochanym. Chce zburzyć cały ten ład zaprowadzony we własnym życiu przez matkę. A wiesz, jaka będzie matczyna pomsta? (Wiem o tym doskonale. Aż zbyt dobrze.) Matką powstrzyma ją bardzo skutecznie. Uśmierci. Siła tajemna ma okrucieństwo wampira – zaciągnął się fajką. Ja z udawaną miną zaskoczenia i uwielbienia kręcę się na grubo ciosanym taborecie. Okrucieństwo wampira? Nie, ja nie jestem okrutna. Przynajmniej na razie. Chociaż czasami…

- To jest dla ciebie i o tobie – sięgnął po kawałek karty i zaczął odczytywać.

- Była to dziewczyna lat około dziewiętnastu, wysoka, o nieco zbyt szerokich ramionach – pośpieszny rzut oka na moją reakcję. Taka się urodziłam, a to był akurat mój najmniejszy feler. Uśmiech uznał za akceptację. Jedno trzeba mu przyznać. Miał bardzo szczególny dar postrzegania najdrobniejszych szczegółów. – Ale dobrze zbudowana. Twarz śniada – zwierzyłam mu się kiedyś, że chciałabym być greczynką. Takie małe zboczenie. – Ni to w żydowskim, ni to cygańskim typie (Czyli jednak greczynka?) oczy nieduże, czarne pod gęstymi, prawie zrośniętymi brwiami (Jak grecka kochanka?), nos prosty, z lekka zadarty, wąskie usta, o ładnym, lecz ostrym wykroju (Gdybyś posiadał ostre kły, to jak twoim zdaniem powinny wyglądać usta?), ogromny czarny warkocz, który wydawał się ciężki, czoło niskie, nieruchome, jakby kamienne, uszy maleńkie ( Na pewno nie ostro zakończone.), twarz zamyślona (Jak to u wampira romantyka bywa.), prawie surowa. Wszystko zdradzało namiętną, nieokiełznaną naturę (Czy ktokolwiek okiełznał wampira?), raczej niezbyt dobrą (Hmm…), raczej niezbyt rozumną (To znaczy tępa grecka dziwka? Tu już przesadził!), ale utalentowaną. Głos jej był wdzięczny i łagodny (A jak inaczej mamić ofiary?).

Spojrzał na mnie jakby chciał to wszystko skonfrontować z rzeczywistością. Oczywistą jest postawa, jaką postanowiłam przyjąć. Lekko wypinam pierś, delikatnie rozchylam usta i patrzę mu w oczy. Zaczął mi się poddawać. Nie. On nie. Na oczy spuszczam momentalnie powieki.

- Jutro pojadę do Moskwy, do cioci,– kłamać to ja potrafię – ale wrócę.

- Kiedy? – Czy to strach pobrzękiwał na jego strunach głosowych? Zabawne.

- A obiecasz na mnie czekać?

-Tak – jedno krótkie, ludzkie słowo do dzisiaj jest dla mnie nie nic warte. Zresztą całe zdania także są niczym. Nie ma w nich niczego, co mogłoby mnie zainteresować i wymóc jakąkolwiek obietnicę.

Iwan czekał 27 lat.



***

Londyn, czasy obecne



Rozmazana szara breja uczepiona nieba. Właściwie to spływa ona spod rynien i dachów tych ceglastych budynków. To pieprzone ścierwo. To była moja chwila. Moje skupienie, zaangażowanie i chęć poznania. A to pieprzone ścierwo ją przerwało. Gdyby wiedziało, z czym się to wiąże! Nienawidzę go! Kretyn. Jakbym dostała w serce srebrną kulą i osikowym kołkiem (tak, to prawda). Czy wiesz, jakich dokonuję poświęceń, aby wejść w Myśli? Ten kretyn sypnął mi słońcem w oczy, jeśli mogę się tak wyrazić. Jeżeli spotkasz kogokolwiek, kto ma spuszczoną głowę, palce sztywno splecione na karku i zdaje się być umarłym to wiedz jedno. Odwróć wzrok.

Zamykam za sobą drzwi. Z przyzwyczajenia sprawdzam czy rolety są opuszczone. Są. Zawsze są. Dopiero teraz ściągam wilgotny płaszcz, który cały przesiąkł mgłą, marmurem i krwią. Czuję to wszystko. I głód.



***

Re: Lilith

2
Cóż tu powiedzieć? Bardzo poetycki tekst, stylistycznie spójny i bez błędów, ale co do treści to zrozumiałam tylko tyle, że to o wampirze.



Jak miałam 19 lat to też tak pisałam i uwielbiałam takie teksty czytać, liczyło się dla mnie tylko "jak" a "co" było sprawą co najwyżej trzeciorzędną. Może to jakiś etap w rozwoju mózgu? ;)



Dziś jednak przeczytałam Twój tekst do końca tylko dlatego, że poprosiłeś o ocenę. Nie wiem, czy mogę udzielić Ci jakiś wskazówek - tak jak pisałam, nie ma błędów, powiedziałabym nawet że świetnie operujesz słowem, więc skoro masz potrzebę pisać w ten sposób, to tak pisz - takie teksty też są wydawane, choć sądzę, że trudniej znaleźć wydawcę.

A poza tym, może Ci przejdzie, tak jak mi ;)



Pozdrawiam :D

3
zgodzę się z paprotką, aczkolwiek tekst mi się prawie podoba. przeczytałam całość z zaciekawieniem, choć tekst jest trochę zakręcony.

pozdrawiam 8)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

4
Nawet bardzo zakręcony... Ale mi się podoba
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

5
Czasami odnoszę wrażenie, iż zakrada się tu jakiś pisarz i drwi z nas... To jest właśnie ten moment. świetny tekst do tego dobrze podany.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”