Żywa legenda cz.1 (fantasy)

1
Witajcie wszyscy. Oto pierwsza część opowiadania jw. Początkowo miało to być krótkie opowiadanie, zawarte na trzech stronach dokumentu tekstowego. Ale moja wyobraźnia mocno pracuje od kilku dni, przez co obstawiam, że rozciągnę je na trzy części. Ale mam nadzieję, że uda mi się to zamknąć w dwóch.
Ogólnie, jest to prequel mojej książki. Napisana w całkiem inny sposób, niż pierwowzór. Jednak znajdują się w nim niektórzy bohaterzy książki. Mam nadzieję, że teraz wygląda to lepiej. Gdy poprzednio wstawiłam rozdział, dużo osób miało problem z tym, że mało wiadomo było o historii. Dlatego tutaj postawiłam na inny czas i narrację. Aby dać więcej smaczków, oraz szerszą perspektywę na stworzony przeze mnie świat. Ale to wciąż tylko cząstka. Jak wyobraźnia znowu mi się ruszy, to stworzę inną historię, w innych miejscach. I mam nadzieję, że z lepszą pisownią, nad którą pracuję.
No to lecimy.
Ps, wzoruję się na średniowieczu. Sporo rzeczy wymyślam z legend, mitów i czegoś co żyło przed nami mln lat temu.

UWAGA, JEST TROCHĘ WULGARYZMÓW

---------------------------------

Pustynne piaski Rberii pochłaniały stopy załogowców “Czerwonej Toni”. Gorące słońce prowadziło do potu na ich twarzach. Mokre włosy przyklejały się do karków. Wilgotność zerowa. Piasek wchodził im za ubranie.
Okrutny klimat. Dla żyjących od setek lat ludzi było niepojęte, że w Morskim Świecie istniało coś takiego jak Pustynia Bahhis – jedno z najgorszych miejsc. Choć nie najgorętsze, bo ta cecha była przepisana innej, to jej długość ciągnęła się na pół kraju. Wiele stworzeń ewoluowało, aby przetrwać każdy upalny dzień. Niektóre kopały głębokie tunele, inne miały na swoim ciele dziwną skorupę. Wszystko było takie suche, twarde I nieprzyjazne człowiekowi. Jednak życie tutaj toczyło się dalej. Nic się nie poddawało. Tylko nocą ludzka skóra mogła doznać ukojenia. A dusza wraz z nią.
Setki tysięcy lat temu nikt nie pomyślał, że nadejdzie ogromne podwyższenie wody. Olbrzymie lodowce, które leżały niedaleko Galdhoop I Wysp Morskich, stopniały. Najwyżej położone punkty ogromnego kontynentu zostały osobnymi państwami. Wszelkie dziedzictwo zostało utracone. Co drugi obywatel nie poznał nawet wzmianki o swoich przodkach. A pustynie stały się pytaniem dla wielu obecnych uczonych.
Tytus nie pozwolił nikomu odpocząć. Parł naprzód, przez kolejne wydmy, dając reszcie przykład ogromnej siły fizycznej. Nie był najmłodszy. Na jego ciemnej brodzie widniały już pierwsze oznaki starości. O uzębieniu nikt z załogi wolał nie wspominać.
- Daleko jeszcze? - spytał Akuan.
Mężczyzna w wieku Aleksa bardzo źle znosił upały. Mawiał, że od dziecka podróżował wraz ze swym ojcem, kupcem, na różne kontynenty. Stąd wzięło się jego zamiłowanie do statków. Piractwo przyszło wiele lat później, wraz ze śmiercią matki. A piasek to był jego wróg.
- Przecież dopiero zeszliśmy ze statku. - odpowiedział mu zażenowany Aleks.
- Owszem. Ale podróż trwa dłużej, niż od zejścia z niego. - tłumaczył się ze swoich słów. - Brakuje nam zapasów. A w tej chwili dookoła nas tylko piasek. Zdaje mi się, że najbliższe miasteczko jest daleko stąd. Kurwa, przeklęte mapy skarbów. Czy zawsze muszą one prowadzić na zasrane pustkowie? - jego frustracja rosła z każdym wypowiedzianym słowem.
- Uspokój się. - rozkazał mu kapitan. - Bo inaczej ten piasek będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz pod koniec swojego marnego życia.
- Nie boję się śmierci. I nie tylko moje jest marne. - spojrzał ukradkiem na Aleksa.
Ten nie odpowiedział. Milczenie było potwierdzeniem, że zrozumiał. To była jego taktyka - udawać, że nie słyszał. Jego diamentowe oczy odwrócone w kierunku Oceanu Szerokiego były obojętne. Jakby niczego nie oczekiwał z tej podróży. Zrobić co trzeba I wracać. Traktował to jak zwykłą robotę. Albo zginie, lub dostanie część skarbu. Jeśli takowy rzeczywiście leżał gdzieś na tym pustkowiu.
- Większość piratów takie ma. Nie tylko wy. - Tytus zwrócił się do Akuana. - Niewolnicze dzieci. Tym jesteście. Gdyby nie my, kapitanowie, żylibyście w śmierdzących miastach Adal. W brudzie, ubóstwie. Wielka mogiła.
- Skoro tak, to czemu zaatakował kapitan ten kraj? - Akuan zatrzymał go ręką.
- Czasami trzeba wybrać to co zostało. - wyszarpał mu się.
Gdy miał dość głupich pytań, odpowiadał najkrócej jak tylko się da. Byleby rozmówca zrozumiał I przestał być upierdliwy.
- A teraz chcę dotrzeć na miejsce. Póki słońce jest na środku nieba. - kontynuował. - Więc ruszać dupska, inaczej nie wejdziecie na statek. - zagroził.
Jego głęboki I szorstki głos zawsze przerażał ludzi. A na niedoświadczonych piratach robił wrażenie obeznanego w tym fachu. Z całej trójki paktowych piratów, tylko Cezarian nie miał tak groźnego charakteru. Tytus i Sask samym wyglądem przerażali. Aleks zza młodu mocno się o tym przekonał…
Załoga już bez słowa podążała za kapitanem. Przez kolejne wydmy. Ciepły piasek pod wpływem wiatru wchodził każdemu do oczu. Tytus zakrywał własne pod dużym, czarnym kapeluszem pirackim. Ale widać było, że nie na wiele mu to przyszło. Bo co parę sekund odwracał głowę w kierunku swoich ludzi. Ci również nie mieli łatwo. Kilku zdjęło swoje koszule I zakrywało nimi twarze przed niepożądanymi czynnikami zewnętrznymi. Aleks również nie ukrywał, że sytuacja nie jest czymś przyjemnym – starał się chronić rękami.
Gdy przeszli piętnaście dużych wydm, pod stopami zaczęli wyczuwać silne drżenie. Wszyscy, w tym kapitan, byli zaniepokojeni. To nigdy nie był dobry znak. Coś dużego pod nimi robiło sobie tunel. Załoga stanęła w miejscu. Powszechnie było wiadome, że na pustyniach Rberii żyło wiele stworzeń, których nie spotka się na innych kontynentach. I nigdy nie chodziło o skorpiony, czy kopytne. To były na tyle zdziczałe stworzenia, nie raz tak rozumne, że lepiej im było zejść z drogi. Jedno z nich musiało właśnie wędrować pod załogą. Robiło to na tyle intensywnie, że kapitan z obawą stwierdził, iż to spore bydle. Ale ciężko było określić jakie. Choć niektórzy mieli swoje podejrzenia.
- Przyśpieszcie kroku. - rozkazał kapitan.
- A jak to coś nas dopadnie? - spytał go Aleks. - Nie jest dobrze. - nie ukrywał zaniepokojenia.
- Milcz. - zwrócił się do niego Tytus. - Idziemy dalej. Już niedaleko.
Młodzieniec posłuchał rozkazu. Obniżył głowę, wbijając wzrok w piasek. Jak skarcone dziecię. Wyczuł, że cała załoga na niego patrzyła. Niektórzy z drwiną, chcąc się przypodobać kapitanowi. A inni z obojętnością. Wśród piratów nie znajdował nigdy współczucia. Tym bardziej pomocy.
Na rozkaz kapitana każdy stawiał ostrożnie kroki. Aby to coś pod nimi, nie wyczuło ich pozycji. I ku ich wielkiej uldze, udało się.
Słońce już się lekko obniżyło Powoli z pięknej żółci, zamieniało się w rażącą pomarańcz. Załoga dzięki mapie, przypominającą topograficzną, dotarła do upragnionego celu – małego wejścia do jaskini.
- Ktoś na ochotnika? - spytał kapitan załogi.
Nie znalazł zainteresowanych. A gdy takich nie było, na świecznik szedł zawsze jeden.
- Aleks… - nie dokończył.
Wymieniony spojrzał na kapitana spode łba. Nie wyglądał na wkurzonego, bardziej na niezainteresowanego I znudzonego. Bo tak było praktycznie co podróż. Reszta załogi zawsze wiedziała co zrobić, by uchronić swój tyłek przed niebezpieczeństwem. Aleks był świetną przynętą na groźne sytuacje. Dzięki darom, jakie otrzymał po matce.
- Wiesz co robić. - dodał Tytus.
Młody mężczyzna zakręcił oczami z niechęci. Ale nie zaprotestował. Ostrożnie zaczął stawiać kroki przed niewielkim wejściem do jaskini. Miejsce to ani trochę nie wydawało się być przyjazne. Małe kamyki zjeżdżały wraz z Aleksem na sam dół. Ze słonecznej pustyni, trafił wprost do zimnej I ciemnej przestrzeni w skale. Choć doskonale widział w ciemności, nie zdążył się zorientować, że z urwiska wpadł prosto do lodowatej wody. Na jego szczęście nie było to płytkie miejsce. W ogóle nie dotknął dna. Pod wpływem niskiej temperatury postanowił jak najszybciej się wynurzyć. Syrenia matka dała mu niezwykły dar, jeśli chodzi o wzrok. Ale to umiejętność oddychania pod wodą była dla niego najbardziej przydatna. Wiele razy uratowało mu to życie.
Nad sobą, z miejsca z którego spadł, usłyszał wołania swoich towarzyszy. Ale nie kapitana. Nie było to przejmujące echo, raczej zaciekawienie, czy przeżył upadek. Gdy tylko im odpowiedział, ich głosy ucichły. Po kilku sekundach usłyszał kolejny rozkaz od kapitana.
- Rozejrzyj się. Wtedy zejdziemy. - oznajmił.
Miał podniesiony ton głosu. Ktoś z załogi go zdenerwował. Aleks podejrzewał, że zrobione przez nich echo, mogło ich zdradzić. Jaskinia okazała się być jednak duża. Zadziwiająco dobrze się trzymała jak na miejsce pod wielkimi wydmami.
Zziębnięty wyszedł z wody. Rękami zaczął poprawiać szatynową grzywkę, która w tamtym momencie zabierała mu widoczność. Po pozbyciu się z ubrań nadmiaru wody zaczął sprawdzać ilość korytarzy. Nie musiał liczyć. Jedna szła przeciwlegle do drugiej. Cisza. Nawet nie wiadomo skąd woda wypływała. Mimo to młodzieniec wyczuwał niepokój. Po jego ciele przeszły porządne dreszcze. Nie z zimna. Takie miejsca nie są przyjazne człowiekowi. Jadowite pająki I węże. A może I takie o czterech łapach. Nie wiedział tego. Po dłuższym namyśle, ruszył przez lewy korytarz. Nie napotkał tam nic ciekawego, prócz kolejnej dziury, która prowadziła jeszcze głębiej. Obawy jednak nie zmusiły go do kolejnego skoku. Za pierwszym razem mu się poszczęściło. Drugi raz mógł okazać się śmiertelny. Nie chciał ryzykować. Tym bardziej dla osób, które mają go za nic. Nie tego uczył go Tytus za dziecięcych lat. Spoglądając w dziurę, zobaczył tylko ciemność. Musiała być niezwykle głęboka. Czasami nawet dar nie jest w stanie pokazać mu przyszłości.
- Nie ma mowy skurwysyny. - powiedział sobie pod nosem.
Cofnął się z powrotem do ogromnej jaskini I wszedł w drugi korytarz. Ten również kierował się ku dołu. Ale nie kończył dziurą w podłożu. Im niżej schodził, tym czuł coraz większy chłód. Wręcz lodowato, jak w Galdhoop – krainie śniegu I lodowców. Słyszał jedynie stukot swoich skórzanych kozaków. Miewał momenty, że było na tyle ślisko, aż chwytał się za nierówne ściany. Musiał uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy. Nie chciał nawet wyobrazić sobie, jak siedzi ze złamaną nogą, bądź skręconą kostką. Syrenia krew w ciągu kilku godzin by je uleczyła. Ale po co ryzykować ewentualnym atakiem z czyjeś strony? Ostrożność to cecha, która towarzyszyła mu od wielu lat.
Zatrzymał się na chwilę. Poprawił spodnie, które mu się przekręciły od nadmiaru różnych pozycji ciała.
- Przydałby się nowy sznurek. - szepnął pod nosem, zawiązując nowy supełek dookoła pasa.
Przed nim rozległo się syczenie. Potężne, groźne I ostrzegające intruza. Aleksowi przyszła jedyna myśl. Identyczny dźwięk. Nie pochodził od typowego, małego gada, który poczuł się zagrożony. Coś szło w jego stronę. Choć wzrok pozwalał mu widzieć w ciemności, niewiele mu to dało. To stworzenie było daleko przed nim. On słyszał jedynie echo. Ale jakże groźne I niebezpieczne. Młodzieniec zaczął się natychmiast wycofywać. Nie chciał tego spotkać. Miał przy sobie kordelas. Jednak wrażenie, że to coś jest od niego większe, nie skłoniło go do użycia białej broni. Wrócił do jaskini, z której wiedział, że nie ma wyjścia. Obawiał się pierwszego korytarza. Szukał ratunku na ścianach. Liczył, że znajdzie na tyle wystające kamienie, że wspiąłby się po nich ku powierzchni. Ale takowych nie znalazł. Stres, który wcześniej obudził się w nim w postaci mocniej bijącego serca, teraz odbierał mu zdrowe myślenie. Zaczął czuć jak głowa robi mu niespodzianki. Z korytarza, którym wcześniej szedł, zaczął słyszeć wyraźniejsze syczenie. To coś podążało jego śladem. Nie wiedział, czy stworzenie wyczuło ofiarę. Może najzwyczajniej przemieszczało się z jednego punktu, do drugiego. Aleksowi zaczęła przychodzić myśl, że zwierzę szło w stronę dziury umiejscowionej w pierwszym korytarzu. To miałoby sens. Bez chwili wahania wykonał jedyną rzecz, która przyszła mu po kilkunastu sekundach zastanowienia – wskoczył z powrotem do głębokiego jeziora. Z obawy, że mógł być nazbyt widoczny, zanurkował. Jezioro okazało się być bardzo głębokie, co ucieszyło I zaskoczyło pirata jednocześnie. W pewnym momencie zaprzestał płynięcia. Poruszał się w miejscu. Zaczął się wewnętrznie cieszyć, że nie jest zwykłym człowiekiem. Kolejny raz podziękował w myślach matce, za podarowanie takiego daru. Umiejscowione za jego uszami skrzela, pozwalały mu godzinami przebywać w wodzie. Nie obawiał się, że utraci powietrze. Choć miał również płuca jak u zwykłego człowieka, to w wodzie funkcje oddechowe przejmowały właśnie one.
Nie nacieszył się jednak za długo spokojem. Spoglądając ku górze, zobaczył w końcu stworzenie, które tak mocno dawało o sobie znać w korytarzu. Do jeziora podpełzł ogromny wąż. Na tyle spory, że Aleks był w stanie ujrzeć parę ogromnych oczu, patrzących w jego stronę. Młodzieniec był już pewny – to legendarny Gantofiz. Ogromne, kremowe ślepia patrzyły prosto na niego. Na szczęście go nie widziały. Za ciemno. Przyglądał się, jak ogromny pysk zbliżał się ku jezioru. Im bliżej był, tym bardziej serce Aleksa chciało wyskoczyć z piersi. Ku jego ogromnej uldze, wąż zaczął pić wodę z jeziora. Pirat miał dziwne uczucie. Coś go pchało w kierunku zwierzęcia. Odwrócił się więc. Ujrzał niewielką dziurę w ścianie, która musiała być ujściem rzeki. W ten sposób woda przedostała się do jaskini, tworząc głębokie jezioro. A że wąż traktował to jako źródło, mógł na spokojnie tutaj żyć. W głowie Aleksa pojawiło się natomiast inne pytanie – skąd stwór czerpał pożywienie? Takie ogromne bydle nie posiliłoby się ptakiem, a tym bardziej gryzoniami I pająkami. Był za duży. Głowa wyglądała na większą, niż cały koń pociągowy.
Ale to nie jego wielkość była uważana za legendarną. Tutejsi uważali, że była to długość ciała. W całej historii tej krainy, dopuszczał się przerażających czynów. Największą było zburzenie całego miasta własnym cielskiem. Stało się to kilkadziesiąt lat temu. Zostały tylko ruiny. Bogaci kupcy, którzy byli jednymi z uciekinierów, popłynęli do Adal. Tam opowiedzieli, czego się to bydle dopuściło. Strachu było co nie miara. Choć nie był on tak ogromny jak Pelagors – ptak wyższy od drzew, to budził przerażenie. Ale od wielu lat, bodajże kilkunastu, nastała cisza na pustyniach. W pewnym momencie zniknął. Od tamtego czasu podróżnicy wyczuwali go pod sobą, jak się przemieszczał tunelami. I tyle im starczyło, by uciekać w popłochu. Przed utratą życia I dobytku.
W swojej sytuacji Aleks, mógł liczyć jedynie na cud.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

2
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32)załogowców
Załogowiec to środek transportu. Miałaś chyba na myśli "załogantów"?
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Gorące słońce prowadziło do potu na ich twarzach.
"prowadziło do potu"? No nie, to zdecydowanie nie po polsku.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Pustynne piaski Rberii pochłaniały stopy załogowców “Czerwonej Toni”. Gorące słońce prowadziło do potu na ich twarzach. Mokre włosy przyklejały się do karków. Wilgotność zerowa. Piasek wchodził im za ubranie.
Poza błędami to ogólnie słabe otwarcie. Poszatkowany opis, który spokojnie zadziałałby w jednym zdaniu.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Dla żyjących od setek lat ludzi było niepojęte, że w Morskim Świecie istniało coś takiego jak Pustynia Bahhis – jedno z najgorszych miejsc. Choć nie najgorętsze, bo ta cecha była przepisana innej, to jej długość ciągnęła się na pół kraju.
W drugim zdaniu skaczesz między podmiotami domyślnymi bez ładu i składu. Bardzo nieporadnie to brzmi. Do tego "pół kraju" to tak trochę nic nie mówi. Pół takiego San Marino, czy pół Australii?
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Wiele stworzeń ewoluowało, aby przetrwać każdy upalny dzień. Niektóre kopały głębokie tunele, inne miały na swoim ciele dziwną skorupę. Wszystko było takie suche, twarde I nieprzyjazne człowiekowi. Jednak życie tutaj toczyło się dalej. Nic się nie poddawało. Tylko nocą ludzka skóra mogła doznać ukojenia. A dusza wraz z nią.
Trzeba by to jakoś uporządkować. Zaczynasz o zwierzętach, skaczesz do ludzi (że wszystko dla nich nieprzyjazne), potem znów do tutejszej fauny i flory (że się nie poddaje i życie toczy się dalej) i znów do ludzi. Mam wrażenie, że przez krótkie zdania trochę nie patrzysz na dłuższy ciąg tekstu. Wychodzi taka sieczka luźno powiązanych ze sobą spostrzeżeń, a nie konsekwentny obraz.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Setki tysięcy lat temu nikt nie pomyślał, że nadejdzie ogromne podwyższenie wody. Olbrzymie lodowce, które leżały niedaleko Galdhoop I Wysp Morskich, stopniały. Najwyżej położone punkty ogromnego kontynentu zostały osobnymi państwami. Wszelkie dziedzictwo zostało utracone. Co drugi obywatel nie poznał nawet wzmianki o swoich przodkach. A pustynie stały się pytaniem dla wielu obecnych uczonych.
Skoro wszelkie dziedzictwo zostało utracone, to jakim cudem 50% obywateli jednak tę wiedzę o swoich przodkach ma? Domyślam się, co tu chciałaś opowiedzieć, ale w warstwie słownej to się gryzie.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Tytus nie pozwolił nikomu odpocząć. Parł naprzód, przez kolejne wydmy, dając reszcie przykład ogromnej siły fizycznej. Nie był najmłodszy. Na jego ciemnej brodzie widniały już pierwsze oznaki starości. O uzębieniu nikt z załogi wolał nie wspominać.
- Daleko jeszcze? - spytał Akuan.
Mężczyzna w wieku Aleksa bardzo źle znosił upały.
Tytus nie jest najmłodszy, a Akuan ma tyle lat, co Aleks... Brzmi jak jakaś zagadka z matematyki, tylko danych brak ;)
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) - Przecież dopiero zeszliśmy ze statku. - odpowiedział mu zażenowany Aleks.
- Owszem. Ale podróż trwa dłużej, niż od zejścia z niego. - tłumaczył się ze swoich słów.
Sprawdź sobie interpunkcję w dialogach. Kiedy kropki, kiedy nie itd. Możesz zerknąć tu: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/ja ... c-dialogi/
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Milczenie było potwierdzeniem, że zrozumiał. To była jego taktyka - udawać, że nie słyszał.
Albo jedno, albo drugie. Albo milczeniem potwierdza, że zrozumiał (czyli usłyszał), albo milczenie to udawanie, że nie usłyszał.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) - Czasami trzeba wybrać to co zostało. - wyszarpał mu się.
Gdy miał dość głupich pytań, odpowiadał najkrócej jak tylko się da. Byleby rozmówca zrozumiał I przestał być upierdliwy.
To nie brzmi jak odpowiedź z kategorii "najkrócej jak się da". Bardziej na odpowiedź, po której człowiek będzie drążył albo filozofował nad kwestiami tego, "co zostało".
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) A na niedoświadczonych piratach robił wrażenie obeznanego w tym fachu.
Uważaj na podmioty domyślne. Głos robił wrażenie obeznanego w fachu? Raczej sprawiał, że kapitana tak postrzegano, nie?
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32)zza młodu
za młodu
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) paktowych piratów
Jeśli "paktowi piraci" to jakaś konkretna grupa społeczna/kasta piracka w Twoim świecie to ok... Ale jak nie, to nie wiadomo, o co tu chodzi.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Załoga już bez słowa podążała za kapitanem. Przez kolejne wydmy. Ciepły piasek pod wpływem wiatru wchodził każdemu do oczu. Tytus zakrywał własne pod dużym, czarnym kapeluszem pirackim. Ale widać było, że nie na wiele mu to przyszło. Bo co parę sekund odwracał głowę w kierunku swoich ludzi. Ci również nie mieli łatwo. Kilku zdjęło swoje koszule I zakrywało nimi twarze przed niepożądanymi czynnikami zewnętrznymi. Aleks również nie ukrywał, że sytuacja nie jest czymś przyjemnym – starał się chronić rękami.
Nie rozumiem tego dzielenia zdań. Strasznie to poszatkowane, źle się czyta. Czemu chociażby nie połączyć podkreślonych fragmentów (oczywiście jakoś tam jeszcze je szlifując)? Dałoby to jakąkolwiek zmienność rytmu.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Gdy przeszli piętnaście dużych wydm, pod stopami zaczęli wyczuwać silne drżenie.
To liczenie tu, moim zdaniem zbędne, ale ja nie o tym. Znów problem określenia, które niewiele mówi - jak duża jest w tym świecie "duża wydma"? Czy piętnaście wydm to powiedzmy kilka godzin spaceru czy kilkadziesiąt w tym świecie?
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Gdy przeszli piętnaście dużych wydm, pod stopami zaczęli wyczuwać silne drżenie. Wszyscy, w tym kapitan, byli zaniepokojeni. To nigdy nie był dobry znak. Coś dużego pod nimi robiło sobie tunel. Załoga stanęła w miejscu. Powszechnie było wiadome, że na pustyniach Rberii żyło wiele stworzeń, których nie spotka się na innych kontynentach. I nigdy nie chodziło o skorpiony, czy kopytne. To były na tyle zdziczałe stworzenia, nie raz tak rozumne, że lepiej im było zejść z drogi. Jedno z nich musiało właśnie wędrować pod załogą. Robiło to na tyle intensywnie, że kapitan z obawą stwierdził, iż to spore bydle. Ale ciężko było określić jakie. Choć niektórzy mieli swoje podejrzenia.
Znów poszatkowane zdania.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Załoga dzięki mapie, przypominającą topograficzną, dotarła do upragnionego celu – małego wejścia do jaskini.
"Przypominającej", nie "przypominającą" to raz. Choć przyznam, że nie do końca rozumiem, jak wygląda mapa "przypominająca (ale nie będąca) topograficzną". Brakuje mi też opisu wejścia do tej jaskini. Dotąd były wydmy i piach (i ew. tunele zwierząt). Wyrosły tu nam jakieś skały? Albo co?

I tu przyznam, że odpuściłam wypisywanie dalej błędów, niezręczności, problemów warsztatowych. Jest, niestety, słabo. Tekst jest strasznie poszatkowany. Krótkie zdania nie tworzą wrażenia dynamiki, tylko raczej jakiejś przypadkowości. Opisom brak plastyczności, czasem zdają się niekonsekwentne. Często pewnie przez tę długość zdań, często przez pewną koślawość. Sporo niezręczności, jakiegoś zwyczajnego bałaganu (wielkie I wszędzie, zapis dialogów). Nawet nie za bardzo umiem powiedzieć coś o fabule, bo cały czas się potykałam o język, a bohaterowie nie byli w stanie mnie zainteresować na tyle swoimi rozmowami/losami, żebym przestała na to zwracać uwagę.

Życzę powodzenia w dalszej pracy :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

3
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Poza błędami to ogólnie słabe otwarcie. Poszatkowany opis, który spokojnie zadziałałby w jednym zdaniu.
Nie należę do osób, która lubi pisać zdania składająca się z 20 słów. Ba, gdzieś kiedyś czytałam, że tak nie powinno się robić. Jak czytałam jakąś książkę to mnie właśnie drażniło to ile słów(około 20) jest w jednym zdaniu, poszatkowanych przecinkami. Dla mnie jest to po prostu brzydkie i tyle. I nie raz się zdarzało, że przez to nie rozumiałam zdania, lub zapominałam jakieś ważne słowo, które się w nim znajdowało. Mogłabym tak pisać, ale nie podoba mi się to.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Skoro wszelkie dziedzictwo zostało utracone, to jakim cudem 50% obywateli jednak tę wiedzę o swoich przodkach ma? Domyślam się, co tu chciałaś opowiedzieć, ale w warstwie słownej to się gryzie.
To już temat na inny rozdział. Jak przybędzie mi wena, napiszę.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) "prowadziło do potu"? No nie, to zdecydowanie nie po polsku.
To do jakiego, bo ja to zdanie bardzo dobrze rozumiem. Początkowo wyglądało ono jeszcze gorzej.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) W drugim zdaniu skaczesz między podmiotami domyślnymi bez ładu i składu. Bardzo nieporadnie to brzmi. Do tego "pół kraju" to tak trochę nic nie mówi. Pół takiego San Marino, czy pół Australii?
Hola hola, to dopiero 1 część.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Tytus nie jest najmłodszy, a Akuan ma tyle lat, co Aleks... Brzmi jak jakaś zagadka z matematyki, tylko danych brak
Wszystko podałam dokładnie, wystarczy dobrze przeczytać. Napisałam, że u Tytusa można znaleźć pierwszą siwiznę i że zęby nie ma w najlepszym stanie. Czyli 10 lat na pewno nie ma. A Aleksa i Akuana nie raz określiłam jako "młodzieńców", czy "młodych mężczyzn". Nie potrzebujesz do tego kalkulatora, gwarantuję. Dodatkowo też napisałam, że Tytus jest doświadczonym piratem, więc... :hm:
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Albo jedno, albo drugie. Albo milczeniem potwierdza, że zrozumiał (czyli usłyszał), albo milczenie to udawanie, że nie usłyszał.
Można milczeć i jednocześnie potwierdzić. I można też udawać, że się tego nie słyszało. Moim zdaniem to się nie wyklucza. Tym bardziej, że napisałam to jako narrator, a nie jako pierwszoplanowa postać.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) To nie brzmi jak odpowiedź z kategorii "najkrócej jak się da". Bardziej na odpowiedź, po której człowiek będzie drążył albo filozofował nad kwestiami tego, "co zostało".
No dobra, chciałam żeby to zabrzmiało bardziej poetycko.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Jeśli "paktowi piraci" to jakaś konkretna grupa społeczna/kasta piracka w Twoim świecie to ok... Ale jak nie, to nie wiadomo, o co tu chodzi.
Zgadłeś, to kasta :) Ciekawe ile osób to wychwyci, nie czytając twojego i mojego komentarza :P
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) Nie rozumiem tego dzielenia zdań. Strasznie to poszatkowane, źle się czyta. Czemu chociażby nie połączyć podkreślonych fragmentów (oczywiście jakoś tam jeszcze je szlifując)? Dałoby to jakąkolwiek zmienność rytmu.
Nie lubię długich zdań, pełnych przecinków. Mogłabym tak pisać, ale mi się nie podobają :stop: napisałam już o tym wyżej.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) To liczenie tu, moim zdaniem zbędne, ale ja nie o tym. Znów problem określenia, które niewiele mówi - jak duża jest w tym świecie "duża wydma"? Czy piętnaście wydm to powiedzmy kilka godzin spaceru czy kilkadziesiąt w tym świecie?
Nie chcę być niemiła, ale możesz sobie wpisać słowo "wydma" w google i ci wyskoczy. Jak wcześniej podawałam konkrety, to dostawałam po dupie, że są zbędne. 15 wydm NA PUSTYNI, koniec. Reszta dla twojej wyobraźni.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) "Przypominającej", nie "przypominającą" to raz. Choć przyznam, że nie do końca rozumiem, jak wygląda mapa "przypominająca (ale nie będąca) topograficzną". Brakuje mi też opisu wejścia do tej jaskini. Dotąd były wydmy i piach (i ew. tunele zwierząt). Wyrosły tu nam jakieś skały? Albo co?
Z tą mapą powiem szczerze, że nie wiedziałam jak opisać. Jak masz jakiś pomysł to z chęcią przeczytam. Bo jak kiedyś napisałam po prostu mapa to również oberwałam. Przy opisywaniu wejścia do jaskini nie pisałam o skałach. Być może zapomniałam, że powinnam patrzeć od strony czytelnika. Ale mleko się rozlało, trzeba je wypić.
Adrianna pisze: (pn 06 wrz 2021, 20:37) a bohaterowie nie byli w stanie mnie zainteresować na tyle swoimi rozmowami/losami, żebym przestała na to zwracać uwagę.
Może dlatego, że w tej części skupiłam się bardziej na opisach, niż rozmowach. W kolejnej/ych będzie ich więcej, gwarantuję.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

4
Niestety, muszę się zgodzić z Adrianną. Piszesz bardzo chaotycznie i nieskładnie. Jeszcze raz wrócę do tego fragmentu:
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Tytus nie pozwolił nikomu odpocząć. [...]. Nie był najmłodszy. Na jego ciemnej brodzie widniały już pierwsze oznaki starości. O uzębieniu nikt z załogi wolał nie wspominać.
- Daleko jeszcze? - spytał Akuan.
Mężczyzna w wieku Aleksa bardzo źle znosił upały. [...].
- Przecież dopiero zeszliśmy ze statku. - odpowiedział mu zażenowany Aleks.
O Tytusie wiadomo, że nie jest najmłodszy. Ale z tego wcale nie wynika, że pozostali rozmówcy są młodzi! Nie znamy wieku Aleksa (piszesz o nim "młodzieniec" znacznie później), wcześniej w ogóle o nim nie wspominasz, więc nazwanie Akuana "mężczyzną w wieku Aleksa" kompletnie nic nie mówi, gdyż odwołujesz się do postaci nieznanej. Dlaczego nie napisałaś np: chociaż był młody, źle znosił upały albo podobnie? Lubisz proste zdania, to może i podstawowe informacje podawaj w prosty sposób? Tłumaczenie, że gdzieś dalej wielokrotnie piszesz, że ci dwaj mężczyźni są młodzi mija się z celem, gdyż czytelnik zaczyna sobie wyobrażać bohaterów już od chwili, kiedy pojawiają się na planie. No i otrzymuje dwie niewiadome.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32)
Tytus i Sask samym wyglądem przerażali. Aleks zza młodu mocno się o tym przekonał…
Po pierwsze - za młodu. "Zza" = spoza, jest to przyimek określający miejsce (np. zza skały, zza rogu). "Za młodu" to idiom określający czas: w młodości, w młodym wieku i odnoszący się do przeszłości (za młodu nauczył się grać na saksofonie, a teraz wykorzystywał tę umiejętność). Wynikałoby z tego, że Aleks już nie jest taki znowu młody... Dopiero potem nazywasz go "młodzieńcem".
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) - Uspokój się. - rozkazał mu kapitan. - Bo inaczej ten piasek będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz
Hm. To wygląda, jakby do rozmowy włączyła się czwarta osoba. Ale chyba jednak nie. Czyli powinnaś wcześniej poinformować, że to Tytus jest kapitanem. Z faktu, że "nie pozwolił nikomu odpocząć" wcale nie wynika, że nim był. Mógł być tym członkiem załogi, który zna pustynie i podjął się przeprowadzenia towarzyszy przez piaski do jakiegoś miasta czy oazy.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Zziębnięty wyszedł z wody. Rękami zaczął poprawiać szatynową grzywkę, która w tamtym momencie zabierała mu widoczność. Po pozbyciu się z ubrań nadmiaru wody zaczął sprawdzać ilość korytarzy.
Rety... Poprawiać można grzywkę rozwianą przez wiatr, ale po kąpieli z zanurzeniem pozostaje już tylko odgarnięcie z czoła mokrych kosmyków. I nie ma czegoś takiego jak "szatynowa grzywka". I dlaczego nie napiszesz, że wyżął mokre ubrania? "Po pozbyciu się z ubrań nadmiaru wody" brzmi jak fragment instrukcji obsługi pralko-suszarki.
Niestety, podobnych kiksów językowych i nielogiczności jest w Twoim tekście tak wiele, że odbierają chęć śledzenia akcji. Nie mogę zasugerować nic ponad to, co już kiedyś napisał Ci Navajero: może przerzuć się na pisanie tekstów krótkich. Ćwicz opisy, dialogi, skupiając się nie na rozbudowanej akcji, lecz na języku, na właściwym doborze słów.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

5
Rubia pisze: (wt 07 wrz 2021, 00:55) Wynikałoby z tego, że Aleks już nie jest taki znowu młody... Dopiero potem nazywasz go "młodzieńcem".
Dzieckiem też nie jest. "Młodzieniec" to określenie na młodego mężczyznę. Więc stary co Tytus tym bardziej nie jest. Przecież nie raz w historii książek zdarza się, że nawet pod koniec opowieści dowiadujemy się o płci bohatera. A już nie wspomnę o wyglądzie(przykładowo wygląd Jaskra z Wiedźmina został przedstawiony długo po wydaniu pierwszej książki i nawet w grze wygląda inaczej, bo autor dosyć późno podał jego wygląd zewnętrzny - mimo tego książki stały się hitem) :/ Wiem, że do Sapkowskiego mi bardzo daleko, ale w tej kwestii myślę, że mam prawo go przytoczyć.
Rubia pisze: (wt 07 wrz 2021, 00:55) I dlaczego nie napiszesz, że wyżął mokre ubrania?
Nie napisałam może dlatego, że pierwszy raz słyszę o czymś takim jak "wyżął"? Nie znam wszystkich skomplikowanych słów w j. polskim. Bardzo mi przykro. Ale przyznaję, że parę minut zastanawiałam się jak to ładnie ubrać w słowa, ale "wyżął" nigdy by mi nie wpadł do głowy.
Rubia pisze: (wt 07 wrz 2021, 00:55) I nie ma czegoś takiego jak "szatynowa grzywka"
A szatynowy odcień włosów to co? Jakbym napisała "brązowa grzywka" to już by lepiej brzmiało?


Co do reszty, masz rację i postaram się to ogarnąć. Dlatego zostawiam na razie książkę i piszę rozdziały. Bo krótkie historie już są dawno za mną i nie mam ochoty się nimi bawić. Pisałam je przez wiele lat.
W obecnej chwili piszę 2 część. Staram się pisać te dłuższe zdania, o które jestem tak bardzo upominana. Choć za tym nie przepadam. Krótkie teksty pisałam wiele lat temu i mam dosyć.
Co do opisu postaci, staram się to naprawić. Tylko szkoda, że sama nie widzę rezultatów. Nie wiem z czego to wynika. Czy może chęć szybkiego napisania, czy to jak bardzo wena mi napływa i nie zauważam tak podstawowych błędów? Sama nie wiem,
Ehh... ciężko mi uwierzyć, że po tylu latach pisania, wychodzi, że mam kiepski styl. Być może przyswoiłam źle wiedzę ZA nastoletnich lat i teraz przez to tracę.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

6
Wixon pisze: (wt 07 wrz 2021, 02:05) Dzieckiem też nie jest. "Młodzieniec" to określenie na młodego mężczyznę. Więc stary co Tytus tym bardziej nie jest. Przecież nie raz w historii książek zdarza się, że nawet pod koniec opowieści dowiadujemy się o płci bohatera. A już nie wspomnę o wyglądzie(przykładowo wygląd Jaskra z Wiedźmina został przedstawiony długo po wydaniu pierwszej książki
Nie chodzi o to, że trzeba wstawiać portret pamięciowy bohaterów na samym początku. Chodzi o to, że używasz porównania do czegoś, co jest opisane w dalszej części. Przez to mimo pozornego przekazania informacji czytelnik nadal nie ma pojęcia o jaki wiek chodzi.
Wixon pisze: (pn 06 wrz 2021, 17:32) Mężczyzna w wieku Aleksa bardzo źle znosił upały.
Na tym etapie powstaje pytanie: czyli w jakim wieku? Nie mając żadnych dodatkowych informacji czytam dalej odnosząc się do mojej wiedzy ogólnejm, a ta mi może podpowiedzieć, że starsi ludzie źle znoszą upały.
Nic nie dajesz czytelnikowi tym zdaniem.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

7
Sporo uwag już dostałeś, postaram się więc nie powtarzać (choć coś mogło mi umknąć).
Choć nie najgorętsze, bo ta cecha była przepisana innej, to jej długość ciągnęła się na pół kraju.
Cechy i role przypisuje się arbitralnie (np. od dzisiaj ten statek uważamy za najważniejszy we flocie, tę panią uważamy za najbardziej utalentowaną poetkę). Jeśli jakaś pustynia jest najgorętsza to naprawdę jest najgorętsza i nie ma co jej tego przypisywać.
Spójnik „jednak” łączy zdania, które stoją ze sobą w jakiejś sprzeczności lub kontraście i wskazuje, że mimo sprzeczności te cechy lub zdarzenia udało się połączyć. Nie łączy się spójnikiem „jednak” stwierdzeń, które nijak się mają do siebie.
Wiele stworzeń ewoluowało, aby przetrwać każdy upalny dzień. Niektóre kopały głębokie tunele, inne miały na swoim ciele dziwną skorupę.
Mówisz, że lubisz krótkie zdania a zobacz: tu masz aż cztery niepotrzebne wyrazy pod rząd. Inne miały skorupę. Tyle.
Tip dla fantastyki ogólnie: ja wiem, że settingi w fantastyce często mają być interesujące i egzotyczne, ale jeśli chcesz opisać coś dziwnego, to opisz to tak, by czytelnik sam wykombinował, że jest dziwne. Pisanie „dziwne” wcale nie wywołuje w czytelniku jakiegoś szczególnie interesującego wyobrażenia.
Najwyżej położone punkty ogromnego kontynentu zostały osobnymi państwami.
Słowo, którego szukasz to „wyspa”. Osobne państwa istnieją nawet na nieprzerwanym lądzie.
Parł naprzód, przez kolejne wydmy, dając reszcie przykład ogromnej siły fizycznej
Bo… niósł po kowadle w każdej ręce?
Jeśli przykładem czegoś miało być parcie, to był to przykład wytrwałości/wytrzymałości.
O uzębieniu nikt z załogi wolał nie wspominać.
Niby nie błąd, ale jakieś to… niesmaczne i niepasujące do reszty. Humorem fekalno-bakteriologicznym trzeba umieć grać, by nie wyszło nam prymitywne „hehe, pierdnął, hehe”. Tutaj trochę niestety poszło w to ostatnie.
- Daleko jeszcze? - spytał Akuan. Mężczyzna w wieku Aleksa bardzo źle znosił upały.
No faktycznie ni kuku nie wiadomo ani, kim Aleks, ani po co Aleks, ani ile kto ma lat. Jedyna informacja, jaką z tego zdania wyciągamy (bo jeszcze nie wiemy przecież, że obok idzie jakiś Aleks!) to „O, w tym świecie Aleks to chyba jakieś zwyczajowe określenie jak Matuzalem u nas, i widocznie zamiast mówić, że ktoś jest stary eufemistycznie określa się go jako osobę w wieku Aleksa”.
Bo inaczej ten piasek będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczysz pod koniec swojego marnego życia.
Który raz ja to już mówię… to jest parodia, tak? Celowo podajesz tekst, który pojawia się w absolutnie każdym dziele z udziałem złego zakapiora, żeby zadrwić z tego, jak bardzo jest oklepany, prawda?
Jego diamentowe oczy odwrócone w kierunku Oceanu Szerokiego były obojętne.
Oczy zrobione z diamentu czy oczy w kolorze diamentu? Bo jeśli w kolorze diamentu, to fuj, bo mu widać siatkówkę. A jeśli zrobione z diamentu, to jak on widzi?
Jakby niczego nie oczekiwał z tej podróży. Zrobić co trzeba I wracać. Traktował to jak zwykłą robotę.
Każde z tych trzech zdań w tym kontekście znaczy z grubsza to samo, wystarczy wybrać jedno.
Większość piratów takie ma. Nie tylko wy. - Tytus zwrócił się do Akuana. - Niewolnicze dzieci. Tym jesteście. Gdyby nie my, kapitanowie, żylibyście w śmierdzących miastach Adal. W brudzie, ubóstwie. Wielka mogiła. - Skoro tak, to czemu zaatakował kapitan ten kraj? - Akuan zatrzymał go ręką. - Czasami trzeba wybrać to co zostało. - wyszarpał mu się.
Gdy miał dość głupich pytań, odpowiadał najkrócej jak tylko się da. Byleby rozmówca zrozumiał I przestał być upierdliwy. - A teraz chcę dotrzeć na miejsce. Póki słońce jest na środku nieba. - kontynuował. - Więc ruszać dupska, inaczej nie wejdziecie na statek. - zagroził. (...) Tytus i Sask samym wyglądem przerażali.
Po pierwsze: strasznie sztuczna ekspozycja. Ja wiem, że dobra ekspozycja w dialogu to niełatwe zadanie, ale to jeszcze nie powód, by robić to źle. Jacy ludzie w prawdziwym świecie opowiadają sobie nawzajem, kim są i skąd się wzięli dla umilenia spaceru, jeśli się już znają?
Skąd postać ma wiedzieć, że właśnie w tej chwili zaczęła być podglądana przez narratora i ma zadeklamować piękną ekspozycję?
Jeśli nie da się tego w naturalny sposób zrobić w dialogu, to nic Ci nie stoi na przeszkodzie, by wpleść te informacje w narrację, przecież i tak już wcześniej to robiłaś.

Druga sprawa:
Nie wiem, jaką postać chcesz budować. Mnie ten kapitan przypomina taką mięciuchną kaczuszkę, co rzuca dupskami, żeby uchodzić za twardziela, a wszyscy dookoła i tak wiedzą, że po cichu czytuje Pawlikowską-Jasnorzewską i je dżem srebrną łyżeczką.
Kilku zdjęło swoje koszule
zdjęło koszule. Wiadomo, że swoje.
I zakrywało nimi twarze przed niepożądanymi czynnikami zewnętrznymi.
M-m
Powszechnie było wiadome, że na pustyniach Rberii żyło wiele stworzeń, których nie spotka się na innych kontynentach.
Zazwyczaj tak jest i to jeszcze nie powód do niepokoju. Np. miś koala występuje tylko na jednym kontynencie i akurat nie to jest powodem, by się go bać.
To były na tyle zdziczałe stworzenia (……………………….), nie raz tak rozumne, że lepiej im było zejść z drogi.
Na tyle zdziczałe, że co?
Masz w tym zdaniu dwie części zbudowane na zasadzie „coś było tak jakieś, że…”
Szafa była na tyle duża, że nie mieściła się w drzwiach i tak stara, że nie dałoby się jej rozebrać bez uszkadzania.
Z pierwszej cechy wynika pierwszy skutek, z drugiej cechy drugi skutek.
Ze zdziczałości wynika jedno, z rozumności drugie.
Jeśli chcesz napisać, że z obu cech (zdziczałości i rozumności) wynikało to samo, to zdanie powinno wyglądać jakoś mniej więcej tak:
„To były stworzenia zdziczałe i rozumne na tyle, że lepiej było im zejść z drogi”
No i... na pewno zdziczałe, a nie po prostu dzikie?
Jedno z nich musiało właśnie wędrować pod załogą. Robiło to na tyle intensywnie, że kapitan z obawą stwierdził, iż to spore bydle.
Jaką miarą się mierzy intensywność wędrówki i co to ma do rozmiaru wędrującego?
Może chodziło Ci o to, że drgania podłoża były silne?
Jak skarcone dziecię.
Dziecko. Całą resztę piszesz normalnym współczesnym językiem, nie ma co kombinować ze stylizacją za pomocą jednego wyrazu.
Niektórzy z drwiną, chcąc się przypodobać kapitanowi.
Temu kapitanowi, co ma wybejane na wszystkich i nie lubi interakcji społecznych?
Słońce już się lekko obniżyło Powoli z pięknej żółci, zamieniało się w rażącą pomarańcz.
Gwiazda z płynu ustrojowego zamieniła się w owoc (i to jeszcze w złym rodzaju). No dobra, to jest dziwne. Faktycznie niecodzienny setting.
Nie wyglądał na wkurzonego
To też nie pasuje do reszty stylu.
Reszta załogi zawsze wiedziała co zrobić, by uchronić swój tyłek.
Cała załoga miała jeden wspólny tyłek?

Aleks był świetną przynętą na groźne sytuacje.
Gdyby był przynętą na groźne sytuacje to musiałoby znaczyć, ze piraci za jego pomocą przyzywają groźne sytuacje.
Młody mężczyzna zakręcił oczami z niechęci.
Nie. Ten frazeologizm brzmi polsku inaczej. Zadanie domowe: znaleźć w Sieci poprawną wersję.
Małe kamyki zjeżdżały wraz z Aleksem na sam dół.
Na sam dół czego?
Aspekt niedokonany oznacza, że Aleks zjeżdżał kilka razy, a do jaskini miał wleźć raz. Nie ma wyjścia: musi to znaczyć, że podchodził do wejścia do jaskini, zjeżdżał na kamykach do tyłu oddalając się od wejścia, a potem podchodził jeszcze raz i próbował ponownie.
Ze słonecznej pustyni, trafił wprost do zimnej I ciemnej przestrzeni w skale.
Trafił wprost w ciemność i chłód. „Przestrzeń w skale” jak rozumiem miała pomóc uniknąć powtórzenia „jaskini”, ale tu da się uniknąć tego jeszcze prościej.
Tip: unikanie powtórzeń to nie zawsze szukanie synonimu, to może być też szukanie sposobu, by wyraz stanowiący problem w ogóle pominąć.
Choć doskonale widział w ciemności, nie zdążył się zorientować, że z urwiska wpadł prosto do lodowatej wody.
Zazwyczaj to nie wzrok informuje ludzi, że wpadają do zimnej wody. Poza tym skoro się nie zorientował, że jest w wodzie to jakim cudem:
postanowił jak najszybciej się wynurzyć.
?
Nie da się postanowić, że zakończysz sytuację w której nie wiesz, że jesteś.
A może chodziło Ci o to, że nie zorientował się, że zaraz wpadnie do wody, ale jak już wpadł, to jednak się zorientował?
Ale nie kapitana. Nie było to przejmujące echo, raczej zaciekawienie, czy przeżył upadek.
Opisujesz to, jakby to było coś dziwnego.
Aleks podejrzewał, że zrobione przez nich echo, mogło ich zdradzić.
To nie ludzie robią echo.
Rękami zaczął poprawiać szatynową grzywkę, która w tamtym momencie zabierała mu widoczność.
- rękami do wywalenia, przecież wiadomo, że nie kolanem.
- szatynową do wywalenia, nie o opis postaci nam przecież teraz chodzi
- ograniczała widoczność… ale w sumie całość też do wywalenia, bo wystarczy „odgarnął włosy z oczu”.
A podobno nie lubisz długich zdań.
Po pozbyciu się z ubrań nadmiaru wody
Niepotrzebne udziwnienie.
zaczął sprawdzać ilość korytarzy. Nie musiał liczyć. Jedna szła przeciwlegle do drugiej.
Jedna ilość?
No i przeciwlegle się zazwyczaj leży, a iść można w przeciwnych kierunkach.
Obawy jednak nie zmusiły go do kolejnego skoku.
Czego się obawiał, że skok miałby mu pomóc tego uniknąć?

Znów mam wrażenie, ze napisałaś nie to, co chciałaś.
Nie chodziło Ci czasem po prostu o to, że bał się skoczyć?
Bo „obawy jednak go nie zmusiły” znaczy, że bał się tego, co go spotka jeśli *nie* skoczy, a jednak postanowił stawić im czoła zamiast skoczyć.
Tym bardziej dla osób, które mają go za nic.
Boże Jedyny, jak on to przeżywa.
Nikt mnie nie kocha, mają mnie za nic, nie martwią się o mnie facet brzmi jak nastoletnia gwiazdka instagrama, której matka skasowała konto i nagle się okazuje, że w prawdziwym świecie niedawny pępek świata nikogo nie obchodzi. A ponoć to jakieś dziecko niewolników co się chowało w błocie o sianie i obierkach.
Nie tego uczył go Tytus za dziecięcych lat.
A ten Tytus czasem nim nie gardzi?
Tu go nazywa niewolniczym dzieckiem, pomiata, a jednak zajmował się bobasem.
No proszę, mówiłam, że kaczuszka-mięciuszka z niego.
Cofnął się z powrotem do ogromnej jaskini
Jakoś mi umknęło, że z niej wyszedł… Skoro naturalny wąski korytarz w skale pod ziemią to nie jaskinia, to jak go określisz?
I wszedł w drugi korytarz. Ten również kierował się ku dołu. Ale nie kończył dziurą w podłożu. Im niżej schodził, tym czuł coraz większy chłód.
Korytarz czuł chłód.
Słyszał jedynie stukot swoich skórzanych kozaków.
Jak skórzanych, to nie stukot.
No i ma buty na szalonym wypasie jak na jakieś niewolnicze popychadło.
Miewał momenty, że było na tyle ślisko, aż chwytał się za nierówne ściany.
Ścian.
Chwytamy się za własną część ciała albo czegoś.
Poprawił spodnie, które mu się przekręciły od nadmiaru różnych pozycji ciała.
Raz: niepotrzebne udziwnienie
Dwa: jak spodnie mogą się przekręcić?
- Przydałby się nowy sznurek. - szepnął pod nosem, zawiązując nowy supełek dookoła pasa.
Sznurka nie ma, taki biedny, ale skórzane kozaki na błysk są.
Aleksowi przyszła jedyna myśl. Identyczny dźwięk. (...) Coś szło w jego stronę.
Już nie „coś” skoro Aleks zidentyfikował dźwięk i wie, co go wydaje.
Choć wzrok pozwalał mu widzieć w ciemności, niewiele mu to dało.
Oj weź już przestań…
Ale okej, o tym później.
Miał przy sobie kordelas. Jednak wrażenie, że to coś jest od niego większe, nie skłoniło go do użycia białej broni.
Znaczy się, jakby to coś było mniejsze, Aleks użyłby kordelasa, ale skoro jest większe, to będzie walczyć gołymi rękami w razie jakby co?
Wrócił do jaskini, z której wiedział, że nie ma wyjścia.
On. Jest. W. Jaskini. Cały. Czas.
Zaczął czuć jak głowa robi mu niespodzianki.
Na pewno wiesz, co to znaczy?
Nie wiedział, czy stworzenie wyczuło ofiarę. Może najzwyczajniej przemieszczało się z jednego punktu, do drugiego.
Gwiżdżąc sobie pod nosem dla zabicia nudy. Albowiem wunsz zawsze syczy, wiemy to ze wszystkich filmów z Indianą Jonesem.
Ale mam dla Aleksa radę: wystarczy odwrócić wzrok. Każdy fan przygodówek wie, że wąż się nie porusza, a lont nie pali, jeśli się nań nie patrzy.
wskoczył z powrotem do głębokiego jeziora. Z obawy, że mógł być nazbyt widoczny, zanurkował.
Jeśli napiszesz, że zanurkował w jeziorze to czytelnik naprawdę się domyśli, dlaczego.
zaprzestał płynięcia.
Gdyby tylko istniało na to prostsze określenie.
Poruszał się w miejscu
Nie. Zadanie domowe: domyślić się, dlaczego.
Zaczął się wewnętrznie cieszyć, że nie jest zwykłym człowiekiem.
A zazwyczaj cieszył się zewnętrznie?
Coś mi się zdaje, że pomyliło Ci się z „zaśmiał się w duchu” bo śmianie się to rzeczywiście reakcja, którą mogą widzieć inni i gdy śmiejemy się w duchu, to ją ukrywamy. To, że istnieje jeden taki frazeologizm nie znaczy, że zdania budowane na podobnej zasadzie będą miały sens.
Umiejscowione za jego uszami skrzela, pozwalały mu godzinami przebywać w wodzie.
Też umiem godzinami przebywać w wodzie, a nie mam skrzeli.
Nie obawiał się, że utraci powietrze.
A nie, że się udusi? Tracić powietrze może dętka.
Choć miał również płuca jak u zwykłego człowieka, to w wodzie funkcje oddechowe przejmowały właśnie one.
...one, czyli właśnie płuca.

Poza tym.
- znowu oczywista oczywistość
- znowu niepotrzebnie techniczny udziwniony język
Ogromne, kremowe ślepia patrzyły prosto na niego. Na szczęście go nie widziały. Za ciemno.
A skąd Aleks to wie?
A że wąż traktował to jako źródło, mógł na spokojnie tutaj żyć.
A gdyby wąż traktował jezioro jak jezioro, to już by nie mógł?
Może chodziło Ci o to, że wąż po prostu miał dostęp do wody?
Ale to nie jego wielkość była uważana za legendarną. Tutejsi uważali, że była to długość ciała.
A nie no, długość nie ma nic wspólnego z wielkością.
No i jacy „tutejsi”? Postaci czasem nie są na dzikiej pustyni, na której żyją tylko salamandry, skorupiaki i dziwne cosie?
W całej historii tej krainy, dopuszczał się przerażających czynów. Największą było zburzenie całego miasta własnym cielskiem.
Nie sądzę, by zwierzę mogło się czegokolwiek dopuszczać.
Stało się to kilkadziesiąt lat temu
kilkadziesiąt lat wcześniej.
Strachu było co nie miara.
Wszyscy śmiali się i dokazywali.
Choć nie był on tak ogromny jak Pelagors – ptak wyższy od drzew, to budził przerażenie.
Wtrącenie flankujemy z obu stron tym samym znakiem interpunkcyjnym.
Ale od wielu lat, bodajże kilkunastu, nastała cisza na pustyniach. W pewnym momencie zniknął. Od tamtego czasu podróżnicy wyczuwali go pod sobą, jak się przemieszczał tunelami. I tyle im starczyło, by uciekać w popłochu.
Strasznie dobrze zorientowany w historii najnowszej ten Aleks.

Ogólnie?

Jak już pisałam: wszystko zależy od tego, jakie miałaś możliwości zdobycia doświadczenia.
Mimo krytyki nadal muszę przyznać, że jak na dziecko czy młodszą nastolatkę to ten tekst nie jest aż taki zły. Jest jakaś tam struktura, jest – wydaje mi się – świadome przeplatanie opisu aktualnych poczynań postaci informacjami o ich pochodzeniu, wzajemnych relacjach. Tak, to szwankuje (vide zagadka z wiekiem) ale widzisz potrzebę nadawania tekstowi struktury, a nie zaczynasz, jak wiele nieletnich pisarek, od „Aleks miał osiemnaście lat, zielone oczy, brązowe włosy, psa i lubił zupę pomidorową”. Jest fantazja (choć widać inspiracje), jest nawet jakiś tam sugestywny opis sytuacji. IMHO szkoda by było, gdybyś się teraz całkiem zniechęciła.

Ale

Jest bardzo poważne ale.

Jeśli coś z Ciebie ma być, to musisz zacząć od podstaw.

Przede wszystkim język. Nie styl, tylko komunikatywność. Zwykła poprawność. Interpunkcja, gramatyka, słownictwo. Pewność, że wiesz, co znaczy dane słowo i jak użyć go w zdaniu. No, ogólnie to, czego każdy uczy się zwyczajnie na polskim. Zwyczaj zaglądania do słownika, wyszukiwania nie tylko definicji, ale konotacji i konstrukcji gramatycznych, jakie dane słowo wymusza. Musisz sobie wyrobić nawyk upewniania się, bo jak nie, to potem nawet doświadczonym (i wydanym) wychodzą babole.

Styl? Wiele razy Ci się wymknął spod kontroli (a to kolokwializmy, a to archaizmy, a to techniczne określenia) ale powiedzmy, że jak się tych naleciałości pozbędziesz, to będzie solidny, zwykły, nieodwracający uwagi od fabuły styl książki przygodowej. Jeśli chcesz czegoś więcej (i przez to owe udziwnienia), to nie tędy droga.

Długość zdań? Piszesz, że nie lubisz długich i zagmatwanych, ale twoja obrona tutaj to jest niestety strawman. Nikt Ci nie każe pisać długich zdań jednego po drugim bez przerywników, więc nie broń się przed takim zaleceniem. A to, że tekst jest pod względem długości oraz konstrukcji zdań dość nużący i nieciekawy to akurat prawda. Możesz coś z tym zrobić nadal nie należąc „do osób, która lubi pisać zdania składająca się z 20 słów.”

Budowanie napięcia? Są pewne narzędzia stworzone do tego celu, Ty jak widać w tym fragmencie postawiłaś na powolne odsłanianie kolejnych znaków obecności wunsza, więc coś tam wiesz, albo instynktownie kopiujesz. Tylko, że:
- odsłona pierwsza: dudnienie pod stopami. W tym momencie, jeśli decyzja piratów o zejściu pod ziemię ma być sensowna, to niebezpieczeństwo powinno pozornie ustąpić. Tak się często robi: jest znak ostrzegawczy, ale ktoś godny zaufania stwierdza „E, poszło sobie” albo „Dobra, chyba się pomyliliśmy” czy coś w tym stylu. Bohaterowie kontynuują swoje działania nie nie dlatego, że olali znak ostrzegawczy tylko dlatego, że ostrzeżenie zostało unieważnione i oni sądzą, że są bezpieczni (a czytelnik/widz przeczuwa, że jednak nie są). Ten trik działa właśnie dzięki zasugerowaniu czytelnikowi, że wie więcej, niż bohaterowie i przez to przejmuje za nich odpowiedzialność. Oni idą w pułapkę, musisz ich ostrzec! Właśnie ten dysonans budzi emocje.
U Ciebie tego nie ma: wunsz zadudnił, nie zaatakował, ale gdzieś tam jest, oni w sumie się na to godzą albo nie, cholera wie, chyba mają wywalone, więc czytelnik też może.
- odsłona druga: ciemność. Super zabieg, jeśli umiesz pisać sensualnie, tzn zwracać uwagę czytelnika na te doznania, na które zwracałby uwagę bohater chwilowo pozbawiony wzroku. Zasugerować, jak jest zdezorientowany, skoro wie i czuje tak mało. U Ciebie jest odwrotnie: przecież Aleks widzi. Chcesz, żeby nie widział, bo to by Ci pasowało do sceny i budowało napięcie, ale jednocześnie przecież to wyjątkowy bohater co ma dar od matki syreny i super moce, więc widzi, ale nie widzi, potem by jednak widział, a może widział ale nie za dobrze… Sama wiesz, że coś jest z tą sceną mocno nie tak i zamiast całkowicie zmienić jej założenia (walnął się w głowę? ma majaki? wysechł na pustyni i syrenie zmysły mu oklapły?) kombinujesz z Seenerową ręką na czole świadomie brnąc w bzdurę.

Postaci?

Tu disclaimer: mam problem z odróżnianiem parodii od tekstów pisanych na poważnie, możesz to traktować jak chorobę. Jeśli źle obstawiam i tekst miał być parodią, to cały poniższy fragment możesz sobie darować.

Dzięki postaciom najbardziej wyczuwa się niedojrzałość tekstu.
Oczywiście masz głównego bohatera tego fragmentu, czyli biednego chłopca z biedoty, który oczywiście jest wyjątkowy, ma super moce, ładne oczy i chyba chciałby być twardy, ale jest na tyle twardy, na ile twardość umie sobie wyobrazić ktoś, kto zapewne nigdy nie musiał zastanawiać się, czy żeby zarobić na bochenek chleba to lepiej skołować jakiegoś trupa z cmentarza czy dać d*py oblechowi w bramie. Straszliwi źli okrutni piraci są źli i okrutni, bo… robią to, co każdy normalny człowiek, czyli nie roztkliwiają się nad kolegą z pracy. Kapitan piratów jest już w ogóle archetypowym zakapiorem jedzącym drut kolczasty zamiast spaghetti i rąbiącym drwa penisem, ale swego czasu opiekował się bombelkiem. Możliwe, że to miał być ciekawy twist, pogłębienie postaci, ale brakuje mi takiej pewności. Obstawiam raczej rękę kogoś, kto świat wyobraża sobie jako komfortowe miejsce pełne troskliwości i słodyczy, zatem każde odstępstwo od takiej idylli przedstawia jako niesłychane.

I OK, rozumiem, że takie coś Cię pociąga. Skoro fajnie Ci się to pisze, losy postaci pobudzają Twoją wyobraźnię to warto to potraktować jako treningowy tekst, wyciągać z niego jakieś scenki czy krótsze opowiadania do obrobienia w ramach ćwiczeń, ale nie przywiązywałabym się do pomysłu wydania tej konkretnej historii chyba, że uda Ci się jakoś zniwelować dysonans między światem a postaciami.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

8
Seener pisze: (wt 07 wrz 2021, 09:15) Nic nie dajesz czytelnikowi tym zdaniem.
Okej, wezmę to pod uwagę. Chyba zacznę sobie robić notatkę, jak się powinno po kolei tworzyć opowiadanie, czy rozdział. I nie piszę tego dla żartu.

Dodano po 9 minutach 57 sekundach:
MargotNoir pisze: (wt 07 wrz 2021, 14:03) Jeśli jakaś pustynia jest najgorętsza to naprawdę jest najgorętsza i nie ma co jej tego przypisywać.
Sahara jest uważana za największą pustynię świata, ale za najgorętszą są uważane inne(są wymieniane około 3, więc nie doprecyzuję). I w mojej historii działa to samo, że jedna jest większa, a druga cieplejsza. Ja tutaj nic nie kombinuję. Każdą taką rzecz sprawdzam, aby później nie było, że jestem niedoinformowana. Co do reszty tego cytatu, przyznaję się, że nie doprecyzowałam.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

10
Na początku wypisałam rzeczy, z którymi się z tobą nie zgadzam. Ale że było ich trochę, to jednak sobie odpuściłam. Bo to ja jednak wystawiłam się na opinię.

Jeżeli chodzi o to jak stworzyłam Aleksa i Tytusa. Wybacz, ale nie mam zamiaru tworzyć samych dobrych i złych bohaterów, z super mocami, przenikliwością przeplataną z niesamowitym poczuciem humoru. To nie "Avengers". A tym bardziej (o zgrozo) "After. Płomień pod moją skórą", gdzie nastolatki się kłócą o głupoty. Ja używam "ciężkich" motywów psychologi. Nie chcę pisać jakich, bo nie chcę za dużo zdradzać.

I to że nie lubię długich zdań, nie znaczy, że nie próbuję z tym walczyć. Przecież na tym polega uczenie się na błędach i przyswajanie prawidłowej wiedzy, prawda? To że chodzisz nogami do siebie, bo ci tak wygodnie, nie znaczy, że nie powinnaś to zwalczyć dla własnego dobra. Wierszy i poezji pisać nie będę, bo jak zauważyłaś, jestem w tym temacie do kitu(nie chcę używać tu brzydkich określeń). Bo każdy mi pisze o dłuższych zdaniach, więc coś musi być na rzeczy.

Widzisz, umiem pisać dłuższe zdania, co nie znaczy, że muszą mi się one podobać. Ale z tym walczę. A może po iluś razach się przyzwyczaję i to pokocham? Kto wie.

Jedyne zdobycie doświadczenia miałam od pani od j. polskiego, oraz od czytania licznych lektur. Nie chodziłam do żadnej szkoły, w której literatura itp była na głównym miejscu. I choć byłam dobra z polskiego, to jakoś mam problemy z przyswajaniem wiedzy. Wszystko skupiało się bardziej na własnym instynkcie. I tak jest w sumie do dzisiaj. Przykładowo nie jestem w stanie zapamiętać, czym jest archaizm, kolokwializm... po prostu nie jestem w stanie. Jedynie wiem czym jest synonim, bo to słowo kojarzy mi się z innym i stąd znam jego znaczenie. Może to brzmieć głupio, idiotycznie i niezrozumiale. Ale w tej chwili piszę jak to ze mną jest w tej dziedzinie. Wszystko idzie mi na instynkt i może stąd tyle błędów.

Ogólnie, nie jestem nastolatką, a tym bardziej dzieckiem. Szkołę średnią skończyłam kilka lat temu. Aktualnie jestem dorosłą kobietą.
Nie ma mowy, nie zniechęcę się. Moja wyobraźnia mi nie pozwala. Bo natłok tego co mi się tworzy w głowie, zmusza mnie do wyjęcia kartki i długopisu.

Jak nie znam określenia danego słowa, to sprawdzam je w internecie. I nawet pisałam jedną odpowiedź dla ciebie, jeżeli o to chodzi, ale sobie darowałam. Nie piszę byle jak, by wybrzmieć mądrze. Sprawdzam jakich słów używam. Ale druga osoba może to zrozumieć inaczej, lub ja coś spartolę.

Co do napięcia, to powiedziałabym, że jest u mnie pół na pół. Z jednej strony uczę się tego od innych autorów, a z drugiej lubię sama taki budować. Nie lubię w narracji zdań typu "Kilometr od Aleksa znajdował się ogromny, kremowy wąż. Przemieszczał się, licząc na znalezienie wody pitnej.". No, to nie byłabym ja. To dla mnie wręcz zbrodnia, aby nie wykorzystać takiej okazji.
MargotNoir pisze: (wt 07 wrz 2021, 14:03) U Ciebie tego nie ma: wunsz zadudnił, nie zaatakował, ale gdzieś tam jest, oni w sumie się na to godzą albo nie, cholera wie, chyba mają wywalone, więc czytelnik też może.
Wunsz zadudnił, a gdy przestał, poszli dalej. Nie zaczęli kopać, by się do niego dostać.
MargotNoir pisze: (wt 07 wrz 2021, 14:03) Chcesz, żeby nie widział, bo to by Ci pasowało do sceny i budowało napięcie, ale jednocześnie przecież to wyjątkowy bohater co ma dar od matki syreny i super moce, więc widzi, ale nie widzi, potem by jednak widział, a może widział ale nie za dobrze…
Wiem co chciałam uzyskać. Ale najwidoczniej nie postawiłam się w sytuacji widza i napisałam tak jak ja jako pisarz to widzę. To był błąd, bo wyszedł z tego twój kwiatek.
MargotNoir pisze: (wt 07 wrz 2021, 14:03) ale nie przywiązywałabym się do pomysłu wydania tej konkretnej historii
Ta historia jest na potrzeby ćwiczeń. Spokojnie, nie mam zamiaru jej wydać.


Ps, pamiętajmy, wunsz rzeczny jest niebezpieczny.

Dodano po 1 minucie 54 sekundach:
MargotNoir pisze: (wt 07 wrz 2021, 16:31) Awatar użytkownika
MargotNoir
Umysł pisarza

...Ale rozumiesz, o co mi chodzi z tą pustynią, prawda? Tylko się droczysz?
Najwidoczniej zrozumiałam inaczej. Być może jest głupia, nie wiem.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

11
No to jeszcze ja. Popastwię się dokładniej nad początkiem i tylko początkiem. Wiadomo – wizytówka.
Poza tym, to też wskazówki do przemyślenia dalszej części
prowadziło do potu
słońce nie „prowadzi do potu”, prędzej „wywołuje”
Początek plus „Wilgotność zerowa” jest dobrze (z długością zdań), piasek to już nieco przegięcie, jak już piszesz o warunkach klimatycznych (słońce, pot, gorąco), to nagły przeskok na piasek drażni. Jak dla mnie po „twarzach” mógłby być przecinek, te dwa zdania się łączą.
Piasek wchodził im za ubranie.
na pewno: „wchodził im za ubranie”? - miał nogi? A może – wciskał się, wsypywał?
Dla żyjących od setek lat ludzi było niepojęte,
W sensie, że żyli setki lat? Wiem, co „autor ma na myśli”, ale chyba nie na tym to polega, żebym musiała się domyślać? Przeredaguj to zdanie.
to jej długość ciągnęła się na pół kraju.
Długość nie może się ciągnąć!
Wiele stworzeń ewoluowało, aby przetrwać każdy upalny dzień.

Niewłaściwe połączenie logiczne. W pierwszej części masz ewolucję - to miliony lat, w drugiej dzień – to za duży kontrast. Podpowiem: Np. Wiele stworzeń przez miliony lat dostosowywało się do warunków jakie obecnie przynosił im każdy upalny dzień.
Setki tysięcy lat temu nikt nie pomyślał,
„pomyślał” to czynność jednorazowa, a chyba nie o to chodziło? „nie przypuszczał że kiedyś nadejdzie…
Wszelkie dziedzictwo zostało utracone.

Zaraz. A czy w poprzednim zdaniu było cośkolwiek o ludziach na tych terenach? To skąd nagle „dziedzictwo”? I na pewno „wszelkie”?
Co drugi obywatel nie poznał nawet wzmianki o swoich przodkach.
Wzmianek się nie poznaje. Co mogę „poznać”, „dowiedzieć się” o moich przodkach? Wzmiankę?
Obywatel – to jest specyficzne określenie, np. w królestwach byli „poddani” a nie „obywatele”
A pustynie stały się pytaniem dla wielu obecnych uczonych.
Chyba zagadką? I właściwie dlaczego? Masz zalanie, masz dziedzictwo, co mają z tym wspólnego uczeni i zagadka? I tu znowu, nie chodzi o sens (ten by się znalazł), ale o formę zapisu. Przodkach – pustynie? To się łączy? (ale o tym też niżej)

I taki fragment z trochę dalej:
Miał podniesiony ton głosu. Ktoś z załogi go zdenerwował.
Takie wstawki są ogólnie zbędne, wygląda to jakbyś pisała scenariusz filmu z uwagami dla aktorów jak mają się zachowywać. Takie opisy tylko gdy niezbędne dla akcji i wtedy trzeba napisać coś więcej, np. Miał podniesiony ton głosu – i co z tego wynikło? - Rzucił w kogoś kamieniem. / lub traktować to jako dopis do samego zdania - - Rozejrzyj się. Wtedy zejdziemy. – podniesiony ton głosu sugerował, że ktoś z załogi najwidoczniej go zdenerwował.

i teraz do długości zdań. Nie ważne jaka długość (długie też powinny być) byle nie monotonnie, trochę tego i trochę tamtego. Ale tu chodzi przede wszystkim o sens tych zdań, a dokładniej o związek przyczynowo skutkowy. Taki przykład:

Samochód przejechał. Dziecko wbiegło. Piłka się odbiła.

Czy te zdania się łączą? Nie. Dotyczą zupełnie różnych rzeczy które mogłyby dziać się nawet w różnych miejscach globu. I ty tak właśnie piszesz:
Olbrzymie lodowce, które leżały niedaleko Galdhoop I Wysp Morskich, stopniały.
Tu mamy wodę
Najwyżej położone punkty ogromnego kontynentu zostały osobnymi państwami.
Nagle jakieś „państwa”?, i na marginesie, czy „punkty” (góry, pagórki, skały, kamienie) mogą stać się „państwami”?
Wszelkie dziedzictwo zostało utracone. Co drugi obywatel nie poznał nawet wzmianki o swoich przodkach.
Tu nagle, nie wiadomo skąd się wzięło jakieś „dziedzictwo”. Czyje?
A pustynie stały się pytaniem dla wielu obecnych uczonych.
A tu nagle wyskoczyły nam pustynie.

Domyślam się, że to wszystko to skróty myślowe, ale nawet wtedy te zdania powinny się jakoś łączyć, wynikać jedno z drugiego. Np.:
Najwyżej położone punkty ogromnego kontynentu zostały osobnymi państwami. Zniszczenia spowodowane przyborem wód i odosobnienie oddzielonych teraz krain spowodowały, że wszelkie dziedzictwo zostało utracone.
Oczywiście nie cały czas i nie wszystkie zdania muszą się łączyć, ale w tym tekście to jest niestety norma.
-----------------------------------
Dalej już się nie poważę, bardzo ciężka przeprawa. Pamiętaj, że chodzi tu nie tyle o sens, ile o zapis, a ten jest, przykro mi, straszny. Wygląda jakbyś wrzuciła tu kompletny brudnopis, braki przede wszystkim w łączeniu zdań i zdarzeń, a także w samym sensie wyrażeń - połączenia frazeologiczne (np. oczy nie mogą być obojętne, oczy to gałki oczne, obojętny może być ostatecznie wzrok, spojrzenie) Nie możesz rzucać wyrażeniami jak ci się podoba, są na to specjalne zwyczajowe normy. To się wie instynktownie, a jak nie (nam też się to zdarza) to google lub ktoś z Wery ;) (spokojnie możesz na pryw) Ja mam specjalne pliki na komputerze z hasłami z neta (nie musisz ich wszystkich znać, wystarczy, że zrozumiesz ich stosowanie) i czytam i spisuję też niektóre uwagi pod utworami na Wery, to na prawdę dużo daje.
To do jakiego, bo ja to zdanie bardzo dobrze rozumiem.
Nie piszesz tylko dla siebie, ale dla czytelników. Rzecz jest właśnie w tym, że autor musi przełożyć obraz jaki ma w głowie, na słowa czytelne dla wszystkich. Stajesz się jakby tłumaczem. I tu właśnie brakuje doświadczenia. To co napisałaś, to jest dla ciebie, teraz postaraj się napisać to tak, by inni też to zrozumieli.

Masz wyobraźnię, masz pomysły i to wspaniałe, więc pisz. A co do warsztatu to polecam pisanie miniaturek, lub wrzuć nam jakiś mały kawałek (kilka akapitów), i ćwiczenie na nich: „ jak można by to napisać inaczej.”
Dream dancer

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

12
Medea33 pisze: (wt 07 wrz 2021, 20:33) Domyślam się, że to wszystko to skróty myślowe, ale nawet wtedy te zdania powinny się jakoś łączyć, wynikać jedno z drugiego
Wiesz, na początku nie wiedziałam o co ludziom tutaj chodzi. Dopiero to zdanie dało mi do zrozumienia, co ludzie mi wypominają w moich tekstach. Już ogarniam.
Medea33 pisze: (wt 07 wrz 2021, 20:33) A co do warsztatu to polecam pisanie miniaturek, lub wrzuć nam jakiś mały kawałek (kilka akapitów), i ćwiczenie na nich: „ jak można by to napisać inaczej.”

Temu opowiadaniu dam na razie odpocząć. Mam już 1/4 drugiej części. Ale patrząc na te moje braki, to ciężka przeprawa. O równej 23:00 przyszła mi do głowy inna, krótka opowieść tych bohaterów i którą powoli kończę. Ustaliłam sobie, że krótkie historie będę się starała napisać na jednej stronie A4. W tym nowym skupię się na dialogach, oraz opisach. Od czegoś muszę zacząć. Za tydzień go wrzucę i mam nadzieję, że będzie lepiej. Traktujcie to jako sprawdzian-ćwiczenie.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

13
Wixon pisze: (wt 07 wrz 2021, 16:23) Okej, wezmę to pod uwagę. Chyba zacznę sobie robić notatkę, jak się powinno po kolei tworzyć opowiadanie, czy rozdział.
W tym przypadku akurat chyba nie ma ścisłej zasady w jakimś kodeksie, raczej chodzi o zdrowe, logiczne podejście.
Pisząc opowiadasz coś czytelnikowi. On to czyta i musi sobie w głowie obraz odtworzyć. Autor wie wszystko, a czytelnik poznaje to w takiej kolejności, jak mu to podasz.
Tak ogólnie chciłabym Cię zachęcić do pisania i eksperymentowania z tym pisaniem. Widać, że masz pasję i dużą chęć do pisania. Widać, że ten zapał nie kończy się na paru zdaniach. Nie wiem jak dużo tego napisałaś, ale już nawet przy tym tekście sporo się pewnie nauczyłaś.
Nie wiem ilu jest autorów, którym już przy pierwszym tekście udało się osiągnąć dobry poziom, znaleźć styl. Pewnie są, ale większość musi się tego uczyć, szukać, eksperymentować właśnie. Są rzeczy, których Ci jeszcze brakuje, brakuje w pisaniu, brakuje w doświadczeniu. Nie da się tego przeskoczyć. Trzeba ćwiczyć. Czytać i pisać. Najlepiej dużo, jeśli masz dość czasu.
Ten tekst ma sporo wad, wybacz że to piszę. Ale ma też zalety. On jest taki jaki musi być, biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie w pisaniu i doświadczenie życiowe. Właściwie, biorąc pod uwagę obie te rzeczy, jest nawet całkiem niezły. Moim zdaniem, powyżej przeciętnej. Może odłóż go na jakiś czas, napisz coś innego, krótkie teksty, małe historie. Poćwicz sobie na nich. Za jakiś czas spojrzysz na tę historię z perspektywy nowych doświadczeń, nowych umiejętności. Zdaża Ci się czasem napisać tę samą scenę parę razy, żeby zobaczyć różnice w podejściu? Zrób kiedyś sobie taki eksperyment. Przypomnij sobie kawałek swojego opowiadania, ale go nie czytaj. I na podstawie tego co pamiętasz, napisz to jeszcze raz. A potem porównaj. To samo możesz zrobić z kawałekim dowolnej ulubionej książki, pojedynczą sceną.
Czytaj i pisz, myślę, że w Twoim przypadku warto.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

14
Seener pisze: (śr 08 wrz 2021, 09:03) Nie wiem jak dużo tego napisałaś, ale już nawet przy tym tekście sporo się pewnie nauczyłaś.
Na początku nie wiedziałam za bardzo, o co ludziom chodzi z tym łączeniem zdań. Dopiero Medea33 mnie uświadomiła, za co jej serdecznie dziękuję.
Seener pisze: (śr 08 wrz 2021, 09:03) Widać, że ten zapał nie kończy się na paru zdaniach.
Wystarczy mi wymyśleć jedno zdanie narracyjne, lub dialog i już mi się historyjka tworzy. Tak właśnie było z "Żywą legendą" i teraz z obecną historyjką, którą chcę zmieścić na jednej stronie A3.

Seener pisze: (śr 08 wrz 2021, 09:03) Czytać i pisać. Najlepiej dużo, jeśli masz dość czasu.
Właśnie powtarzam sobie "Wiedźmina" Sapkowskiego. I tam właśnie zwracam uwagę na budowanie zdań i zaczynam rozumieć skąd niektóre są długie, z masą przecinków. Patrzę też na konstrukcje dialogów.
Seener pisze: (śr 08 wrz 2021, 09:03) Przypomnij sobie kawałek swojego opowiadania, ale go nie czytaj.
Raz znalazłam taki tekst sprzed kilku lat i od dawna takiego zażenowania nie poczułam :ups: I wiem, że teraz bym to inaczej napisała.




Ogólnie dziękuję za wszystko :)

Żywa legenda cz.1 (fantasy)

15
Cieszę się, ze ci nieco pomogłam :)

Pewnie już tego i tak za dużo, ale jeszcze pozwolę sobie dorzucić parę uwag.

Jeszcze w sprawie „poszatkowanych” zdań. Czasem, kiedy drugie zdanie bardzo wyraźnie wynika z pierwszego, to należy je połączyć. Masz dwa zdania:
Ale widać było, że nie na wiele mu to przyszło. Bo co parę sekund odwracał głowę w kierunku swoich ludzi.
Tu wyraz „bo” wyraźnie je łączy. I dlatego możesz:
Ale widać było, że nie na wiele mu to przyszło, bo co parę sekund odwracał głowę w kierunku swoich ludzi.
Gdy przeszli piętnaście dużych wydm, pod stopami zaczęli wyczuwać silne drżenie.
Takie wyliczanie nie jest stosowane, zbyt dokładne. Zwykle wystarczy coś w przybliżeniu, np. kilkanaście, wiele, spory kawałek drogi przez wydmy.
Chyba, żeby to była jakaś miara odległości, lub może, że za szesnastą wydmą miał być wg mapy ten skarb? Ale wtedy należałoby coś i tak napomknąć.
Załoga dzięki mapie, przypominającą topograficzną, dotarła do upragnionego celu
Tu zdanie: „Załoga dzięki mapie dotarła do upragnionego celu” rzeczywiście źle brzmi, ale nie przez samą mapę, ale przez „dzięki” niej. Bo nie tylko przez mapę, ich własne nogi też im w tym pomogły? Tu czegoś brakuje. Chcesz powiedzieć, że mapa dała im wskazówki, że dzięki niej trafili tam gdzie chcieli. Spróbuj napisać to zdanie inaczej? Może że: „Załoga dzięki wskazówkom zawartym na mapie,”
Nie znam wszystkich skomplikowanych słów w j. polskim.
Nikt nie zna wszystkich :lol: . I tu bardzo pomocny jest Internet i np. słownik synonimów. Albo prościej – jak ty byś komuś to powiedziała: wzięłam koszulę i….
A szatynowy odcień włosów to co? Jakbym napisała "brązowa grzywka" to już by lepiej brzmiało?
A widzisz, sama napisałaś „odcień włosów”, a to nie to samo co „grzywka”. Włosy mogą mieć kolor - grzywka, tak jak kucyk, fryzura, to są jakby części, elementy na głowie, one nie mają kolorów. Grzywka może być krótka, długa, symetryczna, może przeszkadzać, ale nie ma koloru. Chyba, że coś takiego jak: grzywka włosów koloru szatynowego. Tylko po co w ogóle ten kolor? „zaczął poprawiać grzywkę” wystarczy.
Ogólna zasada jest taka, że podajesz tylko te informacje, które mają jakieś znaczenie, jak np. kolor oczu bohatera, gdy one go wyróżniają, gdy ten kolor coś oznacza. A czy tu, w tej jaskini, to że jest szatynem coś znaczy?

I cieszę się na obiecany nowy kawałek :)
Dream dancer
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”