[ZAKOŃCZONA] Czarna Emma vs Isabel

1
Temat: Wyprzedziłaś mnie.

Gatunek: dowolny;

Objętość: 15 tysięcy znaków ze spacjami max;

Termin: 9 września 2021.


Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 16 września.
Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.


Każdy oceniający ma do dyspozycji trzy punkty, które w dowolny sposób może rozdysponować pomiędzy tekstami.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

2
TEKST I
Bieganie w kółko
Wyścigi bywają różne. W swoim życiu widziałam już niejedne – takie, w których stawką było życie, albo też takie, których uczestnikom chodziło jedynie o rozrywkę.
Opowiem Wam dziś o wyścigach na śmierć i życie, o starciu dwóch potęg. Ale najpierw pozwólcie, że się przedstawię.
Jestem Wrona. To nie do końca nazwisko, choć spotkałam kiedyś człowieka, który nazywał się tak samo jak ja. Szedł ulicą i nagle wypadł mu z kieszeni dowód osobisty, a na nim dużymi literami było napisane WRONA JAROSŁAW MATEUSZ. Chciałam mu zabrać ten dowód, ale podniósł go szybciej, nim doleciałam. A szkoda, bo miał piękny połysk.
Musicie wiedzieć, że mam skrzydła i bardzo jestem z nich dumna. Ludzie takich nie mają, muszą więc korzystać z metalowych. Metal jest bardzo ciężki – wiem, bo kiedyś zbierałam druty – i niewygodnie się z nim lata, dlatego ludzie dodają do swoich skrzydeł jakieś żelastwa, które plują dymem. Straszliwy hałas idzie od takiego lecącego człowieka.
Kra właśnie, byłabym zapomniała – ludzie nigdy nie latają w pojedynkę. Widocznie boją się zabłądzić na niebie…
Kiedyś goniłam gołębia, a kiedy indziej wróbla. Wróbel był zwinny, ledwie go dorwałam. Ale udało się. Świeżutki, soczysty – szpony lizać!
Ale co ja tu… Miałam opowiedzieć o wyścigach. Otóż musicie wiedzieć, że siedziałam sobie pewnego razu na drzewie obok stadionu, a na czerwono-białych dróżkach (zauważyliście, że ludzie wszędzie malują sobie jakieś znaczki? Co za niedojdy…) roiło się od biegnących. Były to tak zwane dzieci, takie ludzkie pisklęta. Pisklęta ludzi dzielą się na dwa typy – takie, które ich matki wołają okrzykiem zakończonym na „A” oraz takie, do których przywołania używa się dźwięków „N, E, Ł, KU, NIU bądź U”. Te z „A” na końcu są jakby łagodniejsze.
No więc siedzę sobie na drzewie, dzieci biegają. Słonko świeci, jest przyjemnie ciepło… Patrzę na te krążące pode mną ludzkie pisklęta, bo nie mogę zrozumieć, dlaczego biegną. Przecież nikt ich nie goni!
Stoi wprawdzie w pobliżu jakiś mężczyzna (dorosłe ludzkie pisklę z zakończeniem na „N, E, Ł, KU, NIU bądź U”) i macha czymś tak błyszczącym, że aż oślepia mnie na drzewie, ale nikt tych dzieci nie goni, a one biegają w kółko, popiskując niczym głodne szpaczki. Zrobiły jedno okrążenie, drugie, trzecie…
Patrzę z niedowierzaniem.
Nagle jedno z piskląt – sądząc po długości piór na głowie typ „A” - przystaje i zgina się w pół. Zupełnie jak jeden z typu „N, E, Ł, KU, NIU bądź U”, którego kiedyś widziałam na cmentarzu, jako go inni przedstawiciele tegoż typu okładali skrzydłami, aż wpadł do takiej dziury, której ludzie chowają zmarłych swego gatunku. Wcześniej był jeszcze ogromny huk, który wydała taka mała rurka, ale poza tym szczegółem oba zgięcia w pół nie różniły się od siebie ani o pędraka. Cóż miałam robić? Zakrakałam.
Mężczyzna z błyskotką u szyi od razu mnie usłyszał, bo podbiegł do przykurczonego pisklęcia i położył mu skrzydło na głowie. Pisklę natychmiast się wyprostowało, ale już nie biegło, tylko poszło za mężczyzną. A reszta nadal uciekała przed niewidzialnym drapieżnikiem.
Jako wrona mam niezły wzrok i naprawdę nie widziałam niczego, czego ludzkie pisklaki powinny się bać. Niczego!
Pola – puste, podwórko – puste, okrągła przestrzeń z czerwono-białymi paskami też była pusta. A one wciąż biegały dookoła jak śrutem pędzone.
Nagle dorosły z błyskotką klasnął w skrzydła (musicie wiedzieć, że ludzie umieją wydawać huk poprzez zderzenie przednich części skrzydeł) i cała gromadka pisklaków pobiegła w jego stronę. Myślałam, że zaraz sypnie chlebem, ale nie… Podzielił pisklęta na pary według wielkości, po czym każda z par ustawiła się na początku czerwono-białego pola.
Mężczyzna podniósł błyskotkę do dzioba i wydał z siebie świszczący okrzyk. Pierwsza para przestraszyła się śmiertelnie tego pisku, bo zaczęła biec. Po dwóch okrążeniach uspokoiła się.
Rozległ się następny świst, który przestraszył drugą dwójkę piskląt. Zastanowiło mnie to, że one uciekają po kolei. Może to jakaś taktyka?
Nadal nie widziałam, przed czym tak uciekały. Sfrunęłam więc z drzewa na jasną, śmierdzącą rybami skrzynkę tuż obok ogromnej skały, z której otworów w określonych porach wyskakiwały pisklęta i dorośli przedstawiciele ludzkiego gatunku. W skrzynce mieszkało mnóstwo kolorowych pędraków, ale nikt ich nie jadł.
Dzieci nadal biegały. Mimo zmniejszenia odległości nadal nie byłam w stanie dostrzec wroga, przed którym uciekały. Przy niewielkiej pomocy skrzydeł zeskoczyłam na ziemię i poszłam w kierunku czerwono-białego pola.
Jedno z piskląt mało mnie nie zdeptało. Odskoczyłam, kracząc wściekle i pomstując na wychowanie – czyż to nie widać, że mam już swoje lata, że jestem stateczną wroną i należy mi się szacunek oraz garść dobrego jedzenia?
Ciekawość zżerała mnie dalej niczym wczepiony w skórę pod piórami kleszcz. Musiałam zobaczyć, przed czym uciekają ludzkie dzieci…
Wkroczyłam na pole jeszcze raz i ponownie mało mnie nie stratowano! Wyobrażacie sobie? Żadnego szacunku dla grubszego dziobu!
Jakby tego było mało, tym razem ludzkie pisklę krzyknęło w moim kierunku „Sio!”, które rozpoznałam jako zapowiedź gotowości do ataku. Cofnęłam się i poszłam w kierunku mężczyzny z błyskotką na szyi. Chciałam się przyjrzeć dokładniej temu urządzeniu.
Ludzkie pisklęta właśnie dobiegały do grupy pozostałych. Usłyszałam pisk, jaki wydawały z siebie niezadowolone pisklaki i niektórzy dorośli przedstawiciele typu „A”. Z oczu trysnęły strumyczki wody, a dziób poczerwieniał. Wśród pisków rozróżniłam dźwięki:
„W, Y, P, Ż, E, DŹ, Ł, A, oraz Ś”, a zaraz potem coś jakby pisk przydepniętego kota: „MIĘĘĘ”.
Mężczyzna z błyskotką podszedł do wydzierającego się pisklęcia i podał mu coś białego.
Musiało być smaczne, gdyż pisklę od razu przestało krzyczeć, chociaż nawet nie skubnęło przysmaku, a tylko przyłożyło go sobie skrzydłem do oczu.
- To tylko Wrona. - Usłyszałam niski głos. - Gdyby nie Wrona…
Tego już było za wiele! Oskarżać mnie o polowanie na ludzkie pisklęta?!
Jakby tego było mało, mężczyzna z błyskotką zamachał na mnie skrzydłami. Odleciałam. Co się będę z nieopierzonym żółtodzióbstwem zadawać?...
========================================================================================

TEKST II
„Bride to be”.
Patrzyłam na szarfę z tym napisem i nie mogłam uwierzyć, że to prawda – bo przecież w normalnym, realnym świecie nie było na to choćby najmniejszej szansy. A jednak istniała: całkiem gustowna, o prostym liternictwie, ozdobiona jedynie kilkoma kamieniami Swarovskiego. Istniała wbrew wszelkiej logice, tak samo, jak wbrew wszelkiej logice miał niebawem nadejść zapowiadany przez nią ślub. I choć powinnam się cieszyć i z niego, i z trwającego właśnie wieczoru panieńskiego – to nie potrafiłam, w dalszym ciągu nie mogąc pogodzić się z tym, że zwiastująca rychłe zamążpójście szarfa należała do Olgi, mojej przyjaciółki.
Do kobiety, która była ostatnią z osób, jakie powinny w tym momencie ją nosić.
***
Na wieś, do cioci Gali, przyjeżdżałyśmy z Olgą każdego roku, jeszcze i w przedszkolnych czasach, nie mogąc rozstać się ze sobą choćby na kilka dni – i tak samo należało to do naszych urlopowych zwyczajów także i teraz, w nowej epoce, kiedy byłyśmy już dorosłe, a świat w niczym nie przypominał już tamtej, jasnej i uporządkowanej rzeczywistości naszego radzieckiego dzieciństwa. Zresztą, na daczy, porośniętej wiśniowym sadem, czas i tak jakby przestał płynąć: ilekroć tu przebywałam, nadal czułam się tamtą, małą Daszą, z taką niecierpliwością wyczekującą lata, wakacji, wiśniowych zbiorów i smażenia konfitur…
Tak było też i tym razem – a raczej próbowałam się łudzić, że jest tak samo, że nie zmieniło się absolutnie nic oprócz tego, że cioci Gali przybyło znów siwych włosów, a ja razem z Olgą już od wielu lat samodzielnie zrywałyśmy wiśnie nawet z wierzchołków drzew, nie potrzebując niczyjej pomocy w znoszeniu po chybotliwej drabinie ciężkich koszy, po brzegi wypełnionych połyskliwymi owocami. A jednak zmieniło się coś jeszcze, to, czego ani nie umiałam, ani nawet nie miałam odwagi nazwać – a raczej czego przy Oldze wcale nie chciałam nazywać, a co i tak zawisło między nami jeszcze w Moskwie, kładąc się na naszej relacji niepokojącym, gęstym cieniem niedopowiedzeń i bezpiecznych półprawd.
Od kiedy Olga przedstawiła mi Dmitrija, nic nie miało prawa być takie, jak kiedyś.
***
Nie spodziewałam się, że Olga przyprowadzi kogoś jeszcze na nasze spotkanie – a już na pewno nie tego, że przyjdzie ze swoim nowym chłopakiem, i że już od pierwszej sekundy będę całkowicie pewna, że to właśnie ten mężczyzna, na którego to ja, a nie ona, czekałam przez całe życie.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że z kimś przyjdziesz? - zapytałam, kiedy na chwilę zostałyśmy same, a Dima poszedł odebrać wyczytane przez barmankę zamówienie. - I dlaczego nie powiedziałaś, że kogoś masz? - Do dziś nie jestem pewna, czy udało mi się wtedy ukryć narastającą wściekłość, to zdradzieckie, wibrujące w głosie rozżalenie, które kto jak kto, ale najbliższa przyjaciółka rozpoznawała z łatwością, przez spędzone wspólnie lata nauczona perfekcyjnie wyłapywać moje nastroje.
Olga spojrzała na mnie, zdziwiona.
- Przecież ci opowiadałam – powiedziała cicho i spuściła głowę, jak zawsze w podobnych razach nie mogąc znieść mojego wzroku. - Przecież ci opowiadałam, ale ty nie słuchałaś…
Opowiadała? No, może; jak przez mgłę przypomniałam sobie, że tak, rzeczywiście coś wspominała, ale nie zaprzątałam sobie wtedy tym głowy, znacznie bardziej pochłonięta kolejnym odcinkiem „Domu z papieru”, który właśnie oglądałyśmy. Bo i co mogło być ciekawego w poznanym przez Olgę mężczyźnie, nijakim tak jak ona sama i tak, jak nijacy byli wszyscy przed nim, w moich wspomnieniach zlewający się w bezkształtną, szarą masę, i których jedyną istotną cechą było to, że w ogóle zwrócili na moją przyjaciółkę uwagę?… I jakim cudem zwrócił na nią uwagę Dmitrij, po którym już od pierwszej chwili dało się zauważyć, że z Olgą nie może mieć niczego wspólnego – za to ze mną wspólne ma właściwe wszystko i tak doskonale pasuje do mojego świata, podobnie jak on idealnego w każdym calu?…
Tymczasem Dima wracał już do nas, niosąc zamówione napoje. Patrzyłam, jak sprawnie lawiruje między ciasno ustawionymi stolikami, wysoki i smukły, o ruchach i sylwetce tancerza – i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że nie pasuje mu kelnerska taca; tak pospolity przedmiot znacznie lepiej wyglądałby w rękach Olgi.
- Daj, pomogę ci. - Zerwała się z krzesła, zupełnie, jakby usłyszała moje myśli – ale nie było to już potrzebne, Dima sprawnie rozstawił szklanki na blacie.
- Nie trzeba, skarbie. - Uśmiechnął się do Olgi i, zanim usiadł z nami do stolika, z czułością pocałował jej jasne włosy.
Zabolało bardziej, niż kiedykolwiek bym się spodziewała. W tym geście, w tonie głosu dostrzegłam taki bezmiar miłości, jakiej ja nie otrzymałam jeszcze od nikogo – i tak bardzo się bałam, że od Dimy też nie otrzymam jej nigdy.
Wtedy nienawidziłam Olgi po raz pierwszy.
***
Miękkie, bordowe kulki raz po raz wyskakiwały z drylownicy i spadały do wypełnionej identycznymi owocami miski, warstwa po warstwie przesypywanymi grubym, chrzęszczącym w palcach cukrem. Pracowałyśmy w milczeniu, ciszę przerywał jedynie rytmiczny stukot tłoczków, raz za razem pozbawiających pestek kolejne wiśnie.
- Wiesz, Dasza, ja ciągle nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę…
- Niby co? - Nie zrozumiałam w pierwszej chwili, przekonana, że Olga mówiła do mnie coś jeszcze przed tymi słowami, a ja nie słuchałam, jak zawsze pogrążona we własnych myślach.
- To, że Dima jest ze mną, że naprawdę mnie kocha; bo ja przecież wiem, że gdzie tam mi do niego… A jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć w to – zająknęła się, zupełnie, jakby następne słowa nie mogły przejść jej przez gardło – w to, że po raz pierwszy to ja ciebie wyprzedziłam…
- Jak to wyprzedziłam, Ola, o czym ty mówisz?!
Gwałtownie podniosłam głowę znad drylownicy, zaskoczona patrząc na Olgę – i uświadomiłam sobie nagle, że w pełni świadomie widzę ją po raz pierwszy w życiu, wcześniej jedynie prześlizgując się po niej wzrokiem, niczym po mało interesującym elemencie krajobrazu. Nie była ładna: sianowate włosy wymykające się spod zawiązanej na głowie chusteczki, płaska jak talerzyk twarz o niezdrowej cerze, malutkie oczka i niemal niewidoczne nitki brwi. Olga nie była też mądra, z tą swoją z trudem ukończoną zawodówką i pracą w sklepie mięsnym, od zawsze tą samą, nudną dokładnie tak, jak nudnym był cały jej świat – i właśnie przez to nie mogłam pozbawić ją Dimy, jedynej udanej sprawy w tym byle jakim, szarym życiu.
- Przecież to zawsze ty wygrywasz, ja od samego początku stoję w twoim cieniu.
A jednak nie jest aż tak głupia, skoro to zauważyła, przemknęło mi mimowolnie przez głowę. Bo tak, Olga miała rację: z nas dwóch to zawsze ja błyszczałam, tym intensywniej i z tym większą łatwością, że za tło wzięłam sobie właśnie jej nieciekawość i nijakość. Zawsze to ja byłam tą ładniejszą, mądrzejszą, to ja zawsze zdobywałam to, czego pragnęłam, karmiąc się własnymi sukcesami i zachwytem innych, i nigdy nie zadowalając się połowiczną zdobyczą. Za to niepowodzenia należały niemal wyłącznie do Olgi, zupełnie, jakby sama jej obecności w tajemniczy sposób ściągała na siebie wszelką możliwe niedole i porażki – i właśnie to najbardziej w niej lubiłam: była tak dobrym kontrastem dla mojej perfekcji...
- I wiesz, chciałam ci podziękować. - Słowa Olgi po raz kolejny wyrwały mnie z zamyślenia; znów nie miałam pojęcia, czy i co jeszcze do mnie mówiła. - Przed Dimą to właśnie ty jedna nigdy nie uważałaś mnie za tą gorszą…
- Bo nigdy taka nie byłaś. – Uśmiechnęłam się nie do końca szczerze, a za chwilę utonęłam w pełnym wdzięczności, ciepłym uścisku przyjaciółki, który ani trochę nie sprawił mi radości.
Bo doskonale wiedziałam, że żadna z nas nie powiedziała przed chwilą prawdy.
***
Przyszłam na randkę sporo przed czasem, tak, żeby nie stracić z niej choćby sekundy. Bo z pewnością była to randka, przecież zwykłego, niewinnego spotkania Dima nie kazałby mi utrzymać w bezwzględnej tajemnicy przed Olgą… Nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu, kiedy już szliśmy razem po nabrzeżu wzdłuż rzeki Moskwy, formalnie wciąż jeszcze nie jako para, bo Dima nadal niczego nie zaproponował – ale przecież nie miało to żadnego znaczenia; wiedziałam, że te słowa padną z jego ust już za chwilę, kiedy tylko nadarzy się ku temu najodpowiedniejszy moment.
- Wiesz, Dasza, właściwie to chciałem się z tobą spotkać w bardzo konkretnej sprawie.
Przystanęłam na chwilę, zdziwiona i zaniepokojona jednocześnie; ani same słowa, ani ton, jakim zostały one wypowiedziane, w ogóle nie pasowały do wyznania, które spodziewałam się usłyszeć.
Ale nie usłyszałam go.
- Mam zamiar oświadczyć się Oli i chciałbym, żebyś mi doradziła, co by ją najbardziej ucieszyło.
Cała radość uszła ze mnie błyskawicznie, niczym powietrze z przekłutego balonika.
- Ale jak to… Doradziła?… - Wybełkotałam, bezskutecznie walcząc ze łzami drapiącymi już w gardle, cisnącymi się do oczu. Przecież byłam absolutnie pewna, że to tylko kwestia czasu, kiedy Dima w końcu zrozumie, że to mnie jest przeznaczony, i że to ze mną powinien dzielić życie…
- Znasz się z Olą od dziecka, wiesz o niej chyba wszystko, co można wiedzieć o drugim człowieku, nikt nie doradzi mi lepiej, niż ty. - Dmitrij spojrzał na mnie uważnie, najwyraźniej zaskoczyła go moja niedomyślność. - Hej, Dasza, co się dzieje?…
Płakałam już na całego, łzy płynęły mi po policzkach, skapywały z podbródka, tusz zmyty z rzęs raz za razem znaczył kolejne ślady na mojej jasnej sukience.
Jakim cudem to Olga miała zostać żoną Dimy? Mojego Dimy, którego pokochałam już wtedy w barze, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, i o którym przez ostatni rok myślałam i za którym tęskniłam właściwie w każdej chwili – i na którego z całą pewnością nie zasługiwał ktoś taki, jak ona...
- Ale jak to… Ty z Olgą, już tak na zawsze?… - Chlipnęłam, wciąż nie mogąc się uspokoić.
- Przecież ja ci jej nie zabieram, no co ty… - Dima nie zrozumiał, najwyraźniej nie mieściło mu się w głowie, że opłakiwałam utratę nie Olgi, ale jego samego. - Dasza, głuptasie, nie płacz… - Nagłym ruchem przygarnął mnie do siebie i przytulił, kołysał uspokajająco w objęciach niczym małe dziecko.
Wiedziałam, że wystarczy podnieść głowę, sięgnąć ustami do jego ust, żeby mieć chociaż szansę na odwrócenie biegu tej historii i wyprzedzenie Olgi – ale mimo wszystko nie potrafiłam.
Nie byłam aż tak podła, żeby ją zdradzić, niezależnie od tego, jak bardzo kochałam Dmitrija.
Za to Olgi nienawidziłam wtedy po raz drugi.
***
Ślub trwał. Dokładnie taki, o jakim to ja zawsze marzyłam, w tonącym w białych kwiatach Soborze Chrystusa Zbawiciela… I tylko to nie ja byłam główną bohaterką tego dnia.
Stałam za Olgą, trzymając nad jej głową ciążącą coraz bardziej w wyciągniętej ręce koronę, i coraz bardziej zbierało mi się na płacz. Miałam rację, kiedy w pierwszym odruchu chciałam odmówić nie tylko bycia świadkiem, ale najchętniej też w ogóle udziału w tej uroczystości – ale nie zrobiłam tego; uważanie kogoś za przyjaciółkę jednak wciąż zobowiązywało...
A przecież najbardziej na świecie chciałam, żeby Olga zniknęła. Żeby umarła. Żeby cofnąć czas i nigdy się nawet nie urodziła.
Żeby stało się cokolwiek, co anuluje jej istnienie – a Dmitrij będzie mój, i to nad moją głową będą teraz trzymać koronę…
Nie mogłam już dłużej dać sobie rady; łzy w końcu pociekły po twarzy, rozpaczliwy szloch raz i drugi wyrwał mi się z piersi. Dima nawet nie drgnął, pochłonięty tą najważniejszą dla siebie ceremonią wydawał się niczego nie słyszeć – ale Olga jednak odwróciła głowę, tak, że nasze spojrzenia spotkały się na długą chwilę. Nie próbowałam już niczego udawać, niczego ukrywać; za długo to wszystko trwało, a ślub Dimy z moją przyjaciółką był zbyt strasznym zakończeniem i tak już okrutnej dla mnie historii.
Nienawidziłam Olgi po raz trzeci.
Ale po raz pierwszy ona zdawała sobie z tego sprawę.
========================================================================================

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

3
Podziw (i niedowierzanie ;) ) za oddanie tekstów przed czasem :D
Założenia spełniają oba teksty. Co do reszty:

Tekst Emmy:
Opowieść o wronie antropologu - lingwiście ma bardzo przyjemny, gawędziarski styl. Emma jest świetna, kiedy wdaje się w szczegóły... tylko tu nie potrafi z nich wyjść :) Czytanie Tekstu I jest jak obserwowanie bardzo żywego dziecka: na początku patrzy się z uśmiechem, ale im więcej czasu, tym trudniej się połapać w nawale jego działań i słów. Wrona Jarosław Mateusz został przedstawiony nawet z drugiego imienia, by zaraz zniknąć. Analizy głosek męczą, spostrzeżenia, jakimi dźwiękami kończą się imiona chłopców i dziewczynek w języku polskim, ktoś może nawet nie zrozumieć. Wroni geniusz rozumie, że niektóre KSZTAŁTY są ZNAKAMI, czyli coś ZNACZĄ, ale umyka jej, że istoty lądowe nie mają skrzydeł, tylko więcej nóg. Nogi przednie i tylne, nogi dolne i górne... ;) Zaś cały zapał naukowy wrony po to, żeby zrozumiała jedno zdanie...
Zamiast robić z tego SF o wronie - mutancie z wynikiem IQ powyżej ludzkiej średniej, która cierpliwie uczy się języka, jak Banderas w Trzynastym wojowniku, można było pójść w bajkę, do której gawędziarski styl świetnie by pasował. Zwierzę rozumie mowę - bo wszystkie rozumieją. Wywalamy rozważania naukowe, tekst nabiera lekkości.

Tekst Isabel:
Największym wrogiem tekstu Isabel jest... tekst Emmy, ustawiony wyżej :lol: (Wtedy znienawidziła ją po raz pierwszy... :lol: ) Gwałtowna zmiana tempa i klimatu utrudnia odbiór. Chwilę zabrało mi przestawienie się z Tekstu I, dopiero wtedy zacząłem doceniać Tekst II :) Żadnego chaosu, wszystko poukładane, napisane bardzo sprawnie. Widać lepszy niż u Emmy warsztat. Treść wydaje się mocno znajoma, minus. Przyjaźń vs. miłość. Facet idzie za charakterem (tak to odebrałem), a nie za wyglądem czy wygadaniem? To już mniej oczywiste. Plus. "Szara" przyjaciółka jako tło - też znane, minus. Nie mówi tego nikt z boku, tylko sama bohaterka - plus.
"znienawidziła Olgę". Wygląda jak zguba po poprawkach. Mam też wrażenie, że Ola to wyłącznie Aleksandra z Polski, bo rosyjska to Sasza, a Olga to jeszcze inne imię. Ale głowy nie dam. Może i tak?

Emma ma tu sporą przewagę w kreatywności.
Isabel w całej reszcie.
Póki co, wygrywa profesjonalizm przed zapałem, tekst Izy jest łatwiejszy w czytaniu.
Bardzo chciałbym przeczytać coś, co miałoby pasję Emmy i precyzję Isabel. Każda z Was może skorzystać z kontaktu z tekstami drugiej :)

Wynik:
Tekst I: 1 punkt
Tekst II: 2 punkty
“So, if you are too tired to speak, sit next to me for I, too, am fluent in silence.”
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)

R. Arnold

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

4
Każdy z tekstów zaczyna się równie smakowicie, choć na różne sposoby. I w obu przydałyby się małe cięcia, by zamysł lepiej wybrzmiał.

U Emmy mamy antropobajkę - o, będzie ciekawie. Ludzkie obyczaje opisywane oczyma nie-człowieka pozwalają na połączenie humoru z refleksją.
Mam jednak podobne wrażenie, jak przedmówca: Faktycznie autorka chyba zabłądziła we własnym pomyśle.
Mamy wierzyć, że wrona nie wie o ludziach nic, a jednak wie o nich zaskakująco dużo (np. że "robią okrążenia", wie, że klaszczą a dziwi się hukowi od zderzania skrzydeł, do tego zna ich język no i .... doskonale wie, co to są wyścigi, a później udaje, że nie wie).
Historia gubi się w "uwroniających" język określeniach jak czerwone dzioby (nie sądzę, by ptak porównał ludzką twarz do dzioba), dorosłe pisklę (?), analiza taktyki uciekania. W którymś momencie tych ozdobników po prostu jest za dużo: zamiast opisywać historię po zasugerowaniu, że widzi ją wrona autorka zdaje się skupiać wyłącznie na tej wroniej perspektywie. Plus za to, że wrona pomyślała, że chusteczka do nosa jest smaczna :)
IMHO byłoby lepiej, gdyby historia jednak była ciekawsza, a wronia perspektywa posłużyła do tego, by ze świeżym spojrzeniem opisać jakieś nielogiczne, naprawdę dziwaczne ludzkie zachowania, które akceptujemy wyłącznie z przyzwyczajenia, a pokazanie ich oczyma wrony pozwoliłoby unaocznić nam, jak bardzo są absurdalne. Tutaj... chyba taki był zamysł, ale czy zawody lekkoatletyczne są aż tak głupie?
Zabawnie byłoby, gdyby np. rodzice dzieci się pobili (a wrona nie rozumie, że przegranemu chodziło o koleżankę nazwiskiem Wrona, więc czuje się w to wszystko zaangażowana). To by była historia o absurdalnym ludzkim obyczaju, jakim jest przywiązywanie nadmiernej wagi do szkolnych osiągnięć latorośli i o tym, że wielu dorosłych tak naprawdę nigdy nie dorasta. Takie komediowe zagranie nie byłoby najświeższe, ale spinałoby cały tekst i uzasadniało zestawienie wroniej perspektywy z ludzkimi wyścigami.
Wszystko powyższe nie znaczy, że tekst jest zły: jest zgrabnie i zabawnie napisany, język chyba nigdzie nie zaszwankował, chodzi mi jedynie o to, że był potencjał na dużo więcej, wystarczyło po prostu upilnować historii, mieć ją w głowie uporządkowaną i sensowną zanim zacznie się dokładać wronie ozdobniki.

U Isabel mamy na początek miłe zaskoczenie. Pierwszy akapit skazywałby tekst na dzielenie półki z Grocholą gdyby nie ta gustowna szarfa z kryształkami svarowskiego. To ona sprawia, że chce się czytać dalej - i dana w ten sposób obietnica twistu w tekście zostaje przez autorkę spełniona.
Historię ratuje właśnie ruskość oraz subtelnie, ale bezlitośnie oddany charakter kretynki-tandeciary. Efekt humorystyczny został uzyskany właśnie dzięki narracji pierwszoosobowej, przez co czytelnik sam wyciąga wnioski zgoła odmienne od wniosków samej narratorki (która przecież sama siebie lubi i szanuje). To właśnie szczypta soli sprawia, że przesłodzona, banalna historia miłosna staje się ciekawą analizą kobiecej psychiki. No dobra, nie oszukujmy się, psychiki dziewczyn wyszydzanych przez teledyski zespołu "Leningrad".
Haczyk zarzucony w pierwszym akapicie trzyma nas aż do ostatniego akapitu. Do momentu, w którym (znów subtelnie i dzięki sugestiom zdradzanym mimo woli przez nieświadomą własnej śmieszności narratorkę) całe napięcie zostaje, niczym ślubną koroną, zwieńczone wizją wściekłych blachar, które zaraz rzucą się sobie do oczu. I jak w komedii scena urywa się tuż przed tym, gdy pandemonium się rozpęta, a tort uderzy w twarz wysztafirowanej ciotki. Autorka zrzuca na scenę kurtynę, operator krzyczy "cięcie", a my możemy sobie wyobrazić, w jak spektakularny sposób rozładuje się napięcie, które było budowane aż do tego finalnego zaciemnienia.
Żeby nie było za słodko: niektóre powtarzane przez narratorkę refleksje o tym, jak jest perfekcyjna i jak Dima by pasował do jej perfekcji oraz o domniemanym płomiennym uczuciu można było delikatnie przystrzyc.


W warstwie formy - pomysłu na język, lekkości opisów - Emma wyprzedziła przeciwniczkę.
Mimo to konkretna historia wygrywa z formą cierpiącą na brak historii.

Żeby jednak nie było: Gdyby Emmie udało się zapanować nad własnym pomysłem to tekst byłby bardzo dobry, dlatego:

Tekst 1: 1 punkt
Tekst 2: 1,5 punktu
Tę połówkę punktu odejmuję tekstowi 1 za zgubienie wątku, bo gdyby nie to, byłby remis.

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

5
Tekst I z jednej strony czaruje fajną grą wronim spojrzeniem, z drugiej w tym spojrzeniu gubi opowieść. Przyjemnie mi się go czytało, ale na koniec miałam takie: "ale co? to już?". Jest dużo smaczków, uroku i fajny język. Natomiast mam trochę wrażenie jakby autorka w trakcie zgubiła wątek i ostatecznie zakończyła w pierwszym miejscu, w którym się dało.

Tekst II wykorzystuje ciekawy motyw - taka prawdziwie toksyczna, wieloletnia przyjaźń to coś bardzo interesującego - i realizuje go solidnie. Dobry język, zgrabna kompozycja. Nie wiem, czy nie wolałabym tego tematu naświetlonego bez kontekstu miłosnego, bo miłość (nawet podszyta niejednoznacznymi intencjami) w literaturze zwykła tłumaczyć wszystko, ale to takie widzimisiowanie... Na potrzeby stworzenia krótkiego, spójnego tekstu na pewno ta miłość dała solidny punkt zaczepienia. Miałam natomiast wrażenie, że trochę za dużo tu "kropek nad i" w autorefleksjach narratorki. Z jej rozżalenia i stosunku do emocji przyjaciółki wystarczająco widać, że Olga była jej potrzebna głównie, by czuć się lepiej na cudzym tle - wydaje mi się, że Dasza niepotrzebnie to podkreśla.

Ostatecznie ocena wygląda tak:
Tekst I: 1,25
Tekst II: 1,75
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

8
Tekst 1. Emmo, będziesz musiała mi wybaczyć tę uwagę, ale przegrywasz - i to wyraźnie - przez formę. Trochę jest tak, że zwykle we własnym pisaniu należy przejść parę schodków, potknięcia są nieuniknione - a jednym z takich potknięć jest zachłyśnięcie się formą. I tu to nastąpiło, tak czuję. Pisać od wrony - super pomysł? Owszem, gdyby niósł coś więcej niż banalne i niekonsekwentne treści. Ale zostawiłaś mnie po lekturze - pardon - wyłącznie z formą, i to bardzo mocno niedoskonałą, bo to konwencja bardziej skeczowa, memowa, niż niosąca jakieś treści. I za ich brak - cóż, będę okrutny: 05, punktu. Umiesz dużo więcej, ja w ramach swojej starości formę jako główny walor tekstu odrzucam, szukam opowieści, której tu nie ma :)

Tekst 2. Isa. Jestem zaskoczony. Tekst słaby? Nie. To jest dobra historia, nawet jeśli deczko zbyt oczywista, a deklaracje bohaterki, że jest taka zarąbista i Dima do niej pasuje, chciałbym zobaczyć w akcji, a nie jedynie w tych deklaracjach. Uwagę mam jeszcze taką, że wybrałaś temat, który znacznie lepiej by się sprawdził w dłuższej, bardziej analitycznej formie. To jest pomysł na dłuższy tekst. Może wydarzenia oświetlane z kilku stron, żeby nadać im większą głębię? Nie wiem. Na pewno mniej by wtedy było oczywistości, bo w zasadzie dosyć szybko da się ustalić, do czego zmierzasz, kreska jest gruba, nie ma miejsca na zakosy. Niemniej, 1,5 punktu.

Ale... Obie czegoś szukałyście, Emma kombinowała z formą, Isa szukała ciekawej toksyczności. Doceniam. Za to przyznaję sprawiedliwie po 0,5 punktu. Zatem końcowa punktacja wygląda tak:
- tekst 1, Emma, 1 punkt
- tekst 2, Isabel, 2 punkty.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

9
To ja minimalistycznie ( jak zwykle) :) Oba teksty na niezłym poziomie warsztatowym, pierwszy ma lepszy pomysł, jednak zaszwankowało wykonanie ( bo nie wykorzystano potencjału), drugi w warstwie fabularnej nie jest specjalnie odkrywczy, za to lepiej napisany. Summa summarum:
- tekst Mamby - 1,5
- tekst Isabel - 1,5
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

10
Teksty ciekawe... właściwie nie. Nie dla mnie. Wiecie. Rozumiecie. Ale...

Tekst 1 - forma wroniej perspektywy, choć tam nic ciekawego się nie dzieje (dla mnie), sprawiła to, że skupiłem się na tekście, wciągnąłem opowieść i było ...ok. 2 pkt . Dzięki formie. Może dlatego, że to już prawie fantasy? :hm:

Tekst 2 - opowieść z rodzaju dokumentu przyrodniczego, opisującego epizody z życia gatunku, którego nie darzę estymą (choć sam do niego należę. Nie wnikać!). O ile forma w Tekście 1 mnie wciągnęła, to tu nie było nic takiego, co by mnie do opowieści przekonało. Przepraszam, nie jestem targetem. Choć napisane poprawnie. Czego obu tekstom zazdraszczam. 1 pkt

Suma:
Tekst 1 - 2 pkt
Tekst 2 - 1 pkt
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

11
Tekst 1 - dobry pomysł, słabsze wykonanie. Rozczulająca wronia perspektywa - ta skrzynka pełna pędraków, których nikt nie chciał jeść... W obfitości detali i dygresji gubi się jednak akcja, a zakończenie - narzekania obrażonej wrony - nie mają już wiele wspólnego z tematem. I tak się zastanawiałam: KOMU wrona opowiada tę historię? (W tekście są bezpośrednie zwroty do czytelników/słuchaczy).
Tekst 2 - nareszcie bohaterka, mimo że mocno egzaltowana, to jednak wiarygodna psychologicznie, podobnie jak przyjaźń, która wcale nie jest przyjaźnią (chociaż mogła nią być w dzieciństwie). I postacie, i sytuacja zarysowane dość grubą kreską, lecz chyba to kwestia niewielkiej objętości opowiadania. Na plus - rozbieżność pomiędzy wyobrażeniami narratorki o samej sobie a tym obrazem, jaki tworzy sobie czytelnik na podstawie jej wypowiedzi.

Tekst 1 - 1,5 pkt
Tekst 2 - 1,5 pkt
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

12
Oba teksty mogłoby być lepsze, gdyby nie było "za bardzo". Tekst Emmy za bardzo przekombinowany, tekst Isy za bardzo starający się przedstawić wady charakteru narratorki. Zaraz będą krzyczeć o szczegółu, więc lecę!
Tekst I
Ciekawy pomysł, ale zdecydowanie widać niedopracowanie. Na początek Wrona rozumie czym są wyścigi, żeby potem przestać. Próba przedstawienia wroniej perspektywy w niektórych momentach wypadła zwyczajnie nienaturalnie i niekonsekwentnie. Te końcówki imion, żeby potem tak zwyczajnie użyła słowa "mężczyzna". Wrona czyta sobie bez problemu imię i nazwisko z dowodu, a potem "Wyprzedziłaś mnie" rozkłada na zgłoski. Jakaś wizja była, ale zabrakło jej przemyślenia.
Tekst II
Na pewno tekst bardziej przemyślany i dopracowany. Tylko jakoś trudno mi uwierzyć w osobowości bohaterów, czegoś mi w nich zabrakło. A czegoś na pewno było za dużo: tj. wciskania przez narratorkę łopatą, jaka to ona nie jest wspaniała. I właśnie chyba dlatego w postać Daszy nie wierzę, za dużo samoświadomości w tym stawianiu się wyżej od innych.

Punkty podzieliłam wg prostego kryterium brzmiącego: który tekst bardziej do mnie przemówił.
Tekst I - 2pkt
Tekst II - 1pkt
Jagoda, elfy i świnki morskie

[9 września 2021] Czarna Emma vs Isabel

13
Drugi tekst bardziej mi się podobał. Wciągnął. Był po prostu ciekawy. Pierwszy, też fajny, ale za krótki, dziwna puenta, choć sam pomysł dobry.

Tekst I - 1 pkt.
Tekst II - 2 pkt.

[ZAKOŃCZONA] Czarna Emma vs Isabel

14
Tekst 1 - Czarna Emma - punktów 14.25
Tekst 2 - Isabel - punktów 18.25

Zwycięża Isabel!

Gratulacje!
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek
Zablokowany

Wróć do „Nowa bitwa!”