Miłej lektury i z góry dziękuję za poświęcony czas.
Prolog
Postawny mężczyzna schował w rękawie zwieńczony klejnotem wielki gwóźdź i klęknął w błocie, brudząc swoje nienagannie czarne szaty. Były na tyle charakterystyczne, że nie dało ich się pomylić z żadnym innym ubiorem. Nie bez powodu. Wszędzie tam, gdzie odziani w nie ludzie się nie pojawiali, zawsze najlepszym wyjściem była ucieczka. Wiele opowieści snuto na ich temat, a te podsycały tylko strach przed nimi. Mówiono, że samo ich spojrzenie zabija, wypowiadane słowa mieszają w głowie, a widok kilku z nich w jednym miejscu i tym samym czasie zwiastuje najgorsze.
– Hej, jesteś tam? – Powiedział w stronę wielkich korzeni, skrywających w głębokim cieniu dwa białe punkciki. – Nie bój się, nie ma czego. Chcę ci tylko zadać kilka pytań.
Jego spokojny głos nie był zwyczajny. Może i brzmiał przyjemnie, przyjaźnie wręcz, ale jednocześnie sprawiał niepokojące wrażenie, jakby trafiał nie do uszu, a prosto do umysłu. Trudno było mu się oprzeć, ale ku zaskoczeniu mężczyzny, nikt mu nie odpowiedział. Zaciekawiło go to, ale nie zniechęciło do dalszych prób, dlatego pokiwał przecząco do swojego towarzysza, wskazującego na wiszące wysoko gniazdo os. Teraz to on był u władzy, dlatego mógł pozwolić sobie na własne metody.
Wyciągnął z kieszeni mieniący się czerwienią kryształ wielkości paznokcia i zaczął się nim bawić. Uśmiechnął się, kiedy białe punkciki powiększyły się zgodnie z jego oczekiwaniem. Na tych, którzy mieszkali w lasach Derov, taki majątek robił zbyt duże wrażenie, ale i tak nie był to jego ostatni as w rękawie. Miał jeszcze kilka, choć po niektóre w tej sytuacji wolał nie sięgać.
– Jeśli wyjdziesz i odpowiesz mi na jedno jedyne pytanie, będzie twój.
– Naprawdę?
Z ciasnej dziury, do której dostęp blokowały wielkie korzenie niepokojąco białego drzewa z brązowymi liśćmi, odezwał się podekscytowany dziecięcy głos. Jego właścicielka pożałowała jednak tej reakcji w następnej chwili. Była pewna, że wystarczyło odpowiednio długo poczekać, żeby albo znudzić tych ludzi, przed którymi kazano się jej schować, albo przekonać ich, że wcale jej tutaj nie ma.
– Zabronili mi rozmawiać samej z nieznajomymi – powiedziała wreszcie, kiedy pojęła, że jej pierwotny plan właśnie runął.
– Rozsądnie. To niepewne czasy. Jednak dobrze, twoja wola, bo jeśli nie chcesz… – Schował powoli, teatralnie wręcz kryształ do kieszeni tak, żeby dokładnie to widziała i zaczął wstawać.
– Czekaj – pisnęła.
Mruknął pytająco. Spodziewał się tego.
– Obiecujesz, że nic mi nie zrobisz?
– A co i dlaczego miałbym ci zrobić? – odpowiedział ze szczerym uśmiechem, powstrzymując jednocześnie dłonią zbliżającą się towarzyszkę, która najwidoczniej znalazła coś ważnego przy trupie. – Szukam tylko drogi powrotnej, a twoi przyjaciele jakby rozpłynęli się w powietrzu, dlatego nie mogę ich dopytać. Najpewniej ruszyli za jakimś naprawdę, ale to naprawdę niebezpiecznym zwierzem i dlatego kazali ci się tu schować.
– Co? To miało być moje pierwsze polowanie!
W przypływie emocji wystawiła z ciemności ubrudzoną twarzyczkę, którą ozdabiały niebieskie plamki na policzkach. Te musiały jej towarzyszyć już od pierwszego kontaktu z mocą. Z jej wielkich szarych oczu trudno było cokolwiek odczytać, ale mężczyzna poczuł ulgę, kiedy nie dostrzegł w nich strachu. Najwidoczniej nie widziała i nie słyszała jeszcze zbyt wiele w swoim życiu. Nawet o ludziach jego pokroju. On jednak wiedział o jej podobnych wystarczająco dużo.
– A tam! – Machnął ręką i wyciągnął ponownie kryształ z kieszeni. – Dostaniesz jeszcze wiele okazji, żeby się wykazać i wiesz co? Kiedy inni zobaczą, że znalazłaś takie cudo, to gwarantuje ci, że wezmą cię za najlepszą łowczynię wszechczasów!
– Myślisz?
Zbliżyła się do oplatających norę. Gdyby chciał, mógłby już ją chwycić i wytargać spomiędzy nich. Jej rozmarzone oczy przypominały mu, dlaczego nienawidził siebie i tego, co musiał robić. Wiedział jednak, że idzie mu z nią dobrze. Zawsze szło mu z wszystkim dobrze, dlatego przywołał d porządku niepokojących się w oddali towarzyszy swoim piorunującym wzrokiem. Idącą za tym groźbę podsycała tylko jego pozycja, a raczej stały i bezpośredni kontakt z Władcą.
– Daję ci moje słowo – odpowiedział, na co dziewczyna prychnęła głośno.
– A ile jest warte słowo kogoś, kto nie ma imienia?
Uśmiechnął się.
– Szczerze mówiąc, mam wiele imion, a wśród nich są nawet takie, które musiałbym powiedzieć ci na ucho, żeby nikt inny ich nie usłyszał. Dla ciebie jednak zaryzykuje, ale pamiętaj, że to tajemnica. – Zbliżył twarz do kryjówki. – Ganter. Zwą mnie Ganter.
– Cześć Ganter, a mnie Iija. – Wystawiła mu drobną rączkę, którą Ganter delikatnie uścisnął.
– Cześć Iija. To co? Pomożesz mi w zamian za ten upominek?
Zbliżył do niej klejnot, a wtedy jej ręka natychmiast wystrzeliła w jego stronę. Na próżno. Nikt nie był szybszy od niego.
– Rozczarowałaś mnie – powiedział ponurym tonem i wskazał w stronę kogoś z pochodnią.
– Dobra, dobra, przepraszam – odezwała się swobodnie. – Już wychodzę, bo i tak jest tu niewygodnie.
Trwało to tak długo, że wszyscy na znak Gantera schowali broń i zaciągnęli trzy świeże trupy w krzaki. Nie był pewny, czy powinien tracić czas na takie cyrki, ale czy pozostało mu coś innego, jak udowadniać pozostałym, że można inaczej? Często zadawał sobie to pytanie. Jednak kiedy teraz przyglądał się zabrudzonej dziewczynce, wyczołgującej się z dziury, był pewny, że nawet jeśli nie miało to znaczenia w dłuższej perspektywie, to przynajmniej w tych wyjątkowych chwilach mógł postępować dobrze. Zgodnie z zasadami tego świata. Dlatego też uważnie słuchał bezużytecznych porad i wskazówek, które miały wskazać im drogę powrotną z tego lasu. Dziewczynkę tak pochłaniały kolejne słowa, że nie zaniepokoiła się nawet na moment widokiem pozostałych odzianych w czerń Rozjemców.
– Dziękuję bardzo. Teraz z pewnością uda nam się stąd wydostać i oczywiście oto twoja nagroda. – Wręczył jej kryształ, za który wielu zabiłoby ją bez chwili zastanowienia i rozejrzał się dookoła. – Tyle że zmierzcha już, więc na pewno trafisz do swoich? Sama?
– Tak, bez problemu. Znam drogę powrotną, jak własną kieszeń – powiedziała nieobecnym tonem, wpatrując się w leżący w jej dłoni, pobłyskujący na czerwono owalny kryształ.
– Jesteś przekonana? – Nie miał zamiaru odpuścić. Nie teraz. – Zaraz zrobi się nieznośnie ciemno, a w tych lasach w nocy robi się naprawdę strasznie.
– Tak się tylko wydaje, kiedy nie mieszka się w nich wystarczająco długo. Wtedy to las, jak każdy inny, a nawet lepszy, bo nikt oprócz eltran się w niego nie zapuszcza.
– I tak nalegam, żebyś dała się odprowadzić. Dla bezpieczeństwa rzecz jasna. Zwłaszcza teraz, kiedy masz w rękach tak wielki skarb.
– Sama nie wiem. Nawet was nie znam, a zaraz na pewno ktoś po mnie wróci.
Uśmiechnął się i kucnął przed nią.
– Chyba nie do końca się zrozumieliśmy, droga Iijo.
Wyciągnął kolejny kryształ z kieszeni, którego względem poprzedniego odróżniała tylko barwa. Ten mienił się błękitem i od razu przykuł jej uwagę. Tak bardzo, że zapomniała o tym poprzednim. Nie dał jej jednak rozkoszować się widokiem na długo i tym bardziej nie miał zamiaru dać go jej. Na ryzyko było już za późno.
– Dostaniesz również to cudo – powiedział i podniósł jej głowę delikatnie, ale stanowczo tak, żeby spojrzała prosto w jego oczy. – A teraz prowadź.