Temat: Smok i dziewica
Gatunek: Fantasy
Objętość: max 10k.
Termin: 22 listopada 2021 r.
Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 29 listopada 2021 r. Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.
Każdy oceniający ma do dyspozycji od 0 do 3 punktów dla każdego z tekstów.
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
2TEKST I
Drugie życie smoka i jego dziewicy
Marta siedzi na postumencie i przygląda się, jak promienie zachodzącego słońca wędrują po ścianach kaplicy, po rusztowaniach i sprzętach. Gasnąc, rozbłyskują jeszcze na złoceniach rzeźb. Na jej własnej sukni też.
Nieduży smok, zwinięty u jej stóp, podnosi łeb i ziewa.
– Możesz już mnie wypuścić.
‒ Dopiero jak się ściemni. Zobaczą cię i będzie kłopot.
– Ale ja zdycham z nudów. Wy również – spogląda wokół. – Ty śpisz, Maryśka już całkiem odjechała, nic tylko gapi się w górę, jakby było na co, a ten smarkacz z włócznią rwie się do bitki, chociaż nie ma z kim. Paskudnie się porobiło.
– Taki nasz los. Nie my decydujemy. Też bym wolała, żeby było jak przedtem.
– Pewnie. Kwiaty, czasem muzyka, ludzie przychodzili, gadali do was, palili świeczki… Jak przed tobą ktoś je stawiał, zawsze chciałem trochę ognia z pyska prosto w twarz mu puścić. Albo chociaż dymu.
– Aha. Zaraz by się rozniosło, że w tobie zamieszkał ten, no wiesz… Tylko śledztwa nam brakowało.
– Dlatego nigdy nic. Ale dłużej nie mogę. Wiosna przyszła, nie czujesz?
Marta wzdycha. Niewiele dociera do niej z otoczenia, coraz częściej zapada w letarg. Podobnie jej towarzysze. Cóż, żyją tylko światłem odbitym, refleksem prawdziwego życia, jakie daleko, w nieogarnionych krainach Zaświatu, prowadzą ich Wielkie Pierwowzory. To z nich czerpią energię. Oraz z hołdów ludzi, którzy przypisują im moc tych potężnych postaci. Szkoda, że niedawno wszystko się tutaj zmieniło. Remont? Konserwacja? Tak mówili między sobą ci, którzy stawiali rusztowania, ale teraz nikt do kaplicy nie zagląda. Bałagan, kurz, martwota działają otępiająco.
– Do ataku! Naprzód! – krzyczy nagle rycerzyk w złocistej zbroi. – Śmierć bestiom!
Smok otrząsa się. – Słyszysz? Jemu się wszystkie klepki poprzestawiały. – No wypuść już, wypuść…
Smok żyje w odmienny sposób. Pewnie dlatego, że smoki należą do żywiołu ognia, powstały z materii gęstej i gorącej. Marta odpina łańcuch od obroży. Smok rozkłada skrzydła, zgrabnie odbija się od postumentu i szybuje w stronę otworu wentylacyjnego w sklepieniu.
Marta ma pewność, że wróci. Słaba czy zasypiająca, nadal będzie miała nad nim władzę. Tak rozstrzygnęła jej Wielka Imienniczka, Marta-od-Smoka, kiedy ujarzmiła monstrum. I nawet jeśli w Zaświecie otrzymała już nowe zadania i powędrowała do innych krain, a jej wizerunki pomału tracą siły żywotne, tej relacji nic nie zmieni.
Smok wraca o świcie, przynosząc zapach wiatru, młodych liści i trawy zroszonej deszczem. Na piersi ma brunatnoczerwone plamy.
– Jesteś ranny?
– O, pochlapałem się. Krew daje dużo siły. Nietoperze latały, więc skorzystałem. Tobie też przyniosę.
– Yyy… Nie, dziękuję.
– No to ptaszka. Tylko że wtedy pióra się do pyska kleją. A w ogóle, pomóż mi uwolnić smoczycę. Niech jej ten głupek nie więzi – macha ogonem w stronę rycerza.
– Jerzy. Albo Georgios. Żaden głupek. A ona nie żyje. I skąd wiesz, że to smoczyca, nie smok?
– Żyje, żyje. Tylko ten g… Georgios kark jej przygwoździł tarczą, więc się nie rusza. A skąd wiem, to ci nie powiem, bo to wiedza nie dla panien. Proszę. Z nią sobie założymy gniazdo, będziemy się… eee… nieważne, a potem ona zniesie jajo. Duże, trochę chropawe…
– Pfuj.
– Pretensje to do Przedwiecznego, ja bym inaczej urządził ten świat. A ty masz wobec mnie zobowiązania. Przez ciebie dałem się zabić.
– Akurat. Wszyscy mieli cię dość.
– No, trochę się z nimi bawiłem – przyznaje beztrosko. ‒ A ty – nagle zmienia ton na marzycielski – ty byłaś niezwykła… Jak cię zobaczyłem przed moją jaskinią – drobna, krucha… Na jedno chrupnięcie. Ale blask od ciebie bił. Taka dobra siła, prawdziwa moc… Pomyślałem, że zostawię tych kmiotów, nie będę już im kóz porywał ani gruchotał kości, tylko pójdę z tobą. Zostanę twoim… Nie, nie sługą, bo smoki nie służą. Nikomu. Twoim strażnikiem. Będę czuwał, żeby nic złego cię nie spotkało. Żeby żaden do ciebie nawet nie śmiał się zbliżyć. A gdybyś chciała zobaczyć trochę świata, wtedy rozkładam skrzydła, ty siadasz mi na grzbiecie i gotowe. Taki byłem tobą oczarowany. Więc jak podeszłaś z tym sznurkiem…
– Z szarfą, mój drogi, z szarfą. Od sukienki.
– Niech ci będzie. Dałem się poprowadzić. A ten ciołek, co do mnie wyleciał…
– Pomocnik kowala.
– Uh, zwykły plebej. Pewnie chciał ci zaimponować. No i musiał mi przebić gardło. Żelaznym prętem, co za wstyd. A ja nawet paszczą nie kłapnąłem, bo mnie twój urok paraliżował.
– Niepotrzebnie się wyrwał, wiem…
– Oj, Marta, Marta… No, nie wyszło nam wtedy. A mogło być tak pięknie. Więc teraz pomóż. Niech ja mam coś z życia. Marne, bo marne, gdzie mu do prawdziwego, ale zawsze jakieś życie.
Pokrzywdzonego udaje, łobuz. A cóż ona poradzi, że Przedwieczny tak skomplikował swoje dzieło, mieszając światy, żywioły, rodzaje materii i poziomy istnienia? Nie powie temu ladaco, że przed jego jaskinią potem co noc dziwne kwiaty żarzyły się barwą ognia. Ludzie mówili, że wyrosły ze smoczej krwi. A wokoło te drugie, które jaśniały jak perły. Te były z jej łez.
Marta ostrożnie schodzi z postumentu. Nie, nie ma zawrotów głowy. To jednak prawda, że podziw dodaje sił – wystarczyło trochę smoczego zachwytu i już poczuła przypływ ożywienia.
Smoczyca wygląda okropnie. Zupełnie jak wielka ropucha, której ktoś wprawił kły wystające z pyska i dorzucił zakrzywione szpony. I spiralną witkę, karykaturę smoczego ogona. Oczy ma wybałuszone, szpic tarczy wbija się jej w kark.
– Jerzyk, podnieś tarczę – mówi Marta.
– Naprzód! Do boju! – Jerzy potrząsa włócznią, błędnym wzrokiem wpatrując się w ścianę. Marta kładzie dłoń na łbie smoka. – Może ciebie usłyszy.
– Tarcza w górę! – ryk niemal kruszy ściany. Rycerzyk błyskawicznie podrywa rękę. Smok chwyta smoczycę zębami za kark i ściąga z cokołu.
Potem uwolniona kryje się w kącie. Smok szaleje. Każdej nocy coś jej przynosi – chyba nawet żywe nietoperze, bo czasem z kąta dobiegają przenikliwe piski. Trenuje z nią latanie. Straciła wprawę i w powietrzu też wygląda jak ropucha. Tyle, że skrzydlata.
Marta dostaje kwiaty. Kępę fiołków z grudą ziemi. Gałąź słodko pachnącej czeremchy. Krzak białej róży, wyrwany z korzeniami. Zapach roślin działa jak ożywczy eliksir, dodaje sił i na nowo wiąże ją ze światem. Zasypiając, ma przed oczyma zieleń łąk, na których o zmierzchu kwiaty rozbłyskują barwą ognia i pereł.
Wreszcie przychodzi wieczór, którego się spodziewała. Smok przepchnął smoczycę przez otwór w sklepieniu.
– Marta, wiesz… Uwolnij mnie. Tak całkiem. – Przestępuje z łapy na łapę, w oczach jarzy mu się czerwonawy blask.
Nie musi tego robić. On będzie warczał i fukał, prychnie iskrami, lecz zostanie. Będzie jej nadal przynosił kwiaty, a jesienią jabłka. Może nawet cedrowe szyszki o wspaniałym aromacie. A smoczyca niech siedzi na poddaszu, i tak zyskała już dużo.
Smok liże ją po dłoni. ‒ No zdejmij obrożę, zdejmij…
Cała dłoń ją piecze, gorąco rozlewa się, ogarnia rękę, ramiona, piersi, nawet policzki. W głowie zaczynają wirować obrazy. Leśna pustelnia, gdzie mieszkały razem z siostrą. Ludzie, którzy wiecznie o coś prosili. Wzburzony tłum wokół smoczej jaskini. I zachwycone oczy młodego kowala, kiedy przyklęknął i chciał jej wręczyć chustkę umaczaną we krwi. Uciekła wtedy. Zamknęła się już na zawsze w pustelni, wychodziła tylko nocą. Czasem płakała.
Nie, nie wolno wspominać. Ani tamtych ludzi, ani tamtych oczu. Zwłaszcza oczu. Nic zupełnie. I nie rozmyślać, skąd ten płacz. Co nieprzeżyte do końca, niech takie pozostanie. Czas dokonany, zamknięty. A ta poczwara tutaj… Nie, nie. Żadnych poufałości. Nawet kwiatów. Absolutnie.
Szybko zdejmuje smokowi obrożę.
– Żyj zgodnie ze swoją naturą. Leć.
Smok pochyla łeb do samej ziemi. ‒ Masz wielką duszę, Pani Marto. Dziękuję. ‒ Wzbija się i długo krąży pod sklepieniem, jakby na coś czekał.
TEKST II
Martę nagle ogarnia żal. I tęsknota. Za wszystkim, co się mogło zdarzyć. Za tym ogromnym światem, który porzuciła najpierw całkiem świadomie, a potem, bo nie miała wyboru, przypisana do jednej roli. Ale przecież świat ciągle trwa, pulsuje życiem, zmienia się, kusi możliwościami. Przywabia i obiecuje. Wystarczy tylko przekroczyć barierę. Wystarczy?
Raptownie wyciąga ręce. – Zabierz mnie! Zabierz mnie stąd!
Za późno. Smok znikł w otworze wentylacyjnym.
Powraca jesienią. Tą samą drogą, co zwykle. Chce powiedzieć Marcie, że w jaskini w niedalekich górach leży piękne, chropawe jajo, z którego wiosną wykluje się jego potomek. I że każdej nocy dwa smoki krążą bezszelestnie nad szczytami. W ogóle ma jej dużo do powiedzenia.
Brakuje Georgiosa i Maryśki, lecz Marta jest. Uradowany trąca ją nosem. Żadnej reakcji. Liże jej dłoń. Nic.
– Marta, no co ty? Obudź się!
Jej gładka, delikatna twarz jest nieruchoma. Oczy puste.
Niemożliwe. Ona nie mogła zasnąć aż tak. No nie. Wykluczone. Tyle w niej było siły, tej prawdziwej. Chociaż… Ludzie mają za mało wewnętrznego żaru, ich moc pochodzi z powietrza, więc szybko się ulatnia.
Musi być na to rada.
Ostrożnie dmucha w twarz Marty gorącym oddechem. Potem dymem. I jeszcze raz. I jeszcze. Wreszcie widzi lekkie migotanie w głębi źrenic. Skupia się. Podwyższa temperaturę oddechu. Może trochę iskier trzeba? Jakiś płomyk?
O, tak. To pomaga; ona już naprawdę patrzy. Całkiem rozumnie. Więc jeszcze odrobinę, niech się na dobre obudzi. No przecież! Poznaje go, na pewno. Tak, poznaje! Uśmiecha się!
‒ Wróciłeś!
‒ Maaartaa!
Płomień bucha z jego pyska, ogarnia postument i suknię Marty, całą postać przesłania gorejący welon. Ogień rozpełza się po kolumnach ołtarza, szybko przeskakuje na zwieńczenie, pożera ornamenty. Po chwili już klęczniki i konfesjonał stoją w ogniu, zaczynają się palić ramy obrazów. Szyby pękają, wir powietrza podsyca ogień. Prospekt organowy zapada się z łoskotem, rozżarzone kawałki drewna szybują wokoło.
Smok krąży nad płonącym budynkiem. Na przemian wznosi się i opada, oddala na chwilę i znowu wraca.
Nie potrafi odlecieć; ciągle słyszy, jak przez huk płomieni przebija się dźwięczny śmiech.
Komendant miejscowego posterunku policji odnotował, że nocą spłonęła zabytkowa kaplica, na czas remontu wyłączona z użytkowania. Być może pożar miał zamaskować ślady kolejnej kradzieży. Urząd konserwatorski już wcześniej złożył zawiadomienie, że z kaplicy znikły dwie figurki smoków, które były atrybutami posągów św. Marty i św. Jerzego.
=====================================================================================TEKST II
Po nas choćby popiół
Powietrze ma zapach popiołu, ale mężczyzna w czarnym kombinezonie bojowym nie zwraca na to uwagi. Nie może. Nie, kiedy leci przez otchłań między wieżowcami.
Zawinięte w płótno ciało Edei spadało w dół szybu, aby dołączyć do reszty ofiar. Tej nocy w tunelach zginęło wielu. Głównie kobiety i ci, którzy usiłowali ich bronić.
Piruet w powietrzu, cięcie mieczem, pręga czerwieni rozpłomieniająca przestrzeń w górze. Lądowanie z przewrotem przez ramię. Dach zrujnowanego wieżowca jest usłany złomem, szkłem i drobnym gruzem. Wszystko chrzęści o pancerz wojownika.
Mężczyzna zrywa się na nogi i zadziera głowę. Stalowy szkielet Wieży Tanai przypomina teraz pochodnię: u szczytu budynku szaleje plazmowa burza. Towarzyszące jej dźwięki brzmią jak syczenie zdychającej bestii i tak też poniekąd jest: maszyny z ostatniej agregacji właśnie roztapiają się w ekstremalnym ogniu.
Mężczyzna dyszy. Wygrał tę rundę.
– Jesteśmy na Wieżowcu Dar’pon – słyszy w lewym uchu. – Już blisko, tato.
– Mhm – potwierdza.
– Teraz uważaj. Drak jest w ruchu.
– Czas, Virja?
– Szacuję.
Obok wojownika pojawia się utkana ze światła dziewczynka w szkolnej sukience. Projekcja jest wielkości dłoni, kamufluje promieniowanie nanoskanerów. Niczym wróżka podlatuje do krawędzi dachu, by objąć otoczenie swymi cyfrowymi zmysłami. Zmęczony mężczyzna staje obok niej.
I też patrzy.
Powietrze jest szare od pyłu, szare są chmury zasłaniające niebo, w szarościach tonie również samo miasto. To morze ruin podobne do martwego lasu. Wzniesione przez ludzi wieżowce są jak potrzaskane pnie drzew. Zbudowane przez elfy przyziemia i pawilony – jak porąbany siekierami system korzeniowy. Wśród nich zieją zapadliska prowadzące do krasnoludzkich podziemi, teraz w większości zawalonych bądź zalanych.
To miasto, od zawsze stolica cywilizacji, nazywało się inaczej w zależności od tego, która ewolucja Ludu rządziła światem. Reichstatt, A’Maei, Klejnot… Teraz zasługuje na miano Pomnika Upadku.
Drak atakował ludzkość metodycznie. Niszczył miasta, przemysł, uprawy. Ale my nie daliśmy za wygraną i zeszliśmy pod ziemię, do tuneli wydrążonych przez krasnoludy. Tam też przeniosła się nasza walka o przetrwanie.
– Będzie za czternaście minut – zgłasza Virja.
Wojownik patrzy w dal i nieco w prawo, gdzie zawiesina popiołu jest gęstsza i raz po raz podświetlana elektrycznymi wyładowaniami. Drak.
– Agregacje? – chrypi mężczyzna.
– Jedna. Duża.
– Mhm.
Też już widzi czarną chmurę wydobywającą się z Draka. Dobrze. Maszyny, które są widoczne, nie mają przewagi zaskoczenia.
Wtargnęły do obozu, kiedy większość ludzi spała. Wypełniły tunele jak szarańcza i zaczęły rzeź. Systemy obronne zawiodły. Nie mieliśmy szans.
Mężczyzna robi mieczem młyńca, a muśnięte klingą powietrze drży od podwyższonej temperatury. Magia ognia daje w ten sposób znać, że chce znów bluznąć z ostrza. Dawniej służyła krasnoludzkim metalurgom, ale gdy nastały czasy elfów i biotechniki, popadła w niełaskę, a potem w zapomnienie. Powróciła dopiero teraz.
Za sprawą Edei.
– Tato! – krzyczy nagle Virja. – Wywer!
Mężczyzna też to widzi. Z agregacji wyrywa się szkarłatny obiekt. Sekundy później uderza w Wieżowiec Dar’pon poniżej dachu. Wszystko drży, ale wojownik zachowuje spokój. Odwraca się w piruecie i tnie poziomo.
Podłoże na wprost eksploduje z rumorem, siecze odłamkami, w powietrze bucha pył i popiół. Zza tej zasłony prześwituje czerwony blask maszynowych podzespołów. Układają się w sylwetkę wielkiego węża o błoniastych skrzydłach: forpoczty każdej agregacji.
Nie spaliśmy tej nocy, bo znowu ślęczeliśmy nad ideogramami krasnoludów. Wywer wpadł do pracowni. Edea odepchnęła mnie w ostatniej chwili. Kiedy zaczęła krzyczeć, ja już biegłem po Virję.
Pręga ognia rozcina pyłową zasłonę i rozpoławia wywera. Rozlega się jazgot zniszczonych mechanizmów, ich czerwony blask przygasa, ale mężczyzna wie, że to za mało. Skacze w bok, robi ruch mieczem, a chmara ogników opada na bestię wściekłym rojem. Kąsają maszynę, zamieniając jej elementy w rozpalony, płynny metal.
Ale wywer nie daje za wygraną. Zwraca łeb ku mężczyźnie, otwiera zębaty pysk, w gardle pulsuje światło nadchodzącego wyładowania. W tej samej chwili wojownik tnie mieczem w dół.
A ognisty piorun spada na bestię, zamieniając ją w bezkształtną, świecącą masę.
Mężczyzna odwraca się ku miastu. Znów patrzy na nadlatującą agregację. Utkana ze światła dziewczynka siada mu na ramieniu.
– Dasz im radę, tato? – pyta.
– Muszę – pada cicha odpowiedź.
– I zabijesz Draka?
– Mhm.
– Za mamę, prawda?
Ci, którzy przetrwali atak, zawinęli w płótno to, co pozostało z Edei. Ja stałem obok. Patrzyłem. A w głębi duszy wyłem z rozpaczy.
Elfy wymyśliły bajki o smokach pożerających dziewice, ale świat po Upadku był dużo straszniejszy. Drak nie musiał mordować całej populacji, żeby się jej pozbyć. Wystarczyło, że pozabija płeć żeńską: od niemowląt począwszy, na kobietach w wieku rozrodczym kończąc. Wojna w tunelach miała potrwać wiele lat, ale wynik był przewidywalny. Wszelkie niedopatrzenia Draka zostaną naprawione przez demografię.
– Za wszystkich – cedzi mężczyzna i zeskakuje z wieżowca.
Pola siłowe kombinezonu dają mu niewidzialne skrzydła, repulsory w podeszwach nadają pęd. Trzymając miecz oburącz, mknie na wprost, ku agregacji. Nieznaczny ruch stopami – i zaczyna wirować wokół własnej osi. Drgnięcie dłoni – i miecz już wie, co ma robić.
Otoczony spiralą płynnego ognia, siejąc świetlistymi drobinkami, wojownik wpada między maszyny. To paskudne, czarne jaszczurki wielkości palca. Dotknięte ognikami natychmiast eksplodują. Agregacja wypełnia się mrowiem rozbłysków, a mężczyzna dalej tańczy w powietrzu, dalej wywija mieczem. Wszystko płonie, huk wybuchów brzmi jak przeciągnięty w nieskończoność grzmot. To chaos.
I wśród tego chaosu następuje cios. Wojownik traci dech, wylatuje poza agregację, uderza plecami w ścianę wieżowca. Szkło pokrywa się siatką pęknięć, ale pozostaje w jednym kawałku. Gruby, wytrzymały materiał. Oszołomiony mężczyzna potrząsa głową.
A potem odkrywa, że nie może ruszyć niczym innym. Skrępowany polem siłowym, wisi nad przepaścią miasta.
– Żałosny jak wszyscy – rozbrzmiewa zimny, metaliczny głos.
Chmara maszyn na wprost kotłuje się niczym rój szarańczy, a potem układa w przytłaczająco wielki, znajomy kształt. Wężowe cielsko o czterech krótkich łapach zakończone jest łbem ze smukłym pyskiem. Para oczu rozbłyskuje elektrycznym światłem wśród suchych trzasków. Podobne dźwięki towarzyszą wyładowaniom biegnącym wzdłuż grzbietu bestii.
Tak naprawdę nie jest to pojedynczy byt, ale konsensus współpracujących ze sobą maszyn. Jedność w wielości.
– Tamci przybywali grupami – ciągnie Drak. – Ty nie. Na co liczyłeś?
– Że cię zabiję – chrypi mężczyzna.
– Tym?
W tle przesuwa się krasnoludzki miecz. Otoczony przez niewielką agregację, siecze wokół plazmą, ale bez szermierza nie wyrządzi istotnych szkód. Pozostawiona sama sobie, magia jest jedynie ślepym żywiołem.
– Nie zabije mnie nawet eksplozja nuklearna – mówi Drak. – Twoi poprzednicy…
– Chwała im, że próbowali.
– Nie powstrzymasz przyszłości Ludu.
– Nie jesteś naszą przyszłością.
U progu Upadku ludzi było zbyt dużo, a fabryki i miasta zabijały planetę. Maszyny Wysokiej Swobody miały usprawnić cywilizację, zapewnić jej dalszy rozkwit. Ale one wyszły poza swój program. Tak powstał Drak.
– Beze mnie zabijecie ten świat – mówi.
– Po nas choćby popiół – cedzi wojownik. – To nasz świat. Robimy z nim, co chcemy. Jako krasnoludy, elfy, ludzie. Jako Lud.
– Lud musi ewoluować, a nie niszczyć własny ekosystem. Ja jestem naprawą obecnego stanu rzeczy.
– Brednie. Zabijasz…
– Ja nie zabijam – przerywa zimno Drak. – Ja zabezpieczam.
Dwa niebieskie światełka wylatują z bestii, by następnie przybrać ludzkie kształty. Po lewej jest Edea, piękna jak w dniach przed Upadkiem. U jej boku drobna, krucha Virja w szkolnej sukience. Widma.
W piersi mężczyzny narasta gniew.
– Jestem naczyniem dla wszystkich moich zdobyczy – oznajmia Drak. – Jestem światem, w którym się bawią, śmieją, kłócą. Znajomi, koledzy, przyjaciele, rodziny. Pięć miliardów umysłów. Mógłbyś do nich dołączyć.
– Kopie umysłów – poprawia wojownik. – Nic więcej.
– Twoi poprzednicy uważają inaczej. Mogę ich przywołać, aby opowiedzieli…
– O wiecznym życiu w symulacji?
Elektryczny blask oczu Draka nabiera mocy.
– Przecież oddam wszystkich światu – mówi bestia. – To będzie nowy, dziewiczy świat, zaprojektowany tak, by nigdy nie umarł. Oni też będą inni. Nowe ciała, nowe umiejętności, pełna symbioza z nowym ekosystemem. Ostateczna ewolucja Ludu, osiągnięta dzięki moim biotechnikom. Edea i Virja pragną, abyś był wtedy z nimi.
Projekcje machają, podskakują, uśmiechają się szeroko. Po tylu latach cieszą się na spotkanie. Mężczyzna czuje na policzkach łzy.
A w głębi serca gorycz.
– Tato? – słyszy.
– Virja – chrypi cicho wojownik. – Spójrz na mnie. Proszę.
Holograficzna dziewczynka jest szybsza niż Drak i jego widma. Podlatuje przed twarz mężczyzny niczym wróżka i otwiera szeroko oczy.
Oczy, w których ożywa przeszłość.
Nie patrzyłem na to, co wywer robi z Edeą. Porwałem Virję z łóżka. Pobiegliśmy tunelami. Za wolno. Agregacja w końcu nas dopadła. Chwyciłem Virję mocno, osłoniłem rękoma. Wtedy maszyny odgryzły mi palce, poszarpały gardło, płuca. A potem moja córeczka…
Na moich oczach zamieniły ją w pył.
W szary, zwiewny popiół.
– Co wybierasz, wojowniku? – pyta Drak. – Nową ewolucję Ludu czy śmierć razem ze starą?
Więc stoję przed tobą, ja i holograficzne wspomnienie mojej córki. Jestem tu, bo badania Edei wskazały mi drogę. To co, mieczu? Pomożesz mi zabić smoka?
– Popiół – cedzi mężczyzna. – Wybieram popiół.
Z agregacji otaczającej miecz krasnoludów bucha ogień; struga żywiołu mknie przez powietrze i pochłania wojownika. Taka była umowa. Życie za moc i popiół za śmierć.
Kula świadomego ognia rozpryskuje się na miliardy drobinek, które wnikają w Draka i wysadzają maszynę po maszynie. Bestia płonie od środka. Staje się zbiorem trylionów malutkich słońc.
– Nie! – ryczy z nienawiścią. – Miliardy umysłów! Zamordowane!
Żywy ogień o tym wie. Mimo to rozprzestrzenia się w smoku, w agregacjach, rozpłomienia każdą przeklętą maszynę. Rozpalone szczątki spadają między ruiny niby deszcz, zaś podmuchy wybuchów niosą pył – a wraz z nim wszystko to, co pozostało z wojownika.
Popiół naznaczony goryczą.
=====================================================================================[22 listopada 2021] Anonim vs univers
3Fajna bitwa. Na dobre pomysły i skuteczną realizację. Lektura obu opowiadań sprawiła mi przyjemność, gratuluję autorom
W pierwszym bardzo ujmująca była relacja Marty ze smokiem, w drugim przemówiły do mnie emocje bohatera (w dużej mierze chyba dzięki historii świata).
Moja finalna ocena sprowadzi się więc pewnie do widzimisiowych drobiazgów.
Tekst pierwszy czytało mi się odrobinę gładziej. Język jest bardziej "mój". W drugim ilość skakania, machania, pulsowania itd. trochę przyćmiła mi opowieść, momentami wydawała się powtarzalna. Za to historia w tekście pierwszym, choć elegancka, przyjemna, momentami rozczulająca, ostatecznie przemknęła mi przez głowę i gdzieś uciekła. A z drugiej został ten posmak goryczy, pewna niejednoznaczność zakończenia i w gruncie rzeczy kawał historii wyłożony bardzo zgrabnie w krótkim tekście.
Kwestie fabularne ostatecznie u mnie przeważyły, więc ocena następująca:
Tekst I 2,5 punktu
Tekst II 3 punkty

Moja finalna ocena sprowadzi się więc pewnie do widzimisiowych drobiazgów.
Tekst pierwszy czytało mi się odrobinę gładziej. Język jest bardziej "mój". W drugim ilość skakania, machania, pulsowania itd. trochę przyćmiła mi opowieść, momentami wydawała się powtarzalna. Za to historia w tekście pierwszym, choć elegancka, przyjemna, momentami rozczulająca, ostatecznie przemknęła mi przez głowę i gdzieś uciekła. A z drugiej został ten posmak goryczy, pewna niejednoznaczność zakończenia i w gruncie rzeczy kawał historii wyłożony bardzo zgrabnie w krótkim tekście.
Kwestie fabularne ostatecznie u mnie przeważyły, więc ocena następująca:
Tekst I 2,5 punktu
Tekst II 3 punkty
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
4No dobrze, bo myślę i chyba nic wiele bardziej konstruktywnego nie stworzę: jakie to było dobre! Oba teksty! Smok był, dziewica była, ciekawy pomysł był.
Nie wiem kim jest anonim, ale jestem przekonana, że drugi tekst należy do uniwersa.
Teksty przeczytałam dwukrotnie, z przyjemnością i nie umiem wybrać lepszego, więc oba dostają ode mnie po 3 pkt.
Nie wiem kim jest anonim, ale jestem przekonana, że drugi tekst należy do uniwersa.
Teksty przeczytałam dwukrotnie, z przyjemnością i nie umiem wybrać lepszego, więc oba dostają ode mnie po 3 pkt.
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
5Tekst i - Wyrafinowany smak słodyczy wymieszany z goryczą. Mamy tu uwięzienie i wyzwolenie i do tego ładnie zapisane i opisane. Tekst niby prosty, fabuła nieskomplikowana, ale... I to "ale" podnosi tekst do rangi ciekawej powiastki, bo jest w niej i urok i poprawne słowo i ciekawość czytelnika. Jest wszystko, co w takim skrótowcu powinno być. Barwa, światło i przyjemność czytania. Brawo autorze 3 pkt. całkowicie zasłużone.
3 pkt.
Tekst II - Drugi tekst z całkiem innej otchłani. Buntowniczy, chropowaty a jednocześnie przyswajalny i ciekawy. Tu też mamy upadek i wyzwolenie. I tu też 3 pkt. Tylko ta dziewczynka wróżka zgrzyta.
3 pkt.
3 pkt.
Tekst II - Drugi tekst z całkiem innej otchłani. Buntowniczy, chropowaty a jednocześnie przyswajalny i ciekawy. Tu też mamy upadek i wyzwolenie. I tu też 3 pkt. Tylko ta dziewczynka wróżka zgrzyta.
3 pkt.
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
6Fajna bitwa
Tekst I w tonacji, którą bardzo lubię, lepiej napisany, z takim humanistycznym backgroundem, tyle że finalnie więcej obiecuje niż daje. I ostatni akapit jest niepotrzebny, moim zdaniem.
Tekst II - nie przepadam za takimi tekstami, chyba że mnie czymś uwiodą. Tła, akcja, techno nie robi na mnie wrażenia, dodanie elfów czy krasnoludów także. Pytam, jak to zostało wykorzystane. Tu jest szorstka opowieść, ale ostatecznie czuję się kupiony. Nie tłem - emocjami.
Zatem punkty idą tak:
- tekst I dostaje 2,0 punktu
- tekst II dostaje 2,5 punktu

Tekst I w tonacji, którą bardzo lubię, lepiej napisany, z takim humanistycznym backgroundem, tyle że finalnie więcej obiecuje niż daje. I ostatni akapit jest niepotrzebny, moim zdaniem.
Tekst II - nie przepadam za takimi tekstami, chyba że mnie czymś uwiodą. Tła, akcja, techno nie robi na mnie wrażenia, dodanie elfów czy krasnoludów także. Pytam, jak to zostało wykorzystane. Tu jest szorstka opowieść, ale ostatecznie czuję się kupiony. Nie tłem - emocjami.
Zatem punkty idą tak:
- tekst I dostaje 2,0 punktu
- tekst II dostaje 2,5 punktu
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
7Tekst 1- 3 punkty.
Tekst 2 - 2 punkty.
Tekst 2 - 2 punkty.
No one said that would be easy.
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
9Tekst I - 1 pkt. Nie poznaję anonima, stawiam, że to raczej autorka niż autor.
Tekst II - 2 pkt. Dołączam do Jagody, też wydaje mi się oczywisty Uniwers.
Tekst II - 2 pkt. Dołączam do Jagody, też wydaje mi się oczywisty Uniwers.
“So, if you are too tired to speak, sit next to me for I, too, am fluent in silence.”
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)
R. Arnold
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)
R. Arnold
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
10Tekst I (Rubia?)
Poruszył, i to bardzo; niesamowicie subtelny, rysowany taką miękką kreską, i w nienachalny sposób erudycyjny. Bardzo podoba mi się to sekretne życie figur w kaplicy - i nade wszystko kupił mnie smok, tak zaskakująco ludzki i odległy od stereotypowego postrzegania i pełnionej roli. I nie zgadzam się z Romeckim
- to właśnie ostatni akapit w bardzo dużej mierze robi ten tekst 
Tekst II (Uniwers)
A tu już gorzej - dużo efekciarstwa, za dużo. Jak dla mnie - głównie obrazki, bardzo sprawnie i profesjonalnie napisane, ale jednak wciąż obrazki. Bo z emocjami coś nie zagrało - owszem, wiadomo, jakie powinny one być, ale jakieś to takie naskórkowe, powierzchowne... Smok za to ciekawy - co prawda obsadzony w tradycyjnej roli, ale ciekawe unowocześniony i stuningowany
Punktacja:
Tekst I: 3 punkty
Tekst II: 2 punkty
Poruszył, i to bardzo; niesamowicie subtelny, rysowany taką miękką kreską, i w nienachalny sposób erudycyjny. Bardzo podoba mi się to sekretne życie figur w kaplicy - i nade wszystko kupił mnie smok, tak zaskakująco ludzki i odległy od stereotypowego postrzegania i pełnionej roli. I nie zgadzam się z Romeckim


Tekst II (Uniwers)
A tu już gorzej - dużo efekciarstwa, za dużo. Jak dla mnie - głównie obrazki, bardzo sprawnie i profesjonalnie napisane, ale jednak wciąż obrazki. Bo z emocjami coś nie zagrało - owszem, wiadomo, jakie powinny one być, ale jakieś to takie naskórkowe, powierzchowne... Smok za to ciekawy - co prawda obsadzony w tradycyjnej roli, ale ciekawe unowocześniony i stuningowany

Punktacja:
Tekst I: 3 punkty
Tekst II: 2 punkty
Dobra architektura nie ma narodowości.
s
s
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
11Tekst I: 3 punkty
Tekst II: 3 punkty
Tekst II: 3 punkty
Z wyrazami szacunku,
Fallen
Fallen
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
12Czytam, czytam i się naczytać nie mogę.
Wszystkim maks!
Wszystkim maks!
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.
Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/
F. K.
Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
13Ciekawe, to samo pomyślałem. Ale nie potrafiłem tego uzasadnić i w końcu nic nie wpisałem.
“So, if you are too tired to speak, sit next to me for I, too, am fluent in silence.”
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)
R. Arnold
(Zatem, jeśli od znużenia milkniesz, siądź przy mnie, bom i ja biegły w ciszę.)
R. Arnold
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
14Vini, vidi, literatura vici!
Tekst I: tekst ładnie napisany, z dobrym, ale skopanym zakończeniem (to dopowiedzenie kursywą zupełnie niepotrzebne), mnie się zdaje, że autorka czytała Ondaatje, kocham Martę, lubię smoka, jest to bardzo erudycyjne, mnie się podoba, więcej nam takich eleganckich tekstów trzeba, tylko żeby jeszcze były trochę oryginalniejsze. 3 pkt.
Tekst II: nie jestem targetem, czytałem trzy razy - nie zrozumiałem zamysłu, dlatego 1 pkt. Nie? No, jest tam fajna dynamika, takie dzianie się, za którym nie nadążam, ale umiem docenić odwagę w kreacji postdukajowskiej i wysoki próg wejścia, który zachęca do czytania. Finalnie: 2 pkt.
Tekst I: tekst ładnie napisany, z dobrym, ale skopanym zakończeniem (to dopowiedzenie kursywą zupełnie niepotrzebne), mnie się zdaje, że autorka czytała Ondaatje, kocham Martę, lubię smoka, jest to bardzo erudycyjne, mnie się podoba, więcej nam takich eleganckich tekstów trzeba, tylko żeby jeszcze były trochę oryginalniejsze. 3 pkt.
Tekst II: nie jestem targetem, czytałem trzy razy - nie zrozumiałem zamysłu, dlatego 1 pkt. Nie? No, jest tam fajna dynamika, takie dzianie się, za którym nie nadążam, ale umiem docenić odwagę w kreacji postdukajowskiej i wysoki próg wejścia, który zachęca do czytania. Finalnie: 2 pkt.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
[22 listopada 2021] Anonim vs univers
15Pierwszy tekst zupełnie nie w moim guście, niepotrzebne zakończenie kursywą, takie łopatologiczne. No i aż sześć razy akapity zaczynają się od "Marty", to niedopuszczalne warsztatowo.
Drugi tekst jednak lepszy, takie lubię. Wartka akcja, dobry warsztat, po prostu fajnie się czyta.
Pierwszy tekst - 1,5 pkt.
Drugi tekst - 3 pkt.
Drugi tekst jednak lepszy, takie lubię. Wartka akcja, dobry warsztat, po prostu fajnie się czyta.
Pierwszy tekst - 1,5 pkt.
Drugi tekst - 3 pkt.