"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

1
Witam ponownie.

Tym razem zabieram się, że tak powiem, do odkurzania archiwum. Komentarz pewnego forumowicza pod moim inszym tekstem - w którym niezbyt grzecznie zarzucił mi fałsz, gdy stwierdziłem, iż piszę od lat - skłonił mnie do przedstawienia dowodu na owo stwierdzenie oraz wyrażenia nie do końca poważnej sugestii, iż mógłbym zacząć wlepiać tutaj, na forum, swoją starszą pisaninę. Ale po pewnym czasie pomyślałem sobie "a czemu by faktycznie tego nie zrobić"? Jak by nie patrzeć, można byłoby w ten sposób rzucić okiem i porównać, jak moje wypociny zmieniały się i ewoluowały na przestrzeni lat i które zmiany nastąpiły w dobrym kierunku, a które wręcz przeciwnie.

Na pierwszy ogień poszła - nomen omen - "Pierwsza Krew". Jest to opowiadanie (dość długie - 60 stron w Wordzie) napisane przeze mnie jeszcze na studiach - po tym, jak zakończyłem prace nad pełnowymiarową powieścią, osadzoną w moim autorskim uniwersum science-fiction, którą prezentowałem podówczas na Forum Ogame. "Pierwsza Krew" była pisana głównie z myślą o czytelnikach tej właśnie powieści. Z założenia miało to być proste opowiadanie do szuflady, nastawione na akcję, ale też i na dalsze rozwinięcie mitologii uniwersum.

Choć to tylko fragment całości, i tak jest dość długi, więc proponuję czytanie go i komentowanie kawałkami. Niestety, kłopoty może też sprawiać mnogość obcej terminologii (opowiadanie skupia się na Sorevianach, nie na ludziach) - dość powiedzieć, że do opowiadania załączyłem kilkustronicowy słowniczek. Oczywiście nie będę go tu wlepiał w całości, ale może wyjaśnię chociaż te najważniejsze pojęcia - rangi soreviańskich żołnierzy, które padają tu dość często, oraz ich najbliższe odpowiedniki (NO). Krótko:
padene - NO: szeregowy; faze - NO: kapral; karisu - NO: sierżant; mai derian - NO: porucznik; garave - NO: kapitan; karimure - NO: admirał. Zresztą, pełną listę tych rang (zapisaną soreviańskim alfabetem, ale poniżej jest transkrypcja) można znaleźć tu ---> https://www.deviantart.com/bazil3282/ar ... -340649327

Uwaga - tekst zawiera wulgaryzmy (ale część z nich pada w fikcyjnym języku, więc jest tak jakby ich nie było...).


===========================================================================================================================


WYSOKA ORBITA IGNAR IV
AUVELIAŃSKA BAZA ORBITALNA DET-07
ROK 3225 CZASU ALFA


XXXXW całej instalacji panowała niemal zupełna cisza. Mieszkańcy trwali w bezczynności już od niemal dziesięciu lat, mając przydzielone jałowe zadanie kontroli okolicznej przestrzeni w systemie, w którym nie spodziewano się żadnego ataku.
XXXXTego poranka armelien Ier’anuel, komendant placówki, udał się na swoje stanowisko dowódcze z ciężkim sercem. Niebawem, gdy rozejdą się świeże wieści, nie tylko on będzie w podłym nastroju. Sam oficer nie dowierzał, kiedy czytał biuletyn, jaki dotarł do niego godzinę temu. Zawierał on zwięzły raport z ostatnich wydarzeń na Akiosie – soreviańskiej kolonii, na której połączone siły auveliańsko-ildańskie prowadziły od niemal dekady przedłużoną kampanię. Ostatnia seria bitew nie pozostawiła sprzymierzonym żadnych złudzeń – przeklęte jaszczury przeprowadziły zakrojoną na szeroką skalę operację, do której zaangażowały niezliczone legiony żołnierzy. Ci Auvelianie, którzy ocaleli z tej batalii, byli wstrząśnięci furią soreviańskiego ataku. Relacje z pól bitewnych głosiły o całych dywizjach jaszczurów, które bez litości miażdżyły i wdeptywały w ziemię stawiające im daremny opór jednostki auveliańsko-ildańskie. Gady nie oszczędziły nikogo, kto stanął im na drodze, niszcząc każdą placówkę wojskową napotkaną podczas swojego triumfalnego pochodu.
XXXXWszystko trwało podobno niewiele ponad dobę. Zaangażowanie znacznej liczby okrętów i jednostek desantowych umożliwiło Sorevianom szybkie przerzuty ogromnych ilości znakomicie wyekwipowanego wojska, co pociągnęło za sobą ekspresowe tempo ofensywy. Nie utrzymała się nawet macierzysta cytadela, skąd sztabowcy auveliańscy i ildańscy prowadzili działania na Akiosie. Jaszczury dosłownie zmasakrowały hordy wyhodowanych przez Ildan bestii bojowych – Ragnerów – i zniszczyły wszystkie ich wylęgarnie, razem ze zrobotyzowanymi jednostkami Straży. Gdy przyszła kolej na Auvelian, bitwa przerodziła się w pogrom.
XXXXIer’anuel zdawał sobie doskonale sprawę, że to definitywnie kończyło egzystencję sił sprzymierzonych na Akiosie. Sorevianie zakończyli całą, trwającą tyle lat kampanię jednym potężnym uderzeniem. Armelien wciąż nie dowierzał doniesieniom o liczebności jaszczurów i użytych jednostkach elitarnych, w tym budzących grozę zabójcach Genisivare oraz superżołnierzach Sarukeri. Nie było jednak innego wyjaśnienia dla tak szybkiego i miażdżącego zwycięstwa gadów.
XXXXDrzwi do centrali otwarły się przed Ier’anuelem, ukazując mu wnętrze przestronnej sali, z technikami zajmującymi swoje stanowiska. Armelien zmierzył ich wzrokiem – wszyscy oni nie byli Auvelianami czystej krwi, lecz sztucznie wyprodukowanymi klonami. Jego rasa przywiązywała dużą wagę do zajmowanej pozycji społecznej, stąd najmniej odpowiedzialne funkcje wolała powierzać takim właśnie istotom. Sam Ier’anuel należał do stanu średniego, określanego mianem En’emua, i postrzegał większość swoich podwładnych jak liczby. Można ich było bez żalu poświęcić i zastąpić kolejnymi. O wiele większym szacunkiem darzył Auvelian czystej krwi o niższej pozycji społecznej, z których niektórzy trudnili się dowodzeniem mniejszymi jednostkami bojowymi jako pośredni oficerowie. Na szczycie auveliańskiego społeczeństwa stali kapłani kultu Avn’khor.
XXXXIer’anuel usadowił się na swoim stanowisku dowódcy, usytuowanym na podeście, skąd doskonale widział znajdujących się poniżej techników. Spojrzał na przedstawiający przestrzeń kosmiczną główny wyświetlacz holo, przypuszczając, że strawi kolejny dzień na oczekiwaniu i rutynowych kontrolach. Jednakże, zupełnie jak na przekór temu przekonaniu, pierwszy interesujący meldunek nadszedł już po kilku chwilach.
XXXX- Armelien, mamy odczyty na sensorach – zameldował technik, siedzący przy komputerze na stanowisku poniżej. – Duża aktywność w nadprzestrzeni.
XXXX- Położenie? – Ier’anuel odwrócił się od monitorów, kierując swój wzrok w stronę podwładnego.
XXXX- Pięćset axów w stronę układu Akiosa. Szybko się zbliżają.
XXXX- Namiary?
XXXX- Sprawdzamy.
XXXXChwila ciszy, później odpowiedź technika zabarwił tłumiony niepokój.
XXXX- Zmierzają w stronę Ignar IV, armelien.
XXXX- Sprawdźcie sygnaturę – Ier’anuel pochylił się do przodu w fotelu, czując, jak narasta w nim napięcie. – Czy to ktoś z naszych?
XXXX- Zaprzeczam. Sygnały pozostają bez odzewu.
XXXX- Przygotować uzbrojenie. Postawić więcej myśliwców w stan gotowości.
XXXX- Tak jest, armelien – potwierdził inny technik – Mamy zawiadomić kapłana Dar’endeia?
XXXX- Jeszcze nie. Najpierw sprawdźmy, co zgłaszamy.
XXXX- Aktywność odczytów rośnie – meldował technik, spoglądając na sensory. – Nie ma identyfikacji.
XXXX- Co to znaczy? – zapytał Ier’anuel, z trudem maskując oburzenie. – Nie możecie sprawdzić sygnatur? Szukajcie zgodności z jednostkami soreviańskimi.
XXXX- Sprawdzamy, armelien.
XXXXChwila ciszy, jaka zapanowała po tych słowach, przedłużyła się w minutę, a Ier’anuel zaczynał być coraz bardziej zdenerwowany.
XXXX- Powiadomcie jednostki ildańskie – zakomenderował. – Niech natychmiast wyślą swoje myśliwce bezzałogowe. Możemy też potrzebować pomocy ich zrobotyzowanych platform obronnych.
XXXX- Armelien, chyba otwierają przejście do normalnego wymiaru – powiedział technik, co tylko dodatkowo zaniepokoiło Ier’anuela. – Wyjdą z portalu tuż przed nami.
XXXX- Połączcie mnie z kapłanem Dar’endeiem – nakazał dowódca, podłączając się do komunikatora telepatycznego. – Natychmiast.
XXXX- Armelien, mamy pierwsze wyniki analizy. Sygnatura wskazuje na…
XXXXTechnik zaniemówił, kiedy na głównym ekranie holo pojawiły się – w odległości zaledwie stu kilkudziesięciu kilometrów od stacji – portale do nadprzestrzeni. Miały postać ledwie widocznych wyrw, niemniej, były dostrzegalne. W chwilę później zaczęły przez nie przenikać, niczym w osmozie, dzioby dużych okrętów wojennych. Obok nich pojawiały się chmary mniejszych jednostek. Było tam kilka klas rozmaitego sprzętu. Ich widok nasunął Ier’anuelowi natychmiastowe skojarzenia.
XXXX- …soreviańskie krążowniki liniowe klasy Tekade – dokończył technik, co w obecnej chwili było raczej zbędne – Liczebność: ponad trzydzieści i rośnie. Niszczyciele rakietowe klasy Asakar, ponad dwadzieścia i rośnie. Fregaty klasy…
XXXXWtedy baza została zalana ogniem z ciężkiej artylerii wrogich statków. Strzałom z dział laserowych towarzyszył grad dużych pocisków rakietowych. Cała stacja zawibrowała, a oświetlenie zamigotało.
XXXX- Otworzyć ogień ze wszystkich stanowisk – zakomenderował Ier’anuel, z najwyższym trudem zachowując samokontrolę. – Wypuścić wszystkie nasze myśliwce. Wezwać…
XXXXArmelien zamilkł, gdy w oddali rozległa się potężna eksplozja. Najwyraźniej jeden z modułów został całkowicie zniszczony.
XXXX- W imię… – zaczął komendant ze zgrozą, zaraz jednak odzyskał panowanie nad sobą. – Meldować o uszkodzeniach. Żądam meldunków.
XXXX- Kadłub stacji został przerwany w kilkunastu miejscach – rzekł jeden z techników. – Stanowiska ogniowe od trzeciego do dziesiątego nie działają. Hangary A i E zniszczone.
XXXX- Krytyczne uszkodzenie głównego systemu zasilania, aktywujemy awaryjny.
XXXX- Tu kapłan Dar’endei – Ier’anuel usłyszał telepatyczny zew przełożonego. – Co masz do zgłoszenia, armelien?
XXXX- Atakują nas! – powiedział oficer uniesionym głosem, tracąc powoli panowanie nad sobą. – Cała flota soreviańska, wyszli z nadprzestrzeni na…
XXXX- Uspokój się, armelien. W jakim jesteście stanie?
XXXX- Ciężkie uszkodzenia – komendant szybko przywołał się do porządku. – Proszę o natychmiastowe wsparcie. Nalegam, aby zawiadomi…
XXXXNagle Ier’anuel zamarł, wpatrzony w lecący na czele wrogiej floty, ogromny krążownik. W głowie wciąż słyszał mentalne przekazy Dar’endeia, zadającego kolejne pytania, lecz on nie był w stanie wyrazić ani słowa, w żaden sposób sprecyzować myśli, kiedy okręt jaszczurów zbliżył się na tyle, że armelien mógł dostrzec w jego dziobie otwarte pokrywy wylotowe wyrzutni ciężkich głowic.
XXXXSłyszał swojego przełożonego i meldunki członków załogi bazy, ale to nie miało już znaczenia. Wiedział, że to koniec, jeszcze zanim z wyrzutni wrogiego krążownika odpalone zostały dwie olbrzymich rozmiarów torpedy z multifazowym ładunkiem termojądrowym. Ostatnim, co Ier’anuel usłyszał, był głośny ryk potężnej eksplozji, która obróciła w kosmiczny pył jego i całą bazę.


KRĄŻOWNIK LINIOWY „ISANTURAI”, KLASA TEKADE
OKRĘT FLAGOWY ADMIRAŁA IZALA KHESARIMEGO
PIĘĆ GODZIN PO ATAKU NA IGNAR IV


XXXXWinda przesuwała się miarowo w górę, od czasu do czasu rozświetlana blaskiem bijącym z kolejnych poziomów okrętu. Stojąc sztywno w oficjalnym, ciemnoszarym mundurze, karisu Sazeli z napięciem oczekiwał, aż winda dotrze na miejsce. Towarzyszył mu mai derian Idaren, który wyglądał na równie spiętego. Nie było w tym nic dziwnego – mieli się przecież spotkać z dowódcą floty, i to w niezwykle istotnej sprawie. Na dodatek zjawili się na okręcie flagowym z opóźnieniem i Izal mógł się już niecierpliwić.
XXXXW gruncie rzeczy, Sazeliego dziwił fakt, że jeszcze do tego napięcia nie przywykł. Jako że należał do elitarnych oddziałów Sarukeri, jednej z najznakomitszych formacji soreviańskich sił zbrojnych, był doświadczonym weteranem wielu bitew. Chociaż śmierć niejeden raz zmierzwiła mu łuski, zawsze wydostawał się z rozmaitych tarapatów żywy. Tymczasem nawet dziś, po niezliczonych operacjach, w jakich brał udział, odczuwał swoiste napięcie za każdym razem, kiedy zbliżał się czas kolejnej walki.
XXXX- To nasz pokład – powiedział nagle Idaren. – Powinien tu na nas czekać jeden z załogantów, o ile Izal o nas nie zapomniał.
XXXXSazeli skinął długim, łuskowatym łbem, gdy drzwi windy otwarły się. Kiedy dwaj Sarukeri zeń wyszli, natychmiast zatrzymała ich para uzbrojonych marynarzy.
XXXX- Mai derian Idaren Gamore? – zapytał jeden z nich, a kiedy oficer skinął głową, rzekł – Proszę za nami.
XXXXPrzewodnicy doprowadzili dwóch weteranów do mieszczącej się nieopodal kajuty, otwierając im drzwi. Wewnątrz znajdowało się kilka postaci. Idaren bez słowa wszedł do środka, co w ślad za nim uczynił Sazeli. Drzwi zamknęły się za ich plecami.
XXXXSarukeri wyprężyli się równocześnie we wzorowym salucie, stając prosto z równo ułożonymi ogonami i pięściami przyciśniętymi do klatki piersiowej. Wysoki Sorevianin w ciemnogranatowym, niemal czarnym mundurze oficera floty odpowiedział na ich salut. Sazeli domyślił się, iż jest to karimure Izal Khesarime, dowodzący wysłaną na Ignar IV Piątą Flotą Uderzeniową.
XXXX- Chwała Feomarowi. Spocznijcie, panowie – rzekł, szczerząc w uśmiechu dwa rzędy ostrych kłów. – Już mniemaliśmy, że dzisiaj się nie zjawicie.
XXXX- Chwała Feomarowi. Przepraszamy za spóźnienie, karimure – odrzekł Idaren. – Możemy przystąpić do spotkania?
XXXX- Naturalnie. Proszę usiąść.
XXXXIdaren i Sazeli zajęli swoje miejsca na fotelach. Kajuta, w której się znajdowali, była dość komfortowa, jak na salę narad na okręcie wojennym. Wygodne siedziska umieszczono koło długiego, eleganckiego stołu, przy którym swoje miejsca zajęło kilka innych Sorevian. Sazeli dostrzegł wśród nich osobnika w cywilu, który był zapewne jakimś wojskowym naukowcem – swoje przypuszczenie karisu opierał na wzmiankach o tym, że ich misja ma dotyczyć testów nowego rodzaju uzbrojenia. Oprócz tego uwagę zwracał jeden zabójca Genisivare w oficjalnym, czarnym mundurze.
XXXX- Nie muszę chyba panom przypominać, że przebieg naszego spotkania, a także sama misja, którą przydzielimy naszym znakomitym Sarukeri, są ściśle tajne – skonstatował Izal, stając koło holopadu, nad którym widniała trójwymiarowa mapa fragmentu sektora, w jakim prowadzono właśnie operację. – Nasza obecna sytuacja jest dość delikatna, jak zapewne wiecie. Przeciągające się walki o Akiosa zmusiły nas w końcu do złamania naszego kodeksu, jako że jedynym rozwiązaniem wydaje się być całkowite zneutralizowanie sił nieprzyjaciela w tym sektorze. Nasze poprzednie uderzenie oczyściło już samego Akiosa z wrogich armii oraz zniszczyło całą stacjonującą tam flotę. Teraz zaś przeprowadziliśmy atak w tym systemie, a nasze siły inwazyjne wylądowały na Ignarze III, Ignarze IV, oraz Vaider III, gdzie Auvelianie oraz Ildanie mają swoje przyczółki. W planach mamy założenie na tych planetach stałych kolonii oraz baz militarnych. Przy okazji mamy zamiar użyć jednej z naszych świeżych zdobyczy techniki, aby ułatwić naszym oddziałom osiągnięcie sukcesu.
XXXXIzal spojrzał na siedzącego przy stole Sorevianina w cywilu.
XXXX- Tegami Iuven, proszę zreferować sprawę.
XXXXWszystkie osoby, w tym Sazeli, skupiły teraz uwagę na naukowcu, który wstał ze swojego miejsca i podążył w kierunku wyświetlacza holograficznego. Izal z kolei zajął miejsce przy stole, siadając w fotelu.
XXXX- Dziękuję, karimure – powiedział Iuven, wsuwając nośnik danych do czytnika wyświetlacza i dotykając pazurem ikony na panelu. – W naszym laboratorium w Genivie na Akiosie opracowaliśmy podczas walk o planetę nowe urządzenie zakłócające, które mamy zamiar wykorzystywać przez pewien czas w wojskowych operacjach.
XXXX- Jakiego rodzaju to urządzenie? – zapytał Idaren.
XXXX- Długofalowy emiter impulsów neutralizujących – odparł uczony, a na wyświetlaczu za jego plecami pojawił się schemat urządzenia. Niewiele to mówiło Sazeliemu, więc szybko przerwał oględziny tego obrazu. – Na podstawie zdobytych na Auvelianach i Ildanach sprzętów detekcyjnych zdołaliśmy opracować urządzenie, które wysyła sygnał niwelujący ich działanie. Nakłada się on na emitowane przez nie promieniowanie przenikliwe. Mówiąc oględnie, zastosowanie tego emitera w naszych jednostkach bojowych umożliwi nam uczynienie ich niewykrywalnymi dla większości wrogich sensorów rozmaitego typu.
XXXX- Całkowicie? – zapytał zaintrygowany Idaren.
XXXX- Tak. Dotychczasowe testy w warunkach laboratoryjnych wykazały stuprocentową skuteczność tego urządzenia. Jest tylko jeden szkopuł…
XXXX- Mianowicie?
XXXX- Cóż, przewidujemy, że skuteczność tego urządzenia zmaleje, jeśli nasi wrogowie znajdą sposób na jego zwalczanie. A zrobią to prędzej czy później. Mamy więc zamiar wykorzystać jak najlepiej czas, jaki zostanie nam dany. Zanim jednak rozpoczniemy szersze użytkowanie tego wynalazku, musimy zrobić jeszcze jeden, ostateczny test. Sprawdzian w warunkach bojowych.
XXXX- I tu pojawiamy się my? – zapytał Sazeli, mając nadzieję, że przejdą teraz do sedna sprawy i że pozna charakter ich misji.
XXXX- Tak, i tu pojawiacie się wy – potwierdził Iuven. – Mamy zamiar zlecić tego typu zadanie naszym najlepszym żołnierzom z elitarnych oddziałów specjalnych. Przypadnie wam przelanie pierwszej krwi, że się tak wyrażę.
XXXXSorevianin w cywilu wcisnął jeszcze jeden guzik na wyświetlaczu, na którym tym razem pojawił się wizerunek desantowca. Był to znany Sazeliemu typ statku – VT-5 Ipore, przystosowany do dokowania bezpośrednio w stacjach kosmicznych i śluzach okrętów.
XXXX- Trochę zmodyfikowaliśmy jeden ze standardowych statków abordażowych klasy Ipore, aby był przystosowany do waszego zadania – oznajmił naukowiec – Polecicie nim, niewykrywalni dla nieprzyjaciela, do przestrzeni orbitalnej Ildan.
XXXX- Dziękuję panu, wyjaśnię naszym gościom kwestie natury taktycznej – wtrącił Izal, wracając na swoje miejsce przy wyświetlaczu holograficznym. – Pański cel, mai derian, jest prosty. Ma pan unieszkodliwić przesyłową stację kontrolną Ildan, za pomocą której koordynują działania Ragnerów w rejonie naszego kolejnego ataku na planecie.
XXXXRagnery. Sazeli na samą wzmiankę o nich poczuł gniew. Ildanie nie walczyli na wojnie własnoręcznie, zamiast tego wysługując się hordami tych potworów. Stworzone przy pomocy inżynierii genetycznej, bezduszne, bezrozumne, zdatne były jedynie do zabijania wszystkiego, co tylko weszło im w drogę. Nieważne, czy byli to wojownicy, czy przypadkowe ofiary. Ragnery były niczym plaga.
XXXXTymczasem karimure dotknął pazurem kilka ikon na panelu wyświetlacza i wizerunek desantowca znikł, ustępując miejsca obrazowi Ignara IV. Na jego powierzchni były zaznaczone pozycje wszystkich armii i flot, szerokie strzałki pokazujące planowane kierunki ich przemieszczenia, a także wyraźnie zarysowana orbitalna instalacja, która, jak przypuszczał Sazeli, miała być celem ich misji. Jego podejrzenie zostało rychło potwierdzone, gdy zakończony pazurem palec Izala wskazał właśnie ów obiekt.
XXXX- Wasz cel znajduje się tutaj, poza zasięgiem naszej artylerii planetarnej – oznajmił karimure. – Stacja jest bezzałogowa, pilnowana wyłącznie przez główny komputer i jednostki robotów. Dostaniecie się tam desantowcem, niewykryci przez sensory stacji i orbitalne platformy strażnicze na waszej drodze, zadokujecie i dostaniecie się na pokład.
XXXX- Jaką metodę zneutralizowania celu pan proponuje, karimure? – zapytał Idaren.
XXXX- Otrzymacie ładunek wybuchowy, który się z tym rozprawi. Jednak dużo efektywniej będzie włamać się do systemu stacji i odłączyć zasilanie rdzenia, który emituje sygnały kontrolne do jednostek Ragnerów. Przy okazji, wyłączycie także system bezpieczeństwa bazy i unikniecie ofiar w waszym oddziale.
XXXX- Mamy złamać ildański system komputerowy? – zapytał z powątpiewaniem Sazeli. – To może się okazać niemożliwe, karimure.
XXXX- Nie dla naszego eksperta – odparował z uśmiechem Izal, tym razem spoglądając na siedzącego po lewej zabójcę Genisivare, który nie odezwał się jak dotąd ani słowem. – Dainer Astenus z Gildii Widm Śmierci będzie wam towarzyszył. Infiltrował już wielokrotnie obiekty wojskowe Ildan i dawał sobie radę z rozmaitymi zabezpieczeniami.
XXXXKarimure splótł ręce za plecami i zmierzył obecnych wzrokiem.
XXXX- Desantowiec, który panów zabierze, czeka w hangarze – oświadczył. – Akcję rozpoczniecie jutro, dokładnie za pół cyklu. Sześć alitów po waszym odlocie wojska lądowe otrzymają rozkaz wymarszu i zniszczenia pozycji ildańskich, zatem radzę panom się sprężyć. Od waszej akcji może zależeć, czy sukces osiągniemy tanim kosztem, czy będzie to dla nas ciężka batalia. Noc spędzicie na pokładzie „Isanturai”, wasze kajuty są już gotowe. Przed rozpoczęciem operacji radziłbym panom nieco się odprężyć i przygotować. Jakieś pytania?
XXXXIdaren uniósł rękę, na co Izal skinął głową.
XXXX- Kto będzie naszym pilotem? – zapytał mai derian.
XXXX- Derian Kilena – odparł karimure, wskazując łbem Soreviankę w mundurze floty, na którą Sazeli wcześniej nie zwrócił uwagi. – Została wtajemniczona we wszystkie niezbędne szczegóły dotyczące misji i przewiezie was na miejsce. Będzie też koordynować wasze działania. Jeszcze jakieś pytania?
XXXXKarisu zastanowił się chwilę, ale stwierdził, iż dowiedział się już wszystkiego, co wiedzieć powinien. Ponieważ nikt inny się nie odezwał, Izal skinął głową, żegnając się ze swoimi gośćmi.

* * *

XXXXWedług lokalnego czasu, do którego wszyscy obecni na pokładzie „Isanturai” dostosowali się wraz ze skokiem do normalnego wymiaru, było już dość późno, zatem Sazeli nie dziwił się, że jest trochę senny. Siedział w bufecie okrętowym, popijając esterei –średniej mocy napój alkoholowy. Towarzyszyła mu większość jego drużyny, wyjąwszy Idarena.
XXXXSarukeri stanowili jedną z trzech formacji, które uznawano za szczególnie elitarne – dwoma pozostałymi były Gwardia oraz zabójcy Genisivare. O ile ci drudzy opierali swą wartość bojową na sile ducha oraz na pełnej kontroli nad ciałem, jaką rzekomo uzyskiwali, o tyle wojowników Sarukeri poddawano rozmaitym modyfikacjom, aby poprawić ich siłę i inne cechy. Zabiegi, z których większość przeszedł także sam karisu, miały rozmaitą formę. Podstawowym były regularne kąpiele w specjalnym związku chemicznym o nazwie nukera, który wchodził w reakcję z łuskami, czyniąc je jeszcze bardziej twardymi i odpornymi, niż były naturalnie. Nurzanie się w tym świństwie odbywało się codziennie przez pierwsze kilka tygodni służby. Przyjętą w Sarukeri praktyką było też zwiększanie wartości bojowej żołnierzy przy pomocy najwyższej klasy cybernetycznych implantów. Dzięki temu, przewyższali oni swoich pobratymców pod każdym względem.
XXXXCzłonkowie oddziału Idarena siłą rzeczy również zostali poddani takim zabiegom. Sam karisu miał w swoich mięśniach jakieś dwa tysiące nano-wszczepów, zwiększających jego odporność i siłę fizyczną. Niemniej, dokonane u Sarukeri zmiany nie były łatwo widoczne i na pierwszy rzut oka mogło się zdawać, iż są jedynie zwykłymi sivantien. Dopiero bliższe oględziny pozwoliły wykryć rozmaite, drobne odstępstwa od normy, takie jak zarysowana pod łuskami faktura wszczepionych pod skórę implantów.
XXXX- Niech cię cholera, Sazeli – powiedział nagle faze Verane, medyk drużyny. – Odkąd wróciłeś z odprawy, nie powiedziałeś ani słowa o tym, jakie dostaliśmy zadanie.
XXXX- Lecimy niewielkim statkiem za linie wroga i mamy to zrobić po cichu – odparował karisu, puszczając mimo uszu fakt, że jego podwładny nie zwrócił się doń regulaminowo. – To tajna misja.
XXXX- Wiem, w imię Kagara. Ale przecież i tak bierzemy w tym udział.
XXXX- Ale nie muszą tego zaraz od nas zasłyszeć wszyscy dookoła. Wszystkiego się dowiecie w drodze.
XXXX- Powiedz nam chociaż, czy będzie gorąco – rzekł Igaten, odgryzając kawałek batonika w czarnej polewie z revnairu, soreviańskiego odpowiednika mlecznej czekolady.
XXXX- Raczej nie.
XXXX- Co to znaczy „raczej”? Będzie gorąco, czy nie?
XXXX- Faze, opanuj się wreszcie – odparł rozdrażniony Sazeli – Zwracasz się do Sarukere, który jest od ciebie starszy rangą.
XXXXIgaten zwiesił głowę.
XXXX- Przepraszam, karisu.
XXXX- Tak lepiej. I przestań mi już zadawać takie pytania, po prostu nie mam pojęcia, czy napotkamy na drodze opór. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, może się obyć bez jednego strzału.
XXXX- W takim razie pomodlę się do Feomara, żeby coś jednak zazgrzytało – oznajmiła Ekreva, która uznawała za punkt honoru złożenie w ofierze smoczemu bóstwu przynajmniej jednego wroga w każdej akcji.
XXXX- Jesteś porąbana, wiesz o tym? – rzucił Verane, kręcąc głową.
XXXX- Wiem. Mówisz mi o tym dwudziesty szósty raz – Ekreva spojrzała na kolegę z politowaniem, opierając łeb na dłoni. – I dwudziesty szósty raz ci mówię, że Feomar mnie strzeże…
XXXX- Jesteś zdrowo porąbana.
XXXX- Dwudziesty siódmy – Ekreva uśmiechnęła się złośliwie. – Sądziłam, że okazujesz szacunek naszemu wspólnemu patronowi.
XXXX- Okazuję, ale nie wariuję od tego.
XXXX- Uciszcie się w końcu, dobra? – warknął Sazeli.
XXXXKarisu nie miał najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię Veranego z Ekrevą, a sądząc po minach pozostałych żołnierzy, nie był w tym osamotniony. Wprawdzie Sorevianie służący w armii byli co do jednego gorliwymi wyznawcami Feomara, jednak to, co robiła Ekreva, zakrawało na fanatyzm. O ile pozostali członkowie drużyny Sazeliego tolerowali ją, o tyle jeden Verane nigdy nie umiał się powstrzymać od skrytykowania jej poglądów. Raz nawet zarzucił jej odwrócenie się od dogmatu Feomara i chylenie w stronę mroku Kagara.
XXXXZ drugiej strony, nie tylko Ekreva stanowiła częsty obiekt jego uwag. Verane bywał na ogół dość cyniczny i potrafił czepiać się najdrobniejszych szczegółów w poszukiwaniu tematów do narzekań. Czasami trudno go było przez to znieść, ale wybaczano mu – przynajmniej zazwyczaj – tę wadę, jako że był świetnym medykiem. Nie było chyba w drużynie Sazeliego żołnierza, który mógłby uczciwie powiedzieć, że nie zawdzięcza Veranemu życia, albo przynajmniej zdrowia i pełnej sprawności fizycznej.
XXXX- Ile czasu minęło? Osiem alitów? – odezwał się Sirame. – Kończmy już to, mamy coraz mniej do rozpoczęcia operacji, a dzisiaj prawie nie spaliśmy.
XXXXMai padene Sirame był nowicjuszem w oddziale Sazeliego, a żołnierze jego pokroju w Sarukeri uchodzili na ogół za pisklaków. Pomimo faktu, że zwykły wojownik w służbie Milicji czy nawet Strażników, mający mniejsze doświadczenie bojowe, nie pomyślałby nawet o użyciu takiego określenia. Niemniej, Sirame czuł się jak na razie obco w nowym środowisku i sprawiał wrażenie nieśmiałego. Nowa misja wzbudziła w nim zaś niepewność – było to bowiem pierwsze zadanie, które miał wypełnić jako Sarukere.
XXXX- Jeszcze jedną kolejkę, dobra? – odrzekł Igaten.
XXXX- Teraz ty stawiasz.
XXXXSazeli zmierzył podwładnych wzrokiem.
XXXX- Jeśli jutro zobaczę, że któryś z was jest pijany, dopilnuję, żeby go wykopali z Sarukeri po powrocie – powiedział ostrzegawczo. – Nie bronię wam korzystania z przywilejów, kiedy jest czas wolny, ale nie jesteście jakimiś cholernymi rekrutami z pierwszej lepszej kompanii Milicji.
XXXX- Po co te nerwy, karisu? – wypalił mai faze Azame. – Przecież ledwo zaczęliśmy.
XXXX- I zaraz skończycie, jeśli ktoś z was postawi jeszcze jedną kolejkę.
XXXX- Tylko jedną, Sazeli. Nie bądź taki.
XXXXPodoficer machnął ręką, momentalnie wyzbywając się postawy służbistego dowódcy. Nigdy nie potrafił się długo gniewać, zwłaszcza, jeśli do głosu dochodził Azame – towarzysz karisu z czasów, kiedy nie służyli jeszcze w Sarukeri.
XXXX- Ostatnią – powiedział Sazeli ze skąpym uśmiechem.


WYŻYNA LADENEZ, IGNAR IV
BAZA OPERACYJNA XX KORPUSU EKSPEDYCYJNEGO
KWATERA GŁÓWNA 89. REGIMENTU MILICJI


XXXXGarave Sakone opuścił swój namiot, obserwując ze wzgórza ogromny obóz, nad którym zapadał już zmierzch. Jego oczy zwęziły się, kiedy rozmyślał nad powagą ich sytuacji i ryzykownością przedsięwzięcia, do którego zostali zaangażowani. Niemniej, jak utrzymywało dowództwo, aby zapewnić bezpieczeństwo SVS w tym sektorze, jedynym rozwiązaniem było nie tylko unicestwienie sił wroga na Akiosie, lecz także pokonanie go na jego własnej ziemi, aby ostatecznie zmusić do rezygnacji z ofensywy na tym „froncie”.
XXXXIgnar IV w obecnej postaci nie stanowił jednak wartościowego łupu. Była to prawdziwa ziemia jałowa, poddana tylko podstawowym procesom przystosowawczym, aby Auvelianie oraz Ildanie mogli tu utrzymywać stały garnizon, aby zadbano o regularność dostaw zaopatrzenia dla armii i floty i wreszcie aby Ignar IV był samowystarczalny. Populacja tego świata, nie licząc stałych i zmiennych sił zbrojnych, liczyła tylko kilkaset tysięcy osób. Sakone liczył, że SVS zdyskontuje chociaż własny sukces, doprowadzając świeżo podbitą planetę do znacznie lepszego stanu, umożliwiającego przekształcenie jej w tętniącą życiem kolonię. Na razie jednak, było to myślenie przyszłościowe – wojna dopiero się przecież zaczęła.
XXXXBaza XX Korpusu znajdowała się zasadniczo w szczerym polu, a im nie pozwolono na rozwinięcie infrastruktury obronnej i stałych zabudowań dla zakwaterowania żołnierzy. Zamiast tego, ustawiono setki, jeśli nie tysiące tradycyjnych namiotów, w których wszyscy mieli spędzić tylko jedną noc. Rozkaz wymarszu powinien nadejść jutro rano i wszyscy byli bardzo podekscytowani.
XXXXNie bez powodu, jak uznał Sakone, kiedy zaczął się przechadzać po obozie. Wszyscy Sorevianie, jakich napotykał podczas przechadzki, byli młodzi i niedoświadczeni, co stanowiło cechę charakterystyczną wojowników w służbie Milicji. Dla większości z jego podwładnych, oraz żołnierzy z innych jednostek, kampania na Ignarze IV była jedną z pierwszych w karierze – a dla części zapewne okaże się wkrótce ostatnią. Sam Sakone nie mógł się określać mianem weterana, jako że był w gruncie rzeczy świeżo upieczonym oficerem.
XXXXSzeregowi żołnierze, których mijał, witali go salutami i przepisowymi pozdrowieniami. Gdy garave dokonał już oględzin namiotów swojej kompanii, udał się w inny rejon obozu, aż wreszcie dotarł do sekcji ludzi.
XXXXSakone obdarzył pierwszych napotkanych Terran wyrozumiałym uśmiechem. Byli to żołnierze z Ochotniczych Sił Samoobrony, rekrutowanych na Akiosie podczas wrogiej inwazji. Podobnie czyniono zresztą na pozostałych zaatakowanych koloniach AMU, znajdujących się pod ochroną jaszczurów, jeśli tylko ludzie godzili się walczyć u boku Sorevian. Większość tego typu jednostek, utworzonych na Akiosie, pozostała na tamtej planecie. Część jednak, za zgodą samych zainteresowanych, została zaangażowana do kontrataku w systemie Ignar. Sakone przyjrzał się im pobieżnie – byli ubrani w identyczne mundury, jakie nosili Sorevianie z Milicji, a także używali z grubsza tego samego sprzętu. Odróżniały ich tylko naszywki na ramionach terrańskich ochotników, świadczące o ich przynależności do jednostek samoobrony, a także obecność obuwia, którego jaszczury nie nosiły. Nie było to im potrzebne – skóra na ich szponiastych stopach była bardzo odporna. Poza tym, ludzie przywdziewali do walki uproszczone kombinezony bojowe, nieznacznie zwiększające ich siłę fizyczną. Były im niezbędne, aby mogli się do czegokolwiek przydać. Znacznie silniejsi i odporniejsi od nich Sorevianie zakładali jedynie na mundury ochronne kamizelki, nagolenniki i karwasze, wykonane z nonilanu oraz advinenowych płyt. I jedni, i drudzy mieli ponadto najbardziej podstawowy osprzęt elektroniczny.
XXXXSakone zamierzał tylko przejść się po okolicy, aby sprawdzić, w jakim nastroju są ludzie przed nadchodzącym atakiem. Miał do nich, jak większość Sorevian, dość protekcjonalny stosunek – szanował ich na swój sposób i uważał, iż są waleczni, ale z drugiej strony wątli. Byli bardzo słabi fizycznie, łatwo ich było zabić, łatwo ulegali bitewnej presji. W porównaniu z mającymi znakomite przystosowania jaszczurami, nie nadawali się na żołnierzy. Ale mimo to, walczyli i odnosili pewne sukcesy.
XXXXRaptem Sakone usłyszał znajomy głos, nawołujący go w dziwnie akcentowanym strev. Odwrócił się w kierunku, skąd dobiegał krzyk, by dostrzec swojego dobrego znajomego, porucznika Rodriga Mendeza, który zbliżał się do garavego szybkim krokiem. Kiedy człowiek znalazł się dostatecznie blisko, sięgnął otwartą dłonią do skroni, zaraz jednak powstrzymał się i wykonał salut na sposób soreviański.
XXXX- Witam, kapitanie – powiedział oficjalnie. – Co pana do nas sprowadza?
XXXXSakone zdawał sobie sprawę, że Terranom wygodniej jest używać swojej własnej terminologii, kiedy rozmawiali ze Sorevianami, zatem nie zwrócił najmniejszej uwagi na fakt, że Mendez nie użył pojęcia garave.
XXXX- Nic specjalnego, poruczniku – odparł, odsalutowując. – Chciałem tylko sprawdzić, jak sobie radzicie.
XXXX- Nie najgorzej. Większość z nas jest trochę spięta, ale wszyscy nie możemy się doczekać, aby skopać tyłki tym sukinsynom – po chwili Rodrigo dodał – Kapitanie.
XXXX- Zapomnijmy na dzisiaj o oficjalnych tytułach, przyjacielu – Sakone parsknął śmiechem. – Powiedz, co u ciebie?
XXXXMendez uśmiechnął się szeroko. Obaj oficerowie znali się doskonale już od czasu walk na Akiosie, kiedy to Sakone przekonał się o odwadze Terran na przykładzie Rodriga. Podczas ulicznych batalii o jedno z ludzkich miast Sorevianin widział, jak ten człowiek, wówczas jeszcze podoficer, walczył bez trwogi o własne życie, w pewnym momencie nieomal poświęcając je, by uratować od niechybnej śmierci obezwładnionego jaszczura z Milicji, jednego z podkomendnych Sakonego, który miał już zostać rozszarpany przez ildańskiego Ragnera. Garave, będąc naocznym świadkiem tego aktu szaleńczej odwagi, sam dopilnował, aby młody Terranin został natychmiast przeniesiony do lazaretu i uratowany za wszelką cenę. Lekarze z trudem uchronili go przed śmiercią od ran, jakich doznał, a Sakone od tamtego czasu nigdy nie przestał podziwiać Rodriga.
XXXX- W zasadzie to nie mam nic nowego do opowiedzenia – rzekł Mendez. – Dostałem tylko wiadomość od mojej żony, żebym na siebie uważał. Jakbym naprawdę potrzebował tej rady.
XXXX- Ach, te wasze ludzkie związki.
XXXXSakone był w tym zagadnieniu konserwatywny. Dla Sorevian, którzy nie łączyli się w pary na całe życie, terrański model rodziny był czymś zgoła niezwykłym.
XXXX- Może uznasz, że to nie jest takie złe, jeśli sam tego spróbujesz.
XXXX- Niestety, nie jestem człowiekiem, więc śmiem wątpić. A co słychać w waszym obozie? Jak morale?
XXXX- Powiedziałbym, że wysokie. Wciąż słyszę, jak moi chłopcy krzyczą jeden przez drugiego, czego to dokonali podczas ostatnich bitew na Akiosie i jak mają zamiar wypruć tym ildańskim skurwysynom flaki za to, co zrobili przez ostatnie dziesięć lat.
XXXX- Część z nich chyba fantazjuje, mam rację? – zapytał Sakone, który ruszył naprzód powolnym krokiem, przechadzając się teraz razem z Rodrigiem.
XXXX- Co masz na myśli? – rzekł człowiek, idąc u boku jaszczura.
XXXX- Twój pluton to prawie sami nowicjusze. Niektórzy jeszcze pewnie virinera nie widzieli na oczy.
XXXX- Wiesz, jak to jest z tymi szczeniakami, Sakone – Mendez wypuścił z westchnieniem powietrze. – Muszą sobie dodać otuchy tym całym pieprzeniem.
XXXX- Cóż, przynajmniej pod tym względem nie różnimy się zbytnio od siebie – zaśmiał się garave.
XXXX- Raczej nie. Ale oni naprawdę mają entuzjazm. Nie tylko dlatego, że mogą nareszcie się odpłacić Auvelianom i Ildanom, chyba cieszą się, że mają was u boku.
XXXX- Naprawdę? – oczy Sakone rozszerzyły się, ukazując końce jego elipsoidalnych źrenic.
XXXX- Jasne. Myślę, że to po prostu taki zew braterstwa. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu prowadziliście podbój Ziemi, teraz pokazujecie, że jesteście po naszej stronie.
XXXX- Wierzysz w pokój, Rodrigo? – zapytał garave, tchnięty nagłą myślą.
XXXX- Że co?
XXXX- Wierzysz w pokój między naszymi rasami? Że kiedyś nadejdzie dzień, że wszyscy podamy sobie ręce?
XXXX- Zadajesz czasem dziwne pytania, Sakone – Mendez pokręcił głową. – Nie myślałem o tym, wiem tylko, że jak na razie wszystko nas różni. Jeden Akios tego nie zmieni. Nie zmieni też faktu, że zrobiliśmy wam kiedyś piekło na waszej planecie, a wy założyliście nam teraz obroże.
XXXXSakone szybko pożałował, że poruszył ten temat. Wiedział, że dla ludzi, którzy z całą pewnością cenili sobie niezależność, fakt bycia pod nadzorem, jeśli nie zaborem obcej rasy, był bardzo trudny do przyjęcia. Niezależnie od tego, jakie wzajemne stosunki rodziły się między Sorevianami, a Terranami, historia ich waśni kładła się cieniem na takich relacjach, jak przyjaźń z Mendezem.
XXXX- Wybacz, że przypomniałem ci… – zaczął garave, ale porucznik nie dał mu skończyć.
XXXX- Daj spokój, Sakone. Nie będę od ciebie wymagał, abyś przepraszał mnie czy kogokolwiek za czyny swojej rasy – człowiek odwrócił się, patrząc mu w oczy. – Pogodziłem się z tym już dawno. A nie pamiętam, aby wasi żołnierze wyrządzili nam jakiekolwiek krzywdy, kiedy przyszli po upadku Ziemi na Akiosa, żeby go przemienić w jedną z prowincji SVS. Teraz nawet kilka tysięcy z nich zginęło, żeby nam ocalić życie. A już jutro zginie ich jeszcze więcej.
XXXX- Nie mówmy już o tym, dobrze? – poprosił Sakone.
XXXXJaszczur nie miał ochoty słuchać o zaborze terrańskich światów przez SVS. Wprawdzie był dumny z faktu, iż jego rasa zupełnie pokonała ludzi – co miałoby świadczyć o słuszności wiary Sorevian we własną wyższość nad innymi nacjami. Sam fakt narzucenia GTF – Unia jeszcze wtedy nie istniała – swojego zwierzchnictwa nie był już jednak aż tak chlubny, mimo że jaszczury starały się nie ingerować bezpośrednio w suwerenność upadłego terrańskiego imperium, ani nie prowadzić na zajętych koloniach rabunkowej działalności poprzez masową grabież zasobów poszczególnych światów.
XXXX- Napijesz się ze mną? – zapytał nagle Mendez. – Bardzo mi to pomaga w takich chwilach, jak ta, a nie lubię siedzieć przy tym sam.
XXXX- Chętnie – powiedział po dłuższej chwili Sakone.
XXXXSorevianin otoczył go ramieniem, a na jego twarz na powrót wstąpił uśmiech.


KRĄŻOWNIK LINIOWY „ISANTURAI”, KLASA TEKADE
SZESNAŚCIE GODZIN PO ATAKU NA IGNAR IV


XXXX- Co to jest, żołnierzu? – zapytał surowym głosem Idaren, trzymając w prawej dłoni wyjęty z ładownicy Siramego przedmiot.
XXXX- Magazynek, mai derian – odparł nieco ogłupiały padene, stojący na baczność w uniformie.
XXXX- Jaki magazynek? – powiedział oficer z naciskiem. – Co to za amunicja?
XXXX- Pełnokalibrowa z subatomowym ładunkiem kruszącym, mai derian – oznajmił Sirame, jakby recytując tekst z podręcznika. – Kaliber: szesnaście i pół indevi.
XXXXTa odpowiedź wyraźnie zdenerwowała Idarena. Sazeli, który obserwował tę scenę, przewrócił oczami, wiedząc, że Siramego czekają kłopoty.
XXXX- Czy wydałem wam rozkaz, żebyście pozbyli się tego rodzaju amunicji, żołnierzu?
XXXX- Tak jest, mai derian. Był taki rozkaz.
XXXX- Więc jakim cudem znalazłem u was ten magazynek?
XXXXZanim Sirame zdążył odpowiedzieć, Idaren już się od niego odwrócił, wołając do pozostałych. Był w złym nastroju, przez co jego głos stał się warczący i Sazeli momentami z trudem go rozumiał.
XXXX- Przypominam, że akcja odbędzie się w obiekcie pozostającym w przestrzeni kosmicznej – oświadczył oficer. – To oznacza, jeśli nie jesteście dość rozgarnięci, że nie możemy sobie pozwolić na rozwalenie jego kadłuba. Nie chcę widzieć w waszych ładownicach żadnej amunicji wybuchowej, jasne? Tylko naboje standardowe i kasetowe. Granaty zapalające, żadnych innych. Kto posiada w danej chwili ekwipunek niezgodny z treścią mojego rozkazu, niech natychmiast się dostosuje.
XXXXNikt się nie poruszył, a poszczególni Sarukeri spoglądali tylko po sobie, z czego wynikało, iż tylko Sirame zapomniał o instrukcjach dotyczących doboru ekwipunku.
XXXX- Mam nadzieję, że nie będę musiał więcej was sprawdzać – orzekł Idaren. – Teraz idźcie do montera i wkładajcie pancerze. Mamy już niewiele czasu. A ty, Sirame – tu dowódca zwrócił się surowo do padene. – Po powrocie z akcji staniesz do raportu.
XXXXSazeli westchnął ze znużeniem. Dzisiejszy poranek dłużył się niemiłosiernie, a nastrój mai deriana tylko pogarszał sytuację. Idaren miał co prawda reputację dość surowego oficera, ale tym razem naprawdę przesadzał.
XXXXSarukeri wstali dzisiaj bardzo wcześnie, kiedy oddziały naziemne na Ignarze IV z pewnością były jeszcze pogrążone we śnie. Podniesienie się z koi nie było zatem przyjemne, zwłaszcza dla Igatena, który opuścił swoją dopiero wtedy, gdy Ekreva pociągnęła go za ogon, zrzucając z piętrowego łóżka do wtóru śmiechu reszty oddziału. Kilka enelitów później zjedli w samotności posiłek, mając za towarzystwo tylko wyraźnie małomównego Dainera. Mesa była o tej godzinie pusta, nie nastąpiła bowiem jeszcze zmiana wachty na okręcie.
XXXXKiedy wreszcie dotarli do magazynu, musieli znosić jeszcze tyrady Idarena, który dokładnie sprawdzał sprzęt, jaki brali na misję. Kazał nawet Azamemu dokonać testów funkcjonalności bomby, którą mieli zabrać ze sobą. Zirytowany mai faze zapytał w pewnym momencie, czy nie ma jeszcze aby przeprowadzić próbnej detonacji – co zakończyło się również dla niego obietnicą podania do raportu.
XXXXPrzynajmniej mogli liczyć na drobne ułatwienie, jakie dawała obecność montera pancerzy. Sarukeri przewozili swoje kombinezony bojowe w częściach, a ich manualne wkładanie zajmowało trochę czasu. Maszyna robiła to w niespełna enelit.
XXXXSazeli stanął w oznaczonym miejscu na podłodze, podczas gdy mechaniczne ramiona nakładały na kolejne części jego ciała metalowe elementy zbroi, ochraniające nawet jego stopy i ogon. Pancerze wspomagane typu FV-255 były jedynymi tego typu kombinezonami, używanymi w armii soreviańskiej. Miały swoje własne źródło zasilania i system podtrzymywania życia. Dysponowały też serwomechanizmami, dodatkowo wspomagającymi naturalną siłę fizyczną jaszczurów, oraz własnymi komputerami, które zawiadywały funkcjami zbroi. Sazeli poczuł, jak monter umieszcza na nim ostatni element pancerza, a wyposażony w korygatory pola widzenia wizjer zamyka się na jego głowie. Po chwili ujrzał zalany czerwienią obraz i usłyszał meldunek komputera o gotowości.
XXXXKarisu stanął wraz z innymi w szeregu, czekając, aż wszyscy będą mieli już na sobie pancerze. Obserwował spokojnie otoczenie, szybko przyzwyczajając się do zmienionego pola widzenia, jakie zyskiwał, mając założony na głowę wizjer.
XXXXGdy wreszcie skończyli, Idaren dokonał ich szybkiego przeglądu, sprawdzając przy okazji sprawność systemu łączności, a następnie kazał udać się migiem do hangaru. Azame i Verane podążali za resztą oddziału, niosąc bombę. Dainer kroczył u boku mai deriana.
XXXXKilena już na nich czekała, przechadzając się obok zadokowanego desantowca. Jak zauważył Sazeli, został on zmodyfikowany na potrzeby ich misji, co szybko przykuło uwagę żołnierzy.
XXXX- A co to za dziwadło? – odezwał się stojący obok Sazeliego Igaten. – Mamy tym lecieć?
XXXX- Powiedzmy, że to nowy model VT-5 Ipore – odparł Sazeli. – Później ci wyjaśnię, zaraz lecimy.
XXXXKilena otworzyła boczne drzwi desantowca i wskoczyła do środka zaraz po tym, jak dostrzegła zbliżających się Sarukeri. Sazeli rozejrzał się po hangarze – poza nimi nie było tu chyba nikogo, panowała dziwna cisza.
XXXX- Właź, karisu – zawołał Idaren z wnętrza małego statku. – Nie mamy chwili do stracenia, narzucono nam pewne ograniczenia czasowe co do terminu akcji.
XXXXKiedy wszyscy byli już na miejscu, usadowili się w fotelach, a Verane zamknął na nich osłony. Broń zasztauowano w specjalnych chwytakach na czas lotu. Wkrótce pilot desantowca zwolniła zaczepy łączące go z krążownikiem, a niewielki statek wyleciał przez otwarte wrota.
XXXXIdaren przemieścił się do przodu, do kokpitu pilota, pozostawiając Sazeliemu obowiązek wprowadzenia podwładnych w szczegóły.
XXXX- Dobra, samani, posłuchajcie – zagaił karisu, spoglądając na pozostałych spod uniesionego wizjera. – Naszym celem jest ildańska baza orbitalna. Mają tam maszynerię, która kontroluje hordy Ragnerów. Jeśli odwalimy robotę, jak należy, utracą nad nimi panowanie, a nasza armia lądowa zafunduje im masakrę w kolejnej bitwie.
XXXX- To samobójstwo – stwierdził dobitnie Verane. – Nawet się nie przedrzemy do tej bazy, stawiam mój ogon, że jest silnie broniona.
XXXXSazeli uśmiechnął się.
XXXX- Zachowałeś ten ogon – odparł wesoło, starając się rozluźnić atmosferę. – Ale tak się składa, że testujemy właśnie nowy zakłócacz sensorów wroga.
XXXX- To znaczy? – zapytała Ekreva.
XXXX- To znaczy, że nasi naukowcy zamontowali na tym desantowcu sprzęt, dzięki któremu jesteśmy niewidzialni dla ildańskich detektorów. Możemy się prześlizgnąć przez ich orbitalne stacje obronne i zadokować w tej bazie, a oni nawet się nie zorientują.
XXXX- A zatem dotarcie do celu będzie łatwe?
XXXX- Według założeń, tak.
XXXX- Platformy orbitalne Ildan w polu widzenia – rozległy się w głośniku interkomu słowa Idarena, który mówił teraz przyciszonym głosem, jakby obawiał się wykrycia. – Mijamy ich… na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
XXXXSazeli zamilkł na chwilę, po czym kontynuował.
XXXX- Plan jest taki: włazimy na pokład, a Dainer włamuje się przez zewnętrzny terminal wprost do komputerowego systemu stacji. Dzięki temu wyłączy zasilanie i zneutralizuje system bezpieczeństwa oraz roboty ochrony. Będziemy mieli zatem możliwość zawiadywania funkcjami bazy, a więc i również wyłączenia i samozniszczenia maszyny kontroli bestii.
XXXX- A jeśli temu zabójcy nie uda się odesłać cholerstwa do Kagara za pomocą samego komputera? – zapytał Verane.
XXXX- Właśnie dlatego ty i Azame mieliście zabrać ten ładunek wybuchowy.
XXXXDesantowcem targnęło nagle w bok i Sazeli z trudem utrzymał równowagę. Rozglądał się przez chwilę z niepokojem, nic jednak nie wskazywało na to, że zostali dostrzeżeni.
XXXX- Mijamy linie obronne Ildan. Nikt nie otworzył ognia – ponownie rozległ się głos Idarena, tym razem przepełniony ostrożnym optymizmem. – Na krew Feomara, to działa. Ci idioci nas nie widzą. Są ślepi.
XXXX- Czy to wszystko? – Ekreva była wyraźnie zawiedziona. – W takim razie mogliśmy w ogóle nie brać amunicji na tę misję.
XXXX- Nie mów hop. Nie wszystko musi pójść zgodnie z planem. Może nie uda nam się zdezaktywować wszystkich systemów obronnych. Może będą jednak mieli coś w zanadrzu.
XXXX- Oby – jęknęła wojowniczka z udawaną nadzieją w głosie, co pobudziło pozostałych Sarukeri, z wyjątkiem Veranego, do cichego chichotu.
XXXX- Dobra, dość żartów – podjął ponownie Sazeli. – Azame, ty bierzesz pierwszy oddział. Masz Veranego, Ekrevę, Igatena i Siramego. Wy pozostaniecie ze mną i Idarenem. Zabierzemy też ze sobą bombę, jeśli okaże się to konieczne. W takim wypadku podłożymy ją w centrum stacji. W naszej gestii leży też oczyszczenie terenu. Jasne?
XXXX- Tak jest, karisu – odrzekł Azame.
XXXX- Parina, poprowadzisz resztę. Masz Suela, Eslithę, Feligę i Khagego. Drugi oddział ma ubezpieczać „jedynkę”. Jeśli coś pójdzie źle, będziecie musieli oczyścić i utrzymać drogę ewakuacji. Zrozumiano?
XXXX- Tak jest, karisu – odparła mai faze Parina.
XXXX- Jakieś pytania?
XXXXEkreva uniosła okrytą pancerzem rękę.
XXXX- Tak, faze? – Sazeli odwrócił się do niej.
XXXX- Na jakie mogę liczyć wynagrodzenie – twarz Sorevianki nie była widoczna pod czarnym wizjerem, ale karisu mógł przysiąc, że jest uśmiechnięta od ucha do ucha – jeśli nie zabiję żadnego z tych ildańskich savashka?
XXXX- Nie musi cię to obchodzić, faze – odparł rozdrażniony Sazeli. – Zajmij się zadaniem, o swojej dzisiejszej ofierze dla Feomara będziesz myśleć później.
XXXX- Tak jest, karisu.
XXXXW tym momencie padł kolejny komunikat Idarena.
XXXX- Stanowiska obrony biernej nieprzyjaciela są już za nami. Zbliżamy się do celu, za pół alitu możemy dokować. Szykujcie się.
XXXXPo chwili desantowiec zaczął wyraźnie redukować prędkość. Silniki przestały pracować i szli teraz naprzód siłą rozpędu. Niebawem aktywowane zostały dysze hamujące, pracujące delikatnie.
XXXX- Zbierać się! – zakomenderował Sazeli. – Niech nam Feomar sprzyja!
XXXX- A Daerion przebaczy, że czynimy to, co czynić musimy – dodał zaraz Verane przyciszonym głosem.
XXXX- Jeśli zechce – skonstatował karisu.


WYSOKA ORBITA IGNAR IV
ILDAŃSKI WĘZEŁ KONTROLNY 2177 ‘RUVANIA’
SIEDEMNAŚCIE GODZIN PO ATAKU NA IGNAR IV


XXXXSarukeri zaczęli zdejmować obejmy i chwytać za broń. Większość drużyny była uzbrojona w długie karabiny szturmowe typu SR-36/G, zmodyfikowane wersje używanych przez Strażników SR-36 o zwiększonym kalibrze. Oprócz tego w oddziale było po dwóch Sarukeri z plazmowym miotaczem płomieni EG-10 oraz strzelbą kasetową AGM-15/M2.
XXXXDesantowiec prawie się zatrzymał. Wszyscy stali już przy bocznych drzwiach, w tym Idaren, który opuścił kokpit, dołączając do reszty.
XXXX- Derian Kilena będzie nas koordynować ze statku – oznajmił mai derian, tak, aby każdy go dobrze usłyszał. – Ma nas na monitoringu.
XXXXNaraz rozległ się głuchy huk, a zaraz po nim charakterystyczny syk, z jakim przewody dwóch jednostek połączyły się. Wkrótce światła zapalone na obrzeżach drzwi zmieniły kolor z czerwonego na zielony.
XXXX- Odblokowujemy drzwi – rzekł Idaren. – Pamiętajcie, od teraz rozmawiamy ze sobą poprzez kom-link, częstotliwość utajona.
XXXXSazeli zamknął wizjer swojego hełmu, po raz kolejny doświadczając nagłej zmiany pola widzenia. W tym samym momencie gródź przed nim otwarła się, ujawniając wnętrze korytarza wejściowego.
XXXX- Tu dowódca, włazić – usłyszał karisu w słuchawce kom-linku. – Pierwszy oddział, za mną. Potem wkracza dwójka. Dainer, idziesz z jedynką, szykuj sprzęt.
XXXXSazeli ruszył naprzód, dołączając do Idarena. Tuż obok niego kroczył powoli zabójca. Korytarz doku rozciągał się na krótkim dystansie, a po chwili znaleźli się przed kolejnymi grodziami. Wyglądało na to, że znajdował się tu układ monitoringu, który zaczął ich prześwietlać. Musieli szybko zneutralizować system bezpieczeństwa, inaczej centralny komputer bazy mógł podnieść alarm.
XXXX- Dainer, rób swoje. Tylko się pospiesz.
XXXX- Spokojnie, to zajmie chwilę – odezwał się niski głos zabójcy.
XXXXSazeli miał taką nadzieję. W korytarzu odzywał się już mechaniczny, ostrzegawczy głos, do wtóru zapalających się i gasnących, czerwonych świateł. Chociaż karisu nie znał ildańskiego, domyślał się, o co chodzi. Dainer tymczasem metodycznie zabrał się do pracy, otwierając umieszczony w ścianie tuż obok drzwi terminal i podłączając doń swój podręczny komputer.
XXXXPrzez chwilę Sazeli przeczuwał, że zaraz wpadną, ale alarm nie zdążył się odezwać. Nagle ostrzegawcze komunikaty umilkły, a oświetlenie wróciło do normy.
XXXX- Zneutralizowałem zabezpieczenia przy wejściu – oznajmił Dainer. – Zaraz przejdę dalej i dostanę się do głównego systemu.
XXXXNa chwilę zapanowała pełna napięcia cisza, kiedy zabójca pracował nad systemem, wstukując kolejne sekwencje przycisków na klawiaturze. Sazeli, który stał tuż za nim, przez chwilę próbował śledzić pojawiające się na ekranie komputera obrazy, ale szybko się pogubił.
XXXX- Mają tu niezłe zabezpieczenia – powiedział nagle Dainer. – Ale już sobie z tym poradziłem. Mogę teraz wyłączyć zasilanie dla wszystkich systemów, odłączyć uzbrojenie stacji i maszynę kontroli.
XXXX- Więc na co czekasz? – zapytał Idaren. – Zrób to teraz!
XXXXZabójca musnął pazurem ikonę na holograficznym panelu komputera i nagle z terminala posypały się iskry, a całe oświetlenie w korytarzu zgasło. Sarukeri mieliby teraz zapewne problemy z widzeniem, gdyby nie zaawansowane systemy optyczne kombinezonów, umożliwiające walkę w ciemnościach. Jednocześnie dało się słyszeć niski, powoli cichnący dźwięk.
XXXX- Gotowe. Pozbawiłem poszczególne systemy zasilania i zdjąłem elektroniczne blokady ze wszystkich drzwi – zameldował Dainer. – Możemy wejść teraz do środka i łazić, gdzie nam się żywnie podoba. Nawet działka nic nam nie zrobią.
XXXX- To wszystko? – zdumiał się Sazeli. – Powiedziałbym, że poszło nam aż zbyt łatwo
XXXXEkreva zaklęła pod nosem, ale nie na tyle cicho, aby nie zostało to usłyszane przez pozostałych Sarukeri, z których część spojrzała na nią.
XXXX- Maszyna kontroli nie działa? – odezwał się Idaren.
XXXX- Nie. Dokonam jeszcze tylko bardziej szczegółowej diagnostyki systemu.


ILDAŃSKI WĘZEŁ KONTROLNY 2177 ‘RUVANIA’
POZIOM DWUNASTY / CENTRALNY KOMPUTER


XXXXOtoczenie pogrążyło się w całkowitej ciemności. Działka wmontowane w sufit zastygły w bezruchu. Można by rzec, iż okolica w ciągu kilku sekund wymarła, gdyby nie fakt, że już wcześniej nie było tu żywych istot.
XXXXCisza i mrok panowały jednak zaledwie przez kilka sekund. Jeden z ekranów znajdującego się na wysokim podeście centralnego komputera rozświetlił nagle słaby blask. Program awaryjny zadziałał idealnie, natychmiast aktywując się samoczynnie.

* * *

>>> Awaria systemu zasilania
>>> Diagnostyka:
XXXXSystem bezpieczeństwa – nie działa
XXXXSystem zdalnego sterowania – nie działa
XXXXSystem grodzi zabezpieczających – nie działa
XXXXSystem wind grawitacyjnych – nie działa
XXXXSystem doków – nie działa
XXXXSystem komunikacji – brak odpowiedzi

XXXXRdzeń kontroli – brak reakcji
XXXXPołączenie z siecią zewnętrzną – nieudane

>>> Stwierdzono nieautoryzowane wejście
>>> Inicjacja protokołu 12 komma 2
XXXXAktywacja zasilania awaryjnego
XXXXBlokada systemu na poziomie funkcji wyższych
XXXXReaktywacja rdzenia
XXXXReaktywacja Straży – nieudana
XXXXAktywacja programu Ardram


* * *

XXXXWszystko trwało bardzo krótko. Całe pomieszczenie ponownie zyskało oświetlenie, a znajdujący się powyżej, ogromny rdzeń, raz jeszcze został aktywowany. Wkrótce to samo stało się z pozostałymi elementami skomplikowanej maszynerii, umieszczonymi na innych poziomach. Urządzenie natychmiast rozpoczęło na nowo emanowanie impulsami kontrolnymi, w celu utrzymania sił w przydzielonym rejonie na planecie.
XXXXJednocześnie wysłane zostały odrębne polecenia, które dotarły do niższych poziomów stacji.


ILDAŃSKI WĘZEŁ KONTROLNY 2177 ‘RUVANIA’
POZIOM DRUGI


XXXX- Tego się obawiałem – powiedział nagle Dainer.
XXXX- Co jest?
XXXX- Wygląda na to, że urządzenie kontroli ma znacznie lepsze zabezpieczenia, niż reszta stacji. Jak odłączyłem mu zasilanie, aktywowała się jakaś procedura awaryjna.
XXXX- Czy to znaczy, że to draństwo znowu działa? – wtrącił Sazeli.
XXXX- Tak, działa. Komputer chciał wysłać w eter wiadomość o intruzach, ale na szczęście mu to uniemożliwiłem. Zablokowałem też trwale dostęp do pozostałych systemów.
XXXX- A możesz jeszcze raz wyłączyć tę maszynę? – Idaren nie krył zniecierpliwienia.
XXXX- Zaczekaj… mogę. Ale trochę mi to zajmie, cholerstwo ma dodatkowe zabezpieczenia…
XXXX- Trochę? To znaczy ile? – wtrącił Sazeli.
XXXX- Trudno powiedzieć. Muszę po prostu…
XXXX- Nie możemy sobie pozwolić na to, żebyśmy po prostu tak stali i tracili czas. Jest przecież wyznaczony termin ataku tych z planety.
XXXX- Przecież jest sporo czasu…
XXXX- Spokój – zarządził Idaren, spokojnie, ale z naciskiem. – Dainer, pozostałe systemy, z systemem bezpieczeństwa włącznie, nadal nie działają, tak?
XXXX- Tak. Tylko rdzeń się trzyma. Może opracowali jednak jakiś program awaryjny na wypadek…
XXXX- W takim razie, nie ma co tracić czasu – orzekł mai derian. – Wchodzimy.
XXXX- Dainer, otwórz te drzwi! – nakazał Sazeli. – Pierwszy oddział, przygotować się.
XXXXZabójca wzruszył ramionami, po czym musnął pazurem kolejne kilka ikon. Drzwi rozsunęły się i stanęły otworem, ukazując Sarukeri wnętrze korytarza, ze znajdującym się tuż koło wejścia rozwidleniem. Oświetlenie było zupełnie wyłączone, przez co w środku panowała ciemność.
XXXX- Verane, Ekreva, Azame, obstawcie wejście.
XXXXTrójka żołnierzy błyskawicznie znalazła się w środku, a następnie skierowała swoją broń w głąb każdego z korytarzy. Zameldowali po kolei, że są one czyste.
XXXX- Dainer, możesz nam załatwić schemat bazy? – zapytał Idaren.
XXXX- Pakir z revnairem.
XXXX- Jak już to zrobisz, prześlij to Kilenie. Niech nas poprowadzi. Igaten, Sirame, wy niesiecie bombę. Drugi oddział, czekajcie na rozkazy.
XXXX- Idę przodem – oznajmił Sazeli. – Trzymajcie się razem i uważajcie na plecy. Może jednak pominęliśmy jakieś zabezpieczenia.
XXXX- Którędy idziemy?
XXXX- Mam ten schemat – odezwał się wysoki głos Kileny. – Na razie prosto.
XXXXSazeli ruszył długim korytarzem, unosząc broń i miarowo stawiając kolejne kroki. Jego opancerzone stopy dźwięczały metalicznie przy każdym kontakcie z podłożem. Wizjer hełmu miał wbudowany wyświetlacz przezierny razem z podręcznym systemem sensorów, które docierały swoim zasięgiem do końca korytarza, nie wykryły jednak niczyjej obecności. Sarukere kilka razy zmienił tryb patrzenia, przełączając kolejno na termowizję, biosensor, a także tryb sprzężony z detektorami ruchu oraz bicia serca, jednak korytarz wydawał się pusty.
XXXX- Ciągle nic – zameldował Sazeli. – Nie mam niczego na sensorach.
XXXX- Powoli naprzód. Ekreva, uważaj na nasze tyły.
XXXX- Na najbliższym skrzyżowaniu skręćcie w prawo – poinstruowała ich Kilena. – Będzie tam jakieś większe pomieszczenie, może techniczne. Przejdziecie przez nie.
XXXX- Powoli, powiedziałem – rzucił Idaren rozdrażnionym tonem – Nie popędzaj nas.
XXXX- Przepraszam, mai derian.
XXXX- Drugi oddział, wchodzicie. Obstawcie wejście i okoliczne korytarze.
XXXX- Przyjęłam – potwierdziła krótko Parina, a po chwili dodała. – Mai derian, zajmujemy pozycje, ale tu nie ma żadnej aktywności.
XXXX- Bądźcie czujni. To by było za łatwe.
XXXXJak uznał Sazeli, wyglądało jednak na to, że stacja jest zupełnie pusta. Nie było nawet działających jednostek strażniczych, w przeciwnym wypadku detektory ruchu oraz sensory na pewno by je wykryły.
XXXX- Skręcamy w prawo – oznajmił Idaren. – Tylko ostrożnie.
XXXX- Do Kagara, wyluzuj wreszcie. – burknął Sazeli.
XXXX- Cisza. Kilena, jak dalej?
XXXX- Przechodzicie przez pomieszczenie. Dalej jest kolejny zakręt i… chyba będziecie musieli użyć windy.
XXXX- Co? Gdzie jest centrala?
XXXX- Na czwartym poziomie. Wy jesteście na drugim.
XXXX- Nie wystarczy po prostu zdetonować ładunek na tym piętrze? – Idaren był wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw.
XXXX- Ja też przygotowywałam się do tej misji, mai derian – odparła spokojnie Kilena. – Też mam pewną wiedzę i zalecam umieścić ładunek w centrali na poziomie czwartym. Dostaną oba główne reaktory i cała stacja odejdzie do Kagara. A nam zależy na całkowitej neutralizacji celu.
XXXX- Dobra, dobra, pojąłem – zawarczał Idaren zrezygnowanym tonem. – Dainer, dasz radę uruchomić windę na czas przejazdu?
XXXX- Bez problemu.
XXXXOddział wciąż posuwał się naprzód i teraz wkroczyli do niedużego pomieszczenia, gdzie znajdowało się kilka pieczołowicie złożonych egzemplarzy jakiejś niewielkiej maszyny. Sazeli przyglądał im się przez chwilę.
XXXX- Co to jest? – zapytał, nie mówiąc przez kom-link.
XXXX- Roboty techniczne – odparł niespodziewanie Dainer, który najwyraźniej zdołał usłyszeć pytanie karisu. – W tej chwili nieaktywne. Ildanie stawiają takie korytarze w swoich zautomatyzowanych instalacjach głównie z myślą o nich. No i o androidach strażniczych.
XXXX- Pewnie chcieli też uprzejmie ułatwić robotę sabotażystom, takim jak my – rzekł sarkastycznie Sazeli.
XXXX- Prawdę rzekłszy – jeśli Dainerowi w ogóle udzielił się nastrój podoficera, to nie dał tego po sobie poznać – myśleli raczej o zespołach inżynieryjnych, wysyłanych na wypadek jakiejś poważniejszej awarii.
XXXX- Zamknijcie się wreszcie – uciszył ich Idaren. – A ty, Dainer, skup się na zadaniu.
XXXXSazeli powstrzymał się od komentarza, chociaż służbiste zachowanie dowódcy zaczynało już go irytować. Karisu był do niego przyzwyczajony, ale jego przełożony niekiedy zdrowo przeginał. Tymczasem Idaren przestał już interesować się rozmówcami.
XXXX- Parina, zmieńcie pozycje tak, abyście objęli perymetrem naszą trasę – powiedział nieco bardziej opanowanym tonem.
XXXX- Przyjęłam, mai derian.
XXXXZa kolejnym narożnikiem znajdował się następny korytarz, gdzie Sazeli mógł już dostrzec dużą windę. Szybko do niej dotarli, a Dainer podłączył się do pobliskiego terminala.
XXXX- Aktywuję część systemu zawiadującego windami – oświadczył, pracując przy swoim mikrokomputerze. – Zaraz będziemy mieli zasilanie.
XXXX- Dobrze. Drugi oddział, co z wami?
XXXX- Zaraz będziemy na pozycjach, są tu jeszcze jakieś boczne pomieszczenia…
XXXX- I co z tego, faze?
XXXX- Po zwiększeniu mocy energosensora, odbieram jakieś słabe sygnały…
XXXX- Niemożliwe – zaoponował Dainer. – Przecież odciąłem zasilanie dla tych sekcji, które nie są nam potrzebne.
XXXX- Ale tutaj coś jest. Słabo wyczuwalne, ale jednak. Może to jakiś rodzaj zasilania awaryjnego.
XXXX- Sprawdźcie to, a później złóżcie meldunek – rozkazał beznamiętnie Idaren. – Niedługo będziemy w drodze na czwarty poziom.
XXXXSazeli obejrzał się, spoglądając na niosących wspólnie ładunek wybuchowy Siramego oraz Igatena. Postępowała za nimi Ekreva, bez przerwy kontrolując przestrzeń za ich plecami. Wtedy obraz na jego wizjerze rozjaśnił się nieco – zasilanie już działało.
XXXX- Dajcie tu to cholerstwo – nakazał, usłyszawszy dźwięk zbliżającej się windy. – Zaraz jedziemy na górę.
XXXX- Nie popędzaj nas, Sazeli – odparł Igaten, znalazłszy się blisko karisu, po czym dodał półgębkiem. – Wystarczy, że Idaren sprawia, że zaczynam mieć dość tej wycieczki.
XXXXSirame zachichotał pod nosem.

* * *

XXXX- Parina, otwieramy pierwsze drzwi.
XXXX- Miejcie broń w pogotowiu.
XXXXMai faze uniosła ciężki karabin, obserwując z uwagą dwójkę podwładnych. Suel wetknął okryte szponiastymi, metalicznymi rękawicami palce w szczelinę między drzwiami, które powoli rozsunął. W otwartym pomieszczeniu było ciemno, ale wyostrzony wzrok drapieżcy, wspomagany przez zaawansowany system optyczny, pozwolił Parinie bez trudu dostrzec, co znajduje się w środku. Suel zerknął przez framugę, wodząc łbem dookoła.
XXXX- Roboty strażnicze – skonstatował rzeczowym tonem.
XXXX- Nieaktywne – dodała Parina.
XXXXIstotnie, wewnątrz pomieszczenia stały dwa rzędy opancerzonych i uzbrojonych robotów, niedziałających i złożonych.
XXXX- Co robimy? – zapytał Suel.
XXXXParina uśmiechnęła się drapieżnie pod swoją czarną okrywą.
XXXX- Szykujcie granaty zapalające – zarządziła. – To powinno wystarczyć, żeby te maszyny nie sprawiły nam w przyszłości żadnych kłopotów.
XXXXŻołnierze posłuchali rozkazu, odbezpieczając ładunki i wrzucając je do pomieszczeń. Po chwili wewnątrz wybuchły płomienie. Paliwo plazmowe w granatach zapalających używanych przez Sarukeri umożliwiało wytwarzanie znacznego gorąca, normalnie spotykanego tylko na gwiazdach. Wkrótce roboty, jeden po drugim, stawały się bezużyteczne, kiedy do wtóru sypiących się iskier płomienie wdzierały się pod pancerze w niedostatecznie szczelnych miejscach i spalały obwody.
XXXX- Zajmijcie pozycje – rozkazała Parina, kiedy uznała, że dość się napatrzyła – Suel, ty zajmiesz stanowisko koło windy. Khage, Eslitha, pozostańcie w głównym korytarzu.


ILDAŃSKI WĘZEŁ KONTROLNY 2177 ‘RUVANIA’
POZIOM MINUS SZEŚĆ


XXXXPłynące znikąd, drażniące impulsy, wyrwały ich tylko ze stanu letargu, natychmiast powodując wściekłość. Całe pomieszczenie rozbrzmiało złowrogim sykiem, obijającym się po ścianach. Organiczna substancja, która je pokrywała, zaczęła pulsować jeszcze intensywniej, niż dotąd.
XXXXTeraz zaś, kiedy górne włazy zostały otwarte, ich spektrum postrzegania okolicznego świata poszerzyło się. Nagle odczuli coś więcej, niż tylko mrowienie wewnątrz prostych umysłów, coś, co rozgrzewało ich i dawało energię.
XXXXKolejne szyby stawały otworem, aż w końcu mogli wyczuć ze względną łatwością unoszącą się w powietrzu woń. Odór intruzów. Nowe wibracje, wywołane nagłym wstrząsem z jednego z górnych poziomów, tylko wzmocniły postanowienie, które ów impuls zasiał w ich mózgach. Gniew narastał, jak podsycany powoli ogień.
XXXXPopychani czystą żądzą, jeden po drugim opuszczali swoje dotychczasowe miejsce bytowania. Mieli do zrobienia coś ważniejszego. Nie spoczną, póki nie posmakują krwi intruzów.


ILDAŃSKI WĘZEŁ KONTROLNY 2177 ‘RUVANIA’
POZIOM CZWARTY


XXXXSazeli opuścił już windę i stanął na pokładzie czwartym, wespół z Azamem badając otoczenie. Wkrótce na korytarzu znalazł się cały oddział Idarena.
XXXX- Chyba coś się zmieniło – powiedział Dainer, a w jego głos po raz pierwszy od początku misji wkradł się niepokój. – Według diagnostyki systemu, na dolnych poziomach jest jakaś aktywność.
XXXX- Co to znaczy? – zapytał Sazeli. – Mamy towarzystwo?
XXXX- Pieprzenie… – wtrąciła Parina. – Mai derian, jesteśmy na pozycjach i wciąż nic nie wykryliśmy. Cały poziom drugi jest pusty.
XXXX- U nas też czysto – zauważył karisu. – Chyba nasz zabójca ma jakieś kłopoty ze sprzętem.
XXXX- Ja nie żartuję. Uważajcie, bo możemy mieć jakąś niespodziankę.
XXXX- Do Kagara, jesteśmy już blisko celu i mamy oko na cały sektor – rzekł Idaren lekko uniesionym głosem. – Róbcie swoje, zaraz będziemy w centrum. Zostawiamy bombę i wynosimy się z tej bazy.
XXXX- Zbliżacie się – powiedziała Kilena. – Od windy w prawo, stamtąd przejdziecie prosto kilkoma skrzyżowaniami, do celu. Na pewno traficie.
XXXX- Dzięki za radę – odrzekł Idaren, by po chwili zawarczeć rozdrażnionym głosem. – Na litość Feomara, Dainer, trzymaj się trochę bardziej z tyłu! Jesteś nam potrzebny, a przed chwilą przed czymś nas ostrzegałeś.
XXXX- Przypuszczam, że jako zabójca Genisivare umiem o siebie zadbać – odparował Dainer ironicznym tonem.
XXXX- Nawet wy nie jesteście nieśmiertelni – skonstatował ponuro Sarukere. – Ekreva, pilnuj naszych pleców. Ubezpieczaj Igatena i Siramego.
XXXX- Po co? – burknęła Ekreva głosem nabrzmiałym niezadowoleniem. – I tak na nikogo się nie natkniemy.
XXXXVerane zaklął, ale został szybko zagłuszony przez rozzłoszczonego Idarena.
XXXX- Faze, jeszcze raz usłyszę od ciebie coś takiego, a gwarantuję ci karę dyscyplinarną! Czy wyrażam się jasno?
XXXX- Tak jest, mai derian, proszę o wybaczenie.
XXXXKroczący na czele Sazeli minął dwa skrzyżowania, nie obserwując nawet przez chwilę bocznych korytarzy, aż wreszcie oczom jego oraz pozostałych ukazała się centrala.
XXXXByło to dość przestronne pomieszczenie, zwłaszcza w porównaniu z niezbyt szerokimi korytarzami stacji, którymi przez większość czasu poruszali się Sarukeri. W samym jego środku znajdował się duży walec, biegnący od podłogi do sufitu i fosforyzujący błękitnym światłem. Widocznie stanowił on część całej maszynerii, emanującej wyspecjalizowanymi psionicznymi sygnałami, za pomocą których Ildanie kontrolowali Ragnery. Na kilku podestach, usytuowanych przy ścianach w górnej części centrali, znajdowały się niedziałające stanowiska komputerowe. Na nie przynajmniej według Sazeliego wyglądały.
XXXXSarukeri szybko skontrolowali korytarze, prowadzące do centrali. Igaten i Sirame przenieśli ładunek wybuchowy na środek pomieszczenia, stawiając go na niewielkim podwyższeniu tuż koło błękitnego rdzenia.
XXXX- Nadal czysto? – zapytał Idaren.
XXXX- Tu drugi oddział, nic nie mamy.
XXXX- Zdaje się, że to by było na tyle – skonstatował Sazeli.
XXXXKarisu po raz kolejny rozejrzał się po pomieszczeniu. Mimo włączonego sensora ruchu i detektora bicia serca, oraz ustawionego na termowizję systemu optycznego, nic nie wykrył. Analizer otoczenia wykazywał dostateczną ilość tlenu w mikroatmosferze tej części stacji, zatem odłączył swój wizjer, odchylając go do tyłu i odsłaniając twarz.
XXXXTo samo uczyniła reszta Sarukeri i Sazeli mógł teraz rozpoznać każdego ze swoich podwładnych. Dopóki system optyczny działał, zużywał pewną część energii kombinezonu, która mogła później okazać się przydatna. Oszczędzanie baterii było przyjętą w Sarukeri praktyką.
XXXX- Azame, rób swoje – odezwał się Idaren, stając koło bomby.
XXXXFaze usłuchał polecenia i uklęknął przy ładunku wybuchowym, po kolei odbezpieczając kolejne jego elementy i wreszcie przystępując do programowania zegara.
XXXXSazeli oddychał miarowo, wypuszczając z każdym wydechem kłęby pary. To samo działo się z pozostałymi. Utrzymywanie optymalnej temperatury wewnątrz stacji było zbędne, zatem panował tu nieprzyjemny chłód.
XXXX- Jak idzie? – mai derian zwrócił się do Azaemego, wciąż klęczacego przy bombie.
XXXX- Już kończę – odparł żołnierz. – Na ile czasu mam ustawić zegar?
XXXX- Nie spieszy się nam – stwierdził Idaren po chwili milczenia. – Nie możemy też dać im czasu na ściągnięcie drugiej takiej stacji, skoro już pierwszą szlag trafi. Daj pięć alitów.
XXXXAzame skinął głową, po czym wcisnął kilka guzików na panelu, a następnie wyjął z zapalnika niewielkiego pilota, stając na nogi.
XXXX- Już? – zapytał Idaren, najwidoczniej chcąc się upewnić.
XXXX- Już – potwierdził Azame. – Za pięć alitów z tej kupy złomu nic nie zostanie. Rzecz jasna, możemy też od razu odpalić ładunek, naciskając ten guzik.
XXXXTu faze wskazał na trzymanego w dłoni pilota.
XXXX- Oddaj mi to, faze – nakazał Idaren, wyciągajac rękę.
XXXXŻołnierz powoli przekazał pilota oficerowi, który schował go do pustej ładownicy przy pasie kombinezonu. Mógł się w niej zmieścić pokaźny magazynek do SR-36/G, więc małe urządzenie weszło do środka bez najmniejszego trudu.
XXXX- Cóż, to tyle, jak mi się zdaje – skonstatował mai derian.
XXXX- Koniec akcji? – zapytała Ekreva, wyraźnie niezadowolona z tego faktu.
XXXX- No to kończymy – zawołał Sazeli. – Szykujcie się do drogi powrotnej, to nie zajmie zbyt dużo czasu.
XXXX- Moment – odezwał się nagle Igaten dziwnym głosem. – Czujecie to?
XXXX- Co? – zapytał Verane.
XXXXWszyscy obecni spojrzeli teraz na stojącego u jednego z wejść do pomieszczenia Igatena, który węszył w powietrzu i wyglądał na zaniepokojonego. Sazeli milczał, podobnie jak pozostali, a po kilku chwilach niemal całkowitej ciszy coś podrażniło również jego zmysły. Wydawało mu się to znajome.
XXXX- Może nie powinniśmy byli odłączać sensorów – stwierdził nagle Idaren – Coś tu...
XXXXNie dokończył, ponieważ w tym momencie, zupełnie niespodziewanie, z torsu stojącego nieopodal Siramego wyrosły dwa paskudnie wyglądające ostrza, przedzierając się przez słabiej opancerzoną część kombinezonu. Zbroję Sarukere zalała struga szkarłatnej krwi, a w ułamek sekundy później coś pociągnęło go w ciemność za jego plecami, w której wyostrzony wzrok Sazeliego dostrzegł na moment masywną sylwetkę. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
XXXXŻołnierze tylko na ułamek sekundy zastygli w bezruchu, spowodowanym zaskoczeniem. Zareagowali niemal natychmiast, odbezpieczając broń i przyjmując obronną postawę. Na ich twarzach nie malował się ani strach, ani niepokój, to było bowiem coś, co wszyscy aż za dobrze znali. Każdy z obecnych tu Sarukeri zajrzał śmierci w oczy zbyt wiele razy, aby jej się teraz bać.
XXXXSazeli uniósł karabin, wodząc oczami i węsząc. Teraz czuł wyraźnie okropny zapach, podobny do tego, jaki towarzyszył mu wielokrotnie podczas batalii z Ildanami. Nie udało mu się wychwycić go wcześniej ze względu na chłód. Natychmiast dotarło do niego, że nie byli tutaj sami.
XXXX- Co się tam, w imię Feomara, stało? – zapytała Kilena. – Straciłam kontakt z Siramem!
XXXX- Chyba popełniliśmy błąd – orzekł Idaren grobowym głosem. – Bądźcie gotowi. Musimy się stąd wynieść. Drugi oddział, w jakim jesteście stanie?
XXXX- Wszyscy cali. Ale... cholera, tu coś jest!
XXXXPrawdopodobnie wszyscy słyszeli już narastające odgłosy, kiedy Sazeli machinalnym ruchem zamknął wizjer, aktywując jednocześnie na powrót sensory. Gdy komputer naniósł mu na wziernik obraz z detektora ruchu, zmartwiał, ujrzawszy mnożące się plamy czerwieni. Wrogów było mnóstwo i zbliżali się.
XXXX- Nadchodzą! – zawołał Verane. – Boczne przejście!
XXXXSazeli skierował broń w lewo, celując w głąb korytarza. Szybkie przełączenie wizjera na termowizję pozwoliło mu dostrzec kłębiące się w oddali kształty. Odznaczały się krótkimi, lecz dobrze umięśnionymi nogami, oraz długimi, mocarnymi, zbrojnymi w długie szpony ramionami. Stwory raz za razem opierały ciężar ciała na tych ramionach, poruszając się naprzód szybkimi susami. Nie czekając na wyraźny rozkaz od dowódcy, karisu pociągnął za spust, posyłając napastnikom serię. Ostra amunicja dużego kalibru rozpruwała ciała stworów, ale część z nich wciąż parła naprzód.
XXXX- Niech to Kagar pochłonie! – warknął Idaren z wściekłością. – Daliśmy się wciągnąć w zasadzkę! Sazeli, Azame, Verane, pilnujcie korytarzy! Wycofujemy się do windy!
XXXX- Mai derian, są ich tu setki – oznajmił rzeczowo Igaten. – Skąd oni się wzięli?
XXXX- A czy to ważne? Rozwalcie je! Drugi oddział, raport!
XXXX- Atakują nas – zameldowała Parina. – Nadchodzą z co najmniej trzech kierunków, nie utrzymamy się długo na aktualnych pozycjach.
XXXX- Musicie nam zyskać trochę czasu. Sazeli, zostańcie na pozycjach, póki nie wydam rozkazu! Igaten, Ekreva, i ty Dainer, przejdźcie do windy, musimy kontrolować drogę odwrotu!
XXXXKarisu zacisnął szczęki, czując, jak do głosu dochodzi jego natura drapieżcy. Krew buzowała mu w żyłach, kiedy kolejnymi seriami masakrował nadchodzących wciąż przeciwników. Wiedział doskonale – wszyscy wiedzieli – kto podjął z nimi walkę. To były virinery – podstawowa odmiana Ragnerów, hodowana w milionach egzemplarzy i zalewająca wroga w bitwie masą ciał. Dopadały wroga i rozrywały go na strzępy przy pomocy pazurów oraz bionicznych ostrzy.
XXXX- Verane! Azame! – zawołał karisu, odwracajac się na chwilę od korytarza. – Szykujcie się do odwrotu!
XXXXWystrzelał w kierunku napastników resztę naboi w magazynku, po czym sięgnął do ładownicy, chwytając nowy. Jeden z potworów skoczył do przodu, zbliżając się niebezpiecznie do jaszczura i atakując go, ale Sazeli był szybszy. Zamachnął się szponiastymi rękawicami, rozdzierając przeciwnikowi tors i uprzedzając jego cios. Stwór nie otrzymał jednak wyłącznie rany ciętej – rękawice Sarukeri były podłączone pod wysokie napięcie i powodowały straszliwe obrażenia od elektryczności. Zanim ildańska bestia doszła do siebie, otrzymała następne uderzenie, a po chwili leżała już na podłodze korytarza, gdy Sazeli zwalił ją z nóg ciosem ogona, a następnie zmiażdżył jej głowę opancerzoną stopą. Kolejnym szybkim ruchem załadował karabin i ponownie położył ogień zaporowy.
XXXX- Gdzie jesteście? – zapytała Parina uniesionym głosem, nie kryjąc niepokoju. – Nie możemy ich powstrzymywać wiecznie!
XXXX- Musicie wytrzymać! – odkrzyknął Idaren. – Sazeli, jesteśmy w drodze do windy, dołącz do nas. Verane, Azame, wy też dołączcie.
XXXX- Do tyłu! – nakazał Sazeli – Wracamy do windy! Azame, przypiecz trochę tych drani!
XXXXKarisu zaczął tyłem wycofywać się z korytarza, a następnie z centrali. Obok niego zjawił się Azame, który plunął strugą z plazmowego miotacza płomieni, zalewając pomieszczenie i blokując przeciwnikom drogę ścianą ognia. Verane stał już z tyłu, miarowo posyłając kolejne serie. Potwory jednak uparcie się przedzierały, wydostając z korytarzy i wydając z siebie dzikie wrzaski, pałające żądzą mordu.
XXXXSazeli odpowiedział własnym okrzykiem – zewem wojennym drapieżnego jaszczura, który napełnił go rozpierającą energią. W takich chwilach mógł liczyć na swoją wewnętrzną bestię. Musiał jednak też panować nad nią i zachowywać zdolność do racjonalnego myślenia. Kiedy więc z karabinu wydobył się sygnał ostrzegawczy, zawiadamiający o kończącym się zasobie amunicji w kolejnym magazynku, przerwał na chwilę ostrzał. Nie miał przy sobie znacznych zasobów naboi, nie mógł walczyć z ten sposób zbyt długo. Obok niego Azame wymieniał zasobnik z paliwem w miotaczu, a jego rolę przejął Verane. Mimo zaporowego ognia cofających się do korytarza wyjściowego Sarukeri stwory wciąż się zbliżały, a jeden z nich zaatakował Sazeliego, lądując mu na barkach i próbując rozszarpać głowę. Zanim jednak jego szpony tknęły wizjer hełmu karisu, jaszczur sprawnym ruchem zrzucił potwora z pancerza, a następnie złożył palce lewej dłoni, wbijajac ją w pierś napastnika. Stwór wył przeraźliwie, gdy wysokie napięcie spalało jego wnętrzności, a w chwilę później wił się już na podłodze, kiedy Sazeli powalił go obrotowym kopnięciem, rozwalając mu przy tym łeb.
XXXX- Gdzie jesteście, na ogień Feomara? – zawołał Idaren. – Jesteśmy tuż przy windzie... Igaten, uważaj na drugi korytarz!
XXXX- Zaraz z wami będziemy – odpowiedział Sazeli, a w jego głosie pobrzmiewał wściekły warkot. – Depczą nam po ogonach, nasz ogień w ogóle ich nie powstrzymuje!
XXXXZnajdowali się już w korytarzu i nie mogli wspierać się nawzajem. Azame wysunął się do przodu, zalewając wrogów kolejną falą plazmowych płomieni. Jeden z potworów zdołał przedrzeć się przez ogień i ciąć Sorevianina po piersi, ale pazury tylko uszkodziły zewnętrzny pancerz. W odpowiedzi Azame uderzył do przodu ostro zakończonym ogonem, przebijając nim przeciwnika na wylot i przysuwając do siebie. Bestia padła na podłogę między nogami Sarukere i zanim zdążyła zareagować, jaszczur stopą zmiażdżył jej czaszkę.
XXXX- Dainer, cofnij się – dało się ponownie słyszeć krzyk Idarena. – Nic mnie nie obchodzi, że jesteś z Genisivare, nie chcę, żebyś padł trupem!
XXXX- Igaten! Ekreva! – zawołał Sazeli. – Gdzie jesteście?
XXXX- Za rogiem, karisu – dało się słyszeć głos Igatena. – Uważajcie, tutaj te cholerne korytarze się rozwidlają.
XXXXSazeli sam już to zauważył. Posłał Azamego i Veranego przodem do windy, a sam stanął w korytarzu do centrali. Zmienił już wcześniej magazynek i teraz mógł na nowo przydusić ildańskich savashka ogniem ze swojego karabinu.
XXXX- Drugi oddział! – rozpacz w głosie Pariny napełniła Sazeliego niepokojem. – Nie możemy się utrzymać! Spychają nas z pozycji!
XXXX- Igaten, wycofaj się! – nakazał, mijajac faze, który starał się pilnować wrogów nadchodzących jednocześnie z dwóch korytarzy. – Kryję cię! Szybko, nie ma już czasu!
XXXX- Idź, zaraz dołączę!
XXXXSarukere wypalił w stronę prawego korytarza ze strzelby kasetowej, natychmiast zabijając atakującego go potwora, a następnie bez wahania zamachnął się ciężką bronią na lewo, uderzając w głowę nadchodzącego z drugiej strony napastnika. Cios Igatena zgruchotał stworowi czaszkę, ale bydlę zdołało zadać tuż przed swoim upadkiem ostatnie zawzięte cięcie szponami. Nie spodziewający się kontry jaszczur nie zdążył zablokować uderzenia, które chlasnęło go w szyję, w słabe miejsce kombinezonu. Igaten zachłysnął się własną krwią, chwytając wolną ręką za gardło, z którego obficie ciekła mu posoka, zalewając pancerz szkarłatną strugą. Mimo doznanej rany wciąż starał się walczyć i oddał jeszcze po kilka strzałów w głąb obu korytarzy. Szybko jednak tracił siły.
XXXX- Igaten, ty cholerny durniu! – warknął Sazeli z gniewu i rozpaczy, kiedy faze opadł na kolano, wciąż nie puszczając broni. – Nie zdychaj mi tu teraz, w imię Feomara!
XXXXPosłał kilka szybkich serii w stronę nadchodzących z kilku stron napastników, a wolną ręką chwycił ramię kolegi, starając się go odciągnąć. Niestety, był za wolny. Mógł trzymać karabin jedną ręką, ale to wykluczało w pełni skuteczny ostrzał. Potwory były coraz bliżej i Sazeli już zaczął się bać, że nie zdoła się obronić, próbując jednocześnie uratować Igatena. Zanim jednak pierwsza z bestii zdołała zbliżyć się na tyle, by zadać cios, seria ostrych pocisków odrzuciła ją do tyłu, przebijając ciało na wylot w kilkunastu miejscach. Sazeli odwrócił głowę i ujrzał stojącą za nim Ekrevę.
XXXX- Trzymaj Igatena, karisu – rzekła Sorevianka. – Jeśli któryś z nich spróbuje się zbliżyć, podziurawię go.
XXXXW jej głosie pobrzmiewało coś, co Sazeli mógłby uznać za entuzjazm, radość płynącą z zadawania śmierci w imię Feomara. Kontynuował odciąganie Igatena, podczas gdy Ekreva wystąpiła nieco do przodu, z rykiem otwierając ogień w stronę napastników, którzy nadal im nie odpuszczali, idąc do nich nawałą.
XXXXGdy karisu oddalił się już nieco, chwycił mocniej Igatena i dźwignął go z trudem na nogi. Jaszczur wciąż żył, ale z każdą chwilą tracił coraz więcej krwi. Nie mógł już samodzielnie iść, więc Sazeli założył mu rękę na swoje ramię, prowadząc go do windy. Była już bardzo niedaleko i karisu dołączył do Idarena, który wraz z resztą oddziału próbował utrzymać pozycję.
XXXX- Właźcie do tej cholernej windy! – zawołał mai derian – Nie mamy już czasu! Verane, szykuj opatrunki, migiem!
XXXXSazeli ułożył ciężko rannego Igatena na podeście windy. System medyczny kombinezonu podał już mu środki przeciwbólowe do krwi, ale najwyraźniej stymulanty nie były w stanie zatamować krwotoku z szyi. Obok zaraz znalazł się Verane, przyciskając koledze opatrunek do rany.
XXXX- Wszyscy! – oznajmił Idaren – Dainer, winda w dół! I zamknij te drzwi!
XXXXKarisu poczuł, jak serce napełnia mu rozpacz, kiedy obserwował konającego Igatena. Więzy przyjaźni i braterstwa były u Sorevian bardzo silne, o wiele silniejsze, niż u ludzi. Niewiele było rzeczy równie przygnębiających, jak śmierć towarzysza broni, z którym tyle się razem przeszło. A co z Siramem? Czy jego śmierć nie była zbędna? Gdyby nie byli na tyle głupi, na tyle butni i pewni siebie, aby zlekceważyć normy ostrożności, Sarukere wciąż by żył. Sirame okazał się ceną, jaką zapłacili za swój błąd.
XXXX- No, dasz radę, draniu – wycedził Verane przez zaciśnięte kły, wciąż przykładając Igatenowi opatrunek do szyi. – Sihe, byłeś już w gorszych sytuacjach. Niech to, Feomar mi świadkiem, wszyscy byliśmy. Nie umrzesz, cholera. Nie umrzesz!
XXXXSazeli też miał taką nadzieję. Byli już w połowie drogi na zewnątrz. Igaten musi wytrzymać, przynajmniej do czasu, aż wrócą na „Isanturai” i będzie można go umieścić w lazarecie.
XXXXKarisu modlił się w duchu do Feomara, aby jeszcze nie zabierał jego podwładnego do swego królestwa.

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

2
No to w końcu lecimy :)

Komputerowa rąbanka – nie moja broszka (choć i tak się przyczepię :P ). Elementy obyczajowo-społeczne tylko liźnięte, a szkoda, widzę potencjał (np. scena w kantynie). Wygląda mi na scenariusz gry z ambicjami na bycie czymś więcej, tylko co tu wybrać? Ogólnie czyta się płynnie, akcja idzie do przodu. Potknięć sporo, ale na szczęście nie bardzo ma to wpływ na odbiór tekstu (parę wyłowiłam).

Co do słownika, podziwiam inwencję i systematyczność. Jednak, do samego tekstu, nie był potrzebny, można się było domyśleć, a nawet było to dość intrygujące.
W całej instalacji panowała niemal zupełna cisza. Mieszkańcy trwali w bezczynności już od niemal dziesięciu lat, mając przydzielone jałowe zadanie kontroli okolicznej przestrzeni w systemie, w którym nie spodziewano się żadnego ataku.
Jako początek, nuży. I jako początek, można było to napisać inaczej, bardziej „przyswajalnie”. Cisza, bezczynność, jałowe zadanie - usypiam. Wykonywanie zadania to nie bezczynność. I bezczynność przez 10 lat? Nie powariowali jeszcze?
Sam oficer nie dowierzał, kiedy czytał biuletyn, jaki dotarł do niego godzinę temu.
zdanie niepełne.
Spojrzał na przedstawiający przestrzeń kosmiczną główny wyświetlacz holo, przypuszczając, że strawi kolejny dzień na oczekiwaniu i rutynowych kontrolach
A dopiero co było o jatce z ich przeciwnikami. Aż na takim za***u tu jesteśmy? Inaczej mówiąc, mamy wojnę i to eskalującą, a on sobie myśli że będzie nudno? Brakuje jakichś „mimo to”, „chociaż tam się działo, ale tu..”

Pierwszy fragment na „instalacji” (a nie można było na „stacji”?) – jako wprowadzenie settingu, nieźle, choć można by podszlifować, zwłaszcza akapit o hierarchii. Sam pomysł wprowadzenia tego „przy okazji” jest ok, tylko tak jakoś, zbyt skoncentrowane i wyskakuje tak nagle, w trakcie rozważań wojennych?
Stojąc sztywno w oficjalnym, ciemnoszarym mundurze
Stał w mundurze? - Czyli stał w środku munduru? (ale tu już się czepiam :) ) Podobnie: „odparł nieco ogłupiały padene, stojący na baczność w uniformie”. Po prostu tak to kojarzy się tak na szybkiego ;)
Jako że należał do elitarnych oddziałów Sarukeri, był doświadczonym weteranem wielu bitew
Należał do elitarnych oddziałów Sarukeri więc był weteranem? A nie na odwrót? Był doświadczonym weteranem wielu bitew i dlatego należał do elitarnych oddziałów Sarukeri. Albo jak już to: Należał do elitarnych oddziałów Sarukeri, a do nich należeli wyłącznie doświadczeni weterani wielu bitew, jak sam Sazeli. A na marginesie (a propos akcji na końcu) to jak oni tacy „doświadczeni weterani” to czemu zachowują się tam jak przedszkolaki na wycieczce?
Kiedy dwaj Sarukeri zeń wyszli, natychmiast zatrzymała ich para uzbrojonych marynarzy.
Tu ostrożnie. Natychmiastowe skojarzenie „zatrzymała ich para uzbrojonych” to że zostali zaaresztowani.
Wewnątrz znajdowało się kilka postaci
ee. „Postaci” się nie „znajdują” - "widać było kilka postaci".
Przypadnie wam przelanie pierwszej krwi, że się tak wyrażę.
He, he, że się tak roześmieję :twisted: . Właśnie dochodzi do pogromów całych planet, krew leje się rzekami, a ten tu takie coś? Sarkazm miał być? Bo ja nie zauważyłam.
Jaszczur nie miał ochoty słuchać o zaborze terrańskich światów przez SVS. Wprawdzie był dumny z faktu, iż jego rasa zupełnie pokonała ludzi – co miałoby świadczyć o słuszności wiary Sorevian we własną wyższość nad innymi nacjami…
Jojoj. Makaron spaghetti pozawijany w spiralki. Już od: „co miałoby świadczyć..” odpadam. Jak już wcześniej wspomniałam, warstwa obyczajowo-społeczna (nawet interesująca) zaledwie liźnięta i to w okropnym, okropnym skrócie. Można by spokojnie wyrzucić, albo jednak trochę bardziej nad tym popracować.
- Zachowałeś ten ogon – odparł wesoło, starając się rozluźnić atmosferę. – Ale tak się składa, że testujemy właśnie nowy zakłócacz sensorów wroga.
- To znaczy? – zapytała Ekreva.
- To znaczy, że nasi naukowcy zamontowali na tym desantowcu sprzęt, dzięki któremu jesteśmy niewidzialni dla ildańskich detektorów. Możemy się prześlizgnąć przez ich orbitalne stacje obronne i zadokować w tej bazie, a oni nawet się nie zorientują.
Dziecinada. Co to za wojsko gdzie wylewnie tłumaczy się żołnierzom jak coś działa. Nie mówię, żeby wcale, ale to mogło być bardziej skrótowo, rozkazująco. Tym bardziej, że to nie są zieloni kadeci i że się dobrze znają.

- Zachowałeś ten ogon – odparł z uśmiechem – bo nasz statek wyposażono w nowe urządzenie. Będziemy niewidzialni dla ildańskich detektorów. Możemy się prześlizgnąć przez ich orbitalne stacje obronne i zadokować w tej bazie, a oni nawet się nie zorientują.
- A zatem dotarcie do celu będzie łatwe?
Żołnierz a takie infantylne pytanie? (a jakby je skonstruować nieco inaczej?)
- Według założeń, tak.
Dowódca a taka wątpiąca odpowiedź?
słowa Idarena, który mówił teraz przyciszonym głosem, jakby obawiał się wykrycia.
Oczywista oczywistość. Inaczej mówiąc, wyrzuciwszy: „ jakby obawiał się wykrycia” pozwalasz czytelnikowi samemu się domyśleć, a nawet „poczuć” to napięcie. A tak dajesz nam prosto w zęby jak uczniakom na lekcji.
maszyny kontroli bestii.
Okropna struktura wyrażenia (anglicyzm?). Maszyny kontrolującej bestie, albo maszyny do kontroli bestii. Chyba, że używasz tego jako nazwy, wtedy może jakoś to wyróżnij?
- Zneutralizowałem zabezpieczenia przy wejściu – oznajmił Dainer. – Zaraz przejdę dalej i dostanę się do głównego systemu.
Przedszkolaki na wycieczce „teraz usiądę a zaraz podskoczę”. Inaczej mówiąc, rozumiem zasadę komunikatów, ale to można było mniej głupio?
- Zneutralizowałem zabezpieczenia przy wejściu – oznajmił Dainer. – Szukam wejścia do głównego systemu – krótko i węzłowato (jak w wojsku?).
Tuż obok niego kroczył powoli zabójca.
A on nie miał czasem imienia? Nachalny zamiennik. Bo to niby jego „zawód” i powinno się tego używać właśnie wtedy gdy robi to co ma robić, a używasz go zamiast innego określenia, jak np. : „kiedy zabójca pracował nad systemem” - mordował go?
całe oświetlenie w korytarzu zgasło. Sarukeri mieliby teraz zapewne problemy z widzeniem, gdyby nie zaawansowane systemy optyczne kombinezonów, umożliwiające walkę w ciemnościach.
Oczywista oczywistość? Wiemy już, że mają te zaawansowane systemy, wiemy to już od czasu zakładania pancerzy. całe oświetlenie w korytarzu zgasło. Sarukeri właczyli systemy optyczne kombinezonów, umożliwiające walkę w ciemnościach. I starczy.
Zameldowali po kolei, że są one czyste.
To na marginesie. Anglicyzm aż zęby bolą, ewidentna kalka, choć często stosowana, ale by można się nieco wysilić. A tu w dodatku źle skonstruowana. Inaczej mówiąc, „- U nas też czysto – zauważył karisu” brzmi jeszcze w miarę ok, „że są one czyste.” Już nie.

I dalej marginesu (tak dla ogółu). Zauważam problem z anglicyzmami. Większość gier (i filmów SFopodobnych) jest właśnie z tego obszaru językowego i niestety, jest tłumaczona, tak na szybko, dosyć topornie, a potem te frazy przechodzą do ogólnego użycia, bo już się z nimi osłuchaliśmy. A to nie zawsze jest takie proste. Coś oczywistego w angielskim nie jest tym samym w polskim, ma inny „odcień”. I to wychodzi dopiero w tekście literackim. Chodzi o to, by nie kalkować bezrozumnie a spróbować powiedzieć to „co autor miał na myśli” czyli sens, a nie samo, czyste tłumaczenie.
Więzy przyjaźni i braterstwa były u Sorevian bardzo silne, o wiele silniejsze, niż u ludzi.
I tu wytrącasz nas z rytmu. Robisz oko do czytelnika człowieka, w samej akcji to absolutnie zbędne, przeszkadza. I dlaczego tak nagle mu się skojarzyło z ludźmi? Nie powinien bardziej myśleć o twórcach stacji i tych potworów? Coś jak „o wiele silniejsze, niż u tych przeklętych Auvelian gdzie tylko hierarchia się liczy". A jak myśli o ludziach, to powinno być do czegoś nawiązane.

Akcja na stacji, raany, ale się wlecze. Wyczuwam tu rąbankę w stylu gier komputerowych: mam palec na cynglu i zaglądam do lewej komory, i do prawej komory, i do następnej komory, i do następnej komory, i to wszystko do wtóru tłumaczenia rozkazów dowódcy jak małym dzieciom.

I tak na marginesie, jeśli to miała być akcja w stylu „cichociemnych” (a niby że „weterani”?) to w ogóle nie było to cicho i kto do ciężkiego grzyba wrzuca bez potrzeby granaty do nie niebezpiecznej sali. Przeszkadzało im tam coś aż tak bardzo? A nie mieli jakiegoś WAŻNIEJSZEGO celu? Wiadomo przecież że z tego będą kłopoty. Dziecinada.
------------------------------------

I tak do przemyślenia.
Puścił mimo uszu
Co to jest, żołnierzu? – zapytał surowym głosem Idaren,
Trzymajcie się razem i uważajcie na plecy.
Bo to tak naprawdę cały czas są ludzie. Raz czy dwa puszczasz nam coś o łuskach czy ogonach, jakby z przymusu, ale poza tym, 100% człowieczości. Rozumiem, że nie jest łatwo stwarzać zupełnie obce światy, ale można było jednak coś więcej wymyśleć. Bo np.: „Puścił mimo uszu”- a to oni mają uszy? I to jest absolutnie ludzki (polski) idiom, jaszczury nie powinny go używać. (inaczej mówiąc, właśnie tu mógłbyś zabłysnąć jakąś inwencją językowo-społeczną). Podobnie „zapytał surowym głosem” – to też „ludzkie” określenie, niekoniecznie odpowiednie dla jaszczurów. Czasem, podobnie jak te wymyślone przez ciebie nazwy rang, można dać coś zupełnie bez wytłumaczenia a czytelnik i tak się domyśli. Np. „strzepnął to po łuskach”?, „Trzymajcie się razem i uważajcie na ogony”?
-----------------------------------

Uwaga warsztatowa. Piszesz jak do gry komputerowej, opisujesz poszczególne ruchy pojedynczych postaci. Np.
Przewodnicy doprowadzili dwóch weteranów do mieszczącej się nieopodal kajuty, otwierając im drzwi. Wewnątrz znajdowało się kilka postaci. Idaren bez słowa wszedł do środka, co w ślad za nim uczynił Sazeli. Drzwi zamknęły się za ich plecami.
Azame i Verane podążali za resztą oddziału, niosąc bombę. Dainer kroczył u boku mai deriana.
Jak do książki to zbędne i strasznie irytujące. Niestety to coraz częstszy problem autorów, którzy opisują daną historię jak scenariusz filmu, z rozpisem co kto robi, podczas gdy literatura ma właśnie to do siebie, że ten film ma się sam „dziać” w naszych głowach, a nie być nam podany „kawa na ławę” jak instrukcja obsługi. Tu oszczędność opisu jest pożądana.
Zmieniły się światła i samochody ruszyły. (sami to widzimy)
Na skrzyżowaniu światła były czerwone, potem zamieniły się na żółte a następnie na zielone i wtedy samochody ruszyły. (podana cała sekwencja wydarzeń jedno po drugim. Nie muszę nawet o tym myśleć)
---------------------------------

Podsumowując. Ogólnie, ciężko mi się tu wypowiadać. Częściowo przez to że większość jest opisem działań wojennych, a to nie moja działka. Do tego włączone są fragmenty obyczajowe, to już lepiej, jednak ich połączenie chyba nie za bardzo, po prostu za dużo w jednym garnku (takie mam uczucie) i zbyt skondensowane. W jednej scenie opisujesz np. hierarchię całego społeczeństwa albo historię walk na planecie. Szkoda, że nie dało się tego zrobić delikatniej i szerzej. Gdybyś wyrzucił zbyt szczegółowe opisy czynności a rozszerzył sferę obyczajowo-społeczną to wyszłaby z tego niezła książka.
Dream dancer

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

3
Dopiero po publikacji tekstu przypomniałem sobie jeszcze, że z padającej tu obcej terminologii szczególnie istotne znaczenie mają jeszcze miary czasu używane przez bohaterów opowiadania... Wygląda to jednak dość prosto - enelit to w przybliżeniu półtorej minuty, czyli około 90 sekund. Alit to dziesięć enelitów, czyli około kwadransa (czyli kiedy Idaren każe ustawić zegar odliczania na pięć alitów, daje to godzinę i piętnaście minut). Hadelit to dziesięć alitów, czyli jakieś dwie i pół godziny. Dziesięć hadelitów - dwadzieścia pięć godzin - to soreviańska doba.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Komputerowa rąbanka – nie moja broszka (choć i tak się przyczepię :P ). Elementy obyczajowo-społeczne tylko liźnięte, a szkoda, widzę potencjał (np. scena w kantynie). Wygląda mi na scenariusz gry z ambicjami na bycie czymś więcej, tylko co tu wybrać?
Prawdę powiedziawszy, pomysł na to opowiadanko zakiełkował w moim łbie pod wpływem cut-scenki "Battle on the Amerigo" z pierwszego StarCrafta. Stąd niektóre sceny w "Pierwszej krwi" są bliźniaczo podobne. Niemniej, całe tło historii i na przykład powody, dla których oddział żołnierzy wchodzi na stację kosmiczną z bombą na podorędziu, musiałem wymyślić po swojemu. Tyle że nie opierałem się stricte na jakichś schematach z gier komputerowych - raczej ogólnie z tego typu historii, gdzie mała grupa wojaków zmaga się w jakiejś bazie z hordą potworów. Wspomniałem zresztą, że opowiadanie było pisane do szuflady i nigdy nie wiązałem z nim jakichś większych planów.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) A dopiero co było o jatce z ich przeciwnikami. Aż na takim za***u tu jesteśmy? Inaczej mówiąc, mamy wojnę i to eskalującą, a on sobie myśli że będzie nudno? Brakuje jakichś „mimo to”, „chociaż tam się działo, ale tu..”
Rzeczona jatka toczy się na całkiem innej planecie (fakt, że w sąsiednim układzie) już od dziesięciu lat i przez cały ten czas walka nie przenosiła się na systemy Ignar i Vaider. Te ostatnie służyły po prostu jako przyczółki do inwazji - punkty przerzutowe dla wojska i zasobów, miejsce przez które wysyłane były na Akiosa posiłki, gdzie odsyłano zdziesiątkowane jednostki celem ich uzupełnienia, gdzie organizowano dostawy zaopatrzenia, et cetera. Toteż Ier'anuel spodziewa się, że będzie nudno, bo od dziesięciu lat nie robił nic innego, tylko patrzył jak kolejne floty i armie przychodzą do jego systemu i zaraz odlatują na wojnę do Akiosa. Z kolei soreviańskiego kontrataku po wygranej na rzeczonej wojnie absolutnie nikt się tam nie spodziewał - po pierwsze dlatego, że taki kontratak byłby (i był) bardzo śmiały, zważywszy fakt, że Sorevianie sami byli mocno wyczerpani dziesięcioletnią wojną na wyniszczenie i wcale nie było łatwo wyłuskać dość środków, by przejść do ofensywy. Po drugie, taki kontratak nie jest w stylu Sorevian. Ich doktryna militarna, wyznawana ideologia i mentalność, oficjalna linia propagandowa, et cetera, generalnie zakładają, że to oni są tymi walczącymi w słusznej sprawie (ergo, bronią siebie - i jeszcze Terran - przed jawną napaścią) i niechętnie patrzą na wojny zaborcze i operacje zakładające ofensywę i trwałe zagarnięcie obcego terytorium (sam Izal mówi na samym początku, że dokonując inwazji na planety systemów Ignar i Vaider, złamali reguły swojego kodeksu).
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Pierwszy fragment na „instalacji” (a nie można było na „stacji”?) – jako wprowadzenie settingu, nieźle, choć można by podszlifować, zwłaszcza akapit o hierarchii. Sam pomysł wprowadzenia tego „przy okazji” jest ok, tylko tak jakoś, zbyt skoncentrowane i wyskakuje tak nagle, w trakcie rozważań wojennych?
Ta ekspozycja - jak i inne występujące z tym tekście - biorą się z mojej ówczesnej tendencji, żeby natychmiastowo tłumaczyć różne niuanse związane z moim uniwersum, niezależnie od tego, czy taka ekspozycja pasuje do kontekstu. Od tamtej pory zarzuciłem już pisanie tych ekspozycji na każdym kroku, tyle że to ma swoją cenę - przede wszystkim, ogranicza mi możliwość wyjaśnienia detali, które są trudne do wyjaśnienia bez elementu relatywistycznego, na przykład przytoczenia dla porównania jakiegoś ziemskiego odpowiednika. Stąd napisałem w "Pierwszej krwi", że na przykład revnair to soreviański odpowiednik mlecznej czekolady - mimo że narracja jest prowadzona z punktu widzenia Sorevianina, który nie opisałby w ten sposób revnairu. Dzisiaj już bym tak nie napisał.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Należał do elitarnych oddziałów Sarukeri więc był weteranem? A nie na odwrót? Był doświadczonym weteranem wielu bitew i dlatego należał do elitarnych oddziałów Sarukeri. Albo jak już to: Należał do elitarnych oddziałów Sarukeri, a do nich należeli wyłącznie doświadczeni weterani wielu bitew, jak sam Sazeli. A na marginesie (a propos akcji na końcu) to jak oni tacy „doświadczeni weterani” to czemu zachowują się tam jak przedszkolaki na wycieczce?
Nie jestem pewien, co masz na myśli, ale ujmę to w ten sposób - może właśnie dlatego, że przechodzili już przez to niezliczoną ilość razy, nie podchodzą nazbyt poważnie do procedur? Paradoksalnie, w rzeczywistych oddziałach specjalnych niejednokrotnie panuje bardziej swobodny styl bycia, niż w "zwykłych" jednostkach.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) He, he, że się tak roześmieję. Właśnie dochodzi do pogromów całych planet, krew leje się rzekami, a ten tu takie coś? Sarkazm miał być? Bo ja nie zauważyłam.
Chodzi o przelanie pierwszej krwi za sprawą tego konkretnego urządzenia. Poza tym - Title Drop, yay!
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Dziecinada. Co to za wojsko gdzie wylewnie tłumaczy się żołnierzom jak coś działa. Nie mówię, żeby wcale, ale to mogło być bardziej skrótowo, rozkazująco. Tym bardziej, że to nie są zieloni kadeci i że się dobrze znają.
Nie rozumiem, co jest dziecinnego w najzwyklejszym w świecie ciągnięciu kogoś za język. Poza tym, z wcześniejszych scen wynika chyba w sposób dostatecznie jasny, że pomiędzy żołnierzami w tym oddziale - wliczając Sazeliego - panują dość koleżeńskie relacje (do tego stopnia, że służbiste zachowanie Idarena jest uznawane za nienormalne)? Sazeli, co narracja wyraźnie stwierdza, stara się rozluźnić atmosferę (bo napięcie przed akcją jest tak naprawdę dużo większe, niż w trakcie samej akcji), więc gada do nich na tak zwanym luzie, nic w tym dziecinnego.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Żołnierz a takie infantylne pytanie? (a jakby je skonstruować nieco inaczej?)
To znaczy jak? I dlaczego niby pytanie jest infantylne? Ciut zbędne - może, ale na pewno nie infantylne.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Dowódca a taka wątpiąca odpowiedź?
Co ma wspólnego pełniona przezeń funkcja z trybem jego wypowiedzi? I dlaczego wątpiąca? Toż wiadomo, że nie ma nic pewnego i zgodnie z prawem Murphy'ego zawsze coś może się schrzanić - nic dziwnego, że podkreśla, iż takie są założenia. To wcale nie znaczy, że w coś wątpi.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Oczywista oczywistość. Inaczej mówiąc, wyrzuciwszy: „ jakby obawiał się wykrycia” pozwalasz czytelnikowi samemu się domyśleć, a nawet „poczuć” to napięcie.
To wcale nie jest oczywista oczywistość. Rzecz dzieje się w próżni, a ton jego głosu nie ma żadnego wpływu na ich wykrywalność. Idaren mógłby drzeć się na całe gardło i puścić na dokładkę jakąś płytę od Iron Maiden, a i tak nikt poza ich desantowcem by tego nie usłyszał.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Przedszkolaki na wycieczce „teraz usiądę a zaraz podskoczę”. Inaczej mówiąc, rozumiem zasadę komunikatów, ale to można było mniej głupio?
I beg you pardon, ale nie widzę absolutnie nic głupiego w komunikacie Dainera. Ot, melduje dowódcy, co właśnie robi - co w tym głupiego? I dlaczego miałby "szukać wejścia do głównego systemu"? To takich rzeczy trzeba szukać? On tylko łamie lub omija zabezpieczenia, niczego nie "szuka". W końcu (co zostało już powiedziane) to nie pierwszy system komputerowy wroga, który już zhakował.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) tu wytrącasz nas z rytmu. Robisz oko do czytelnika człowieka, w samej akcji to absolutnie zbędne, przeszkadza. I dlaczego tak nagle mu się skojarzyło z ludźmi? Nie powinien bardziej myśleć o twórcach stacji i tych potworów? Coś jak „o wiele silniejsze, niż u tych przeklętych Auvelian gdzie tylko hierarchia się liczy". A jak myśli o ludziach, to powinno być do czegoś nawiązane.
Patrz wyżej. Był taki czas, że pisałem takie ekspozycje nie bacząc na kontekst, bo koniecznie chciałem wytłumaczyć każdy niuans dotyczący mojego uniwersum. Później to zarzuciłem - raz, że moja pisanina była w efekcie nierzadko przesycona takimi ekspozycjami, a dwa, sam zauważyłem (i parę osób mi to wytykało), że pisanie takiej ekspozycji do czytelnika człowieka w sytuacji, gdy akcja jest prowadzona z punktu widzenia obcego, po prostu nie pasuje. Teraz unikam takich sytuacji, choć - co mówiłem - w praktyce utrudnia mi to objaśnienie pewnych rzeczy w tekście. Tak czy inaczej, teraz nie stosuję już podobnych porównań - a jeśli już, staram się, aby brzmiały możliwie zdawkowo (na przykład w "Wilczym stadzie" napisałem, że dwie postacie - jaszczur i jaszczurzyca - "nie byli kochankami w sposób, w jaki mogliby to nazwać na przykład Terranie"). Z analogicznych powodów, nie nazywam już Sorevian "jaszczurami" w narracji, gdy ta prowadzona jest z punktu widzenia ich samych (w końcu oni wcale nie myślą o sobie "jaszczury").
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Akcja na stacji, raany, ale się wlecze. Wyczuwam tu rąbankę w stylu gier komputerowych: mam palec na cynglu i zaglądam do lewej komory, i do prawej komory, i do następnej komory, i do następnej komory, i to wszystko do wtóru tłumaczenia rozkazów dowódcy jak małym dzieciom.
Eee... odnoszę wrażenie, że nie do końca nadążałaś za tą akcją. O jakich komorach na przykład tu mówisz? Do żadnych komór nie zaglądali - po prostu szli korytarzami do celu, a po drodze ubezpieczali się nawzajem i pilnowali mijanych korytarzy. Jak - no wiesz - jak niewątpliwie robiliby żołnierze w realu, gdyby przeprowadzali podobną akcję? Kiedy natomiast zostali zaatakowani, też do żadnych "komór" nie zaglądali, tylko wycofywali się do windy. A że potworki atakowały ich z wielu stron naraz, no to Idaren podzielił swój oddział i części żołnierzy kazał przebić się do windy, a pozostałym ubezpieczać tyły. Potem już tylko cofali się, by dołączyć do reszty i po drodze też starali się zabezpieczyć wszystkie korytarze, żeby bydlęta nie zdołały zajść ich od tyłu. To ci się kojarzy z grą komputerową? Druga część "Obcego" (przykład z wierzchu głowy) to też była gra komputerowa? I w którym niby momencie dowódca tłumaczył komukolwiek rozkazy jak małym dzieciom?
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) I tak na marginesie, jeśli to miała być akcja w stylu „cichociemnych” (a niby że „weterani”?) to w ogóle nie było to cicho i kto do ciężkiego grzyba wrzuca bez potrzeby granaty do nie niebezpiecznej sali. Przeszkadzało im tam coś aż tak bardzo? A nie mieli jakiegoś WAŻNIEJSZEGO celu? Wiadomo przecież że z tego będą kłopoty. Dziecinada.
Sarukeri to raczej szturmowcy, niż "cichociemni". Misja miała pozostać niewykryta po pierwsze dzięki temu nowemu zakłócaczowi detektorów, a po drugie dzięki obecności w oddziale zabójcy Genisivare (ci owszem, są nastawieni na klasyczne operacje specjalne), którego specjalność to hakowanie wrogich systemów bezpieczeństwa. Sarukeri byli tu raczej po to, aby przezwyciężyć przeszkody, których nie dałoby się unieszkodliwić bardziej subtelnie. Przy czym skoro Dainer na samym początku wyłączył system bezpieczeństwa i odciął stacji łączność, to było już w tym momencie pozbawione znaczenia, czy Sarukeri będą strzelać bądź rzucać granaty. Kogo by to bowiem zaalarmowało? W próżni, przypominam? Z kolei gdyby Dainer systemu bezpieczeństwa nie wyłączył, wtedy stacja wysłałaby w eter alarm o intruzach nawet wtedy, gdyby Sarukeri nie mieli ze sobą żadnej broni.
I skąd te pytania, właściwie? Owszem, przeszkadzało im coś w tym pomieszczeniu - to, że są tam roboty strażnicze. Widocznie Sarukeri woleli nie ufać przesadnie zdolnościom Dainera i unieszkodliwić te roboty tak na wszelki wypadek, gdyby jednak się aktywowały (w końcu wyłapali poprzez energosensor, że wciąż mają dopływ zasilania, a sam Dainer przestrzegał o możliwych protokołach awaryjnych). Chcieli mieć czyste plecy, w razie czego. I nie rozumiem, w jaki sposób przeszkadzało to im w realizacji głównego celu. Oddział Pariny był dwa piętra niżej i miał rozkaz ubezpieczać drogę odwrotu - i to właśnie robił - podczas gdy oddział Sazeliego podkładał bombę. Jedno nijak nie koliduje z drugim. I jakież to niby kłopoty z tego wynikły? Bo jeśli chodzi o te Ragnery, to one zostały wybudzone z letargu już wcześniej, gdy Dainer łamał zabezpieczenia przy wejściu (to na tym miał polegać ów enigmatyczny "program Ardram"), a wysadzenie robotów strażniczych granatami nie miało nic do tego (najwyżej je dodatkowo pobudziło - ale nawet gdyby granatów nie użyto, Sarukeri zostaliby zaatakowani tak czy inaczej). Gdzie w tym wszystkim dziecinada, jak w bonie dydy?
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Bo to tak naprawdę cały czas są ludzie. Raz czy dwa puszczasz nam coś o łuskach czy ogonach, jakby z przymusu, ale poza tym, 100% człowieczości. Rozumiem, że nie jest łatwo stwarzać zupełnie obce światy, ale można było jednak coś więcej wymyśleć. Bo np.: „Puścił mimo uszu”- a to oni mają uszy? I to jest absolutnie ludzki (polski) idiom, jaszczury nie powinny go używać. (inaczej mówiąc, właśnie tu mógłbyś zabłysnąć jakąś inwencją językowo-społeczną). Podobnie „zapytał surowym głosem” – to też „ludzkie” określenie, niekoniecznie odpowiednie dla jaszczurów. Czasem, podobnie jak te wymyślone przez ciebie nazwy rang, można dać coś zupełnie bez wytłumaczenia a czytelnik i tak się domyśli. Np. „strzepnął to po łuskach”?, „Trzymajcie się razem i uważajcie na ogony”?
Mwehehe, myślisz że to takie proste, dobrać styl dialogów i wypowiedzi tak, aby po samym stylu było widać, iż mówiącym nie jest człowiek? Szczególnie w sytuacji, gdy w przypadku Sorevian poczyniłem to dodatkowe założenie, że są najbardziej "ludzką" ze wszystkich obcych ras (czyli mają brzmieć obco, ale nie zbyt obco)? Nie, to wcale nie jest proste i do tej pory eksperymentuję ze swoją pisaniną w tym zakresie. W przypadku "Pierwszej krwi" spróbowałem stworzyć wrażenie "obcości" poprzez wspomniane onegdaj bombardowanie czytelnika obcą terminologią. Efekt jednak był niezadowalający, a wielu czytelnikom utrudniał lekturę. Więc owszem, staram się wynajdywać jakieś sposoby, aby było wyczuwalne, iż Sorevianie nie są ludźmi - ale zarazem staram się też nie udziwniać na siłę. Bo tutaj na przykład dziwi cię, że Sorevianin mógł coś puścić mimo uszu i pytasz, czy w ogóle mają uszy. Eee... oczywiście, że mają - przecież słyszą tak jak ludzie i komunikują się poprzez normalną mowę. Co, przez to że ich uszy nie mają małżowin (tylko błony słuchowe), przestają być tym samym uszami? I jakkolwiek idiom jest polski, nie jest na tyle ściśle związany z polską kulturą (ani z nami jako homo sapiens), żeby nie pasował do obcej rasy. Czyli zgadzam się, że w tego typu opowieści przydałyby się obce idiomy pasujące, nomen omen, do obcych, ale to nie oznacza, że trzeba z automatu zastępować absolutnie każdą znajomą frazę jej fikcyjnym odpowiednikiem.
Medea33 pisze: (czw 28 paź 2021, 20:27) Podsumowując. Ogólnie, ciężko mi się tu wypowiadać. Częściowo przez to że większość jest opisem działań wojennych, a to nie moja działka. Do tego włączone są fragmenty obyczajowe, to już lepiej, jednak ich połączenie chyba nie za bardzo, po prostu za dużo w jednym garnku (takie mam uczucie) i zbyt skondensowane. W jednej scenie opisujesz np. hierarchię całego społeczeństwa albo historię walk na planecie. Szkoda, że nie dało się tego zrobić delikatniej i szerzej. Gdybyś wyrzucił zbyt szczegółowe opisy czynności a rozszerzył sferę obyczajowo-społeczną to wyszłaby z tego niezła książka.
Ciekawa sprawa - jak kilka lat temu opublikowałem na Wery opowiadanie "Wilcze stado" - które też opowiadało o perypetiach oddziału specjalnego (a gwoli ścisłości, kilku takich oddziałów pracujących wspólnie), ale skupiało się właśnie na sferze obyczajowo-społecznej i na relacjach członków tego oddziału. Głównie wychodzących na jaw kontrastów między nimi, wspólnej (często przykrej) historii czy też niechęci na tle rasowym (bo mieli współpracować żołnierze terrańscy i soreviańscy), ergo czynników, które mogą rzutować na ich współpracę. Czytelnicy przeważnie komentowali, że to wszystko nudy i dopytywali się, kiedy bohaterowie wreszcie zaczną strzelać. Tutaj z kolei, w opowiadaniu nastawionym na akcję, najwyraźniej takich właśnie obyczajowo-społecznych wątków brakuje. Nie dojdziesz.

Za uwagi dziękuję, choć - czemu już dawałem wyraz - co do części z nich jestem świadom i od czasu napisania "Pierwszej krwi" starałem się robić jakieś postępy. Zasadniczy problem polega na tym, że w którym kierunku bym nie szedł, zawsze słyszę narzekanie. Opisuję zdarzenia w sposób zwięzły - ktoś domaga się więcej szczegółów. Piszę szczegółowo - wtedy słyszę, że tych szczegółów jest za dużo. Tak źle i tak niedobrze.

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

4
Zacząwszy od końca, masz całkowitą rację, że wszystko zależy od punktu widzenia – czyli czytelnika, i że nigdy nie dogodzi się każdemu. Ja te uwagi piszę z mojego punktu widzenia, a jak już kiedyś gdzieś wspomniałam: „nie jestem chłopcem szukającym eksplozywnych akcji”.
kilka lat temu opublikowałem na Wery opowiadanie "Wilcze stado" - które też opowiadało o perypetiach oddziału specjalnego Czytelnicy przeważnie komentowali, że to wszystko nudy i dopytywali się, kiedy bohaterowie wreszcie zaczną strzelać.
No właśnie, tu chyba chodziło o oczekiwania. Jak piszesz o wojsku i oddziałach specjalnych, to czytelnik od razu oczekuje rozwalanki, jak o chłopaku i dziewczynie to raczej romansu, a nie rozważań filozoficznych. Tak niestety jest i autor musi wybrać, czy zaspokoić te oczekiwania czy jednak postawić się okoniem i napisać to co sam chce, akceptując, że znajdą się też i niezadowoleni. A tak ogólnie, to w każdym dłuższym tekście powinno być miejsce i dla akcji i dla obyczaju jako settingu w którym się ta akcja dzieje. Dla każdego coś dobrego ;)
Tutaj z kolei, w opowiadaniu nastawionym na akcję, najwyraźniej takich właśnie obyczajowo-społecznych wątków brakuje. Nie dojdziesz.
Nie że brakuje (chociaż i owszem, jak już pisać o całym uniwersum, to ze wszystkim), ale że to co jest, jest napisane zbyt skrótowo. W kilku zdaniach chciałeś upchnąć całą historię, i tak, to źle wygląda. Albo należałoby te wątki nieco rozszerzyć (więcej zdań), albo tylko o nich napomknąć.
I tu tak na marginesie, czytelnik nie zawsze musi mieć wszystko do ostatniego okruszka wyłożone kawa na ławę, czasem domyślanie się może być nawet częścią gry. Nie czytałam słownika a i tak powoli rozszyfrowałam te rangi wojskowe, nawet jeśli tylko się domyślałam ich znaczeń (te obce nazwy – mi się podobać :) ). Pozwól nam czasami na odrobinę zabawy ;)

A wracając do tego tekstu. Większość moich uwag związana jest też właśnie z rozminięciem się oczekiwań. Jak mówisz o „elicie” i o „weteranach’, a więc o ludziach którzy powinni dobrze się znać na swojej robocie, to oczekuję, że będą zachowywać się właśnie tak, profesjonalnie. W czasie wolnym mogą sobie jak najbardziej pożartować (scena w kantynie, całkiem fajna), nawet lekceważyć przełożonych, ale podczas niebezpiecznej akcji wszyscy powinni być w najwyższym stopniu skupieni na wykonywanym zadaniu i tylko na nim. By wykonać je szybko i jak się tylko da niezauważenie, wejść i wyjść nie zostawiając śladów. Ograniczenie do niezbędnego minimum, czy to informacji czy samych komend. Tak powinno być, co nie znaczy że nie może inaczej.
Sarukeri to raczej szturmowcy, niż "cichociemni". Misja miała pozostać niewykryta po pierwsze dzięki...
I tu znowu zaczynasz długie wyjaśnienia dlaczego oni robili to co robili. A mnie bardziej interesuje to „jak” oni się zachowywali. To zresztą właśnie ten problem z oczekiwaniem. Mieli być komandosi a wyszli normalni żołnierze. I tak jest też ok, ja tylko zwróciłam ci uwagę jaki może być odbiór czytelnika.
------------------------------------------

A teraz po kolei
Rzeczona jatka toczy się na całkiem innej planecie
I znowu niepotrzebna epopeja o sytuacji, kiedy wcale nie o nią chodzi (choć doceniam tłumaczenie ;) ), bo chodzi o sam zapis. I nawet podałam przykłady? Czyli jeszcze raz:
Nudno. Nic się nie dzieje. Zmasowany atak. Wrogów jak mrówków. Nudno. Nic się nie dzieje.
O to ci chodziło? A podałam: Tam wrogów jak mrówków, ale tutaj cisza i nic się nie dzieje. / mimo że tam wrogów jak mrówków, to tu u nas nadal cisza i nic się nie dzieje.
Takie drobiazgi a robią fragment bardziej przyswajalnym. I to tyle.
Toteż Ier'anuel spodziewa się, że będzie nudno / oficjalna linia propagandowa, et cetera, generalnie zakładają, że to oni są tymi walczącymi w słusznej sprawie
A tego w tekście nie ma (dzięki za wytłumaczenie, ciekawe). Rozumiem, że to jakby streszczenie, ale nie wymagaj od nas, żebyśmy się aż tak domyślali dlaczego mu się nudzi. Inaczej mówiąc, często masz cały obraz w głowie, ale czytelnik już nie. Ale to tylko takie sobie lanie wody (z mojej strony :P ) bo jak wyżej, chodzi tylko o zapis.
Chodzi o przelanie pierwszej krwi za sprawą tego konkretnego urządzenia.
Joj, się jednak przyczepię. To za każdym razem jak wypróbują jakieś nowe urządzenie to będą liczyć „pierwszą krew”? Niby poetycko, ale jednak nie. (a tytuł można zmienić, albo dać inny kontekst)
- A zatem dotarcie do celu będzie łatwe?
Żołnierz a takie infantylne pytanie? (a jakby je skonstruować nieco inaczej?)
No błagam. A w ilu oni akcjach już brali udział? Na pewno pytałby się, czy będzie „łatwo”? Chicken czy co? I nie mówię, że wcale, po prostu nieszczęśliwy dobór słów. – czyli nie napotkamy żadnych przeszkód? – to już by było bardziej, tu żołnierz przygotowuje się do walki.
Sazeli, co narracja wyraźnie stwierdza, stara się rozluźnić atmosferę (bo napięcie przed akcją jest tak naprawdę dużo większe, niż w trakcie samej akcji), więc gada do nich na tak zwanym luzie, nic w tym dziecinnego.
Co ma wspólnego pełniona przezeń funkcja z trybem jego wypowiedzi? I dlaczego wątpiąca? Toż wiadomo, że nie ma nic pewnego i zgodnie z prawem Murphy'ego zawsze coś może się schrzanić - nic dziwnego, że podkreśla, iż takie są założenia. To wcale nie znaczy, że w coś wątpi.
Tu się nie zgodzę, chociaż to tylko moja opinia (żeby tak wypowiedział się ktoś jeszcze ;) ).
Nie. Dowódca przed akcją nie „stara się rozluźnić atmosfery”, to nie jest jego zadanie. On nie ma być w tej chwili ich przyjacielem, ale ma ich przygotować do akcji, dodać im siły i odwagi. To on ich prowadzi na możliwą śmierć i to jego sprawą jest się martwić, a nie spuszczać tego na swoich podwładnych. A takie zachowanie i taka wypowiedź na pewno odwagi im nie doda. W kantynie sobie mógł, w czasie akcji – nie.

Bycie dowódcą ma też swoje ciemne strony, często trzeba udawać, nawet kłamać, grać swoją rolę. Wyobraź sobie ojca który musi ukarać swoje dziecko. Na pewno nie ma na to ochoty, ale zaciska zęby i robi swoje, bo wie, że musi, bo taka jest jego rola. W tym momencie nie jest „tatusiem”, jest surowym „ojcem”. I tak powinien zachowywać się dowódca przed akcją, „kopać ich po tyłkach” a nie przymilnie się uśmiechać i głośno zastanawiać, czy może będzie niebezpiecznie :roll: . Z drugiej strony, są różne style dowodzenia, i rozumiem pewną zażyłość w tej załodze, więc tak też mogło być. Ale nie powinno.
Rzecz dzieje się w próżni, a ton jego głosu nie ma żadnego wpływu na ich wykrywalność.
A tutaj to się pokłócę, bo to nie chodzi o realia wojskowe (i fizykę próżni :P ) ale literackie, czyli znów ten nieszczęsny zapis.

Platformy orbitalne Ildan w polu widzenia – rozległy się w głośniku interkomu słowa Idarena, który mówił teraz przyciszonym głosem.
Tu czuję to napięcie wiszące w powietrzu gdy usiłują się przemykać między liniami wroga, słyszę to w jego głosie, czuję to. mówił teraz przyciszonym głosem – w domyśle – dlaczego? Bo jest niebezpiecznie, bo się obawia. I ja też się obawiam, ja to „czuję” przez skórę.

Platformy orbitalne Ildan w polu widzenia – rozległy się w głośniku interkomu słowa Idarena, który mówił teraz przyciszonym głosem, jakby obawiał się wykrycia.
Aha. Wszystko jasne. On mówi, on się obawia. Jasne. Przechodzę do następnej sceny. Ja, jako czytelnik nie miałam szansy wczuć się w sytuację, bo ty mi nią walnąłeś prosto między oczy. Czasem warto coś ukryć, by czytelnik miał szansę sam się domyślić, sam coś poczuć. Ale to tylko mały niuans (tak tylko do zastanowienia)
ale nie widzę absolutnie nic głupiego w komunikacie Dainera.
Zgodzę się, bo to znów niuans. Może być i tak i tak. Skoro jednak są tą elitą to powinni zachowywać się profesjonalnie, czyli krótko i węzłowato, ograniczenie do niezbędnego minimum, czy to informacji czy samych komend (jak już było wcześniej wspomniane)
Był taki czas, że pisałem takie ekspozycje nie bacząc na kontekst, bo
Ekspozycje, jaszczurzyce. A ja tylko chcę dostać odpowiedź na pytanie – dlaczego on akurat teraz, gdy są na stacji i jego przyjaciel umiera, pomyślał właśnie o ludziach? Miał jakiś powód? Skojarzenie? Przypomniał sobie jego ludzkiego kolegę? Bo jeśli nic z powyższych, to to porównanie nie ma większego sensu, wyskakuje jak pajacyk z pudełka. Bo może ty, autor, miałeś taką ochotę. A to zły powód.
Owszem, przeszkadzało im coś w tym pomieszczeniu - to, że są tam roboty strażnicze. Widocznie Sarukeri woleli nie ufać przesadnie zdolnościom Dainera i unieszkodliwić te roboty tak na wszelki wypadek, gdyby jednak się aktywowały. I jakież to niby kłopoty z tego wynikły? Bo jeśli chodzi o te Ragnery, to one zostały wybudzone z letargu już wcześniej,
A widzisz :P . Tego w tekście jakoś nie zauważyłam? (Wiem, że jest, po prostu nie zwróciłam na to uwagi) Jak dla mnie, to oni sobie tam weszli, i tak dla samej draki mieli ochotę coś porozwalać: „Parina uśmiechnęła się drapieżnie pod swoją czarną okrywą – czyli miała po prostu dziką ochotę narobić bałaganu. KONTEKST!

A „kłopoty”?, no cóż, nawet jeśli oni mogli się obawiać tych robotów, to to zagrożenie było jednak minimalne, za to ich dość „wybuchowa” akcja mogła spowodować zupełnie inne, nieznane konsekwencje. Dlatego wspomniałam o „cichociemnych”. Minimum działania, minimum zwracania na siebie uwagi:. „Zawsze uważaj na okruszki które zostawiasz, bo nigdy nie wiadomo, kto może iść za tobą i je zbierać” :twisted:
Eee... odnoszę wrażenie, że nie do końca nadążałaś za tą akcją.
Akcja na stacji się wlecze. Koniec. Napisałam o swoich odczuciach.
- Już? – zapytał Idaren, najwidoczniej chcąc się upewnić.
- Już – potwierdził Azame. – Za pięć alitów z tej kupy złomu nic nie zostanie. Rzecz jasna, możemy też od razu odpalić ładunek, naciskając ten guzik.
Tu faze wskazał na trzymanego w dłoni pilota.
- Oddaj mi to, faze – nakazał Idaren, wyciągajac rękę.
Żołnierz powoli przekazał pilota oficerowi, który schował go do pustej ładownicy przy pasie kombinezonu. Mógł się w niej zmieścić pokaźny magazynek do SR-36/G, więc małe urządzenie weszło do środka bez najmniejszego trudu.
- Cóż, to tyle, jak mi się zdaje – skonstatował mai derian.
- Koniec akcji? – zapytała Ekreva, wyraźnie niezadowolona z tego faktu.
- No to kończymy – zawołał Sazeli. – Szykujcie się do drogi powrotnej, to nie zajmie zbyt dużo czasu.
Are we there yet?

I ogólnie. Na wiele moich uwag podajesz wytłumaczenie opowiadając samą treść. A nie o to chodzi. Nie tłumacz treści, ale zastanów się, czy może można by to napisać w inny sposób. Tu akurat masz akcję, ale ona się po prostu wlecze. Takie ja mam wrażenie. Jest problem w różnicy między jej szybkością, a tym co się naprawdę dzieje, a tak dokładniej, to z moimi oczekiwaniami co do tej całej historii. Jak akcja, to ma być szybko - a jest długo, i to jest też sprawa zapisu.

„szybkim ruchem chwycił miecz i ściął mu głowę”
„chwycił klingę miecza w prawą rękę, podniósł go do góry (a potwór sobie tak cały czas tam stał i czekał) i szybkim ruchem ciął przez powietrze ucinając (temu ciągle czekającemu) potworowi głowę.”
Tak ja to widzę. Oczekiwałam szybkości, mam długie opisy. Ale też, jak już wspominałam, akcja to nie moja broszka. To tylko moje wrażenie.
Czyli zgadzam się, że w tego typu opowieści przydałyby się obce idiomy pasujące, nomen omen, do obcych, ale to nie oznacza, że trzeba z automatu zastępować absolutnie każdą znajomą frazę jej fikcyjnym odpowiednikiem.
Cieszę się, że to rozumiesz, to był właśnie powód mojego komentarza. I nie, nie trzeba z automatu, raczej trzeba znaleźć odpowiednią równowagę. Ale jednak coś tak ewidentnie „ludzkiego” (jak np. to: „mimo uszu”) od razu rzuca się w oczy. A chodzi mi o kontekst (jak w tej scenie z umierającym przyjacielem) i immersję. Jesteśmy „zanurzeni” w tym świecie, „jesteśmy” sorevianami, patrzymy z ich perspektywy. I nagle rzucasz coś, co nam przypomina, że jednak nie. Nagle widzimy tę scenę „z zewnątrz”, z ludzkiej perspektywy, a szkoda.

I na marginesie,
W przypadku "Pierwszej krwi" spróbowałem stworzyć wrażenie "obcości" poprzez wspomniane onegdaj bombardowanie czytelnika obcą terminologią. Efekt jednak był niezadowalający, a wielu czytelnikom utrudniał lekturę.
Racja, nie można przesadzać, jednak jeśli o mnie chodzi, jako fanki SF „otrzaskanej” z obcą terminologią, to dla mnie taka inwencja jest mile widziana jako dowód poważnego traktowania światów zawartych w tekście. Jak coś jest „alien” to takie powinno być, a nie na siłę starać się „uczłowieczać”, ani tym bardziej ubierać ludzi w „kosmiczne” szmatki, jak te wczesne filmy „SF” z ludźmi poprzebieranymi w kostiumy robotów. To było aż śmieszne. Jednak, jak już wspomniałam, we wszystkim musi być zachowana równowaga. Czasem lepiej zostawić niedomówienia niż powiedzieć za dużo.

I na koniec
Tak źle i tak niedobrze.
Witaj w klubie :) . Oh, rozterki pisarza 8)
Dream dancer

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

5
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) No właśnie, tu chyba chodziło o oczekiwania. Jak piszesz o wojsku i oddziałach specjalnych, to czytelnik od razu oczekuje rozwalanki, jak o chłopaku i dziewczynie to raczej romansu, a nie rozważań filozoficznych. Tak niestety jest i autor musi wybrać, czy zaspokoić te oczekiwania czy jednak postawić się okoniem i napisać to co sam chce, akceptując, że znajdą się też i niezadowoleni. A tak ogólnie, to w każdym dłuższym tekście powinno być miejsce i dla akcji i dla obyczaju jako settingu w którym się ta akcja dzieje. Dla każdego coś dobrego
Wojsko i oddziały specjalne to nie tylko rozwalanka - jeżeli ktoś takowej szuka, polecam zwykłego akcyjniaka, a nie opowieść czysto militarystyczną. Bo ta ostatnia to także funkcjonowanie takiego wojska, planowanie operacji militarnych, wszelkie inne poza walką trudy związane ze służbą, psychologia żołnierzy tudzież ich prywatne problemy, et cetera. To wszystko starałem się zarysować we wspomnianym tekście (tytuł: "Wilcze stado"), ale szybko się przekonałem, że osoby to czytające nic, ale to absolutnie nic nie obchodzi. Nie czepiali się nawet, że traktuję omawiane zjawiska zbyt płytko czy coś tam - po prostu dopytywali się, kiedy zaczną strzelać. Byłoby to dla mnie jeszcze zrozumiałe, gdyby nie domagali się kolejnej strzelaniny już po dwóch rozdziałach.
Z rodzimego military science-fiction czytam ostatnimi czasy cykl Michała Cholewy "Algorytm Wojny". Sądząc z tego, ile czasu wypełniają w tych powieściach sceny faktycznej akcji (ergo: strzelania), wspomniane wyżej osoby pewnie też jęczałyby, że to wszystko nudne, dopytywały się, kiedy zacznie się walka i wyrażały całkowity brak zainteresowania tym całym planowaniem czy też budową relacji między żołnierzami. A przecież to książki bardzo dobrze oceniane, trzecia z nich zgarnęła nawet nagrodę Zajdla. Może robię źle coś, co Cholewa robi dobrze, ale nikt nie elaborował w przekonujący sposób, kiedy planowanie operacji wojskowych przed właściwą akcją jest opisane dobrze, a kiedy źle. Zrozumiałem tylko tyle, że robię błąd, usiłując przy okazji opisywania przygotowań do operacji zarysować jakoś postaci czy też ogólną problematykę utworu. Bo powinni przecież non-stop strzelać.
Z tego punktu widzenia, takie uwagi są dla mnie deprymujące - bo odnoszę wrażenie, że moja pisanina jest krytykowana nie za to, że jest napisana źle, ale za to, że nie traktuje o tym, o czym osoby ją czytające chciałyby, żeby traktowała. A ja przecież piszę tylko o tym, co mnie samego fascynuje i interesuje. Miałbym robić inaczej?
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) I tu tak na marginesie, czytelnik nie zawsze musi mieć wszystko do ostatniego okruszka wyłożone kawa na ławę, czasem domyślanie się może być nawet częścią gry. Nie czytałam słownika a i tak powoli rozszyfrowałam te rangi wojskowe, nawet jeśli tylko się domyślałam ich znaczeń (te obce nazwy – mi się podobać). Pozwól nam czasami na odrobinę zabawy.
Powyższa wypowiedź kłóci się niejako z twoimi innymi uwagami, kiedy z kolei narzekałaś, że nie udzieliłem na jakiś temat informacji albo udzieliłem jej niedostatecznie dużo. Co jest szczególnie dziwne w sytuacjach, gdy byłem przekonany, że podałem dość danych do wiadomości czytelnika. Jak w tej nieszczęsnej bitwie na początku "Emeryta", gdzie - przysiągłbym - dość wyraźnie zaznaczyłem, że broń Terran bynajmniej nie jest nieskuteczna i zabija Ragnery tysiącami, tyle że na ich miejsce po prostu przychodzą nieskończoną falą kolejne tysiące. Pozostawiłem też domysłowi czytelnika to, że skoro to odległa przyszłość i futurystyczny setting, to owe genetycznie zaprojektowane potwory są dość odporne na futurystyczną broń i niełatwo tak je po prostu zabić za jednym zamachem przy pomocy ataku obszarowego. A ty wyrażasz zdumienie, czy ta cała broń Terran na moc ogrodowej sikawki i czemu nie użyli czegoś większego, żeby od razu zabić z milion tych potworków. Albo tutaj, gdzie przysiągłbym, że z narady na początku tekstu wynika, że "cichociemność" operacji miał zapewnić po pierwsze ów nowy wynalazek, a po drugie obecność zabójcy Genisivare, który wyłączył system bezpieczeństwa. Stacja jest przecież bezzałogowa. Nikt w tym momencie nie ogłosi alarmu, choćby Sarukeri imprezę na pokładzie wyprawili. A ty mimo to dziwisz się, czemu nie zachowują się jak cichociemni, przez co sami Sarukeri wychodzą w twoich oczach na amatorów. Dodajmy jeszcze, że Sarukeri noszą pancerze wspomagane, co również nie wydaje się wskazywać na tego rodzaju żołnierzy, którzy przede wszystkim muszą pozostać cisi i niewykryci.
I w tym właśnie leży problem. Ilekroć piszę dany tekst i zawieram takie czy inne opisy tudzież informacje, nigdy nie wiem, które z nich potencjalny czytelnik uzna za przydatne (albo sobie przyswoi), a które kompletnie nie będą go obchodziły. To przypomina błądzenie po omacku i do tej pory nie usłyszałem w tej materii żadnej faktycznie przydatnej porady. Jakby pisanie było tak naprawdę loterią. I nie dotyczy to wyłącznie moich wypocin, bo w końcu nieraz miałem do czynienia z wydanymi drukiem książkami, o których wiele się uprzednio nasłuchałem, jak to one nie wciągają, jak to każde słowo i każde zdanie jest, gdzie trzeba i jak to krytyk nie odjąłby żadnego z nich... tymczasem ja przekonuję się, że ta sama powieść nie wciąga mnie wcale, a ze swojej strony owszem, wyrzuciłbym zeń bardzo wiele zdań, nawet całych akapitów - bo autor rozwodzi się o rzeczach, które mnie zwyczajnie nie obchodzą, ani też nie wyczuwam, aby ich obecność w tekście była niezbędna.
To wszystko jest zresztą jedną z przyczyn mojego obecnego, uporczywego kryzysu twórczego. Kiedyś pisałem bardziej spontanicznie. Teraz wzdragam się nad każdym zdaniem, bo nie wiem, czy w ogóle w dobrym kierunku idę z tą narracją.
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) Joj, się jednak przyczepię. To za każdym razem jak wypróbują jakieś nowe urządzenie to będą liczyć „pierwszą krew”?
A to tu trzeba cokolwiek "liczyć"? Ot, nowy sprzęt został pierwszy raz użyty bojowo, to i poleje się pierwsza krew, nic tu liczyć nie trzeba. A samo sformułowanie Iuven rzucił spontanicznie i nie było ono z pewnością zaplanowanym elementem prezentacji czy też planu strategicznego.
Poza tym, tytuł "Pierwsza krew" był najpierw. Dopiero później wrzuciłem do dialogu ów Title Drop, aby było jaśniej, o jaką pierwszą krew chodzi.
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) No błagam. A w ilu oni akcjach już brali udział? Na pewno pytałby się, czy będzie „łatwo”? Chicken czy co? I nie mówię, że wcale, po prostu nieszczęśliwy dobór słów. – czyli nie napotkamy żadnych przeszkód? – to już by było bardziej, tu żołnierz przygotowuje się do walki.
Dlaczego zakładasz, że chicken? Może raczej boi się, że będzie nudno - jak Ekreva, która otwarcie liczy na to, że będzie mogła postrzelać i powypruwać flaki? Tyle że jest bardziej powściągliwy niż ona?
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) Tu się nie zgodzę, chociaż to tylko moja opinia (żeby tak wypowiedział się ktoś jeszcze).
Nie. Dowódca przed akcją nie „stara się rozluźnić atmosfery”, to nie jest jego zadanie. On nie ma być w tej chwili ich przyjacielem, ale ma ich przygotować do akcji, dodać im siły i odwagi. To on ich prowadzi na możliwą śmierć i to jego sprawą jest się martwić, a nie spuszczać tego na swoich podwładnych. A takie zachowanie i taka wypowiedź na pewno odwagi im nie doda. W kantynie sobie mógł, w czasie akcji – nie.
No dobra, kończąc kwestię zachowania Sarukeri w tym tekście - z perspektywy czasu sam nie jestem zadowolony z tego, jak mi wyszło przedstawienie żołnierzy z tej formacji i dzisiaj z pewnością zrobiłbym to inaczej. Między innymi przez wzgląd na to, że dyscyplina w ich oddziale - choć z założenia miała być luźna - wyszła jednak rzeczywiście trochę zbyt luźno. Niemniej, uważam za grubą przesadę twoje komentarze o ich infantylizmie i braku profesjonalizmu. Szczególnie, że (podobnie jak przy komentowaniu "Emeryta") wydajesz się kierować stereotypowym postrzeganiem tego, jak działa wojsko. Sam bynajmniej nie jestem ekspertem w tej materii (w wojsku nigdy nie byłem, a co dopiero w oddziałach specjalnych) ale zagadnieniem interesuję się od dawna i czerpię wiedzę z różnych źródeł. Wliczając w to wypowiedzi weteranów minionych wojen, które dość często pojawiają się np. w programach dokumentalnych. I generalnie zachowania żołnierzy, choć oczywiście wpasowują się w pewne dające się przewidzieć schematy czy obyczaje, potrafią być skrajnie różne - i konwersacja, do jakiej dochodzi w pewnym momencie między Sazelim, a jego podwładnymi, nie jest niczym, co nie mogłoby się stać w rzeczywistym świecie. Ich zachowanie podczas samej akcji też nie zdradza żadnych jawnych błędów (pomijając fakt, że zdjęli później te cholerne wizjery) - nie zrobili niczego, co mogłoby doprowadzić do podniesienia alarmu (system bezpieczeństwa i tak był wyłączony), przez cały czas ubezpieczali się nawzajem i nie przypominam sobie takiego momentu, żeby przestali być skupieni na zadaniu.
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) Ekspozycje, jaszczurzyce. A ja tylko chcę dostać odpowiedź na pytanie – dlaczego on akurat teraz, gdy są na stacji i jego przyjaciel umiera, pomyślał właśnie o ludziach? Miał jakiś powód? Skojarzenie? Przypomniał sobie jego ludzkiego kolegę? Bo jeśli nic z powyższych, to to porównanie nie ma większego sensu, wyskakuje jak pajacyk z pudełka. Bo może ty, autor, miałeś taką ochotę. A to zły powód.
Przecież ci tłumaczę - tekst jest stary, a ja podówczas miałem takie ciągoty, żeby nawiązywać do ludzi - niezależnie od sytuacji - jako punktu odniesienia dla rozumienia rozmaitych niuansów u obcych. Wiem, że to błąd. Teraz już tak nie robię. Nie używam nawet w narracji określeń, które do danej rasy nie pasują, jak te "jaszczury" - którymi Sorevianie sami siebie z pewnością nie nazywają (bo dlaczego mieliby? To jest jeszcze bardziej bezsensowne, niż gdybyśmy my ludzie mieli o sobie mówić "małpy").
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) A widzisz. Tego w tekście jakoś nie zauważyłam? (Wiem, że jest, po prostu nie zwróciłam na to uwagi)
Widzę, widzę. O tym zresztą powyżej się rozwodziłem. Jeszcze niedawno zapewniałaś mnie, że nie potrzebujesz informacji, iż Idaren mówi przyciszonym głosem, bo obawia się wykrycia (mimo że zachowanie Idarena jest w tym wypadku irracjonalne, bo mówienie szeptem w żaden sposób nie zmniejsza jego wykrywalności), ale w tym wypadku domagasz się wyraźniejszego podkreślenia, że to były uzbrojone roboty i że mogły stanowić zagrożenie. Skąd mam, u licha, wiedzieć, którą informację ty lub jakikolwiek inny czytelnik uznacie za niepotrzebną wam do szczęścia, a którą za zbędną i konfundującą?
Medea33 pisze: (śr 03 lis 2021, 19:38) A „kłopoty”?, no cóż, nawet jeśli oni mogli się obawiać tych robotów, to to zagrożenie było jednak minimalne, za to ich dość „wybuchowa” akcja mogła spowodować zupełnie inne, nieznane konsekwencje.
I znowu - żadnych konsekwencji by nie spowodowała. Stacja jest bezzałogowa, system bezpieczeństwa wyłączony, nikt by alarmu nie ogłosił. Oni o tym wiedzą. Więc pozbywają się tych robotów za pomocą granatów, bo wiedzą, że w tym wypadku mogą sobie na to pozwolić.

Ech... następny eksponat ze swojej pisaniny - zgodnie z obietnicą wyrażoną poprzez PW - zamieszczę jeszcze dziś, ale to po powrocie z pracy.

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

6
Z tego punktu widzenia, takie uwagi są dla mnie deprymujące - bo odnoszę wrażenie, że moja pisanina jest krytykowana nie za to, że jest napisana źle, ale za to, że nie traktuje o tym, o czym osoby ją czytające chciałyby, żeby traktowała. A ja przecież piszę tylko o tym, co mnie samego fascynuje i interesuje. Miałbym robić inaczej?
Nie piszesz na czyjeś zamówienie, tylko to, co ty chcesz, to się nazywa być autorem. Poza tym, zawsze, w każdej literaturze, znajdą się tacy, którym się coś nie podoba, a ci, którym się podoba, zwykle nawet się nie odezwą :( . Można być elastycznym i coś tam pozmieniać czy poprzekładać, ale ostatecznie, dzieło ma być twoje. I tyle.
I w tym właśnie leży problem. Ilekroć piszę dany tekst i zawieram takie czy inne opisy tudzież informacje, nigdy nie wiem, które z nich potencjalny czytelnik uzna za przydatne (albo sobie przyswoi), a które kompletnie nie będą go obchodziły.
Masz całkowitą rację, i nie jest w mojej (ani chyba niczyjej mocy) to jakoś konkretnie ustalić. Ja tu nie występuję w roli krytyka, tylko opisuję moje odczucia związane z czytaniem tekstu – jak ja to widzę. I to nie musi być źle czy dobrze, w końcu też mogę się mylić, czegoś nie doczytać. Rzecz jest w tym, żebyś, jak każdy inny autor wrzucający na Wery, mógł spojrzeć na swój tekst z innego punktu widzenia. Np., o tej broni i potworkach - ja mam właśnie takie wrażenie, że coś tu nie gra, że czegoś brakuje, albo jest niewłaściwie opisane. To jest moje wrażenie i przekazuję ci je do zastanowienia. A co ty z tym dalej zrobisz to już twoja broszka. Chodzi o to, byś się zastanowił, i nie musisz od razu się ze mną zgadzać albo nie zgadzać. To twój tekst.
Dlaczego zakładasz, że chicken? Może raczej boi się, że będzie nudno - jak Ekreva, która otwarcie liczy na to, że będzie mogła postrzelać i powypruwać flaki? Tyle że jest bardziej powściągliwy niż ona?
Nad tym się jednak trochę pochylę, bo rzecz jest właśnie o tym co powyżej, o moich odczuciach. (i wiem, dzielenie włosa na czworo, ale dla dyskusji.. :P )
Masz rację, nie założyłam, że może to mówić w tym znaczeniu, że będzie nudno. Może dlatego, że nie zwróciłam uwagi kto to mówi (to nie musiała być przecież właśnie ona) Ale czy jest coś jeszcze w tym fragmencie co by mi to mówiło? Zabrakło tego czegoś, co by mnie na to naprowadziło. To taka ogólniejsza uwaga co do pisania. Czasem to, co autor widzi, czytelnik może odebrać zupełnie inaczej (i po to jest to forum?). A bardziej szczegółowo, to akurat w tym miejscu czepiałam się tej „wojskowości” i mojego wyobrażenia o tym. W czym rzecz jasna mogę się całkowicie mylić.
Między innymi przez wzgląd na to, że dyscyplina w ich oddziale - choć z założenia miała być luźna - wyszła jednak rzeczywiście trochę zbyt luźno
Mogła sobie być. Problemem nie jest sam oddział, ale założenie z jakiego wyszłam dużo wcześniej, gdy przydzielano im to zadanie. Tam było:
Zanim jednak rozpoczniemy szersze użytkowanie tego wynalazku, musimy zrobić jeszcze jeden, ostateczny test. Sprawdzian w warunkach bojowych.
- I tu pojawiamy się my? – zapytał Sazeli, mając nadzieję, że przejdą teraz do sedna sprawy i że pozna charakter ich misji.
- Tak, i tu pojawiacie się wy – potwierdził Iuven. – Mamy zamiar zlecić tego typu zadanie naszym najlepszym żołnierzom z elitarnych oddziałów specjalnych. Przypadnie wam przelanie pierwszej krwi, że się tak wyrażę.
Po takiej wysokiej ocenie, założyłam, że to są najlepsi z najlepszych, profesjonaliści do szpiku kości i że będą się właśnie tak zachowywać. Mogą sobie luzakować, czemu nie, ale w samej akcji powinno to jednak nieco inaczej wyglądać. Zwłaszcza, że:
Od waszej akcji może zależeć, czy sukces osiągniemy tanim kosztem, czy będzie to dla nas ciężka batalia.
Czyli powinni stawać na rzęsach by „jaknajprofesjonalniej” i jak najmniejszym kosztem, wykonać to zadanie. Tak założyłam, a było nie do końca i to mnie właśnie nieco wytrąciło, a nic po drodze nie wytłumaczyło mi, dlaczego tak wyszło.
Wiem, że to błąd. Teraz już tak nie robię
Cieszę się, że się przyznajesz :D
Ale mi chodziło o trochę coś innego. Chciałam tylko zwrócić uwagę na ważność kontekstu w tekście. Przecież on mógł jak najbardziej skojarzyć sobie tę sytuację z człowiekiem, zabrakło tylko jakiegoś połączenia, nawiązania. I to dotyczy literatury w ogóle, to tu, to tylko taki przykładzik.
Skąd mam, u licha, wiedzieć, którą informację ty lub jakikolwiek inny czytelnik uznacie za niepotrzebną wam do szczęścia, a którą za zbędną i konfundującą?
Po to właśnie jest to forum? :) A jak zwykle, chodzi o kontekst i to, że autor wiele rzeczy ma po prostu w głowie nie zdając sobie sprawy, że czytelnik już niekoniecznie. Dlatego te uwagi, byś mógł jako autor zobaczyć swój tekst jakby z boku i się zastanowić. A w dalszej perspektywie, by już samemu zwracać na to uwagę.
I znowu - żadnych konsekwencji by nie spowodowała.
A prawo Murphy’ego :) ? Ty to wiesz, oni to wiedzą, ale uniwersum już nie i mogło za to zwalić na nich różne inne cosie :P . A na serio, znów chodzi mi o odczucia, po prostu wydawało mi się to (te granaty) takie jakieś beztroskie. Takie mam wrażenie, i teraz od ciebie zależy co z tym zrobisz. Może by jednak wypadało coś tam dopisać?
Dream dancer

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

7
No, to jeszcze na odchodnym.
Medea33 pisze: (pt 03 gru 2021, 18:06) Można być elastycznym i coś tam pozmieniać czy poprzekładać, ale ostatecznie, dzieło ma być twoje. I tyle.
Ale piszę je przecież dla innych... paradoks?
Medea33 pisze: (pt 03 gru 2021, 18:06) Po takiej wysokiej ocenie, założyłam, że to są najlepsi z najlepszych, profesjonaliści do szpiku kości i że będą się właśnie tak zachowywać. Mogą sobie luzakować, czemu nie, ale w samej akcji powinno to jednak nieco inaczej wyglądać.
Że tak powiem... szeroko pojęte science-fiction zna takie przypadki super-żołnierzy, którzy nie słyną z subtelności, a jednak nikt nie ma wątpliwości, że są najlepsi. Wystarczy wspomnieć takich Space Marines z uniwersum WH40k (którymi, wstyd przyznać, Sarukeri byli lekko inspirowani - do tego stopnia, że roboczo nazywałem ich "Terminatorami", bo ładnie brzmiało; potem przez jakiś czas figurowali jako "Akirni", nim wreszcie nadałem im finalną nazwę, z której jestem w pełni zadowolony). Nie dziw się, że pisząc opowiadanie w tej konwencji (w dodatku wczesne) sięgałem mimowolnie po tego rodzaju schematy, jak nierealistyczne by one nie były. Zwróć uwagę, że w tytule tematu jako gatunek opowiadania nie podałem "militarne science-fiction", a raczej "akcja, science-fiction" - bo nie uważam, żebym w tym wypadku zdołał uchwycić istotę militarnej fantastyki. Pierwszą poważną próbą było bodaj "Wilcze stado", a naprawdę udany efekt uzyskałem dopiero w "Matni".

Dodajmy do tego fakt, że - co już mówiłem - w rzeczywistych oddziałach specjalnych niejednokrotnie panuje, paradoksalnie, bardziej luźna dyscyplina niż w "zwykłej" armii. Wynika to z szeregu czynników, jak choćby założenia, że ludzie, którzy zdołali się w ogóle przedrzeć przez morderczy program selekcji, muszą być sami w sobie dostatecznie zmotywowani - nie ma więc potrzeby dodatkowo ich motywować, narzucając surowy dryl jak zwykłym szeregowym. Poza tym, ze względu na charakter ich misji (np. działania za liniami wroga przez ileś dni, gdzie trudno o warunki do mycia, golenia i strzyżenia), zwykle nie obowiązują tam reguły dotyczące utrzymywania należytego wyglądu i tym podobne. Stąd można spotkać operatorów oddziałów specjalnych, po których wyglądzie nigdy nie poznałabyś, że pochodzą z elitarnej, "najlepsi z najlepszych" jednostki - jak ten pan, na przykład.

No dobra... to może ktoś wreszcie poza Medea33 skomentowałby ów tekst? Proszę? :neutral:

"Pierwsza Krew" [fragment opowiadania; akcja, science-fiction]

9
Przyznam, że jak ujrzałem twą ksywę w rubryce "ostatnia odpowiedź", ogarnęła mnie lekka trwoga... a tu proszę, niespodzianka. I przy okazji kolejny dziw, że opowiadanie, którego ja sam nie oceniam nazbyt wysoko (w końcu, jak się rzekło, pisałem je do szuflady), okazało się lepsze w odbiorze niż moje dużo nowsze, bardziej dojrzałe w mym własnym przekonaniu "dzieło".

Rozumiem też, że podpisujesz się generalnie pod uwagami Medea33, jeśli chodzi o inne kwestie. Tak czy inaczej, dzięki za odzew.

Pozdrowionka... i Wesołych Świąt, when we're at it.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”