- Co robisz?
- Bawię się.
Ślęczę nad niewielką, żaroodporną miseczką, w której ostrożnie układam kolejne skrawki potłuczonego szkła. Silny blask skleconej ze złomu lampy pomaga mi ostrożnie przenosić pęsetami kolejne maleńkie fragmenty kolorowych butelek, które nie tak dawno temu rozbiłem młotkiem... Czekają na swoją kolej w rogu pomieszczenia, gdzie mam kilka metalowych puszek wypełnionych brązową, zieloną, przezroczystą i niebieską tłuczką. Za moimi plecami pracuje w wytężeniu stara, zdezolowana mikrofalówka, którą przytargałem z lokalnego skupu elektrośmieci, nieopodal brzęczy piekarnik... Zerknąłem na dziewczynę w progu. Obserwuje mnie z założonymi rękoma, oparta o framugę warsztatu, nie wierząc w to, co widzi.
- Potłuczone szkło?
- Tak.
Przyciągnąłem ją swoim dziełem. Przekroczyła ostrożnie w otaczającym ją półmroku kilka narzędzi leżących na podłodze. Prześlizgnęła się pomiędzy meblami, uważając aby nie nadepnąć swoimi czerwonymi trampkami na coś ostrego, oraz by nie ubrudzić swojej białej koszulki i jeansowych spodni wszechobecnym pyłem, smarami i kurzem. Dobrnęła do mnie, coś mrucząc pod nosem z dezaprobatą. Nachyliła się nad biurkiem... Jej wzrok, wlepiony w mozaikę różnokolorowych skrawków szkła, nie wyglądał na specjalnie poruszony.
- Zrobiłam kolację. Przyjdziesz?
- Za chwilę. Chciałabyś zobaczyć, nad czym pracuję?
Dziewczyna poprawiła zsuwające się jej włosy. Spojrzenie brązowych oczu, lekko zmarszczone brwi, sączący się chłód z jej oblicza... Nie była w nastroju. Czułem, jak próbuje mnie udusić wzrokiem. Była zapewne nadal poirytowana po ostatnim spięciu między nami, a ja, zamiast próbować nieudolnie poprawić sytuację, postanowiłem przeczekać burzę. Czasem... Czasem nie ma innego wyjścia. Można mnie nazwać tchórzem, ale nie głupcem.
- Nie gap się, tylko mów.
- Tak, już, już... Spójrz na to.
Złapałem szkiełko leżące na naprędce skleconym, drewnianym statywie. Było w kształcie pastylki o rozmiarze nieco przekraczającym pięciozłotówkę, na którym widniał ułożony ze skrawków tłuczki zarys zielonej polany z niewielkim i dość schematycznym drzewem. Całość została stopiona dość nieporadnie ze sobą - dostrzegalne były pęcherzyki powietrza i skazy, współistniejące w akompaniamencie widocznych gołym okiem linii kolejnych fragmentów szkła. Dziewczyna ujęła w dłoń to maleństwo, spojrzała na nie pod światło...
- Szkło nadtapiam w przerobionej, ceramicznej gruszce hutniczej wewnątrz mikrofalówki przez kilkanaście minut. Potem wyjmuję ją, wkładam do piekarnika rozgrzanego na dwieście czterdzieści - wskazałem na zmęczoną życiem, zszarzałą z brudu Amicę, od której okienka w drzwiach biło ciepłe, pomarańczowe światło - Wygrzewam trzydzieści minut, wyłączam piekarnik. Studzę do rana.
- Chyba nie powiesz mi, że to tak czyste ci wychodzi od razu?
- Nie, na następny dzień idą w ruch pasty polerskie. Godzinka, czasem dwie roboty, by dojść do takiego efektu.
Dziewczyna odłożyła ostrożnie szkiełko na swoje miejsce. Piekarnik i mikrofalówka szumią, licznik poboru prądu powiększa co chwilę rachunek o kolejne grosze... Odsunąłem ostrożnie niedokończone dzieło od siebie, odłożyłem narzędzia. Obracam się na fotelu w stronę wielkich kleszczy kowalskich... Za chwilę będę musiał przełożyć gruszkę z mikrofalówki do piekarnika. A potem kolacja.
- Szczerze?
- Tak? - spojrzałem się na nią, spoglądającą na mnie swym nieco zmęczonym, pełnym żalu wzrokiem.
- Układałoby się lepiej, gdybyś traktował mnie tak, jak te szklane paciorki.
Przetarłem czoło dłonią... Zabolało.
- Nie zawsze potrafię. Wspominałem, że nie będzie łatwo.
Skrawki
2Na początek. Poprawnie napisane, ale po przeczytaniu całości mam problem - po co?
Kilka uwag:
Poprawne, ale mało mówiące, w sensie nie przyciągnęło mojej uwagi. Ale ćwicz dalej, może kiedyś...
Kilka uwag:
iloma pęsetami posługiwał się w tym samym czasie?AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) ostrożnie przenosić pęsetami kolejne maleńkie fragmenty kolorowych butelek,
ciekawe jak wzrok może być poruszony, człowiek i owszem, ale pokazuje to swoim ciałem, ruchamiAllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) ej wzrok, wlepiony w mozaikę różnokolorowych skrawków szkła, nie wyglądał na specjalnie poruszony.
sączący się chłód - klasyka złego opisu
już nie przesadzaj..., udusić wzrokiem...
następne porównanie "od czapy"...AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Było w kształcie pastylki o rozmiarze nieco przekraczającym pięciozłotówkę,
Poprawne, ale mało mówiące, w sensie nie przyciągnęło mojej uwagi. Ale ćwicz dalej, może kiedyś...
Skrawki
3Ogólnie - warsztat na poziomie, na którym rady ode mnie już dużo nie dadzą, potrzebne raczej od bardziej wyrobionych oraczy. Czyta się dobrze, ładna miniaturka, chociaż to tylko fragment wyjęty z większej całości, bardziej przypominający ćwiczenie warsztatowe niż samodzielną całość - dla samodzielnego utworu należałoby jednak mocniej zaznaczyć zakończenie (sądzę, że usunięcie dwóch ostatnich linijek już by poprawiło wrażenie).
Nie wiem, skąd tyle wielokropków. WIększość z nich jest dla mnie całkowicie zbędna. Dużo także zbędnych słów ("ostatnim spięciu _między nami_") oraz nieco niezgrabności ("czułem, jak próbuje udusić mnie wzrokiem"). Ciekawe jest też to, że skoro ta dwójka razem żyje i to zapewne jakiś czas (bo spięcie nie było pierwsze, ona robi kolację - czyli mieszkają razem nie od wczoraj) - to dopiero teraz ona się zorientowała, co facet robi. Nie wiem, czy to celowy zabieg, żeby pokazać, że ją do tej pory nic nie obchodził w gruncie rzeczy facet, a więc wina wcale nie jest tak bardzo po jego stronie - jeżeli tak, nie wybrzmiało to MSZ dostatecznie dobrze. A jeżeli to nie celowy zabieg, to troszeczkę mi nie pasuje. Jest też kilka klisz ("ozna mnie nazwać tchórzem, a nie głupcem"), które trochę obniżają ocenę.
Ogólnie jednak, powtarzam, to jest taki poziom, w którym żuczek taki jak ja nie jest w stanie pomóc. Wrażenie na plus.
Nie wiem, skąd tyle wielokropków. WIększość z nich jest dla mnie całkowicie zbędna. Dużo także zbędnych słów ("ostatnim spięciu _między nami_") oraz nieco niezgrabności ("czułem, jak próbuje udusić mnie wzrokiem"). Ciekawe jest też to, że skoro ta dwójka razem żyje i to zapewne jakiś czas (bo spięcie nie było pierwsze, ona robi kolację - czyli mieszkają razem nie od wczoraj) - to dopiero teraz ona się zorientowała, co facet robi. Nie wiem, czy to celowy zabieg, żeby pokazać, że ją do tej pory nic nie obchodził w gruncie rzeczy facet, a więc wina wcale nie jest tak bardzo po jego stronie - jeżeli tak, nie wybrzmiało to MSZ dostatecznie dobrze. A jeżeli to nie celowy zabieg, to troszeczkę mi nie pasuje. Jest też kilka klisz ("ozna mnie nazwać tchórzem, a nie głupcem"), które trochę obniżają ocenę.
Ogólnie jednak, powtarzam, to jest taki poziom, w którym żuczek taki jak ja nie jest w stanie pomóc. Wrażenie na plus.
To bym jednak albo przeformułował, albo wyrzucił. Skoro to _ja_ widzę, to _ja_ nie wiem, czy ona wierzy, czy nie wierzy w to co widzi.
w 90% przypadków "swoje" jest zbędne i tutaj jest dokłądnie tak samo. Analogicznie w kolejnym zdaniu.
Brnąć przywołuje u mnie skojarzenia brnięcia przez błoto, anie przełazenia i przeciskania się między śmieciami itp
Wzrok nie wyglądał na poruszony?
jej zbędne. Analogicznie następne zdanie.
Tutaj zdanie mi nie pasuje, bo to _ja_ stopiłem, więc dlacczego _ja_ pisząc o tym myślę "to zostało stopione".
Skrawki
5Przede wszystkim chciałbym podziękować za wskazanie nadmiaru logicznie zbędnych zaimków pokroju "Swoje", "jej". Było możliwe ich uniknięcie zadając sobie po prostu pytanie, czy "jej trampki mogą należeć do kogoś innego?" lub "jej włosy mogą być używane jeszcze przez kogoś innego?" - niby niewielki szczegół, a może być w przyszłości pomocny.
Muszę przyznać, iż skrócenie utworu o ostatnie dwie linijki naprawdę zadziałałoby znacznie lepiej. Zawiesiłoby cały utwór na dużo przyjemniejszym niedopowiedzeniu.
Mogłem dorzucić też, iż bohater posługiwał się dwiema pęsetami. To miałem właśnie na myśli, jednakże to, co mam na myśli, a to, co jest w tekście, to dwa zupełnie różne światy
Co do "poruszonego wzroku", "nie wierząc w to, co widzi" (przy narratorze pierwszoosobowym), "dobrnęła", "pastylka nieco przekraczająca rozmiarem pięciozłotówkę", "uduszenia wzrokiem", "sączącego się chłodu z jej oblicza" - dziękuję za ich wskazanie; stosuję owe i tym podobne wyrażenia, słowa nieco bezwiednie, niemalże machinalnie, układając ów utwór (jak wiele innych, jeszcze nie publikowanych) niczym budowlę z gotowych klocków. Ułatwia mi to prowadzenie narracji, zwiększa tempo powstawania utworu poprzez odciążenie nieco moich myśli i mocy przerobowych z samego aktu kreowania odpowiednich zdań i akapitów na rzecz prowadzenia historii, przekazywania informacji, jednakże, z tego co widzę, prowadzi to do niedoskonałości. Jedyna rada, jaką widzę na ten problem, to powoli zmienić zestaw klocków, poszerzyć go o takowe nieco celniejsze, albo zarzucić kompletnie to podejście i traktować każdy akapit jako żywy strumień, a nie kod składający się z określonych komend, jakby był on napisany w sztywnym języku programowania pokroju C++ czy Pythona.
Wielokropki są moją bolączką - bardzo lubię je stosować jako formę kierowania narracją w utworach. Wprowadzają one (w moich oczach) do tekstu pewną formę spokoju, stateczności, ułatwiają opanować tempo narracji. Jest to zabieg, który jest pozostałością moich starych, złych nawyków, gdy byłem dopiero na początku swojej drogi; wkrada się tu mój sentyment. Staram się ich nadmiar wyplenić.
Jedyny szczegół, z którym się pokłócę, to "Całość została stopiona ze sobą (...)" - bohater nie potrafi wygenerować swoim ciałem temperatur zdolnych do stopienia szkła, może to zrobić tylko przy pomocy odpowiedniego, w tym wypadku złożonego narzędzia (mikrofalówka). Wydaje mi się (z naciskiem na wydaje), że obie formy są tam poprawne.
A co do samego wydźwięku utworu... Po co? Bardzo dobre pytanie. Pod kątem literackim - nie mam pojęcia tak do końca. Ot - ładna laurka, przedstawienie sceny, która leżała mi na sercu, a którą można było wykreować na setki różnych sposobów. Fragment ten powstał jednym tchem pewnego wieczoru; była to w zamyśle pojedyncza scena, która miała zapisać przede wszystkim koncept topienia szkła w mikrofalówce, na który to natrafiłem w czasach, gdy interesowałem się obróbką szkła ogółem. Forma bardzo nietypowego zanotowania pomysłu technicznego w jakiejś przyjemnej oprawie - w przeciwieństwie do większości innych, nieartystycznych notatek sprzed lat, ten nie został zapomniany.
Dziękuje za szczere komentarze. Zobaczymy, czy uda mi się wyciągnąć z nich lekcję.
Muszę przyznać, iż skrócenie utworu o ostatnie dwie linijki naprawdę zadziałałoby znacznie lepiej. Zawiesiłoby cały utwór na dużo przyjemniejszym niedopowiedzeniu.
Mogłem dorzucić też, iż bohater posługiwał się dwiema pęsetami. To miałem właśnie na myśli, jednakże to, co mam na myśli, a to, co jest w tekście, to dwa zupełnie różne światy

Co do "poruszonego wzroku", "nie wierząc w to, co widzi" (przy narratorze pierwszoosobowym), "dobrnęła", "pastylka nieco przekraczająca rozmiarem pięciozłotówkę", "uduszenia wzrokiem", "sączącego się chłodu z jej oblicza" - dziękuję za ich wskazanie; stosuję owe i tym podobne wyrażenia, słowa nieco bezwiednie, niemalże machinalnie, układając ów utwór (jak wiele innych, jeszcze nie publikowanych) niczym budowlę z gotowych klocków. Ułatwia mi to prowadzenie narracji, zwiększa tempo powstawania utworu poprzez odciążenie nieco moich myśli i mocy przerobowych z samego aktu kreowania odpowiednich zdań i akapitów na rzecz prowadzenia historii, przekazywania informacji, jednakże, z tego co widzę, prowadzi to do niedoskonałości. Jedyna rada, jaką widzę na ten problem, to powoli zmienić zestaw klocków, poszerzyć go o takowe nieco celniejsze, albo zarzucić kompletnie to podejście i traktować każdy akapit jako żywy strumień, a nie kod składający się z określonych komend, jakby był on napisany w sztywnym języku programowania pokroju C++ czy Pythona.
Wielokropki są moją bolączką - bardzo lubię je stosować jako formę kierowania narracją w utworach. Wprowadzają one (w moich oczach) do tekstu pewną formę spokoju, stateczności, ułatwiają opanować tempo narracji. Jest to zabieg, który jest pozostałością moich starych, złych nawyków, gdy byłem dopiero na początku swojej drogi; wkrada się tu mój sentyment. Staram się ich nadmiar wyplenić.
Jedyny szczegół, z którym się pokłócę, to "Całość została stopiona ze sobą (...)" - bohater nie potrafi wygenerować swoim ciałem temperatur zdolnych do stopienia szkła, może to zrobić tylko przy pomocy odpowiedniego, w tym wypadku złożonego narzędzia (mikrofalówka). Wydaje mi się (z naciskiem na wydaje), że obie formy są tam poprawne.
A co do samego wydźwięku utworu... Po co? Bardzo dobre pytanie. Pod kątem literackim - nie mam pojęcia tak do końca. Ot - ładna laurka, przedstawienie sceny, która leżała mi na sercu, a którą można było wykreować na setki różnych sposobów. Fragment ten powstał jednym tchem pewnego wieczoru; była to w zamyśle pojedyncza scena, która miała zapisać przede wszystkim koncept topienia szkła w mikrofalówce, na który to natrafiłem w czasach, gdy interesowałem się obróbką szkła ogółem. Forma bardzo nietypowego zanotowania pomysłu technicznego w jakiejś przyjemnej oprawie - w przeciwieństwie do większości innych, nieartystycznych notatek sprzed lat, ten nie został zapomniany.
Dziękuje za szczere komentarze. Zobaczymy, czy uda mi się wyciągnąć z nich lekcję.
Skrawki
6Przeczytałem, szkło i kobieta, dylemat podmiotu poza zainteresowaniem, ale sprawnie napisane,
... Była to jedna z tych jasnych nocy, w których firmament gwiezdny jest tak rozległy i rozgałęziony, jakby rozpadł się, rozłamał i podzielił na labirynt odrębnych niebios, wystarczających do obdzielenia całego miesiąca nocy zimowych i do nakrycia swymi srebrnymi i malowanymi kloszami wszystkich ich nocnych zjawisk, przygód, awantur i karnawałów.
Bruno Schulz
Bruno Schulz
Skrawki
7Większość błędów została już wymieniona, dlatego ograniczę się do uwag.
1. W wielu miejscach wielokropek jest nie tylko niepotrzebny, ale użyty bez sensu.
[def. w PWN: Stawiamy go przed wyrazami, których czytelnik nie może w określonym kontekście oczekiwać; wprowadza więc takie treści, jak: rozczarowanie, ironia, komizm, stylistyczny zgrzyt, np.].
I trafiam na fragmenty:
Też mogę, stosować znaki. Interpunkcyjne, według mojego widzimisię... Ale wtedy tekst czytelny jest, jedynie dla. Mnie a nie, dla czytelnika!
2. Niekonsekwencja w stosowaniu czasu.
Musisz się zdecydować na czas teraźniejszy lub przeszły. Tym bardziej w krótkim tekście.
Tekst nie jest zły.
Życzę powodzenia
1. W wielu miejscach wielokropek jest nie tylko niepotrzebny, ale użyty bez sensu.
[def. w PWN: Stawiamy go przed wyrazami, których czytelnik nie może w określonym kontekście oczekiwać; wprowadza więc takie treści, jak: rozczarowanie, ironia, komizm, stylistyczny zgrzyt, np.].
I trafiam na fragmenty:
AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Silny blask skleconej ze złomu lampy pomaga mi ostrożnie przenosić pęsetami kolejne maleńkie fragmenty kolorowych butelek, które nie tak dawno temu rozbiłem młotkiem...
AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Dobrnęła do mnie, coś mrucząc pod nosem z dezaprobatą. Nachyliła się nad biurkiem...
AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Spojrzenie brązowych oczu, lekko zmarszczone brwi, sączący się chłód z jej oblicza...
Wielokropek nie pełni swojej funkcji w żadnym z tych zdań.AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Dziewczyna ujęła w dłoń to maleństwo, spojrzała na nie pod światło...
Rozumiem sentyment, ale autor musi trzymać się poprawnej polszczyzny.AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 18:19) bardzo lubię je stosować jako formę kierowania narracją w utworach.
Też mogę, stosować znaki. Interpunkcyjne, według mojego widzimisię... Ale wtedy tekst czytelny jest, jedynie dla. Mnie a nie, dla czytelnika!
2. Niekonsekwencja w stosowaniu czasu.
Musisz się zdecydować na czas teraźniejszy lub przeszły. Tym bardziej w krótkim tekście.
Tekst nie jest zły.
Warto te i wcześniejsze uwagi przemyśleć, bo przy dłuższym tekście pogubisz się

Życzę powodzenia

Z wyrazami szacunku,
Fallen
Fallen
Skrawki
8Pomysł na scenę w porządku (nie na samodzielną opowieść, natomiast zauważę, że jest to tekst okrutnie przegadany. Na samym początku (i później także) za bardzo dopowiadasz. Zobacz:
A można by bez szkody, za to dla nadania tempa:
Ślęczę nad żaroodporną miseczką, ostrożnie układam w niej skrawki potłuczonego szkła. Blask skleconej ze złomu lampy pomaga mi przenosić fragmenty kolorowych butelek, które nie tak dawno temu rozbiłem młotkiem...
Moja wersja to tylko przykład, niedoskonały w dodatku, ale rzecz w tym, że jak masz tak statyczną scenę, to zbyt szerokie opisy rozwalają nie tylko napięcie, czytelnik często ślizga się po nich lub opuszcza, warto więc wyłowić kluczowe detale.
AllenKey pisze: (ndz 02 sty 2022, 01:01) Ślęczę nad niewielką, żaroodporną miseczką, w której ostrożnie układam kolejne skrawki potłuczonego szkła. Silny blask skleconej ze złomu lampy pomaga mi ostrożnie przenosić pęsetami kolejne maleńkie fragmenty kolorowych butelek, które nie tak dawno temu rozbiłem młotkiem...
A można by bez szkody, za to dla nadania tempa:
Ślęczę nad żaroodporną miseczką, ostrożnie układam w niej skrawki potłuczonego szkła. Blask skleconej ze złomu lampy pomaga mi przenosić fragmenty kolorowych butelek, które nie tak dawno temu rozbiłem młotkiem...
Moja wersja to tylko przykład, niedoskonały w dodatku, ale rzecz w tym, że jak masz tak statyczną scenę, to zbyt szerokie opisy rozwalają nie tylko napięcie, czytelnik często ślizga się po nich lub opuszcza, warto więc wyłowić kluczowe detale.
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak