[ZAKOŃCZONA] jagoda139 vs uniwers

1
Temat: Smok i dziewica
Gatunek: dowolny
Objętość: max 15k.
Termin: 8 stycznia 2022 r.

Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 15 stycznia 2022 r. Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.


Każdy oceniający ma do dyspozycji od 0 do 3 punktów dla każdego z tekstów.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

2
TEKST I

Wulgaryzmy
W imię Wielkiego Smoka!
Długim korytarzem dwóch mężczyzn prowadziło młodą dziewczynę. Obaj trzymali ją pod ramiona, jakby chcieli mieć pewność, że nie ucieknie. Ona jednak nie szarpała się, tylko szła spokojnie, ze spuszczoną głową. Wokół całej trójki krążył smok. Jego masywne, uskrzydlone ciało przenikało przez białe ściany, to pojawiając się, to znikając. W którymś momencie jego łeb wniknął nawet w idących ludzi, którzy zdawali się tego faktu nie zauważyć.
Stanęli przed drzwiami, na których złotą farbą namalowano smoka. Jeden z mężczyzn nacisnął klamkę i wepchnął dziewczynę do środka.
– Zostaniesz tutaj aż do dnia Ofiarowania – powiedział. – Uśmiechnij się – dodał z paskudnym wyrazem twarzy. – W końcu to wielki zaszczyt.
Spojrzała mu w oczy, a w jej własnych zabłyszczał gniew.
– Oczywiście, Olegu – odpowiedziała.
– Kapłanie Olegu! Nie myśl sobie, że...
Drugi mężczyzna chrząknął znacząco.
– Masz rację. Nie warto już marnować na nią słów.
– Może mu przywalisz? – zasugerował smok. – Poczujesz się lepiej.
Mówił dziwnie, nie otwierając pyska. Jakby jego słowa po prostu pojawiały się w powietrzu. Albo raczej w głowie tych, którzy byli w stanie je usłyszeć. A teraz nikt nie zachowywał się, jakby tak było.
Mężczyźni wyszli, zazgrzytał przekręcany w drzwiach klucz. Dziewczyna podeszła do niewielkiego stołu i opadła ciężko na krzesło.
– Zadowolony jesteś? – zapytała.
Smok spojrzał na nią z zaskoczeniem. W pomieszczeniu mieściła się jego głowa i kawałek tułowia. Reszta nikła gdzieś za ścianą.
– Do mnie mówisz?
– A widzisz tu jeszcze kogoś? Od kiedy pamiętam, próbowałeś sprawić, abym z tobą porozmawiała! Proszę. Uznaję twoją obecność. Cieszysz się? – wyrzuciła z gniewem.
– Dlaczego?
– Głupi jesteś czy jak, Wielki Smoku? – Ostatnie słowa wycedziła z odrazą. – Co mogę jeszcze stracić? Zrobią ze mnie Dziewicę Ofiarną, bo jestem Widzącą? Jak widzisz, nawet bez tego...
– Przykro mi, Meri – powiedział cicho smok.
– Przykro ci!? – wykrzyczała dziewczyna gniewnie, wstając. Dłonie zacisnęła w pięści. – Tobie przykro?! Gdy to wszystko twoja wina?!
– Ja wcale... – zaczął smok, ale Meri go zignorowała.
– To twoją przychylność zamierzają kupić moim życiem! Twój ciepły oddech na wiosenne pola, twój niesłyszalny ryk odpędzający wrogów, twoje cholerne łuski osłaniające uprawy przed gradem!
– Szkoda tylko, że nie mam mocy, aby cokolwiek takiego zrobić.
Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
– Jak to nie masz? Przecież kapłani twierdzą...
– Kapłani – wycedził to słowo z obrzydzeniem – twierdzą to, co uznają za wygodne. Co daje im władzę i pozwala żyć w obrzydliwym bogactwie. A ja jestem tylko pozostałością smoka, jego esencją, która nie opuściła tego świata. Nawet za życia nie miałem mocy, którą chcieli mi przypisywać.
– I mimo to żądałeś dziewic? Wstydu nie masz? – zapytała z wyrzutem.
Smok ciężko westchnął.
– Wcale nie żądałem.
Meri podeszła do stojącego przy ścianie regału, który zdawał się istnieć tylko po to, aby leżała na nim oprawiona w barwioną na srebrno skórę księga. Dziewczyna chwyciła ją i zaczęła gwałtownie kartkować, naddzierając niektóre cienkie jak pergamin strony.
– Pluł Wielki Smok ogniem w naszych wrogów, a oni pierzchali przerażeni, gdyż tak wielka moc jego była. I wtedy Wielki Smok rzekł: Aby wdzięczność swą wyrazić, w ofierze mi będziecie dziewice składać. Koniec cytatu. – Podniosła spojrzenia na pokryty srebrzystą łuską pysk. – Jak zamierzasz to w takim razie wytłumaczyć? – zapytała, zaplatając ramiona na piersi.
Smok ponownie ciężko westchnął.
– Zamknij oczy – polecił. – Pokażę ci. Nie pytaj. Po prostu zamknij.
– Dlaczego miałabym... A zresztą, co mam do stracenia?
Wykonała polecenie i natychmiast uderzyły ją obrazy.
Smok stał na granicy wioski, ciskając w nadbiegających mężczyzn kamieniami. Potężne głazy powalały całe grupy ludzi. Dziewczyna rozpoznała barwy napastników, barwy wrogich Kafanów.
– Jak uda ci się obronić wioskę, to chyba ci pomnik postawią – powiedział stojący obok wojownik.
– Ta, i może jeszcze dziewice zaczną składać w ofierze? – zakpił smok. – A weź daj spokój. Byle nakarmili, najlepiej gulaszem z jaszczurek. Nic więcej nie oczekuję.
Wizja się skończyła, a Meri z zaskoczeniem otworzyła oczy.
– Gulasz z jaszczurek? Przecież to twoje święte zwierzęta!
– Święte zwierzęta, niech je szlag. Raz takiej jak ty, Widzącej, powiedziałem, że lubię jaszczurki. Ona przekazała, ktoś uwierzył. Owszem, lubię. W sosie chrzanowym!
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, w którym pobrzmiewała histeria.
– Czyli umrę, bo ktoś kiedyś coś źle zapisał? Albo, co bardziej prawdopodobne, dopasował fakty do tego, co chciał osiągnąć?
– Wierzysz w moją wersję? – zapytał smok, wyraźnie skonsternowany.
– Mogę wierzyć tobie lub skurwysynom, którzy wybrali mnie na Dziewicę Ofiarną, chociaż sami wiedzą najlepiej, że nie zasługuję już na to miano. Jesteś zdecydowanie bardziej godny zaufania.
– Zawsze wiedziałem, że jesteś inna, ale ciągle potrafisz mnie zaskakiwać.
– Ja? Inna? A tak starałam się nie wyróżniać... Grzecznie służyłam w świątyni, grzecznie nie mówiłam nikomu... A potem i tak wybrali mnie, tylko dlatego, że... – Jej głos zadrżał.
– Nie musisz opowiadać. W końcu ja zawsze byłem przy tobie. I nic nie mogłem zrobić.
– Tak, zawsze... – powtórzyła cicho. – Właściwie dlaczego, smoku? Co cię przy mnie trzyma?
– Esencja smoka nie może po prostu zniknąć. Jest przywiązana do tego świata, do miejsca, w którym go zabito... No, a nudno tak samemu, prawda? Więc podążam za tymi obdarzonymi darem.
– Miejsca, w którym zabito... – powtórzyła Meri. – Ale przecież w Księdze Smoka napisano, że zabili cię Kafani, gdy ruszyłeś pomścić atak na naszą wioskę!
Smok prychnął.
– Tak, znam ten fragment, ładnie napisany. Zwłaszcza że autor musiał wymyślić wszystko od początku do końca. W końcu trudno budować świątynie smokowi, którego samemu się zabiło, prawda?
– Chcesz powiedzieć, że...
– Tak. Pierwsi kapłani. Ci, którzy skusili mnie do pozostania w wiosce. Ci sami, którzy przysięgali wieczną ucztę za moją opiekę... Nagle wyliczyli, że za dużo jem, a przecież sama moja legenda wystarczy! – W jego głosie pobrzmiewał gniew.
– Ale przecież jesteś smokiem! Jesteś potężny!
– Byłem. Ale potęga nie ma znaczenia, gdy mordują cię podstępem! Gdy zatruwają jedzenie złożone ci jako ofiara! Chcesz usłyszeć coś zabawnego?
– Zabawnego? – Meri spojrzała na niego zaskoczona. – O twojej śmierci?
– Dokładnie. Jakiej ofiary na moje ołtarze kapłani oczekują najczęściej?
– Złota – odpowiedziała bez wahania.
– To właśnie ono mnie zabiło. Ten metal jest dla smoków trucizną. Jego dotyk sprawia niewyobrażalny ból. A sproszkowany w jedzeniu...
– To nie jest wcale zabawne – zaprotestowała dziewczyna.
– Nie? A mnie zawsze śmieszy, gdy patrzę na nich, tytułujących się moimi wyznawcami, obwieszonych czymś, co mnie zabiło. Zbierających to na moje ołtarze.
– Przykro mi – powiedziała cicho.
– Niepotrzebnie. To było dawno. Teraz to ty...
– Nie mówmy o tym. W końcu teraz, gdy wreszcie rozmawiamy... Mamy całe lata zaległości!
***
– Jesteś zaskakująco spokojna – powiedział smok, patrząc na Meri przeżuwającą przyniesione jej owoce.
– A jaki ma sens teraz panikować? Nic nie mogę zrobić. Nie ucieknę kapłanom, zbyt mocno chronią Ofiarne Dziewice. Nikt w wiosce mi nie pomoże. Byłeś tam, gdy mnie wybrali. Widziałeś.
Smok potaknął, przypominając sobie, że nawet matka Meri nie protestowała, gdy wywołano imię dziewczyny. To wszystko dla Wielkiego Smoka, wyszeptała jedynie, popychając córkę w stronę kapłanów.
– No właśnie – kontynuowała Meri. – Jeśli nie masz w zanadrzu jakiejś sztuczki, mój los jest przesądzony.
Smok odwrócił wzrok. Dziewczyna uniosła brwi i zbliżyła się do widmowej głowy.
– Masz jakąś sztuczkę w zanadrzu! – stwierdziła z pretensją. – I nic mi nie powiedziałeś!
Smok przez chwilę patrzył na stojącą przed nim dziewczynę, która ze zniecierpliwieniem tupała bosą stopą. W końcu niechętnie zaczął mówić.
– Jest jedna rzecz, którą mógłbym zrobić. Problem w tym, że to niepewne. I ryzykowne dla Widzącej.
– Mów dalej. Zabiją mnie w twoje imię, mam prawo wiedzieć!
Westchnął ciężko, w ten niepokojący, smoczy sposób, pokazując rzędy ostrych zębów.
– To, co widzisz, to wyłącznie esencja mojego istnienia. Mogę sprawić, że połączy się ona z kimś innym. Ten ktoś zyska niesamowitą siłę, siłę równą smokom. Niestety są pewne, niezależne ode mnie warunki.
– Rozumiem, że trudne do spełnienia?
– I tak, i nie. Wystarczy, że odbiorca mojej esencji mi zaufa i nie zwątpi nawet na moment. Ale do procesu wymagany jest ogień. I nie można uniknąć bólu, który on przynosi.
– Próbowałeś już?
– Wielokrotnie. Wszystkie dziewczyny albo rezygnowały już, gdy kapłan pytał czy chcą umrzeć od noża czy płomieni albo... – Zamilkł na chwilę i w jego oczach zabłysnął ból. – Gdy ich skórę lizały płomienie, traciły wiarę, a ja mogłem tylko patrzeć, jak umierają.
– A co się stanie z tobą, gdy oddasz swoją esencję?
Smok spojrzał na nią zaskoczony. Po raz pierwszy ktoś zadał to pytanie.
– Zniknę. Po prostu.
– I nie przeszkadza ci to?
– Martwisz się tym, przez którego zostaniesz zabita?
– Nie. Zabiją mnie kapłani i ich durne przekonania. A raczej spróbują, bo przecież ze smoczą mocą... – Uśmiechnęła się szeroko. – Postanowione. Oddasz mi swoją esencję.
– Przecież już tłumaczyłem, że żadnej się nie udało! – Smok uniósł się na łapach i spojrzał na dziewczynę z góry. Jego skrzydła przenikały przez sufit. – Tylko będziesz niepotrzebnie cierpieć!
Zadarła głowę i spojrzała na niego z błyszczącą w oczach determinacją.
– Masz zaskakująco mało wiary jak na boga! Dam radę. Proszę, pozwól mi.
– Nie powiedziałem jeszcze o jednym. Gdy wchłoniesz moją esencję, przestaniesz być człowiekiem. Nie staniesz się smokiem, ale czymś pomiędzy.
– Będę mieć skrzydła? – zapytała z ekscytacją w głosie.
– Nie! Ale pewnie łuski. Czemu tak lekko to traktujesz? Nawet gdyby się udało, stałbyś się inna! Nieludzka!
– A to źle? Kapłani są ludźmi. Czy warto być taką jak oni? To musi się skończyć. A gdy Ofiarna Dziewica wstanie z ołtarza... – Uśmiechnęła się złośliwie. – Podobna do Wielkiego Smoka... Myślę, że będą mogła zmienić tę wioskę. Te nieludzkie zwyczaje. – Zacisnęła pieści. – Jestem to winna wszystkim dziewczynom, które były przede mną. I wszystkim, które miałyby być po mnie.
***
Przed złożeniem w ofierze Meri została umyta i ubrana przez starsze wyznawczynie Wielkiego Smoka, które rozpływały się w zachwytach, jaki to zaszczyt ją spotkał i jak wspaniale będzie mogła pomóc całemu miastu. Ach, te urodzajne pola, mówiły z ekscytacją. Ta cudowna pogoda na żniwa! A to wszystko za niewielką cenę jednego poświęconego życia! Zaszczyt! Zaszczyt! Czesały jej włosy, powtarzając, jak zachwycony z tak pięknej ofiary będzie Wielki Smok. Wspomniany prychnął zza ściany, a Meri na ten dźwięk roześmiała się.
– Tak, na pewno. To będzie cudowne Ofiarowanie – stwierdziła radośnie.
Kobiety wciągnęły jej przez głowę długą, białą szatę bez rękawów. Po szorstkości materiału Meri rozpoznała len. To się będzie świetnie palić, pomyślała, a zaraz potem uśmiechnęła się na myśl o tym, że po wchłonięciu smoczej esencji zapewne zostanie naga. Efekt będzie porażający!
Kapłan zajrzał do pomieszczenia w momencie, gdy najstarsza z kobiet właśnie kończyła zaplatać jej włosy w warkocz.
– Już czas – oznajmił z powagą i przyjrzał się badawczo Meri, jakby sprawdzając, czy zamierza uciekać.
– Oczywiście – odpowiedziała z łagodnym uśmiechem. – Prowadź, kapłanie. Nie każmy Wielkiemu Smokowi czekać.
Nikt nie mógł wiedzieć, że nie patrzyła w tym momencie na mężczyznę, ale na przenikającą go srebrzystą głowę i przepełnione troską błękitne oczy.
***
Meri trzymała plecy prosto, gdy szła wyznaczoną ścieżką w stronę błyszczącej w słońcu piramidy, na której szczycie składane były ofiary. Obsypywały ją drobne, złote łuski, specjalnie wytapiane na tę właśnie okazję. Była pewna, że po uroczystości kapłani skrzętnie je zbierają. Smocza trucizna. Może i smok miał rację, faktycznie jest w tym coś zabawnego, pomyślała, wkraczając na stopnie. Po chwili znalazła się obok ofiarnego rusztu, gdzie czekał na nią Oleg.
– W imię mojego oddania Wielkiemu Smokowi, chcę w płomieniach ofiarować mu swoje życie – ogłosiła Meri, gdy kapłan wyrecytował już swoje tradycyjne pytanie.
– Ta przepełniona wiarą dziewica chce złożyć największą ofiarę! – krzyknął Oleg. – Chwalcie jej poświęcenie!
Tłum zaszumiał. Nie wiedziała, czy podziwem, czy współczuciem. Nie miało to znaczenia. Uśmiechnęła się do obserwującego ją z niepokojem smoka. Jego ogon raz za razem przenikał kapłana. Dziewczyna bez wahania położyła się na metalowej kratownicy, pod którą miał zostać rozpalony ofiarny ogień. Kapłani przywiązali dłonie i stopy Meri. Oleg pochylił się nad nią i uśmiechnął tak okrutnie, jak tylko on potrafił.
– Objawił ci się, co? – zapytał cicho. – Jak tym przed tobą. Nakłamał, że ogień cię nie skrzywdzi, gdy tak naprawdę chce się napawać twoim bólem.
Smok za jego plecami warknął. Meri nie powiedziała nawet słowa.
Gdy kapłani już się odsunęli, dziewczyna spojrzała na smoka.
– Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, że znikniesz? – zapytała cicho.
– Tym się teraz martwisz? – wydusił z niedowierzaniem. – Gdy oni właśnie rozpalają pod tobą ogień?
– Uznałam, że się upewnię. I już rozpalają? Myślałam, że dłużej to zajmie.
Smok zniknął w piramidzie i po chwili wyłonił się ponownie.
– Tak, za chwilę platforma z płonącym drewnem ruszy w górę i poczujesz gorąco. Pamiętaj...
Meri uśmiechnęła się.
– Nie martw się tak. Po prostu poczekaj.
Chwilę później poczuła gorąc. Z początku nawet przyjemny, stawał się coraz wyraźniejszy i bardziej bolesny. Dym wdzierał się do płuc, sprawiał, że łzawiły oczy. Miała wrażenie, że ktoś zdziera z niej skórę, jednocześnie przytykając do ust cuchnącą szmatę. Dusiła się i krzyczała w agonii jednocześnie.
Smoku, muszę powiedzieć, że nie przesadzałeś, pomyślała. Nic dziwnego, że poprzedniczki poległy. Ale ja widziałam twoje oczy, zanim przesłonił je dym. Miałbyś napawać się moim bólem? Spełnisz swoją obietnicę, dasz mi siłę. A ja nas pomszczę.
***
Meri nie miała pojęcia, ile czasu minęło, zanim zorientowała się, że może oddychać swobodnie. Ból zniknął. Spróbowała unieść dłoń i z zadowoleniem zauważyła, że sznury już się przepaliły. Chociaż ciągle była otoczona kłębami dymu, bez problemu widziała swoją rękę. Rękę pokrytą srebrzystymi łuskami i zakończoną długimi pazurami. Zamrugała i poczuła, że coś stało się również z jej oczami. Jakby powieki działały inaczej. I co najważniejsze, dym przestał wyciskać łzy.
– Udało się – wyszeptała. W wargę ukłuł ją ostry kieł. – Smoku! Udało się!
Rozejrzała się, szukając znajomej masywnej sylwetki, ale nigdzie nie dostrzegła po niej nawet śladu.
– Udało się – powtórzyła.
Wstała powoli, a zebrani dookoła kapłani nie od razu zauważyli jej ukrytą za dymem sylwetkę. Zeszła z rozgrzanego do czerwoności ołtarza ofiarnego. Wtedy ją zobaczyli. I zaczęli krzyczeć. Wystrzeliła do przodu. Nienaturalnie szybka. Nienaturalnie silna.
Szkoda, że musiałeś odejść, smoku, pomyślała, rozdzierając szponami gardło pierwszego kapłana i czując, jak tryska na nią ciepła krew. Myślę, że by ci się to spodobało.
=====================================================================================================


TEKST II
Tango i burza
Wodolot mknął między wyspami śmieci, a ekostacja oceaniczna, z której wyruszył – zielony dysk zwieńczony wieżą – malała w oczach. Niebo przysłaniały chmury w kolorze granatu: ciężkie, złowrogie, zwiastujące wszystko, co najgorsze. Niedługo błyśnie i zagrzmi.
Nie tylko w górze.
***
Idziemy korytarzem, który wydaje się nie mieć końca. Ściany są czarne. Strop i podłoga – szmaragdowo zielone. Nie unikamy kamer, mój towarzysz wyłączył je na początku akcji. Nie unikamy nikogo, na to jest już za późno. Zmierzamy do serca ekostacji. Nasze kroki, szybkie i zdecydowane, niosą się echem niczym dobry elektroniczny bit.
Nazywam się Burza i nie planowałam udziału w tym ataku. Ale gdybym nie skorzystała z okazji, byłabym jedyną cyberką z IQ buta.
– W lewo – mówi mój towarzysz i skręcamy w boczną odnogę. Zerkam na niego przelotnie. Ciemne gogle taktyczne zasłaniają mu oczy; sięgający ziemi czarny płaszcz wydaje się być jego drugą skórą, tak dobrze na nim leży. Wygląda jak postać z holofilmu. Takiego z hakerami, strzelaniem i kung-fu.
W słabo oświetlonych korytarzach ekostacji prawie nie widać, że Tango jest draconisem. Ale ja poznałam go w świetle dnia. Dobrze widziałam łuski jego skóry.
Staliśmy wtedy naprzeciw siebie, na pokładzie dziobowym jego wodolotu. On na tle nadbudówki, z rękami w górze, a ja z rewolwerem wymierzonym w jego gadzi pysk.
– Piratka – skomentował.
– Nie dziś – warknęłam w odpowiedzi.
– Ach, przepraszam w takim razie. – Tango uśmiechnął się nieszczerze. – Zmyliły mnie te mechaniczne nogi i ramiona, no i pas z bronią. Nie, zdecydowanie żadna z ciebie cyberka, a tym bardziej piratka. Może zakonnica?
Prychnęłam.
A potem rzuciłam twardo:
– Dokąd płyniesz?
– Już donikąd. Uszkodziłaś mi napęd.
– Ciebie też mogę. Mów.
– Ekostacja „Dylemat” – powiedział powoli. – Ładunek ogniw paliwowych. Podobno krytyczny temat.
– Krytyczny – powtórzyłam.
– Tak stoi w zleceniu.
– Jasne.
Zrobiłam dwa kroki w tył i tupnęłam w pokład – a raczej w sprytnie zamaskowane wrota ładowni.
– Otwieraj to – rozkazałam. – Tylko bez numerów.
Tango musnął panel kontrolny na nadbudówce wodolotu. Ale gdy wrota zaczęły się rozsuwać, gadzisyn dał do zrozumienia, że „bez numerów” nie występuje w jego słowniku.
*
Draconisy uważają się za nową ewolucję człowieka i mają ku temu solidne podstawy. Od zwykłych ludzi są silniejsi. Zwinniejsi. Szybsi. Ich wzrok natomiast jest lepszy nawet od elektronicznie wzmocnionego wzroku cyberów.
– Uważaj – rzuca Tango i skacze na wprost, ku wielkiemu, połyskliwemu pająkowi, wkraczającemu właśnie w światło korytarza. To biomechanoid strażniczy, jeden z tych, których nie zdołaliśmy wyłączyć, gdy wkroczyliśmy do ekostacji. Mój towarzysz zapewnił wtedy, że to nie szkodzi, a ja mu uwierzyłam. Na wodolocie nieomal wytarł mną pokład, zaś teraz…
Teraz Tango jest jak czarny piorun. Skacze w bok, na ścianę, odbija się od niej nogami i już lecąc po skosie w górę, z kieszeni płaszcza wydobywa teleskopowe pałki, swoją ulubioną broń. Błyskają niczym spawarki w kontakcie z pancerzem strażnika, jego odcięte odnóża wirują w powietrzu, w nozdrza uderza odór spalenizny i gorącego metalu. Tymczasem draconis odbija się od stropu i robi salto w tył. Obserwuję go w trybie przyspieszonej percepcji. Wygląda jak spowolniony w czasie demon.
Tango ląduje w przykucu, skręca pałki w jedną, a ta wydłuża się i zaostrza. Czarna dzida przeszywa cielsko strażnika, bezbłędnie trafiając w jednostkę logiczną. Maszyna miota się przez moment, po czym nieruchomieje.
Draconis wyszarpuje broń z martwego korpusu.
– Przeciśniesz się? – rzuca do mnie.
– Zgadnij.
Przechodzę nad odciętymi kończynami strażnika, przemykam między ścianą a maszyną i już jestem po drugiej stronie. Mój sojusznik był jednak szybszy, uśmiecha się teraz wrednie. No dobrze, niech ma. Jeszcze niedawno na tej paskudnej gębie widziałam zupełnie inne emocje.
Strach, kiedy przygwoździłam go do pokładu wodolotu.
I przerażenie, gdy się dowiedział, co tak naprawdę przewoził w ładowni.
– D… Dzieci? – wykrztusił wtedy.
Leżał na pokładzie, na brzuchu, z rękami i nogami przywiązanymi do siebie, więc mógł jedynie patrzeć przez otwór załadunkowy. Cały czas uważnie obserwował, jak gmeram przy towarze: długich, czarnych prostopadłościanach.
Ogniwa paliwowe? Tylko pozornie. Wystarczyło połączyć się z takim na sekretnej częstotliwości i wprowadzić kod, by monolityczna obudowa pękła. Tak naprawdę te obiekty były zamaskowanymi kapsułami krio. Gdy odsunęłam wieko pierwszej z nich, z wnętrza buchnęły białe kłęby i chłód.
– To… – zaczął Tango i urwał.
Dziewczynka w komorze wyglądała na mniej niż czternaście lat. Była drobna. Chuda. I całkiem naga. Krótko przycięte czarne włosy miała pokryte szronem. Jej mięśnie drgały, podobnie jak powieki – efekty nagłego wybudzania organizmu z krio. Źle mi było na ten widok, ale przecież nie mogłam zrobić inaczej. Łódź podwodna, którą podkradłam się do wodolotu, była zbyt ciasna. Nie zmieściłabym w niej kapsuł.
– Dziewczynka – dokończyłam, patrząc zimno na draconisa. – W pozostałych „ogniwach paliwowych” też. Na tym i na innych statkach. Dziewczynki. Cała masa porwanych dziewczynek.
– Cholera jasna – powiedział Tango.
– Na pewno o niczym nie wiedziałeś.
– Zdecydowanie.
– Ty. Ochroniarz ładunku. Nic-nic.
– Nic-nic. I nie jestem żadnym ochroniarzem.
Patrzyłam na niego, szukając znaków, że kłamie. Bezskutecznie. Może gdybym zajrzała w te jego gadzie oczy… ale skrywał je za ciemnymi goglami taktycznymi. Gogle musiały być trwale przymocowane do łusek. Trzymały się jak przyklejone nawet wówczas, gdy Tango walczył.
– Jak na nie-ochroniarza bijesz się całkiem-całkiem – stwierdziłam.
– Lata ćwiczeń i wyrzeczeń. Ty też jesteś niezła, nie-piratko.
– Ratowniczko. – Gładzę po włosach trzęsącą się dziewczynkę.
– Rozumiem. Gdybym wiedział…
– To co? Szukałbyś gadzisynów, którzy za tym stoją?
Tango nie odpowiedział.
Milczenie przeciągało się. Morze szumiało. Wodolot poskrzypywał. Dziewczynka w komorze krio z wolna przestawała drżeć.
– Ale już wiesz – stwierdziłam nagle. – Co teraz?
Draconis odetchnął głęboko.
– Teraz rozmroź pozostałe – rzekł. – A potem powiedz mi: co wiesz o Smoczym Serum?
*
Idziemy korytarzem, wypatrując strażników, a ja znowu zaczynam rozpamiętywać tamtą rozmowę. Tak już mam, że jedna część mojego mózgu żyje teraźniejszością, a inna przeszłością. Dlatego uwalniam porwane dzieci.
I dlatego połączyłam siły z Tangiem.
– Po Rozłamie takie coś – mruczę pod nosem.
– Co? – pyta draconis.
– Nic.
Rozłam miał miejsce trzysta lat temu, ale jego przyczyny wystąpiły dużo wcześniej, w dniu największego deszczu meteorów w historii. Kosmiczne skały cisnęły do oceanów nowe, obce życie: robale, które w swej dorosłej, monstrualnej formie potrafiły zatopić kontenerowiec.
Ale paraliż transportu morskiego stanowił tylko jeden z problemów. Drugim był fakt, że lewiatany – bo tak nazwano tę kosmiczną plagę – wytwarzały patogen transformujący biologię zakażonego człowieka. Ów patogen rozniósł się po obu Amerykach. Choć podejmowano rozmaite próby, nie dało się go zwalczyć, a zmian odwrócić. Trzysta lat temu obok ludzi żył już nowy gatunek.
Samozwańcza rasa panów, która od tamtej pory z różnym skutkiem próbowała podbić świat.
Studiowałam wiele aspektów historii draconisów. Jednak nigdy nie spotkałam się z pojęciem Smoczego Serum.
– I nic dziwnego – stwierdził Tango. – Cholernie tajny, śliski temat.
Dziewczynki czekały w mojej łodzi podwodnej. Mogłyśmy już dawno odpłynąć. Ale coś z głębi duszy kazało mi stać nad skrępowanym draconisem i słuchać.
– U nas jest dosłownie wszędzie – kontynuował. – Woda. Jedzenie. Powietrze. Serum stabilizuje biostruktury, które w nas wyewoluowały dzięki…
– Zmutowały – poprawiłam.
– Wyewoluowały – powtórzył z naciskiem. – Jest grubo. Można powiedzieć, że gdyby nie Smocze Serum, draconisi po prostu by wymarli.
– Aha.
– Nie przejęłaś się.
– Bardzo dziwne, co?
Tango prychnął.
– Każdy, kto wie o Serum, ginie – dodał.
– Ty jakoś żyjesz.
– Ale Veritas nie. Pracowaliśmy razem. Tropiciel prawdy.
– I dlatego mam go żałować? Bo zadarł z systemem?
– Również dlatego – dodał Tango tonem, w którym dźwięczała jakaś ciężka nuta – że był Niepełnym.
– Ach. Upośledzony draconis.
– Okrutna z ciebie piratka. Niepełni mają bardzo pod górkę. Większość nie dożywa…
– Ty też nie dożyjesz, jeśli dalej będziesz pyskował.
– To strzelaj! – warknął. – Ale martwy ci się nie przydam!
– Do czego niby?
– Do śledztwa.
– Jakiego śle…
– Posłuchaj. Ten wodolot nie jest mój. Przejąłem go, bo miał kurs na „Dylemat”. Nie wiedziałem nic o dzieciach, za to wiedziałem, że na „Dylemacie” produkują Serum. Z czego je robią? W jakim celu? Kto? Ja to muszę wiedzieć, obiecałem Veritasowi, zanim go… – Urwał. – A teraz okazuje się, że na ten sam „Dylemat” miały trafić twoje dziewczynki. Burzo, masz jedyną szansę, żeby poznać odpowiedź na pytanie „Po co?” Jedyna szansa. Skorzystasz z niej czy nie?
*
Ekostacje pracują na wszystkich oceanach, oczyszczając wodę ze śmieci i poprzemysłowej chemii. „Dylemat” nie powinien różnić się od innych. To, że jest inaczej, dociera do nas, gdy wkraczamy do sterowni: krótkiego, ale szerokiego pomieszczenia z ciągiem pulpitów pod panoramicznym oknem wychodzącym na serce konstruktu. W centrum ekostacji powinien huczeć gęsto upakowany zespół pomp i maszyn przetwórczych, ale my widzimy za szybą jedynie rozległą kratownicową platformę.
I stojące na niej w półokręgu monolity, bardzo podobne do „ogniw paliwowych” z ładunku Tanga.
Przypadamy do stanowisk kontrolnych. Draconis jest przygotowany, w mig łamie zabezpieczenia i otwiera dla nas system. Śmiga palcami po dotykowych panelach, holoekrany powyżej wyświetlają tekst, tabelki, jakieś schematy. Co za ironia. Uważa się za istotę pod każdym względem lepszą od człowieka, a wciąż używa takiej prymitywii.
Tymczasem ja po prostu uruchamiam moje implanty i ściągam do mózgu całą bazę danych. Koprocesory analityczne klasyfikują każdy bajt, w nadzwyczajnym tempie składają je w obraz sytuacji, podczas gdy ja z uwagą krążę po sterowni i pilnuję drzwi, wypatrując strażników. Odkąd Tango rozwalił tamtego biomechanoida, mieliśmy spokój. Czuję, że nadchodzi kres sielanki.
Nagle implanty sygnalizują koniec analizy.
A draconis nieruchomieje.
– O cholera.
– Co? – pytam, jednocześnie przeglądając mój raport.
– To.
Pośrodku sterowni rozkwita hologram, techniczny przekrój „Dylematu”. W jego osi, w dolnej części, na żółto pulsuje obrys czegoś wielkiego i paskudnego. Nie wierzę własnym oczom, ale dane w moim mózgu zawierają przecież ten sam obraz. Ekostacja jest więzieniem potwora.
Lewiatana.
– Tutaj. – Tango wskazuje rury biegnące od cielska stwora do maszynerii przetwórczej, a potem dalej, do cystern na obrzeżu „Dylematu”. – Tędy idzie Smocze Serum. Pozyskiwane z…
– Przecież one wyginęły – mówię zdumiona. – Zanieczyszczenia. Wojsko. One nie miały szans!
– A jednak. Bo ktoś wiedział, że bez lewiatanów, bez Serum, my wszyscy…
Urywa.
Wciąż patrzymy na hologram. Z cielskiem lewiatana łączą się nie tylko przewody wyciągające zeń składniki Serum. Schodzą do niego również inne, dostarczające coś do organizmu. Mają początek na kratownicowej platformie za oknem, w ustawionych półkoliście czarnych monolitach. Ja już wiem, co, a raczej kto powinien być w środku. A Tango?
– Dzieci – szepcze.
To właśnie wtedy do sterowni wpada strażnik.
Strażnik, którego przywołałam poprzez moje implanty.
*
Nazywam się Burza, bo burza mnie uratowała. Zanim uderzyła, mieszkałam w sierocińcu wraz z innymi dziećmi, równie odrzuconymi i niepotrzebnymi jak ja.
Mężczyźni w maskach zjawili się w nocy. Zabrali mnie i jeszcze kilka koleżanek, naćpali czymś, zapakowali do busa. Gdy ruszaliśmy, nic nie zwiastowało potęgi nadchodzącej nawałnicy, ale potem…
Kulminacja przywlokła jakiś ciężki obiekt. Dosłownie zmiótł nas z drogi. Zgniótł przedział pasażerski niczym puszkę.
Z wraku wyciągnęły mnie cyberświry. Moje strzaskane kończyny zastąpili mechanicznymi protezami. Uczynili mnie cyberką. I na swój sposób pokochali. Dzięki nim mogę walczyć o tych, którym nie pomógł przypadek.
Jaki jest plan draconisów? Teraz już wiem. Burza hormonalna dziewczynek zamienia ich krew w specyfik utrzymujący lewiatana przy życiu. Potwór wysysa dzieci, aż umrą. Potem kolejne. I kolejne.
W „Dylemacie” jest siedem kapsuł, ale sześć czeka na nowy wsad. Tylko jedna wciąż pracuje, wciąż karmi lewiatana. Tango o tym wie.
Dlatego gdy do sterowni wpada strażnik – wielkie biomechaniczne kłębowisko macek – pozwalam mu zaatakować draconisa. Sama biorę rozpęd, skaczę przez pulpity, roztrzaskuję szybę i ląduję z przewrotem po drugiej stronie, na kratownicowej platformie. Muszę dotrzeć do kapsuły, nim Tango skończy walkę. Zrywam się do biegu, metalowe podłoże brzęczy pod moimi krokami. Gdy zerkam w dół, widzę basen.
A w nim rury i kleszcze utrzymujące w miejscu bladego, zębatego robala.
– Stój! – słyszę.
Moje czujniki wykrywają obleczoną w plazmę pałkę. Wiruję, unikając jej o włos, i z nadgarstka prawej ręki strzelam pociskami szrapnelowymi. Ale Tango przeczuwał ten ruch, bo już wyskakuje w powietrze. W trybie przyspieszonej percepcji znów wygląda jak gadzi demon. Czarny płaszcz łopocze w zwolnionym tempie. Draconis nie ma jednej pałki, musiał ją stracić walcząc ze strażnikiem, ale została mu druga, którą właśnie bierze zamach.
Skaczę w tył, unikam ciosu, na twarzy czuję podmuch gorąca. Próbuję znów strzelić, dostaję pałką w nadgarstek, wyrzutnia umiera, a mnie dopada elektroniczny ból. Nieważne, wiruję raz jeszcze, atakując łokciem. Trafiam w twarz, w powietrze lecą kawałki szkła taktycznego. Draconis traci równowagę.
I jednocześnie rzuca pałką. Dostaję w nogi, a moja cybernetyka zaczyna wariować – efekt działania wbudowanego w broń elektroparalizatora. Padam plecami na kratownicę, oszołomiona alarmami w głowie. Mgnienie oka później moją pierś przydeptuje Tango.
Milczy.
I w tym milczeniu patrzy przed siebie, na monolit. Pomimo ryzyka też zerkam w tamtą stronę.
Elektroparalizator musiał porazić kapsułę, bo jej front jest teraz przezroczysty. Widzimy dziewczynkę i wchodzące w nią niezliczone rurki i wężyki, makabrę wysysającą płyny ustrojowe. Zgaduję jednak, że nie to wprawiło Tango w osłupienie.
Tylko malutka wstęga łusek na policzku dziecka.
– Tego się po was nie spodziewałam – mówię z odrazą.
Draconis nie odpowiada.
– Więc własne dzieci też… – Urywam. – Bo bez tego wymrzecie. Może warto?
Tango odwraca głowę w moją stronę, a ja widzę jego oko, pozbawione osłony szkła taktycznego. Nie gadzie, z pionową źrenicą, ale jak najbardziej ludzkie.
Też jest Niepełnym.
Chyba nie chcę wiedzieć, co teraz czuje.
***
Pod granatowym, zwiastującym nawałnicę niebem wodolot mknął w stronę łodzi podwodnej, a ekostacja „Dylemat” właśnie znikała za horyzontem. Burza wciąż ją obserwowała. Ciągle miała nadzieję.
„Wracaj do swoich dziewczynek.” Tak pożegnał ją draconis.
Pozwolił jej odejść. Samej, ale jednak. Domyślała się, dlaczego. Po tańcu ze strażnikami i z nią czekał go jeszcze jeden, ostatni: ponure tango z własnymi myślami i losem małej Niepełnej.
Ekostacja zniknęła za horyzontem, a chwilę później powietrzem wzruszył grzmot. Burza nie dostrzegła słupa dymu.
Ale mimo to wierzyła, że był to grzmot wybuchu.
=====================================================================================================

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

3
Kontemplacyjne, niszowe kino kontra efekciarski film akcji ;)

Tekst I (Jagoda)
W pełni realizuje zadany temat, napisany porządnie i przejrzyście, nie jest chaotyczny. Podoba mi się jego atmosfera, nawet pomimo takiej a nie innej końcówki jest w nim coś łagodnego, ciepłego - i to chyba spowodowane jest relacją Meri - smok i intymnością tych smoczych zwierzeń. Dużo dobrze oddanych emocji, takich wiarygodnych. Końcówka za to przewidywalna, już w momencie smoczych wyjaśnień odnośnie procesu przekazywania esencji wiadomo, że się to uda :P No i trochę, niestety, zaimkozy i powtórzeń.

Tekst II (Uniwers)
Smok jest obecny bardziej wyraźnie, niż dziewica, musiałam trochę przymknąć oko, żeby uznać temat za zrealizowany. A poza tym chaos i chaos - sam pomysł na fabułę nie jest zły, ale zaszkodziło mu wtłoczenie w taką objętość. Problem etyczno - moralny mocny, ale niestety gubi się gdzieś w tym dzikim gąszczu i nie wybrzmiewa tak, jak by mógł... Czysto technicznie i stylistycznie za to bez zarzutu, nie ma się do czego przywalić.

Punktacja:
Tekst I: 2,5 punktu
Tekst II: 1,5 punktu
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

4
II tam.

Tekst 1: Jagoda. Bardziej klasyczne, ale mam wrażenie, że miejscami chropawe. 1 pkt
Tekst 2: Uniwers. Uniwersowy setting, ale styl miejscami jakby nie uniwersowy :D Mniej pasuje do tematu, dziewice składane w ofierze zinterpretowane po nowemu. Podobało się bardziej, ale to nie znaczy, że bardzo. 2 pkt
http://radomirdarmila.pl

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

5
No cóż. Przeczytałem. I czy moglibyśmy na tym poprzestać? :)
Skoro nie możemy, to powiem tak:
- tekst pierwszy jest strasznie przewidywalny. Zero zaskoczenia, zero emocji. Styl taki sobie, pomysł dobry - ale na wątek drugoplanowy, nie centralny - przynajmniej nie tak rozegrany. Krótko mówiąc, nie zagrało;
- tekst drugi ma większy potencjał (i lepszy styl), ale niestety to głównie potencjał świata, nie fabuły. Dużo się dzieje, ale posklejanie tego się średnio udało. Chaos, sporo jednak takiego efekciarstwa, które mnie nie rusza.
Konkluzja: tekst pierwszy 1 punkt, tekst drugi 1,5 punktu, ale ogólnie, niestety, ta bitwa nie zapadnie w moją pamięć.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

7
Tekst 1
Historia sama w sobie interesująca, z ciekawego, nieco przewrotnego punktu widzenia, jednak do przeróbki. Zbyt nachalnie opowiedziana, począwszy od sposobu opisów emocji (która ze zniecierpliwieniem tupała bosą stopą. W końcu niechętnie zaczął mówić), aż do samej treści - zbyt nachalne martwienie się dziewczyny (A co się stanie z tobą, gdy oddasz swoją esencję?, by przeszło, gdyby był pokazany głębszy związek tych dwojga). i jej „nieistniejąca” agonia. A, i zakończenie mogło być obszerniejsze, jakiś evil twist? W końcu miała być nie do końca człowiekiem? Ten pomysł - inaczej napisany.
Ogólnie – dobre - braki warsztatowe.

Tekst 2
Niezłe. Wątek i dialogi, przeskoki czasu, przyjemność czytania. Jednak odwrotnie do poprzedniego, tekst dobrze napisany, za to logika, sama historia kuleje. Miejscami odrobinkę za bardzo zalatuje Matrixem. Tutaj, jak dla mnie, sceny akcji zbyt techniczne (w tekście z poprzedniej bitwy miały swój sens). Małe potknięcia, np. w obu Amerykach, a reszta świata to co? Oferta Tango jakoś tak znikąd; tak sobie, przy okazji zdradził jej największą tajemnicę jego rasy? Człowiekowi? Zabrakło podbudowy (może lepiej by wyszło, gdyby Tango przy okazji odkrycia dziewczynek obezwładnił Burzę i wtedy zaproponował jej współudział w tajemniczej akcji?) I nie „burza hormonalna” a prędzej niektóre hormony, ich specyficzny skład, to by wypadało nieco dośćiślić. I, ok, dał jej odpłynąć, ale tak bez protestów? (z jej strony?). Wspomniany problem etyczno - moralny niestety nie wybrzmiewa, czego bardzo szkoda (proponowałabym zrobienie z tego pełnoprawnej powieści ;) ). Ogólnie – dobre - braki w historii. Jednak sam warsztat, tu lepiej gra i dlatego:

Tekst I: 1 punkt
Tekst II: 2 punkty
Dream dancer

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

8
Tekst I
Jakoś tak łopatologicznie. W zasadzie od pierwszych zdań widać, że dziewica i smok zewrą szyki. Potem zwierają je opowiadając czytelnikowi świat i tyle. Nie za bardzo widać to nawiązywanie się relacji, zaufania itd. Czyta się szybko, finałowe sceny nawet ładnie napisane, ale w dialogach wieje nudą, no i warsztatowo momentami chropowato.
1 punkt

Tekst II
Spodobali mi się bohaterowie, narracja z perspektywy Burzy fajna, czuć też jakąś dynamikę między postaciami (choć przydałoby się jej więcej, by podbudować pewne decyzje bohaterów). Pomysł "mordują dzieci, by karmić robala" trochę dla mnie zbyt nachalny. Może w dłuższej historii nie brzmiałby jak "żebyś czytelniku nie miał wątpliwości, jakie to złe i straszne", no ale tutaj nie miał jak się rozwinąć. Mimo wszystko podziwiam upchnięcie tylu historii i takiego świata w tak krótkim tekście.
2 punkty
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

9
Tekst I: Prawie sam dialog. Przegadane, bez tempa, punkt kulminacyjny i rozwiązanie jakoś mnie nie ruszyło. No i chwilami raził mnie patos. 1 pkt.
Tekst II: Ciekawa reinterpretacja motywu smoka i dziewicy, postać, która nawet w tak krótkim fragmencie wybrzmiała, ale fabuła średnio zapada w pamięć. Co widać, to wybuchy i łubudu :D 2 pkt, bo literacko lepsze.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

10
Fantastyka to w ogóle nie moja bajka, no ale spróbuję...
Tekst 1 - ktoś już pisał, że duuużo się tu mówi. I mówi się niezbyt składnie, nie szło mi czytanie tego dialogu, a końcówka zrobiła "ffffffffrrruuuuuuuuut" i kuniec. Szkoda, bo mogłoby to być ładniej rozegrane. 1,5pt
Tekst 2 - lepiej się czytało, pomysł wydaje się bardziej przemyślany. 2pt
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

11
Tekst I
Gdyby tak skrócić, oczyścić z przegadania i rozegrać tylko wątek sojuszu dziewczyny i smoka, zakończony przemianą w hybrydę - wyszłoby całkiem ciekawe opowiadanie. Jest potencjal, szkoda, że zabrakło formy i ukierunkowania.
1,5 pkt

Tekst II
Smoki wraz z dziewicami nikną w nawałnicach, katastrofach, konwulsjach świata przedstawionego. Dominuje technologia. Temat potraktowany pretekstowo, świat jest ważniejszy.
1,5 pkt

Chyba to nie taka prosta sprawa, napisać po dwa interesujące opowiadania na ten sam temat :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

[8 stycznia 2022] jagoda139 vs univers

12
W sumie do oceny bitwy fantastów to oczekiwałbym imiennego zaproszenia, ale że jestem dobrym człowiekiem, prawie tak samo dobrym jak Andżej, to wam ocenię. Się przekonacie, czy warto było walczyć o większą liczbę wypowiedzi jurorów :)
Tekst I
Kameralnie. Tylko że gadajo i gadajo jakby byli w Koronie Faranonów. Dałbym cały punkt za satysfakcję z finału, cóż, kiedy zagryzanie kapłanów, tak wyczekiwane, zamknęło się w króciutkim napomknieniu. Fuj.
0,5 pkt
Tekst II
Westernowo. Biegajo, bijo sie, strzelajo. Małe smoki, niedokończone małe smoki, duże smoki. I dzieci. I cyberświry. I Serum Podlaskum. Poważne dylematy zginęły w płaszczu i szpadzie. Laserowej. Oraz grochu z kapustą. Za dużo na jedno opowiadanko, w innej objętości może dałoby się strawić. Chociaż za taką bym się nie wziął po dobroci :)
0,5 pkt
Bitwy są, jak wiadomo, zabawą, ale tu za dużo zabawy, za mało literatury. Utwory do wora, a wór do jeziora.

[ZAKOŃCZONA] jagoda139 vs univers

13
Tekst 1 - jagoda - punktów 12.5
Tekst 2 - uniwers - punktów 16

Zwycięża uniwers!


Gratulacje!
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek
Zablokowany

Wróć do „Nowa bitwa!”