Tanz lelek

1
Słońce pieści moje policzki babim latem,
Na skrzypkach leniwie gram,
w cieniu, który dają mi Karpaty,
tak dobrze, że jestem po ich stronie.

Echo odpowiada mi tysięcznym jękiem.

Promienie zdobią twarz moją ciepłem,
skrzypeczki piszczą melodie ludowe
Szczerzą się do mnie karpackie szczyty,
kieł za kłem.
Tak dobrze mi, po drugiej stronie pyska.

Słupem soli kruszy się echo,
kryształ za kryształem.

Zawodzą struny, skręcone jelita,
Wypala mi żar z polików gotyckie łuki.
Jak dobrze, mi tutaj, po wewnętrznej stronie Wielkiego Stepu.

Echo dwoi mnie w słowie, jękiem kobiecym.

Kością sunę po flakach wiszących,
poszerzam uśmiech skóry gniciem.
Zgrzytają zęby szczytów, nieuchronnie,
orogenicznie.

Słupami ognia pęka jestestwa orzech,
jak dobrze być poza jego skorupą.

Wyje dziecko gwałcone.

Jak dobrze, że Bóg uczynił mnie Węgrem.

Tanz lelek

2
Mocne. Czepiłabym się o inwersję tu i ówdzie, że po co? Ale się nie czepię. Nie tym razem, bo tu i teraz sens ponad wszystko.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”