Czarny Kamień (science-fiction)

1
Znudzony mężczyzna siedział w małym pomieszczeniu, które z czasem stało się jego domem. Gdy wiele lat temu przyjął te prace, nie spodziewał się, że pewnego dnia obudzi się w nim pragnienie stałego zamieszkania w służbowym budynku. Jednak jego kilkunastometrowy blaszany świat oferował mu wszystko czego potrzebował. Po sprowadzeniu kilku drobiazgów mógł żyć swoim wymarzonym, osamotnionym życiem, kilkanaście kilometrów od granicy miasta.
Jako, że jego praca nie wymagała ciągłej aktywności, swoją codzienność opierał na zabijaniu nudy. Mógł więc oddać się swoim ulubionym czynnościom. Spędzał dnie głównie na graniu oraz oglądaniu, choć teraz ciężko rozróżnić te dwie czynności. Filmy i seriale zawierają wiele elementów interaktywnych, co sprawia, że przypominają gry ze starszej epoki. Wszystkie jednak technologiczne rozrywki mają jedną cechę wspólną: maksymalną immersyjność. Osiągnięcie takiego efektu wymaga oczywiście najnowszego, drogiego sprzętu.
Mężczyzna jednak nie ma żadnego innego pomysłu na wydawanie swojej pensji. Więcej czasu spędza w wirtualnej rzeczywistości, niż w tej prawdziwej. Doskonale zdaje sobie sprawę z negatywnych efektów społecznych takiego trybu życia. Po co mu jednak realni znajomi, gdy miał ich pod dostatkiem w niezliczonych dziełach kultury? Byli to również lepsi znajomi, ponieważ gdy go nudzili mógł ich porzucić, ukarać, zabić. Po co mu była prawdziwa kobieta, gdy codziennie mógł mieć inną? A każda z nich spełniłaby jego najskrytsze zachcianki. Był królem swojego świata. Swojego pełnego możliwości świata, zagwarantowanego dzięki cudom nowoczesnej techniki.
Teraz jednak był znudzony. To była jedna z tych chwil, gdy nie miał na nic ochoty. Snuł się więc po swoich kilkunastu metrach kwadratowych, kładł się na kanapie i drzemał niespokojnie, a w przerwach od snu bawił się interaktywną zasłoną w oknie.
Z kolejnej drzemki wyrwała go głośna syrena i czerwone, wszechobecne światła. Jeszcze zanim otworzył oczy, wiedział że przed nim pojawi się awaryjny komunikat. Był to sposób systemu na kontaktowanie się z nim w nagłych wypadkach. Przed jego oczami wyświetlał się żółty komunikat z mrygającym wykrzyknikiem. Nawet gdyby w jego blaszanej krainie było w tym momencie jeszcze dziesięć innych ludzi, tylko on zobaczyłby komunikat. Przesyłany był on przez system do wszczepionego w jego płacie czołowym chipa. Oznaczało to jedną z nielicznych sytuacji, gdy mężczyzna miał coś do zrobienia. Wstał niechętnie (nawet gdy dobijała go nuda nie lubił pracować) i skupił się na wiadomości, która twierdziła:

AWARIA TRANSPORTU !
PROSZĘ O NIEZWŁOCZNĄ INTERWENCJĘ
W CELU ZBADANIA I NAPRAWY AWARII.
PRZESYŁAM KOORDYNATY TRANSPORTU.

Komunikat zmniejszył się i ustawił w rogu pola widzenia mężczyzny. W centralnej części pojawiła się mapa okolicy, z podświetloną do celu trasą. Choć mężczyzna musiał się teraz przemieścić w to miejsce, wiedział, że mapa nie zniknie sprzed jego oczu dopóki nie dostanie się do celu.
Ubrał się, wyszedł ze swojego domu i ruszył w kierunku służbowego pojazdu. Gdy szedł, spojrzał na cały teren pod jego opieką: kilkukilometrowe pole gleby, przypominające grunt rolny gotowy do zasiania. Na jego końcu unosił się pięćdziesięciometrowy, megalityczny czarny kamień, błyszczący w zachodzącym już słońcu.
Mężczyzna wsiadł do pojazdu i wprowadził koordynaty do autopilota.


Po niedługim czasie zatrzymał się na poboczu drogi wiodącej do wielomilionowego miasta. Był kilka kilometrów od pierwszych przedmieść. O tej porze nad miastem zaczynała świtać wielka łuna kolorowych świateł, która po zmierzchu zamieni się w latarnię oświetlającą okolice – przypomnienie utraconego raju dla mieszkających poza jego granicami.
GPS wyświetlany na jego oczach wskazywał, że znajduje się obok celu. Mężczyzna wysiadł i ujrzał firmowy transporter. Wydawał się nieuszkodzony. Mapa sprzed oczu zniknęła, a w jej miejsce ukazała się instrukcja postępowania. System kazał mu ustawić się w odpowiedniej pozycji tak, aby wszczepiony w niego chip mógł zeskanować sprzęt.
Przyczyna alarmu okazała się oczywista. Robot, który zajmował się odbiorem, przenoszeniem oraz zakopaniem transportu znów się popsuł. Mężczyzna coraz częściej musiał zastępować starego robota w najbardziej niewdzięcznej części tej pracy. System rozpoznał problem równie klarownie i zlecił transporterowi odlecieć do warsztatu. Zanim to zrobił rozkazał mężczyźnie przejąć towar i zakopać w wyznaczonym miejscu. Usunął również sprzed jego oczu wszystkie komunikaty, gdyż potrzebował niezmąconego niczym wzroku do wykonania pracy fizycznej. Gdy odzyskał cudownie przejrzystą widoczność, wrócił do pojazdu i wprowadził koordynaty do powrotu.


Gdy ponownie znalazł się w swoim ulubionym miejscu, było już ciemno. Nie mógł jednak odłożyć pracy na kolejny dzień – systemu nie dało się oszukać, więc lepiej było być posłusznym. Nie mógł się doczekać powrotu do wirtualnego świata. Jego ciało i umysł pragnęły przyjemności. Postanowił więc zakopać transport najszybciej jak się da.
Ruszył na oddzielone pole i znalazł niewielką, ale głęboką dziurę w glebie, wykopaną wcześniej na ten konkretny pakunek. Mężczyzna wyjął z jego środka małą skrzynkę. Była bardzo lekka – dzisiejsza technologia pozwoliła opracować nowe techniki spalania, sprowadzając jednostki do niewielu gramów. W tej skrzynce prawdopodobnie znajdowało się ich kilkadziesiąt. Mężczyzna włożył ją do przygotowanej dziury. Zapomniał jednak łopaty, jeśli w ogóle gdzieś tutaj była choć jedna. Zagarnął więc ziemie rękoma.
Po chwili skrzynka była zakopana, choć gleba w tym miejscu wyróżniała się niechlujnością w porównaniu do całej reszty pola, którym zwykle zajmowały się roboty. Pola, na którym kończyło się miejsce na kolejne skrzynki.
Została do zrobienia ostatnia rzecz. Mężczyzna przywołał małego drona patrolującego teren i rozkazał mu wykonać wcześniej wprowadzoną przez system komendę. Patrzył, jak robot podlatuje do czarnego monolitu i rozpoczyna grawerować w nim cienkim laserem. Mężczyzna dawno nie znajdował się tak blisko wielkiego kamienia i jego ciekawość kazała mu podejść, sprawdzić jaki numer system kazał wypisać w kamieniu.
Czarny monolit, mieniący się w we wszystkich kolorach światła odbijanego z oddalonego miasta, stał nieruchomo. Mały dron odleciał, pozostawiając świeży rezultat swojej pracy - na kamieniu wyryte było: M̅M̅MDCCCXXXV. Dwa miliony tysiąc osiemset trzydzieści pięć.
Mężczyzna wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę swojego blaszanego domu. Będzie musiał iść do niego co najmniej piętnaście minut, i to szybkim tempem. Nie mógł się doczekać powrotu i zanurzenia się w swój wspaniały świat. Mimo takich wieczorów jak ten, lubił swoją pracę. Lubił egzystować w spokoju, w swoim małym, służbowym domku, otoczony jedynie kilkukilometrowym polem gleby, na którym absolutnie nikogo nie ma.

Czarny Kamień (science-fiction)

2
Czytasz ten ten tekst i masz wrażenie, że jest taki, jak pogoda za oknem... szary, byle jaki. Nic to czytasz dalej składasz literki w wyrazy , a potem w zdania i nic za chlerę nie chce się w tym story dziać. Te powtórzenia biją w czoło i masz znów wrażenie, że jak jeszcze raz przeczytasz KOMUNIKAT, tą wyrżniesz pięscią w ekran lamptopa. Nic się nie dzieję w tym twoim pisaniu... o poczekaj... o cholera... a, niech to !Lewy jednak nie strzelił gola. Wracajac do sprawy. Piszesz, żeby ktoś inny to przeczytał najlepiej z przyjemnością, a niestety tego tu nie ma.
Wybacz szczerość i przy całej serdeczności dla nowych na forum, to ten tekst nie jest za dobry....

Czarny Kamień (science-fiction)

5
Well, coś w tym brzęczy, coś tam wyczuwam podskórnie, może podzwonne dla ludzkości, tylko że jest tak przysypane słowami, że trudno dostrzec. I może nawet taki był zamysł? By nie było tego widać zbyt wyraźnie? Jeśli tak, to się udało, niestety za bardzo.
lubię takie klimaty, coś do czego trzeba zasiąść i przyjrzeć się dokładniej, a nawet poczuć, więc coś mi tam brzęczy, ale ledwie.
Quilty Sirin pisze: Choć mężczyzna musiał się teraz przemieścić w to miejsce, wiedział, że mapa nie zniknie sprzed jego oczu dopóki nie dostanie się do celu.
Ubrał się, wyszedł ze swojego domu i ruszył w kierunku służbowego pojazdu.
Może jednak można było to trochę inaczej ująć? Nieco mniej zbędnych słów?
Bo emocji nie, w tym tekście ich brak jest jak najbardziej na miejscu.
Dream dancer

Czarny Kamień (science-fiction)

6
Mnie nawet się spodobało. Takie "antyhero" i "antyaction thrope".

Spojrzenie na jednostkę, jako tę zwykłą, nie wyjątkową, jedną z wielu, bez jakiegoś wyższego celu i sensu egzystencji, po prostu żyjącą dniem dzisiejszym i lubiącą tę swoją niejakość i przyziemne, nieambitne rozrywki, takie jak gry. Spojrzenie na kogoś, kto się nie stara dopasować do standardów, coś osiągnąć, a nawet budować relacji międzyludzkich. Wie, że nic nie znaczy w skali świata, i dobrze mu z tym, nie ma parcia na to, by coś wielkiego osiągnąć, żyje z dnia na dzień, ale ceni to niewyszukane życie.

Bo przecież jednostka jest tylko ziarnkiem piasku w żwirowni wszechświata, nie musi być kimś, ani robić czegoś, co jest szlachetne, szczytne lub godne pozazdroszczenia, może sobie marnować czas i życie na granie w gry i pracowanie na... Czy to jest cmentarz przyszłości, gdzie zmarli są po prostu numerowani - kolejne podkreślenie bycia jednym z wielu.

Mimo marności, bycia jednym z wielu, każdy nadaje swojemu życiu jakiś sens, bo ono obiektywnie go nie ma. Nie zawsze ten sens i cel egzystencji musi być ambitny i taki, jaki obiera większość.

A może nie trafiłam z interpretacją?

Czarny Kamień (science-fiction)

7
Ja również mam wrażenie, że historia jest o grabarzu z przyszłości. I to takiej przerażającej przyszłości, gdzie dla nikogo zmarły już nic nie znaczy, bo relacje społeczne upadły na rzecz wirtualnych przyjemności. Dlatego nie imię, nazwisko, osoba, a numer jest odnotowany na czarnym kamieniu – wspólnym pomniku zmarłego od dawna człowieczeństwa. A to oznacza, że bohater nie jest o tyle jednostką odmienną, co uniwersalnym reprezentantem (resztek) społeczeństwa. Człowiek zaś to nie zarządca systemu, a jedynie coś na kształt środka podtrzymującego jego funkcjonowanie. To trochę inny Matrix... bo zniewolenie jest dobrowolne.

Fabuła rzeczywiście okazuje się prosta, ale jest spójna ze światem i jak najbardziej logiczna w jego kontekście. Oczywiście można ją rozwinąć, zmienić, dobudować coś więcej... ale to wola autora, czy będzie tę postać wyciągał z jej sfery komfortu oraz codzienności, by pchnąć ku innym wyzwaniom. Ta opowieść ewidentnie ma na celu zaprezentowanie pewnego obrazu społeczeństwa przyszłości oraz nakłonienie czytelnika do refleksji. I spełnia swoje zadanie dobrze moim zdaniem. Przynajmniej jak na tekst o tak niewielkiej objętości.

Co można poprawić?

W narracji (akapity od drugiego do czwartego) występuje mieszanie czasów. Chwilę jest przeszły, chwilę – teraźniejszy, a później znów przeszły... I nie ma dla takiej zmiany solidnego uzasadnienia.

Występuje też sporo powtórzeń – zarówno pojedynczych słów, jak konstrukcji gramatycznych. Z tego powodu tekst wydaje się jednostajny i jeszcze bardziej monotonny.

Poza tym czasami brakuje przecinków oraz można znaleźć inne błędy. Wskażę parę z tych, które zauważyłam:
Quilty Sirin pisze: (wt 22 lis 2022, 20:24) Gdy wiele lat temu przyjął te prace, (...).
"Te prace" to liczba mnoga. Raczej przyjmuje się "tę pracę" w liczbie pojedynczej.
Quilty Sirin pisze: (wt 22 lis 2022, 20:24) Jednak jego kilkunastometrowy blaszany świat oferował mu wszystko czego potrzebował.
Brakuje przecinka przed "czego".
Quilty Sirin pisze: (wt 22 lis 2022, 20:24) GPS wyświetlany na jego oczach wskazywał, że znajduje się obok celu.
Niezręczność językowa – wygląda, jakby jakieś urządzenie z zewnątrz wyświetlało obraz na powierzchni oczu. Skoro jest to czip i sygnał idzie do mózgu, wiemy, że to nie jest prawda. Rzecz do poprawy.

Podsumowując:
Koncepcyjnie jest świetnie. Umiejętność prowadzenia fabuły nie zachwyca, ale akurat ten tekst nie nadaje się najlepiej do takiej oceny. Za to niektóre zdania błyszczą jak perełki, więc zalążek dobrego już jest moim zdaniem. Słowem – trzeba wziąć język polski i swój styl na warsztat i ostro z nimi popracować.
𝓡𝓲

Czarny Kamień (science-fiction)

8
A. A. Raven pisze: (pt 25 lis 2022, 23:39) I to takiej przerażającej przyszłości, gdzie dla nikogo zmarły już nic nie znaczy, bo relacje społeczne upadły na rzecz wirtualnych przyjemności. Dlatego nie imię, nazwisko, osoba, a numer jest odnotowany na czarnym kamieniu – wspólnym pomniku zmarłego od dawna człowieczeństwa. A to oznacza, że bohater nie jest o tyle jednostką odmienną, co uniwersalnym reprezentantem (resztek)
Masz ciekawe spostrzeżenia. Jest to bardzo realistyczna prognoza przyszłości. A ja mam jeszcze więcej pytań do tekstu.
Z jednej strony ten bohater uciekł od miasta, żyje gdzieś na obrzeżach, a więc sam, trochę pewnie odmienny jest, bo widać, że nie stara się być kimś, ani mieć ambitnych celów. To jest fajne pole do dyskusji, czy jest on "zmarnowanym człowiekiem przyszłości" czy też po prostu, nie robiąc nikomu krzywdy żyje sobie poza systemem społecznym. Nie wiadomo też, co go skłoniło do bycia odludkiem. Możliwe też, że to miasto traktuje ludzi bezdusznie, a swoich obywateli jak takie cyfry tylko.

Właśnie fajnie, że nie ma tu tak jasno akcentowanego wartościowania, czy to dobrze, czy źle, że społeczeństwo się tak zmienia w tym kierunku, tak jakby jest to pozostawione do oceny czytelnika.

Czarny Kamień (science-fiction)

9
Przeglądam komentarze i nie dają mi spokoju. Myślę sobie „Może coś przeoczyłem?”, więc czytam próbkę drugi raz. Bo czemu nie? Krytyka to pewna odpowiedzialność i najlepiej nie szkodzić. A wygląda na to, że tekst jednak zasługuje na szerszy komentarz.

Tylko że… Po drugim uważnym czytaniu, wyszło mi mniej więcej to samo co wcześniej. Już nie myślę, że bohater jest grabarzem, lecz serwisantem. Maszyny psuły się i będą się psuć, ale najwyraźniej do czegoś potrzebują człowieka, więc machinalna utopia nie działa, jeszcze…

Narracja ma jakiś taki drętwy protokolarny wydźwięk, obserwacja psychologiczna i instrukcja obsługi w jednym. Mam wrażenie, że narrator jest maszyną, i obserwuje bezimienny obiekt, co akurat pasuje do kontekstu, a przez to ciężko wskazać element do poprawy. Część 1/3 włącza sceptycyzm, część 2/3 usypia czujność, a wtedy przychodzi część 3/3 i wymaga myślenia. Taka konfiguracja chyba nie może się udać.

Wygląda na to, że pułapką daleko idącego sci-fi, jest objaśnianie wszystkich wynalazków. A i tak dobrze, że nie ma jakiś kosmicznych nazw, jak kwantowy-ai-nawigator, tylko skromny GPS. Szukałbym cięć, albo miejsc do redakcji gdzieś wśród zdań, które w zasadzie objaśniają rutynę i wypychają czytelnika poza opowieść, sprawiając że jest tylko gościem oraz ciągle musi się uczyć świata:
Przed jego oczami wyświetlał się żółty komunikat z mrygającym(tak przy okazji) wykrzyknikiem. Nawet gdyby w jego blaszanej krainie było w tym momencie jeszcze dziesięć innych ludzi, tylko on zobaczyłby komunikat. Przesyłany był on przez system do wszczepionego w jego(jeśli bohater nie ma nazwy, to tekst skazany jest na zaimkozę? :hm: ) płacie czołowym chipa. Oznaczało to jedną z nielicznych sytuacji, gdy mężczyzna miał coś do zrobienia. Wstał niechętnie (nawet gdy dobijała go nuda nie lubił pracować) i skupił się na wiadomości[…]
Ale pojęcia nie mam, czy wyszłoby to na dobre. Za to czuję, że gdyby próbka miała trzykrotną objętość i była utrzymana w niezmienionym stylu, to nie dałbym rady jej skończyć.

I może na koniec taki smaczek do fabuły. Skoro miasta są wielomilionowe, to cmentarzyk na dwa miliony apokaliptycznego szału nie robi. Pytanie tylko, czy jest jedyny. :hm:

Czarny Kamień (science-fiction)

10
Max pisze: (sob 26 lis 2022, 13:36) że bohater jest grabarzem, lecz serwisantem. Maszyny psuły się i będą się psuć, ale najwyraźniej do czegoś potrzebują człowieka, więc machinalna utopia nie działa, jeszcze…
I to moim zdaniem jest cały problem. Nie skupiając się na samym warsztacie i stylu - niektóre zdania trzeba przeczytać kilka razy żeby zrozumieć ich sens, nie ma płynności.
Sam sens tych zdań jest nudny. To tak jakby opisać nudny kawałek dnia "serwisanta" z czasów które dopiero nadejdą. Wiem co mówię bo sam miałem i pewnie dalej mam z tym problem - tak bardzo chcesz pokazać co nowego jest w tym świecie że całkowicie na drugi plan schodzi wszystko inne, akcje jest tylko dodatkiem do nowego obrazu świata. Spróbuj zrobić inaczej, powinno być ok dla krótkiego opowiadania - jeżeli to ma być krótkie opowiadanie.

Zadaj sobie pytanie, co chcesz przekazać? Bo jeżeli tylko nowe technologie to raczej materiał na artykuł popularnonaukowy do wąskiej grupy odbiorców. Jeżeli tam się ma coś wydarzyć i ten bohater będzie rzeczywiście bohaterem z którym czytelnik będzie się chciał utożsamić zrób inaczej. Zapisz sobie co ma się na końcu wydarzyć, i spróbuj dojść do tego punktu po drodze wplatając to wszystko co według Ciebie czytelnik powinien dostać. Zachęć nas, zaciekaw, nie dawaj samych suchych faktów. Czekam na opowiadanie po zmianach :)

Czarny Kamień (science-fiction)

11
Ze strony formalnej jest średnio moim zdaniem: nie jest źle, ale i nie jest wspaniale. Bywa gorzej na Wery, ale chciałoby się czegoś lepszego od twojego tekstu. Trudno mi jakoś dokładnie powiedzieć, gdzie są niedociągnięcia, mam po prosu wrażenie, że styl należy podszlifować. Musiałbym poświęcić czas, by postarać się jakoś rozebrać to ogólne wrażenie, a jest już późno.

Chociaż nie, jeden przykład moge dać od razu:
Choć mężczyzna musiał się teraz przemieścić w to miejsce, wiedział, że mapa nie zniknie sprzed jego oczu dopóki nie dostanie się do celu.
Czemu "choć"? Jakby trochę od czapy jest, brak związku logicznego, na które wskazywałoby "choć".

Bardziej interesuje mnie treść. Cóż, to jest dokładnie powód, dla którego SF nie lubię: Naprawdę się obawiam, że tak mniej więcej świat będziej wyglądał już bardzo niedługo i jestem tym przerażony. Wprowadziłes mnie w niesympatyczny nastrój na resztę dnia i jest to twój niewątpliwy sukces :)

Czego nie rozumiem: Czemu dron wyrył na kamieniu numer seryjny? A to nie ma jakiegoś komputera w chmurze, który takie dane powinien przechowywać?

Zresztą właśnie... w chmurze.
Wszystkie jednak technologiczne rozrywki mają jedną cechę wspólną: maksymalną immersyjność. Osiągnięcie takiego efektu wymaga oczywiście najnowszego, drogiego sprzętu.
Łe, facet powinien opłacać subskrypcję, dzięki której wszystko to będzie strumieniowane prosto do jego zmysłów bez żadnego drogiego sprzętu! Po jaką cholerę on ma posiadać jakikolwiek sprzęt?!

Dodano po 11 minutach 1 sekundzie:
Przeczytałem teraz pozostałe komentarze.

Jejku, ale jestem głupi! Macie rację z tym grabarzem, to takie oczywiste!

Dobra, należy wykreślić co pisałem wczesniej o kamieniu, ma to jak najbardziej głębokie uzasadnienie.

Nie zgadzam się z komentarzami, że tekst jest szary, nudny, martwy, nic się nie dzieje itp i że to jest jego wada. Przecież w tym tekście dokładnie o to chodzi. Tekst pokazuje acedię głównego bohatera, dlatego właśnie nic się tam nie dzieje. Acedię, która - jak można przypuszczać - jest chroniczną przypadłością wszystkich mieszkańców przyszłej utopii, nie tylko tego grabarza. Niemal pełna automatyzacja pracy ma swoje reperkusje...
Max pisze: (śr 23 lis 2022, 10:00) Pomysł na fabułę jest ważniejszy niż zbudowanie wizji jakiegoś świata. Dlatego moim zdaniem tekst jest martwy.
Nie, dokładnie na odwrót, przynajmniej nie w tym tekście. Tutaj ważniejsze jest zbudowanie wizji jakiegoś świata, a by to się udało fabuły MUSI nie być. Pojawienie się fabuły kompletnie zniszczyłoby ten tekst i jego przekaz. Moim zdaniem przynajmniej.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

Czarny Kamień (science-fiction)

12
Quilty Sirin pisze: (wt 22 lis 2022, 20:24) Znudzony mężczyzna siedział w małym pomieszczeniu, które z czasem stało się jego domem. Gdy wiele lat temu przyjął te prace, nie spodziewał się, że pewnego dnia obudzi się w nim pragnienie stałego zamieszkania w służbowym budynku. Jednak jego kilkunastometrowy blaszany świat oferował mu wszystko czego potrzebował. Po sprowadzeniu kilku drobiazgów mógł żyć swoim wymarzonym, osamotnionym życiem, kilkanaście kilometrów od granicy miasta.
Jako, że jego praca nie wymagała ciągłej aktywności, swoją codzienność opierał na zabijaniu nudy. Mógł więc oddać się swoim ulubionym czynnościom. Spędzał dnie głównie na graniu oraz oglądaniu, choć teraz ciężko rozróżnić te dwie czynności. Filmy i seriale zawierają wiele elementów interaktywnych, co sprawia, że przypominają gry ze starszej epoki. Wszystkie jednak technologiczne rozrywki mają jedną cechę wspólną: maksymalną immersyjność. Osiągnięcie takiego efektu wymaga oczywiście najnowszego, drogiego sprzętu.
Fatalny początek. Po prostu fatalny. Same ogólniki. Nie ma żadnego powodu, dla którego warto zainteresować się tym bohaterem. Wyobraźnia nie ma żadnego punktu zaczepienia - nic nie widać, nic nie słychać, nic nie działa na emocje, nic nie ciekawi.

Proponuję dla czystej zabawy (oraz literackiego treningu) zmienić w tych pierwszych akapitach ogólniki na konkrety i zobaczyć, co wyjdzie.

Poniżej zacytuję fragment (początek) opowiadania, który opiera się na konkretach. Popatrz, jaką to robi różnicę w odbiorze:

Su Diansheng codziennie siadał za kierownicą jaskrawożółtego, przypominającego połyskliwe opakowanie gumy do żucia Wrigley's busu szkoły średniej Fanxing i objeżdżał kilka małych miejscowości w obrębie tainańskiego okręgu metropolitalnego - najpierw w jedną stronę, potem w drugą, koleinami wytyczającymi szlak rozwoju tych terenów: ich historyczną oś. Pracę jako kierowca szkolnego autobusu rozpoczął we wrześniu dwa tysiące siódmego roku - na początku tamtego semestru był jak nowy uczeń, który wyrusza w szkolną drogę. Latem tego samego roku zginął jego syn, Su Baoxun. Na myśl o tamtym burzliwym popołudniu, gdy pod drzwiami znakomitej szkoły dodatkowej w Shanhua potrącił go samochód, Su Diansheng wyobrażał sobie wodę spływającą po jezdni niczym rzeka i chłopca leżącego twarzą w kałuży, bezsilnie przyglądającego się własnej śmierci.

Jest to początek opowiadania "Fanxing nr 5" autorstwa Yang Fumina z tomu "Zaśpiewam ci piosenkę. Opowieści z południa Tajwanu".
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron