Link do rozdziału piętnastego: viewtopic.php?f=93&t=23725
Rozdział szesnasty - Niezrozumiani.
Święta, święta i po świętach, no nie? Teraz jest ten dziwny tydzień pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem gdzie nie wiadomo co robić. Wybaczcie, że nie było notki w piątek, ale dziwnie czułabym się, poświęcając czas na rozrywkę, kiedy było tyle do zrobienia. Chciałam pomóc, ale... Zresztą sami przeczytacie. Opiszę wam dwie Wigilię – klasową oraz rodzinną.
Czwartek, Dwudziestego drugiego grudnia.
Jeśli mam być szczera to nie miałam zamiaru iść dzisiaj do szkoły. W głowie układałam tekst, który powiem mamie dziś rano. Obawiałam się jej reakcji, jak zwykle, gdy muszę się do niej odezwać. Wczoraj wieczorem rozmyślałam, jakich dokładnie argumentów użyję, by zostać w domu. Wątpiłam, żeby brak normalnych lekcji czy mój strach przed siedzeniem na krześle nieopartym o ścianę mógł jakkolwiek przekonać moją rodzicielkę. Nagle dostałam wiadomość od Tomka. Pisał, że dyrektor Kwiatkowski pojawi się na mojej Wigilii klasowej. Nie dość, że on tam będzie, to zaprosił jeszcze Tomka! Nie miałam praktycznie żadnych wątpliwości, że Kwiatkowski zechce poruszyć sprawę plotek. Tylko w jakim kontekście? I czemu na forum klasowym? Z drugiej strony nasz dyrektor lubi takie publiczne pokazówki świadczące o tym, jak dobrze sprawuje swój urząd. Fakt, iż większość tych gestów jest zwyczajnie bezsensowna to już trochę inna sprawa.
Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Byłam zestresowana. Ciągle myślałam o tym co chce odwalić Kwiatkowski. Rano wybrałam sobie strój: Niekrępującą ruchów sukienkę w biało-czerwoną kratę z kołnierzykiem, białe bawełniane rajstopy, a do tego moje szaro-różowe ortopedyczne trzewiki. Tata związał mi włosy w moją ulubioną fryzurę, czyli w dwa kucyki. Z radością stwierdziłam, że w tym stroju przypominam bardziej uczennicę ostatnich klas podstawówki niż licealistkę.
Na miejscu sprawdził się mój największy lęk. Wszystkie ławki zostały połączone w jeden wielki stół na środku klasy. Nie było żadnego miejsca pod ścianą. Na szczęście pani Kasia usiadła obok mnie, ale wciąż bałam się, że wszyscy odejdą od stołu, a ja upadnę do tyłu. Moje mięśnie były bardziej napięte niż zwykle. Moja nadwrażliwość sensoryczna też dostała w kość. Było dużo hałasu, brzdęku naczyń, śmiechu ludzi, który mieszał się z kolędami puszczonymi na YouTube. Przy każdym głośniejszym dźwięku podskakiwałam. Przemowa wychowawcy trochę rozluźniła atmosferę. Stwierdził , że powrót czteroletniego liceum to dla niego przekleństwo i błogosławieństwo jednocześnie, bo oprócz tego roku spędzi z nami jeszcze następny. Trochę suchar mu wyszedł, ale lepsze to niż ciągłe myślenie o upadku.
Po jakimś czasie pojawił się mój największy koszmar, czyli Kwiatkowski. Za nim kroczył zdezorientowany Kalisz. Wszyscy zamilkliśmy, no może z wyjątkiem Braci Golec.
- Drodzy uczniowie i Panie Maciołek. - zaczął dyrektor, stojąc przed nami. - W ten ważny i refleksyjny dla społeczności szkolnej dzień, chciałbym złożyć wam wszystkim najlepsze życzenia z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Jednak nie tylko dlatego tu jestem. Chcę poprosić by Nina Piotrowicz i Dagmara Kwiatkowska podeszły tu do nas.
Serce na chwilę przestało mi bić. Tomek pomógł wstać mi, a pani Kasia Dagmarze. Dyrektor kazał nas tak ustawić byśmy stały naprzeciwko siebie. Wygląd córeczki dyrektora był totalnym przeciwieństwem mojego. Dagmara miała na sobie rozszerzaną ku dołowi czarną, krótką sukienkę z długimi rękawami i minimalnym dekoltem. Kwiatkowska z natury wygląda na starszą, niż jest, ale w tym mocnym makijażu mogłaby podawać się za trzydziestolatkę i nikt nie wziąłby to za kłamstwo. Większość jej twarzy zakrywały świeżo zrobione loki.
- Jak dobrze wiecie po szkole chodziły pogłoski o romansie Niny z Panem Kaliszem. Dzięki mojemu wytrwałemu i długofalowemu śledztwu dowiedziałem się, że na szczęście to tylko stek bzdur. Mimo wszystko było mi bardzo przykro, gdy dowiedziałem się, że autorem tych kłamstw jest moja własna córka. Masz nam coś do przekazania, córeczko?
Też czułam się źle, ale już nie tylko z powodu kłamstw. Było mi szkoda Dagmary. Czy naprawdę nie mógł powiedzieć jej tego w domu? Albo chociażby u niego w gabinecie? Mógłby przecież tam zabrać mnie, Tomka i Dagmarę nawet prosto z tej Wigilii klasowej. Czy bycie w centrum uwagi jest dla niego najważniejsze? Nawet gdy jest osiągane kosztem jego własnej córki?
Dagmara spuściła wzrok i wydukała krótkie przeprosiny, które jej ojciec kazał powtórzyć dziewczynie głośniej i dobitniej. Czułam się strasznie, najchętniej bym stamtąd wbiegła, gdybym umiała.
Podczas gdy dyrektor wygłaszał przemowę końcową, zauważyłam, że Dagmara co chwile zerka na Tomka, a on wyraźnie unika jej wzroku. Daga patrzyła na niego rozszerzonymi źrenicami, z zachwytem w oczach i rumieńcami na policzkach, jakby nie zarejestrowała faktu, że on nawet nie chce spojrzeć w jej kierunku. Nawet taki laik jak ja wie, że to są oznaki zakochania się! Z jednej strony nie mogę w to uwierzyć, a z drugiej teraz wszystko układa się w logiczną całość! Plotki powstały z zazdrości, bo Tomek ze mną ma więź a z nią nie. A to gadanie, że zajęcia z Kaliszem są najgorsze na świecie? Zwykła zasłona dymna! Niestety nie mam jak pogadać o tym z Tomkiem, bo chwile po zakończeniu przemówienia dyrektora wyszedł razem z Kwiatkowskim. Długo się z Tomkiem nie zobaczę, bo w czasie przerwy świątecznej wziął urlop w swoim gabinecie i wyjadą z Patrycją na krótką wycieczkę. A głupio mi pytać o takie rzeczy przez messengera. Nie zmienia to faktu, że ciągle myślę o tej sprawie.
Sobota, Dwudziesty czwarty grudnia – Wigilia Bożego Narodzenia.
W piątek nie pisałam, ponieważ chciałam się na coś przydać w domu. W przeszłości wiele razy podsłuchiwałam rozmowy rodziców na temat mojej niewdzięczności za tyle lat opieki nade mną. Dyskusje o to, że rehabilitacja w moim przypadku nic nie dała, bo nie jestem w pełni samodzielna to też już norma. Postanowiłam być przydatna i dwa tygodnie przed świętami poprosiłam o zadania do wykonania. Rodzice jednak zgodnie stwierdzili, że i tak nie dam rady pomóc. Byłam na nich wściekła, więc poprzestałam na kupnie prezentów dla wszystkich dwa tygodnie temu. W piątek poodkurzałam mój pokój na czworakach oraz umyłam własne biurko chusteczkami nawilżanymi. Do tej pory Wigilię spędzałam zawsze tylko rodzicami i braćmi, ale w tym roku dziadkowie zaprosili nas do siebie. Ubrałam te same rajstopy i buty co na Wigilię klasową, aczkolwiek sukienkę wybrałam muślinową, białą w rozmiarze oversize. Włosy tata związał mi w jeden warkocz na boku, bo mama nie lubi, gdy czeszę się w dwa kucyki, kiedy jestem w jej towarzystwie. Dlatego noszę tę fryzurę tylko do szkoły i na zajęcia u Tomka.
Dziadkowie ugościli nas w kuchni. Rozstawiony został duży, dębowy stół, którego nigdy wcześniej tam nie widziałam. Bardzo kontrastował ze ścianami i podłogą, które toną w bladoróżowych płytkach, a już na pewno z kuchennymi meblami rodem ze schyłkowego ZSRR. Na szczęście znalazły się miejsca pod ścianą i chętnie zajęłam jedno z nich. Stół aż uginał się od pyszności, a na kuchennym parapecie z radia rozbrzmiewały kolędy w wykonaniu Krawczyka. Trochę mu się zacinało, bo płyta ma już swoje lata. Na początku było całkiem normalnie. Dzielenie się opłatkiem zawsze jest dla mnie dość niekomfortowe, ale przyzwyczaiłam się do życzeń zrzucenia wagi, dobrych ocen czy opanowania samodzielnego chodzenia. U nas nie ma nakrycia dla zbłąkanego wędrowca. Za to jest jakby inaczej – pusty talerzyk dla Pawełka! Mama jakieś pół godziny o nim mówiła i chyba tylko jedynie tata jej słuchał. Czułam się strasznie winna tego, że go z nami tu nie ma, tak jakby to była moja wina. Następnie temat zszedł na moją ciotkę, która ośmieliła nie pogodzić się z rodzicami na święta. Na szczęście nie było aż tak głośno, jak na Wigilii klasowej, więc czułam się nieco pewniej. W pewnym momencie ze strony babci padło pytanie do mojego starszego brata:
- Oskarku, a jak tam u ciebie? Masz już jakąś pannę?
Przez moment miałam wrażenie, że Oskar uśmiechnął się w moją stronę, lecz potem znów przeniósł swoją uwagę na babcię.
- Nie, babciu. Dziewczyny co prawda nie mam, ale postanowiłem zapisać się do psychologa... - Był niepewny siebie, ale jednocześnie dumny z podjętej decyzji.
- Oskar, co ty wygadujesz? – Przerwała mu mama znad karpia, niby od niechcenia. - Jakie ty możesz mieć problemy w tym wieku? Skończ studia, znajdź prawdziwą pracę i zmierz się z życiową tragedią, tak jak ja, to dopiero poczujesz potrzebę terapii... – Mamie zaszkliły się oczy. Niemalże wszyscy oprócz mnie i Oskara rzucili się do pocieszania jej. Czysta groteska! Brat długo tego nie wytrzymał i wyszedł z kuchni pod pretekstem wykonania ważnego telefonu, ale chyba nikt oprócz mnie tego nie zauważył.
Kiedy rodzicielka się już uspokoiła, dziadek przeniósł uwagę na mnie.
- Twój tata mówił mi, że coraz lepiej z twoim chodzeniem. Wiem, że już można coraz dalej od ciebie odejść i aż tak się nie boisz.
Tak, to prawda. Mówię o wszystkich postępach tacie, ale do tej pory myślałam, że nie słucha. Miło było wiedzieć, że jednak mnie nie olewa.
- Dobrze, że jesteś coraz mniej leniwa. - Dodał tata. - Proszę, obiecaj nam tu teraz, że do następnej Wigilii będziesz chodziła już całkiem sama.
Poczułam się okropnie. To nie tak, że ja nie chcę. Ja się po prostu boję a im więcej rehabilitacji tym bardziej moje ciało jest mi posłuszne i mniej panikuję. Jak można udawać, że się boi?! No ale w mojej rodzinie od dawna pokutuje przekonanie, że skoro ludzie bez rąk i nóg są super samodzielni, to ja też mogę, tylko mi się nie chce. Trudno im wytłumaczyć, że ciało da się szybciej wypracować do samodzielności, jeśli mózg nie jest uszkodzony. W moim przypadku po prostu trzeba dłużej i z ogromną dozą cierpliwości nad tą samodzielnością pracować. Na szczęście nie zdążyłam odpowiedzieć, bo znudzony Ignaś domagał się prezentów. Udaliśmy się do salonu, prezenty już czekały pod choinką. Oskar też tam był. Ogólnie było mi smutno, bo dostałam tylko dwa prezenty. Od rodziców i Oskara maskotkę renifera. Od dziadków otrzymałam piękną białą, drewnianą szkatułkę na biżuterię. Każdy dostał więcej upominków niż ja, a Ignaś otrzymał aż dziesięć zabawek! Nie wiem skąd, bo kupiłam mu tylko jeden samochodzik. A może niepotrzebnie się czepiam? Przecież jest najmłodszy,wiadomo, że najmłodsi dostają najwięcej.
Uff, to już koniec na dziś! Wy czytajcie, a ja pogapię się na choinkę w moim pokoju.
Trzymajcie się!
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
2Zabierając się do czytania tego fragmentu zastanawiałam się, Autorko, czy uwzględniłaś w nim uwagi dotyczące poprzednich części, a zwłaszcza wiarygodności postaci dyrektora i w ogóle całej sytuacji, w której pracownik został oskarżony o nadużycie swojej pozycji względem uczennicy. I z pewnym smutkiem stwierdzam, że niestety tego nie zrobiłaś. Nadal mamy scenkę spod hasła "jakiś chłopak narozrabiał, trzeba to załatwić na forum klasy, więc, dzieci, niech się przyzna ten kto zaczął i dzieci, pogódźcie się". Nie wiem, który raz to już piszę, ale to jest pracownik, a Nina jest uczennicą i to całkowicie zmienia postrzeganie ich sytuacji. Nie do końca rozumiem, dlaczego upierasz się przy tak nierealistycznym przedstawieniu relacji Tomka, Niny, dyrektora i reszty.
Dalej: były momenty, które mnie autentycznie poruszyły. Zwłaszcza to okrycie dla Pawełka. Kilka zdań, a jak wiele mówią. Podobnie, niezrozumienie dla niepełnosprawności, takie motywowanie spod hasła: "No widzisz, jak chcesz, to potrafisz, więc się nie leń", mówione zapewne w dobrej wierze, ale w efekcie frustrujące. Infantylizacja bohaterki przez otoczenie, jej nieporadne wysiłki, żeby udowodnić coś otoczeniu, a jednocześnie jej lęk przed dorosłością, wyrażony przez białe rajstopki i kucyki. Gdyby to rozwinąć, wyszedłby całkiem ciekawy wątek. Podwójne komunikaty rodziców pt. "Masz być samodzielna i nie dasz rady być samodzielna" i jej "Chcę być widziana jako dorosła i nie chcę być widziana jako dorosła".
W ogóle myślę, że gdyby bohaterka miała więcej samoświadomości, mógłby wyjść bardzo ciekawy wątek. Np. te brak krzeseł przy ścianach. Bohaterka odbiera to jako złośliwość i brak troski otoczenia, ale w kontekście jej lęków, zaczynam się zastanawiać, czy otoczenie nie próbuje jej zmusić do samodzielności, a ona przez swoje nastawienie jeszcze bardziej się boi, przez co powstaje błędne koło. Niestety, w formie bloga ciężko będzie to wykorzystać.
Scenę z rodziną odbieram wciąż jako przerysowaną, chociaż doceniam zauważenie, że ojciec jednak czasem słucha. Czy to początek dojrzewania bohaterki? Chciałabym.
Wyjaśniło się, że to jednak nie klasa maturalna. Skoro jednak Nina ma 18 lat, to wniosek z tego, że była odraczana i jest starsza niż reszta. Dobrze, że wyjaśniła się kwestia (braku) wzmianek o maturze, niedobrze, że nadal nikt nie zachowuje się na swój wiek.
No i zachowanie Dagmary. Oczywiście, musiało być podyktowane tylko zazdrością, nie mogło być wyrazem troski i odpowiedzialności, no i rozumienia reguł społecznych
rozczarowałam się.
Dalej: były momenty, które mnie autentycznie poruszyły. Zwłaszcza to okrycie dla Pawełka. Kilka zdań, a jak wiele mówią. Podobnie, niezrozumienie dla niepełnosprawności, takie motywowanie spod hasła: "No widzisz, jak chcesz, to potrafisz, więc się nie leń", mówione zapewne w dobrej wierze, ale w efekcie frustrujące. Infantylizacja bohaterki przez otoczenie, jej nieporadne wysiłki, żeby udowodnić coś otoczeniu, a jednocześnie jej lęk przed dorosłością, wyrażony przez białe rajstopki i kucyki. Gdyby to rozwinąć, wyszedłby całkiem ciekawy wątek. Podwójne komunikaty rodziców pt. "Masz być samodzielna i nie dasz rady być samodzielna" i jej "Chcę być widziana jako dorosła i nie chcę być widziana jako dorosła".
W ogóle myślę, że gdyby bohaterka miała więcej samoświadomości, mógłby wyjść bardzo ciekawy wątek. Np. te brak krzeseł przy ścianach. Bohaterka odbiera to jako złośliwość i brak troski otoczenia, ale w kontekście jej lęków, zaczynam się zastanawiać, czy otoczenie nie próbuje jej zmusić do samodzielności, a ona przez swoje nastawienie jeszcze bardziej się boi, przez co powstaje błędne koło. Niestety, w formie bloga ciężko będzie to wykorzystać.
Scenę z rodziną odbieram wciąż jako przerysowaną, chociaż doceniam zauważenie, że ojciec jednak czasem słucha. Czy to początek dojrzewania bohaterki? Chciałabym.
Wyjaśniło się, że to jednak nie klasa maturalna. Skoro jednak Nina ma 18 lat, to wniosek z tego, że była odraczana i jest starsza niż reszta. Dobrze, że wyjaśniła się kwestia (braku) wzmianek o maturze, niedobrze, że nadal nikt nie zachowuje się na swój wiek.
No i zachowanie Dagmary. Oczywiście, musiało być podyktowane tylko zazdrością, nie mogło być wyrazem troski i odpowiedzialności, no i rozumienia reguł społecznych

"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
3Szesnaście rozdziałów to wystarczająco wiele, by pokusić się o bardziej całościową ocenę fabuły i akcji tego, co napisałaś.
Według założeń miała to być powieść obyczajowo-kryminalna. I rzeczywiście, mamy w niej dwa wątki – rodzinno-szkolny, związany z funkcjonowaniem Niny w nowym (chociaż nie do końca) środowisku i drugi, związany ze zniknięciem Pawełka przed dziesięciu laty. Pierwszy rozwija się jak w typowej literaturze dla nastolatek: kłopoty z adaptacją w szkole, odrzucenie klasy i odrzucenie przez klasę, konflikt z Dagmarą (która jednak na początku wykonała gest w założeniu przyjazny, jej nastawienie zmieniło się pod wpływem niechęci Niny), poczucie osamotnienia – wszystko układa się w sposób prawdopodobny i dość wiarygodny. Do tego rodzina, w której trudno szukać wsparcia. Plusem jest odejście od stereotypu matki-opiekunki poświęcającej się dla dziecka; matka ciągle przeżywa traumę sprzed lat, a rolę opiekuna, przynajmniej w takim codziennym funkcjonowaniu, przejął ojciec. Wprawdzie z nim Nina tez nie porozmawia o swoich problemach, ale może liczyć na dowiezienie do szkoły i na rehabilitację, pomoc w czesaniu, ubieraniu się… Dobre i tyle, w tak mocno dysfunkcyjnej rodzinie.
Moją uwagę zwróciło to, że Nina, chociaż ewidentnie źle się czuje w nowym otoczeniu, nie żałuje przenosin i nie wspomina, co było wcześniej. Nie miała przedtem ani jednej bliższej koleżanki czy w ogóle znajomych, których lubiła i których jej teraz brakuje? Osiemnaście lat to taki wiek, kiedy już zdążyło się nawiązać w miarę trwałe kontakty z rówieśnikami i przeprowadzka może być przykra ze względu na odcięcie od środowiska znanego i w pewien sposób oswojonego, bliskiego. To jednak w sumie drobiazg, chociaż wzmacnia charakterystykę Niny jako osoby niełatwej w kontaktach i zawieszonej w dość dziwnej towarzyskiej pustce.
O wiele ważniejsza jest natomiast inna kwestia. Tak się zastanawiam: skąd czerpiesz – z życia czy z literatury – wzorce dla nauczycieli w obecnej szkole? Przecież to postaci kuriozalne. Ten wychowawca, który pierwszego dnia, przy okazji przedstawiania nowej uczennicy, wypytuje Ninę (w obecności innych uczniów!) o matkę, a potem oświadcza radośnie, że bardzo się cieszy, bo jej matka (nowa nauczycielka w tej samej szkole), to jego dawna koleżanka z liceum i ze studiów! Nie wie, że, mówiąc kolokwialnie, robi siarę, dając uczniom okazję do rozmaitych złośliwości i plot? Przecież, jeśli już był taki ciekawy, mógł zapytać po lekcji.
Dyrektor, jako postać, jeszcze gorszy. Ten tekst, że wychowawca należał/należy do „haremu” matki Niny, najgorszej nauczycielki w szkole – to właśnie jest kuriozum. Tak mówi dyrektor szkoły do uczennicy o swoich podwładnych, a jej nauczycielach? (Pomijam niezbyt prawdopodobny fakt, że w tej malej miejscowości najważniejsze dla Niny osoby z pokolenia jej rodziców grupowo wracały po studiach do rodzinnych pieleszy i zatrudniały się w tamtejszej szkole – i dyrektor, i wychowawca znakomicie znają przeszłość matki Niny. Cala trójka chodziła do tego samego ogólniaka, czy dyrektor poznawał harem "tej lodówki Nowakowskiej" w jakichś innych okolicznościach? Wymienił jej panieńskie nazwisko. Fizjoterapeuta także należy do tych, którzy wrócili). Cokolwiek ich kiedyś łączyło, dyrektor teraz zachowuje się jak stara plotkara z sąsiedztwa, jakby nie miał pojęcia, co to jest pragmatyka służbowa i jakie zasady obowiązują w relacjach w kręgu dyrektor szkoły – nauczyciele – uczniowie. Przełknęłabym to, z trudem, bo z trudem, gdyby Nina cały czas tam mieszkała i dyrektor znał ją od dawna, z kontaktów prywatnych (nawet nieprzyjaznych) z jej rodziną, gdyż wtedy więcej uchodzi, chociaż w zasadzie nie powinno. Po dziesięciu latach nieobecności ona jednak jest dla niego obcą osobą! Otwartość, z jaką miesza się w tej szkole sprawy osobiste z zawodowymi, wypada naprawdę fatalnie i niewiarygodnie.
Podobnie wygląda sprawa „przeprosin” za plotki o rzekomym romansie Niny z fizjoterapeutą. Taką pokazówkę można robić w trzeciej-czwartej klasie podstawówki, kiedy któryś z dzieciaków niesłusznie został oskarżony o zniszczenie szkolnej choinki. W przypadku podejrzeń o romans potrzebna jest, owszem, szybkość działania, ale również i DYSKRECJA – cecha, o której dyrektor i nauczyciele chyba nawet nie słyszeli.
Tak przy okazji – brak esemesow w telefonach nie jest bynajmniej dowodem na brak romansu. Przecież Nina i Tomek spotykali się także – i to regularnie – na rehabilitacji poza szkolą, w jego prywatnym gabinecie. A tam, ho, ho, ile mogło się zdarzyć! Zona i matka fizjoterapeuty kręciły się po gabinecie chyba tylko sporadycznie? Przekonanie, że oboje musieli wysyłać sobie serduszka albo całuski, to dziecinada. Oni nawet nie potrzebowali uzgadniać terminów spotkań, wszystkie zmiany, przesunięcia itp. Tomek mógł najzupełniej oficjalnie załatwiać z ojcem Niny. Ale, jak słusznie zauważyła Wolha, tam nastolatki bliskie pełnoletności albo nawet już pełnoletnie zachowują się, jakby miały 13-15 lat, więc i dorośli nie muszą kierować się logiką.
Do tego, cala sytuacja jednak jest mocno dwuznaczna. Dagmara, tłumacząc się swojemu ojcu (dyrektorowi), mogła wykorzystać fakty: a ja słyszałam, że ona mówi do niego po imieniu! I była u niego na imprezie! (Bo była, któraś z koleżanek widziała). Od tego do romansu daleka droga, lecz Tomek świadomie łamał pewne standardy zachowania, stwarzał sytuacje, które nie powinny zaistnieć. Plotki plotkami, ale te wymuszone na Dagmarze przeprosiny i oficjalne obwieszczenie, że romansu nie było, wykazują kompletną nieudolność dyrektora. Nie w ten sposób ukręca się łeb sprawie, w której najbardziej zawinił fizjoterapeuta.
Tyle o wątku pierwszym. Drugi również kuleje, do tego w sposób, którego nie da się łatwo naprawić. Otóż: Nina wcale nie zachowuje się jak osoba, która chce wyjaśnić, co się naprawdę zdarzyło. Otrzymuje informacje od różnych osób i niewiele z tym robi. Taka prosta, lecz zarazem fundamentalna sprawa: Paulina twierdzi, że jej wcale nie było nad wodą tego dnia, kiedy zaginął (utonął?) Pawełek. Nina może mieć „nieprawdziwe” wspomnienia, w tym sensie, że na rzeczywistą, jednorazową sytuację nałożyły się jej inne obrazy z przeszłości, gdyż często chodzili tam razem – ona, Pawełek i Paulina. W końcu, miała dopiero osiem lat, więc emocje i upływ czasu mogły tak zadziałać. Dlatego teraz ma chaos w głowie. Ale przecież był tam również Oskar, wówczas już czternastoletni. Dlaczego nie zapytała brata wprost: czy Paulina wtedy była z nami? Może by się dowiedziała, może nie, lecz przynajmniej próbowałaby coś zrobić. (Może, w rezultacie, kiedyś w przyszłości okazałoby się, że Oskar wcale nie pilnował dzieciaków, tylko np. oglądał z kolegą jego nowy skuter i nawet nie zauważył, kiedy i w jaki sposób zniknął brat. I jeszcze ze strachu ukrywał to przed rodzicami). Tymczasem Nina w ogóle nie zaczyna takiej podstawowej układanki: jak połączyć te sprzeczne informacje i wspomnienia? Nie ma w sobie żadnej dociekliwości, jej działanie sprowadza się do tego, żeby o wszystkim jak najprędzej opowiedzieć Tomkowi, którego żona zaczyna prowadzić jakieś poszukiwania w internecie. Nina potrafi tylko zemdleć po wiadomości, że kąpielisko tego dnia było zamknięte z powodu skażenia wody. Jakby to mogło być przeszkodą dla dzieciaków…
W tej chwili cały wątek kryminalny wygląda dość pretekstowo, jakby Tobie jako autorce zależało tylko na tym, żeby Nina miała więcej powodów, by spotykać się z Tomkiem prywatnie. A przecież Nina ma dostęp do sieci i, równie dobrze, takie informacje mogłaby wyszukiwać sama. Ona chyba jednak nawet jednego popołudnia nie spędziła na samodzielnym przeszukiwaniu netu.
Wątek romansowo-szkolny zdecydowanie zaczyna teraz przeważać nad kryminalnym, jeśli chodzi o zaangażowanie głównej bohaterki. Nierównowagę można jednak ograniczyć, natomiast w całości fabuły ważne jest przywrócenie wiarygodności w opisie tego, co dzieje się w szkole, gdyż to jest najsłabszy punkt Twojej powieści.
Według założeń miała to być powieść obyczajowo-kryminalna. I rzeczywiście, mamy w niej dwa wątki – rodzinno-szkolny, związany z funkcjonowaniem Niny w nowym (chociaż nie do końca) środowisku i drugi, związany ze zniknięciem Pawełka przed dziesięciu laty. Pierwszy rozwija się jak w typowej literaturze dla nastolatek: kłopoty z adaptacją w szkole, odrzucenie klasy i odrzucenie przez klasę, konflikt z Dagmarą (która jednak na początku wykonała gest w założeniu przyjazny, jej nastawienie zmieniło się pod wpływem niechęci Niny), poczucie osamotnienia – wszystko układa się w sposób prawdopodobny i dość wiarygodny. Do tego rodzina, w której trudno szukać wsparcia. Plusem jest odejście od stereotypu matki-opiekunki poświęcającej się dla dziecka; matka ciągle przeżywa traumę sprzed lat, a rolę opiekuna, przynajmniej w takim codziennym funkcjonowaniu, przejął ojciec. Wprawdzie z nim Nina tez nie porozmawia o swoich problemach, ale może liczyć na dowiezienie do szkoły i na rehabilitację, pomoc w czesaniu, ubieraniu się… Dobre i tyle, w tak mocno dysfunkcyjnej rodzinie.
Moją uwagę zwróciło to, że Nina, chociaż ewidentnie źle się czuje w nowym otoczeniu, nie żałuje przenosin i nie wspomina, co było wcześniej. Nie miała przedtem ani jednej bliższej koleżanki czy w ogóle znajomych, których lubiła i których jej teraz brakuje? Osiemnaście lat to taki wiek, kiedy już zdążyło się nawiązać w miarę trwałe kontakty z rówieśnikami i przeprowadzka może być przykra ze względu na odcięcie od środowiska znanego i w pewien sposób oswojonego, bliskiego. To jednak w sumie drobiazg, chociaż wzmacnia charakterystykę Niny jako osoby niełatwej w kontaktach i zawieszonej w dość dziwnej towarzyskiej pustce.
O wiele ważniejsza jest natomiast inna kwestia. Tak się zastanawiam: skąd czerpiesz – z życia czy z literatury – wzorce dla nauczycieli w obecnej szkole? Przecież to postaci kuriozalne. Ten wychowawca, który pierwszego dnia, przy okazji przedstawiania nowej uczennicy, wypytuje Ninę (w obecności innych uczniów!) o matkę, a potem oświadcza radośnie, że bardzo się cieszy, bo jej matka (nowa nauczycielka w tej samej szkole), to jego dawna koleżanka z liceum i ze studiów! Nie wie, że, mówiąc kolokwialnie, robi siarę, dając uczniom okazję do rozmaitych złośliwości i plot? Przecież, jeśli już był taki ciekawy, mógł zapytać po lekcji.
Dyrektor, jako postać, jeszcze gorszy. Ten tekst, że wychowawca należał/należy do „haremu” matki Niny, najgorszej nauczycielki w szkole – to właśnie jest kuriozum. Tak mówi dyrektor szkoły do uczennicy o swoich podwładnych, a jej nauczycielach? (Pomijam niezbyt prawdopodobny fakt, że w tej malej miejscowości najważniejsze dla Niny osoby z pokolenia jej rodziców grupowo wracały po studiach do rodzinnych pieleszy i zatrudniały się w tamtejszej szkole – i dyrektor, i wychowawca znakomicie znają przeszłość matki Niny. Cala trójka chodziła do tego samego ogólniaka, czy dyrektor poznawał harem "tej lodówki Nowakowskiej" w jakichś innych okolicznościach? Wymienił jej panieńskie nazwisko. Fizjoterapeuta także należy do tych, którzy wrócili). Cokolwiek ich kiedyś łączyło, dyrektor teraz zachowuje się jak stara plotkara z sąsiedztwa, jakby nie miał pojęcia, co to jest pragmatyka służbowa i jakie zasady obowiązują w relacjach w kręgu dyrektor szkoły – nauczyciele – uczniowie. Przełknęłabym to, z trudem, bo z trudem, gdyby Nina cały czas tam mieszkała i dyrektor znał ją od dawna, z kontaktów prywatnych (nawet nieprzyjaznych) z jej rodziną, gdyż wtedy więcej uchodzi, chociaż w zasadzie nie powinno. Po dziesięciu latach nieobecności ona jednak jest dla niego obcą osobą! Otwartość, z jaką miesza się w tej szkole sprawy osobiste z zawodowymi, wypada naprawdę fatalnie i niewiarygodnie.
Podobnie wygląda sprawa „przeprosin” za plotki o rzekomym romansie Niny z fizjoterapeutą. Taką pokazówkę można robić w trzeciej-czwartej klasie podstawówki, kiedy któryś z dzieciaków niesłusznie został oskarżony o zniszczenie szkolnej choinki. W przypadku podejrzeń o romans potrzebna jest, owszem, szybkość działania, ale również i DYSKRECJA – cecha, o której dyrektor i nauczyciele chyba nawet nie słyszeli.
Tak przy okazji – brak esemesow w telefonach nie jest bynajmniej dowodem na brak romansu. Przecież Nina i Tomek spotykali się także – i to regularnie – na rehabilitacji poza szkolą, w jego prywatnym gabinecie. A tam, ho, ho, ile mogło się zdarzyć! Zona i matka fizjoterapeuty kręciły się po gabinecie chyba tylko sporadycznie? Przekonanie, że oboje musieli wysyłać sobie serduszka albo całuski, to dziecinada. Oni nawet nie potrzebowali uzgadniać terminów spotkań, wszystkie zmiany, przesunięcia itp. Tomek mógł najzupełniej oficjalnie załatwiać z ojcem Niny. Ale, jak słusznie zauważyła Wolha, tam nastolatki bliskie pełnoletności albo nawet już pełnoletnie zachowują się, jakby miały 13-15 lat, więc i dorośli nie muszą kierować się logiką.
Do tego, cala sytuacja jednak jest mocno dwuznaczna. Dagmara, tłumacząc się swojemu ojcu (dyrektorowi), mogła wykorzystać fakty: a ja słyszałam, że ona mówi do niego po imieniu! I była u niego na imprezie! (Bo była, któraś z koleżanek widziała). Od tego do romansu daleka droga, lecz Tomek świadomie łamał pewne standardy zachowania, stwarzał sytuacje, które nie powinny zaistnieć. Plotki plotkami, ale te wymuszone na Dagmarze przeprosiny i oficjalne obwieszczenie, że romansu nie było, wykazują kompletną nieudolność dyrektora. Nie w ten sposób ukręca się łeb sprawie, w której najbardziej zawinił fizjoterapeuta.
Tyle o wątku pierwszym. Drugi również kuleje, do tego w sposób, którego nie da się łatwo naprawić. Otóż: Nina wcale nie zachowuje się jak osoba, która chce wyjaśnić, co się naprawdę zdarzyło. Otrzymuje informacje od różnych osób i niewiele z tym robi. Taka prosta, lecz zarazem fundamentalna sprawa: Paulina twierdzi, że jej wcale nie było nad wodą tego dnia, kiedy zaginął (utonął?) Pawełek. Nina może mieć „nieprawdziwe” wspomnienia, w tym sensie, że na rzeczywistą, jednorazową sytuację nałożyły się jej inne obrazy z przeszłości, gdyż często chodzili tam razem – ona, Pawełek i Paulina. W końcu, miała dopiero osiem lat, więc emocje i upływ czasu mogły tak zadziałać. Dlatego teraz ma chaos w głowie. Ale przecież był tam również Oskar, wówczas już czternastoletni. Dlaczego nie zapytała brata wprost: czy Paulina wtedy była z nami? Może by się dowiedziała, może nie, lecz przynajmniej próbowałaby coś zrobić. (Może, w rezultacie, kiedyś w przyszłości okazałoby się, że Oskar wcale nie pilnował dzieciaków, tylko np. oglądał z kolegą jego nowy skuter i nawet nie zauważył, kiedy i w jaki sposób zniknął brat. I jeszcze ze strachu ukrywał to przed rodzicami). Tymczasem Nina w ogóle nie zaczyna takiej podstawowej układanki: jak połączyć te sprzeczne informacje i wspomnienia? Nie ma w sobie żadnej dociekliwości, jej działanie sprowadza się do tego, żeby o wszystkim jak najprędzej opowiedzieć Tomkowi, którego żona zaczyna prowadzić jakieś poszukiwania w internecie. Nina potrafi tylko zemdleć po wiadomości, że kąpielisko tego dnia było zamknięte z powodu skażenia wody. Jakby to mogło być przeszkodą dla dzieciaków…
W tej chwili cały wątek kryminalny wygląda dość pretekstowo, jakby Tobie jako autorce zależało tylko na tym, żeby Nina miała więcej powodów, by spotykać się z Tomkiem prywatnie. A przecież Nina ma dostęp do sieci i, równie dobrze, takie informacje mogłaby wyszukiwać sama. Ona chyba jednak nawet jednego popołudnia nie spędziła na samodzielnym przeszukiwaniu netu.
Wątek romansowo-szkolny zdecydowanie zaczyna teraz przeważać nad kryminalnym, jeśli chodzi o zaangażowanie głównej bohaterki. Nierównowagę można jednak ograniczyć, natomiast w całości fabuły ważne jest przywrócenie wiarygodności w opisie tego, co dzieje się w szkole, gdyż to jest najsłabszy punkt Twojej powieści.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
4Mam guilty pleasure. Czytam Piekielnych. I ostatnio trafiła mi się historia pisana przez dziewczynę, a raczej młodą kobietę z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym. Autorka przybliża swoje spojrzenie na świat, relacje z innymi ludźmi i problemy z jakimi się boryka. I wiesz co? Dowiedziałam się o tej chorobie znacznie więcej niż od Ciebie. Suche terminy mimo, że poprawne, nie pokazują jak taka osoba widzi świat.
Przeczytałam, chyba, wszystko. Moje refleksje są następujące.
Nina. Twoja bohaterka nie wychodzi na trudną, wychodzi na infantylną smakrkulę. Nie muszę lubić protagonistki, ale no sorry... tu nie ma na czym "zawiesić" oka. Wiele jej zachowań nie ma racjonalnego wytłumaczenia wytłumaczenia, jak zauważyła Rubia nie robi kompletnie nic, żeby rozwiązać zagadkę zaginięcia/śmierci brata. Jest w tym wątku całkowicie pasywna, polega na innych, na przykład na Patrycji. Problemy w szkole, o ile mogły by być ciekawe, są przejaskrawione do bólu. Znałam swego czasu dość dzieciaków z niepełnosprawnościami, żeby wiedzieć, że takie problemy pojawiają się nawet w klasie złożonej tylko z takich dzieciaków (Szpital Rehabilitacyjny dla Dzieci).
Tomasz. Relacja Tomasza z Niną jest co najmniej niestosowna. Mieliśmy rehabilitanta, pana G.- przystojny facet, wszystkie dziewczyny w pułapie 15-16 lat-17 i 11 miesięcy się w nim bujały. I wiecie co? Nigdy, ale to NIGDY nie zwróciłyśmy się do niego inaczej jak "proszę pana". Nawet rozmawiając między sobą to zawsze był PAN G. Ostatnią rehabilitację miałam w październiku i ćwiczył mnie pan J., po rehabilitacji mogłam sobie powiedzieć, że J. mnie wkurza, ale nie wpadłabym na pomysł, żeby przenieść tę relację na grunt prywatny.
Szkoła. Matko boska, LittleSara, czy ty wiesz co to zależność służbowa i etyka pracy? Wolha, już wytknęła, że przy plotkach romansie uczennicy z nauczycielem najpierw byłaby rozmowa z pedagogiem/psychologiem. Tu masz niepełnosprawną uczennicę, która, jak mi się wydaje, ma problem z analizowaniem cudzych emocji. Ktoś powinien zadać jej pytanie, czy nie dzieje jej się krzywda? Mam wrażenie, że to nachalna próba podkreślenia neglektowania Niny przez otoczenie.
Szczerze, to na pomocnika Niny w kwestii śledztwa bardziej widziałabym Paulinę. Patrycja wychodzi na znudzoną panią domu. Paulina ma interes, żeby matka Niny przestała ją dręczyć. Ale, skoro Paulina jest rówieśnicą Niny, to dlaczego nie poszła do rodziców, że Piotrowska ją nachodzi i dręczy? Co i rusz jest jakaś dziura fabularna. Brakuje wiedzy zarówno podstawowej jak i proceduralnej.
LittleSara, powiem tak, 16 rozdziałów to dużo, zebrałaś, moim zdaniem, dość uwag. Pora usiąść, przetrawić uwagi i zastanowić się, czy brnięcie dalej w ten sposób ma sens. Może warto zmienić to i owo? Zacznij od interpunkcji. Pamiętaj, jest różnica między: "Nie chcę więcej książek", a "Nie, chcę więcej książek:". Czasami mam wrażenie, że nasze uwagi Cię nie interesują. Naprawdę myślę, że założenia masz dobre, ale zbyt często wpadasz w pułapkę percepcji narratora pierwszoosobowego. Historia skorzystałaby na zmianie narratora, formy i porządnych poprawkach. Naprawdę zastanów się, czy zmodyfikowanie pierwotnych założeń nie będzie zbawienne dla całości?
Przeczytałam, chyba, wszystko. Moje refleksje są następujące.
Nina. Twoja bohaterka nie wychodzi na trudną, wychodzi na infantylną smakrkulę. Nie muszę lubić protagonistki, ale no sorry... tu nie ma na czym "zawiesić" oka. Wiele jej zachowań nie ma racjonalnego wytłumaczenia wytłumaczenia, jak zauważyła Rubia nie robi kompletnie nic, żeby rozwiązać zagadkę zaginięcia/śmierci brata. Jest w tym wątku całkowicie pasywna, polega na innych, na przykład na Patrycji. Problemy w szkole, o ile mogły by być ciekawe, są przejaskrawione do bólu. Znałam swego czasu dość dzieciaków z niepełnosprawnościami, żeby wiedzieć, że takie problemy pojawiają się nawet w klasie złożonej tylko z takich dzieciaków (Szpital Rehabilitacyjny dla Dzieci).
Tomasz. Relacja Tomasza z Niną jest co najmniej niestosowna. Mieliśmy rehabilitanta, pana G.- przystojny facet, wszystkie dziewczyny w pułapie 15-16 lat-17 i 11 miesięcy się w nim bujały. I wiecie co? Nigdy, ale to NIGDY nie zwróciłyśmy się do niego inaczej jak "proszę pana". Nawet rozmawiając między sobą to zawsze był PAN G. Ostatnią rehabilitację miałam w październiku i ćwiczył mnie pan J., po rehabilitacji mogłam sobie powiedzieć, że J. mnie wkurza, ale nie wpadłabym na pomysł, żeby przenieść tę relację na grunt prywatny.
Szkoła. Matko boska, LittleSara, czy ty wiesz co to zależność służbowa i etyka pracy? Wolha, już wytknęła, że przy plotkach romansie uczennicy z nauczycielem najpierw byłaby rozmowa z pedagogiem/psychologiem. Tu masz niepełnosprawną uczennicę, która, jak mi się wydaje, ma problem z analizowaniem cudzych emocji. Ktoś powinien zadać jej pytanie, czy nie dzieje jej się krzywda? Mam wrażenie, że to nachalna próba podkreślenia neglektowania Niny przez otoczenie.
Szczerze, to na pomocnika Niny w kwestii śledztwa bardziej widziałabym Paulinę. Patrycja wychodzi na znudzoną panią domu. Paulina ma interes, żeby matka Niny przestała ją dręczyć. Ale, skoro Paulina jest rówieśnicą Niny, to dlaczego nie poszła do rodziców, że Piotrowska ją nachodzi i dręczy? Co i rusz jest jakaś dziura fabularna. Brakuje wiedzy zarówno podstawowej jak i proceduralnej.
LittleSara, powiem tak, 16 rozdziałów to dużo, zebrałaś, moim zdaniem, dość uwag. Pora usiąść, przetrawić uwagi i zastanowić się, czy brnięcie dalej w ten sposób ma sens. Może warto zmienić to i owo? Zacznij od interpunkcji. Pamiętaj, jest różnica między: "Nie chcę więcej książek", a "Nie, chcę więcej książek:". Czasami mam wrażenie, że nasze uwagi Cię nie interesują. Naprawdę myślę, że założenia masz dobre, ale zbyt często wpadasz w pułapkę percepcji narratora pierwszoosobowego. Historia skorzystałaby na zmianie narratora, formy i porządnych poprawkach. Naprawdę zastanów się, czy zmodyfikowanie pierwotnych założeń nie będzie zbawienne dla całości?
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
5Ja wszystko czytam,tylko nie dam rady wprowadzić wszystkich zmian w pojedynczym rozdziale:D
Nęci mnie by dodać tu prolog i pierwszy rozdział mojego dawnego,obyczajowego opowiadania o dorosłej ale bardzo dziecinnej dziewczynie z MPD. I tam lepiej opisałam nasze MPD Dalia też miała przyjazne relacje z parą swoich fizjoterapeutów,ale chyba w dorosłym życiu lepiej to wygląda, szczególnie gdy nie ma podejrzeń o romans czy zagadki kryminalnych:D no ale można tu wstawiać raz na tydzień
Mam zamiar zacząć pisać przygody Dalii od nowa gdy zakończę pisanie o Ninie:D
A w następnym rozdziale będzie o tym jak wyglądało życie towarzyskie Niny przed przeprowadzką:)
Nęci mnie by dodać tu prolog i pierwszy rozdział mojego dawnego,obyczajowego opowiadania o dorosłej ale bardzo dziecinnej dziewczynie z MPD. I tam lepiej opisałam nasze MPD Dalia też miała przyjazne relacje z parą swoich fizjoterapeutów,ale chyba w dorosłym życiu lepiej to wygląda, szczególnie gdy nie ma podejrzeń o romans czy zagadki kryminalnych:D no ale można tu wstawiać raz na tydzień
Mam zamiar zacząć pisać przygody Dalii od nowa gdy zakończę pisanie o Ninie:D
A w następnym rozdziale będzie o tym jak wyglądało życie towarzyskie Niny przed przeprowadzką:)
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
6Tylko bardzo prosimy tak z pięć rozdziałów na raz w temacie.LittleSara pisze: (sob 31 gru 2022, 11:21) Mam zamiar zacząć pisać przygody Dalii od nowa gdy zakończę pisanie o Ninie:D

Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
7Hm... Chętnym mogę przysłać pięć pierwszych rozdziałów obecnej Dalii na priv
Tylko proszę niech chętni dadzą mi tu znać:D

Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
8a jednak, zamiast się zastanowić i wprowadzić w życie uwagi publikujesz kolejne części. Zmiany, nawet jeśli je wprowadzasz, są dla mnie nie widoczne.LittleSara pisze: (wt 27 gru 2022, 20:18) Ja wszystko czytam,tylko nie dam rady wprowadzić wszystkich zmian w pojedynczym rozdziale:D
zastanów się nad tym, na serio. To nie złośliwe, głębsze przemyślenie tego, co założyłaś pierwotnie i zaczęcie od nowa to nie zbrodnia.LittleSara pisze: (sob 31 gru 2022, 11:21) Naprawdę zastanów się, czy zmodyfikowanie pierwotnych założeń nie będzie zbawienne dla całości?
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
Nina i czarna herbata - Rozdział szesnasty (obyczajowe, kryminał) +P
9LittleSara, a nie myślałaś, aby tę Dalię napisać w innej formie? Nawet niech będzie to narracja pierwszoosobowa (chociaż osobiście sugerowałabym spróbowanie trzecioosobowej), ale nie wpisy stylizowane na blog. Bo forma jest w mojej ocenie sporym problemem obecnego tekstu. No i jej nie kupuję: narratorka opisuje rzeczy, którymi nikt nie dzieliłby się na blogu.