Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

1
1.



Eryk gapił się przez otwarte okno.
Czasem tak marnował czas, nazywając się wtedy z przekąsem durniem ze zbyt gładkim mózgiem, co to nawet nie potrafi znaleźć sobie czegoś sensownego do roboty. Miało to sens, bo zawsze gdzieś pędził, czym doprowadzał do złości Kasię swoją dziewczynę. Tym razem jednak zamyślona twarz chłopaka sugerowała, że ma poważny problem do rozwiązania, a być może i nawet kilka.
Nie chodziło oczywiście o brudną szybę, bo to nie ona martwiła chłopaka, choć faktycznie prosiła się o bawełnianą szmatkę i płyn do czyszczenia. Nie irytowały go też klaksony przejeżdżających samochodów. Patrzył zniesmaczony na hałaśliwych nastolatków grających w kosza po drugiej stronie ulicy. Niby nic niezwykłego, a jednak przykuli jego wzrok. Najgłośniej z nich zachowywał się Bartek, kolega Eryka z klasy, którego nie dało się lubić i chętnie człowiek pozbył się z otoczenia, lecz on i tak zawsze i niestety kręcił się w pobliżu. Ten gnojek ciągle upominał się płaczliwym skomleniem o rzucenie mu piłki „Noo, weź podaj!” lub „Dawaj tu, jestem niepokryty”. W odpowiedzi do jego uszu docierały szczere, prosto z głębi serca docinki kumpli; To niepokrycie wzbudzało w nich śmiech, więc mówili mu, że musi wykazać się cierpliwością, bo jak w banku wkrótce pozna czarującego pana z wielkim fiutem i będzie pokryty, a ból tyłka po kosmicznym seksie w końcu zamknie mu mordę na dłużej i nareszcie przestanie ich wkurzać. Bartek udawał, że nie słyszy tych okropności, a nie mogąc wymyślić ciętej riposty, wyśmiewał tylko pod nosem nieudany rzut któregoś z reszty graczy.
Eryk pamiętał, jak wczoraj ten krzykacz zachowywał się zupełnie inaczej. Dostał od niego pięścią w sam środek nosa, bo spytał pełnym czarnej ironii głosem „Czy pieprzony Cezar raczył w końcu zdechnąć!” Eryk troszkę go rozumiał, zwłaszcza że Cezar kilka razy sprawdził moc w nogach Bartka, podgryzając przy tym solidnie nogawki spodni, ale takiej obrazy z ust szkolnego kolegi znieść nie mógł. Poza tym cios nawet nie był wcale silny, a i tak powalił dryblasa na ziemię. Potem ku uciesze reszty, mazgaj wcisnął pięści w swoją twarz, rozcierając jak dziecko wilgotne oczy oraz rozmazując jeszcze bardziej krew cieknącą z nosa po policzkach. Dziś Bartek znów brylował w towarzystwie, a Erykowi nawet nie chciało się machnąć z rezygnacją ręką, by skomentować taki koszmarny brak charakteru. Jak można być takim błaznem i jak można nie mieć serca, by szydzić z umierającego ze starości wilczura?
Spojrzał na psa leżącego w kojcu w rogu pokoju. Ogarnął go smutek, ale po chwili dopadła wściekłość, gdy Bartek pod koszem znów krzyknął coś durnego.
Zacisnął gniewnie prawą pięść, przyrzekając sobie, że następnym razem za wygadywanie takich bzdur o psie, obije gębę tego płaczka dużo solidniej i do tego będzie się jeszcze przy tym dobrze bawić. Bo co mu za to zrobią? Nie skończył nawet piętnastu lat, a policja miała lepsze rzeczy do roboty niż boiskowe awantury nastolatków. Chyba miała! Westchnął, ocierając wierzchem dłoni pot z czoła.
Słońce kolejny dzień z rzędu wypalało mózg jak kaloryfer z zepsutym termostatem. O siódmej w czerwcowy poranek czuło się już piekielną duchotę, ale to dopiero później w czasie dnia było naprawdę upiornie i nawet o jedenastej wieczorem nie dało się oddychać. Coś lub ktoś miało kurewsko fajną zabawę w takim gnębieniu temperaturą ludzi z miasteczka. A jeszcze nawet nie zaczęło się lato!
Zerknął z odrazą na zeszyt od matematyki. Tam dopiero czaiło się prawdziwe zło! Jakim bezdusznym trzeba być sukinsynem, żeby kazać uczniom zajmować się takimi bzdurami. Rozszerzanie ułamków zwykłych wirowało mu głowie, jak potężne tornado szalejące gdzieś w środkowych stanach Ameryki Północnej. Ręka chłopaka za żadne skarby nie chciała dotknąć nawet okładki zeszytu. Obrócił głowę w stronę wilczura.
- Ej, stary, ale ty musisz coś jeść! – odezwał się oskarżycielskim tonem.
Patrzył na pełne miski z wodą i pokarmem stojące przed nosem Cezara. Wrzucając wszystkie dane w Rachunek Prawdopodobieństwa, wychodziły chłopakowi kompletne bzdury, bo pełna miska żarcia przy obojętnie leżącym obok psie miała się tak jak butelka wódki w zasięgu dłoni skacowanego pijaka. Sytuacja niewyobrażalnie niemożliwa. Z tym psem było naprawdę źle.
- Wiem, wiem... jesteś emerytem i masz wszystko gdzieś, ale żeby gardzić śniadankiem! – zażartował, wcale nie czując się od tego lepiej.
Wstał z krzesła i podszedł do czworonożnego przyjaciela. Cezar spojrzał ciekawie w jego twarz, ale zaraz wzrok zwierzęcia dopadła apatia. Przez ostatnie tygodnie bardzo schudł, a sierść straciła dawny, wspaniały połysk. Chłopak głaskał go delikatnie po uchu, wcale niepogodzony z taką kolejnością losu. Chciał coś wspomnieć o nowym labradorze, co to kilka ulic dalej strasznie się rozpanoszył i podgryzał inne czterołapy oraz o wspaniałej okazji do sparingu z nowym rywalem w okolicy, ale nawet Erykowi taka gadka wydała się mocno nie na czasie.
Jeszcze miesiąc temu gdy zabrał go do weterynarza, miał nadzieję, że to tylko jakaś psia pierdółka, jak sraczka u człowieka lub zwichnięty paluch i miał pewność, że wilczur szybko wróci do formy. Mężczyzna w podle czarnym swetrze okazał się jednak bezlitosny i podpisał plugawymi ustami wyrok na psa. Jest stary więc na niego pora. Eryk oczywiście mu nie uwierzył, bo on nikomu nie wierzył. Miał przeczucie wpadające w pewność, że groźby i krzyki skierowane oskarżycielsko w twarz mężczyzny pomogą ocalić przyjaciela. Dostał białej gorączki, chcąc uratować Cezara od śmierci. Ocknął się dopiero na zewnątrz budynku lecznicy, wyprowadzany nie bez trudu przez mężczyznę i suchą jak patyk babę z wredną gębą. Nic nie mógł na to poradzić i dopiero wtedy trafił go prawdziwy szlag połączony z chęcią przejechania się po plecach weterynarza, jak po grzbiecie dzikiej świni. Łaził za nim od rana do nocy całkiem dyskretnie, olewając przy tym zupełnie szkołę, śledził na rowerze przez kilka dni, podejrzewając, że tamten po prostu ma w dupie zdrowie jego pieska i nie chce pomóc wilczurowi bez ekstra forsy wciśniętej w dłoń. Robił to, dopóki nie odkrył, że Wredna Gęba, żona weterynarza ma rywalkę, z którą facet całkiem regularnie się zabawiał. Eryk był pewny, że to pomoże w cudownym ozdrowieniu przyjaciela, ale przyłapany na zdradzie mężczyzna pomimo pełnego dramatu swojej sytuacji przez pół godziny spokojnie oraz sensownie uświadomił nastolatkowi, że naprawdę nic już nie można zrobić.
Eryk zamieszał palcem w misce z pokarmem, ale Cezar nawet nie spojrzał w tę stronę.
- Spryciarz z ciebie. – Wstał z kucek, stukając palcem wskazującym w skroń. – Po tylu latach ja też nie wziąłbym do ust tego paskudztwa.
Wyszedł z pokoju, a przechodząc przez salon, zerknął na zdecydowanie przerośniętego, włączonego samsunga wiszącego na ścianie. Trójkąt uzależnień. W jednym rogu kobieta pozbawiona chęci do wszystkiego, bo nic jej w życiu nie wychodzi. W drugim ciastka i szkło z wódą, a dopełnieniem stu osiemdziesięciu stopni okazywał się bez niespodzianki ten ogromny telewizor z wypluwanymi przez siebie bzdurami. Matka, jak zwykle spędzała cały boży dzień, nie odrywając wzroku od programów dla kretynów, zrobionych przez durni, w których występowali sami idioci.
Miało to swój urok dla nastolatka, bo pozbawiony kontroli rodzicielskiej mógł sobie hasać do woli, choć akurat do robienia rzeczy zabronionych chłopakom w jego wieku, to ciągotek zbytnich nie miał. Smak wódki go nie nęcił, na włócznie się po nocach był zbyt leniwy. Czasem co prawda popalał trawkę z którymś z kolegów albo z Kaśką, ale było to bardziej dla zgrywy lub chęci eksperymentowania, niż faktycznie robił to z zapałem. Bardziej nęciła go anatomia kobiecych uwypukleń swojej dziewczyny, ale ta na niewiele mu ku jego rozpaczy pozwala, więc pozostawały mu tylko kolorowe magazyny i kasety VHS.
Eryk patrzył na młodą całkiem niezłą laskę ze skruchą anioła na twarzy, która zdradziła swojego męża Franka z jego ojcem Waldemarem. Publiczność w studio bardzo była pobudzona tym rodzinnym teatrzykiem. Prowadząca program chciała wiedzieć, czy chłopak ma zamiar coś z tym zrobić? Twarz Franka mówiła bez cienia fałszu "Tak bardzo chętnie bym mu za to przypierdolił!”
Eryk ziewnął, podniósł ze stolika paczkę marlboro i odpalił papierosa. Zaciągnął się niezbyt mocno, usiadł obok kobiety i wsunął jej między palce, zapewniając towarzystwo kolejnemu szlugowi dymiącemu się już w popielniczce oraz następnemu dziewiczo leżącemu obok kieliszka wypełnionego alkoholem.
- Masz mamcia, to poprawia pracę serca – szepnął jej do ucha, nie miał jednak odwagi wspomnieć o fałdzie tłuszczu na brzuchu wystającej spod zbyt krótkiego topu. Ta jednak siedziała niewzruszona i tylko niewielki ruch gałek ocznych informował chłopaka, że kobieta wciąż jest żywym elementem domu.
- Śniadanie mistrzów? – spytał z twarzą niewiniątka, zastanawiając się, ile już kalorii dziś pochłonęła. Sylwia, jak na zwolnionym filmie, odłożyła papierosa do popielniczki i zabrała się równie nieporadnie za otwieranie drugiej paczki czekoladowych delicji.
Znów nic nie odpowiedziała, traktując zniecierpliwieniem na twarzy niechcianą obecność chłopaka w jej pobliżu. Towarzystwo syna traktowała, jak coś, co nie powinno mieć miejsca i zapewne jest tylko przejściowym omamem. Taki upierdliwy deszczyk, który dał znać o sobie, kiedy właśnie rozłożyła kocyk, pragnąc złapać trochę opalenizny. Eryk miał jeszcze kilka przytyków na końcu języka, bo przecież sytuacja w rodzinie Kruków nie wyglądała dobrze, ale czy warto było snuć monologi do matki z depresją, zdiagnozowaną bezdyskusyjnie przez lokalnego konowała od chorych głów.
- U mnie ok, pomijając taką drobnostkę, że Cezar lada chwila kopnie w kalendarz!
Rzucił na odchodnym, nie spluwając z pogardą. Poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę.
Zawartość schłodzonych półek nie powaliła chłopaka dobrobytem urodzaju. Dwa kawałki kiełbasy, kwadracik żółtego sera i w połowie opróżniona butelka wódki grzecznie spoczywająca na środkowej półce w towarzystwie kolejnych dwóch jeszcze niezaszczyconych dotknięciem roztrzęsionych palców matki. Ciężko byłoby szukać garnka z ogórkową lub pomidorówką, nie wspominając już o mielonym kotlecie czy talerzyku z bigosem. Eryk wziął w dłoń pętko jałowcowej, położył na desce do chleba, pokroił w drobną kostkę i wsypał na talerzyk.
Miał właśnie wrócić do swojego pokoju kiedy spostrzegł Freda siedzącego na kuchence. Miał jak zwykle mocno czerwone od szminki usta i pachniał czekoladą.
- Kilka pigułek w kieliszku mamusi i będziesz wolny jak ptak – rzucił niedbale.
Eryk postawił talerzyk na stole. Wyszczerzył usta w końskim uśmiechu. Bardzo chętnie zapaliłby palnik kuchenki oraz przytrzymał nad nim głowę dręczyciela, ale z wiadomych przyczyn nie mógł tego zrobić. Był z tego faktu bardzo niezadowolony.
- Załóż jeszcze kieckę... pedale! – syknął, kończąc wypowiedź oraz prowokująco naciskając językiem na policzek.
Fred pokręcił głową z uznaniem, bijąc bezgłośne brawo. Zeskoczył z kuchenki, machając ostrzegawczo ręką z wysuniętym palcem wskazującym.
- Za kilka lat taka gadka pozwoli ci się spotkać z tatusiem w jednej celi.
Eryk skrzywił się na taki pomysł, ale riposta Freda przypadła mu do gustu.
Myślał przez chwilę nad zgrabną odpowiedzią.
- Za kilka lat wymyślą w końcu takie tabletki... Żebyś się wreszcie stąd zawinął!- Nie było w tym nic błyskotliwego, ale marzył o tym bardzo mocno.
Patrzyli sobie szyderczo w oczy przez kilka sekund, aż w końcu Eryk zdecydował, że wystarczy tych miłosnych przepychanek. Od kłótni miał przecież Kaśkę i to ona w wieku piętnastu lat posiadała już dyplom uczelni oraz tytuł mistrza w robieniu z prostych spraw, skomplikowanych dramatów godnych „Chwili Dla Ciebie” lub „Tata, a Marcin powiedział...”. Przekomarzanie się z tym wyimaginowanym czymś czasem Eryka bawiło, ale ostatnio jakby coraz mniej. Złośliwych i samolubnych skurwieli miał na pęczki w szkole i do zepsucia humoru chłopaka, zupełnie mu oni wystarczali.
Wracając przez salon i patrząc na matkę, doszedł do wniosku, że czas już najwyższy się nią zająć. Była słaba, więc potrzebowała pomocy, a skoro lekarze byli nieudolni jak w jego przypadku i Freda, więc to on musiał wykazać się inicjatywą. Z tymi psychiatrami i psychologami, to sprawa wyglądała naprawdę ciekawie, bo im Eryk był starszy, tym te konowały coraz cieńszym głosem próbowali mu wmówić, że to wszystko minie. Ale Fred nie znikał, a na dodatek stawał się coraz bardziej bezczelny i chamski. Dla Eryka wszystko byłoby ok, gdyby choć mógł dawać mu w mordę za każdym razem kiedy tamten próbował wkręcić go w nowe kłopoty, ale niestety nie było to fizycznie możliwe. Do lekarzy jednak wciąż chodził od kiedy odkrył, że za te przepisywane pigułki na chorą głowę można dostać całkiem przyzwoity grosz.
Wrócił do pokoju. Wysypał pokrojoną kiełbasę do miski z pokarmem i podsunął pod sam nos psa. Czekał na choćby małą reakcję Cezara, ale daremnie, bo staruszek wciąż trzymał łeb nieruchomo na wyprostowanych łapach. Nie patrzył już nawet na Eryka, który pogłaskał go po pysku i nie mając pojęcia, co mógłby jeszcze zrobić, usiadł znów przy biurku. Wsłuchiwał się w żabi rechot matki, kiedy Frankowi w końcu starczyło odwagi i wyrżnął w zęby tatusia, protestując w ten sposób przeciwko zbyt luźnym relacjom w ich rodzinie.
Słuchał tej telewizyjnej komedii dobiegającej z salonu, próbując odpędzić z głowy psi koszmar umierania.
Po kilku minutach nie mógł dłużej znieść tego polsatowskiego cyrku. Zamknął drzwi pokoju.
Cezar odszedł do psiego nieba po pół godziny. Eryk łkając oraz ze łzami w oczach stracił jedynego prawdziwego przyjaciela.

Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

2
Brzmi jak origin story jakiegoś psychopaty. Mogłoby to być nawet fajne, ale za dużo słów, za mało treści. Zdania wleką się w nieskończoność, nie przekazując wielu konkretów.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Nie chodziło oczywiście o brudną szybę, bo to nie ona martwiła chłopaka, choć faktycznie prosiła się o bawełnianą szmatkę i płyn do czyszczenia.
Jeżeli szyba wymaga szmaty i płynu, to się rozumie samo przez się, że jest brudna. W jednym zdaniu mamy dwukrotnie podaną informację o jej stanie czystości. To po pierwsze. Po drugie, dlaczego ktokolwiek miałby zakładać, że powodem zmartwienia bohatera była szyba? Po co ta informacja w ogóle się tu pojawia?
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Patrzył zniesmaczony na hałaśliwych nastolatków grających w kosza po drugiej stronie ulicy. Niby nic niezwykłego, a jednak przykuli jego wzrok.
Zdanie pogrubione zupełnie zbędne.
Najgłośniej z nich zachowywał się Bartek, kolega Eryka z klasy
Od tego miejsca zaczyna się wywód o Bartku, który zajmuje stanowczo za dużo miejsca. Dowiadujemy się, że jest jakiś szkolny kozioł ofiarny, któremu główny bohater przywalił, bo ten obraził jego psa. Fragment o Bartku ciągnie się i ciągnie i nie chce się skończyć, a dałoby się pewnie wzmiankę o nim zamknąć w trzech, czterech zdaniach.
Słońce kolejny dzień z rzędu wypalało mózg jak kaloryfer z zepsutym termostatem. O siódmej w czerwcowy poranek czuło się już piekielną duchotę, ale to dopiero później w czasie dnia było naprawdę upiornie i nawet o jedenastej wieczorem nie dało się oddychać. Coś lub ktoś miało kurewsko fajną zabawę w takim gnębieniu temperaturą ludzi z miasteczka. A jeszcze nawet nie zaczęło się lato!
1. Kaloryfer nic nie wypala, może to robić palnik, albo laser, nietrafione porównanie.
2. "Upiornie" w żaden sposób nie pasuje jako określenie gorącego dnia. Tego nijak nie idzie ze sobą ożenić.
3. Mamy tu kolejny zbyt długi fragment, opisujący coś, co da się zamknąć w paru słowach.
choć akurat do robienia rzeczy zabronionych chłopakom w jego wieku, to ciągotek zbytnich nie miał. Smak wódki go nie nęcił, na włócznie się po nocach był zbyt leniwy.
Wydaje mi się, że takie bezpośrednie opisywanie cech charakteru bohatera przez narratora, jest... mało literackie. Lepiej te informacje przemilczeć w danej chwili, niech wyjdą w praniu, stopniowo, niech bohater idzie na przykład na wagary, na których odmówi picia wódki. Akcja jest lepsza niż opis.

Tekst jest przekombinowany i nudzi. To co wyszło, to scena z matką przed telewizorem. Jest taka... obrzydliwa? Pokazuje w jakiej patologii wychowuje się główny bohater, jeśli ktoś wcześniej myślał, że to tylko jakiś emo-nastolatek z wymyślonymi problemami, to od tego momentu nie ma już wątpliwości, jak ma w życiu przesrane. To jest właśnie to, co wspominałem akapit wcześniej: akcja i interakcja to najlepszy rodzaj opisu, a nie suchy potok informacji wypowiadany przez narratora.

Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

3
Ciebie słowa nudzą, a mnie nie :) W końcu to ma być książka, więc pisać trzeba te słowa. Zresztą zauważyłem, ze robią to tez autorzy w innych książkach. Gdzieś wyczytałem, że 70% tekstu z Kinga możnaby wywalić, bo leje wodę aż miło... kwestia, kto, co lubi. Niezgrabności w tekscie są, a pewnie i całkowite przypały też, ale to tylko surowa wersja i będę poprawiał.
Jak scena z matką dla ciebie, to taka patalogia, to wychodzi na to, że nic w życiu nie widziałeś. Ja tak i uwierz, że to nic takiego wielkiego. Wiesz, na przykład ten kawałek z Bartkiem - On będzie sie przewijał przez kolejne rozdziały i będę go pokazywał w dialogu, w jakiejś sytuacji podbramkowej i znów też w narracji .
Dzięki za komentarz i jak coś jeszcze wpadnie ci w oko daj znać. Każdy koment na wagę złota :)

Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

4
Poczytałby dalej. Eryk wypadł wiarygodnie, a śmierć psa brzmi jak dobry punkt wyjścia do dużych zmian w życiu chłopca. Wulgarność dobrze tu zadziałała. Pisownia wypadła gorzej. Jest sporo zawiłości i zbędnych wyrazów. Byłaby długa lista.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Najgłośniej z nich zachowywał się Bartek, kolega Eryka z klasy, którego nie dało się lubić i chętnie człowiek pozbył się z otoczenia, lecz on i tak zawsze i niestety kręcił się w pobliżu.
Mnóstwo „i”, źle brzmi. Poza tym, czegoś brakuje między „człowiek”, a „pozbył się”.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Bartek udawał, że nie słyszy tych okropności, a nie mogąc wymyślić ciętej riposty, wyśmiewał tylko pod nosem nieudany rzut któregoś z reszty graczy.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) zwłaszcza że Cezar kilka razy sprawdził moc w nogach Bartka, podgryzając przy tym solidnie nogawki spodni
Dziwnie zabrzmiało, jakby Bartek chodził na baterie. I to solidne podgryzanie zgrzyta. Może: ...zwłaszcza, że Cezar parę razy przetestował Bartka, szarpiąc za nogawkę.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Erykowi nawet nie chciało się machnąć z rezygnacją ręką, by skomentować taki koszmarny brak charakteru. Jak można być takim błaznem i jak można nie mieć serca, by szydzić z umierającego ze starości wilczura?
Może: Jak można być tak bezdusznym, by szydzić...
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) „Czy pieprzony Cezar raczył w końcu zdechnąć!” Eryk troszkę go rozumiał, zwłaszcza że Cezar [...] Jak można być takim błaznem i jak można nie mieć serca, by szydzić z umierającego ze starości wilczura?
W tym miejscu pomyślałem "kim jest... Czarek?" i cofanko. A że to wilczur pojawia się parę linijek dalej. Tak, było solidne podgryzanie, ale tamto zdanie wybrzmiało dziwne.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Wrzucając wszystkie dane w Rachunek Prawdopodobieństwa, wychodziły chłopakowi kompletne bzdury, bo pełna miska żarcia przy obojętnie leżącym obok psie miała się tak jak butelka wódki w zasięgu dłoni skacowanego pijaka.
Rachunek prawdopodobieństwa jest bodaj w szkole średniej, a Eryk na pasjonata matematyki nie wygląda. Chyba, że coś się zmieniło programie.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) a przechodząc przez salon, zerknął na zdecydowanie przerośniętego, włączonego samsunga wiszącego na ścianie. Trójkąt uzależnień.
Raz, że "-ego". Dwa, podobnie jak z Cezarem, przy "trójkącie" cofam, czy czegoś nie przeoczyłem, a odpowiedzią okazują się kolejne zdania. Troszku jakby puenta myśli była na początku. Trzy, Samsung skojarzyłem z telefonem. Może po prostu: zerknął w duży telewizor, wiszący na ścianie.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Zawartość schłodzonych półek nie powaliła chłopaka dobrobytem urodzaju.
Dobrobyt urodzaju – pleonazm. Chyba, że to wzmocnienie.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Potem ku uciesze reszty, mazgaj wcisnął pięści w swoją twarz, rozcierając jak dziecko wilgotne oczy oraz rozmazując jeszcze bardziej krew cieknącą z nosa po policzkach.

Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

6
Bohater, początkowo wzbudził we mnie raczej negatywne uczucia, bo można mieć wrażenie, że gardzi on całym światem i czuje się lepszy od innych.

Potem jednak dowiadujemy się, dlaczego taki jest - jego sytuacja rodzinna jest bardzo trudna - matka z depresją, która go zaniedbuje, no i to odejście jedynego przyjaciela, którym był ukochany pies.

Możliwe( a raczej na pewno !), że chłopak też ma depresję, ( ale u facetów depresja raczej przejawia się nie smutkiem i biernością, a dużo częściej - wkurwem do całego świata, impulsywnością i buntem, uczucia te zastępują smutek , który "nie wypada" facetowi, czasem tak mają też dziewczyny, które bardziej cechuje męski temperament i nie chcą wyjść na słabe, ale ta dygresja chyba mało tu znacząca), ale ktoś w tej rodzinie musi być silny, i tutaj, w tym przypadku mamy do czynienia z tzw. parentyfikacją - kiedy to dziecko przejmuje rolę rodzica wobec swojego zaniedbującego rodzica, próbując opiekować się nim i domem.

Jest to patologiczna i smutna sytuacja, może i nie ma przemocy czy też wykorzystania seksualnego, ale chłopak żyje w rodzinie patologicznej, w której brakuje miłości poczucia bezpieczeństwa, a wszystko spoczywa na jego barkach. Na dłuższą metę to musi się odcisnąć na młodej psychice. Bo kimże jest piętnastolatek? Dzieciakiem, który potrzebuje wsparcia, poczucia bezpieczeństwa oraz normalnych wzorców relacji międzyludzkich, w których panuje szacunek, starania, zrozumienie, wzajemna wrażliwość na siebie i swoje uczucia.

Główny bohater jest przedstawiony wiarygodnie. Jest naprawdę w kiepskiej sytuacji życiowej, i jeśli nie spotka na swojej drodze życzliwych i uczciwych ludzi(mądrych pomocnych dorosłych lub uczciwych wrażliwych rówieśników, którzy nadawaliby się na prawdziwych przyjaciół) no to może też np. popaść w alkoholizm, czy w końcu dać się wciągnąć tak zwane złe towarzystwo. Na pewno może on być tez podatny na manipulację wszystkich cwaniar i cwaniaków, który udadzą, że cierpią i są bardzo samotni, bo będzie dostrzegał w nich samego siebie.

Ta relacja z ta dziewczyną taka jakby, że tak powiem papierowa, choć mało o niej wspomniane. Widać, że boi się przed nią otworzyć, bo inaczej powiedziałby jej o śmierci psa a ona wtedy chociaż potrzymałaby go za rękę, jakoś wsparła na duchu. Ale nie dziwi to wcale bo chłopak nie zna zdrowych wzorców relacji, może też mieć przekonanie, że kobiety wsparcia nie dają, skoro jego własna matka tak bardzo go zawodzi, albo że facet ma nie okazywać smutku bo inaczej wyjdzie na np. ciotę itd.

No smuty obraz patologicznej rodziny, gdzie dzieciak jest pozostawiony sam sobie i musi patrzeć jak najbliższa mu osoba się stoczyła, jest to na pewno cholernie druzgoczące dla psychiki nastolatka.

Tekst jest przekonywującym studium samotności tego chłopca.

Na uwagę zasługuje ten Fred, jako takie złośliwe alterego bohatera? Fred uosabia wszystko, co główny bohater wyparł: słabość bo jest zniewieściały, co symbolizuje szminka na jego ustach, ale także agresję i wściekłość do matki, bo ten fikcyjny twór podpowiada mu, że dobrze byłoby się jej pozbyć. Bo to nie jest tak że chłopak nie potrzebuje uczuć i bezpieczeństwa, szalenie ich potrzebuje jak każdy, ale nie ma skąd tego brać.

Co do stylu to nie jest źle, nie dostrzegłam jakichś jaskrawo rzucających się w oczy powtórzeń, choć drobne powtórzenia są, czy też rażących tzw. "siękoz" lub "zaimkoz" lub zdań z niepoprawną składnią.
Wiadomo, że prawie zawsze coś tam się znajdzie, ale tutaj raczej są to drobne rzeczy jak np. powtórzenia,

Znów nic nie odpowiedziała, traktując zniecierpliwieniem na twarzy niechcianą obecność chłopaka w jej pobliżu. Towarzystwo syna traktowała, jak coś, co
[/quote]
ale było to bardziej dla zgrywy lub chęci eksperymentowania, niż faktycznie robił to z zapałem. Bardziej nęciła go anatomia

Pierwszy rozdział kontynuacji przygód Eryka - wulgaryzmy

7
Pierwszy rozdział KONTYNUACJI przygód Eryka?! -- a więc gdzie jest początek? Nie zalinkowałeś. Przeglądałem tytuły twoich tematów na forum, ale na pierwszy rzut oka nic nie wyglądało na początek serii.

================================

Niestety, przede wszystkim rzuca się w oczy niedoskonałość stylu. Nagromadzenie błędów jest naprawdę spore. Tylko z początku:
doprowadzał do złości Kasię swoją dziewczynę.
Jeśli już, to Kasię PRZECINEK, swoją dziewczynę - ale w ogóle szyk zdania jest zły, powinno być swoją dziewczynę, Kasię
Tym razem jednak zamyślona twarz chłopaka sugerowała, że ma poważny problem do rozwiązania, a być może i nawet kilka.
Nie chodziło oczywiście o brudną szybę, bo to nie ona martwiła chłopaka
Powtórzenie.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Eryk pamiętał, jak wczoraj ten krzykacz zachowywał się zupełnie inaczej. Dostał od niego pięścią w sam środek nosa, bo spytał pełnym czarnej ironii głosem „Czy pieprzony Cezar raczył w końcu zdechnąć!”
Kto od kogo dostał? Bo wygląda, jakby to Eryk dostał od Bartka. Dopiero później z kontekstu czytelnik może wywnioskować, że jednak Bartek od Eryka.
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) Dziś Bartek znów brylował w towarzystwie
To "brylował" to chyba co najwyżej ironia? Bo z opisu wynika, że Bartek to szkolny kozioł ofiarny, niezdolny do żadnego brylowania

====================

Ale jeśli zignorować problemy ze stylem, to całkiem zgrabnie napisane. Na moją intuicję bardzo wiarygodny opis chłopaka ze swojej klasy społecznej i jego otoczenia - chociaż tylko na moją intuicję, wiedzy nie mam.

==========================
tomek3000xxl pisze: (wt 22 lis 2022, 23:57) odrywając wzroku od programów dla kretynów, zrobionych przez durni, w których występowali sami idioci.
Oj, na pewno zrobionych przez durni? :) Ja bym raczej powiedział, że przez specjalistów, bardzo inteligentnych, którzy świetnie wiedzą, co zrobić, by podkręcić oglądalność - z artystycznego, a często i moralnego punktu widzenia wychodzi im śmieć, ale nie taki przecież mają cel.

Ale to tylko luźny komentarz, a nie zarzut: z punktu widzenia Eryka jak najbardziej jest tak, jak napisałeś
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”