O karczowaniu miejskiej dżungli i diabelskiej córci (obyczaj)

1
To jest jeden z tych nawyków, który obcym ludziom może wydać się absurdalny i skłonić ich do podejrzewania, że jestem dziwakiem, ale nigdy o to nie dbałem. Dla mnie, pewne „odwieczne” przyzwyczajenie ma sens i tylko to się liczy.
Potrzebuję czasem pobyć i porozmawiać z kimś, kogo nie ma, ale tylko tu, na zewnątrz.

Dlatego, i tym razem, by mojemu rytuałowi stało się zadość, postanowiłem, jakby to powiedziała moja latorośl, wybrać się na jedyną preferowaną przeze mnie randkę, ale gdzie to, może na razie nie powiem. Moja Niemała Mała, już przy innej okazji, wyłożyła kawę na ławę.

Była sobota wieczór, wyszykowałem się, nie szczędząc sobie nawet wody kolońskiej czy też wypastowanych na błysk butów.
Pozostało tylko powiedzieć, gdzie idę, ale pewnie by się i tak domyśliła, ale przecież słowo zamienić można.
Zapukałem do pokoju. Mała siedziała przy biurku i oglądała w swoim laptopie jakiś serial komediowy, ale nie wyglądała na specjalnie rozweseloną.
- Idę… - zacząłem.
- Wiem, gdzie. Pozdrów ją ode mnie – przerwała mi.
- Dobrze, ale coś się stało?
- Nie, odmóżdżam się po prostu, taki relaks – odparła, a kącki jej ust przybrały kształt nieudolnego grymasu uśmiechu. Dopiero teraz dostrzegłem, że dookoła leży pełno zasmarkanych chusteczek.
- A może jednak pojechałabyś ze mną?
- Eee… - mruknęła. – Jakoś nie mam nastroju, trochę przeziębienie łapię i takie tam – w końcu oznajmiła.
- Widzę.
- Odpowiadając na pytanie, które chciałeś powtórzyć - nic się nie stało.
- No dobra. Ale wiesz, co jej dziś opowiem? Mam niezłą historię, będzie zaskoczona, ale też dumna z ciebie – nagle zacząłem, a w oczach Małej wreszcie pojawił się jakiś błysk zainteresowania.
- O czym jej opowiesz?
- O tym dupku z autobusu, dałaś mu szkołę.
- Myślałam, że raczej nie pochwalałeś tego.
- To może nie znasz mnie na tyle, na ile ci się wydaje?
- Znam cię od przeszło trzydziestu lat – na jej twarzy zagościł przebłysk uśmiechu.
- Powiem mamie, że jestem z ciebie dumny - dałaś temu dupkowi niezłą lekcję. Bo wiesz co? Wiesz, czemu na świecie jest tylu plantów i palantek?
- Tato, przerażasz mnie, co ty nagle zrobiłeś się taki rozmowny i miły? Mam z tobą jechać i jednak pomóc ci wybrać te kretyńskie róże z Lidla lub Kauflandu czy też Biedry?
- Nie, nie przerywaj chociaż raz i posłuchaj mnie łaskawie.
- Słucham.
- Wiesz, dlaczego na świecie jest tyle plantów i palantek, którzy pozwalają sobie na zbyt wiele? Jest ich tyle i praktycznie spotkasz takich wszędzie, bo inni pozwalają im na to, na co nie powinni pozwalać, zamiast dać im nauczkę, co też, ty zrobiłaś. I za to cię pochwalę przed mamą.
- Hmm… - mruknęła bardziej do siebie niż w eter. - Kup jej róże czerwone i herbaciane, ewentualnie białe. Różowych nie, ani żółtych, pamiętaj. I sprawdź, czy w sklepie w wiaderku mają wodę, bo jak są przesuszone, no to wiesz, zaraz klapną.
- Dobrze, dzięki za radę – powiedziałem i opuściłem pokój, ale po chwili zjawiłem się znowu i wyjąłem z teczki dużą paczkę lindorków ( Dzieciątko bardzo lubi te czekoladki). - Wiszę ci przysługę za walentynkową chałwę pistacjową.
- Dziękuję – powiedziała, ale po chwil, na jej twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Czułem, że zaraz coś dorzuci, jakąś uwagę w jej stylu. - Z gorzką czekoladą, twoje ulubione – dodałem, by zbić ją ze zbrodniczego tropu, ale to nie pomogło. Ona musiała.
- Dobrze, że nie zamierzałeś czekać do pierwszego czerwca. – No i powodzenia na randce, tylko, jak będziesz miał możliwość, no może nie teraz, ale na przyszłość, to nie bierz wkładów z tą oszukaną grudkowatą pseudostearyną, bo to tandeta straszna dla ostatnich naiwnych, eh... Żebym ja musiała własnego ojca edukować? - teatralnie spytała, dumnie zadarłszy brodę.
- Jasne, wezmę sobie te rady do serca. - Uśmiechnąłem się tylko. Cała ona.


Kilka dni wcześniej

Jest już wczesny wieczór. Wracamy z miasta. Za dżunglą, czy też tak zwaną planetą małp lub rezerwatem dzikich stworzeń, otwiera się inna kraina – pustkowi, lasów i wzgórz, a także… trzech tzw. wahadłówek pod rząd i ostrych zakrętów.
W sumie nie dziwi ten fakt: ktoś, kiedyś drogi robić musi, by ktoś inny jeździć mógł.

Wjechanie na pomarańczowym, czy też na czerwonym, zaraz po zmianie świateł, za sznurem samochodów nie zdarza się rzadko, więc pewnie nie jest to czyn dalece haniebny, a po prostu ludzki. Aczkolwiek, samotne, tak to nazwijmy, hop siup na czerwonym, które pali się już dłużej, połączone ze zruganiem kogoś znaprzeciwka, kto za zakrętem jedzie zgodnie ze światłem, no to niech każdy sobie dopowie. Tym kimś zruganym, tym biednym pechowcem był jakiś kierowca, niech będzie że czarnego seata. Natomiast ja oraz moje dziecię, jechaliśmy tuż za tym seatem. I nagle… jak się zaraz nie rozpocznie klaksonowanie, dziwne gestykulacje za szyby autobusu nadjeżdżającego z naprzeciwka, zza zakrętu – to powtórzę.

Czarny seat stanął jak wryty, my za nim i naturalnie rzecz biorąc, za nami - inni, itd. Pas drogi tylko jeden, z prawego boku chodnik o wysokim krawężniku, z lewego - wyłączony z ruchu, zdarty, rozkopany na kilka metrów dół.
Miejski wieśniak kierujący autobusem MPK rozkręca się jeszcze bardziej, klakson goni klakson, gestykulacje jak w filharmonii. Kierowca seata posłusznie, bez jednego zająknięcia, wykonuje jakieś karkołomne ewolucje i wjeżdża na krawężnik( wysoki). Spoglądam teraz na minę mojego „dziecia”, maluje się na niej niedowierzanie i ten jakże dobrze mi znany diabelski uśmieszek. Oj, zanosi się na coś… Czyżby tornado? A nie, tu nie Ameryka, na szczęście.
Męska księżniczka w osobie autobusiarza już się szykuje do ruszenia, bo przecież zablokowała pas. I nagle... moje dzieciątko nieco podjeżdża do przodu, ale robi to z mistrzowską dyskrecją, że praktycznie nikt tego nie dostrzega. Pirncessa natomiast musi teraz bardzo się napocić, żeby nas wyminąć, a moja latorośl, wyciąga teflon komórkowy, po czym zaczyna wytykać „pana księżniczkę drogi” palcem i pokazuje na światło, które nadal jest, rzecz jasna, zielone, ale dla tych jadących z naszego kierunku. Mała nie szczędzi okazywania tamtemu „kierowcy” przeróżnych gestów, które z pewnością dodadzą mu otuchy przy „manewrach”. Spoglądam w lusterko na babkę stojącą za nami, wygląda, jakby przewracała oczyma, w stylu: jakbym już się nie naczekała, wrócę do domu jednak o te kolejne kilka minut później, eh…” Ja także mam podobna minę, ale milczę.

Spoglądam jeszcze na czarnego seata, który "kibluje" na tym nieszczęsnym chodniku, siedzi tam młody chłopak, wiek maturalny, powiedziałbym.
Może mi się tylko wydaje, ale dostrzegam, że jakiś taki bardziej odprężony jest. To dobrze, bo jeśli za kilka miesięcy czeka go ten (nieistotny egzamin, nie mający nic wspólnego z dojrzałością, ale chłopak będzie go uważał, za bardzo ważny i się denerwował), to i tak powinien praktykować postawę zen/medytację/uważność czy jak to tam się ta "niuejdżowa" bzdurka nazywa.
;)

O karczowaniu miejskiej dżungli i diabelskiej córci (obyczaj)

2
Opowiadanie w jakiś sposób mnie dotyka, bo akurat pracuję w branży drogowo-remontowej i cyrki jakie się dzieją na tak zwanych wahadłach, są mi dobrze znane :-D

Pierwsza część jest w porządku, zaciekawia. Rozwinięcie i zakończenie wszystko to niweczy, brakuje tu puenty, nic nie wybrzmiewa. Bo początek budzi w czytelniku ciekawość, co też ta córeczka zmajstrowała, jak bardzo zamiotła podłogę autobusiarzem, czy zgasiła go jak kiepa, albo jak wskazała miejsce w szeregu, itp. I to jest fajne. Tymczasem to co ostatecznie zrobiła, jest strasznie słabe. Ale po kolei.

Z opisu wynika, co następuje: Droga jest kręta, dlatego nie widać końca wahadła. Zza zakrętu pojawia się autobus. Bohaterowie bezrefleksyjnie stwierdzają, że facet z premedytacją wjechał na czerwonym, ale opisana sytuacja wcale nie przedstawia jednoznacznie autobusiarza jako tego złego. Autobusy miejskie mają bardzo duży zwis z tyły i przodu, pokonanie dziurawych odcinków remontowanych dróg to dla nich spore wyzwanie, nierzadko jedyne co mogą zrobić, to toczyć się w ślimaczym tempie na najniższym biegu. Czasami robotnicy coś zostawiają na pasie ruchu, osobówka obok tego śmignie, ale autobus musi się przeciskać "na żyletki", oczywiście w ślimaczym tempie. A w między czasie licznik w sygnalizacji tyka i takiego marudera może zastać zmiana świateł, mimo że wjechał na zielonym. Poza tym bohaterka nie może wiedzieć, jak zachował się kierowca seata, czy to przypadkiem on gestami nie eskalował agresji.
I tu pojawia się problem. Bo jeśli z fabularnego równania usuniemy pewność co do celowego działania kierowcy autobusu, a zamiast tego wprowadzimy prawdopodobieństwo, że znalazł się na czerwonym nie z własnej winy, to wychodzi nam, że największym palantem jest... twoja bohaterka.

Reprezentuje absolutnie najgorszy typ kierowcy, jaki istnieje: szeryfa. A ojczulek, który z perspektywy pasażera miał szansę ocenić sytuację chłodnym okiem i naprostować krnąbrną córkę, jest z niej dumny. Przez chwilę nawet pomyślałem, że może tak ma być, że ta kobieta jest tytułową diablicą i sianie zła jest jej drugim imieniem. Nie miałbym nic przeciwko takiej protagonistce, ale tej diaboliczności tu nie ma, zachowanie bohaterki owszem jest złe, ale w rozumieniu: grubiańskie, małostkowe, niskich lotów, januszowe. Takie małpie zwyczaje, ktoś rzuca odchodami, to dorzucę swoich. Nawet kodeks drogowy jej nie broni, bo stanowi, że jeśli droga, albo skrzyżowanie są zablokowane, nieważne z jakich powodów, to ten, kto się pcha tam na siłę, też popełnia wykroczenie, nawet jeżeli ma pierwszeństwo. Bohaterka celowo podjeżdżając jak najbliżej, podpada pod ten "paragraf"

I skoro kierowca jest takim gburem, to czemu przestraszył się bohaterki przed maską, skoro wcześniej robiący to samo seat go nie ruszył? Prawdziwy dupek i gbur na jego miejscu włączyłby awaryjne i miał wszystko gdzieś.
Luiza Lamparska pisze: (czw 16 mar 2023, 13:20) Pirncessa natomiast musi teraz bardzo się napocić, żeby nas wyminąć, a moja latorośl, wyciąga teflon komórkowy, po czym zaczyna wytykać „pana księżniczkę drogi” palcem i pokazuje na światło, które nadal jest, rzecz jasna, zielone,
Coś tu mocno nie gra w przestrzeni. Seat i autobus zaklinowali się na zwężonym odcinku, a więc ZA sygnalizatorem. Gdy seat odjechał, bohaterka zajęła jego miejsce. Jakim cudem mogła widzieć światło na sygnalizatorze, skoro ten był już do niej zwrócony tyłem?
Luiza Lamparska pisze: (czw 16 mar 2023, 13:20) I nagle... moje dzieciątko nieco podjeżdża do przodu, ale robi to z mistrzowską dyskrecją, że praktycznie nikt tego nie dostrzega.
Nikt nie dostrzegł? Kierowca stojący z tyłu też nie?

Podsumowując, wstęp fajny, na późniejszych etapach zabrakło pomysłu. Dialog wychodzi ci lepiej niż opisy, te ostatnie brzmią jakbyś po łebkach opowiadała to komuś, kto i tak nie słucha.

Dodano po 21 minutach 4 sekundach:
- Wiesz, dlaczego na świecie jest tyle plantów i palantek, którzy pozwalają sobie na zbyt wiele? Jest ich tyle i praktycznie spotkasz takich wszędzie, bo inni pozwalają im na to, na co nie powinni pozwalać, zamiast dać im nauczkę, co też, ty zrobiłaś. I za to cię pochwalę przed mamą.
Czy te słowa świadczą, że tekst ma jakiś morał? Bo jeśli tak, to jaki morał płynie z postępowania córeczki? Ona mając za podstawę osądu jedynie własne przekonanie (które może być całkowicie błędne) bawi się w sędziego i kata. I przy okazji robi to tak, że rykoszetem dostają osoby postronne, które muszą przez nią stać dłużej w korku. To nie jest postępowanie godne pochwały.

O karczowaniu miejskiej dżungli i diabelskiej córci (obyczaj)

3
Witam komentatora,
pozwolę sobie doprecyzować, bo być może, technikalia opisu są za mało precyzyjne.

Skoro wyjęła telefon( z zamiarem – „mogę cię kamerować autobusiarzu” i palcem pokazała na to światło zielone, to znaczy, że widziała sygnalizator. A dlaczego widziała sygnalizator – bo z wahadłówkami tak jest, że sygnalizator stoi kilkanaście metrów przed, tak to nazwijmy, tą robotą drogową, żeby nawet te dłuższe samochody mogły ominąć stojące i czekające z naprzeciwka i się nie otrzeć o nie.
Seat natomiast, już ruszył, był kilka metrów przed samochodem głównych bohaterów, i on już to światło sygnalizatora właśnie minął, już zdążył wjechać na ten pojedynczy pas, a zakręt był właśnie tuż zaraz za tym światłem i rozpoczynającym się pojedynczym pasem. Ktoś kto jeszcze stoi obok światła, ma tylko widok na początek tego zakrętu.

Natomiast od drugiej strony wahadłówki, tej od której nadjechał autobus, jest kilkudzisięciometrowy prosty odcinek, a potem ten ostry zakręt przy jej końcu.
Tak więc, autobus, który nagle, sam wyjechał zza zakrętu, mało, że nie wjechał za sznurem samochodów na czerwonym, gdy chwilę wcześniej zmieniało się światło, bo wtedy już tego jednego dwóch „na doczepkę” przepuszcza się i tyle, ponieważ widzi się ich, bo jadą ciurkiem, to nie stwarza kłopotu i zagrożenia, bo dostrzega się ich z naprzeciwka.

Ale jako ktoś podjeżdżający do świateł wahadłówki z drugiej strony, jeśli jesteś sam, znasz trasę, jako autobus rzecz jasna doskonale, to wiesz, że jest kilkudziesięciometrowy odcinek prostej drogi, a potem ostry zakręt i zaraz światła dla tamtych z drugiej strony i jeśli wjeżdżasz, mimo to, na czerwonym, to ewidentnie narażasz tych z naprzeciwka na poważne kłopoty, i nie powinieneś się tym wymigiwać, że jesteś większy, że jesteś MPK, więc więcej ci wolno. Sygnalizacja obowiązuje wszystkich tak samo.

A zmiana świateł jest tak wykalkulowana czasowo, by nie było opcji zazębienia się świateł, tzn. by jeśli ktoś przestrzega jej, nie ma opcji, by samochody się spotkały, co znaczy, że autobus sam sobie wjechał na czerwonym ewidentnie, nie na pomarańczowym, przecież doskonale wiedząc, że ci najeżdżający z drugiej strony nie mają widoczności, czy ktoś z drugiej strony nie wjechał, nie będą mogli z daleka zauważyć, że ktoś się wepchał, jeśli nie będzie jechał za sznurem aut, które jeszcze światło zielone miały.

Autobusiarz się przeliczył licząc na łut szczęścia, a własne zażenowanie za swoją głupotę i to, w jaki kanał się wprowadził, skłoniło go do najbardziej kiepskiego i niegodnego ratowania się z opresji w taki a nie inny sposób, wyładowując się na kierowcy nadążającym z naprzeciwka -że jakby co, to jest większy, narobi hałasu, zdezorientuje innych i ustąpią mu miejsca.
Seat już wjechał na pas, minął właśnie światło, i w sytuacji nachalnego klaksonowania i obelg gestowych ze strony autobusiarza, po prostu zgłupiał, zwątpił, a jadąc za nim było widać i słychać, że to nie on trąbi i gestykuluje, tylko robi to kierowca autobusu, ze swojego podwyższonego a wiec dobrze widocznego kokpitu, że tak powiem.
( Seat, niepewny, zestresowany, zdezorientowany, rugany, już mógł zwątpić, że zielone jest nadal, choć jako pierwszy ruszył na nim).

I kolejna rzecz, Mała, nie zajęła miejsca seata, tak, że przejechała te kilka czy też kilkanaście metrów ciurkiem a raptem metr podjechała bliżej, zamiast nawet się nieco cofnąć, do samochodu za nią, a to już miało znaczenie w utrudnieniu, ale przecież nie uniemożliwieniu, manewrów buc-pricessowi ( tu może było niejasno opisane, co znaczy określenie dyskretnie podjechała), a nasza bohaterka, dająca nauczkę drogowemu palantowi, cały czas, nadal, to światło widziała.


Dziękuję za odwiedzenie moich skromnych progów i za poświęcony czas.
:)

O karczowaniu miejskiej dżungli i diabelskiej córci (obyczaj)

4
Myślę, że tekst ma sporą wartość.

Ale myślę też, że tekst ten to jedna wielka metafora. W sensie - to nie jest negatywna opinia, wręcz przeciwnie! Myślę, że tekst ilustruje trudy codziennego życia, egzystencji, - a droga to jedynie symbol autostrady jaką jest nasze życie.

To niesamowite, że tekst tak bardzo odzwierciedla każdego z nas. Kto wie - może to my jesteśmy kierowcą tego czarnego seata? I może wszyscy skończymy na wahadle?

warsztatowo również czyta się świetnie!

O karczowaniu miejskiej dżungli i diabelskiej córci (obyczaj)

5
Czy to jest opowiadanie?

Przyznam się szczerze, że mam trudności z ubraniem swoich myśli w słowa. Brakuje mi tu jakiejś linii fabularnej, głównego wątku wyznaczającego to opowiadanie. Obecnie tekst wygląda mi na po prostu migawkę z chwili: no mogło coś takiego się wydarzyć, w fikcji czy też w rzeczywistości, ale opisywanie tego ma taki sens, jak - nie wiem - opisywanie, że mama przyszła na obiad i zjedliśmy placki. No OK, ale co z tego?

Tyle, że głupio mi krytykować tekst, jeśli nie umiem wskazać jakiejś głównej prawidłowości, nie umiem wskazać możliwości poprawy, ba, nawet nie umiem zdefiniować problemu, który wydaje mi się, że zauważyłem.

===============

Aspekty techniczne
Czyżby tornado? A nie, tu nie Ameryka, na szczęście.
Przesadzone.
Dlatego, i tym razem, by mojemu rytuałowi stało się zadość, postanowiłem, jakby to powiedziała moja latorośl, wybrać się na jedyną preferowaną przeze mnie randkę, ale gdzie to, może na razie nie powiem.
Niezbyt szczęśliwe zdanie, zbyt złożone.

Tego rodzaju zdań jest zresztą więcej:
Dlatego, i tym razem, by mojemu rytuałowi stało się zadość, postanowiłem, jakby to powiedziała moja latorośl, wybrać się na jedyną preferowaną przeze mnie randkę, ale gdzie to, może na razie nie powiem.
W ogólności to samo można powiedzieć o stylu: niby pozbawiony jakiś strasznych baboli, poprawny na najbardziej podstawowym poziomie, ale mało ładny. Kanciasty.

====================

Z kolei podobało mi się, że w tak krótkiej formie zdołałaś wprowadzić nie tak bardzo płaskie postaci.

Czemu córka płakała? W przeziębienie nie wierzę (czy słusznie?), a skoro tak, to mamy tu wątek, który jest kompletnie niewyjaśniony, tak osierocony, że nic do tekstu nie wnosi, ni przypiął, ni wypiął - chyba, że ma być kontynuacja.

Helę dajesz we wszelkich możliwych kontekstach :)

Dodano po 10 minutach 42 sekundach:
Ondraszek pisze: (sob 18 mar 2023, 09:39) Dialog wychodzi ci lepiej niż opisy, te ostatnie brzmią jakbyś po łebkach opowiadała to komuś, kto i tak nie słucha.
Podpisuję się pod tym. Musiałem przeczytać ze dwa-trzy razy opis, by zrozumieć, o co tu chodziło.
Ondraszek pisze: (sob 18 mar 2023, 09:39) Czy te słowa świadczą, że tekst ma jakiś morał?
Znowu, podpisuję się pod tym.
Luiza Lamparska pisze: (czw 16 mar 2023, 13:20) Mała nie szczędzi okazywania tamtemu „kierowcy” przeróżnych gestów, które z pewnością dodadzą mu otuchy przy „manewrach”.
Jeśli tekst ma chwalić takie postępowanie, to jest to bardzo zły morał. Na jeździe pojazdami silnikowymi się nie znam, więc co do meritum się nie wypowiem. Ale załóżmy, for the sake of argument, że zachowanie kierowcy autobusu było w 100% złe i niesłuszne i szkodliwe i agresywne i gburowate itp. Zachowanie "Małej" tylko eskaluje agresję. A to, zazwyczaj, do niczego dobrego nie prowadzi. Czy kierowca autobusu zrozumie swój błąd, jeśli ktoś go zelży? Czy raczej rozzłości się na dziewczynę pokazującą mu obelżywe gesty? A gdyby, nie daj Boże, eskalacja agresji poszła jeszcze dalej, to niestety ale właśnie protagonistka byłaby tą najsłabszą, której by się najbardziej dostało. Szczęśliwie jest to mało prawdopodobny przypadek, ale zawsze możliwy.

Dodano po 9 minutach 31 sekundach:
Ondraszek pisze: (sob 18 mar 2023, 09:39) Pierwsza część jest w porządku, zaciekawia. Rozwinięcie i zakończenie wszystko to niweczy, brakuje tu puenty, nic nie wybrzmiewa.
Znowu się podpisuję. Wyraziłeś chyba to samo, co ja próbowałem wyrazić, tylko innymi słowami i chyba lepiej :)
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”