Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

1
Wszelkie przedstawione w utworze zdarzenia i postacie, sytuacje, są wymysłem fikcyjnym.




Tak naprawdę to był moment krytyczny. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wytrzymam dłużej w tym bagnie. Nikt nie traktował mnie tu poważnie. Prosiłam, prawie błagałam o jakieś sensowne zadania, zgodne z moimi kompetencjami, ale poza jednym razem, gdy nie miały kogo wysłać i faktycznie mogłam się wykazać, kończyło się zawsze tak samo.

- Chciałabym jechać do tych dziewczynek, ich babcia jest bardzo chora, potrzebują, by z nimi porozmawiać, a ja... chcę się do czegoś przydać, wiem, że dzisiaj się wybieracie. Przecież jak ostatnio byłyśmy u tej Kosowskiej, Eliza była bardzo zadowolona, nawet szefowa mi gratulowała - powiedziałam błagalnie.
- Kaśka, daj spokój, przestań za nami chodzić. I tak przy okazji, napisałaś te zaległe diagnozy?
- Tak.
- To zrób jeszcze analizę przyrostu procentowego wskaźników, tam podawałyśmy ci jakie to mają być: poziom przystosowania społecznego, komunikowanie swoich potrzeb, współpraca z opiekunem… i jeszcze kilka innych, do pliku zajrzyj. Postępy muszą być widoczne.
- Dobrze – stwierdziłam. - A zatem, idę do kawiarni, by tam rozpływać się nad postępami projektu, bo przecież mogę, wskaźniki muszą rosnąć w doborowym towarzystwie ciasteczek i kawy – stwierdziłam, pakując papiery i laptop do plecaka.
- Żarty sobie robisz?
- Nie mniejsze niż wy ze mnie.
- A poza tym, dzienniczek pracy uzupełnij, po kolei ma być każda godzina.
- Bajo jajo, wypiję pyszniutką latte z syropem orzechowym za wasze zdrowie.
- Bezczelna… - Poniosło się za moimi plecami.

Z korytarza, ruszyłam w stronę parkingu, ale nagle usłyszałam jakieś stukanie pantofli. Któraś za mną musiała iść.
- Kaśka, poczekaj! Pojedziesz ze mną do Rokicińskiej?
- Jakiej Rokicińskiej? - Coś we mnie drgnęło na dźwięk tego nazwiska.
- Rokicińska Sara… Z rok temu przyjechała tu ze swoim kochasiem. Oboje lubili libacje, ale jak się okazało, nie tylko alkoholowe – ćpali – stwierdziła Eliza.- On kilka miesięcy wcześniej, na haju, pożegnał się z tym światem, a ona… teraz. Wszystko by się w ciszy obeszło, ale ci dwoje osierocili dzieciaka.
- Kilkanaście lat już będzie jak wyjechały z matką, a potem nagle wróciła…
- Znałaś ją?
- Tak, w gimnazjum. Chodziła do tej samej szkoły, zanim się przeprowadziła. Ten jej rozrywkowy partner był ojcem dziecka? – spytałam, usiłując stłumić targające mną emocje.
- Owsze, w dokumentach jest napisane. Kaśka, co my temu dzieciakowi mamy mówić? Przyszłyśmy ci pomóc uporać się z utratą bliskich, teraz jesteś sierotą, ale wszystko jakoś się ułoży? Podobno młody jest specyficzny, trudny... Ma niewyparzony jęzor jak na dwunastolatka.
- My? Przecież mam przygotować analizę wskaźników – stwierdziłam, delektując się jej desperacją.
- Kaśka, to wynikło nagle, jak poszłaś, dostaliśmy telefon, a… mój samochód jest zepsuty, no i dziewczyny zaraz jadą gdzie indziej. Szefowa poleciła, żebyś mnie zawiozła.
- Zawiozła? - szyderczo podkreśliłam.
- Kaśka, jedźmy już!
- Jak Młody ma na imię?
- Adam.

Na miejscu była policja i sanitariusze karetki.
W domu śmierdziało stęchlizną, na ścianach kwitł grzyb, wykładzina zwijała się i odsłaniała pod sobą zbutwiałą podłogę. Panował bałagan – rzeczy: ubrania, talerze, resztki jedzenia oraz puste butelki i strzykawki walały się po podłodze. Eliza naciągnęła kołnierz od golfa pod sam nos, wyglądała, jakby zaraz miała zwymiotować.
Przy stole, w kuchni, dostrzegłam owiniętego w koc, skulonego dzieciaka, a obok, z dalece zakłopotaną miną, siedział jakiś funkcjonariusz.
- O, przyszły panie psycholożki – rzekł z ulgą i natychmiast podniósł się z krzesła.

Ten dzieciak nagle utkwił we mnie wzrok, ale trwało to dość długo, jak na spojrzenie w oczy obcej babce.
- Adamie – zaczęłam, po czym przedstawiłam siebie i koleżankę, powiedziałam kto nas przysłał, co było dość oficjalną formułką, od której często, w podobnych sytuacjach, się zaczynało.
Dzieciak, po intensywnym patrzeniu na mnie, nagle odwrócił wzrok, jakby w jednej sekundzie wszystko mu zobojętniało.

- Twoje życie się zmieni. Pojedziesz do ośrodka. Na pewno zastanawiasz się, jak będziesz teraz żył i mieszkał. To już wyjaśniam: trafisz do ośrodka Słoneczko, prowadzą go bardzo sympatyczne zakonnice. Siostry starają się stworzyć prawdziwy dom podopiecznym, są bardzo miłe, dbają o przyjazną atmosferę, nie raz byłam u nich i bardzo mi się tam spodobało.
- To niech sama pani tam idzie! I jeszcze jedno: nie wierzę w Boga. Tego chuja nie ma!
Eliza zbladła, ale nie odzywała się.
- Też nie wierzę w Boga – odparłam. Bo jakby istniał, to straszny byłby z niego, tak jak powiedziałeś – chuj.
- Kaśka! – Eliza była już w stanie skrajnej nerwicy.
- Ale – dodałam – wierzę w ludzi. Siostry są bardzo miłe, równe kobitki z nich, a jak sobie chcą wierzyć w Boga, to dlaczego miałabym im rujnować ten pogląd? Może to daje im poczucie radości.
- A pani dlaczego nie wierzy w Boga i zgadza się, że to chuj by był, gdyby istniał? – nagle spytał.
- Bo jak byłam taka malutka, miałam roczek, moja mama odebrała sobie życie. Gdyby Bóg był, to nie pozwoliłby jej na to - stwierdziłam, a w moich oczach stanęły łzy.
- Ave Satan! – Młody nagle wygłosił. – Będę to śpiewał tym siostrom.
- Ale szatan rzekomo był aniołem stworzonym przez Boga, który się mu zbuntował, tak więc, jeśli wierzysz w tego upadłego anioła, wierzysz też w Boga, automatycznie. A jedyne, w co powinno się wierzyć, to w siebie i w ludzi, którzy mogą być dla nas bliscy. Siostry są dla mnie jak takie… ciocie.
- Ciężko panią przegadać, pani Kasiu – nagle stwierdził. Moja matka miała fatalny gust do ludzi, wybierała tych najbardziej chujowych. Kiedyś powiedziała mi, że to mój stary ją wciągnął w ćpanie. Ale, gdy jego już nie było, to nie rozpaczała, mogła tutaj przyprowadzać klientów i spokojnie zarabiać na działki.
Eliza, blada jak ściana, z sińcami wokół oczu, trzęsąc się jak osika, wyglądała tak, jakby zaraz miała zejść z tego świata.
- Eh, mój stary to dopiero ewenement: matka go nie kochała, a nakłonił ją do małżeństwa, a potem mówił mi, że to przeze mnie się zabiła…
- Mam pani współczuć? Jest pani miękka, słaba, żałosna! – nagle wysyczał.
- Jestem, nic na to nie poradzę. Chciałabym być taka jak ty. Jesteś bardzo dzielny. Gdy wszystko wali się człowiekowi na łeb, strasznie ciężko być dzielnym. Czasem myślisz, że życie jest jednym wielkim gównem, ale tak działa świat: są lepsze i gorsze i bardzo złe momenty. Jesteś już duży, nie będę opowiadać ci bajek. Według mnie, jak dla ciebie, starej baby: w życiu trzeba szukać dobrych chwil i dobrych ludzi, choć spotyka się bardzo złe chwile i złych ludzi. Czasem nie ma się ochoty i siły, chce się po prostu uciec od tego całego gówna, a wtedy swoje śliskie ramiona oferują ci używki, ale ten sposób ucieczki od życiowego gówna, kończy się zawsze fatalnie, czyli wpadnięciem w gówno totalne i bez wyjścia.

- Kim dla niej byłaś – nagle spytał?
Zdziwiła mnie nagła zmiana jego tonu, przejście na ty… Milczałam.

- Byłyście kochankami? – nagle wypalił i wyjął z kieszeni zdjęcie, na którym byłam ja i ona – radosne uśmiechnięte, przybijające sobie piątkę. - Nosiła w portfelu, kiedyś zabrałem jej, to, jak i ostatnie pieniądze, żeby ich nie przećpała. Stłukła mnie potem, bo chciała odzyskać… kasę – dodał, szyderczo uśmiechnąwszy się. - O tobie jednak zapomniała.
- Byłyśmy przyjaciółkami – odparłam.
- Może za słabo w nią wierzyłaś? – spytał szyderczo. - Skoro każesz mi wierzyć w ludzi, a sama tego nie potrafisz…
- Była świetną przyjaciółką, wspaniałą dziewczyną – stwierdziłam.
- To dlaczego zerwałyście kontakt? Może miałaś inną wizję na tę przyjaźń, co?
- Czasem nie wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli.
- Przestraszyłaś się pytania, już nie jesteś taki kozak?
- Wystarczy, że ty jesteś kozak. Pamiętam za to, co mi powiedziała: żebym nigdy się nie zmieniała, zawsze była sobą – szczerą i charakterną dziewczyną, bo za to mnie ceni.
- Podpalę te siostry, jak będą spały – nagle stwierdził.

Eliza już tylko bezradnie przewracała oczami, wyglądała tragicznie.

- No i co z tego będziesz miał, że je podpalisz? Oklaski od szatana, który nie istnieje, bo i Bóg nie istnieje? Nic, bo wiesz, że tego typu wyładowywanie frustracji, niczego, tak naprawdę, nie zmieni. Tylko ty możesz wybrać jak chcesz żyć, żeby nie powtórzyć tego błędu, który popełnili twoi bliscy. Tylko to się liczy, ta prawda, inne można mieć... gdzieś - stwierdziłam.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

2
Pierwsza twoja pozycja która mnie bardzo zainteresowała. Podoba mi się podejście Kaśki - widać faktyczne doświadczenie i bunt wobec biurokracji (tu w opiece społecznej ale w medycznej jest tak samo). Przy tym wszystkim jest naprawdę otwarta na pracę, w sposób który całkowicie pochwalam i jest dokładnym przykładem improwizacji, której nienawidzi system.
Adam jest w jakimś trudnym dla mnie do określenia wieku, jestem ciekawa ile miał mieć lat.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Owsze
Owszem.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Według mnie, jak dla ciebie, starej baby
Trochę za bardzo skomplikowana konstrukcja adresu
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) bez wyjścia.

- Kim dla niej byłaś – nagle spytał?
Tu domyślam się przeskoku (chłopak zorientował się że mówi o jej matce) ale w sumie nie widzę wystarczających powodów żeby to zadziałało naprawdę, potem się to oczywiście wyjaśnia. Tylko nie rozumiem dlaczego taka pauza.

Generalnie wydaje mi się to opisem czegoś w rodzaju "scenariusza scenki" albo "snu terapeutycznego", w którym chciałabyś zawrzeć idealne wypowiedzi w trudnej sytuacji. Dlatego przy wypowiedziach Kaśki nikt jej nie przerywa, są przemyślane, precyzyjnie wstrzelone, zamknięte, zwięzłe, uspokajające - nierealne (niestety :( ). Ja przynajmniej tak mam że robię takie retrospekcje, co można byłoby powiedzieć, albo dialogi wewnętrzne - I chyba tym mnie dotknęłaś w czułe miejsce ;) Podobało mi się

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

3
Dzięki za odwiedziny.

Za sprawą tego komentarza narodził mi się pomysł, by stworzyć coś w rodzaju poradnika reakcji dla psychologów i psychoterapeutów, bo oni faktycznie mają ciężko w pewnych nieprzewidywalnych, trudnych sytuacjach w pracy, a pewne przykłady i wskazówki mogłyby im pomóc oswoić się i wyrobić jakże cenną elastyczność działania.
Może się podejmę, kto wie? :)

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

4
No cóż... Skoro ten tekst nie jest wprawką warsztatową n/t jak napisać dyskusję zbuntowanego dzieciaka z osobą dorosłą, lecz ma odtwarzać realia naszej codzienności w sposób mniej więcej prawdopodobny, to... To zaczynamy.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Na miejscu była policja i sanitariusze karetki.
W domu śmierdziało stęchlizną, na ścianach kwitł grzyb, wykładzina zwijała się i odsłaniała pod sobą zbutwiałą podłogę. Panował bałagan – rzeczy: ubrania, talerze, resztki jedzenia oraz puste butelki i strzykawki walały się po podłodze.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Przy stole, w kuchni, dostrzegłam owiniętego w koc, skulonego dzieciaka, a obok, z dalece zakłopotaną miną, siedział jakiś funkcjonariusz.
- O, przyszły panie psycholożki – rzekł z ulgą i natychmiast podniósł się z krzesła.
Skoro urzędniczki MOPS dostały informację, ze Sara Rokicińska nie żyje, to znaczy, ze lekarz, który przyjechał karetką, wystawił już świadectwo zgonu (tego nie robią sanitariusze). Być może on też zawiadomił MOPS, że trzeba zając się dzieckiem (wcześniej musiałby porozmawiać z chłopcem albo sąsiadami, wypytać o jego sytuację). Czy może chłopiec sam zadzwonił, ze matka umarła? Jakkolwiek było, cala ekipa ratunkowa odjechała czym prędzej, bo po stwierdzeniu, ze Sara nie żyje, nie miała tam nic więcej do roboty. Urzędniczki z opieki społecznej raczej nie miały szans, żeby zastać przed domem karetkę i sanitariuszy.
Do zgonów, które nie budzą podejrzeń, nie wzywa się policji, bo i po co? Zmarła była jednak kobietą młodą, lekarz wystawiający świadectwo zgonu miał pewnie rozmaite podejrzenia i wątpliwości (samobójstwo? Zabójstwo? Śmierć w wyniku działań innych osób? Przecież mogła z kimś imprezować), więc zawiadomił policję, która rozpoczęła dochodzenie. Jakieś oględziny miejsca, zwłok, spisywanie protokołu, czekanie na prokuratora... Zamieszanie.
W każdym razie: w domu jest nie tylko bałagan, lecz także ciało Sary. Nawet w przypadku zgonów nie podejrzanych sanitariusze nie zabierają zwłok, to nie jest ich rola. Należy zawiadomić zakład pogrzebowy, który tym się zajmie. Kto miałby to zrobić? Ano, najprawdopodobniej właśnie urzędniczki z opieki społecznej, jeśli Sara nie miała żadnych dorosłych krewnych.
Jeśli jednak tam w mieszkaniu jest policja, to pewnie prokurator zadecyduje, co zrobić z ciałem (sekcja zwłok?).
No i jeszcze ten dzieciak, Adam. I panie psycholożki. Cokolwiek mało empatyczne, jak na moje wyczucie.
Mogły na przykład: upewnić się, ze dzieciak siedzi tak, ze nie widzi zwłok matki (leżących na podłodze? Na tapczanie? Czymś przykrytych?) i zatroszczyć się, żeby jak najmniej dostrzegał z całego zamieszania. (Zakładam, ze policja jednak jest tam po coś, a nie tylko w efekcie autorskiej swobody twórczej i naginania realiów). Na wszelki wypadek można choćby zamknąć drzwi do kuchni. Chłopak siedzi owinięty w koc. Któraś mogłaby zapytać: zimno ci? Masz jakiś sweter? Ciepłą bluzę? (Jasne, ze mu zimno, głupie pytanie, ale jakoś trzeba zacząć oswajać tę koszmarną rzeczywistość).
Skoro narratorka Kasia jest stworzona do wyższych celów, czyli dyskusji ontologicznych i teleologicznych, to ta firanowata Eliza, która nie potrafi się zdecydować, czy zemdleć, czy rzygać, czy uciekać, mogłaby wziąć się w garść i zrobić chłopakowi herbatę (kawę Inkę na mleku/cokolwiek ciepłego). Im obu tez. Mogłaby zapytać: chcesz coś jeść? (On pewnie nie chce, lecz zapytać warto). A gdyby się okazało, że w domu nie ma herbaty ani kawałka chleba, to nawet skoczyć do najbliższej Żabki. Wiem, ze pracownicy opieki społecznej nie są zobowiązani do kupowania czegokolwiek podopiecznym z własnej kieszeni, ale tez chyba nie co dzień trafiają na osamotnionego dzieciaka nad zwłokami matki. Można zainwestować parę złotych w chwilową poprawę jego stanu, zamiast schodzić na zawał od słów Ave Satan. Ale nie, lepiej przewracać oczami. Ewidentnie nie wszyscy się nadają do pracy w MOPS. (To tak pod kątem realiów życiowych; w literaturze natomiast kontrast dwóch bohaterek jest jak najbardziej pożądany, chociaż w Twoim tekście poszło to w niedobrą stronę).
Zdaję sobie sprawę, ze ta nieszczęsna Eliza w tle miała służyć jako przeciwwaga dla wygadanej, otwartej i tolerancyjnej Kasi, ale w rezultacie sytuacja wygląda tak, ze obie nie robią nic: jedna przerzuca się z chłopakiem słowami, a druga stoi jak słupek. Cala zaś troska sprowadza się do opowieści, jakie wspaniale są te zakonnice, u których go umieszczą.
A sama rozmowa? Dwie wypowiedzi zwróciły moją uwagę:
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) - Była świetną przyjaciółką, wspaniałą dziewczyną – stwierdziłam.
Niby straszny banał; wiadomo, ze o zmarłych... itd, ale może jednak chłopak zapamięta i uwierzy, ze ktoś lubił i cenił jego matkę. Zawsze coś, lepsze to od tych okrągłych tyrad ogólnożyciowych, których miał okazję wysłuchać i przedtem, i potem.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Pamiętam za to, co mi powiedziała: żebym nigdy się nie zmieniała, zawsze była sobą – szczerą i charakterną dziewczyną, bo za to mnie ceni.
- Podpalę te siostry, jak będą spały – nagle stwierdził.
No i dobrze, że puścił mimo uszu to, co mówiła panna Kasia. Bo jej napompowane ego nie wytrzymało, musiało się dorwać do głosu: patrz, jaka jestem zajefajna! Nie ma to jak autoreklama bez względu na okoliczności. Uch.

I jeszcze jedno: to, co napisałaś, to NIE JEST DRAMAT. Potocznie mówi się o dramacie, mając na myśli jakieś nieszczęście, poważny konflikt czy bardzo trudną sytuację życiową, W teorii literatury dramat to forma sceniczna, przeznaczona do realizacji teatralnej. Jego podstawowe gatunki to tragedia i komedia (również inaczej funkcjonujące w języku potocznym). Twój tekst zalicza się do epiki jako rodzaju literackiego, może być opowiadaniem albo fragmentem powieści.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

5
Luiza Lamparska pisze: (ndz 25 cze 2023, 19:06) poradnika reakcji dla psychologów i psychoterapeutów
Przecież to oni mają być źródłem dokładnie takich porad xD
Stworzenie poradnika "jak rozmawiać w trudnych sytuacjach z poszkodowanymi", który miałby jakąś wartość, oznaczałoby że albo ich studia są prowadzone totalnie źle, albo system jest niewydolny, albo adresatem poradnika są tak naprawdę inne osoby (ratownicy medyczni, pielęgniarki, fizjoterapeuci, pedagodzy, rodzice - bo w tych zawodach, na studiach niby są przedmioty jak "psychologia" ale nie w taki sposób żeby przygotować ich na rozmawianie z pacjentami w sytuacjach trudnych "na linii frontu").

Generalnie chciałam trochę obronić to opowiadanie. Zakładam że tekst pisany przez autora, ma być tym - czym jest. Chyba rzadko odnoszę się w opinii do tego że coś "nie spełniło moich oczekiwań i powinnaś to zrobić zupełnie inaczej" tylko co najwyżej "odebrałam to jako coś takiego, ciekawe co było twoim założeniem, czy po prostu takie coś ci wyszło".
Wydaje mi się że fakt że "nikt nie zaproponował chłopcu czy chce się napić kakao" jest tu akurat błędem albo czy jest istotny, bo gdyby to miał być kryminał to pewnie wymagałabym większej szczegółowości, wiarygodności (zgodności z faktycznymi procedurami nt. obecności lub nie śledczych itp.). Wszystko jest moim zdaniem użyte tylko po to, żeby w miarę płynnie przedstawić scenę i przejść do kluczowej dla opowiadania rozmowy między Kaśką i dzieckiem. W której miała się rozstrzygnąć kwestia czy herezja i anarchia jest faktycznie dobrym podejściem, radzenia sobie z problemem podległości wobec dorosłych... albo jaką rolę w odpowiedzialności za dzieci odgrywają sąsiedzi i znajomi rodziców. Taki malutki, prywatny targ z małym diabłem, o sumienie ambitnej pracownicy opieki społecznej. To taki ciekawy kamyczek do tematu, który w polskich mediach pojawia się co jakiś czas i będzie pojawiał (katowanie i zaniedbania na dzieciach w rodzinach patologicznych). Bardziej mnie właśnie interesuje rola rozmowy między dziećmi a kobietami z MOPS, albo tego jak te dzieci faktycznie się kształtują w takich warunkach (czy są niewinnymi aniołkami). Kwestie tego jak długo stoi karetka, czy ktoś z policji dotrzymywałby chłopcu towarzystwa do czasu przybycia opieki społecznej, czy powinni zabrać go z miejsca zdarzenia itp. - już mniej. No chyba żeby Luiza pochwaliła się, że odwzorowała sytuację która faktycznie zaistniała albo ściśle z procedurami, a tu jednak:
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Wszelkie przedstawione w utworze zdarzenia i postacie, sytuacje, są wymysłem fikcyjnym.
Rozumiem (chociaż nie pochwalam ;P), że słowo dramat zostało użyte w znaczeniu "dramat życiowy"
A dwa ostatnie przykłady pojawiające się w komentarzu Rubia, bardziej interpretuję jako moment w którym Pani Kasi zabrakło jednak pary, kiedy okazało się, że dzieciak ma wobec niej jakieś osobiste wyrzuty. Kasia jakby straciła trochę gruntu, została dotknięta w osobiste i zaczęła się wykręcać czymś co miało zabrzmieć dobrze. Właśnie banałami, czymś co nie powinno nikogo potępić, wskazywać winnych. To że brzmi to w sposób nadęty i bezsensowny, to inna sprawa. Wystarczy pobyć na dowolnym oddziale dobę, żeby zaobserwować takie teksty u personelu, w sytuacji niewygodnych pytań pacjenta, na które nie ma prostych odpowiedzi (nie wolno nam podważać decyzji kolegów, więc mówi się czasem naprawdę dziwne rzeczy, albo zmienia temat). W takich sytuacjach są właśnie takie ... "typowe" - bo mnóstwo ludzi nie wie co powiedzieć, ale orientuje się czego nie wolno mu powiedzieć (potępić zmarłej). Albo przynajmniej ja to w nich zobaczyłam i to było ciekawe.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

6
Ciężkie narkotyki – są, jest i policja. Wśród karetek mamy i te transportowe dla zwłok, które mogą już wieść do szpitala na sekcję.

Cóż, dla mnie najważniejsze jest pokazanie próby reagowania w sytuacji w której ma się styczność z człowiekiem szczególnie pokrzywdzonym przez los, który wszystko stracił – dzieckiem, które zna rzeczy, jakich żadne dziecko doświadczyć nie powinno. Chłopiec był świadkiem upadku rodziców na samo dno. Jest to sytuacja ekstremalna.

Tak pokrzywdzony przez życie dzieciak jedyne co czuje to ogromny gniew i żal. Towarzyszy mu uczucie, ze każdy, ale to każdy ma lepiej od niego oraz specyficzne piętno pochodzenia z marginesu oraz takiej jakby bariery, która dzieli go od „lepszego” świata.

Dzieciak nie jest zły, on wręcz jest odrętwiały z żalu, bólu i rozpaczy, które próbuje wypierać i zastępować pozornym buntem i bezczelnością. Ale ma do tego święte prawo. Ma prawo być najbardziej zły i wściekły na świat na Boga/boga, na wszystko. Przyznanie mu do tego prawa to bardzo ważna rzecz jest oznaką szacunku. Na pewno fatalnym pomysłem byłoby powiedzieć: nie bluźnij przeciwko Bogu/bogu, twoja mama i tata są teraz szczęśliwi w niebie i takie tego typu gadki, które jeszcze dodatkowo dadzą mu znać, że jego żal i ból dla nikogo się nie liczą, a liczy się czyjś komfort psychiczny i obrona czyichś tam wierzeń. Jeśli kogoś boli, że skrajnie pokrzywdzony dzieciak mówi do niego „Ave Satan” i że Bóg/bóg jest chujem to jest skrajnym cieniasem dbającym tylko o własne ego i nie nadaje się do tej pracy.

Dla dzieciaka który doświadczył tak okropnych rzeczy i mówi, że Bóg jest chujem to nim jest i koniec kropka. Zaprzeczanie tego może spowodować, jeszcze większy żal i ból i… chęć rozładowania go na innych np. dzieciak może skopać innego dzieciaka na śmierć. Może. Bo mu nie zależy. I nawet jak to zrobi nie będzie żadnym psychopatą, a dzieciakiem który nie poradził sobie z bólem i wściekłością i nie miał wsparcia oraz udzielonej pomocy jak będąc pokaleczonemu przez los, radzić sobie z emocjami w wymiarze ekstremalnym.

Co robi bohaterka – wie, jak dzieciak się czuje, po pierwsze próbuje pokazać, że ma podobnie, że też kiedyś przeżyła tragedię, że nie wszyscy mają dobrze, ROBI TO PO TO, BY MU ULŻYĆ, A NIE POCHWALIĆ SIĘ ŻE MIAŁA ŹLE W ŻYCIU.
Nie zaprzecza dla WŁĄSNEGO KOMFORTU jego odczuciom, że świat bywa paskudny, wstrętny, odrażający bo świat tego dziecka jest paskudny. ONA NIE ZAPRZECZ JEGO ZŁOSĆI, JEGO GNIEWOWI BO WIE, ŻE ZAPRZECZNIE WYWOŁA ODWORTNY EFEKT, WIE TEŻ, ŻE DZICIAK MOŻE CHCIEĆ WYŁADOWAĆ SÓWJ BÓL JAKOLIWEK MU DO GŁOWY RPZYJDZIE, WIĘC PRÓBUJE JAKO PIERWSZA SKUPIĆ NA SOBIE JEGO GNIEW – POZWALA MU POCZUĆ SIĘ TYM SILNIEJSZYM CELOWO - „nie jestem tak silna i dzielna jak ty, a mniej wycierpiałam”.

Kolejna sprawa: w miejscu, w którym ona chwali jego matkę, a potem stwierdza, że to właśnie ta kobieta powiedziała jej, żeby nigdy się nie zmieniała i była charakterna i odważna, nie wprost sugeruje temu dziecku: TO DZIĘKI TWOJEJ MATCE TU JESTEM, NIE PODDAŁAM SIĘ, A WIĘC I TY MOŻESZ SIĘ NIE PODDAWAĆ, MOŻESZ POZOSTAĆ SOBĄ, TYLKO JEDNO MUSISZ ZROBIĆ NIE TKNĄĆ TYCH UŻYWEK, CHOĆBY NIE WIEM JAK CIĘ KUSIŁO, A DODATKOWO: JESTEM TAKA SAMA JAK TY I TWOJA MAMA, JESTEM OUTSIDERKĄ I JESTEM Z TEGO DUMNA.
Tu jest trudność, bo nie może tego wyartykułować wprost, bo będzie to godzić w jego matkę, w stylu: to jak byłą taka mądra i tak dobrze radziła, to czemu sama nie zastosowała się do tych rad. Nie może też powiedzieć wprost tego że on nie powinien tykać używek, bo dzieciak odbierze to jako zakaz lub wywyższanie się, który zaraz złamie. Potem jednak też nie wprost wyjaśnia dzieciakowi, ŻE MOŻNA BYĆ WSPANIAŁYM CZŁOWIEKIEM, ALE WPAŚĆ W TE UŻYWKI, co przytrafiło się jego matce, ale też nie może powiedzieć tego wprost, bo to odbiera szacunek jego matce, która niestety wpadła w te używki. ALE TO ŻE ONA WPADŁA W UŻYWKI, NIE PRZEKREŚLA TEGO, ŻE NAPRAWDĘ BYŁA WSPANIAŁĄ, INSPIRUJĄCĄ DZIEWCZYNĄ – Kasia mówi to w pełni szczerze. Jednak stawia pewne granice, w dyskusji w ten sposób, że na jego życzenie ona nie będzie mówiła mu o prywatnych sprawach relacji jej i jego matki.

Czyli, podsumowując, co robi bohaterka:
- Nie zaprzecz bólowi i żalowi tego dziecka, nie próbuje wybielić tych emocji, stłumić ich, bo wie, że powrócą jeszcze silniejsze, one są druzgoczące i nie znikną zapewnianiem, że wszystko będzie dobrze, a mama i tatuś są szczęśliwi w niebie.
- Pokazuje, że ją też życie doświadczyło, żeby Młodemu było raźniej, a nie by się prześcigać, kto więcej wycierpiał.
- Pozwala mu się poczuć mocnym i nieco na sobie mu odreagować – nazywa go dzielnym i silnym.
- Wie, kiedy postawić granice – prywatnych rzeczy o jego matce i o niej nie opowiada
- Stara się pokazać, że jego matce zawdzięcza to, kim jest i że nawet świetny człowiek może wpaść w nałóg, ale ma wybór, zanim zdecyduje się na ten krok.


Rubio, możesz napisać swą wersję, odpowiedzi na reakcje dzieciaka, chętnie się im przyjrzę, dlaczego by nie? Zachęcam.

[quoe] Taki malutki, prywatny targ z małym diabłem, o sumienie ambitnej pracownicy opieki społecznej. To taki ciekawy kamyczek do tematu, który w polskich mediach pojawia się co jakiś czas i będzie pojawiał (katowanie i zaniedbania na dzieciach w rodzinach patologicznych). Bardziej mnie właśnie interesuje rola rozmowy między dziećmi a kobietami z MOPS, albo tego jak te dzieci faktycznie się kształtują w takich warunkach (czy są niewinnymi aniołkami). [/quote]
Jak na razie dzieciak jest pokrzywdzoną przez los ofiarą, a nie żadnym tam małym diabłem. dziewczyno, nie wypisuj takich krzywdzących i nieprawdziwych osądów.
Młody ma prawo absolutnie mówić, co chce, bo jest w ogromnej rozpaczy, jest strasznie pokrzywdzonym przez los dzieckiem. Nawet może popełnić różne błędy.
Jeśli już jako dorosły, mimo poprawy warunków życia, pozostania otoczony opieką, zacznie w pełnie świadomie, w pełni kontrolowanie utrwalać wzorzec zachowań patologicznych, wtedy tak, ale teraz jest zbrukanym przez los dzieckiem, czegokolwiek by nie zrobił. I rolą osób z nim pracujących będzie pomóc mu się rozwijać i nauczyć zaufania do ludzi, dać oparcie.

Twoim potocznym diabłem, będzie dziecko z dobrego domu, z genetycznym spaczeniem na charakterze, a nie sytuacyjnym, które nie doświadcza traum, jest kochane przez opiekunów, a np. celowo udające ofiarę, by przyciągnąć innych, a potem np. chcące zdominować i wykorzystać ich empatię, znęcające się nad tymi osobami na różne sposoby (takie dzieci też się zdarzają, polecam obejrzeć film „Synalek” z świetnym w tej roli takim blondynkiem, którego najsłynniejsza rola to był Kevin sam w domu; zdana są podzielone, czy można im pomóc, swoja drogą, sami w którymś momencie zauważają, że są inni i że muszą non stop zakładać jakieś maski, by się dopasować, mają też wysoką skłonność do rywalizacji i dominacji, ale nie jest to wyraz ani buntu ani żalu, ani gniewu do świata, czy też braku bycia kochanym lub odrzucenia, a ich narcyzmu i pewnej pustki emocjonalnej, bo poza miłością do siebie samych niczego nie czują, a nawet tę miłość muszą poczuć poprzez kogoś innego, muszą "łykać" cudze emocje, jakby własnych nie potrafili wytworzyć, wewnętrznie biedni są to psychopaci).

A co do poradnika, to nadal pomysł mi się podoba. Studia to tylko taki wstęp do samokształcenia się, które trwa tak naprawdę dalej, przez całe życie.

No więc, dziękuję komentatorkom za wizyty i pochylenia się nad moim tekstem.

Dodano po 2 godzinach 46 minutach 19 sekundach:
Ps. ciut offtopowo, urka to wywołała do tablicy - te na serio "diabelskie jednostki" czyli podstępne bardzo wyrachowane, zimne, nieraz sadystyczne ale bez traum, na które można by zrzucić winę za ich zachowanie, chcę dodać jeszcze, że oni na pewno też cierpią, może to być niewydzielanie neurotransmiterów tak jak trzeba, potrzeba bycia ciągle pobudzonym, zbyt niski próg reaktywności itd, zaburzenia empatii, przez co w ogóle nie mogą się identyfikować z innymi, jakieś takie poczucie oderwania od reszty świata, potrzeba bycia zaakceptowanym z tą innością, ale świadomość też, że jakby inni wiedzieli to potępiliby ich, obawiają się, że nikt ich prawdziwej twarzy by nie zniósł. Może. Nie wiem, próbuję się tu wgryźć w ich umysły.

Co nie znaczy, że trzeba tu robić za Chrystusa i dać się im ukrzyżować, chcieć im nieba przychylić i znosić grzecznie wszystko co fundują, absolutnie nie. Nie o to chodzi.
Chodzi bardziej o odejście od gardzenia "diabłami" i chęci ich "ukamieniowania" na rzecz pogodzenia się z rzeczywistością - ok, tacy są, tak mają.

Łatwo jest potępiać to najprostsza rzecz, sama nieraz potępiałam, mnie także potępiano. Żadna sztuka to potępiać, to najprostsza rzecz.
Im starsza jestem, tym nie patrzę na to wszystko tak czarno-biało. A jeśli łapię się na tym, że patrzę, to kontruję to nieco. Może wcale nie z dobroci serca, a żeby poczuć się lepiej, kto wie, ale jednak moje rozważania stają się bardziej całościowe i złożone, a komentarze czytelników motywują do rozważań o świecie.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

7
urka pisze: (śr 28 cze 2023, 17:18) dziewczyno, nie wypisuj takich krzywdzących i nieprawdziwych osądów.
nie traktuj tak literalnie określania "mały diabeł", skąd wiesz co myślę o chłopcu dokładnie, sama włożyłaś mu w usta słowa które miały wywołać święte oburzenie.
Ludzie głęboko mogą myśleć różne rzeczy ale liczy się właśnie co z tego finalnie wyniknie na zewnątrz. Napisz- to chętnie poczytam.
To ile ten chłopak ma lat?

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

9
Luiza Lamparska pisze: (czw 29 cze 2023, 03:29) Rubio, możesz napisać swą wersję, odpowiedzi na reakcje dzieciaka, chętnie się im przyjrzę, dlaczego by nie? Zachęcam.
Odpowiedzi na reakcje dzieciaka? Gdyby chodziło mi o rozmowę, w ogóle nie pisałabym komentarza.
Rozmowy mogą być różne: niespójne, chaotyczne, przeskakujące z tematu na temat, pozbawione logiki w argumentowaniu, za to pełne emocji, które udzielają się wszystkim rozmówcom — rozmaicie z tym bywa. Nawet dyskusje moderowane, z prowadzącym, którego zadaniem jest pilnować interlokutorów i toku oraz sensu wypowiedzi, tez często wymykają się spod kontroli. Rozmowy w naturze to żywioł trudny do opanowania, w literaturze należy dbać, żeby nie wlokły się tasiemcowo, nadużywając cierpliwości czytelnika, ale u Ciebie tego na szczęście nie ma. Zwróciłam uwagę na dwie kwestie Twojej bohaterki — jedna mi się podobała, druga nie, i to wszystko.
Skoro jednak opisane przez Ciebie wydarzenia miałyby być jakimś punktem wyjścia do poradnika dla pracowników socjalnych, to, jak rozumiem, chciałaś wiernie odwzorować sytuację z życia realnego. Dlatego uderzył mnie całkowity brak reakcji obu bohaterek na poziomie takiej podstawowej, odruchowej wręcz troski o stan chłopaka: czy mu nie zimno, czy nie jest głodny, czy nie należałoby go — w miarę możliwości — odseparować od tego, co dzieje się wokoło. Tutaj nie trzeba szczególnych kwalifikacji, w życiu rolę chwilowej opiekunki z powodzeniem spełnia choćby współczująca sąsiadka, która zabiera dziecko do własnego mieszkania. U Ciebie sąsiadów nie ma, nikt nie interesuje się przyjazdem karetki, a potem policji, panie z opieki społecznej są więc jedynymi osobami, które mogą zadbać o dobrostan chłopca. One jednak nie robią nic.
I o tym był mój post.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

10
Rubia pisze: (sob 01 lip 2023, 10:08) Dlatego uderzył mnie całkowity brak reakcji obu bohaterek na poziomie takiej podstawowej, odruchowej wręcz troski o stan chłopaka: czy mu nie zimno, czy nie jest głodny, czy nie należałoby go — w miarę możliwości — odseparować od tego, co dzieje się wokoło. Tutaj nie trzeba szczególnych kwalifikacji, w życiu rolę chwilowej opiekunki z powodzeniem spełnia choćby współczująca sąsiadka, która zabiera dziecko do własnego mieszkania. U Ciebie sąsiadów nie ma, nikt nie interesuje się przyjazdem karetki, a potem policji, panie z opieki społecznej są więc jedynymi osobami, które mogą zadbać o dobrostan chłopca. One jednak nie robią nic.
I o tym był mój post.
Rozumiem, aczkolwiek, u mnie, chłopak już siedzi w kocu, w kuchni, tam na pewno ciała matki nie ma, jest obok policjant, więc, no można podejrzewać, że te tak to nazwijmy „zaopiekowaniowe wstępne rzeczy” zostały już mu zaoferowane, a nie były szczegółowo opisane, bo nie na nich się w opowiadaniu skupiam.

I jeszcze, jak ja to bym widziała, jak w jaki sposób te zapytania i zaopiekowania robić, a jak nie robić:

Jest bardzo duża niezręczność w bezpośrednim pytaniu się kogoś, czy chciałby się napić, albo czy chce jeść, albo czy jest mu zimno w tego typu sytuacjach. Postaw się na miejscu osoby która przeżywa ogromną tragedię, np. jakby twój mąż i dziecko zginęło np. w wypadku”, dowiedziałaś się o tym, a informujący cię o całej sytuacji, dajmy na to policjant, chcąc jakoś ci ulżyć, ale bardziej sobie, żeby nie móc widzieć tak zrozpaczonej osoby i ją czymś zająć nagle pyta czy nie zrobić ci herbaty. Co byś mu opowiedziała: „nie dziękuję, właśnie mój świat się zawalił, nie, nie chce mi się teraz pić, bardziej to umrzeć mi się chce z rozpaczy.” Tak byś może pomyślała, ale chciałbyś, by ten „pomocny” człowiek dał ci spokój. To może spowodować jeszcze większą barierę między rozmówcami, blokadę wręcz.
Nie w ten sposób to się robi. Zrobić można tę herbatę i postawić na stole, ewentualnie powiedzieć: jesteś blady, dobrze byłoby jeśli byś wypił/wypiła chociaż kilka łyków herbaty, ale nie wolno naciskać.

Przytoczę sytuację prawdziwą z życia znajomej mi pani lekarz. Opowiadała, że kiedyś była na pogrzebie, gdzie to właśnie rodzice chowali córkę; nie dopytywałam o szczegóły, musiała to być śmierć przedwczesna – choroba lub wypadek, nieważne. W pewnym momencie matka tej zmarłej, prawdopodobnie z rozpaczy, stresu dostała zawału i nie dało się jej odratować. Pani doktor widząc, jak bardzo ten opuszczony zarówno przez córkę jak i matkę chłopina cierpi, nagle wpadła na pomysł, że właśnie zaoferuje mu zrobienie herbaty. Spytała: może zrobię panu herbaty?
Relacjonowała mi, że ten mężczyzna spojrzał się na nią tak krzywo i z zażenowaniem, jakby chciał powiedzieć: Mi tu, kurwa żona i córka nie żyją, a pani chce mi to herbatą zrekompensować, czy jak?! Sprowadza pan moją tragedię do napicia się herbaty?! On tego nie powiedział, ale jego wzrok mówił mniej więcej to. Więc pani doktor speszyła się i szybko zeszła mu z drogi, bo nie wiedziała jak ma się zachować, bo to była sytuacja też bardzo trudna. Historia w 100 procentach prawdziwa.
W sytuacjach silnego stresu i rozpaczy nie myślimy o jedzeniu, piciu itd, a jeśli ktoś nam to zaoferuje, możemy odebrać to jako lekceważenie naszego stanu, brak zrozumienia, albo też pokazanie, że sami jesteśmy bezradni i przestraszeni a usilne próbujemy okłamywać siebie i otoczenie i to bardziej nam potrzeba tej herbaty do regulacji naszego stresu i bezradności, co jeszcze bardziej dobija rozmówcę, bo on to instynktownie wyczuwa.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

11
Przyznaję sytuacja jest mi obca, ale rzucił mi się w oczy jeden szczegół logiczny. Kaśka.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wytrzymam dłużej w tym bagnie. Nikt nie traktował mnie tu poważnie. Prosiłam, prawie błagałam o jakieś sensowne zadania, zgodne z moimi kompetencjami, ale poza jednym razem, gdy nie miały kogo wysłać i faktycznie mogłam się wykazać, kończyło się zawsze tak samo.
Z opisu wynika, że Twoja bohaterka znajduje się na samym dole drabiny służbowej, nowo przyjętą do pracy lub nawet stażystką/praktykantką. To tłumaczy dlaczego dostaje zadania poniżej kompetencji i odwala papierkową robotę. Dostaje najgorsze zadania, jej kompetencje nie są uznawane, albo podważane.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) - Dobrze – stwierdziłam. - A zatem, idę do kawiarni, by tam rozpływać się nad postępami projektu, bo przecież mogę, wskaźniki muszą rosnąć w doborowym towarzystwie ciasteczek i kawy – stwierdziłam, pakując papiery i laptop do plecaka.
- Żarty sobie robisz?
- Nie mniejsze niż wy ze mnie.
- A poza tym, dzienniczek pracy uzupełnij, po kolei ma być każda godzina.
- Bajo jajo, wypiję pyszniutką latte z syropem orzechowym za wasze zdrowie.
- Bezczelna… - Poniosło się za moimi plecami.
Jesli ta wymiana zdań ma podkreślić, że Kaśka jest sfrustrowana, to moim zdaniem, coś nie poszło. Wyszła nie tylko na bezczelną, ale też kiepsko pracującą w zespole i nieprofesjonalną, a opuszczenie miejsca świadczenia pracy bez zgody przełożonego, bo "ma ochotę na latte"? Takie wyładowanie frustracji raczej kiepsko świadczy o pani psycholog. Skąd "Szefowa" ma wiedzieć, że nie odstawi takiego numeru w trakcie pracy? Rozumiem, że miejsce pracy określiłaś jako "bagno", ale nawet toksyczność miejsca pracy nie tłumaczy takich zachowań.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) - Kaśka, to wynikło nagle, jak poszłaś, dostaliśmy telefon, a… mój samochód jest zepsuty, no i dziewczyny zaraz jadą gdzie indziej. Szefowa poleciła, żebyś mnie zawiozła.
- Zawiozła? - szyderczo podkreśliłam.
- Kaśka, jedźmy już!
Znowu wracamy do faktu, ze Kaśka jest najniżej w hierarchii służbowej. Sama napisałaś, że ma "robić za szofera" starszej koleżanki
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) - Adamie – zaczęłam, po czym przedstawiłam siebie i koleżankę, powiedziałam kto nas przysłał, co było dość oficjalną formułką, od której często, w podobnych sytuacjach, się zaczynało.
I tu wchodzi moje pytanie: skoro Kaśka jest na najniższym szczeblu drabiny służbowej, jej kompetencje nie są uznawane, dostaje najgorsze zadania, a prowadzi tę rozmowę? Nie powinna tego robić Eliza, jako osoba z większym stażem pracy i doświadczeniem terenowym? Kaśka miała robić za szofera, a prowadzi rozmowę, nikt jej nie przeszkadza, Eliza siedzi cicho. Jak mówiłam, sytuacja jest mi obca, ale chyba bym bardziej uwierzyła, że Adam jakoś bezczelnie zbił Elizę z tropu, rozpoznał dawną koleżankę matki i zaczął z nią rozmawiać. Znajomość z matką Adama, to nie jest żaden konflikt interesów?
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

12
Wydawało mi się, że pewne rzeczy są oczywiste, ale może nie są, dlatego dopisałam co nieco. Fajnie wiedzieć, jak coś jest odbierane, można wtedy doprecyzować, poszerzyć sowią perspektywę, coś uzupełnić. I o to chodzi.
:)

Myślę, że ten brakujący fragment, rozwieje pewne wątpliwości.
Cały czas czytelnicy myślą, że chodzi o MOPS, ale nie jest to MOPS. Co to jest, zostawię dla siebie. W instytucji tej zdarzają się zazwyczaj wizyty u pewnych osób, głównie na diagnozy i takie tam wizytacje w terenie w których nie biorą udziału psycholożki, ale pozostałe pracownice, które mogą zabrać jakby co psycholożkę, ale owe standardowe wizytacje nie są w charakterze interwencyjnym.


- Nie sądziłam, że się odważy. Myśli, że jest tu najważniejsza! Ja, gdy zaczynałam pracę, to nosiłam ludziom kawę – Waleria stwierdziła z poirytowaniem.
- Teraz się we łbach przewraca tym gówniarom! – Hania dorzuciła.
- Spokojnie, projekt niedługo się skończy, a nie zapominajmy, ona jest tu tylko na czas jego realizacji.
- I tak przegina, smarkula jedna.
- A może chce wygryźć Elizę? Kto wie, to protegowana dyrekcji. Jej ojciec zna się z Renatą.
- Dajcie spokój! – Eliza machnęła ręką, starając okazać obojętność, ale wyraz jej twarzy spochmurniał.
Rozmowę kobiet przerwało nagłe pojawianie się w drzwiach dyrektorki.
- Drogie panie, mieliśmy właśnie telefon od pana Ireneusza Kwiatkowskiego. Sytuacja jest… skomplikowana. Mamy trudnego dzieciaka, któremu zmarła matka – prawdopodobnie narkomanka – Sara Rokicińska. MOPS nie może się tym zająć, bo sam ma inne rzeczy na głowie, a policja i sanitariusze chcą w spokoju wykonywać swoją pracę.
- Ale… przecież to nie są nasze zadania – Waleria nagle wypaliła, jakby owa wiadomość była faktem, który wymaga uświadomienia.
- Z wiadomych przyczyn nie możemy odmówić panu Ireneuszowi. Tu napisałam dane, proszę - pani Eliza pojedzie – stwierdziła wręczając bladej jak ściana pracownicy kartkę. - Gdyby pan Ireneusz np. prosił o telefon lub sugerował dalszą współpracę, należy okazać stanowczość i zaznaczyć doraźność zaoferowanego wsparcia.
Eliza mimowolnie zaczęła trząść się niczym osika.
„Czy ona oszalała?! Jestem tu od sporządzania diagnoz, a nie interwencji i negocjacji z jakimś cwaniakiem chcącym się nami wysługiwać!”
- Tak, dobrze, pani Renato – odparła, zwiesiwszy głowę.
Dyrektorka, widząc jej niewyraźną minę, nagle zwróciła się do pozostałych pracownic:
- Jednakże, Eliza nie może pojechać sama, ponieważ jej samochód ma awarię, która z pań chciałaby ją wesprzeć i przy okazji dotrzymać jej towarzystwa?
Na sali zapanowała cisza.
Renata nagle spojrzała na puste biurko.
- A gdzie pani Kasia?
Waleria zdawała się tylko czekać na to pytanie.
- Oznajmiła, że wybiera się do kawiarni, gdzie będzie pracowała nad wskaźnikami projektu.
- Dawno?
- Przed chwilą – Eliza natychmiast dokończyła za koleżankę, po czym wybiegła z gabinetu.
- Oby pani Elizie udało się dogonić panią Kasię – dyrekcja nieco teatralnie złożyła dłonie w małżyk. – W końcu najważniejsza jest dobra atmosfera, wzajemne wspieranie się. Nigdy nie wiemy, na kim przyjdzie nam polegać.
- Dogoniła ją – Hania, spojrzawszy w okno, oznajmiła.
- A jak pani Kasia odmówi? Np. stwierdzi, że nie płacą jej za to czy coś w tym stylu – Waleria nagle spytała, udając szczere zmartwienie.
- Myślę, że pani Kasia nie odmówi pani Elizie – Renata stwierdziła, jej ton głosu nie zdradzał nawet cienia zawahania.
- Wsiadły do auta. Ruszają - Hania, czując się chyba kimś w rodzaju głównego prowadzącego jakiś program informacyjny, dokończyła relację.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

13
Luiza Lamparska, moim zdaniem nie należy zakładać, że coś jest oczywiste. Skoro to nie jest MOPS, to na myśl przychodzimy mi PPP (Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna). Mogę się mylić. Przeczytałam tekst drugi raz, razem z dodanym fragmentem.
Ok, ta interwencja to działaność doraźna. Rozumiem, chociaż zastanawiam się dlaczego p. Kwiatkowski nie ściągnął nikogo z Pogotowia Opiekuńczego, skoro to akcja doraźna, to czy ma znaczenie kto Adama odwiezie do Domu Dziecka?
Kasia jest zatrudniona przy projekcie i po jego zakończeniu może skończyć bez pracy. Ok. Dalej dziwi mnie, że kierowniczka nie zareagowała na samowolne opuszczenie miejsca pracy. Nie wiem jakie dokumenty są potrzebne do "uzupełniania wskaźników", ale w instytucji zajmującej się "stawianiem diagnoz" mogą zawierać dane osobowe lub wrażliwe. Heloł! Tajemnica służbowa! Kaśka powinna co najmniej reprymendę dostać.
Nawet jeśli ta instytucja zajmuje się stawianiem diagnoz, to mają kontakt z różnymi ludźmi, trudno mi uwierzyć, że psycholożki nie są przygotowane do jakiejś doraźnej, przynajmniej minimalnej pomocy. Panika Elizy "co my mamy powiedzieć" jest nie na miejscu. Czy to jakiś obiad "ciepłej posadki"? I mogę się mylić, nie twierdzę, że mam rację dlatego pytam.
Dalej nie wiem dlaczego to Kasia prowadzi rozmowę z Adamem. Jest najmłodsza stażem, prawie na wylocie, a może właśnie dlatego?
I jeszcze jedno, czego nie zapisałam ostatnio:
Luiza Lamparska pisze: (ndz 18 cze 2023, 14:51) Nic, bo wiesz, że tego typu wyładowywanie frustracji, niczego, tak naprawdę, nie zmieni.
taki tekst od osoby, która wyszła z jak burza z biura, bo koleżanki ją sfrustrowały, brzmi wręcz śmiesznie.
Ogólnie, to nowy fragment rozjaśnił głównie pozycję Kasi i naturę opisanej interwencji. W obliczu nowego fragmentu logika mi się wykracza w stosunku do Kasi, tak. Znowu. Dlaczego? Jej ojciec obwiniał ją o samobójstwo matki (przemoc psychiczna), była w ośrodku Słoneczko i zakonnice są dla niej jak "ciocie", czyli sugeruje to, że została odebrana ojcu i trafiła do ośrodka. A potem ojciec to znajomy Renaty (dyrektorki) i załatwił jej pracę. Po drodze stary wyszedł na prostą i próbował jej jakoś zadośćuczynić?
I jaka by to nie była instytucja, to dyrektorka przyjaźniła się z kimś, kto znęcał się nad własnym dzieckiem i stracił, bądź ograniczono mu prawa do opieki?
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

14
Luiza Lamparska, nie rozumiemy się. Ty wychodzisz od jakiejś koncepcji wzorcowego/podręcznikowego reagowania na zachowania osoby (w tym przypadku dziecka) będącej w głębokim stresie, poprzez wyłącznie werbalne reakcje na to, co ona mówi. Po jednej i po drugiej stronie uwzględniasz jedynie słowa, jakby w ogóle nie liczył się taki czysto fizyczny aspekt całej sytuacji. Ja widzę zaniedbanego, zziębniętego, prawdopodobnie głodnego chłopaka, któremu przydałaby się bardziej wymierna, konkretna troska o jego stan. Jedno drugiego nie wyklucza i kompletnie nie rozumiem, dlaczego proste pytanie: zrobić ci herbaty? skierowane do dzieciaka miałoby być naruszeniem reguł właściwego postępowania czy wręcz objawem lekceważenia. Zresztą, sama wskazujesz możliwość innego rozwiązania.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 02 lip 2023, 00:21) Zrobić można tę herbatę i postawić na stole, ewentualnie powiedzieć: jesteś blady, dobrze byłoby jeśli byś wypił/wypiła chociaż kilka łyków herbaty, ale nie wolno naciskać.
No to dlaczego żadna z tych wykwalifikowanych psycholożek tego nie zrobiła? Nie naciskając?
I jeszcze jedna kwestia.
Luiza Lamparska pisze: (ndz 02 lip 2023, 00:21) Postaw się na miejscu osoby która przeżywa ogromną tragedię, np. jakby twój mąż i dziecko zginęło np. w wypadku”, dowiedziałaś się o tym, a informujący cię o całej sytuacji, dajmy na to policjant, chcąc jakoś ci ulżyć, ale bardziej sobie, żeby nie móc widzieć tak zrozpaczonej osoby i ją czymś zająć nagle pyta czy nie zrobić ci herbaty. Co byś mu opowiedziała: „nie dziękuję, właśnie mój świat się zawalił, nie, nie chce mi się teraz pić, bardziej to umrzeć mi się chce z rozpaczy.” Tak byś może pomyślała, ale chciałbyś, by ten „pomocny” człowiek dał ci spokój. To może spowodować jeszcze większą barierę między rozmówcami, blokadę wręcz.
Argumenty ad personam bywają ryzykowne... To cenne, że postanowiłaś poszerzyć horyzonty mojej wyobraźni, ale... Mam już za sobą śmierć kilku bliskich mi osób; moja mama zmarła nagle i tak się złożyło, że byłam wtedy sama, gdyż reszta rodziny akurat wyjechała. Pamiętam, ze jeśli profesjonaliści są rzeczywiście profesjonalni, a sąsiadki powściągliwe w użalaniu się, to trudno mieć im za złe jakieś drobne, opiekuńcze gesty, choćby były zbędne. Ranić może natrętna ciekawość czy bezsensowne wypytywanie, życzliwość natomiast, nawet niezręcznie wyrażana, jest wartościowa i nie ma sensu jej deprecjonowanie opinią, ze "oni/one robią to dla siebie, nie dla mnie". To tak nie działa, w każdym razie nie u wszystkich.
Zresztą te przykłady, które podałaś w swoim poście — hipotetycznej mnie i owego nieszczęsnego człowieka, któremu zmarły córka i żona — wspierające Twój pogląd, że ludzie dotknięci nieszczęściem pragną jedynie, żeby zostawić ich w spokoju, są właśnie całkowitym przeciwieństwem postaci, jaką wymyśliłaś. Chłopak jest pełen złości, buntu, on wcale nie chce, żeby dać mu spokój, nie wycofuje się, nie zamyka, lecz szuka kontaktu, sam atakuje, prowokuje wręcz, spodziewając się jakiejś kontry. Jasne, że ma do tego prawo. Spektrum zachowań w takiej sytuacji jest dosyć duże i dotyczy to wszystkich stron, więc nie wiem, jaki jest sens łączenia tych sprzecznych postaw w jedną całość. Żadna z nich nie jest argumentem przeciwko pozostałym reakcjom.
Natomiast ten fragment, który ostatnio wrzuciłaś, w ogóle nie klei się z poprzednim, wydaje się dopisany tylko po to, żeby odpowiedzieć na pytania silvy. Umieściłaś w nim rozmaite "gadające głowy", najzupełniej niepotrzebne. Do przedstawienia tła tej całej akcji z wyjazdem w zupełności wystarczyłaby rozmowa dziewczyn w samochodzie. Kasia mogłaby np. zapytać Elizę: a dlaczego szefowa wysłała właśnie ciebie? Przecież ty nie jesteś od interwencji, tylko od... Potem jakieś wyjaśnienie Elizy i dalej — już w formie komentarza jedynie w myślach — reakcja Kasi, coś w stylu: jasne, a mnie ciągle traktują jak dziewczynę na posyłki, bo ten projekt, do którego trafiłam, i tak niedługo się kończy. Niedoczekanie ich! Plus ewentualnie jeszcze coś nieprzychylnego o samej Elizie, co uzasadniałoby jej późniejsze zachowanie w domu Sary. Jeżeli, oczywiście, zamierzasz rozwijać ten tekst w jakąś dłuższą opowieść o pani psycholog, gdyż wtedy będzie miała znaczenie struktura całości.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Ave Satan [dramat, okazjonalne wulgaryzmy]

15
Nie należy obrażać się, że jest się proszonym o stawienie się na miejscu bohaterów w trudnym położeniu, nie jest to argument ad personam, a zrozumiała próba wyobrażenia sobie jakiejś sytuacji.

Aczkolwiek, w przypadku obecnych komentujących, wszystko, co kluczowe, zostało już przeze mnie bardzo dokładnie wyjaśniane.

Na obecną sytuację, nie widzę też potrzeby, by jakoś ingerować w wizje czytelniczek, czy też coś im sugerować, wyjaśniać, dodawać kolejne informacje nieistotne dla krótkiego opowiadania, bo tak właściwie zaczyna robić się offtop czyli drobiazgowo szczegółowy aneks do … powieści(?), która nie istnieje.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”