„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

1
Opowiadanie zawiera drastyczne sceny i wulgaryzmy

Pisk hamującej lokomotywy mógłby wyrwać ją ze snu, jednak znajdowała się w miejscu, gdzie nie wolno zasypiać. Umrzeć? Owszem, zdarzyło się kilka razy. Na inną formę odpoczynku nikt nie liczył. Wystarczyło spojrzeć na podłogę wagonu- nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Jeśli ktoś padał ze zmęczenia, robił za dywan. Jego ciało zostało obdarte z resztek godności i szacunku, bo żywi musieli po nim deptać.
Ścisk był nie do wytrzymania, a coraz większą klaustrofobię potęgowała wysoka temperatura. Smród potu i odchodów unoszący się między ludźmi w wagonie sprawiał, że kobieta co chwilę traciła przytomność, jednak sukcesywnie ją odzyskiwała dzięki mocnym szturchnięciom ściśniętych wokół niej pechowych pasażerów. Wiedziała, że nie może zasnąć. Była potwornie zmęczona, a jazda pociągiem trwała już niemiłosiernie długo. Nie potrafiła policzyć ile godzin, a może dni tam spędziła - bez okien ciężko określić porę dnia.
Jedyne co mogła powiedzieć z całkowitą pewnością, to to, że był listopad 1942 roku. Nawet jeśli wokół niej panowały temperatury jak w piekle. Kiedy pociąg się zatrzymał, kobieta nie wiedziała, czego się spodziewać: kolejnego postoju czy końca męczarni. Chciała już odpocząć i napić się choć kropelki wody. Obiecali jej, że kiedy dojadą na miejsce, w którym będą pracować, dostaną trochę czasu na odpoczynek. Drgnęła lekko, próbując rozruszać zdrętwiałe nogi, których praktycznie nie czuła i uderzyła lekko kolanem o swoją walizkę. Zamarła, by po chwili napięcia poczuć ulgę. Nic się nie wydarzyło.
Po mieście ludzie rozpowiadali różne wersje wydarzeń. Jedni mówili, że nie ma się czego bać, bo jeśli cię złapią, będziesz mieć szczęście. Pojedziesz do pracy i będziesz mieć większą szansę na przeżycie wojny. Owszem, ciężkiej, ale jaka praca podczas wojny nie była ciężka? Wszystko robiło się o wiele trudniejsze. Nawet podczas rozwożenia gazet mogła cię trafić jakaś zbłąkana kula.
Ci, którzy wystrzegali się łapanek i radzili to samo innym, opowiadali coś całkowicie przeciwnego. Chodziły słuchy, że obozy pracy to tak naprawdę wielkie fabryki stworzone do mordowania ludzi, zwłaszcza Żydów.
Kiedy pierwszy raz to usłyszała, zaśmiała się do chłopczyka z wybałuszonymi oczami, który - tak jak ona - nosił opaskę z gwiazdą Dawida na ramieniu. Popukała się w czoło.
– Masz bardzo bujną wyobraźnie, Aaronie. Przecież tutaj nas nie zabijają. Tak, pozamykali nas w gettach jak w klatkach, ale wciąż żyjemy. Zobacz: ty żyjesz, ja żyję. – Dotknęła palcem jego zadartego noska, by spróbować choć trochę dodać chłopczykowi otuchy. – Nie sądzisz, że gdybyśmy byli martwi, to ta rozmowa miała by miejsce tam? – Wskazała ręką na niebo. – Pośród chmur, aniołków i Pana Boga?
Chłopczyk zastanowił się chwilę i zgarnął rozerwanym butem mieszankę kurzu, gruzu i tynku, leżącą na ziemi. Nie zamierzał dać za wygraną. W jego oczach kobieta dostrzegła, że będzie próbował za wszelką cenę udowodnić swoją rację.
– A co z tymi, których wyprowadzają z domów i zabijają na ulicy? Albo łapią bez powodu na mieście? To też jest moja bujna wyobraźnia, proszę pani?
Nie przewidziała bystrości umysłu tego chłopca, ale w głębi serca ją to rozradowało. Chciałaby, żeby jej dziecko w przyszłości miało w sobie podobną dawkę dociekliwości.
– Oczywiście, że nie Aaronie, ale ci ludzie musieli czymś zawinić, żeby zostać tak brutalnie ukarani.
Spojrzał się na nią złowrogo i splunął na ziemię.
– Pani ich usprawiedliwia, tfu! To potwory, a pani ich usprawiedliwia!
Chciała złapać go za rękę, ale wywinął się jej i uciekł.
Nigdy więcej go już nie zobaczyła. W przeddzień swojego wyjazdu z miasta dowiedziała się, że chłopaka przyłapano w grupie próbującej uciec z getta i publicznie rozstrzelano. Uśmiechnęła się smutno na wspomnienie o Aaronie. Nikogo nie zamierzała usprawiedliwiać. Zwyczajnie próbowała wyjaśnić małemu chłopcu, że ona również ma wątpliwości. Dopiero później domyśliła się, że zrobiła to w najgorszy sposób, jaki tylko mogła wybrać. Nie chciała mu mówić, że sama jest rozdarta pomiędzy pozornie dobrymi, propagandowymi Niemcami, a tymi którzy mordują dla zabawy i jakiejś chorej, megalomańskiej fantazji. Takie wychowanie wyniosła już z rodzinnego domu. Matka od małego wpajała jej do głowy teorię, że w każdym człowieku tli się malutki płomyczek dobra.
Ten płomyczek szybko zgasł w momencie, gdy grupa żołnierzy niemieckich bez ostrzeżenia wpadła do ich kamienicy i brutalnie wyprowadziła wszystkich mieszkańców getta na plac, który znajdował się w okolicy budynków, pozwalając im zabrać ze sobą tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie obyło się bez dźgania kolbą, strzałów, a nawet morderstw z premedytacją. Stojąc w szeregu, widziała, że jeden esesman uśmiechnął się krzywo do jej sąsiada, wyciągnął go z rzędu i po prostu strzelił mu w głowę. Potem, z obrzydliwą ironią w głosie, powiedział, że współczuje rodzinie zabitego, ale nie wie, którzy z zebranych na placu do niej należą. Była o krok od zaprotestowania, żeby tego nie robili, ale jego żona i dwie córki podniosły ręce. Kazał im wystąpić i zabrać ciało, ale kiedy zaczęły się do tego zabierać, strzelił do matki. Gdy kobieta upadła na zwłoki swojego męża, esesman przy akompaniamencie wrzasków dziewczynek kazał im sprzątnąć ciała martwych rodziców.
Teraz, gdy stała w zatrzymującym się wagonie, bała się tego, jaki los ją czekał. Otuchy dodawała jej tylko świadomość, że zrobiła, co tylko mogła, żeby ratować to, co było dla niej najważniejsze na świecie. Wieść o planowanej likwidacji getta nadeszła kilka dni wcześniej i chociaż były to tylko niepotwierdzone plotki, to w takich miejscach jak to trzeba było traktować je bardzo poważnie. Dzięki temu udało się jej zabezpieczyć, jak tylko mogła. W końcu nad ranem wpadli, wyciągnęli z łóżka i wyprowadzili z domu pchnięciami kolby w plecy. Nie zdziwili się, kiedy zabrała ze sobą tylko jedną walizkę, podczas gdy inni mieszkańcy chcieli wziąć ze sobą prawie wszystko, co mieli w domu. Niektórzy przypłacili sprzeczkę z Niemcami własnymi głowami.
Zaciskała kurczowo dłoń na rączce skórzanej torby. Strach coraz bardziej wdzierał się do jej świadomości, ale wszystkie jęki i lakoniczne rozmowy w wagonie nagle ucichły. Teraz słyszała tylko krzyki na zewnątrz, dźwięki odsuwania ogromnych drzwi i wściekłe ujadanie psów. Zadrżała, a zdrętwiałe nogi ugięły się pod nią. Nigdy w życiu jeszcze nie była tak niepewna swoich losów. Zwłaszcza, kiedy wiedziała, że jeden niepozorny ruch może ją zdradzić i zaprzepaścić wszystko, co zrobiła, byleby tylko jej plan się powiódł.
Wtem, okropne skrzypnięcie zasuwy wagonu uświadomiło jej, że nie ma odwrotu. Teraz musi się poddać temu, co nastąpi. W tej chwili stała na rozdrożu, z którego prowadziły tylko dwie drogi. Najgorsza była jednak świadomość, że to nie do niej należał wybór jednej z nich.
Przez powiększającą się szparę w ścianie wagonu, do środka wdarła się zimowa aura. Wszyscy, razem z kobietą, zaczęli mrużyć oczy od oślepiającego śniegu leżącego na zewnątrz. W drzwiach wagonu stał niemiecki żołnierz, który krzykiem i potrząsaniem bronią zmuszał wszystkich do wysiadania.
– Schneller! Schneller! – wrzeszczał.
Nie można było tego nazwać wysiadaniem. Wagon był tak przepełniony, że ludzie dosłownie wypadali z niego na peron. Niektórzy nieszczęśnicy trafili gorzej i wpadali w przestrzeń między wagonem a chodnikiem. Nikt się nimi nie przejmował. Jeśli nie zostali przygnieceni albo zadeptani przez innych, musieli wdrapywać się na peron o własnych siłach. Nikt nie ważył się podejść i pomóc. Oprócz żołnierzy z owczarkami niemieckimi sprawujących pieczę nad transportem po peronie przechadzał się oficer, którego z daleka można było poznać po świeżym i wyprasowanym mundurze. Kobieta odetchnęła z ulgą, choć niepokój nie zniknął. W tym hałasie i zgiełku szansa na powodzenie się jej planu nieco się zwiększała. Podzielono ich na grupy. W jednej stały kobiety i dziewczynki, w drugiej mężczyźni z chłopcami. Potem weryfikowano jeszcze coś, ale kobieta nie wiedziała co i dzielono grupy płciowe na jeszcze dwie odnogi.
Gdy w końcu udało się wszystkich zebrać w grupy - podobne do tej z placu w getcie - gwar niemieckich krzyków, ujadania psów i lamentu oddzielonych od siebie rodzin ucichł. Kobieta z walizką dostrzegła znak na peronie i zrozumiała, że jest w Auschwitz. Nigdy nie słyszała o tym miejscu, więc nie zwróciła na to zbyt dużej uwagi. Stała nieruchomo i czekała na dalsze instrukcje. Niemiecki oficer zaczął przechadzać się po peronie i przyglądać się nowo przybyłym. Po chwili zatrzymał się jednak i czekał, aż gwar ucichnie.
– Witamy was w Auschwitz. W miejscu gdzie dostąpicie rzadko spotykanego zaszczytu na wojnie - wolności – mówił powoli i dostojnie - jakby przemawiał. – Tutaj nie musicie się obawiać o to, że zostaniecie zastrzeleni na ulicy, że wejdziecie na linię ognia podczas walki, czy że spadnie na was aliancka bomba. W tym miejscu będziecie mogli wreszcie odpocząć od chaosu wojny i spokojnie żyć wolnością, którą wam - jako wspaniały naród niemiecki - oferujemy. Tą wolnością będzie praca dla naszego wspaniałego Führera. A wiecie dlaczego? Bo to właśnie praca uczyni was wolnymi ludźmi.
Nikt nie odpowiedział. Nikt nie zareagował. Wszyscy mieli świadomość, że jego słowa nie pokrywają się do końca z rzeczywistością ale nikt nie odważył się mu tego zarzucić na głos.
Po tej krótkiej przemowie kontynuował swoją przechadzkę po peronie i w ciszy, jaka na nim zapanowała, słychać było tylko stukot jego obcasów. Kobieta próbowała opanować strach i drżenie rąk. Zdołała to zrobić dopiero, kiedy Niemiec stanął i spojrzał na nią z nieukrywaną wyższością. Zerknął na walizkę, którą trzymała w dłoni. Serce podeszło jej do gardła, ale spróbowała nie dać po sobie tego poznać. W tamtym momencie zrozumiała, że Auschwitz to ostatnie miejsce na ziemi, w którym można było szukać wolności. Potem mężczyzna obrócił głowę i przeciągnął wzrokiem po innych bagażach.
– Połóżcie wszystko, co macie, na ziemi.– polecił i machnął bronią w kierunku, w którym kazał pasażerom odsunąć się od rzeczy.
Kiedy wykonywali polecenie, uśmiechnął się do niej złowieszczo. Kobieta poczuła dreszcz i czający się do tej pory strach zupełnie ją sparaliżował. Nie chciała wypuścić swojej walizki z rąk.
Nie odda swojego świata w ich plugawe łapska.
Nagle oficer zamachnął się i uderzył ją pięścią w twarz. Zaskoczona kobieta upadłaby, gdyby nie stojąca obok młodsza dziewczyna, która machinalnie złapała ją pod ramiona. Postawiła ją pośpiesznie na miejsce i spuściła wzrok, bo oficer nagle zbliżył się do niej. Złapał ją za ramię i wyciągnął z szeregu.
– Ty żydowska szmato! Kto Ci pozwolił wyciągać te brudne, złodziejskie łapy, co?
Dziewczyna się rozpłakała i panicznie zaczęła błagać o łaskę, kiedy żołnierz wyciągnął z kabury Walthera i przystawił jej do czoła. Pokręcił głową.
– Do czego to doszło, żeby taka plugawa suka miała prawo do życia? – rzucił w powietrze i nacisnął spust.
Huk wystrzału z pistoletu rozległ się w nieprawdopodobnej ciszy. Nikt nie śmiał zareagować. Od tamtej pory każdy obawiał się, że może skończyć w podobny sposób. Oficer splunął na dziewczynę, która drżała spazmatycznie w ostatnich chwilach życia i kopnął ją do przodu. Ciało potoczyło się po bruku i zniknęło w przestrzeni między wagonem a peronem. Tam gdzie wpadali wcześniej inni. Odwrócił się i znowu podszedł do kobiety, która nie chciała oddać walizki. Tym razem rozległ się płacz. I nie był to płacz kogoś, przez kogo właśnie zginęła młoda dziewczyna.
Szloch dobiegał z torby.
Niemiec brutalnie spróbował wyrwać z jej ręki torbę, ale ona walczyła. Wrzeszczała i walczyła, aż do momentu, w którym uderzył ją kolbą pistoletu w twarz. Poczuła, jak wypada jej kilka zębów i usta wypełniają się krwią. Dopiero to sprawiło, że zwolniła uścisk.
Tamten otworzył ostrożnie torbę i oczom wszystkich zebranych ukazało się niemowlę, które – dopóki nie rozległ się strzał – smacznie spało. Niemiecki oficer zacmokał z nieukrywanym podziwem i podniósł dziecko na ręce. Uniósł przedramiona wysoko i krzyknął radośnie do swoich podwładnych.
– Patrzcie jaka niespodzianka! Jak diabeł z pudełeczka! Żydowska szmata chciała zabrać coś ze sobą bez naszej wiedzy!
Kobieta prosiła i błagała, żeby oszczędził niemowlę, by wziął ją zamiast niego, ale nie słuchał. Przestał podrzucać dzieckiem, które nie przestawało płakać. Spojrzał na nią jeszcze raz z tą samą rasistowską wyższością i dumą.
– Sprawdźmy, jak bardzo wytrzymałe są te wasze pomioty.
Złapał niemowlę za nogi, zamachnął się z niewyobrażalną siłą i cisnął płaczącym dzieckiem w metalową ścianę wagonu. Szloch ustał w jednej chwili, a w miejscu, w którym małe ciałko uderzyło o pociąg, została obrzydliwa plama krwi. Dziecko zniknęło pod wagonem. Matka wrzasnęła przeraźliwie, osuwając się na ziemię. Straciła przytomność. Wszyscy, którzy przyjechali razem z nią, patrzyli na tą sytuację z mieszaniną lęku, współczucia, przerażenia i podziwu. Nawet niemieccy żołnierze stali niepewnie, nie wiedząc, jak zareagować na tak bestialski mord w wykonaniu swojego dowódcy.
Oficer, który popełnił tą niewyobrażalną zbrodnię, także się nie śmiał. Otrzepał ręce, jakby rzucił właśnie workiem cementu, założył je za plecy i odszedł od zrozpaczonej matki.
Dla niego była to po prostu kolejna, zwykła i rutynowa czynność...

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

4
Graveyard_Keeper pisze: (czw 06 lip 2023, 17:20) Da się to jeszcze jakoś edytować czy mam wrzucić nowy post?
Nie wiem, musisz zapytać kogoś z Adminów. Ale wrzucanie nowego postu chyba nie ma sensu.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

6
Przeczytałam tekst. Nie jest źle napisany, ale moim zdaniem nie ma sensu.
NIemowlę schowane walizce - raz: po co? dwa: podróż do Auschwitz trwała zazwyczaj kilka dni. I to niemowlę leżało cały czas w tej walizce? Cały czas nie płakało? Nie było głodne?
Co ma ta walizka wnieść do historii? Jeżeli miało pokazać okrucieństwo Niemca, to scena zabójstwa niemowlęcia bez wyciągania go z walizki też by się mogła odbyć. :(
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

7
No dobrze, przyczepiłam się do akapitów, teraz czas na komentarz.
Czytałam tekst dwukrotnie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że usiłując uderzyć w dramatyczny ton, chybiasz celu.
Nie wiem, co wiesz o Holokauście, mam tylko wrażenie, że to wiedza pobieżna spod znaku "to było straszne i nigdy więcej". Warto poczytać wspomnienia (ot, choćby Archiwum Ringelbluma - dostępne w Centralnej Bibliotece Judaistycznej: https://cbj.jhi.pl/collections/749436), warto - choć to piekielnie trudne i najpewniej niemożliwe do końca - przesiąknąć zachowaną w dokumentach grozą, by tekst wyszedł możliwie najbardziej poruszający. Bo nie musi być prawdziwy w 100%, musi jednak poruszać, coś robić czytelnikowi (a przedtem - autorowi, bo literatury rodzi się z mariażu wiedzy i emocji, bez tego nie zaistnieje, nie ma szans nawet stać się literaturą).
Twój tekst, niestety, nie porusza. To klisza, w dodatku mało prawdopodobna. Jeśli kobieta chciała uratować dziecko (bo nie wiem, po co walizka w przeciwnym wypadku), mogła je komuś oddać, wepchnąć (dać komuś do rąk, jeśli to niemowlę) w tłum gojów podczas przejścia przez miasto, szukać innego ratunku... Nie rozumiem więc, co ta walizka robi w tekście. I co robi w niej dziecko. I jeszcze - w transportach już raczej nie było małych dzieci, je zabijano wcześniej, dla oprawców dziecko, niemowlę to balast, po co go wieźć gdzieś? Wiem, to straszne, ale z tego co wiem, tak właśnie na nie patrzono.
ithi wspomina o płaczu, głodzie, niemowlęcym kwileniu - no właśnie, co z tym? I po co walizka?
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

8
ithi pisze: (czw 06 lip 2023, 20:34) Przeczytałam tekst. Nie jest źle napisany, ale moim zdaniem nie ma sensu.
NIemowlę schowane walizce - raz: po co? dwa: podróż do Auschwitz trwała zazwyczaj kilka dni. I to niemowlę leżało cały czas w tej walizce? Cały czas nie płakało? Nie było głodne?
Co ma ta walizka wnieść do historii? Jeżeli miało pokazać okrucieństwo Niemca, to scena zabójstwa niemowlęcia bez wyciągania go z walizki też by się mogła odbyć.
Opowiadanie jest oparte na zeznaniach mężczyzny znanego jako księgowy z Auschwitz i to co powiedział zainspirowało mnie do "ubrania" tego co powiedział w tekst literacki. Skoro twierdził, że widział jak kobieta została wywleczona z transportu a żołnierz wyciągnął z jej walizki dziecko to, to przekazałem. Nie rozumiem stwierdzenia "nie ma sensu". W tamtych czasach większość rzeczy która się działa przekraczała wszelkie ludzkie rozumowanie. Nie wiem co się działo podczas transportu. Może szczęśliwym trafem przeżyło? Może umierało w walizce, a żołnierz tylko dokończył "dzieła"?
Wiem że chodzi Ci bardziej o brak logiki w tekście. Nie chodziło mi o ukazanie samego aktu mordu. Takich prac są tysiące o wiele lepszych ode mnie autorów. Ja tylko chciałem pokazać obraz matki walczącej za wszelką cenę o uratowanie swojego dziecka (nie oceniam desperackiego kroku jakiego się podjęła).

Dodano po 6 minutach 3 sekundach:
Czarna Emma pisze: (czw 06 lip 2023, 21:39) No dobrze, przyczepiłam się do akapitów, teraz czas na komentarz.
Czytałam tekst dwukrotnie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że usiłując uderzyć w dramatyczny ton, chybiasz celu.
Nie wiem, co wiesz o Holokauście, mam tylko wrażenie, że to wiedza pobieżna spod znaku "to było straszne i nigdy więcej". Warto poczytać wspomnienia (ot, choćby Archiwum Ringelbluma - dostępne w Centralnej Bibliotece Judaistycznej: https://cbj.jhi.pl/collections/749436), warto - choć to piekielnie trudne i najpewniej niemożliwe do końca - przesiąknąć zachowaną w dokumentach grozą, by tekst wyszedł możliwie najbardziej poruszający. Bo nie musi być prawdziwy w 100%, musi jednak poruszać, coś robić czytelnikowi (a przedtem - autorowi, bo literatury rodzi się z mariażu wiedzy i emocji, bez tego nie zaistnieje, nie ma szans nawet stać się literaturą).
Twój tekst, niestety, nie porusza. To klisza, w dodatku mało prawdopodobna. Jeśli kobieta chciała uratować dziecko (bo nie wiem, po co walizka w przeciwnym wypadku), mogła je komuś oddać, wepchnąć (dać komuś do rąk, jeśli to niemowlę) w tłum gojów podczas przejścia przez miasto, szukać innego ratunku... Nie rozumiem więc, co ta walizka robi w tekście. I co robi w niej dziecko. I jeszcze - w transportach już raczej nie było małych dzieci, je zabijano wcześniej, dla oprawców dziecko, niemowlę to balast, po co go wieźć gdzieś? Wiem, to straszne, ale z tego co wiem, tak właśnie na nie patrzono.
ithi wspomina o płaczu, głodzie, niemowlęcym kwileniu - no właśnie, co z tym? I po co walizka?
Na większość Twoich pytań odpowiedziałem w poprzednim poście, jeśli chcesz to przeczytaj. Co do wiedzy o Holokauście, kolejny raz czytam że ktoś zarzuca mi ignorancję i brak jakiegokolwiek researchu. Myślę, że posiadam na jego temat sporo więcej wiedzy niż zwykły Kowalski bo zwyczajnie się interesuję tematem. Gdyby nie to, nigdy nie wpadłbym na to jak Oskar Gröning opowiada o tym wydarzeniu. Jeśli chodzi o zachowanie samej kobiety, to wg mnie był to jeden z bardziej nieprzemyślanych aktów desperacji. Jednak nie uważam tego za niemożliwe. Dokładnej historii nie znam, tylko lakoniczną relację w/w człowieka.

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

9
  1. Pisk hamującej lokomotywy mógłby wyrwać ją ze snu, jednak znajdowała się w miejscu, gdzie nie wolno zasypiać. | Zdanie otwierające -- ok.
  2. Umrzeć? Owszem, zdarzyło się kilka razy. | Abstrakt. Wolałbym abyś wprost napisał, że jedynym odpoczynkiem była śmierć. W przeciwnym wypadku widać, że coś kombinujesz.
  3. Smród potu i odchodów unoszący się między ludźmi w wagonie sprawiał, że kobieta co chwilę traciła przytomność, jednak sukcesywnie ją odzyskiwała dzięki mocnym szturchnięciom ściśniętych wokół niej pechowych pasażerów. | Czuć przeładowanie zdania. Zatem propozycja redukcji.
  4. Niemiecki oficer zaczął przechadzać się po peronie i przyglądać się nowo przybyłym. | Raczej: niemiecki oficer przechadzał się po peronie.
  5. Jedyne co mogła powiedzieć z całkowitą pewnością, to to, że był listopad 1942 roku | Niezręczna konstrukcja. Najprościej naprawiłbym przez odwrócenie: był listopad 1942 – to jedyne co mogła powiedzieć z całkowitą pewnością
  6. Wieść o planowanej likwidacji getta nadeszła kilka dni wcześniej i chociaż były to tylko niepotwierdzone plotki, to w takich miejscach jak to trzeba było traktować je bardzo poważnie. | Czasem trafiają Ci się nieręczne sformułowania, ale ogółem w porządku.
  7. Wagon był tak przepełniony, że ludzie dosłownie wypadali z niego na peron. | Zbędne.
  8. patrzyli na tą sytuację | Masz tu biernik, więc: tę sytuację.
  9. Huk wystrzału z pistoletu rozległ się w nieprawdopodobnej ciszy. Nikt nie śmiał zareagować. Od tamtej pory każdy obawiał się, że może skończyć w podobny sposób. | Od tamtej pory? Odniosłem wrażenie, że ciągle mają tego świadomość.
  10. ukazało się niemowlę, które – dopóki nie rozległ się strzał – smacznie spało. | Hmm… Wątpliwe. A nie udusiło się przypadkiem, wskutek nadmiernego stężenia dwutlenku węgla, choćby?
  11. Otrzepał ręce, jakby rzucił właśnie workiem cementu, założył je za plecy i odszedł od zrozpaczonej matki. | z tym cementem niezbyt pasuje, bo osesek to raczej nie dwadzieścia pięć kilo.
  12. Ogółem rozumiałem o czym piszesz i czytało się nie najgorzej, czyli zachodziła prawidłowa komunikacja z czytelnikiem.
  13. Niestety, czuję przesyt tematyką i szybko się uodparniam na najcięższe zbrodnie. Na tym polu tekst wypadł bardzo jednostajnie: mordują, męczą, mordują, męczą... Może jakieś pozytywne wspomnienie zmieniło by trochę mdły smak, a przy okazji wzmocniłoby kontrast, wszak ludzie w beznadziejnych sytuacjach starają się myśleć o czymś przyjemnym. Może także dałoby się pograć naiwnością postaci głównej. :hm:

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

10
Graveyard_Keeper pisze: (czw 06 lip 2023, 23:13) Skoro twierdził, że widział jak kobieta została wywleczona z transportu a żołnierz wyciągnął z jej walizki dziecko to, to przekazałem.
No właśnie. Ale przekazałeś tak, że czytelnik ma więcej wątpliwości niż wiary. A to podstawowe zadanie autora - czytelnik musi uwierzyć w Twoją historię.
Sytuacja miała miejsce. Ale czy rzeczywiście dziecko cały czas podczas podróży było ukryte w walizce? Tego nie wiemy. Nie wiemy też skąd jest ten transport. Nie wiemy kim była ta kobieta. A jeśli chciałeś nas związać z jej historią to chyba warto dać coś więcej? Tu jest właśnie Twoje zadanie jako Autora - daj nam historię w którą uwierzymy.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

11
Graveyard_Keeper pisze: (czw 06 lip 2023, 16:36) Umrzeć? Owszem, zdarzyło się kilka razy.

Tu mam wątpliwość co do zapisu zdania. To brzmi jakby główny bohater umarł kilka razy i zmartwychwstał.
Zostawiła bym
"Umrzeć? Owszem."

Dodano po 7 minutach 3 sekundach:
Max pisze: (pt 07 lip 2023, 04:55) Jedyne co mogła powiedzieć z całkowitą pewnością, to to, że był listopad 1942 roku. Nawet jeśli wokół niej panowały temperatury jak w piekle. Kiedy pociąg się zatrzymał, kobieta nie wiedziała, czego się spodziewać: kolejnego postoju czy końca męczarni.
Tu proponowała bym określić miejsce, nie w każdym kraju w listopadzie jest zimno. Rozumiem zamysł, ale z początkowych fragmentów tekstu nie wynika że chodzi o Polskę, a druga rzecz nie każdy czytający obcokrajowiec będzie wiedział jaka jest pogoda w tym kraju nawet wiedząc co to za kraj.
Warto było by dodać coś więcej.

Dodano po 11 minutach 22 sekundach:
ithi pisze: (pt 07 lip 2023, 07:08) Dzięki temu udało się jej zabezpieczyć, jak tylko mogła. W końcu nad ranem wpadli, wyciągnęli z łóżka i wyprowadzili z domu pchnięciami kolby w plecy. Nie zdziwili się, kiedy zabrała ze sobą tylko jedną walizkę, podczas gdy inni mieszkańcy chcieli wziąć ze sobą prawie wszystko, co mieli w domu. Niektórzy przypłacili sprzeczkę z Niemcami własnymi głowami.
W tym fragmencie brzmi to tak jakby to dziecko było w tej walizce całą noc. Skoro Niemcy wpadli rano i wyciągnęli ich z łóżka, to kiedy miała czas schować dziecko, które zapewne płakało, po kryjomu do walizki.
Zamysł fajny ale zapis trochę nie realny.

Dodano po 13 minutach 19 sekundach:
AKoz pisze: (pt 07 lip 2023, 07:35) Wszyscy, którzy przyjechali razem z nią, patrzyli na tą sytuację z mieszaniną lęku, współczucia, przerażenia i podziwu
Ten podziw mi tu nie pasuje, reszta jak najbardziej ale podziw.
„Oto, jak to robisz: siadasz przy klawiaturze i wkładasz jedno słowo po drugim, aż się skończy. To takie proste i takie trudne. ”

Neil Gaiman

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

12
Max pisze: (pt 07 lip 2023, 04:55) Umrzeć? Owszem, zdarzyło się kilka razy. | Abstrakt. Wolałbym abyś wprost napisał, że jedynym odpoczynkiem była śmierć. W przeciwnym wypadku widać, że coś kombinujesz.
Sarkazm, ironia, metafora (nazwij to jak chcesz), spowodowana bezsilnością w stosunku do dramatycznej sytuacji.
Max pisze: (pt 07 lip 2023, 04:55) Huk wystrzału z pistoletu rozległ się w nieprawdopodobnej ciszy. Nikt nie śmiał zareagować. Od tamtej pory każdy obawiał się, że może skończyć w podobny sposób. | Od tamtej pory? Odniosłem wrażenie, że ciągle mają tego świadomość.
Dopóki nie wysiedli z wagonów, dużo ludzi mogło wierzyć że rzeczywiście jadą na roboty. Więc dopiero to, że ktoś do kogoś strzelał uświadomiło ich o tym, że to nieprawda.
Max pisze: (pt 07 lip 2023, 04:55) ukazało się niemowlę, które – dopóki nie rozległ się strzał – smacznie spało. | Hmm… Wątpliwe. A nie udusiło się przypadkiem, wskutek nadmiernego stężenia dwutlenku węgla, choćby?
Tak jak wspominałem wcześniej, sugerowałem się relacją żołnierza z obozu. Może i faktycznie nie powinno przeżyć, może miało dużo szczęścia? Może matka to przewidziała i jakoś temu zapobiegła? Może rzeczywiście dziecko umierało a żołnierz dokończył dzieła?

Resztę uwag zachowam i dzięki nim poprawię tekst. Dzięki za opinię!

Dodano po 7 minutach 41 sekundach:
AKoz pisze: (pt 07 lip 2023, 07:48) Tu proponowała bym określić miejsce, nie w każdym kraju w listopadzie jest zimno. Rozumiem zamysł, ale z początkowych fragmentów tekstu nie wynika że chodzi o Polskę, a druga rzecz nie każdy czytający obcokrajowiec będzie wiedział jaka jest pogoda w tym kraju nawet wiedząc co to za kraj.
Warto było by dodać coś więcej.
Nie jestem zwolennikiem podawania wszystkiego na tacy. Jeśli w listopadzie jest zimno, to miało odnieść się do pewnej części świata w której w tym okresie panuje taka temperatura. II wojna światowa toczyła się praktycznie wszędzie, obozów budowano przerażająco ogromną ilość. Podobnych historii mogła być cała masa, a ja chciałem odnieść się tymi ogólnikami do jak największej ilości z nich. Może to dość pokrętny sposób działania, trudno. Co do czytelników w obcych krajach to nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedykolwiek takich będę miał ;)
AKoz pisze: (pt 07 lip 2023, 07:48) W tym fragmencie brzmi to tak jakby to dziecko było w tej walizce całą noc. Skoro Niemcy wpadli rano i wyciągnęli ich z łóżka, to kiedy miała czas schować dziecko, które zapewne płakało, po kryjomu do walizki.
Zamysł fajny ale zapis trochę nie realny.
Faktycznie, za mało szczegółów. Dopracuję to.
AKoz pisze: (pt 07 lip 2023, 07:48) Ten podziw mi tu nie pasuje, reszta jak najbardziej ale podziw.
Podziw miał się odnieść do tego, do czego posunęła się bohaterka. Bo jak już wiemy, powodzenie jej planu graniczyło z cudem.

Dodano po 1 minucie 49 sekundach:
ithi pisze: (pt 07 lip 2023, 07:08) No właśnie. Ale przekazałeś tak, że czytelnik ma więcej wątpliwości niż wiary. A to podstawowe zadanie autora - czytelnik musi uwierzyć w Twoją historię.
Sytuacja miała miejsce. Ale czy rzeczywiście dziecko cały czas podczas podróży było ukryte w walizce? Tego nie wiemy. Nie wiemy też skąd jest ten transport. Nie wiemy kim była ta kobieta. A jeśli chciałeś nas związać z jej historią to chyba warto dać coś więcej? Tu jest właśnie Twoje zadanie jako Autora - daj nam historię w którą uwierzymy.
Rozumiem. Myślę, że odpowiedzi na Twój komentarz udzieliłem wyżej :)

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

14
Graveyard_Keeper pisze: (pt 07 lip 2023, 09:50) Sarkazm, ironia, metafora (nazwij to jak chcesz), spowodowana bezsilnością w stosunku do dramatycznej sytuacji.
Nie mam co do tego wątpliwości, niemniej czytając wstęp ponownie, także i tym razem czuję zgrzyt. Problemem nie jest identyfikacja co to jest, tylko czy takie wyrażenie Ci potrzebne. :) Mi ono zakłóca nurt czytania.
Graveyard_Keeper pisze: (pt 07 lip 2023, 09:50) Dopóki nie wysiedli z wagonów, dużo ludzi mogło wierzyć że rzeczywiście jadą na roboty. Więc dopiero to, że ktoś do kogoś strzelał uświadomiło ich o tym, że to nieprawda.
Wykreśliłbym tamto zdanie bez żalu, ale mogę ustąpić, bo rzeczywiście brzmi to logicznie. :hm:
Graveyard_Keeper pisze: (pt 07 lip 2023, 09:50) Tak jak wspominałem wcześniej, sugerowałem się relacją żołnierza z obozu. Może i faktycznie nie powinno przeżyć, może miało dużo szczęścia? Może matka to przewidziała i jakoś temu zapobiegła? Może rzeczywiście dziecko umierało a żołnierz dokończył dzieła?
No i to nieszczęsne dziecko. Makabryczny temat wybrałeś, ale faktycznie, gdyby było martwe, gdyby matka taszczyła całą drogę martwe dziecko, to raz, że znika problem merytoryczny, a dwa, wyszłoby coś okropnie traumatycznego i zastanawiającego co do postaci matki. W tym kontekście tytuł wciąż pozostałby ciekawy. :hm:

Tyle ode mnie.

„Płacząca walizeczka” (opowiadanie martyrologiczne) [18+] + P

15
ithi pisze: (pt 07 lip 2023, 07:08) Ale czy rzeczywiście dziecko cały czas podczas podróży było ukryte w walizce? Tego nie wiemy. Nie wiemy też skąd jest ten transport. Nie wiemy kim była ta kobieta. A jeśli chciałeś nas związać z jej historią to chyba warto dać coś więcej? Tu jest właśnie Twoje zadanie jako Autora - daj nam historię w którą uwierzymy.
Tutaj pojawia się problem rozbijający się (tak myślę) tylko i wyłącznie o styl. Chyba że coś źle zrozumiałem. Napisałaś, że powinienem dodać więcej szczegółów. Ja nie jestem fanem czegoś takiego bo mam wrażenie że mogę urazić czytelnika, robiąc z niego mało inteligentnego odbiorcę. To co musiałem, podałem.
Jedną z moich beta-czytelniczek jest ktoś, kto skończył literaturoznawstwo i oceniając inną moją pracę napisała:

"Jeśli nadmiernie coś wyjaśniamy w tekście to znika tajemnica i chęć odkrywania. Bo wszystko już odkryte przez autora.. A czytelnik to odkrywca, chce sam badać grunt, po którym stąpa."

Moim zdaniem niedomówienia zmuszają czytelnika do myślenia, motywują do zastanowienia się nad tekstem. I myślę, że to właśnie nadaje uroku utworom literackim, że każdy może go odebrać jak chce, bo zostawiam pole do popisu wyobraźni. Oczywiście abstrahując od gatunków opierających się czysto na faktach. Nie chcę nikogo obrazić, ale czytelnicy Blanki Lipińskiej czy E.L James, niespecjalnie są moim targetem :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”