W dawnych czasach, które już niemal całkowicie przeminęły, magia i posługujące się nią istoty, a także zaklęte stwory i złowrogie, nieokiełznane bestie zamieszkiwały Zza Światy, pomiędzy którymi można było odbywać podróże.
Wiedza na ten temat była jednak przekazywana wyłącznie nielicznym wybrańcom.
Wielcy bohaterzy musieli stawać do walki ze złem, w obronie dobra, by przezwyciężyć zagrażające równowadze mroczne widmo ciemności i chaosu i zaprowadzić niezbędny wszem wobec praworządny ład i porządek.
Oto legenda jednego z nich…
Początek ciągu tych niesamowicie niezwykłych zdarzeń rozpoczął się właśnie wtedy, kiedy to zgasło słońce tamtego dnia. Choć z pozoru nic na to nie wskazywało, a także nic nie zdawało się wyglądać inaczej niż zwykle, to jednak właśnie to, czego nie można było objąć własnym wzrokiem, miało niebywale odmienić bieg przyszłości. To ten, który był na straży, sprawował nad tym władzę. Bez jakiejkolwiek zapowiedzi nadciągała wielka przygoda, której nikt z nas nie był w stanie przewidzieć, niczym nieokiełznana burza, której nic nie było w stanie zatrzymać.
Zapadła mroczna noc, owijająca całunem swojej ciemności, jak gdyby najczarniejszym płaszczem, małą chatkę gdzieś pośrodku lasu.
Nadszedł właśnie czas, aby całkiem nowe przeznaczenie zostało puszczone w ruch, co też miało tym samym zaważyć na losach nas wszystkich…
Tymczasem, w owej leśnej chatce pewien chłopiec nagle się wybudził…
Ciężko oddychał, a jego ręce wciąż drżały.
Zimny pot, a także przebłysk dopiero co minionego strachu, który wciąż rzucał na niego swój cień.
To był znowu ten sam koszmar. Uciekał.
Nie mógł jej zobaczyć, mógł ją wyłącznie poczuć.
Mroczną ciemność, a w jej czeluści nieznane zło, w pogoni za nim, a on w samym jej środku, próbując uciec, biegnąc prosto przed siebie, całkowicie przerażony…
Za każdym razem, gdy choćby i tylko delikatnie się odwracał, nie mógł zupełnie dostrzec tego, co go ścigało, a jednak z jakiegoś niezaprzeczalnego powodu wiedział… i to będąc tego całkiem pewien, gdy czując ten przenikliwy strach, niczym lepki, lodowaty oddech na swoich plecach, wiedział…
Wiedział to z całą pewnością, bezwarunkowo, nieuchronnie i nieodwracalnie, wiedział, że musiał uciekać…
To było właśnie tam, tuż za nim.
Mógł poczuć to tak blisko, jakby zaraz miało go dopaść.
Wiedział, bez najdrobniejszej choćby wątpliwości, że nie ma wyboru.
Musiał uciekać, biec, ile tylko sił w nogach.
A więc biegł… i biegł, tak, jakby chciał prześcignąć samą śmierć. Biegł i znowu biegł, a potem jeszcze i jeszcze. Daremnie.
Zbliżające się z każdą sekundą zatrważające niebezpieczeństwo bezlitośnie deptało mu po piętach.
Panicznie czuł, że już zaraz miało go dosięgnąć, pochwycić i wciągnąć w swoje głębiny, jakby zaczynał tracić grunt pod stopami, a wir ciemności miał go ściągnąć na samo dno gęstych odmętów mroku.
Nastąpił przeszywający, mrożący krew w żyłach moment, gdy to zalała go kompletnie fala głębokiego przerażenia i desperacji, która w błyskawicznym tempie zaczęła doprowadzać go do paraliżującego szaleństwa.
Gdy już miał stracić panowanie nad sobą i wrzasnąć w niebo głosy, raptownie się przebudził.
…
Chłopiec przetarł czoło z potu, łapczywie łapiąc oddech, próbując dojść do siebie po powrocie do rzeczywistości.
Ten sam koszmar, powracający co jakiś czas…
Choć… nie do końca… gdyż… niby ten sam… a jednak… tym razem… był już nieco inny…
To z pewnością… na pewno przez ten… przerażający wir…
Wracając do niego przelotnie myślami, spowodowało, że twarz wykrzywił mu grymas niechęci i lęku, a w oczach ponownie pojawił się strach, na co odruchowo zadygotał i zaszczękał zębami, przełykając zaraz potem głośno ślinę, po czym szybko nabrał głębokiego haustu powietrza i potarł się żwawo rękami po ramionach. Próbował się uspokoić i pomyśleć trzeźwo, ale jego umysł odmawiał mu posłuszeństwa.
Skup się! - Pomyślał. - Pamiętaj!
Rozmazane i niewyraźne obrazy i sceny z pamięci o jego rodzicach pojawiały się i znikały. Szukał konkretnego wspomnienia, tego z modlitwą. Była to specjalna modlitwa, której dawniej nauczyli go jego rodzice. Ochronna modlitwa, mająca na celu bronić go przed siłami ciemności i zła, które czaiło się w jej czeluściach. Jak dobrze pamiętał, jej moc ochronna była zależna od siły wiary modlącego.
Lecz… czy aby naprawdę tak było?
Nie miał co do tego żadnej pewności…
Nie wiedział też, ile dokładnie upłynęło już czasu od nagłego zniknięcia jego rodziców, a jak bardzo by nie próbował, nie mógł sobie przypomnieć ich twarzy.
Były jak gdyby głęboko ukryte w cieniu…
…
Otrząsnął się, przetarł oczy, po czym rozejrzał się wokół i wtem dostrzegł swoją siostrę śpiącą przy palenisku. Wyglądała na śniącą całkiem spokojnie, mamrocząc przy tym coś pod nosem, raz na jakiś czas. To sprawiło, że czuł się już dużo lepiej, patrząc w tańczący ogień. Jego samopoczucie uległo jeszcze większej poprawie, kiedy to doszedł do wniosku, że, mimo iż chatka, w której żyli, była niezbyt obszerna, zapewniała im schronienie i wystarczającą ilość miejsca na wszystko, co wydawałoby się niezbędne dla ich przetrwania. Byli zaopatrzeni w pożywienie i drewno na opał, a to było na ten moment zdecydowanie najważniejsze.
Próbował policzyć, jednak doszedł do wniosku, że minęło już wiele dni i nocy. Niepokojąco długo z jego punktu widzenia. Wystarczająco na tyle, aby zaczął się zastanawiać, czy w ogóle jeszcze wrócą, czy nie.
Martwił się…
Nic nie wiedział na temat ich zniknięcia, ani też nie mógł zrozumieć, co mogło się stać…
Pewnego dnia, wstał rano jak każdego innego dnia, aby nabrać świeżej wody ze strumienia, ale ich już nie było. Zniknęli bez śladu, jakby całkowicie zapadli się pod ziemię.
Szukał ich przez jakiś czas, wszędzie wokół chatki, ale bez powodzenia…
Pamiętał, że nie powinien zostawiać swojej młodszej siostry zbyt długo samej.
Z początku nie do końca wiedział, co o tym wszystkim myśleć, ale teraz był naprawdę mocno zmartwiony i zaniepokojony.
Mam nadzieję, że nic im nie jest… - Pomyślał. - Mam nadzieję, że wrócą…
Nagle poczuł się smutny i osamotniony, jednak gdy znów spojrzał na swoją całkiem spokojnie śpiącą siostrę, postanowił, że odłoży te przemyślenia do jutra.
Jest środek nocy, powinienem pójść z powrotem spać.
Jutro czeka nas całkiem nowy dzień. - Pomyślał, zamierzając tym samym wrócić czym prędzej do modlitwy.
Zamknął oczy, usiadł wygodnie i starał się oczyścić swój umysł, tak, aby zrobić wystarczająco miejsca do zagospodarowania na rozpoczęcie modlitwy w czystej intencji. Oddychał bardzo powoli i głęboko, a kiedy był już gotowy, pokornie poprosił Niebiosa o ochronę przed ciemnością i złem, dokładnie tak, jak go tego nauczyli jego rodzice. A kiedy tylko skończył wypowiadać modlitwę, praktycznie od razu poczuł na sobie wpływ ciepłej i uspokajającej, pokrzepiającej obecności, która zaczęła jakby stopniowo nabierać kształtów. Czuł wdzięczność, gdy zasypiał, a ostatnią przyświecającą mu myślą było "dziękuję".
Był to jedyny znany mu sposób na obronę przed siłami ciemności i zła, wdzierającymi się do tego świata, których nie można było zobaczyć, ani dotknąć.
Właśnie ta jedna modlitwa.
Czując się wysłuchany i przekonany o wzmacniającej, ochronnej obecności, zapadł ponownie w sen.
Tym razem jednak spał już głęboko i spokojnie.
Cóż on mógł wiedzieć…
Był przecież zaledwie młodym chłopcem…
…
Kiedy wstał następnego dnia, był wczesny poranek, a jego siostra nadal spała. Jak za każdym razem, wybrał się nad strumień, by nabrać świeżej wody. Tym razem jednak postanowił, że po drodze ułoży plan, aby spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o zniknięciu ich rodziców. Gdy wrócił, delikatnie wybudził ją ze snu, a następnie podzielił się z nią wodą do picia, z której pozostałością obmyli swoje twarze, by się orzeźwić. Zaraz potem chłopiec powiedział, że pójdzie potrenować, co nie potrwa zbyt długo i żeby w tym czasie przygotowała dla nich skromny posiłek. Taki właśnie był jego zamiar, jednakże zachował dla siebie, że miał także w planach rozejrzeć się w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Wyszedł zatem ponownie, rozglądając się i poszukując jakichkolwiek śladów, mogących naprowadzić go na choćby i najmniejszy trop, co do tajemniczego zaginięcia ich rodziców. Dołożył wszelkich starań i bardzo dokładnie przeczesał teren wokół ich chatki, strumienia, w lesie i na zboczach góry, jednakże nic nie znalazł, poza naturalnymi śladami życia znanej mu już dotychczas tutejszej fauny i flory. I kiedy tak stał oparty o drzewo, u podnóża góry, spojrzał nagle wysoko, chcąc dostrzec jej szczyt. Była to jedyna góra w okolicy, z wielkim drzewem rosnącym na samym jej wierzchołku. Zdecydował się, że podejmie próbę wdrapania się na nią, tak, by móc trenować właśnie tam, pod samą jego koroną. Miał szczerą nadzieję na to, że rozjaśni swój umysł, a także, iż czekający go tam nieodkryty dotąd widok, może mu pomóc uchylić rąbka tej tajemnicy…
Wcześniej, gdy był młodszy, ta sama góra wydawała mu się być gigantyczną i przytłaczającą wieżą z kamienia, niemożliwą, by choćby myśleć o wdrapaniu się na nią, to jednak teraz wierzył, że mu się uda. I gdy tak krok po kroku, powoli wchodząc wyżej i wyżej, zauważył, jakby skały były ułożone przed nim w ścieżkę, umożliwiającą mu całkiem poprawne i raczej bezpieczne wejście na szczyt. A kiedy w końcu dotarł na miejsce, usiadł bardzo ostrożnie tuż obok górskiej krawędzi i rozejrzał się naokoło, pełen podziwu.
Cóż za niezwykły widok! - Pomyślał.
Czuł się taki drobny, malutki i nieznaczny w porównaniu do tego wspaniałego krajobrazu, rozciągającego się aż po horyzont…
Po nacieszeniu się tym zachwycającym pięknem Matki Natury, które tylko niebywale zwiększyło jego pojęcie miłości i szacunku wobec niej, wstał i zaczął oglądać wielkie drzewo. Ku jego zdziwieniu coś kolorowego na jednej z gałęzi od razu przykuło jego uwagę…
To z pewnością był ptak!
Ptak… iście niesamowity ptak, pełen kolorów, które wydawały się błyskać, tańczyć i świecić, jakby były pełne życia!
Po raz pierwszy od urodzenia ujrzał tak piękne stworzenie…
Doprawdy… ani na moment nie mógł oderwać od niego wzroku.
Lecz nagle, zupełnie niespodziewanie, gdy już miał podejść bliżej, wyciągając rękę, aby go dotknąć, ptak obrócił się i spojrzał mu prosto w oczy…
I to dokładnie w tym samym momencie poczuł, że wydarzyło się coś jeszcze, coś, czego nie mógł dostrzec…
Pomimo iż ptak tylko i wyłącznie utrzymywał kontakt wzrokowy z chłopcem, nie poruszając się ani o włos, ten nieoczekiwanie poczuł się dotknięty i usłyszał pewien nieznany mu dotąd dźwięk, jak gdyby wewnątrz swojej głowy…
A wtedy natychmiast go olśniło.
Raptownie nastąpił nagły rozbłysk ciągu obrazów pewnego wspomnienia, który ukazał się w jego umyśle jak jakaś… wizja.
Było to dwoje ludzi podczas rozmowy, przy ledwo tlącym się świetle, ale nic nie mógł usłyszeć, ani dostrzec…
Nie wiedział zatem, co dokładnie miało tam miejsce, bądź kim byli ci ludzie.
Po chwili jednak coś uległo zmianie…
Raptownie zakończyli swoją rozmowę, schowali i zakryli coś w pośpiechu, a następnie szybko wyszli i zamknęli za sobą drzwi, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Od razu po tym, cały obraz zaczął się wyginać i zamazywać, aż zostały widoczne tylko drzwi, a chwilę później wszystko się rozpłynęło, aby wrócić do normy.
Nie za bardzo mógł pojąć, co to miało znaczyć, lecz miał nieodparte, silne przeczucie, że musi natychmiast wracać do domu…
Rozejrzał się jeszcze po raz ostatni, ale pięknego, kolorowego ptaka nigdzie nie było już widać.
…
Pospiesznie, aczkolwiek i ostrożnie, zaczął zmierzać z powrotem do chatki.
Czuł się jak w transie, ponadto skupił się kompletnie na przeczuciu, które go prowadziło.
Przechodząc w końcu przez drzwi, nie patrzył nigdzie poza legowiskiem.
Tam musi coś być! - Pomyślał i usłyszał się, mówiąc to na głos.
Czuł, że tam coś jest…
Wiedział to!
Bez zastanowienia odkrył legowisko po stronie rodziców, by wtem potwierdzić swoje przeczucie.
Nareszcie, odkrycie na które tak czekał!
Drewniana pokrywa zasłaniająca dziurę w ziemi…
Ostrożnie ją podniósł, znajdując pod spodem dziwne pudełko, pomalowane na czarno i zdobione złotem.
Spróbował je otworzyć, lecz było zamknięte.
Potrząsnął nim, jednak nie wydało żadnego dźwięku, zatem nie mógł wyczuć, czy coś było w środku, czy też nie, a tym bardziej, jeśli było, to co to było…
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia czy przyboru, którym mógłby poradzić sobie z zamkiem, ale to, co od razu rzuciło mu się w oczy, to jego siostra, zapatrzona w niego z zaniepokojeniem, w milczeniu, z lekko rozchylonymi ustami.
Musi być w szoku… - Pomyślał i posłał jej ciepły, pokrzepiający uśmiech, pragnąc dopilnować, że nie będzie się martwić.
Kiedy z powrotem spojrzał na pudełko, znów myśląc o sposobie, jak to by je otworzyć, jego siostra podeszła do niego w miarę szybkim, lecz nieco niepewnym krokiem i położyła mu rękę na ramieniu, mówiąc.
Czy wszystko w porządku, bracie?
Podczas gdy tylko zadawała mu to pytanie, poczuł nagły impuls, który zaczął się już od chwili, kiedy go dotknęła, a następnie połączył go z pudełkiem i jego siostrą jakby energetycznie w jedną całość.
Przez moment zastygli w całkowitym bezruchu…
W następnej chwili dziwny zamek nagle pękł i dwa przedmioty wypadły ze środka.
Chłopiec natychmiast wyciągnął rękę, aby złapać najbliższy jemu, który wyglądał jak czarno biała księga z tajemniczym symbolem pośrodku okładki.
Jego siostra natomiast, zwróciła się w kierunku drugiego przedmiotu, na wpół czarnego kryształu o dziwnym, sześciokątnym kształcie.
Gdy tylko dotknął księgi, poczuł eksplozję wiedzy, którą odczuł za pradawną, a przez ten odłamek czasu, miał wrażenie, jakby odbył wewnętrzną podróż przez różne epoki i miejsca, pośród niekończących się i zmieniających symboli, odsłaniających przed nim odwieczną mądrość.
Gdzieś na obrzeżach swojego umysłu czuł, jak przepływa przez niego pełnia najgłębszego zrozumienia…
Wtem oderwał swój wzrok od księgi, trzymając ją już stabilnie w dłoniach i spojrzał z powrotem na swoją siostrę.
Dosłownie na chwilę przed tym, jak jej palce zetknęły się z kryształem, w desperackiej próbie pochwycenia go, zanim spadnie, mroczna i jakby żywa substancja w jego wnętrzu błyskawicznie pomknęła ku miejscu najbliższym jej rąk.
A zaraz potem… to się stało…
Tak… i to zupełnie znienacka… coś… niczym jakby nie z tego świata… raptownie się rozpętało…
Mianowicie, podczas… gdy tylko jej palce jak gdyby dotknęły mrocznej substancji w krysztale, to właśnie w tej samej chwili, tak, jakby wywrócono świat na drugą stronę, wszystko zaczęło się zmieniać wokół nich…
Nagle, powietrze stało się gęstsze i było o wiele trudniej oddychać. Czuł się teraz tak ciężki, jakby został całkowicie zmieniony w kamień, nie mogąc poruszyć się ani o krok. Nastało zimno, bardzo, bardzo zimno, jak mróz. Kolory ciemniały, jakby światło w nich powoli obumierało, będąc bezlitośnie wydzierane i wciągane w głąb wiru ciemności, razem z jego siostrą.
Zdążył jeszcze jedynie usłyszeć jej wątły krzyk.
Braaacieee… - I było już po wszystkim.
Zniknęła, a wszystko dookoła pogrążyło się w ciemności i zapadła taka… tak bardzo dławiąca… lecz i także… drażniąca zarazem cisza…
Nie było już wcale widać zarysu płomieni, czy też nawet choćby i samego ognia.
Nic, tylko gęsta, pochłaniająca ciemność…
Nie miał pojęcia, ile to mogło trwać, ponieważ dla niego czas jak gdyby stanął w miejscu, z powodu zalewającej go coraz to cięższej fali rozpaczy.
Myślał tylko i wyłącznie o swojej siostrze, czując się całkowicie bezradny wobec odbywającej się na jego oczach strasznej tragedii, która rozdzierała mu serce. Nie mógł nawet poruszyć jednym palcem z powodu tego przerażającego zjawiska…
Niespodziewanie, jakby nigdy nic, w następnej chwili kryształ poczerniał kompletnie, pękł na pół i upadł na podłoże.
W mgnieniu oka wszystko zdawało się już wrócić do normy, co więcej, mogłoby się wydawać, jak gdyby nic tak naprawdę się nie wydarzyło, a jednak jego siostra zniknęła bez śladu…
Jego jakże umiłowana siostra przepadła bezpowrotnie w odmętach wiru ciemności powstałego z czarnego kryształu, który teraz leżał pęknięty poniżej niego.
Bez chwili namysłu wyciągnął po niego ręce i chwycił w obie dłonie kryształ, przykładając jedną część do drugiej, łącząc je ze sobą jakby w całość. A wtedy zupełnie nieoczekiwanie i ku swojemu nerwowemu zaskoczeniu, podczas gdy tylko obie części się zetknęły, kryształ eksplodował odłamkiem prosto w jego głowę, natychmiast przebijając mu czaszkę.
Przez chwilę, która minęła tak szybko, jak i nastała, był bardziej w szoku, niż bólu.
Wtem ponownie zapadła wszechogarniająca go ciemność…
Jednakże tym razem chłopiec stracił przytomność i czas się dla niego, a przynajmniej w jego mniemaniu, chyba kompletnie zatrzymał…
Aczkolwiek, pomimo tego, zaraz potem odniósł on całkiem nagłe i niespodziewane wrażenie, jakby natychmiast po tym się ocknął, czując się kompletnie poza swoim żywiołem, tak, jakby coś przyciągało go w górę, z dala od ziemi.
Spojrzał więc odruchowo w dół i wtedy też dostrzegł tam swoje nieruchome ciało, od którego stopniowo oddalał się coraz dalej, unosząc się coraz to wyżej.
Nie mógł się jednak zobaczyć, oprócz tamtego siebie, pozostającego w bezruchu poniżej, który powoli znikał w oddali, ani też zatrzymać się w żaden sposób.
Po prostu unosił się coraz wyżej i wyżej…
Przelatując swobodnie przez błękitne niebo, dalej ponad chmury i prosto w ciepły blask słońca, usłyszał z oddali pewien głos.
Dokąd zmierzasz, śmiertelniku?
Chłopiec rozejrzał się w poszukiwaniu tego, od kogo dochodził ów głos, aczkolwiek bez skutku.
Gdzie jesteś? - Zapytał głośno, wciąż próbując dotrzeć do źródła głosu.
Po chwili dezorientującej ciszy ponownie go usłyszał.
Oto rozdroża. - Powiedział głos. - Dokąd zmierzasz?
Masz prawo wyboru, lecz wybierz mądrze, śmiertelniku.
Kim jesteś? - Zapytał chłopiec, cały czas próbując odszukać miejsce, skąd dochodził ów głos.
Jestem.
Dokonaj wyboru, śmiertelniku.
Muszę odnaleźć moją siostrę! - Głośno powiedział chłopiec, lekko łamiącym się głosem. - Ale…
Nic nie rozumiem!
Gdzie…
Gdzie ja jestem?
Co się dzieje?
Gdzie ona jest?
Nastąpiła kolejna chwila ciszy.
Jeśli taki jest twój wybór, mogę ci na to pozwolić.
Jednakże musisz wiedzieć, iż możesz już nigdy nie otrzymać możliwości tego wyboru, a i też nigdy nie wrócić z miejsca, do którego się udajesz, aby odnaleźć to, czego szukasz, co będzie z kolei zależało już wyłącznie od ciebie.
Czy wciąż chcesz dokonać tego wyboru, śmiertelniku?
Tak!
Proszę, pozwól mi udać się do miejsca, gdzie znajdę moją siostrę!
Odważny wybór szlachetnej cnoty i poświęcenia. - Odpowiedział głos. - Dostaniesz pozwolenie.
Chłopiec przez następną chwilę czuł się otępiały, jak gdyby trzymający go w ryzach swojej mocy głos był obecnością połączoną z nim samym, to teraz powoli, a jednak stanowczo oddalającą się od niego.
A może to właśnie on sam dryfował coraz bardziej w siną dal?
Wtem coś, co zaczęło zbierać się przed jego oczyma, niczym jakaś przezroczysta substancja, która zaczęła się nagle materializować i przekształcać, zasłaniając mu tym samym pole widzenia, niczym maska, stopniowo objęła jego twarz.
Odniósł wrażenie, jakby w tej samej chwili stracił wzrok.
…
Nagle, znienacka, znalazł się pośrodku głębokiej, mrocznej jamy, lecz zanim nawet zdążył się rozejrzeć, usłyszał niepokojące syczenie węża, co sprawiło, że stanął jak wryty i przeszedł go dreszcz. Nie mógł dokładnie ustalić, czy dochodziło ono z bliska, czy z daleka, co tylko jeszcze bardziej go sparaliżowało.
Wtedy, wbrew sobie, ostrożnie odwrócił się i zobaczył go tuż za sobą.
Przeogromny, srebrny wąż, promieniujący niczym łuną księżycową, który patrzył prosto na niego, a może, wręcz nawet tak jakby, przez niego…
Mów! - Wyszeptał przeszywająco wąż, lecz brzmiało to zarazem tak, jak całkiem normalny, spokojny głos.
Szukam mojej siostry! - Odpowiedział pospiesznie chłopiec, nie kryjąc poddenerwowania.
Wtedy nastąpiła niebywale dłużąca się, przynajmniej dla niego, chwila ciszy.
Jesteś słaby.
Zwłaszcza słaby w tym świecie. - Znowu wyszeptał wąż.
Wiem, że jestem słaby, ale muszę odnaleźć moją siostrę!
Wiem, kim jesteś.
Nie bój się…
Ja - ten po drugiej stronie, jestem tu, aby stać na straży.
Możesz mi zaufać… - Wyszeptał powolnie do chłopca.
Cóż mogę zrobić?
Złóż dla mnie ofiarę, tu i teraz, ze swojej własnej dłoni!
Chłopiec się bał, lecz mimo to bez zastanowienia wyciągnął rękę, aby złożyć ją dla niego w ofierze.
Księżycowy wąż się nie poruszył, a jednak chłopiec poczuł nagłe ukłucie, które zniknęło w mgnieniu oka.
Mój jad jest wystarczająco potężny, by uśmiercić cię szybciej, niż zdążyłbyś mrugnąć.
Jednakże poznałeś sojuszników po obu stronach, a i otrzymałeś też mój jad, który stanie się teraz częścią ciebie.
Bądź pozdrowiony! - Wyszeptał do niego księżycowy wąż, zanim zniknął, prawie natychmiast zanikając w pustej już teraz przestrzeni.
Chłopiec zaraz po tym poczuł, jak odłamek czarnego kryształu, który przebił mu wcześniej czoło, stopił się, a w jego żyłach zaczęła płynąć srebrzysta krew, napełniając go swoją mocą i okrywając widoczną powłoką, niczym zbroją o blasku łuny księżycowej.
Spojrzał odruchowo w górę, a jednak samego księżyca nie było nigdzie widać na niebie, choć musiała być teraz przecież noc, co prawda bezgwiezdna i nieprzenikniona, gęsta, czarna noc…
I to też dopiero teraz spostrzegł, iż był on jedynym źródłem światła pośród tej opuszczonej ziemi, pogrążonej w ciągłej ciemności.
A jednak na swoje własne szczęście, świecił teraz czystym blaskiem, wystarczająco jasno i daleko, aby oświetlać swoje najbliższe otoczenie i kawałek drogi przed sobą…
Wydostał się zatem, ostrożnie, ale i całkiem sprawnie z jamy, tak, aby dalej kontynuować swoje poszukiwania, zmierzając naprzód, do następnego widocznego punktu odniesienia w oddali, wyglądającego niczym jaskrawe ziarnko piasku na skraju horyzontu.
Podążał więc nieustannie do celu, bez poczucia czasu, samotnie, przez wszech obecnie otaczającą go ciemność, jedynie z wiarą i nadzieją na to, iż nadal istnieje szansa, aby odnaleźć jego siostrę, co podtrzymywało go wciąż na duchu.
Ponadto sprawiało to, iż szedł w pełni skupienia, starając się mocno trzymać myśli właśnie o niej.
Jak długo to trwa? - Zaczął się nagle zastanawiać.
Wydawał być się całkowicie pozbawiony poczucia czasu, od kiedy tylko zaczęła się ta cała tragedia. Mimo to jednak czuł, że nie ma ani chwili do stracenia. Musiał iść naprzód, nie poddając się i nie uginając pod ciężarem strachu przed nieznanym.
Lecz im tylko bardziej próbował myśleć o swojej siostrze, tym trudniej było mu się na niej skupić…
Tak jakby te ostatnie chwile, kiedy to czas zamarł, podczas gdy owe tajemnicze i przerażające zjawisko wciągnęło ją w głębiny wiru ciemności i usłyszał ją po raz ostatni, naznaczyły jego umysł za pomocą zaklęcia, zostawiającego za sobą całkowitą pustkę.
Tak, jak gdyby te lata, które spędzili razem, wszystkie dobre i trudne chwile, zniknęły razem z nią, w odmętach nicości.
Nic nie mógł sobie przypomnieć…
Zupełnie tak, jak gdyby nigdy się nie wydarzyły, choć dobrze wiedział, że było inaczej.
Tymczasem został prawie z niczym, poza delikatnym płomykiem ciepła jej obecności, który gościł w jego sercu. Ten mały, tańczący ognik wciąż się tlił, przygasał, roziskrzał i znowu rozpalał.
Z jakiegoś powodu, który wydawał mu się oczywisty, przekonany o nadziei tak żywej, że czuł, jakby mógł ją dosięgnąć i chwycić w swoje dłonie, wiedział, że jeśli zrobi wszystko, co w jego mocy, dokładając wszelkich starań, będzie w stanie ją ocalić.
Natomiast co prawda nie miał zupełnie pojęcia, czy będą oni w stanie stąd wrócić, z powrotem do domu, ale teraz jego najistotniejszym priorytetem było znowu być razem.
Z kolei myśl o tajemniczym zniknięciu ich rodziców wydawała być się nagle o wiele bardziej odległa…
Czy oba zdarzenia mogą być ze sobą powiązane? - Pomyślał, wyłącznie przez moment, dochodząc do wniosku, iż ma teraz o wiele pilniejsze sprawy na głowie.
Wtedy przypomniał sobie także o tym, co powiedział mu księżycowy wąż i skrytykował swoje naiwne podejście.
Bezmyślnie postąpiłem, mogłem zginąć!
Muszę być bardziej ostrożny.
Nie mogę sobie pozwolić na niepowodzenie!
Chłopiec był zły na siebie, lecz zaczął on jednak podejrzewać, iż to strach przed porażką zaczął się powoli do niego dobierać, zakradając się podstępnie w ukryciu.
Zdał sobie sprawę z tego, że musi być pod ciągłą, ogromną presją, powstałą na skutek ciągu tych poprzednich wydarzeń, która zdawała się wciąż narastać, coraz bardziej, tak, jakby miała nigdy się nie skończyć…
Wiedział, iż musi on stawiać czoła stojącym naprzeciw siebie przeciwnością i nie pozwolić na to, by opanował go strach.
Czas również odgrywał tu kluczową rolę…
Chłopiec pomimo to poczuł jednak wdzięczność, z powodu odczucia ciągłego połączenia z obecnością jego młodszej siostry, która dodawała mu ku temu więcej sił i otuchy, a także pomagała mu pozostać w skupieniu na tym, co było teraz najważniejsze.
Odpędzała otaczające go mroczne chmury strachu, zwątpienia, wahania i samotności, co sprawiło, że czując się oczyszczony i wzmocniony, bezzwłocznie poruszał się naprzód. A choć zważał praktycznie na każdym kroku, nie było wokół niego nic, poza oceanem szarego piasku…
Kiedy wreszcie dotarł on już do następnego celu swojej podróży, spostrzegł tam wąski most nad bezdenną przepaścią i jaskrawego, małego lwa, zagradzającego mu przejście na drugą stronę.
Kiedy spróbował podejść bliżej i jakoś obejść lwa, aby wejść na most, usłyszał.
Nie przejdziesz bez mojej zgody! - Zaryczał mały lew.
Chłopcu wydało się to bardzo dziwne, że takie drobne zwierzę potrafi wydać z siebie tak donośny ryk.
Dlaczego? - Zapytał go, zaniepokojony i co nieco zbity z tropu. - Muszę odnaleźć moją siostrę!
Dowiedź swojego męstwa!
Ale…
Ja… nie wiem… jak…
Jak mam to zrobić?
Walcz! - Zaryczał mały lew i skoczył prosto na niego.
To całkowicie go zaskoczyło i to wystarczająco na tyle, by chłopiec się zawahał. Co prawda tylko przez chwilę, gdy instynkt, który bił na alarm, iż nie ma możliwej ucieczki, a pozostaje jedynie walka z małym lwem jako samoistna reakcja obronna, zderzył się z przelatującymi mu przez głowę myślami.
Z jakiegoś powodu czuł on wyłącznie głęboki szacunek do małego lwa…
Mimo iż ten był mniejszy od chłopca i nie wzbudzał w nim lęku, otaczała go pewna moc, siła i aura wyższej energii, którą najbardziej odczuwał w jego spojrzeniu.
Takie czyste i niepokonane oczy, bez przebłysku gniewu, agresji czy nienawiści, bez żadnej niewłaściwej, bądź negatywnej energii…
Sprowadziło się to zatem do wewnętrznego odczucia, głosu, szepczącego do niego, gdzieś, głęboko w środku, że być może jest jeszcze jakieś inne wyjście z tej sytuacji.
Postanowił zatem zaryzykować i zaufać temu, dostosowując się do niego, na tyle, jak to tylko zdawało się być możliwe.
Wierzę! - Pomyślał chłopiec i złapał małego lwa w samą porę.
Przytrzymał go blisko klatki piersiowej i powiedział.
Nie chcę z tobą walczyć…
Czy nie ma innego wyjścia?
Po krótkiej ciszy mały lew wyślizgnął się chłopcu i opadł zwinnie na ziemię, po czym przemówił.
Bądź pozdrowiony, odważny i okazujący szacunek chłopcze, który nie chce krzywdzić innych, ani walczyć z mniejszymi i słabszymi od siebie. Wysłuchaj mojej lekcji!
W królestwie ciemności nawet najmniejsi z nas mogą być zabójczy i pociąć cię na kawałki, ostrymi jak brzytwa zębami i pazurami.
Zachowaj wzmożoną czujność!
Doprawdy, nie jest wcale łatwe, ni proste, by czynić to, co jest słuszne i prawe, lecz właśnie tak musisz postępować, aby iść drogą właściwą, tą, która poprowadzi cię właśnie tam, gdzie musisz się znaleźć, aby odnaleźć to, czego szukasz.
Otrzymasz ode mnie coś jeszcze…
Wydobył z siebie swój ostatni, potężny ryk i zniknął, a z czoła chłopca odpadła pomniejsza kula ciemności. Nie wydała mu się jednak niebezpieczna, gdy tak przyglądał się jej, zaciekawiony, wpatrzony w tę jej nieprzeniknioną, lecz i zarazem bezdenną głębię, więc podniósł ją zatem i zachował, nie chcąc zmarnować niczego, co mogłoby mu się przydać w jakikolwiek sposób, podczas poszukiwań jego zaginionej siostry. Następnie, przeszedł śmiało przez most, lśniąc jeszcze silniejszym i czystszym blaskiem niż do tej pory.
…
Po pokonaniu dość długiej i żmudnej trasy poprzez kolejną pustynię, robiąc slalom uników wokół mrocznych zbiorników jakiegoś płynu, o nieznanej głębokości i zawartości, od których wyczuwał pewne niebezpieczeństwo, tak, jakby coś czaiło się pod samą powierzchnią, w napięciu wyczekując na choćby najmniejsze jego potknięcie, dotarł na skraj szerokiej rzeki. Zobaczył tam dwa niedźwiedzie, toczące nieopodal zaciętą walkę. Jeden był biały, a drugi czarny, lecz poza tym, wydawały mu się identyczne.
Podszedł więc trochę bliżej i natychmiast dostrzegł ogromną różnicę. Czarny niedźwiedź był w stanie wściekłego szału, wyglądając na zaślepionego żądzą krwi i bezustannie atakując drugiego. Biały niedźwiedź natomiast, skupiony i zdyscyplinowany, bronił się przed nim, wciąż próbując utrzymać się na łapach.
Chłopiec poczuł, że musi jakoś zareagować, zrobić coś, zanim dojdzie do nieodwracalnej tragedii. Lecz kiedy tylko zaczął on zatem powoli i ostrożnie do nich podchodzić, w pewnym momencie czarny niedźwiedź raptownie zatrzymał swoją nieubłaganą lawinę ciosów, a następnie uderzył gwałtownie w chłopca. Siła uderzenia odrzuciła go kawałek dalej, to jednak na całe szczęście nie odniósł on żadnych poważniejszych obrażeń.
Nie mogę podejść bliżej…
Czy jest coś, co mogę zrobić?
Biały niedźwiedź wygląda, jakby nie mógł już wiele więcej wytrzymać…
Tamten zaraz rozszarpie go na strzępy! - Pomyślał.
Wtedy przypomniał sobie o zdobytej wcześniej kuli ciemności i zdecydował, że warto raz jeszcze spróbować pomóc białemu niedźwiedziowi. Chłopiec mocno się skupił i ostrożnie rzucił ją za plecy czarnego niedźwiedzia, mając nadzieję, aby choćby na chwilę odwrócić jego uwagę, dając tamtemu szansę ucieczki.
Okazało się to właściwym posunięciem i zakończyło sukcesem. Czarny niedźwiedź od razu zostawił białego niedźwiedzia, po czym natychmiast skoczył na kulę ciemności i pożarł ją. Z początku, wydawało się, jakby czarny niedźwiedź znów miał ruszyć na białego niedźwiedzia, z jeszcze bardziej rozszalałą furią i agresją, gdy niespodziewanie stanął on w czarnych płomieniach, po czym niezwłocznie wskoczył do mrocznej rzeki i zniknął w wartkich prądach jej głębin. Chłopiec, chcąc nie chcąc, poczuł się winny.
Chciałem jedynie zapobiec nieszczęściu, a doprowadziłem tylko i wyłącznie do innego.
To mógł być poważny błąd…
Jednakże, w tej samej chwili jego myśli przerwał biały niedźwiedź, który podleciał do chłopca, unosząc się lekko nad ziemią i przemówił.
Bądź pozdrowiony, błogosławiony chłopcze, wspierający tych, którzy potrzebują pomocy.
Wspaniały chłopcze, stający w obronie tych, którzy wymagają ochrony, wysłuchaj tej lekcji…
Co się stało, to się nie odstanie.
Nie wszystko jest tym, na co wygląda.
To nie takie łatwe i proste, aby wybrać pomiędzy dobrem a złem, czy czarnym, a białym.
A jednak, pomimo tego, trzeba dokonywać wyborów… Właściwych wyborów.
To, co musi zostać zrobione, trzeba wykonać, a każda decyzja niesie ze sobą swoje nieodłączne i nieuniknione konsekwencje.
Czarny niedźwiedź był moim bratem, jednak z powodu swoich źle dokonanych wyborów i podejmowania niewłaściwych decyzji, przeistoczył się, pogrążając coraz bardziej w głębokim mroku ciemności i doprowadzając tym samym do stanu, w którym go widziałeś.
Z upływem czasu, zamienił dobroć w zazdrość, nadzieję w rozpacz, odwagę w strach, miłość w nienawiść, zaufanie w podstępność, a naszą więź w konflikt.
Ego stało się jego więzieniem z przeklętych płomieni.
Prawdziwa moc pochodzi z wewnątrz.
Słuchaj czystego głosu swojego serca, lecz trzymaj pod kontrolą trzeźwego umysłu, swoje wznoszące się i opadające emocje i uczucia.
Zachowaj równowagę, gdyż to wyzwanie jest nieodłączną częścią każdego z nas.
Nigdy o tym nie zapominaj.
Teraz pomogę ci się dostać do następnego celu twojej podróży, złotego pałacu.
Weź to ze sobą…
Chłopiec niespodziewanie znalazł się na latającej chmurze, która poderwała go z ziemi, z kryształem w dłoni tak czystym, iż był on prawie całkowicie przezroczysty.
Jakiż on piękny! - Pomyślał, podziwiając go podczas szybowania, gładko, przez ciemne przestworza.
Gdy w końcu dotarł on do bram owego lśniącego, złotego pałacu, którego blask powoli ujawnił się spomiędzy skalnych ścian górskiego wąwozu, chmura płynnie wylądowała, stawiając go na ziemi, by zaraz potem rozwiać się już w powietrzu.
Ależ ogromny pałac…
I rzeczywiście, całkowicie złoty!
Cóż to za dostojny widok! - Powiedział powoli, głośno myśląc, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu.
To, co jest naprawdę szczerym złotem, pozostaje nienamacalne…
Chwilowo zdezorientowany chłopiec usłyszał łagodny i przyjemny głos, gdzieś poniżej niego, a gdy spojrzał w jego kierunku, dostrzegł tam lisiczkę, stojącą na tylnych łapkach.
Zaprowadzę cię do królowej.
Podążaj za mną. - Powiedziała do niego następnie stanowczym, lecz i wciąż spokojnym głosem.
Przez tę krótką chwilę spotkali się wzrokiem, a on nie mógł się powstrzymać od podziwiania piękna jej dużych, okrągłych oczu. Były czarne, a zarazem głębokie i błyszczące, choć może było w nich coś jeszcze, coś więcej, coś, co go niezwykle urzekło…
Lisiczka wskazała wtedy na wewnętrzną bramę pałacu, po czym odwróciła się i ruszyła w jej kierunku, a on niezwłocznie podążył za nią. Poprowadziła go, bez słowa, poprzez liczne korytarze, komnaty i hole pałacu, aż do samej sali tronowej. Nikogo nie widział przez całą drogę, a jednak pomimo tego nie mógł się pozbyć przeczucia, iż był pod nieustanną obserwacją…
Kiedy wreszcie dotarli już oni na miejsce, królowa leżała tam na wielkiej loży ze złota, pokrytej jedwabiem, widocznie oczekując ich przybycia.
Obejdzie się bez pokłonów, mały człowieczku… - Powiedziała, gdy tylko wystarczająco się zbliżyli.
Od razu dostrzegł podobieństwa między nimi, nie bez różnic, z których główną było to, iż królowa była odziana w piękne szaty z jedwabiu, nosząc na sobie różnorakie rodzaje złotej biżuterii, gdy z kolei lisiczka miała na sobie wyłącznie skromną, białą szatę.
Co robisz w moim pałacu, mały człowieczku? - Spytała, obrzucając go chłodnym spojrzeniem.
Gdy tylko napotkał ten jej częściowo obojętny wzrok, zauważył wtedy najbardziej uderzającą różnicę. Oczy królowej były jakby opustoszałe, pozbawione tej migocącej magii oczu lisiczki…
Ja…
Przybyłem tu w poszukiwaniu mojej siostry.
Czy mogę prosić o twoją pomoc, królowo?
Tylko nie błagaj…
Nie chcę na to patrzeć… jak klękasz…
Zabawimy się!
Jeśli będziesz tego wart, wesprę cię w twojej misji… A teraz, skup się mały człowieczku i zaczynajmy!
Chłopiec nie zdążył nawet odpowiedzieć, ponieważ to już się rozpoczęło, dokładnie w tej chwili. Jak gdyby bezdźwięczny grom połączył ich oczy i poczuł wtedy raptowną eksplozję w swoim umyśle. Obrazy, przypominające mu niczym nawracające teraz wspomnienia, wszystkich dokonanych przez niego czynów, wyborów, jak i podjętych decyzji, a także następujących po nich konsekwencji, bez względu na to, czy uważać je za dobre, czy złe, zaczęły przelatywać mu przed oczyma, wywierając na nim ogromny emocjonalny wpływ. Kiedy jednak poczuł, że właśnie miało rozpocząć się coś jeszcze, ich połączenie zostało jakby zerwane. Nie wiedział dlaczego, ani też jak długo to wszystko trwało, lecz kiedy został już z powrotem przywrócony do rzeczywistości, przytłaczająco kręciło mu się w głowie i nie za bardzo wiedział, co myśleć, czy też powiedzieć…
Żadna z tego zabawa!
Jesteś zbyt dobrym człowiekiem, aby dotrzymać mi towarzystwa, mały człowieczku!
Królowa patrzyła na niego swoim chłodnym, świdrującym wzrokiem, wyglądając na bardzo rozczarowaną.
Proszę, pomóż mi odnaleźć moją siostrę, królowo!
Niczego takiego ci nie obiecałam, mały człowieczku!
Teraz królowa wyglądała na bardzo zirytowaną.
Może dojdzie do wymiany… - Powiedziała po krótkiej chwili, w częściowym zastanowieniu, powoli cedząc słowa. - Jeżeli ofiarujesz mi coś godnego mojej osobistości, wtedy pomogę ci w twojej misji…
Chłopiec zaczął się zastanawiać, czy posiadał coś, co mogłoby zadowolić królową, a ponieważ miał ze sobą wyłącznie kryształowy kamień, o niezwykłej czystości i pięknie, bez zastanowienia ukazał go przed nią, by wtem jej przekazać. Nie zwróciła na niego jednak zbytniej uwagi, obdarzając go zaledwie przelotnym spojrzeniem.
To nie wystarcza.
Właśnie wtedy, lisiczka odezwała się po raz pierwszy od czasu, kiedy tylko weszli do pałacu.
Ja mu pomogę, matko!
Królowa powoli obróciła się w jej stronę, częściowo mrużąc oczy i wyglądając na lekko zaskoczoną.
Jestem królową, a zarazem twoją matką i to ja decyduję, czy mu pomożesz, czy nie.
Nie masz na to mojej zgody!
I tak mu pomogę!
Nie zatrzymasz mnie, matko!
Nastała dłuższa, krępująca cisza pełna napięcia. Milczenie wywołało w powietrzu na tyle ciężką i gęstą atmosferę, że chłopiec nawet nie ośmielił się odezwać, by je przerwać.
Czy jest to twoja ostateczna decyzja, moja droga córko? - Spytała w końcu królowa, powolnym i lodowatym głosem.
Tak, matko!
A niech i tak będzie!
Mały człowieczku, twoja ofiara nie pójdzie na marne.
Podarujesz ją mojej córce.
Moja decyzja jest ostateczna!
Idź!
Nie mam dla ciebie więcej czasu… - Powiedziała, po czym odwróciła się, dość pospiesznie, lecz z gracją i ułożyła wygodnie w loży, nie poświęcając im już więcej uwagi, a w sali ponownie zapadła cisza.
Następnie chłopiec, naśladując lisiczkę, wykonał delikatny ukłon w stronę królowej, a wtedy niezwłocznie się oddalili i wyszli, opuszczając razem wnętrza pałacu.
Kiedy tylko znaleźli się już na zewnątrz, lisiczka wskazała kierunek, w którym musieli się udać i ponownie poinstruowała go, by podążał za nią. Przyjęła też jego dar, kryształowy kamień, razem ze słowami wdzięczności, po czym niezwłocznie wyruszyli w drogę.
Podczas wspólnej podróży prowadzili dialog, od czasu do czasu, co sprawiło, że nawiązali bardziej osobisty kontakt. Chłopiec otworzył się częściowo, w pewnym momencie, na temat swojej przeszłości, tajemniczego zniknięcia jego rodziców, zaginionej siostry, którą pochłonął wir ciemności i paru innych najważniejszych dla niego aspektów. Lisiczka nie mówiła zbyt wiele, a on nie zadawał jej pytań, starając się mimo wszystko pozostać w skupieniu na swojej misji. Jednakże nie omieszkała zaznaczyć, iż szanowała jego oddanie, podziwiała jego prawdomówność i podziękowała mu za zaufanie, którym ją obdarzył. Dodała także, iż jest w pełni przekonana, że wybrała właściwie, decydując się mu pomóc.
Jakby jednak zupełnie niepodobna do królowej! - Pomyślał.
Pomiędzy królową a mną, jest jedna duża różnica…
Ja jestem wierząca. - Powiedziała lisiczka, a chłopiec na ten moment kompletnie zaniemówił.
Po chwili jednak zapytał, nie ukrywając swojego niezmiernego zaciekawienia.
Potrafisz… czytać… w myślach!?
Ze względu na to, iż nie zostałeś defensywnie przeszkolony, twój umysł stoi przede mną otworem.
Jednakże nie obawiaj się, czasem, chcąc nie chcąc to słyszę.
Nie mam jednak w zwyczaju nadużywać cudzej prywatności…
Chłopiec zamknął usta, które mimo woli rozwarły mu się przed chwilą z zaskoczenia i pokiwał powoli głową. Nie do końca to zrozumiał, ale nie zadawał więcej pytań, odnosząc wrażenie, że ta odpowiedź była wystarczająca. Aczkolwiek, pomimo tego, wciąż nie przestawał się nad tym zastanawiać, podczas gdy podążali dalej w milczeniu. Nie czuł się jednak skrępowany tą ciszą, która spokojnie zapadła pomiędzy nimi, ponieważ wydawała mu się być zupełnie naturalna.
…
Po jakimś dłuższym czasie zatrzymali się, a lisiczka wyjaśniła, że jest to właściwy czas na to, żeby chwilę odpocząć, regenerując ich esencje i energie, medytując przy tym w ciszy i spokoju, co sprawiło, że chłopiec nagle przypomniał sobie fenomen zdarzenia jego kontaktu z księgą o jakże tajemniczym i zagadkowym symbolu. Bez zastanowienia zapytał o to lisiczkę, próbując przy tym przybliżyć ją jak najbardziej do przeżytego doświadczenia za pomocą własnych słów. Wysłuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia, w całkowitym skupieniu i z dużym zainteresowaniem.
Nie znam tego rodzaju magii, jest ona odmienna od mojej własnej zdolności i pozostałych, używanych przez inne klany tego świata.
Jednakże w moim rozumieniu, musiałeś wejść w kontakt z przedmiotem o potężnej pradawnej mocy, która choćby częściowo została w tobie zapieczętowana.
Przeczytałeś jej zawartość? - Zapytała go z pełną uwagą.
Nie… - Odpowiedział powoli chłopiec, rozmyślając.
To wszystko wydarzyło się tak szybko…
Wypuścił księgę z rąk, byle tylko chwycić czarny kryształ, a zaraz potem stracił zupełnie przytomność…
W księdze mogą być zawarte instrukcje na temat tego, jak odblokować i kontrolować tę moc i jej potencjał.
Może to jednak wymagać dużo dodatkowego treningu, aby osiągnąć taką możliwość.
Chłopiec przytaknął, będąc wciąż zamyślony, a potem spytał.
Czym tak dokładnie jest magia?
Coś mu świtało po odbytym już dotychczas doświadczeniu z księgą, ale poza tym, nie miał o tym żadnego pojęcia.
Zwykle, jest to sposób wyspecjalizowanego posługiwania się wewnętrznym, lub też i zewnętrznym źródłem mocy o niebywałych możliwościach.
Na tym świecie przychodzi to do nas naturalnie, jako do jego potomstwa.
Nigdy nie odbyłam podróży poza ten świat, więc sama nie mogę ci więcej na ten temat powiedzieć…
Chłopiec zaczął się nagle zastanawiać, czy nie postąpił zbyt pochopnie, rzucając się bez zastanowienia i jakichkolwiek przygotowań w eskapadę poszukiwań jego zaginionej siostry. Doszedł jednak do wniosku, że przecież wtedy nie mógł tego wiedzieć, a poza tym, nie było czasu do stracenia. To też sprawiło, że powrócił on myślami do swojej misji, nalegając tym samym na to, aby wznowili wędrówkę. Lisiczka nie miała nic przeciwko temu, mówiąc, iż powinni być już wystarczająco wypoczęci, żeby ruszyć dalej.
Po drodze przeprowadzili jeszcze kilka rozmów, a tym razem, między innymi, lisiczka podzieliła się z chłopcem fragmentami swojej historii, a także i jej klanu. Była jedną z potomków kluczowych, duchowych istot tego świata, zjednoczonych pod sztandarem księżycowego węża, który stał na jego straży. Mieli swoje własne praktyki, tradycje i prawo, a chociaż nie byłoby wojny, którą ktokolwiek pamiętałby poza samym księżycowym wężem, mimo to, gdzieś i czasem, nadal wybuchały wewnętrzne konflikty.
To kraina ciemności, ale nie jest ona najmroczniejszą ze wszystkich… - Powiedziała powoli i znacząco.
Chłopiec zastanawiał się przez chwilę nad tym, co miała na myśli, ale nic szczególnego nie przyszło mu do głowy. Uśmiechnął się zatem szczerze, mimochodem, myśląc o niej. Cieszył się, że ma przy sobie przyjazną i pomocną towarzyszkę podczas swojej podróży. Odnosił coraz to silniejsze wrażenie, iż stają się sobie bliżsi poprzez szczere konwersacje, co powodowało tworzenie początku prawdziwej i niezachwianej więzi pomiędzy nimi.
…
Kiedy wreszcie dotarli oni do miejsca, które miało być ich finalnym punktem docelowym, Góry Świątyni, nikogo nie było widać w jej obrębie. To natychmiast wydało mu się nieco dziwne, biorąc pod uwagę poprzednie spotkania. Zamyślił się na chwilę, zastanawiając się nad tym, co ich zatem tutaj czeka, po czym powoli spojrzał na lisiczkę, której nieruchomy wzrok był już silnie skierowany prosto ku niebu. Jednakże, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ta wyciągnęła swoje obie łapki, trzymając w nich kryształowy kamień, który wcześniej jej podarował, w kierunku samego szczytu góry, zamykając przy tym oczy. W następnej chwili kryształ trysnął niczym ognistym strumieniem światła, który wystrzelił wysoko nad nich i rozświetlił ciemność, tworząc w tamtym miejscu promieniującą kulę pulsującej, świetlnej energii, odsłaniającą górski szczyt. I choć nawet jeśli znajdowała się tam owa świątynia, to mimo tego nie mógł jej dostrzec…
Nieoczekiwanie, coś, czego prędkość sprawiła, że było to prawie niewidzialne dla chłopca, błyskawicznie spikowało, przy czym niespodziewanie pochwyciło lisiczkę i odleciało w górę, stopniowo unosząc się coraz to wyżej i wyżej, będąc prawie kompletnie poza zasięgiem jego wzroku. Ledwie mógł go dostrzec, na samym skraju poświaty rzucanej przez świetlistą kulę. Był to wielki orzeł, krwisto czerwonego koloru, rzucający na niego swój cień.
Aby dostać się na szczyt i wejść do świątyni, wymagam złożenia ofiary! - Oznajmił głośno, lecz beznamiętnie chłopcu.
Cóż mogę zrobić? - Zapytał orła, ze słyszalnym w głosie nieukrywanym zaniepokojeniem.
Żądam ofiary z tej istoty, którą biorę w swoje posiadanie, aby zrobić z nią, co zechcę!
Chłopiec nie mógł dostrzec lisiczki w oddali, była zbyt mała i na dodatek uwięziona w wielkich szponach szkarłatnego orła.
Zostaw ją! - Wykrzyczał z całych sił. - Nie zostawię swojej towarzyszki na pastwę losu!
Nastąpiła chwila znaczącej ciszy, po czym orzeł w końcu przemówił po raz kolejny, swoim niewzruszonym, nieprzejawiającym jakichkolwiek emocji, ciężkim głosem.
Zaimponowałeś mi swoim współczuciem i lojalnością, a jednak bywa, iż okoliczności zmuszają do poświęceń!
Zostałem wezwany i ma to swoją cenę!
Jeżeli chcesz ją odzyskać, będziesz musiał znaleźć na to sposób, chłopcze!
Następnie, gdy tylko zaczął się on już powoli obracać, mając zapewne zamiar właśnie odlecieć, to widząc to, chłopiec wydał z siebie przeszywający okrzyk bojowy.
Każdy element jego ciała, ducha i umysłu był całkowicie skoncentrowany na lisiczce i na tym, aby uwolnić ją ze szponów szkarłatnego orła. Wtem usłyszał, a raczej poczuł jak gdyby pęknięcie dochodzące ze swojego wnętrza, po czym widoczny strumień potężnej energii przepłynął przez niego do ręki, którą instynktownie wyciągnął w stronę orła, a wtedy wystrzelił z niej świetlisty łańcuch i błyskawicznie go pochwycił. Nie tracąc ani chwili, zaczął on przyciągać do siebie orła łańcuchem, co jednak w żadnym wypadku nie było łatwe. Obaj używali całych swoich sił, a choć zawisła nad nim zdradliwa chmura zwątpienia i lęku przed porażką i utratą nie tylko swojej bezcennej towarzyszki, ale także i jedynej szansy na odnalezienie jego ukochanej siostry, nie poddał się. Ze wszystkich sił, które tylko zdołał jeszcze z siebie wykrzesać, dał z siebie wszystko. Srebrzysta krew płynąca w jego żyłach, niespodziewanie przyspieszyła swój bieg, po czym jak gdyby przebiła jego ciało mnóstwem malutkich ostrzy, co spowodowało nagły i ciężki, przenikający go na wskroś ból, jednakże tym samym kończąc zmagania zwycięstwem chłopca. Orzeł, lądując przy nim, złożył lisiczkę w jego ramionach.
Tak ona, jak i on byli wzruszeni z powodu ponownego spotkania i cieszyli się, znów będąc razem.
Zwyciężyli!
Światło, które promieniuje z twojego wnętrza, rozświetliło i mnie swoim bezgranicznym blaskiem.
Nigdy już nie chcę opuścić twojego boku…
Jej słowa dotarły głęboko do chłopca i silnie na niego wpłynęły. Mimo to jednak skromnie okazał szacunek lisiczce i potwierdził słowami.
Dziękuję…
Jestem niezwykle wdzięczny za naszą przyjaźń.
Było coś nadzwyczajnego w tej chwili, która mogła wydawać się wręcz magiczna…
Aczkolwiek nie przeszkodziło to w tym, aby i tym razem orzeł bez wahania do nich przemówił, proponując im zabrać ich na szczyt, jeśli tylko chłopiec uwolni go potem od jarzma swojego świetlistego łańcucha. Zgodził się, a gdy znaleźli się już na górze, dotrzymał słowa i rozkuł orła, który wygłosił po raz ostatni.
Doprawdy, stałeś się mocny i mężny w świecie, chłopcze.
Jednakże nie daj się zwieść…
Przed tobą jeszcze długa droga, pełna zagrożeń i przeciwności, na której możesz napotkać potężnych przeciwników, dla których liczy się tylko zniszczenie, pożoga i śmierć, a ich jedynym celem będzie zatrzymać cię i utopić w wiecznej ciemności.
Jedynie dalsze bitwy i zmagania mogą czekać na ciebie tam, dokąd zmierzasz, a koniec tej podróży jest wciąż poza twoim zasięgiem.
Lecz miej wiarę i nadzieję, gdyż jesteś teraz szlachetnym i chwalebnym wojownikiem.
Świątynia stoi przed wami otworem!
Gdy wrota tymczasem się rozstąpiły, a w tej samej chwili szkarłatny orzeł zniknął, lisiczka wstrzymała chłopca, mówiąc, żeby zaczekał i poddała kryształowy kamień transformacji, aby na jego oczach przekształcić go w świetlisty miecz. Był to doprawdy… niezwykle… niesamowity widok…
Kamień z początku zaczął iskrzyć w samym jego centrum, a zaraz potem, coraz bardziej zaczęła go wypełniać świetlista energia, co sprawiło, że nie przestawał pulsować i się żarzyć. Następnie, niczym żywa roślina, wypuścił na zewnątrz promienie, które wydostając się z kryształu, tworzyły powoli kształt miecza o smukłym ostrzu, o wielkości jakby specjalnie dopasowanej do wzrostu chłopca. Wyglądał niczym żywy, częściowo ruchomy piorun, przez którego co jakiś czas przeskakiwały i przepływały pulsujące i jarzące się promienie świetlistej energii. Chłopiec nie mógł wyjść z podziwu.
Cóż to za potężny oręż! - Pomyślał i podziękował lisiczce, która przekazała mu ów miecz bez chwili wahania, delikatnie chyląc ku niej czoła, z wdzięcznością i z uznaniem.
Rękojeść spoczywała teraz wygodnie w jego zaciśniętej dłoni, delikatnie rozgrzewając ją od środka. Miecz był lekki, a w dotyku zupełnie nie przypominał już chłodnego, kryształowego kamienia, sprawiając raczej wrażenie, iż został on wykonany z jakiegoś nieznanego mu dotąd, giętkiego, a zarazem twardego jednak materiału bądź kruszcu. Chłopiec nie był tego do końca pewien, ponieważ po raz pierwszy miał styczność z czymś tak niezwykłym. Mimo to ostrze wciąż wyglądało na nadzwyczaj silne, mocne i solidne, a na dodatek całym sobą czuł, jak przenika go jego potężna moc, będąc w bezpośrednim kontakcie z jego własną energią. Chłopiec wykonał nim dobre ponad kilka płynnych, intuicyjnych ruchów, którymi błyskawicznie się z nim oswoił. Świetnie się sprawował, w jego mniemaniu, choć nie posiadał on w żadnym wypadku rozległego doświadczenia fechtunku, a do tej pory trenował tylko i wyłącznie posługując się drewnianą imitacją. Pamiętał, że wolno mu było to tylko pod warunkiem, iż umiejętności tych użyje jedynie do obrony i to nigdy w złym celu. Przypominając sobie o tym, ponownie skupił się na misji i czując się już dużo pewniej, zdecydował, że pora poczynić następny krok, a zatem zgodnie ruszyli oni razem do wejścia.
Kiedy tylko ostrożnie przekroczyli próg świątyni, w środku rozpaliły się błękitne płomienie, okrążając i oświetlając sam środek komnaty w jej wnętrzu.
Ani śladu jego siostry, a wyłącznie studnia wykonana z czarnego, lśniącego kamienia, na której płonęły błękitne litery, niczym wyryte, tworzące razem jedno zdanie.
"Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie".
Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie? - Przeczytał na głos i spojrzał z zaniepokojeniem na lisiczkę.
Wierzę w ciebie.
Ty też uwierz we mnie… - Odpowiedziała, patrząc chłopcu głęboko w oczy.
Wtem, czarna substancja, która poruszając się, jakby była żywa, uniosła się ze studni i zawisła nad nią w powietrzu, tworząc wielką, jak gdyby ociekającą tu i ówdzie gęstymi kroplami, które opadały i po chwili znów się wznosiły, kulę nieprzeniknionej, bezdennej ciemności.
To musi być portal. - Powiedziała bez wahania, wskazując na nią łapką.- A my musimy wejść do środka i przejść na drugą stronę, aby odnaleźć twoją siostrę.
Czy jesteś gotów? - Zapytała chłopca zaraz potem.
Ten najpierw milczał jeszcze przez chwilę, zapatrzony w tajemniczą kulę, unoszącą się tuż przed nimi, a chwilę później widocznie się skupił i potwierdził skinieniem głowy, po czym wziął głęboki wdech i wstrzymał oddech. Spojrzeli sobie tylko jeszcze na chwilę w oczy, by zaraz potem powoli i ostrożnie wejść już razem do środka…
www.facebook.com/KacperAlgierskiTales
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
2Coś dziwnego unosiło się w powietrzu. Autor czuł się nieswojo, miał wrażenie, że coś go obserwuje. Drapieszcza krył się w koronach drzew. Czekał na dogodny moment i upuścić krwi Autorowi do swego kałamarza
Wszelkie błędy w pisowni zamierzone
To dla rozładowania atmosfery.
Ogólnie: nie urzekło mnie to. Nie dotrwałam do końca.
Pierwszy akapit brzmi jak kiepska wersja czołówki takich serialów jak Xena, Herkules, albo Buffy.
Problemy akapitu: 1. zdania wielokrotnie złożone; 2. interpunkcja; 3. deklinacja...
1. Nie wiem dlaczego tak lubisz zdania wielokrotnie złożone. Moim zdaniem Ci nie idą, zwyczajnie się gubisz. Masz istoty, stwory i bestie w pierwszym zdaniu. I co? stwory i bestie to nie istoty? To jakbyś pisał, że na Sawannie mieszkają zwierzęta, a także lwy i słonie.
2. Używasz przerażająco dużo "i". Poczytaj o nim i kiedy towarzyszą mu przecinki.
3. Kto? co? Wielcy bohaterowie.
Czy Twoi bohaterowie mają jakieś imiona? Jeśli są to nie dotrwałam. Wiem, że nazywanie bohaterów to mordęga, ale są imiona mają moc
Drogi Autorze: przeczytaj swój tekst, popraw i być może przepisz. Nie śpiesz się z publikacją kolejnej części, popracuj nad tym co masz. Popracuj nad formatowaniem tekstu, bo po przejrzeniu tekstu, wiem, że są gdzieś dialogi, a ciężko jest je znaleźć. Fantazmaty mają dobry poradnik o dialogach. Rozkmiń też formatowanie na forum, ściana tekstu odstrasza.

Wszelkie błędy w pisowni zamierzone

Ogólnie: nie urzekło mnie to. Nie dotrwałam do końca.
KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) W dawnych czasach, które już niemal całkowicie przeminęły, magia i posługujące się nią istoty, a także zaklęte stwory i złowrogie, nieokiełznane bestie zamieszkiwały Zza Światy, pomiędzy którymi można było odbywać podróże.
Wiedza na ten temat była jednak przekazywana wyłącznie nielicznym wybrańcom.
Wielcy bohaterzy musieli stawać do walki ze złem, w obronie dobra, by przezwyciężyć zagrażające równowadze mroczne widmo ciemności i chaosu i zaprowadzić niezbędny wszem wobec praworządny ład i porządek.
Oto legenda jednego z nich…
Pierwszy akapit brzmi jak kiepska wersja czołówki takich serialów jak Xena, Herkules, albo Buffy.
Problemy akapitu: 1. zdania wielokrotnie złożone; 2. interpunkcja; 3. deklinacja...
1. Nie wiem dlaczego tak lubisz zdania wielokrotnie złożone. Moim zdaniem Ci nie idą, zwyczajnie się gubisz. Masz istoty, stwory i bestie w pierwszym zdaniu. I co? stwory i bestie to nie istoty? To jakbyś pisał, że na Sawannie mieszkają zwierzęta, a także lwy i słonie.
2. Używasz przerażająco dużo "i". Poczytaj o nim i kiedy towarzyszą mu przecinki.
3. Kto? co? Wielcy bohaterowie.
Co? Ktoś zrobił pstryk przełącznikiem? Normanie słońce zaszło.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Początek ciągu tych niesamowicie niezwykłych zdarzeń rozpoczął się właśnie wtedy, kiedy to zgasło słońce tamtego dnia.
Mroczna noc, ciemność, najczarniejszy... Mroczna mroczność, masło maślane. Rozumiem, co chcesz osiągnąć, ale nie tędy droga. Ta noc nie musi być tylko mroczna, ciemna i najczarniejsza.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Zapadła mroczna noc, owijająca całunem swojej ciemności, jak gdyby najczarniejszym płaszczem, małą chatkę gdzieś pośrodku lasu.
pierwsza myśl: wybudził się ze śpiączki? Opisujesz potem koszmar: zerwał się zlany potem, serce mu waliło młotem.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Tymczasem, w owej leśnej chatce pewien chłopiec nagle się wybudził…
Czy Twoi bohaterowie mają jakieś imiona? Jeśli są to nie dotrwałam. Wiem, że nazywanie bohaterów to mordęga, ale są imiona mają moc

Drogi Autorze: przeczytaj swój tekst, popraw i być może przepisz. Nie śpiesz się z publikacją kolejnej części, popracuj nad tym co masz. Popracuj nad formatowaniem tekstu, bo po przejrzeniu tekstu, wiem, że są gdzieś dialogi, a ciężko jest je znaleźć. Fantazmaty mają dobry poradnik o dialogach. Rozkmiń też formatowanie na forum, ściana tekstu odstrasza.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
3Szkoda, że akurat cię moja opowieść nie urzekła.
Dziękuję za opinie, każdy ma prawo do własnej.
Nie oglądałem Xeny, Herculesa ani Buffy, więc nie jestem w stanie się odnieść.
Ja lubię takie zdania, zdania złożone. Ty może nie. Bywa i tak.
Masz swoje zdanie, a ja się z nim po prostu nie zgadzam. Istoty są POSŁUGUJĄCE SIĘ MAGIĄ, ale są też ZAKLĘTE stwory i ZŁOWROGIE, NIEOKIEŁZNANE BESTIE. To trzy różne typy, chyba to jasne i można to zrozumieć czytając ten fragment.
Imiona są później, to celowe.
Mam 10 gotowych części.
Czytając na spokojnie bez problemu wyłapiesz dialogi. Nie jest idealnie przez przeformatowanie tekstu.
Jeśli czegoś nie poruszyłem, to zwyczajnie uznałem, że to nie ma sensu.
Jeszcze raz dzięki za ciekawą opinię.
Pozdrawiam
Dziękuję za opinie, każdy ma prawo do własnej.
Nie oglądałem Xeny, Herculesa ani Buffy, więc nie jestem w stanie się odnieść.
Ja lubię takie zdania, zdania złożone. Ty może nie. Bywa i tak.
Masz swoje zdanie, a ja się z nim po prostu nie zgadzam. Istoty są POSŁUGUJĄCE SIĘ MAGIĄ, ale są też ZAKLĘTE stwory i ZŁOWROGIE, NIEOKIEŁZNANE BESTIE. To trzy różne typy, chyba to jasne i można to zrozumieć czytając ten fragment.
Imiona są później, to celowe.
Mam 10 gotowych części.
Czytając na spokojnie bez problemu wyłapiesz dialogi. Nie jest idealnie przez przeformatowanie tekstu.
Ty tak myślisz, ja nie.silva.silvera pisze: (pn 16 paź 2023, 18:33) Mroczna noc, ciemność, najczarniejszy... Mroczna mroczność, masło maślane. Rozumiem, co chcesz osiągnąć, ale nie tędy droga. Ta noc nie musi być tylko mroczna, ciemna i najczarniejsza.
Jeśli czegoś nie poruszyłem, to zwyczajnie uznałem, że to nie ma sensu.
Jeszcze raz dzięki za ciekawą opinię.
Pozdrawiam
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
4Mało zachęcający wstęp. Powtarzasz znaczenia i sztucznie nadmuchujesz zdania. Jeśli czasy są dawno minione, to się rozumie samo przez siebie, że już przeminęły, jeśli wiedza była przekazywana wybrańcom, to się rozumie samo przez się, że byli oni nieliczni (bo gdyby byli liczni, to nie byliby wybrańcami), jeśli bohaterzy musieli stawać do walki ze złem, no to nie w obronie innego zła... i tak dalej, i tak dalej. Dużo frazesów, które właściwie nic nie mówią odbiorcy -- np. zaprowadzić niezbędny wszem (i?) wobec praworządny ład i porządek.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) W dawnych czasach, które już niemal całkowicie przeminęły, magia i posługujące się nią istoty, a także zaklęte stwory i złowrogie, nieokiełznane bestie zamieszkiwały Zza Światy, pomiędzy którymi można było odbywać podróże.
Wiedza na ten temat była jednak przekazywana wyłącznie nielicznym wybrańcom.
Wielcy bohaterzy musieli stawać do walki ze złem, w obronie dobra, by przezwyciężyć zagrażające równowadze mroczne widmo ciemności i chaosu i zaprowadzić niezbędny wszem wobec praworządny ład i porządek.
Oto legenda jednego z nich…
Niesamowicie niezwykłe, masło maślane. Nic na to nie wskazywało=nic nie zdawało się wyglądać inaczej niż zwykle. Nieokiełznana burza=nic nie było w stanie jej zatrzymać. Ten, który był na straży (to znaczy kto?), sprawował nad tym władzę (to znaczy nad czym, nad tym czymś, co nie można było objąć wzrokiem, ale miało wszystko zmienić?) -- zupełnie nieczytelne zdanie. Zdecydowanie za dużo zaimków wskazujących i równie dużo dziwnych niedookreśleń.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Początek ciągu tych niesamowicie niezwykłych zdarzeń rozpoczął się właśnie wtedy, kiedy to zgasło słońce tamtego dnia. Choć z pozoru nic na to nie wskazywało, a także nic nie zdawało się wyglądać inaczej niż zwykle, to jednak właśnie to, czego nie można było objąć własnym (bo przecież nie cudzym) wzrokiem, miało niebywale odmienić bieg przyszłości. To ten, który był na straży, sprawował nad tym władzę. Bez jakiejkolwiek zapowiedzi nadciągała wielka przygoda, której nikt z nas nie był w stanie przewidzieć, niczym nieokiełznana burza, której nic nie było w stanie zatrzymać.
Mroczna noc=całun ciemności=najczarniejszy płaszcz. Poza tym przez to niepotrzebne wtrącenie o płaszczu, zapomina się już, że tam było coś o owijaniu wcześniej i ta mała chatka w lesie wyskakuje jak królik z kapelusza.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Zapadła mroczna noc, owijająca całunem swojej ciemności, jak gdyby najczarniejszym płaszczem, małą chatkę gdzieś pośrodku lasu.
Dziwne zdanie, co tutaj jest podmiotem, a co orzeczeniem?KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Zimny pot, a także przebłysk dopiero co minionego strachu, który wciąż rzucał na niego swój cień.
Kto uciekał? Ten koszmar?
Dokładnie 232 słowa o tym, że bohater biegnie przerażony, a coś, nie wiadomo co, go goni. Powtarzasz całe zdania, nie budujesz atmosfery. Używasz określeń typu głębokie przerażenie, desperacja, paraliżujące szaleństwo, ale odbiorca nic nie widzi i nic nie czuje w związku z tym, bo jego wyobraźnia jest karmiona wyłącznie abstrakcyjnymi pojęciami.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Nie mógł jej zobaczyć, mógł ją wyłącznie poczuć.
Mroczną ciemność, a w jej czeluści nieznane zło, w pogoni za nim, a on w samym jej środku, próbując uciec, biegnąc prosto przed siebie, całkowicie przerażony…
Za każdym razem, gdy choćby i tylko delikatnie się odwracał, nie mógł zupełnie dostrzec tego, co go ścigało, a jednak z jakiegoś niezaprzeczalnego powodu wiedział… i to będąc tego całkiem pewien, gdy czując ten przenikliwy strach, niczym lepki, lodowaty oddech na swoich plecach, wiedział…
Wiedział to z całą pewnością, bezwarunkowo, nieuchronnie i nieodwracalnie, wiedział, że musiał uciekać…
To było właśnie tam, tuż za nim.
Mógł poczuć to tak blisko, jakby zaraz miało go dopaść.
Wiedział, bez najdrobniejszej choćby wątpliwości, że nie ma wyboru.
Musiał uciekać, biec, ile tylko sił w nogach.
A więc biegł… i biegł, tak, jakby chciał prześcignąć samą śmierć. Biegł i znowu biegł, a potem jeszcze i jeszcze. Daremnie.
Zbliżające się z każdą sekundą zatrważające niebezpieczeństwo bezlitośnie deptało mu po piętach.
Panicznie czuł, że już zaraz miało go dosięgnąć, pochwycić i wciągnąć w swoje głębiny, jakby zaczynał tracić grunt pod stopami, a wir ciemności miał go ściągnąć na samo dno gęstych odmętów mroku.
Nastąpił przeszywający, mrożący krew w żyłach moment, gdy to zalała go kompletnie fala głębokiego przerażenia i desperacji, która w błyskawicznym tempie zaczęła doprowadzać go do paraliżującego szaleństwa.
Gdy już miał stracić panowanie nad sobą i wrzasnąć w niebo głosy, raptownie się przebudził.
Tutaj chciałabym też zwrócić uwagę na to jak krótkie akapity budujesz, często jednozdaniowe. To wcale nie poprawia dynamiki tekstu.
Nadużywasz wielokropków.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Choć… nie do końca… gdyż… niby ten sam… a jednak… tym razem… był już nieco inny…
To z pewnością… na pewno przez ten… przerażający wir…
Strasznie długie zdanie, które zaczyna się zresztą problematycznie -- wracając (on)/spowodowało (coś). Poza tym zbyt szczegółowo opisujesz gesty. To również zabija wyobraźnię.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Wracając do niego przelotnie myślami, spowodowało, że twarz wykrzywił mu grymas niechęci i lęku, a w oczach ponownie pojawił się strach, na co odruchowo zadygotał i zaszczękał zębami, przełykając zaraz potem głośno ślinę, po czym szybko nabrał głębokiego haustu powietrza i potarł się żwawo rękami po ramionach.
Dalej sobie podaruję. Tekst jest dla mnie nieczytelny.
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
5Szkoda.
Przeczytałem sumiennie twoją wypowiedź, ale się z nią nie zgadzam.
Ma być jak jest, tak uważam i mam do tego swoje powody. Ty możesz uważać inaczej, i masz do tego swoje prawo.
Naprawdę dzięki za ciekawą opinię,
Pozdrawiam
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
6Wracając do niego przelotnie myślami, spowodowało, że twarz wykrzywił mu grymas niechęci i lęku, a w oczach ponownie pojawił się strach, na co odruchowo zadygotał i zaszczękał zębami, przełykając zaraz potem głośno ślinę, po czym szybko nabrał głębokiego haustu powietrza i potarł się żwawo rękami po ramionach.
Naprawdę uważasz, że to jest w porządku? Nic Ci tu nie zgrzyta? Może zanim zaczniesz pisać na poważnie poczytaj jak inni, bardziej wprawni autorzy opisują lęk, reakcję na lęk, tworzą zdania? Bo to jest nieczytelne, a takie wymienianie kolejnych emocji i reakcji na nie, raczej nie zainteresuje czytelnika. IMO masz poważny problem z warsztatem.
Naprawdę uważasz, że to jest w porządku? Nic Ci tu nie zgrzyta? Może zanim zaczniesz pisać na poważnie poczytaj jak inni, bardziej wprawni autorzy opisują lęk, reakcję na lęk, tworzą zdania? Bo to jest nieczytelne, a takie wymienianie kolejnych emocji i reakcji na nie, raczej nie zainteresuje czytelnika. IMO masz poważny problem z warsztatem.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
7Niestety, językowo jest kiepsko. Tekst przegadany, napchany powtórzeniami tych samych informacji (tak, powtórzenie jest środkiem do podkreślenia czegoś, ale nie, kiedy jest nadużywane), pełen jakichś dziwnych konstrukcji i zwyczajnych błędów gramatycznych. Nie sposób przez to zainteresować się fabułą. Ja odpadłam jakoś po czterech akapitach.
Szczegółów nie będę wypisywać, bo sądząc po Twoich odpowiedziach, nie przyszedłeś tu, żeby szlifować tekst, tylko zaprezentować, co stworzyłeś i tyle.
Masz do tego oczywiście prawo, nie zmienia to jednak faktu, że tekst w obecnym kształcie jest słaby.
Szczegółów nie będę wypisywać, bo sądząc po Twoich odpowiedziach, nie przyszedłeś tu, żeby szlifować tekst, tylko zaprezentować, co stworzyłeś i tyle.
Masz do tego oczywiście prawo, nie zmienia to jednak faktu, że tekst w obecnym kształcie jest słaby.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
8przepraszam, ale co tu robisz? Wskazujemy Ci oczywiste błędy i problemy, ale uważasz, że jest dobrze i tak ma być? Dlaczego? Jak Navajero, Ci mówi, że masz problem, to znaczy, że go masz. Czytaj, ucz się i rozwijaj się, przekonanie o własnym geniuszu i nieomylności nie prowadzi do niczego dobrego.ledwo pisze: (pn 16 paź 2023, 19:26) Przeczytałem sumiennie twoją wypowiedź, ale się z nią nie zgadzam.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
9Wiesz co, ja rozumiem - jesteś przekonany, że stworzyłeś wspaniałe dzieło. Dzielisz się nim z nami w formie daru. Wszystko pięknie.
Tylko coś tu nie gra. Dałeś tekst, w zamian otrzymałeś garść wartościowych uwag. Masz szansę .Co z tym zrobisz - twoja rzecz.
Jeśli jednak mogę coś doradzić, to skorzystaj z tych rad. Zrewiduj to i owo.
Dobrego twórcę cechuje pokora. To przydatna cecha.
Tylko coś tu nie gra. Dałeś tekst, w zamian otrzymałeś garść wartościowych uwag. Masz szansę .Co z tym zrobisz - twoja rzecz.
Jeśli jednak mogę coś doradzić, to skorzystaj z tych rad. Zrewiduj to i owo.
Dobrego twórcę cechuje pokora. To przydatna cecha.
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem
Katon Starszy, zwany Cenzorem
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
10...idealnie podsumowuje moje odczucia względem Twojego tekstu. Kiedyś też tak pisałam i myślałam, że to fajne.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) W dawnych czasach, które już niemal całkowicie przeminęły...
Przepisujesz kalki fabularne (świadomie czy też nie). Posługujesz się kliszami, pleonazmami, tautologiami, truizmami i frazesami tak wytartymi, że aż dziury w nich widać. Żadna ilość tych wątpliwych, tanich ozdobników nie podbuduje jakości. Kiepski warsztat pogrąża cokolwiek jeszcze z fabuły dycha. Ściana tekstu, jednozdaniowe akapity, poszatkowanie tekstu wielokropkami i nieprawidłowy zapis dialogów to drobiazgi w porównaniu do problemu, że najwyraźniej przez te wszystkie części (dziesięć, powiadasz?) nie rozwinąłeś się poprzez pracę nad sobą, warsztatem i lekturę na tyle, by zobaczyć, że to co bierzesz tutaj za sprytną stylizację, jest po prostu kiepskie oraz mocno odtwórcze. I że źle się to czyta Twojemu odbiorcy.
Serio, spróbuj przyjąć choćby to, co mówią ludzie, którzy już wydali książkę i mają sporo więcej praktyki w pisaniu, nawet jeśli nie wierzysz nam, tym "szaraczkom", którzy po prostu przeczytali i skomentowali zgodnie ze swoją wiedzą.
Z własnego doświadczenia powiem, że dla mnie otwarcie się na krytykę okazało się punktem zwrotnym, które ostatecznie zamieniło komentarze typu "dno i sto metrów mułu" w "jest ciekawie" – tutaj na forum, jak i poza nim. Nie było to szybkie, przyjemne ani proste, ale pomogło mi pisać lepiej.
Robienie swojego na upartego ma sens, gdy się przeciera szlaki. Trwanie w błędzie i wymyślanie koła na nowo – nie za bardzo. Wybór należy do Ciebie.
Powodzenia!
𝓡𝓲
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
11Dziękuję Wam wszystkim bardzo za te opinie - są ciekawe, dają mi do myślenia, szukam dzięki temu dziur w mojej pracy.
Jednak przykro mi, to jest mój styl.
Wielokropki, podkreślenia, niewiadome itd...
Wam to może przeszkadza, ale taki był mój zamysł. Mam nadzieję, że komuś kiedyś się to może spodobać.
To jest w 100% autentycznie oryginalne dzieło, i nawet jeśli coś już gdzieś było, to trudno. W końcu mamy 2023 rok, cywilizacja i jej umiejętności czytania i pisania miały sporo czasu żeby się wykazać.
Nie mam was za jakichś szaraczków czy coś, każdego z was równo traktuję z szacunkiem i naprawdę przykładam się do analizowania waszych wypowiedzi.
Dziękuję uprzejmie i pozdrawiam!
Jednak przykro mi, to jest mój styl.
Wielokropki, podkreślenia, niewiadome itd...
Wam to może przeszkadza, ale taki był mój zamysł. Mam nadzieję, że komuś kiedyś się to może spodobać.
To jest w 100% autentycznie oryginalne dzieło, i nawet jeśli coś już gdzieś było, to trudno. W końcu mamy 2023 rok, cywilizacja i jej umiejętności czytania i pisania miały sporo czasu żeby się wykazać.
Nie mam was za jakichś szaraczków czy coś, każdego z was równo traktuję z szacunkiem i naprawdę przykładam się do analizowania waszych wypowiedzi.
Dziękuję uprzejmie i pozdrawiam!
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
12Słowem sprostowania:KacperAlgierskiTales pisze: (pn 16 paź 2023, 21:39) Nie mam was za jakichś szaraczków czy coś, każdego z was równo traktuję z szacunkiem i naprawdę przykładam się do analizowania waszych wypowiedzi.
Miałam na myśli nasze kolory nicków. Szare są u zwykłych użytkowników (stąd "szaraczki"). Fioletowe to autorzy (potocznie na tym forum "fiolety"), którzy wydali oficjalnie jedną lub więcej książek. (Chociaż niektórzy pisarze kryją się też pod innymi kolorkami...

Ale miło wiedzieć, że widzisz w nas ludzi, a nie bezduszne potwory.

𝓡𝓲
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
13Aha, rozumiem
Jasna sprawa. Doceniam wasz wysiłek co do wykazania pewnych (a przynajmniej widzianych tak przez was) ułomności w mojej twórczości. Każdy ciekawy komentarz zawierający konstruktywną krytykę ma dla mnie duże znaczenie.
Tylko byle nie hejt, bo to ściek. I śmierdzi. Zawsze. I mocno.
No nic, pozdrawiam was jeszcze raz, serdecznie
Jasna sprawa. Doceniam wasz wysiłek co do wykazania pewnych (a przynajmniej widzianych tak przez was) ułomności w mojej twórczości. Każdy ciekawy komentarz zawierający konstruktywną krytykę ma dla mnie duże znaczenie.
Tylko byle nie hejt, bo to ściek. I śmierdzi. Zawsze. I mocno.
No nic, pozdrawiam was jeszcze raz, serdecznie
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
14Wiesz, mimo kulturalnych odpowiedzi to nie brzmi to szczerze. Dlaczego? Cały czas powtarzasz, że dziękujesz za uwagi, ale tak miało być i będzie. A Wy możecie widzieć co chcecie. Wszystko zakończone sławetną "kropką nienawiści". Jeśli się postarasz to osiągniesz zamierzony efekt bez użycia masła maślanego, wielokropków i zbędnych podkreśleń. Jednak to wymaga pracy, której nie chcesz wykonać, a marzysz o wydaniu. Brutalna prawda jest taka, że wydawca musi pomyśleć, że Twoje dzieło to potencjalne pieniądze. W tym tekście tych pieniędzy nie widać.KacperAlgierskiTales pisze: (sob 14 paź 2023, 20:46) Doceniam wasz wysiłek co do wykazania pewnych (a przynajmniej widzianych tak przez was) ułomności w mojej twórczości.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.
I - Początek, z serii Legenda Zza Światów
15Hmm...
Ja się po prostu w tej kwestii nie zgadzam, i to dlatego.
Niekoniecznie marzę o wydaniu. Chciałbym wydać, żeby moja twórczość była dostępna dla wszystkich ludzi na całym świecie.
Ale masz rację, chodzi o pieniądze.
Niestety, tak to rzeczywiście wygląda w kwestii wydania, że to musi się opłacać...
Ja się po prostu w tej kwestii nie zgadzam, i to dlatego.
Niekoniecznie marzę o wydaniu. Chciałbym wydać, żeby moja twórczość była dostępna dla wszystkich ludzi na całym świecie.
Ale masz rację, chodzi o pieniądze.
Niestety, tak to rzeczywiście wygląda w kwestii wydania, że to musi się opłacać...