Po prologu („SZUM”) czas na Rozdział I. Tekst z gatunku fantastyki naukowej. Podzieliłem go na dwie części ze względu na długość, ponad 50k bez spacji. Pierwszą część szlifowałem dłużej, więc w zależności od odbioru (po tym czasie obcowania z nim nie widzę już własnych błędów), będę wiedział ile jeszcze musze poświecić czasu na część drugą. Ponad pół roku pisania i ciągłego poprawiania zawartości. Jestem bardzo ciekaw waszych opinii i przyjmę każdą recenzję z dobrodziejstwem stanu. Zachęcam do komentowania, betowania, wskazania co nie zagrało, a co jest do przełknięcia. Będę wdzięczny za poświęcony czas. Z góry przepraszam za wszystkie boleści, które będą się z tym wiązały. Zapraszam.
Prawdziwa Dusza stanie się realną częścią każdego nowonarodzonego. Nadając nowy bieg przyszłym pokoleniom, przyczyniając się do największej ewolucji naszego gatunku od czasu powstania Homo sapiens. Tak jak w przeszłości zerwaliśmy okowy niewoli przestrzeni, tak teraz zdjęliśmy kajdany z umysłu.
Krótko po zanurzeniu się, ciemna toń otuliła ją mokrym całunem ciszy. Przygarnęła, pieszczotliwie oferując prawie zapomniane poczucie spokoju, ukojenia nerwów, oderwania od siebie.
Nie chciała wracać do żadnych widów przeszłości ani mieć nadziei na przyszłość. Potrzebowała zapomnienia.
Chciała, aby ostatnie zdanie w pamiętniku życia należało do niej. Decyzja, która w chwili klarowności wydała się jedyną opcją. Jej własnym osądem. Pozostało tylko wykonać wyrok.
Promyczek zwątpienia wykorzystał instynkt przemawiając wewnętrznym głosem:
- Nie jesteś pewna czy podejmujesz właściwą decyzję, ale jednak próbujesz się teraz poddać. To nie trudy tej wspinaczki cię przytłaczają. Spojrzałaś za siebie i obezwładnił cię widok przepaści. Przytłacza i kusi, jest taka łatwa do osiągniecia, bez wysiłku przyjmie cię w swoje ramiona. Obudź się, to ułuda! Zamiast patrzeć na nią, spójrz na to co już osiągnęłaś, ile drogi już pokonałaś. Całe te poświęcenia ma iść teraz w niwecz?
Jej skrawki pobudzonej świadomości odpowiedziały z niechęcią i bólem:
- Nie mam już sił. Tam na powierzchni pozostał już tylko smutek, wstyd i… bezsilność. Obietnica bólu i strachu. To wszystko zniknie wraz ze mną, wraz z tym bezużytecznym ciałem. Zakończy wreszcie moje cierpienia.
- Zmęczenie to część życia, które wypełniają wzloty i upadki. Każdy kryzys kiedyś się kończy. Czasem wystarczy zmiana, jedna właściwa myśl, aby to co dziś wydaje się niemożliwe zamieniło się w nieistotny banał.
- Ja… jestem słaba.
- Zawiedziesz ich wszystkich. Każdego kto ci zaufał lub pokładał w tobie nadzieje. Czy ich nieszczęście nic dla ciebie nie znaczy? A co z tymi którzy ponieśli już największa ofiarę. Czy będziesz mogła im spojrzeć w twarz, wiedząc, że poddałaś się, gdy oni poświęcili wszystko. Co byś im wtedy powiedziała?
- Jestem niepotrzebna. Niczego już nie osiągnę. Byłam tylko nic nie znaczącym trybikiem, zapomną o mnie…
- Jesteś tchórzem…
- Jestem… i nie ma to już znaczenia.
- Jest nadzieja. Zawsze jest, wiesz o tym. Możesz sobie pomóc. Nikt nie zmusi cię, abyś wybrała ścieżkę której nie akceptujesz. Znajdziemy inny sposób.
- Nadzieja była tym co trzymało nie przy zdrowych zmysłach przez te wszystkie lata. Dawno umarła, a ja spacerowałam po jej grobie. Daj mi już spokój… tak po prostu… pozwól mi odejść.
- Dosyć tego! Weź się w garść. Miałaś chwilę słabości. Popełniłaś błędy. Co z tego. Komu jest cię oceniać.
- Jestem zbyt zmęczona, aby się dłużej kłócić. Nie możesz zmienić mojej decyzji. Woda daje, woda zabiera.
- Obudź się! Otwórz oczy. Nie jesteś tu sama.
Przebiegły wywód ratującego się wszystkimi sposobami umysłu. Głęboko zakorzenione pragnienie ocalenia. Celowo wybrała to miejsce, odległą pustą grotę, aby odejść w samotności. Wraz z otwarciem oczu jej postanowienie mogło jednak ulec zachwianiu – zduszone pierwotnym strachem. W płucach nie miała już powietrza. Czuła się lekko, w bezruchu z rozpostartymi ramionami jakby należała do tego miejsca i wracała do kolebki swego pochodzenia. Podświadomość podpowiadała, że to już nie potrwa długo. Nie było w niej lęku. Rodziła się w wodzie, żyła z nią i tak chciała odejść. Czego więcej oczekiwała?
Z wysiłkiem otworzyła lekko oczy. Do ciemnej głębiny przez odległą tafle wody przebijały się ruchome promienie błękitnego światła. Minęła chwila zanim słabo dotleniony mózg zorientował się, że było w tym coś nienaturalnego. Czyżby w godzinie przejścia nawiedziła ją jakaś zmora. A może jest już po wszystkim. Spojrzała w dół w niekończącą się, upragnioną toń. Zwierzę szarpało się w klatce dyscypliny. Iskierki pragnienia życia rozlewały się po ciele. Ciepło dodawało otuchy, podnosiło na duchu.
Cokolwiek to jest, nie znalazło się tu przypadkiem.
Poczucie zawodu szybko ustępowało wzbierającej złości. Wątpliwości rozwiewały się jak poranna mgła przed huraganem. Depresyjne myśli ustępowały instynktom.
Zmarszczyła brwi i zacisnęła dłonie tak mocno, że przebiła sobie paznokciami skórę. Albowiem nad niczym nie miała już kontroli.
*
Wypłynęła na powierzchnię. Płuca bezwolnie i chciwie chwyciły życiodajne powietrze. Po kilku głębszych wdechach narzuciła im kontrolę. Oddech stał się płytszy i miarowy.
Skupiła wzrok jasnolazurowych oczu na postaci zjawy. Mdła, błękitna poświata lampy, gradientowo wypełniała skrawek groty pozostawiając zakamarki w głębokiej czerni. Dopiero po chwili do jej zmysłów zaczęły docierać informacje. Krople kapiące ze stalaktytów i strużki wody płynące po ścianach. Niewyraźne jeszcze przed chwilą widmo przyjęło kształt dziecka. Przycupnęło niedaleko lewitującego źródła światła, ciemnymi oczami wpatrując się w nią. Pojawiało się więcej szczegółów. Wygolona do skóry głowa, wyraźnie odstające uszy, wychudła fizjonomia, podparta rękoma blada twarz zamrożona w oczekiwaniu.
Niki tknięta przeczuciem sięgnęła do Duszy gościa. Znalazła ją. Tylko starsi mieszkańcy kryjówki byli ich posiadaczami. Dzieci rodzone w naturalny sposób ich nie miały.
Niemal instynktownie przeprowadziła bezpieczne sondowanie, próbując znaleźć luki w zabezpieczeniach neuronowych sieci. Postać wyglądała na zupełnie nieświadomą przeprowadzonego zwiadu. Dobrze. Sondowanie czy nawet ataki na Duszę nie miały wpływu na fizyczne odczucia. Tylko bardzo czujny Duch byłby wstanie ją wykryć.
Potrzebowała więcej czasu aby przedrzeć się przez linię zabezpieczeń.
Podpłynęła do skalistego brzegu. Wyciągnęła się z udawanym trudem nie kryjąc się przed obcym.
Dziecko wstało przebierając w miejscu nogami, masując złączone dłonie oraz nieśmiało spoglądając na nią spod spuszczonej głowy.
Zakłopotanie i niepewność - mogła odczytać z mowy ciała. Bardzo dobrze. Choć może była to tylko gra. Nie bądź naiwna – skarciła się. Niewinność świetnie sprawdza się w grze pozorów. Czemu innemu służyłaby ta postać.
Usiadła na nagim, krągłym kamieniu.
Cisza musiała być nie do wytrzymania dla gościa. Ze zmarszczonym czołem oraz nagłym przypływem odwagi wyrzucił z siebie:
- Strasznie długo byłaś… tam na dole.
Na koniec jeszcze dorzucił wymuszony, niepewny, krótki śmiech, a kreska ust nieznacznie się poszerzyła i zaczęła nerwowo drgać.
Niki spojrzała w czarne oczy intruza, ale zwlekała z odpowiedzią, gasząc przy tym jego entuzjazm.
Opartą na kolanie ręką machnęła dłonią z wyciągniętym palcem.
- Ręcznik - wskazała - bądź tak dobra.
- Aaa… aha… jasne – wystękało z zakłopotaniem dziecko.
Nie była jeszcze pewna czy ma do czynienia z dziewczynką choć głos, maniera oraz ruch trochę na to wskazywały. Ta nie zaprotestowała też, gdy wyraźnie na to wskazała. Obserwowała ją - jej szybkość oraz sposób poruszania się. Szczególną uwagę zwróciła na obie jej dłonie. Szukała jakieś otwartej furtki, aby dobrać się głębiej do jej myśli, ale wysłani cyfrowi wywiadowcy mieli z tym nie lada trudności. Co jeszcze bardziej pogłębiło jej podejrzenia. To mógł być jakiejś wysokiej klasy Duch, niedostępny dla przeciętnego człowieka.
Dziecko zbliżyło się wyciągając rękę z ręcznikiem.
- Jak masz na imię – zapytała Niki odbierając go.
- Tutaj wołają na mnie Herzi.
- Nazwali cię Herzi? – zdziwiła się.
Okryła się ręcznikiem powoli pocierając ciało. Cały czas bacznie obserwując ruchy dziewczynki. Dusza mogła operować niezależnie. Niki postanowiła
zarzucić sieci.
- Usiądź obok mnie rybko.
Zrobiła miejsce na dużym kamieniu - zachęcone dziecko skwapliwie skorzystało z propozycji. Tym razem szczery uśmiech poszerzył jej usta, ale zaraz też swój wzrok przeniosła na luźno leżące rzeczy Niki.
- Po co ci te gogle – zapytała wskazując na przedmiot. – Używasz ich do pływania? Trochę duże.
- Przydają się podczas latania, gdy wzbijasz sią na desce w powietrze i żeglujesz pośród chmur.
Dziewczynka sięgnęła po okulary. Po chwili macania i oglądania zaczęła je przymierzać.
- Łał… nigdy jeszcze nie latałam na podniebnej żaglówce. To dopiero musi być frajda. Muszę się nauczyć.
Po chwili jednak straciła nimi zainteresowanie. Przyglądała się w ciszy i ze słabo skrywanym wyrazem ekscytacji, gdy Niki zaczęła palcami ściągać wodę ze swoich długich włosów, a następnie delikatnie przykładać do nich ręcznik. Herzi błądziła wzrokiem za ruchami jej rąk i opadających kosmyków.
- Masz piękne włosy – rozmarzyła się. - Nas każą golić na łyso, aby wszy się nie roznosiły. Choć i tak skaczą jak pasikoniki, ale tak łatwiej jest je znaleźć. Dorośli mówią, że przenoszą różne choroby. Takiego tyfusa dostał ostatnio mój kolega i później cały chodził w czerwone kropki.
Niki wzięła, bladymi, smukłymi palcami garść końcówek. W świetle lampy mieniły się błękitem. Takim jakim zawsze chciała, aby były. Jak prawdziwej córki Kammy. W rzeczywistości były wypłowiałe, prawie bezbarwne.
Spojrzała głęboko w grafitowe, bijące wewnętrznym ogniem oczy Herzi. Trzymane w dłoni kosmyki przysunęła ku niej. Ta skwapliwie, z uwielbieniem graniczącym z nabożnością zaczęła badać dotykiem ich teksturę i miękkość.
- Kiedyś… jak już stąd wyjdę… też będę miała takie włosy. I nikomu nie dam ich obciąć. Choćby mieli mnie za nie powiesić.
Pochłonięta myślami oraz przyjemnym wrażeniem, zareagowała z opóźnieniem, gdy ich dłonie spotkały się. Nie oderwała swojej na czas, gdy palce Niki pochwyciły jej rękę.
Ocknęła się na dobre, gdy poczuła że jest w potrzasku. Przegub jej dłoni wykrzywiał się do tyłu powodując nieprzyjemne napięcie i wrażenie, że niewiele brakuje, aby go złamać.
Herzi szarpnęła się powodując tym tylko ostry ból nadgarstka.
- Spokojnie mało rybko, bez nerwów – uspokajała ją Niki.- Zadam ci tylko kilka pytań i jeżeli będziesz odpowiadać szczerze, bez kluczenia czy pomijania ważnych faktów to nie będę miała powodu, aby robić ci krzywdę. – Uśmiechnęła się cierpko widząc zdumienie, ale też hardość na twarzy smarkuli.
- A teraz mnie posłuchaj… mam w tym sporo doświadczenia. Wiesz, że w jednej dłoni masz dwadzieścia siedem kości… osiem drobnych kosteczek. – Zwolniła uciskający nerwy kciuk i zatoczyła kółko na nadgarstku. – Pięć długich kości. – Przesunęła palec na środek dłoni, naciskając na kość. - Czternaście małych paliczków, wyraźnie oddzielają je fałdy skóry widzisz. Jeżeli dodasz do tego mięśnie, więzadła, ścięgna i nerwy zrozumiesz jak złożonym, a przy tym delikatnym dziełem są twoje własne dłonie – zapauzowała na moment. - I jak łatwo można je trwale uszkodzić. Nie chciałabyś tego, prawda?
Przyglądała się jak krew odpływa z twarzy dziewczynki, a oczy rozszerzają się. Mogła czytać z jej mimiki jak z książki. Poza elementami, które były całkiem zrozumiałe i naturalne, gdzieś głębiej czaił się niepokojący upór. Kontynuowała miękkim, ale pewnym głosem:
- Mój Duch siedzi już w twojej głowie, więc będę wiedzieć czy mówisz prawdę – skłamała. – Na początek prosta rzecz. Nie jesteś tutejsza. Na dłoni brakuje ci linii Kammy, twój akcent brzmi zupełnie obco i nie przypominasz z wyglądu tutejszych dzieciaków.
- Ja…
- Śmiało.
- Nie urodziłam się w tej norze… nie jestem stąd. Ojciec mnie tu zostawił. Mówił, że będę bezpieczna.
- A gdzie on teraz jest? Jak się nazywa?
- Już go nie ma go. Wyjechał. Nie wiem gdzie, ani kiedy wróci. Na pamiętam jak się nazywał… wielu rzeczy nie pamiętam z… wcześniej.
Wszystkie urodzone w kompleksie dzieci nie posiadały Duszy. Nie mogła się z nimi komunikować za jej pomocą. Jednak sierota urodzona w sztucznym łonie miałaby ją wbudowaną. Ta część opowieści wyjaśniała by tą zagadkę.
Nie tłumaczyło to jednak ciężkiej zasłony przed inwigilacją, chyba, że ktoś niezwykle troszczył się o swoje sekrety. Kompleks mógł zostać zinfiltrowany. Przyjrzała się ostatnim spływającym danym, ale nie otrzymała nic zrozumiałego, nic co mogłaby wykorzystać. Niki była wirtuozem surfowaniu po świadomości wyekwipowaną w pierwszorzędne narzędzia. Niewiele mogło się przed nią ukryć. Jednak tajemnice i zamiary Herzi były dla niej zupełnie niedostępne.
Zwęziła oczy, zmarszczyła brwi. Czy to faktycznie robota nieprzyjaciela? Posłużyliby się dzieckiem, aby się do nich dostać? Pewnie tak, wzbudzałaby mniejsze podejrzenia. Mogliby ją stworzyć tylko do tego celu, a nawet wprowadzić urojone wspomnienia. Nie ma takiej niegodziwości, którą by się nie posłużyli.
Jak tu się dostała? Czy to szpieg, zabójca czy może tykająca bomba? Tik, tak czas mijał. Musiała działać szybciej. Nie bawiąc się w podchody, przypuściła bezpośredni brutalny szturm na Ducha dziewczynki. Czymkolwiek były te zapory, zamierzała je złamać.
- Skąd się tu wzięłaś? – wycedziła ściskając mocniej dłoń dziecka.
- Auć… to boli… puszczaj – krzyknęła. – Zaraz ci przyłożę jak nie przestaniesz.
Po rzuceniu groźby nie czekała długo i zamachnęła się drugą wolną ręką. Momentalnie i bez wysiłku została przechwycona i unieruchomiona przez Niki, która nie miała problemu z dopiero co anonsowanym atakiem.
- Nic ci nie zrobiłam! – zapiszczała Herzi. Rozłoszczone oczy zaszkliły się od wzbierających łez. – Czemu się nade mną znęcasz?!
- Jeśli dalej będziesz tak wierzgać to utopię cię w tej sadzawce, rozumiesz?
Młoda zaczęła ciężko oddychać, osłabiając przy tym swoje wysiłki, ale nieprzerwanie ciskając pioruny czarnymi oczami.
- Niedobrze mi – wymamrotała, a jej twarz zrobiła się szara i niewyraźna. Jej dopiero co skupiony wzrok zaczął błądzić.
- Nie udawaj – żachnęła się Niki. – Nie robię ci krzywdy. Patrz na mnie, gdy odpowiadasz na pytania. – Strzeliła parę razy palcami przed jej twarzą, aby zwrócić jej uwagę. – Kto cię przysłał? Jak się tu dostałaś?
- Nikt. Ja sama… - Głos jej się łamał. – Chciałam spotkać… szłam długo… tutaj.
- Po co? Chciałaś mnie zabić? Przesłuchać? Sondować? Mów składniej.
- Nic takiego… oczywiście… nie umarłam – bredziła.
- Pozwól, ze coś ci wytłumaczę. Twoje przedstawienie mnie nie zmyli, jest mało przekonujące, rozumiesz. Próbujesz wzbudzić we mnie współczucie? Myślisz, że jak zrobisz rozmazane oczka to kogoś zwiedziesz? Być może wcześniej działało to na inne osoby, ale ja widziałam ten trik setki…
Herzi zwymiotowała prosto na nią. Po czym bezwiednie przechyliła się na bok i spadła ze skały. Niki zaniemówiła i w pierwszym odruchu puściła dłonie dziewczyny, lecz gdy ta poleciała w dół instynktownie pochwyciła ją za ubranie ratując przed upadkiem.
– Na miłość Siddharty, to chyba jakieś żarty.
Szok trwał tylko krótką chwilę. Pętla zacisnęła się na żołądku. Zaczęła otrzymywać dane od wysłanych szperaczy. Wreszcie, aczkolwiek teraz musiała skupić się na czym innym. Z jednej strony trzymała omdlałe dziecko, a z drugiej walczyła z oblepiającą jej skórę i włosy mazią plwociny, soków żołądkowych i na wpół strawionego jedzenia. Szybko dała sobie spokój z tym drugim.
- Hej! Słyszysz mnie. Hej mała obudź się! Na wszystkie demony!
Bezskutecznie. Mimo postępów zerwała połącznie między ich Duchami. Chwyciła dziewczynkę w ramiona i położyła na płaskim podłożu obok wody
Kciukiem sprawdziła tętno na tętnicy nadgarstka i dwoma palcami na szyi. Krążenie nie zostało zatrzymane – odetchnęła, a uścisk w żołądku ustał. Garścią wody przemyła twarz nieprzytomnej. Otworzyła opadłą powiekę. Gałka oka poruszała się szybko i nierównomiernie, głównie kierując się ku górze, jak gdyby próbowała odwrócić się na drugą stronę. Uderzyła ją ostrożnie zewnętrzna stroną dłoni w policzek. Potem w drugi. Przyłożyła ucho do piersi. Mała oddychała w miarę równo.
Niki przysiadła obok trzymając ją za rękę. Przeglądała teraz informacje, które zdołali dostarczyć jej zwiadowcy. Trochę czasu minie zanim zdąży je rozszyfrować, ale nie wszystko było zakodowane. Po tym co widziała mogła z dużą dozą pewności potwierdzić, że Herzi faktycznie mieszkała w schronieniu wraz z resztą uchodźców.
Dziewczynka zaczęła szybko mrugać, po czym jej całym ciałem wstrząsnął krótki dreszcz. Spojrzała z bólem na swoją oprawczynię.
Chyba obrałam złą taktykę – pomyślała Niki. Wstała, odwróciła się i wzięła głęboki wdech. Gdy zwróciła się z powrotem uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ale cię odcięło. Jakby ktoś wyjął ci wtyczkę. W pierwszej chwili myślałam, że już po tobie. - Po chwili dodała - Ktoś cię kiedyś na to badał?
- Nigdy wcześniej nie zemdlałam. Miałam wiele różnych badań. Ojciec był… jest… lekarzem.
- Wporządku? Wyglądasz już wyraźniej. – Niki pomogła podnieść się młodej, a ich ręce skleiły się lepka mazią. – Fuj… chyba obie powinnyśmy się wykąpać.
Herzi złapała się za głowę próbując utrzymać ją w jednej pozycji.
- Wszystko się jeszcze kręci.
- Wejdź do wody. Chłód przyniesie ci ulgę, szybciej dojdziesz do siebie. – zanurzyła się po czubek głowy w sadzawce.
Dziewczynka podeszła chwiejnym krokiem do brzegu, ale nie weszła do środka, obmywając tylko twarz i ręce. Starsza z dziewczyn zachęciła ją ruchem ręki.
- Uważaj tu od razu jest spad i nie ma gruntu, ta dziura jest bardzo głęboka.
- Nie wchodzę.
- Czemu?
- Nie ważne… - Ale po chwili dodała cicho. - Nie umiem pływać.
- Co?
- Nie umiem pływać!
- Jak to nie umiesz? Na tej planecie? To smutne. Nikt cię nie nauczył?
Młoda zanurzyła nogi w zimnej wodzie.
- Tak jest mi dobrze. Nie potrzebuję… nieszczerego… współczucia.
- Przepraszam cię Herzi. Ta cała sytuacja… wymknęła się trochę spod mojej kontroli. Nie chciałam cię skrzywdzić. To wszystko co się dzieje… trochę mnie przerosło. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
Dziecko przebierając powoli zanurzonymi nogami zapatrzone było w wodę.
- Nie rozumiem. Od kiedy tu jestem nikt nie chce ze mną rozmawiać.
- Tak wygląda nasza codzienność – uśmiechnęła się smutno. - Żyjemy w ciągłym strachu więc wiedza jest rozproszona i strzeżona. Po tylu latach weszło nam to już w krew. Pamiętasz, gdzie przebywaliście wcześniej z ojcem?
- Nie wiem. Prawie nic nie pamiętam. Nie wiem nawet jak naprawdę mam na imię. Wspomnienia, które dotyczyły mnie lub wcześniejszego życia… to wszystko jest za mgłą. Wiem, że tam są, ale nie potrafię ich przywołać.
- To najpewniej efekt czyszczenia. Pozostawia straszne luki. Mózg męczy się, aby je uzupełnić. Często w ich miejsce tworzy nieprawdziwe wspomnienia. Wiem, to straszne uczucie.
- Wiesz? Tak, to… frustrujące. Może gdybym była głupim pachołkiem, wszystko byłoby mi jedno. Hemlal, mój opiekun mówi, że rzeczy na które nie mamy wpływu nie powinny odbierać snu z naszych powiek.
- Znam Hemlala, siwiejący starzec o spokojnym usposobieniu.
- To ktoś inny bo… mój opiekun to krępy mężczyzna, stary, ale jeszcze nie dziadek i do tego bardzo krzykliwy.
- Możliwe, że to ktoś inny – pokiwała głową. - Powiesz mi teraz jak się tu znalazłaś? Ciężko jest mi uwierzyć, że trafiłaś tu przypadkiem. Nie oskarżam cię. To po prostu daleka odnoga. Do głównej enklawy idzie się kawał czasu. Nie mówili ci, aby nie oddalać się kryjówki? Tu nie jest bezpiecznie, zwłaszcza dla dziecka.
- Dlaczego? To tylko stare tunele – powiedziała prawie ze wzgardą.
- Tego też ci nie powiedzieli – stwierdziła poważnym tonem, a głos przeszedł w szept.
Rozejrzała się na boki, zatrzymując dłużej wzrok na wyjściu, jakby dostrzegała tam coś więcej poza mrokiem i dudniącą w rytm bicia serca ciszą. Wzrok Herzi powędrował w tym samym kierunku.
- Kiedyś były tu ogromne konglomeraty przetwórcze – kontynuowała. Pracowało w nich wielu ludzi. Później w trakcie Zagłady szukali tu schronienia wraz z rodzinami. Myśleli że podziemia będą doskonałym schronieniem, że uchronią ich, gdy bombardowanie równało wszystko na powierzchni. Mieli racje tylko połowicznie. Wybuchy ich tu nie dosięgły. Zawaliły za to wiele górnych korytarzy, zniszczyły im wyjścia. Zostali zamknięci w tej pancernej trumnie, głęboko pod ziemią w ciemności. Trzymali się nikłej nadziei, że ktoś ich ocali. Nikt nie wyszedł aby opowiedzieć swą historię. Minęło wiele czasu zanim ktokolwiek tu powrócił. Tysiące ciał tych biedaków dalej spoczywa w tych tunelach. Ich dukkha stała się wyśmienitym posiłkiem dla demonów, ucztujących na niej jak muchy na padlinie. Powiadają, że atta czyli energia wielu z nich została w ten sposób poddana zepsuciu. Gdy się dobrze wsłuchać, można usłyszeć ich jęki. Ubolewają nad tragedią która ich spotkała, nie potrafią pogodzić się z utraconym życiem. – Zrobiła pauzę. - Zalęgło się tutaj wiele okropności, które szukają, aby zdeprawować nowe ofiary. Dlatego dzieci nie mogą znikać rodzicom z oczu, a nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się samotnie w te rejony.
Dziewczynka zamyśliła się przez chwilę, uważniej przyjrzała się rosnącym cieniom, tańczącym w ruch migotliwej lampy. Ciężko było stwierdzić jaki wpływ wywarła na niej opowieść. Najwidoczniej podjęła jakąś decyzję, bo wstała i z poważną miną zapytała:
- Słyszałam, że dzisiaj opuszczasz kryjówkę. To prawda? Ja chciałabym… się z tobą zabrać. Ruszyć do miasta.
- Dlaczego? Tutaj będziesz bezpieczna. Musisz tylko przestrzegać zasad.
- Widziałam cię. Przypatrywałam się od samego początku, gdy się tu pojawiłaś. Dla ciebie byłam pewnie tylko kolejną twarzą z całej zgrai. Niczym wartym zapamiętania. Obserwowałam jak inni się do ciebie odnoszą. Jak na ciebie patrzą. Jak opowiadają o twoich dokonaniach i jak tworzą wokół nich opowieści. Nawet starsi słuchają cię i rozważają twoje słowa. Wzbudzasz zainteresowanie, gdziekolwiek się udasz. Słyszałam wiele historii o tobie. – Wstała i odwróciła się. - Mam dosyć obojętności i wzgardy… i śmiania się za moimi plecami… albo prosto w twarz. Chcę tego samego. Chcę aby ludzie liczyli się ze mną.
- Źle to interpretujesz mała rybko. W tym schronie każdy gość przynoszący dobre wieści jest wydarzeniem godnym świętowania. To nie za mną tu szaleją, a za informacjami ze Świata które przekazuję. Zamknięcie i rutyna potrafi zdruzgotać najtrwalszą atte. Staje się więc dla nich chwilowym oparciem, gdy przynoszę nadzieję. Cena jaką musze za to zapłacić – spojrzała na głębię – jest wysoka. Wykazałabym się straszną hipokryzją, gdybym miała komuś to polecić. Powinnaś tu zostać… wraz z rówieśnikami, słuchać starszych i trzymać się z dala od kłopotów. Tu jest zdecydowanie bezpieczniej. Prędzej czy później… zapewne prędzej, kłopoty i tak się o was upomną. Nie musisz tego przyśpieszać. Jesteś jeszcze młodziutka. Przyjdzie jeszcze twój czas.
- Ale ty przecież wychodzisz. Wiesz jak unikać niebezpieczeństw, znasz szlaki przez dżunglę.
- To zbyt niebezpieczne Herzi. Dla nas obu.
- Czy to prawda, że na zewnątrz… inni mówią, że nikt nie może tam wychodzić bo na zewnątrz czają się potwory. Ja im nie wierzę, takie tam głupie gadanie. Prawda? Nie ma tam żadnych… dziwnych… potworności?
Niki milczała, budując atmosferę niepewności. Podpłynęła bliżej dziecka.
- Nie ma? – Ton głos zmienił się na wzbudzający niepokój. – Widziałaś kto stąd wychodzi? Grupy uzbrojonych mężczyzn, albo wprawieni kurierzy tacy jak ja. Wiesz dlaczego? Bo wszystko co tam jest poluje na nas. Niezależnie czy jest to dzień czy noc. Wykorzystają każdy twój błąd i pożywią się twoim ciałem. Monstra? Tak, te w ludzkiej skórze i te po widoku, których dzieci i dorośli płaczą po nocach.
- Nie boję się!
- Co ty wiesz o strachu? Nie masz odwagi nawet wejść do wody.
Herzi zacisnęła dłonie w pięści i zmarszczyła nos. Założyła pożyczone gogle po czym odbiła się od skały i wpadła do wody. Przez chwile wymachiwała rękoma w różne strony, uderzając w tafle, a po chwili… jak kamień zaczęła iść na dno.
Niesamowite, faktycznie nie potrafi pływać – pomyślała Niki. – Tak bardzo tu nie pasuje.
***
- Przykro mi, ale to niemożliwe. – Pomogła wygramolić się topielcowi na brzeg.
Po porządnym odkrztuszaniu zachłyśniętą wodą, szara twarz młodej jeszcze bardziej sposępniała.
- Nie mogę tu dłużej siedzieć. Nie należę do tego miejsca. Nikomu na mnie nie zależy. Jedyna osoba, która z własnej, nie przymuszonej woli dbała o mnie jest gdzieś tam w szerokim Świecie. Jednak nie miałam od niego żadnej wiadomości, żadnej próby kontaktu, a minęło już… mnóstwo czasu. Być może coś mu się stało i potrzebuje teraz mojej pomocy.
- Twój ojciec zostawił cię w tym miejscu ponieważ zależało mu na tobie. Cokolwiek wam groziło, stwierdził, że bezpieczniejsza będziesz właśnie tutaj. Nie kontaktując się najpewniej odsuwa od ciebie zagrożenie. Być może specjalnie ściąga je na siebie. Bądź cierpliwa i dobrej myśli. Jeżeli kiedyś wróci, to tu właśnie będzie cię szukał. Nie utrudniaj mu tego.
Nie potrzebowała czytać w myślach dziewczyny aby poznać, że jej nie przekonała, ale ta wydawała się nie zniechęcona:
- Mogę być pomocna. Kolejna para oczu może się przydać przy wypatrywaniu zagrożeń. Będę zabezpieczała ci plecy. Mogę też robić jedzenie i … sama dużo nie jem. – Pokazała na chude ramiona. – Do tego jestem wytrzymała, mogę iść cały dzień, nie będę narzekać.
- Na szlak wychodzi się tylko w nocy.
- Może być też w nocy – poprawiła się szybko – i tak kiepsko sypiam. O właśnie. Mam tak słaby sen, że jeśli ktoś będzie chciał się zakraść to momentalnie się wybudzę. To… to na pewno duża zaleta.
Patrzała teraz na nią jak szczeniak bez właściciela. Niki była zmęczona próbami racjonalizacji. Nie było możliwości, żeby zabierać kogoś innego. Od teraz będzie musiała być bardziej stanowcza. Coś w upartym usposobieniu Herzi musiało wzbudzać w innych ludziach zniecierpliwienie i niechęć. Być może było to u niej jakieś programowane zachowanie albo naturalna choroba umysłu.
- Nie mogę nikogo zabierać. Droga jest wystarczająco niebezpieczna dla mnie samej. Nie potrafisz sobie nawet wyobrazić co się dzieje za tymi bezpiecznymi murami. Jeżeli nie jesteś szkolona do przetrwania w tych warunkach, stajesz się balastem. W ciemnym lesie starasz się, aby nie zwracać niczyjej uwagi, ale gdy już ją zwrócisz musisz pozować na kogoś kto wie co robi. Każda słabość zostanie wykorzystana przeciw tobie i zachęci potencjalnego agresora do ataku. Wszystko polega na kwestii szacowania ryzyka. Zabranie kogoś tak niedoświadczonego jak ty byłoby nierozważne i narażające na dodatkowe niebezpieczeństwo. Niezależnie od tego ile sobie jeszcze umiejętności wymyślisz.
- Bardzo szybko się też uczę. Możesz to sprawdzić. Przecież potrafisz powiedzieć kiedy kłamię. Prawda? – Na jej ustach mignął szelmowski uśmiech. - Mam już dosyć bezczynnego siedzenia. Starsi mnie ignorują, a dzieciaki są głupie i nic nie rozumieją.
- A ty jesteś mądrzejsza od nich?
Herzi znowu wbiła w nią swój ciężki wzrok, jakby próbowała prześwidrować jej głowę. Po chwili jednak odpuściła i masując się po karku kontynuowała:
- Oczywiście. Dorośli są wykluczeni informacyjnie, odcięci od sieci, ich wiedza zdążyła się zdezaktualizować. Dzieciaki nie posiadają nawet Duszy, w dodatku są obciążone wadami genetycznymi, z gruntu rzeczy są więc słabsze umysłowo. Zapewne to przez ten próg intelektualny nie są wstanie za mną nadążać.
Niki była zaskoczona i zirytowana tym wybuchem arogancji. Miała już dosyć. Wstała i zabierając swoje rzeczy zaczęła kierować się do wyjścia.
- Nie mam na to czasu – rzuciła - musze się jeszcze wyspać przed drogą. Znajdź sobie kogoś innego do męczenia, najlepiej… na tym samym poziomie.
Smarkula jednak jeszcze nie skończyła. Spojrzała na zwierciadło zbiornika, następnie przeniosła podejrzliwy wzrok na postać młodej kobiety.
- Ćwiczyłaś przed podróżą oddychanie pod wodą?
- Praktyka w moim zawodzie przydaje się w wielu sytuacjach.
- Ha… pewnie. Dlaczego?
- Dlaczego co!?
Herzi taksowała ją wzrokiem, niemal jak gdyby była wstanie przejrzeć ją na wylot, dojrzeć jej tajemnice. Do głowy przyszła jej nieprawdopodobna myśl. Co jeśli niezauważenie dobrała się do jej Duszy. Zadrżała i w złości warknęła:
- Nie pogrywaj ze mną. Jesteś na to za młoda.
- Nie jesteś wiele starsza.
- Wystarczająco, aby wyglądać na dorosłą. Nie wiesz na co się porywasz.
- Nie jesteś pierwszą osobą która mnie lekceważy.
- Jesteś niemożliwa. Mówili ci czemu nazwali cię Herzi? Pewnie nie. Widzisz jest taka lokalna ryba o tej samej nazwie. Nie jest jakoś specjalnie niezwykła, nie jest też żadnym przysmakiem. Znana jest za to z jednej rzeczy. A dokładnie z tego, że swoje jaja podrzuca do gniazd innych ryb. Bycie sierotą w tym miejscu i w tych czasach nie jest niczym niezwykłym. Większość z nas dźwiga na barkach jakieś ciężkie brzemię. Nikt nie będzie cię więc oceniał za to skąd jesteś i co przeżyłaś, ale za to kim postanowiłaś być. Jeżeli w swoim uporze będziesz iść przeklętą ścieżką to niech Siddharta ma cię w opiece, bo moja cierpliwość się już skończyła.
Był to dla niej definitywnie koniec tego natrętnego spotkania. Ten dzień wystarczająco zszargał jej nerwy i bez tego.
- Zapomniałaś swoich gogli – usłyszała za sobą.
Zatrzymała się w pół kroku przy wyjściu z groty. Zacisnęła pięści. Oko bezwiednie zamrugało parokrotnie. Odwróciła się z ukosa spoglądając na młodszą dziewczynę. Ta wyciągnęła rękę trzymając na wyciągniętych palcach pasek gogli, ani myśląc ruszyć się jednak o krok. Mierzyły się wzrokiem przez całą drogę, którą Niki musiała ponownie pokonać. W niemym starciu lazurowe gromy zderzały się z czarnym ogniem z równą zawziętością. To jednak Herzi się odezwała:
- Wiedziałaś od samego początku, ale i tak prześmiewczo mnie tak nazywałaś. Dobrze się bawiłaś? Szyderstwem maskujesz własne kompleksy? Nie jesteś lepsza od reszty. Widzę jak mną gardzicie . Myślicie że jesteście lepsi ode mnie. Macie mnie za nic?! Wszyscy jesteście tacy sami. Mam nadzieję, że spotka was to na co sobie zasłużyliście. Nienawidzę was! Obyście wszyscy zdechli!
Niki uderzyła ją w twarz z prędkością i mocą pioruna. Cios rzucił drobną postać na kolana jakby miała do czynienia ze szmacianą lalką. Demon nienawiści zawył z radości. A teraz rozszarp ją! Podrzyj na małe kawałki!
Wyciągnęła ku małej istocie swoje rozczapierzone palce podobne do szponów drapieżnego ptaka. Pojawiło się na niej kilka kropli krwi.
Zaskoczona z ręka zawieszoną w powietrzu. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na swoją rękę. Krew. Uderzyła w takim amoku, że rany na jej dłoni pootwierały się. Jak gdyby próbowała wyrzucić z siebie całą złość i cierpienie. Czemu uderzyła tak mocno? Dlaczego się nie pohamowała? Jak mogła tak postąpić? Zupełnie tego nie kontrolowała. Odtwarzała w głowie tą scenę wielokrotnie i nadal nie rozumiała jak do tego doszło.
Otępiała rozejrzała się wkoło, poza nią nikogo już tu nie było. Czyżby śniła na jawie. Czym była ta zmora? Karą za okazaną słabość?
LAMENT RYB
Przypuszczam, że to, co teraz powiem, może być kontrowersyjne, ale wiem, że nie jestem osamotniona w tych myślach. Odkryliśmy duszę człowieka! – konstrukt, którego istnienie i forma były zawłaszczone przez najróżniejsze religie i filozofie. Jednak ich poszukiwania zawsze natrafiały na ślepą ścieżkę, której koniec stawał się dla nich aksjomatem i dogmatem. Nie potrzebowaliśmy mistycznych zdolności, aby dotrzeć do celu. Każdy z nas stał na ramionach tytanów biorących udział w tej wędrówce umysłów przez wieki. Odnaleźliśmy ją tam, gdzie zawsze na nas czekała – w naszej wyobraźni. Teraz mogliśmy nadać jej kształt. Prawdziwa Dusza stanie się realną częścią każdego nowonarodzonego. Nadając nowy bieg przyszłym pokoleniom, przyczyniając się do największej ewolucji naszego gatunku od czasu powstania Homo sapiens. Tak jak w przeszłości zerwaliśmy okowy niewoli przestrzeni, tak teraz zdjęliśmy kajdany z umysłu.
- dr Merit Chase-Ammal
Krótko po zanurzeniu się, ciemna toń otuliła ją mokrym całunem ciszy. Przygarnęła, pieszczotliwie oferując prawie zapomniane poczucie spokoju, ukojenia nerwów, oderwania od siebie.
Nie chciała wracać do żadnych widów przeszłości ani mieć nadziei na przyszłość. Potrzebowała zapomnienia.
Chciała, aby ostatnie zdanie w pamiętniku życia należało do niej. Decyzja, która w chwili klarowności wydała się jedyną opcją. Jej własnym osądem. Pozostało tylko wykonać wyrok.
Promyczek zwątpienia wykorzystał instynkt przemawiając wewnętrznym głosem:
- Nie jesteś pewna czy podejmujesz właściwą decyzję, ale jednak próbujesz się teraz poddać. To nie trudy tej wspinaczki cię przytłaczają. Spojrzałaś za siebie i obezwładnił cię widok przepaści. Przytłacza i kusi, jest taka łatwa do osiągniecia, bez wysiłku przyjmie cię w swoje ramiona. Obudź się, to ułuda! Zamiast patrzeć na nią, spójrz na to co już osiągnęłaś, ile drogi już pokonałaś. Całe te poświęcenia ma iść teraz w niwecz?
Jej skrawki pobudzonej świadomości odpowiedziały z niechęcią i bólem:
- Nie mam już sił. Tam na powierzchni pozostał już tylko smutek, wstyd i… bezsilność. Obietnica bólu i strachu. To wszystko zniknie wraz ze mną, wraz z tym bezużytecznym ciałem. Zakończy wreszcie moje cierpienia.
- Zmęczenie to część życia, które wypełniają wzloty i upadki. Każdy kryzys kiedyś się kończy. Czasem wystarczy zmiana, jedna właściwa myśl, aby to co dziś wydaje się niemożliwe zamieniło się w nieistotny banał.
- Ja… jestem słaba.
- Zawiedziesz ich wszystkich. Każdego kto ci zaufał lub pokładał w tobie nadzieje. Czy ich nieszczęście nic dla ciebie nie znaczy? A co z tymi którzy ponieśli już największa ofiarę. Czy będziesz mogła im spojrzeć w twarz, wiedząc, że poddałaś się, gdy oni poświęcili wszystko. Co byś im wtedy powiedziała?
- Jestem niepotrzebna. Niczego już nie osiągnę. Byłam tylko nic nie znaczącym trybikiem, zapomną o mnie…
- Jesteś tchórzem…
- Jestem… i nie ma to już znaczenia.
- Jest nadzieja. Zawsze jest, wiesz o tym. Możesz sobie pomóc. Nikt nie zmusi cię, abyś wybrała ścieżkę której nie akceptujesz. Znajdziemy inny sposób.
- Nadzieja była tym co trzymało nie przy zdrowych zmysłach przez te wszystkie lata. Dawno umarła, a ja spacerowałam po jej grobie. Daj mi już spokój… tak po prostu… pozwól mi odejść.
- Dosyć tego! Weź się w garść. Miałaś chwilę słabości. Popełniłaś błędy. Co z tego. Komu jest cię oceniać.
- Jestem zbyt zmęczona, aby się dłużej kłócić. Nie możesz zmienić mojej decyzji. Woda daje, woda zabiera.
- Obudź się! Otwórz oczy. Nie jesteś tu sama.
Przebiegły wywód ratującego się wszystkimi sposobami umysłu. Głęboko zakorzenione pragnienie ocalenia. Celowo wybrała to miejsce, odległą pustą grotę, aby odejść w samotności. Wraz z otwarciem oczu jej postanowienie mogło jednak ulec zachwianiu – zduszone pierwotnym strachem. W płucach nie miała już powietrza. Czuła się lekko, w bezruchu z rozpostartymi ramionami jakby należała do tego miejsca i wracała do kolebki swego pochodzenia. Podświadomość podpowiadała, że to już nie potrwa długo. Nie było w niej lęku. Rodziła się w wodzie, żyła z nią i tak chciała odejść. Czego więcej oczekiwała?
Z wysiłkiem otworzyła lekko oczy. Do ciemnej głębiny przez odległą tafle wody przebijały się ruchome promienie błękitnego światła. Minęła chwila zanim słabo dotleniony mózg zorientował się, że było w tym coś nienaturalnego. Czyżby w godzinie przejścia nawiedziła ją jakaś zmora. A może jest już po wszystkim. Spojrzała w dół w niekończącą się, upragnioną toń. Zwierzę szarpało się w klatce dyscypliny. Iskierki pragnienia życia rozlewały się po ciele. Ciepło dodawało otuchy, podnosiło na duchu.
Cokolwiek to jest, nie znalazło się tu przypadkiem.
Poczucie zawodu szybko ustępowało wzbierającej złości. Wątpliwości rozwiewały się jak poranna mgła przed huraganem. Depresyjne myśli ustępowały instynktom.
Zmarszczyła brwi i zacisnęła dłonie tak mocno, że przebiła sobie paznokciami skórę. Albowiem nad niczym nie miała już kontroli.
*
Wypłynęła na powierzchnię. Płuca bezwolnie i chciwie chwyciły życiodajne powietrze. Po kilku głębszych wdechach narzuciła im kontrolę. Oddech stał się płytszy i miarowy.
Skupiła wzrok jasnolazurowych oczu na postaci zjawy. Mdła, błękitna poświata lampy, gradientowo wypełniała skrawek groty pozostawiając zakamarki w głębokiej czerni. Dopiero po chwili do jej zmysłów zaczęły docierać informacje. Krople kapiące ze stalaktytów i strużki wody płynące po ścianach. Niewyraźne jeszcze przed chwilą widmo przyjęło kształt dziecka. Przycupnęło niedaleko lewitującego źródła światła, ciemnymi oczami wpatrując się w nią. Pojawiało się więcej szczegółów. Wygolona do skóry głowa, wyraźnie odstające uszy, wychudła fizjonomia, podparta rękoma blada twarz zamrożona w oczekiwaniu.
Niki tknięta przeczuciem sięgnęła do Duszy gościa. Znalazła ją. Tylko starsi mieszkańcy kryjówki byli ich posiadaczami. Dzieci rodzone w naturalny sposób ich nie miały.
Niemal instynktownie przeprowadziła bezpieczne sondowanie, próbując znaleźć luki w zabezpieczeniach neuronowych sieci. Postać wyglądała na zupełnie nieświadomą przeprowadzonego zwiadu. Dobrze. Sondowanie czy nawet ataki na Duszę nie miały wpływu na fizyczne odczucia. Tylko bardzo czujny Duch byłby wstanie ją wykryć.
Potrzebowała więcej czasu aby przedrzeć się przez linię zabezpieczeń.
Podpłynęła do skalistego brzegu. Wyciągnęła się z udawanym trudem nie kryjąc się przed obcym.
Dziecko wstało przebierając w miejscu nogami, masując złączone dłonie oraz nieśmiało spoglądając na nią spod spuszczonej głowy.
Zakłopotanie i niepewność - mogła odczytać z mowy ciała. Bardzo dobrze. Choć może była to tylko gra. Nie bądź naiwna – skarciła się. Niewinność świetnie sprawdza się w grze pozorów. Czemu innemu służyłaby ta postać.
Usiadła na nagim, krągłym kamieniu.
Cisza musiała być nie do wytrzymania dla gościa. Ze zmarszczonym czołem oraz nagłym przypływem odwagi wyrzucił z siebie:
- Strasznie długo byłaś… tam na dole.
Na koniec jeszcze dorzucił wymuszony, niepewny, krótki śmiech, a kreska ust nieznacznie się poszerzyła i zaczęła nerwowo drgać.
Niki spojrzała w czarne oczy intruza, ale zwlekała z odpowiedzią, gasząc przy tym jego entuzjazm.
Opartą na kolanie ręką machnęła dłonią z wyciągniętym palcem.
- Ręcznik - wskazała - bądź tak dobra.
- Aaa… aha… jasne – wystękało z zakłopotaniem dziecko.
Nie była jeszcze pewna czy ma do czynienia z dziewczynką choć głos, maniera oraz ruch trochę na to wskazywały. Ta nie zaprotestowała też, gdy wyraźnie na to wskazała. Obserwowała ją - jej szybkość oraz sposób poruszania się. Szczególną uwagę zwróciła na obie jej dłonie. Szukała jakieś otwartej furtki, aby dobrać się głębiej do jej myśli, ale wysłani cyfrowi wywiadowcy mieli z tym nie lada trudności. Co jeszcze bardziej pogłębiło jej podejrzenia. To mógł być jakiejś wysokiej klasy Duch, niedostępny dla przeciętnego człowieka.
Dziecko zbliżyło się wyciągając rękę z ręcznikiem.
- Jak masz na imię – zapytała Niki odbierając go.
- Tutaj wołają na mnie Herzi.
- Nazwali cię Herzi? – zdziwiła się.
Okryła się ręcznikiem powoli pocierając ciało. Cały czas bacznie obserwując ruchy dziewczynki. Dusza mogła operować niezależnie. Niki postanowiła
zarzucić sieci.
- Usiądź obok mnie rybko.
Zrobiła miejsce na dużym kamieniu - zachęcone dziecko skwapliwie skorzystało z propozycji. Tym razem szczery uśmiech poszerzył jej usta, ale zaraz też swój wzrok przeniosła na luźno leżące rzeczy Niki.
- Po co ci te gogle – zapytała wskazując na przedmiot. – Używasz ich do pływania? Trochę duże.
- Przydają się podczas latania, gdy wzbijasz sią na desce w powietrze i żeglujesz pośród chmur.
Dziewczynka sięgnęła po okulary. Po chwili macania i oglądania zaczęła je przymierzać.
- Łał… nigdy jeszcze nie latałam na podniebnej żaglówce. To dopiero musi być frajda. Muszę się nauczyć.
Po chwili jednak straciła nimi zainteresowanie. Przyglądała się w ciszy i ze słabo skrywanym wyrazem ekscytacji, gdy Niki zaczęła palcami ściągać wodę ze swoich długich włosów, a następnie delikatnie przykładać do nich ręcznik. Herzi błądziła wzrokiem za ruchami jej rąk i opadających kosmyków.
- Masz piękne włosy – rozmarzyła się. - Nas każą golić na łyso, aby wszy się nie roznosiły. Choć i tak skaczą jak pasikoniki, ale tak łatwiej jest je znaleźć. Dorośli mówią, że przenoszą różne choroby. Takiego tyfusa dostał ostatnio mój kolega i później cały chodził w czerwone kropki.
Niki wzięła, bladymi, smukłymi palcami garść końcówek. W świetle lampy mieniły się błękitem. Takim jakim zawsze chciała, aby były. Jak prawdziwej córki Kammy. W rzeczywistości były wypłowiałe, prawie bezbarwne.
Spojrzała głęboko w grafitowe, bijące wewnętrznym ogniem oczy Herzi. Trzymane w dłoni kosmyki przysunęła ku niej. Ta skwapliwie, z uwielbieniem graniczącym z nabożnością zaczęła badać dotykiem ich teksturę i miękkość.
- Kiedyś… jak już stąd wyjdę… też będę miała takie włosy. I nikomu nie dam ich obciąć. Choćby mieli mnie za nie powiesić.
Pochłonięta myślami oraz przyjemnym wrażeniem, zareagowała z opóźnieniem, gdy ich dłonie spotkały się. Nie oderwała swojej na czas, gdy palce Niki pochwyciły jej rękę.
Ocknęła się na dobre, gdy poczuła że jest w potrzasku. Przegub jej dłoni wykrzywiał się do tyłu powodując nieprzyjemne napięcie i wrażenie, że niewiele brakuje, aby go złamać.
Herzi szarpnęła się powodując tym tylko ostry ból nadgarstka.
- Spokojnie mało rybko, bez nerwów – uspokajała ją Niki.- Zadam ci tylko kilka pytań i jeżeli będziesz odpowiadać szczerze, bez kluczenia czy pomijania ważnych faktów to nie będę miała powodu, aby robić ci krzywdę. – Uśmiechnęła się cierpko widząc zdumienie, ale też hardość na twarzy smarkuli.
- A teraz mnie posłuchaj… mam w tym sporo doświadczenia. Wiesz, że w jednej dłoni masz dwadzieścia siedem kości… osiem drobnych kosteczek. – Zwolniła uciskający nerwy kciuk i zatoczyła kółko na nadgarstku. – Pięć długich kości. – Przesunęła palec na środek dłoni, naciskając na kość. - Czternaście małych paliczków, wyraźnie oddzielają je fałdy skóry widzisz. Jeżeli dodasz do tego mięśnie, więzadła, ścięgna i nerwy zrozumiesz jak złożonym, a przy tym delikatnym dziełem są twoje własne dłonie – zapauzowała na moment. - I jak łatwo można je trwale uszkodzić. Nie chciałabyś tego, prawda?
Przyglądała się jak krew odpływa z twarzy dziewczynki, a oczy rozszerzają się. Mogła czytać z jej mimiki jak z książki. Poza elementami, które były całkiem zrozumiałe i naturalne, gdzieś głębiej czaił się niepokojący upór. Kontynuowała miękkim, ale pewnym głosem:
- Mój Duch siedzi już w twojej głowie, więc będę wiedzieć czy mówisz prawdę – skłamała. – Na początek prosta rzecz. Nie jesteś tutejsza. Na dłoni brakuje ci linii Kammy, twój akcent brzmi zupełnie obco i nie przypominasz z wyglądu tutejszych dzieciaków.
- Ja…
- Śmiało.
- Nie urodziłam się w tej norze… nie jestem stąd. Ojciec mnie tu zostawił. Mówił, że będę bezpieczna.
- A gdzie on teraz jest? Jak się nazywa?
- Już go nie ma go. Wyjechał. Nie wiem gdzie, ani kiedy wróci. Na pamiętam jak się nazywał… wielu rzeczy nie pamiętam z… wcześniej.
Wszystkie urodzone w kompleksie dzieci nie posiadały Duszy. Nie mogła się z nimi komunikować za jej pomocą. Jednak sierota urodzona w sztucznym łonie miałaby ją wbudowaną. Ta część opowieści wyjaśniała by tą zagadkę.
Nie tłumaczyło to jednak ciężkiej zasłony przed inwigilacją, chyba, że ktoś niezwykle troszczył się o swoje sekrety. Kompleks mógł zostać zinfiltrowany. Przyjrzała się ostatnim spływającym danym, ale nie otrzymała nic zrozumiałego, nic co mogłaby wykorzystać. Niki była wirtuozem surfowaniu po świadomości wyekwipowaną w pierwszorzędne narzędzia. Niewiele mogło się przed nią ukryć. Jednak tajemnice i zamiary Herzi były dla niej zupełnie niedostępne.
Zwęziła oczy, zmarszczyła brwi. Czy to faktycznie robota nieprzyjaciela? Posłużyliby się dzieckiem, aby się do nich dostać? Pewnie tak, wzbudzałaby mniejsze podejrzenia. Mogliby ją stworzyć tylko do tego celu, a nawet wprowadzić urojone wspomnienia. Nie ma takiej niegodziwości, którą by się nie posłużyli.
Jak tu się dostała? Czy to szpieg, zabójca czy może tykająca bomba? Tik, tak czas mijał. Musiała działać szybciej. Nie bawiąc się w podchody, przypuściła bezpośredni brutalny szturm na Ducha dziewczynki. Czymkolwiek były te zapory, zamierzała je złamać.
- Skąd się tu wzięłaś? – wycedziła ściskając mocniej dłoń dziecka.
- Auć… to boli… puszczaj – krzyknęła. – Zaraz ci przyłożę jak nie przestaniesz.
Po rzuceniu groźby nie czekała długo i zamachnęła się drugą wolną ręką. Momentalnie i bez wysiłku została przechwycona i unieruchomiona przez Niki, która nie miała problemu z dopiero co anonsowanym atakiem.
- Nic ci nie zrobiłam! – zapiszczała Herzi. Rozłoszczone oczy zaszkliły się od wzbierających łez. – Czemu się nade mną znęcasz?!
- Jeśli dalej będziesz tak wierzgać to utopię cię w tej sadzawce, rozumiesz?
Młoda zaczęła ciężko oddychać, osłabiając przy tym swoje wysiłki, ale nieprzerwanie ciskając pioruny czarnymi oczami.
- Niedobrze mi – wymamrotała, a jej twarz zrobiła się szara i niewyraźna. Jej dopiero co skupiony wzrok zaczął błądzić.
- Nie udawaj – żachnęła się Niki. – Nie robię ci krzywdy. Patrz na mnie, gdy odpowiadasz na pytania. – Strzeliła parę razy palcami przed jej twarzą, aby zwrócić jej uwagę. – Kto cię przysłał? Jak się tu dostałaś?
- Nikt. Ja sama… - Głos jej się łamał. – Chciałam spotkać… szłam długo… tutaj.
- Po co? Chciałaś mnie zabić? Przesłuchać? Sondować? Mów składniej.
- Nic takiego… oczywiście… nie umarłam – bredziła.
- Pozwól, ze coś ci wytłumaczę. Twoje przedstawienie mnie nie zmyli, jest mało przekonujące, rozumiesz. Próbujesz wzbudzić we mnie współczucie? Myślisz, że jak zrobisz rozmazane oczka to kogoś zwiedziesz? Być może wcześniej działało to na inne osoby, ale ja widziałam ten trik setki…
Herzi zwymiotowała prosto na nią. Po czym bezwiednie przechyliła się na bok i spadła ze skały. Niki zaniemówiła i w pierwszym odruchu puściła dłonie dziewczyny, lecz gdy ta poleciała w dół instynktownie pochwyciła ją za ubranie ratując przed upadkiem.
– Na miłość Siddharty, to chyba jakieś żarty.
Szok trwał tylko krótką chwilę. Pętla zacisnęła się na żołądku. Zaczęła otrzymywać dane od wysłanych szperaczy. Wreszcie, aczkolwiek teraz musiała skupić się na czym innym. Z jednej strony trzymała omdlałe dziecko, a z drugiej walczyła z oblepiającą jej skórę i włosy mazią plwociny, soków żołądkowych i na wpół strawionego jedzenia. Szybko dała sobie spokój z tym drugim.
- Hej! Słyszysz mnie. Hej mała obudź się! Na wszystkie demony!
Bezskutecznie. Mimo postępów zerwała połącznie między ich Duchami. Chwyciła dziewczynkę w ramiona i położyła na płaskim podłożu obok wody
Kciukiem sprawdziła tętno na tętnicy nadgarstka i dwoma palcami na szyi. Krążenie nie zostało zatrzymane – odetchnęła, a uścisk w żołądku ustał. Garścią wody przemyła twarz nieprzytomnej. Otworzyła opadłą powiekę. Gałka oka poruszała się szybko i nierównomiernie, głównie kierując się ku górze, jak gdyby próbowała odwrócić się na drugą stronę. Uderzyła ją ostrożnie zewnętrzna stroną dłoni w policzek. Potem w drugi. Przyłożyła ucho do piersi. Mała oddychała w miarę równo.
Niki przysiadła obok trzymając ją za rękę. Przeglądała teraz informacje, które zdołali dostarczyć jej zwiadowcy. Trochę czasu minie zanim zdąży je rozszyfrować, ale nie wszystko było zakodowane. Po tym co widziała mogła z dużą dozą pewności potwierdzić, że Herzi faktycznie mieszkała w schronieniu wraz z resztą uchodźców.
Dziewczynka zaczęła szybko mrugać, po czym jej całym ciałem wstrząsnął krótki dreszcz. Spojrzała z bólem na swoją oprawczynię.
Chyba obrałam złą taktykę – pomyślała Niki. Wstała, odwróciła się i wzięła głęboki wdech. Gdy zwróciła się z powrotem uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ale cię odcięło. Jakby ktoś wyjął ci wtyczkę. W pierwszej chwili myślałam, że już po tobie. - Po chwili dodała - Ktoś cię kiedyś na to badał?
- Nigdy wcześniej nie zemdlałam. Miałam wiele różnych badań. Ojciec był… jest… lekarzem.
- Wporządku? Wyglądasz już wyraźniej. – Niki pomogła podnieść się młodej, a ich ręce skleiły się lepka mazią. – Fuj… chyba obie powinnyśmy się wykąpać.
Herzi złapała się za głowę próbując utrzymać ją w jednej pozycji.
- Wszystko się jeszcze kręci.
- Wejdź do wody. Chłód przyniesie ci ulgę, szybciej dojdziesz do siebie. – zanurzyła się po czubek głowy w sadzawce.
Dziewczynka podeszła chwiejnym krokiem do brzegu, ale nie weszła do środka, obmywając tylko twarz i ręce. Starsza z dziewczyn zachęciła ją ruchem ręki.
- Uważaj tu od razu jest spad i nie ma gruntu, ta dziura jest bardzo głęboka.
- Nie wchodzę.
- Czemu?
- Nie ważne… - Ale po chwili dodała cicho. - Nie umiem pływać.
- Co?
- Nie umiem pływać!
- Jak to nie umiesz? Na tej planecie? To smutne. Nikt cię nie nauczył?
Młoda zanurzyła nogi w zimnej wodzie.
- Tak jest mi dobrze. Nie potrzebuję… nieszczerego… współczucia.
- Przepraszam cię Herzi. Ta cała sytuacja… wymknęła się trochę spod mojej kontroli. Nie chciałam cię skrzywdzić. To wszystko co się dzieje… trochę mnie przerosło. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
Dziecko przebierając powoli zanurzonymi nogami zapatrzone było w wodę.
- Nie rozumiem. Od kiedy tu jestem nikt nie chce ze mną rozmawiać.
- Tak wygląda nasza codzienność – uśmiechnęła się smutno. - Żyjemy w ciągłym strachu więc wiedza jest rozproszona i strzeżona. Po tylu latach weszło nam to już w krew. Pamiętasz, gdzie przebywaliście wcześniej z ojcem?
- Nie wiem. Prawie nic nie pamiętam. Nie wiem nawet jak naprawdę mam na imię. Wspomnienia, które dotyczyły mnie lub wcześniejszego życia… to wszystko jest za mgłą. Wiem, że tam są, ale nie potrafię ich przywołać.
- To najpewniej efekt czyszczenia. Pozostawia straszne luki. Mózg męczy się, aby je uzupełnić. Często w ich miejsce tworzy nieprawdziwe wspomnienia. Wiem, to straszne uczucie.
- Wiesz? Tak, to… frustrujące. Może gdybym była głupim pachołkiem, wszystko byłoby mi jedno. Hemlal, mój opiekun mówi, że rzeczy na które nie mamy wpływu nie powinny odbierać snu z naszych powiek.
- Znam Hemlala, siwiejący starzec o spokojnym usposobieniu.
- To ktoś inny bo… mój opiekun to krępy mężczyzna, stary, ale jeszcze nie dziadek i do tego bardzo krzykliwy.
- Możliwe, że to ktoś inny – pokiwała głową. - Powiesz mi teraz jak się tu znalazłaś? Ciężko jest mi uwierzyć, że trafiłaś tu przypadkiem. Nie oskarżam cię. To po prostu daleka odnoga. Do głównej enklawy idzie się kawał czasu. Nie mówili ci, aby nie oddalać się kryjówki? Tu nie jest bezpiecznie, zwłaszcza dla dziecka.
- Dlaczego? To tylko stare tunele – powiedziała prawie ze wzgardą.
- Tego też ci nie powiedzieli – stwierdziła poważnym tonem, a głos przeszedł w szept.
Rozejrzała się na boki, zatrzymując dłużej wzrok na wyjściu, jakby dostrzegała tam coś więcej poza mrokiem i dudniącą w rytm bicia serca ciszą. Wzrok Herzi powędrował w tym samym kierunku.
- Kiedyś były tu ogromne konglomeraty przetwórcze – kontynuowała. Pracowało w nich wielu ludzi. Później w trakcie Zagłady szukali tu schronienia wraz z rodzinami. Myśleli że podziemia będą doskonałym schronieniem, że uchronią ich, gdy bombardowanie równało wszystko na powierzchni. Mieli racje tylko połowicznie. Wybuchy ich tu nie dosięgły. Zawaliły za to wiele górnych korytarzy, zniszczyły im wyjścia. Zostali zamknięci w tej pancernej trumnie, głęboko pod ziemią w ciemności. Trzymali się nikłej nadziei, że ktoś ich ocali. Nikt nie wyszedł aby opowiedzieć swą historię. Minęło wiele czasu zanim ktokolwiek tu powrócił. Tysiące ciał tych biedaków dalej spoczywa w tych tunelach. Ich dukkha stała się wyśmienitym posiłkiem dla demonów, ucztujących na niej jak muchy na padlinie. Powiadają, że atta czyli energia wielu z nich została w ten sposób poddana zepsuciu. Gdy się dobrze wsłuchać, można usłyszeć ich jęki. Ubolewają nad tragedią która ich spotkała, nie potrafią pogodzić się z utraconym życiem. – Zrobiła pauzę. - Zalęgło się tutaj wiele okropności, które szukają, aby zdeprawować nowe ofiary. Dlatego dzieci nie mogą znikać rodzicom z oczu, a nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się samotnie w te rejony.
Dziewczynka zamyśliła się przez chwilę, uważniej przyjrzała się rosnącym cieniom, tańczącym w ruch migotliwej lampy. Ciężko było stwierdzić jaki wpływ wywarła na niej opowieść. Najwidoczniej podjęła jakąś decyzję, bo wstała i z poważną miną zapytała:
- Słyszałam, że dzisiaj opuszczasz kryjówkę. To prawda? Ja chciałabym… się z tobą zabrać. Ruszyć do miasta.
- Dlaczego? Tutaj będziesz bezpieczna. Musisz tylko przestrzegać zasad.
- Widziałam cię. Przypatrywałam się od samego początku, gdy się tu pojawiłaś. Dla ciebie byłam pewnie tylko kolejną twarzą z całej zgrai. Niczym wartym zapamiętania. Obserwowałam jak inni się do ciebie odnoszą. Jak na ciebie patrzą. Jak opowiadają o twoich dokonaniach i jak tworzą wokół nich opowieści. Nawet starsi słuchają cię i rozważają twoje słowa. Wzbudzasz zainteresowanie, gdziekolwiek się udasz. Słyszałam wiele historii o tobie. – Wstała i odwróciła się. - Mam dosyć obojętności i wzgardy… i śmiania się za moimi plecami… albo prosto w twarz. Chcę tego samego. Chcę aby ludzie liczyli się ze mną.
- Źle to interpretujesz mała rybko. W tym schronie każdy gość przynoszący dobre wieści jest wydarzeniem godnym świętowania. To nie za mną tu szaleją, a za informacjami ze Świata które przekazuję. Zamknięcie i rutyna potrafi zdruzgotać najtrwalszą atte. Staje się więc dla nich chwilowym oparciem, gdy przynoszę nadzieję. Cena jaką musze za to zapłacić – spojrzała na głębię – jest wysoka. Wykazałabym się straszną hipokryzją, gdybym miała komuś to polecić. Powinnaś tu zostać… wraz z rówieśnikami, słuchać starszych i trzymać się z dala od kłopotów. Tu jest zdecydowanie bezpieczniej. Prędzej czy później… zapewne prędzej, kłopoty i tak się o was upomną. Nie musisz tego przyśpieszać. Jesteś jeszcze młodziutka. Przyjdzie jeszcze twój czas.
- Ale ty przecież wychodzisz. Wiesz jak unikać niebezpieczeństw, znasz szlaki przez dżunglę.
- To zbyt niebezpieczne Herzi. Dla nas obu.
- Czy to prawda, że na zewnątrz… inni mówią, że nikt nie może tam wychodzić bo na zewnątrz czają się potwory. Ja im nie wierzę, takie tam głupie gadanie. Prawda? Nie ma tam żadnych… dziwnych… potworności?
Niki milczała, budując atmosferę niepewności. Podpłynęła bliżej dziecka.
- Nie ma? – Ton głos zmienił się na wzbudzający niepokój. – Widziałaś kto stąd wychodzi? Grupy uzbrojonych mężczyzn, albo wprawieni kurierzy tacy jak ja. Wiesz dlaczego? Bo wszystko co tam jest poluje na nas. Niezależnie czy jest to dzień czy noc. Wykorzystają każdy twój błąd i pożywią się twoim ciałem. Monstra? Tak, te w ludzkiej skórze i te po widoku, których dzieci i dorośli płaczą po nocach.
- Nie boję się!
- Co ty wiesz o strachu? Nie masz odwagi nawet wejść do wody.
Herzi zacisnęła dłonie w pięści i zmarszczyła nos. Założyła pożyczone gogle po czym odbiła się od skały i wpadła do wody. Przez chwile wymachiwała rękoma w różne strony, uderzając w tafle, a po chwili… jak kamień zaczęła iść na dno.
Niesamowite, faktycznie nie potrafi pływać – pomyślała Niki. – Tak bardzo tu nie pasuje.
***
- Przykro mi, ale to niemożliwe. – Pomogła wygramolić się topielcowi na brzeg.
Po porządnym odkrztuszaniu zachłyśniętą wodą, szara twarz młodej jeszcze bardziej sposępniała.
- Nie mogę tu dłużej siedzieć. Nie należę do tego miejsca. Nikomu na mnie nie zależy. Jedyna osoba, która z własnej, nie przymuszonej woli dbała o mnie jest gdzieś tam w szerokim Świecie. Jednak nie miałam od niego żadnej wiadomości, żadnej próby kontaktu, a minęło już… mnóstwo czasu. Być może coś mu się stało i potrzebuje teraz mojej pomocy.
- Twój ojciec zostawił cię w tym miejscu ponieważ zależało mu na tobie. Cokolwiek wam groziło, stwierdził, że bezpieczniejsza będziesz właśnie tutaj. Nie kontaktując się najpewniej odsuwa od ciebie zagrożenie. Być może specjalnie ściąga je na siebie. Bądź cierpliwa i dobrej myśli. Jeżeli kiedyś wróci, to tu właśnie będzie cię szukał. Nie utrudniaj mu tego.
Nie potrzebowała czytać w myślach dziewczyny aby poznać, że jej nie przekonała, ale ta wydawała się nie zniechęcona:
- Mogę być pomocna. Kolejna para oczu może się przydać przy wypatrywaniu zagrożeń. Będę zabezpieczała ci plecy. Mogę też robić jedzenie i … sama dużo nie jem. – Pokazała na chude ramiona. – Do tego jestem wytrzymała, mogę iść cały dzień, nie będę narzekać.
- Na szlak wychodzi się tylko w nocy.
- Może być też w nocy – poprawiła się szybko – i tak kiepsko sypiam. O właśnie. Mam tak słaby sen, że jeśli ktoś będzie chciał się zakraść to momentalnie się wybudzę. To… to na pewno duża zaleta.
Patrzała teraz na nią jak szczeniak bez właściciela. Niki była zmęczona próbami racjonalizacji. Nie było możliwości, żeby zabierać kogoś innego. Od teraz będzie musiała być bardziej stanowcza. Coś w upartym usposobieniu Herzi musiało wzbudzać w innych ludziach zniecierpliwienie i niechęć. Być może było to u niej jakieś programowane zachowanie albo naturalna choroba umysłu.
- Nie mogę nikogo zabierać. Droga jest wystarczająco niebezpieczna dla mnie samej. Nie potrafisz sobie nawet wyobrazić co się dzieje za tymi bezpiecznymi murami. Jeżeli nie jesteś szkolona do przetrwania w tych warunkach, stajesz się balastem. W ciemnym lesie starasz się, aby nie zwracać niczyjej uwagi, ale gdy już ją zwrócisz musisz pozować na kogoś kto wie co robi. Każda słabość zostanie wykorzystana przeciw tobie i zachęci potencjalnego agresora do ataku. Wszystko polega na kwestii szacowania ryzyka. Zabranie kogoś tak niedoświadczonego jak ty byłoby nierozważne i narażające na dodatkowe niebezpieczeństwo. Niezależnie od tego ile sobie jeszcze umiejętności wymyślisz.
- Bardzo szybko się też uczę. Możesz to sprawdzić. Przecież potrafisz powiedzieć kiedy kłamię. Prawda? – Na jej ustach mignął szelmowski uśmiech. - Mam już dosyć bezczynnego siedzenia. Starsi mnie ignorują, a dzieciaki są głupie i nic nie rozumieją.
- A ty jesteś mądrzejsza od nich?
Herzi znowu wbiła w nią swój ciężki wzrok, jakby próbowała prześwidrować jej głowę. Po chwili jednak odpuściła i masując się po karku kontynuowała:
- Oczywiście. Dorośli są wykluczeni informacyjnie, odcięci od sieci, ich wiedza zdążyła się zdezaktualizować. Dzieciaki nie posiadają nawet Duszy, w dodatku są obciążone wadami genetycznymi, z gruntu rzeczy są więc słabsze umysłowo. Zapewne to przez ten próg intelektualny nie są wstanie za mną nadążać.
Niki była zaskoczona i zirytowana tym wybuchem arogancji. Miała już dosyć. Wstała i zabierając swoje rzeczy zaczęła kierować się do wyjścia.
- Nie mam na to czasu – rzuciła - musze się jeszcze wyspać przed drogą. Znajdź sobie kogoś innego do męczenia, najlepiej… na tym samym poziomie.
Smarkula jednak jeszcze nie skończyła. Spojrzała na zwierciadło zbiornika, następnie przeniosła podejrzliwy wzrok na postać młodej kobiety.
- Ćwiczyłaś przed podróżą oddychanie pod wodą?
- Praktyka w moim zawodzie przydaje się w wielu sytuacjach.
- Ha… pewnie. Dlaczego?
- Dlaczego co!?
Herzi taksowała ją wzrokiem, niemal jak gdyby była wstanie przejrzeć ją na wylot, dojrzeć jej tajemnice. Do głowy przyszła jej nieprawdopodobna myśl. Co jeśli niezauważenie dobrała się do jej Duszy. Zadrżała i w złości warknęła:
- Nie pogrywaj ze mną. Jesteś na to za młoda.
- Nie jesteś wiele starsza.
- Wystarczająco, aby wyglądać na dorosłą. Nie wiesz na co się porywasz.
- Nie jesteś pierwszą osobą która mnie lekceważy.
- Jesteś niemożliwa. Mówili ci czemu nazwali cię Herzi? Pewnie nie. Widzisz jest taka lokalna ryba o tej samej nazwie. Nie jest jakoś specjalnie niezwykła, nie jest też żadnym przysmakiem. Znana jest za to z jednej rzeczy. A dokładnie z tego, że swoje jaja podrzuca do gniazd innych ryb. Bycie sierotą w tym miejscu i w tych czasach nie jest niczym niezwykłym. Większość z nas dźwiga na barkach jakieś ciężkie brzemię. Nikt nie będzie cię więc oceniał za to skąd jesteś i co przeżyłaś, ale za to kim postanowiłaś być. Jeżeli w swoim uporze będziesz iść przeklętą ścieżką to niech Siddharta ma cię w opiece, bo moja cierpliwość się już skończyła.
Był to dla niej definitywnie koniec tego natrętnego spotkania. Ten dzień wystarczająco zszargał jej nerwy i bez tego.
- Zapomniałaś swoich gogli – usłyszała za sobą.
Zatrzymała się w pół kroku przy wyjściu z groty. Zacisnęła pięści. Oko bezwiednie zamrugało parokrotnie. Odwróciła się z ukosa spoglądając na młodszą dziewczynę. Ta wyciągnęła rękę trzymając na wyciągniętych palcach pasek gogli, ani myśląc ruszyć się jednak o krok. Mierzyły się wzrokiem przez całą drogę, którą Niki musiała ponownie pokonać. W niemym starciu lazurowe gromy zderzały się z czarnym ogniem z równą zawziętością. To jednak Herzi się odezwała:
- Wiedziałaś od samego początku, ale i tak prześmiewczo mnie tak nazywałaś. Dobrze się bawiłaś? Szyderstwem maskujesz własne kompleksy? Nie jesteś lepsza od reszty. Widzę jak mną gardzicie . Myślicie że jesteście lepsi ode mnie. Macie mnie za nic?! Wszyscy jesteście tacy sami. Mam nadzieję, że spotka was to na co sobie zasłużyliście. Nienawidzę was! Obyście wszyscy zdechli!
Niki uderzyła ją w twarz z prędkością i mocą pioruna. Cios rzucił drobną postać na kolana jakby miała do czynienia ze szmacianą lalką. Demon nienawiści zawył z radości. A teraz rozszarp ją! Podrzyj na małe kawałki!
Wyciągnęła ku małej istocie swoje rozczapierzone palce podobne do szponów drapieżnego ptaka. Pojawiło się na niej kilka kropli krwi.
Zaskoczona z ręka zawieszoną w powietrzu. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na swoją rękę. Krew. Uderzyła w takim amoku, że rany na jej dłoni pootwierały się. Jak gdyby próbowała wyrzucić z siebie całą złość i cierpienie. Czemu uderzyła tak mocno? Dlaczego się nie pohamowała? Jak mogła tak postąpić? Zupełnie tego nie kontrolowała. Odtwarzała w głowie tą scenę wielokrotnie i nadal nie rozumiała jak do tego doszło.
Otępiała rozejrzała się wkoło, poza nią nikogo już tu nie było. Czyżby śniła na jawie. Czym była ta zmora? Karą za okazaną słabość?