W korku

1
W korku

Jolka, widzisz tego za nami? Tego srebrnego Pontiaka. Trąbi jak głupi. Chyba nie wie, że ci z prawej mają pierwszeństwo. Patrz, jeszcze bliżej podjeżdża. Zaraz nas rąbnie w kufer. Swoją drogą niezły wóz. Taki długi, niski, ciemne szyby i ta linia. Jak odwrócona łyżeczka. Cacko. Znowu trąbi. Co to za nerwus? Czy nam się nie spieszy? Że też te światła zawsze wysiadają wtedy, gdy ludzie wracają z roboty. Cholera wie, jak bez nich jechać. Pamiętasz jaki znak minąłem? Ja też nie. Lepiej przepuśćmy tych z prawej. Pędzą jak wariaci. A ten znowu trąbi. Co to za palant?! Nie widać w tym słońcu. Pewnie jeden z tych łysoli napakowanych anabolikami. Niech się wkurza. Bądź dżentelmenem jezdni, palancie. Jak myślisz, skąd ci gówniarze biorą forsę na takie wozy? Rozbija się tego pełno w Mercedesach, BMW, czy dżipach Cherokee. O, gliny przejechały! Czy to do nas machali i mrugali światłami? Może jednak mamy pierwszeństwo? Dobra, jedziemy. Palant znowu trąbi. Ciesz się. Jedyneczka i w lewo. Aż piszczą opony. Co mówisz? Pontiak jedzie za nami? Oj Jolka, przecież musiał tędy jechać. Z tego pasa był tylko skręt w lewo. Pokażę mu. Postukaj się w ten pusty łeb, głupku, o tak! Widzisz?! Chyba widział, bo przyspiesza. Lepiej doduszę. Cholera, siedzi na ogonie, jak przyklejony. Fiesta ma niezłe przyspieszenie, ale to nie Pontiak. Pewnie nawet nie wrzucił trójki. Gdybym przyhamował, facet wbiłby się w nas, aż po przednie siedzenia. Dureń. A może to baba... sorry, kobieta? Chyba nie. Wy nie trąbicie tak zajadle. To na was trąbią. Wiem, kiepski dowcip, przepraszam. Ty przecież nieźle sobie radzisz. Widziałem jaką beemkę kupił ci ten twój. Fajnie się prowadzi? Przy beemkach i Pontiakach moja Fiesta wysiada, wiem. Nieważne? Co nieważne? Może powiesz, że nie chodziło o kasę? Może zakochałaś się w tym staruchu po pięćdziesiątce? Nie bądź śmieszna. Stary dziad z niego. A pamiętasz? Mówili, że taka ładna z nas para. Masz rację, chciałaś czegoś trwałego, a ja jeszcze nie byłem pewien czy chcę. Jednak te wspólne lata chyba coś znaczą? Dwa lata w kawalerce przeżyliśmy prawie jak małżeństwo! Pewnie, że były wzloty i upadki! Wszędzie są! Ale musiałaś tak zniknąć? Bez słowa? Wiesz, że już sześć miesięcy minęło? Zaręczyłaś się z takim staruchem! Tylko mnie o ślubie nie powiadamiaj. Chyba bym sobie w łeb strzelił. O, czerwone światło. Przynajmniej tutaj działa. Pontiak wciąż za nami. Przynajmniej już nie trąbi. Lepiej włączę radio. „Kiss me baby one more time!”. Britney Spears. Też fajna laseczka. Ale ciebie bym za nią nie oddał, Jolka. Gdybym cię miał. Cholera! W Pontiaku ktoś otwiera drzwi. Zaraz wyskoczy jakiś łysy z bejsbolem. Nie, to nie łysy, to tylko facet po pięćdziesiątce. Twój ulubiony wiek. Wali do nas, jak John Wayn w tym filmie o szeryfie. Tylko mu coltów brakuje. Mam nadzieję. Dzisiaj to już nic nie wiadomo. Zamknąć szybę? Nie, bo pomyśli, że się go boję.
- Co się tak wleczesz, k...?!!!
Słyszysz go? Nie odzywaj się. Ja z nim pogadam.
- O co panu chodzi?
- Zaraz ci k... przyj...!
- Przecież widział pan, że ci z prawej mieli pierwszeństwo.
- Ślepy k... jesteś? Tamci byli na podporządkowanej!
- Chciałem tylko ich przepuścić.
- Zaraz ci to pier... autko skasuję!
Patrz Jolka, zmieniło się na zielone. Koniec uprzejmości.
- Wracaj do siebie, bo blokujesz ruch, stary bęcwale!
Spoko, Jolka. Już ruszamy. Widzisz. Został na ulicy z głupią miną. Tyle hałasu o dwie stracone minuty. Wielki był. Pewnie były zapaśnik albo bokser. Może gangster? Widziałaś Rolexa i ten złoty łańcuch na szyi. Co go tak wkurzyło? Moje stukanie w głowę? Stary pryk. Pewnie ma za tą ciemną szybą jakąś młodą laskę i poczuł się upokorzony. No jasne. Przecież samochód jest substytutem penisa. Co mówisz? Przedłużeniem? Nie pamiętam. W każdym razie bardzo freudowski ten Pontiak. Co się dzieje z tymi ludźmi po pięćdziesiątce? Mógł mi przywalić przez okno i spokojnie odjechać. Nawet nie zdążyłbym się wypiąć z pasów. Nienawidzę ich. Stare napalone psy, które uganiają się za młodymi dziewczynami. Okropny widok. Oj, Jolka, Jolka. Właściwie sam wpędziłem cię w jego łapy. Nagoniłem własną dziewczynę takiemu dziadowi, jak ten z Pontiaka. Wybacz, ponosi mnie. Cholerny korek! Niedługo będziemy tu mieli Paryż i Rzym w jednym. Pontiak wciąż nas śledzi. Gdyby tak przeskoczyć na sąsiedni pas, a potem odbić gdzieś w bok. Pojedziemy dłuższą drogą, ale przynajmniej nie damy mu szansy na drugie podejście przy kolejnych światłach. Dam kierunkowskaz w prawo. Nikt nie wpuszcza. Trzeba czekać. Słyszysz ten kawałek? „What’s a man without a woman?”. Pozwól, że przypomnę ci tamten dzień. Pierwszy dzień końca. Znajomy szefowej zlecił naszej agencji sprzedaż wiejskiej posiadłości. Pałacyk z końca XVIII wieku, stawy, teren jeździecki, lasy, itd. Sama wiesz. Kawał ziemi i wielka odrestaurowana chata. Marzyłem, że kiedyś będę tak mieszkał. Oczywiście z tobą, Jolka. Sam nie wiem dlaczego szefowa przekazała mi to zlecenie. Cena wyjściowa była odstraszająca. Miałem jednak szansę na czterdzieści tysięcy prowizji. Pozostawało tylko poznać i namówić do kupna jakiegoś kuzyna sułtana Brunei. I w końcu kogoś takiego poznałem. O, jest luka! Wpuszcza nas zielony Volksvagen Golf. Blondynka za kierownicą. Ładny ma uśmiech. Zjedziemy na prawy pas. Odwołuję to co mówiłem o kobietach. Więcej kobiet kierowców i nasze ulice wyglądałyby zupełnie inaczej. Teraz mam w lusterku przyjemniejszy widok. Ale z lewej Pontiak zrównuje się z nami. Udawajmy, że go nie widzimy. Podziękuję blondynce awaryjnymi. Znowu się uśmiecha. Ładna dziewczyna. Co, jesteś zazdrosna? Tak, poznałem krewnego sułtana Brunei. Miał bladą karnację, nieśmiałe zaczątki brzuszka, łysinkę na czubku głowy i był po pięćdziesiątce. Nazywał się... daj mi skończyć... nazywał się Podolski. Przyjechał z Luksemburga. Nie oczekiwałem cudów, ale krew krążyła mi w żyłach trochę szybciej. To byłaby niezła forsa. Pamiętasz, myśleliśmy o większym mieszkaniu. Pontiak gdzieś zniknął. Znowu stoimy. Tu zawsze się stoi. Teraz będziemy skakać po pięćdziesiąt metrów, aż do świateł. Cztery do pięciu skoków. Ze spokojem mogę zapalić. Wiem, za dużo palę. To przez stres. Ta blondynka z lusterka poprawia makijaż. Piąta. Wiadomości. Znowu bomby w Iraku. Co z tym bin Ladenem? Niech go lepiej załatwią zanim nam przypieprzy. Zresztą, co mi tam. Nadszedł dzień spotkania z Podolskim. Zabrałem cię ze sobą. Później plułem sobie za to w brodę. Wtedy jednak uważałem, że to świetny pomysł. Przecież skończyłaś historię sztuki. Miałaś oczarować kupca. Pamiętasz, sam zaproponowałem krótszą sukienkę. Przed pałacykiem czekał czarny luksusowy Mercedes z czterema facetami w środku. Podolski, jego prawnik i dwaj barczyści kolesie w skórzanych kurtkach. Bardzo grzecznie się przedstawili. Podolski cmoknął cię w rękę. Obejrzeliśmy pałacyk i przyległości. Gadałaś jak najęta. Zauroczyłaś faceta. Byłem z ciebie taki dumny. Przy pożegnaniu zapytał: „Chciałaby pani tutaj mieszkać?”. A ty się roześmiałaś: „Lubię przestronne wnętrza. Gdybym tylko miała okazję…”. Zapowiedział, że „przemyśli sprawę”. Ale nadymiłem. Popiół zleciał mi na spodnie. No nic. Znowu zielone światło. Kawałek do przodu. Jeszcze trzy skoki i będzie luźniej. Blondynka gada przez komórkę. Pontiaka nie widzę. Też musi tkwić gdzieś w tym korku. Bin Laden wciąż żyje, ale Warszawa jest bezpieczna, mają powołać nową komisję śledczą do spraw prywatyzacji czegoś tam. Dzięki Ci Boże za stacje muzyczne! Przełączę. „Show must go on!”. Freddie miał rację. A Podolski kupił ten pałacyk. Dostałem swoje czterdzieści tysięcy. O siedem więcej niż wynikałoby z ostatecznie ustalonej ceny. Szefowa powiedziała, że te siedem kawałków to bonus od Podolskiego – podziękowanie za miłą obsługę. Pieprzony gnój. Szefowa też nie straciła. Ale ja straciłem ciebie, Jolka. Bo przecież ciebie tu nie ma. Podolski zaprosił cię na inauguracyjny bal do pałacu. Pojechałaś w tajemnicy przede mną. I właściwie nigdy nie wróciłaś. Zostawiłaś tam marzenia, a potem sama do nich dołączyłaś. Siwiejący książę ukradł moją księżniczkę. Spotkaliśmy się raz na mieście. Kawka, gadu, gadu. Wiesz co z tego zapamiętałem? Diamentowy pierścionek na twoim palcu. I nową beemkę, którą odjechałaś. Pamiętasz, zapytałaś na co wydałem forsę z prowizji. Gdybyś wiedziała. A, zapalę jeszcze jednego. Zawsze, gdy cię wspominam Jolka, to mam ochotę zapalić albo walić głową o ścianę. Więc lepiej zapalę. Wyrzygałem tę forsę. Z mostu do rzeki, która przepływa przez nasze miasto. Tylko siedem tysięcy zatrzymałem. Potem rzuciłem robotę w agencji. Od trzech miesięcy siedzę w domu. Na zmianę palę fajki i walę głową o ścianę. Dzisiaj postanowiłem z tym skończyć. Właśnie jadę za miasto. Do waszego pałacyku. Nawet kwiaty kupiłem. W bagażniku mam spluwę. To na nią wydałem bonus od Podolskiego. Sam sobie kutas zafundował pogrzeb. A ty wrócisz ze mną, Jolka. A jak nie, to zabiorę cię z sobą. Będziemy razem. Na zawsze. Testament spisałem. No, ostatni skok i jestem przy światłach. Jak tam blondynka? O, cholera! Pontiak stoi tuż za mną. Jak on tam wjechał? Pieprzona uprzejmość blondynek. Facet już wysiada. Chrzanię go. Zamknę okno. Może zmieni się na zielone? Już przy mnie jest. Kopie w drzwi i pluje na szybę. Ale wykrzywia mordę. To jakiś świr! Nie! On naprawdę ma spluwę! Wyciąga ją spod pachy i mierzy mi w twarz. Opuszczam szybę.
- Pier… cię jeb… sk…synu.
Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.
Śpiewają. „We all live in the yellow submarine…

...Jolka, jesteś tu?

W korku

2
Na takim bazowym poziomie jest całkiem poprawnie. Nie będę na siłę robiła łapanki - o nic się przy lekturze specjalnie nie potykałam (jedynie nie widzę sensu wykropkowywania przekleństw - bohaterowie, jak rozumiem, się nie hamują, więc należy to zapisać w całości i tyle).

Teraz, wchodząc w ten warsztat trochę głębiej.
Co mnie w tym tekście zmęczyło to monotonny rytm. Krótkie zdania, często się z sobą zazębiające myślą, taki ciąg ględzenia... Ja rozumiem konwencję. I to nie tak, że odrzucam ją w całości (wręcz przeciwnie, często siedzenie w głowie komentującego zgryźliwie codzienność bohatera fajnie działa). Twój narrator ma taki styl myślenia i okej, trudno narzucać, żeby był inny. Zwłaszcza, że jest to jakaś kreacja postaci. Ale niestety takie zabiegi bywają niełatwe. Tutaj, w moim odczuciu, robi się po czasie po prostu nużąco.

Jeśli decydujesz się na taki monotonny rytm, może treściowo trzeba by go przełamać? Komentarze narratora są... okej... ale po prostu pospolite i przyziemne. Konstatowanie rzeczywistości, uwagi, jakie wygłasza co drugi kierowca o korkach i kobietach za kierownicą. Może można by mu dać coś ciekawszego do spostrzeżenia albo pogłębić myśli czy emocje (zwłaszcza że stawiasz go w bardzo ciekawej sytuacji emocjonalnej, ale o tym za chwilę)? Strzelam trochę w ciemno - trudno mi wyczuć, co by pasowało do bohatera, ale ja bym szukała w tę stronę, bo połączenie pospolitego stylu z pospolitą treścią, w moim odczuciu, średnio zadziałało.

Fabularnie? Hmmm... Nie wiem. Są w tym elementy, które mnie ciekawią, ale mam wrażenie, że częściej w tym, czego nie dopowiadasz niż w realnej treści. Trudno mi się było zainteresować myślami i problemami bohatera, a to w zasadzie jedyne, co w historii dostajemy, więc niestety jako czytelnik nie miałam się czego "złapać", skoro to nie chwyciło. Przy czym tutaj bardziej bym zrzucała winę na styl, o którym pisałam wyżej, niż czysto na pomysł fabularny. Ta historia mogłaby być fajnie pogłębiona, zwłaszcza jakby wejść mocno w myśli i emocje, które w pół roku prowadzą człowieka od takiego "przeciętniaka" do potencjalnego mordercy z premedytacją. Tu mamy go już po tej przemianie (a przynajmniej on w to wierzy), ale fajnie by było, gdyby z tych rozkmin w samochodzie dało się wyłonić jakiś wielowymiarowy obraz jego psychiki.

Trochę też żałuję, że historia kończy się tak, jak się kończy. To już takie mocno "widzimisiowe" z mojej strony, ale po prostu chciałabym zobaczyć, czy bohater faktycznie jest w stanie za spust pociągnąć. Skonfrontować jego wyobrażenie o sobie z rzeczywistością. W reakcjach na ludzi w korku wciąż się zdaje jednak takim zwykłym człowiekiem, więc to mogłoby być ciekawe.
No i trochę po prostu trudno mi uwierzyć w to zakończenie. Taka spluwa na zatłoczonej ulicy... To już chyba ten typ z pontiaca powinien być tu bohaterem. Ciekawa jestem, co go popchnęło do bycia takim człowiekiem ;)

Podsumowując. W moim odczuciu jest tu potencjał, podstawy warsztatu są, pomysł na historię jest, ale żeby się zrobiło ciekawie/angażująco/intrygująco (zależy, jakiego efektu szukałeś) trzeba by podkręcić realizację.

Powodzenia w dalszych pisarskich działaniach :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

W korku

3
Adrianna, bardzo dziękuję. Piękna krytyczna analiza i mnóstwo cennych uwag. Na takie spojrzenie liczyłem. Jestem wdzięczny. Wreszcie mam czego się uchwycić, nad czym pracować. Spojrzę na ten tekst jeszcze raz przez pryzmat twojej oceny. Ale też na inną szufladową pisaninę.

Dają mi do myślenia te wszystkie braki: monotonny rytm, nużąco, ciąg ględzenia, brak treściowego przełamania, komentarze narratora przyziemne i pospolite, nic ciekawego nie postrzega, nic głębszego nie myśli, pospolity styl z pospolita treścią, problemy i myśli bohatera mało interesujące (a nic poza nimi nie ma w tej historii), winny styl. Gdzieś tu tkwi klucz do mojej pisaniny. Odnotowuję też to, co twoim zdaniem zasługiwałoby na większą uwagę, czyli "przemianę" bohatera z przeciętniaka w pałającego żądzą mordu nerwusa, pogłębienie obrazu jego psychiki, myśli i emocji. Najciekawszy bohater, to typ z pontiaca - tego na pewno nie planowałem:))
Dzięki.

W korku

4
Wadą tekstu nie jest przyziemna tematyka. Tematyka i bardzo przyziemna może być poruszająca. Problem tkwi w postaci głównej i w przejaskrawionym otoczeniu - tam są sami bogacze i najgorsze chamy na tej drodze?
Bohater nie może zapomnieć o jakiejś dziewczynie. Problem w tym, że aby tak było, powinien okazywać przywiązanie do czegoś, co w niej kochał, co było dla niego wyjątkowe. Mógłby np. wspominać, że Jola to zawsze miała świetne poczucie humoru, jej żarty wyprowadzały go z dołka zawsze, itd. Itp.
I raczej nie żałowałby tak kobiety, która lekką ręką porzuciła go dla bogatszego. Pusta oklepana klisza.
I tym bardziej, jeśli ona żyje to nie pasuje tutaj zabieg z mówieniem do niej bez niej - to nie ten pomysł. To nie w tym kościele dzwonią niestety.
Nie czuje się że za bohaterem stoi jakaś realna postać z prawdziwymi uczuciami( nieważne czy miła czy niemiła postać). Mamy tu coś jak scenę z filmu Patryka Vegi, gdzie postacie są puste, płaskie, patetyczne, przejaskrawione.

W korku

5
Dzięki Luiza. Biorę sobie do serca tę radę, by "coś" znaleźć w Jolce, coś, co było przyczyną takiego pomieszania i rozpaczy u bohatera. Faktycznie, trzeba by pokazać, jaką konkretnie stratę odczuwa ten nakręcony facet. Jako mało wyrobiony piszący, zakładałem, że czytelnik sam sobie dopowie wszystko, czego nie ma w tekście. Ale to raczej nie działa.

Co do gadania do Jolki, to uznałem, że taki dialog do pustego siedzenia najlepiej pasuje do stanu psychicznego bohatera. W sumie przemyślę to.
Dziękuję za ocenę.

W korku

6
Trochę jak zacięta płyta. Nieprzerwany ciąg krótkich zdań do pewnego momentu dmucha w żagle, ale potem niestety zaczyna nudzić, a nawet irytować. Nurt myśli w połączeniu ruchem ulicznym początkowo dobrze współgra, buduje obraz postaci niestabilnej emocjonalnie i przeczucie, że coś tu zaraz wybuchnie (pozytywne skojarzenie z filmem Falling Down (1993)). Jednak na dłuższą metę robi się paplanina. Przestaje mnie interesować o czym ten koleś właściwie pitoli i przesuwam tylko wzrok po tekście. :hm:

Poza tym próbka potrzebuje podziału akapitowego, bo wygląda jak tzw. ściana tekstu i nieco mdli od samego widoku. Może to i szczegół, ale nie bagatelizowałbym walorów estetycznych.

W korku

7
Dzięki Max. O ile pamiętam, chyba nawet chciałem wtedy wejść w klimat filmu "Upadek". Duże miasto. Korek. Przegrany życiowo gość za kierownicą. Narastająca frustracja i agresja. Gonitwa szarpanych myśli. Wyszło z tego nudne ględzenie banalnego faceta, jak widzę.

Ogólnie, wszystkie uwagi komentatorów są dla mnie cenne i traktuję je niemalże jako wskazówkę "terapeutyczną";) Niechęć do pogłębienia psychologii postaci, może świadczyć o zamknięciu się autora na pewne psychologiczne obszary siebie. Do przemyśleń.

W korku

8
Jakub2024 pisze: (pt 29 mar 2024, 23:47) Jako mało wyrobiony piszący, zakładałem, że czytelnik sam sobie dopowie wszystko, czego nie ma w tekście. Ale to raczej nie działa.
Tak, czytelnik sobie zawsze coś dopowie. Ale właśnie "coś", nie "wszystko".
Żeby czytelnikowi chciało się dopowiadać, szukać między wierszami, to trzeba mu dać zachętę. Zaangażować. Nie może mieć poczucia "tu nic nie ma", tylko "okej, tu ewidentnie jest coś jeszcze głębiej".
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

W korku

9
Chyba czegoś nie rozumiem, bo logika mi się w końcówce nie spina. Dlaczego on pyta Jolkę, czy tam jest? Jedzie ze spluwą do pałacyku, więc wie, że Jolka jest tam, nie tutaj. Owszem, gada z nią przez całą drogę, ale przecież wie, że gada z myślami, z własną pamięcią. Co się dzieje w końcówce? Obcy facet strzela i bohater, umierając, szuka Jolki po drugiej stronie? Dlaczego? To by było logiczne, gdyby najpierw zrealizował plan, zastrzelił Jolkę, potem siebie - wtedy rozumiem, dlaczego jej szuka, ale tak? A ten obcy ze spluwą, to jest rzeczywiście obcy? Bo przyszło mi do głowy, że bohater przeżywa jakieś rozdwojenie i to jest on sam i sam do siebie strzela...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”