Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

1
Pewnej lipcowej soboty zasiadłem do porannej kawki i zajrzałem do smartfona. Przyszedł jakiś gmail, pierwsza myśl – nic ważnego. Wszedłem – fundacja Crossfill. Minęła chwila nim skojarzyłem, że kiedyś wysyłałem do nich super krótki wiersz, składający się z dwóch zdań. Brzmiały one tak:
„Czy jest szansa na uratowanie ludzkości?
Nie ma.”
Nie napisałem tego na serio. To znaczy zupełnie identyfikuję się z tą myślą, ale nie uważam żeby była aż tak odkrywcza, aby posyłać ją jako pracę konkursową i to jeszcze w tak prymitywnej formie. Byłem jednak wtedy wkurzony na to, że mi się nie wiedzie, że nie żyję jak chcę. Z bezsilności i braku nadziei, przekonany, że to pewnie kolejna konkursowa ściema, gdzie nagrodę mają zgarnąć koledzy kolegów, napisałem to i puściłem, bo wysłanie było cholernie proste, z formularza na stronie, do którego wchodziło się z linka w mailu informującym o konkursie.
Teraz czytałem:
„Fundacja Crossfill z przyjemnością informuje, że jest Pan laureatem konkursu o nagrodę Montesumy. W związku z tym, w imieniu samego mistrza, mamy zaszczyt zaprosić Pana na dwudniowe, indywidualne warsztaty literackie, które odbędą się w dniach 14-15 lipca w posiadłości Mano Montesumy w Pryszczach”.
W Pryszczach… .
Pomyślałem, że to może być jednak jakaś lipa. Zbyt abstrakcyjnie i groteskowo to wyglądało. Na wszelki wypadek sprawdziłem Crossfill w sieci – bez zarzutów. Założył ją sam Mano – tak pisało, ale domyślam się, że to skrót myślowy. Tacy ludzie nie mają przecież czasu na łażenie po urzędach. Wyobrażam go sobie siedzącego w gminnym korytarzu z bilecikiem w dłoni, czekającego na swoją kolej - pisarz wszech czasów, potrójny noblista – absurd.
Więc Montesuma firmował fundację, ale jej krwiobieg stanowiła jakaś grupa ludzi, zajmująca się codzienną rutyną. Raczej normalne i nieważne.
Skupiłem się na samym mistrzu.
Nie znałem prawie wcale jego twórczości, nawet nie przebrnąłem jego największej książki do końca. Za ciężkie, pogmatwane, nie dla mnie. Za następne się już nie brałem.
Facet miał ciekawy życiorys: przez wiele lat był mechanikiem okrętowym na międzynarodowych wodach. Przez rok pracował przy segregacji śmieci, miał krótko tawernę w Meksyku, skąd musiał uciekać do Europy ponoć przed meksykańską mafią. Jeśli to prawda, mógł nie być bez winy. Na wszystkich zdjęciach w necie sam prezentował się jak mafioso.
Gdziekolwiek był i cokolwiek robił, na przekór wszystkiemu zawsze dużo pisał, co zaprowadziło go na szczyt – tak mówiła wikipedia. To oczywiście duże uproszczenie, ale zastanowiłem się nad tym. Wiadomo, że nie wystarczy dużo pisać, by dostać nobla, tym bardziej potrójnego. Jestem tego dobrym przykładem. Co takiego miał MM czego nie miały tysiące innych pisarzy; czego nie miałem ja?
Szybko odsunąłem takie myślenie. Wydało mi się małe i niegodne. Tak już jest Stefan – powiedziałem do siebie - że choćby milion robiło to samo, tylko jeden zostanie zauważony. Poza tym przecież nie może być miliona noblistów – doszeptałem ku pokrzepieniu.
Skończyłem kawę i jakbym ocknął się z letargu. Nagle do mnie dotarło, że ja, Stefan Konowałdzki, urzędnik gminy Leszczynowo, tymczasowo zawieszony w pełnieniu swoich obowiązków z powodu wrobienia mnie w pewna sprawę przez kolegę zza biurka, ja we własnej osobie mam stać się niebawem gościem w posiadłości znanego noblisty! To się nie trzymało kupy.
Spojrzałem jeszcze raz na maila i w stopce dostrzegłem osobę do kontaktu: Karolina Lanca, a poniżej numer telefonu.
Skopiowałem go i stuknąłem połącz.
- Fundacja Crossfill, Karolina Lanca, w czym mogę pomóc?
Jej głos był słodki, dziewczęcy, śpiewny – jakby odebrała siedząc sobie beztrosko wśród łąk Wenus, z wiankiem żółtych kwiatów na płowych włosach, z bosymi stopami zanurzonymi w przyjemnie chłodnej wodzie czystego stawu. Tak, to było przesadne wyobrażenie, ale taką właściwość ma mój mózg, że często ukwieca rzeczywistość. Właśnie dlatego czuję tę bezustanną i natrętną chęć pisania – czy to choroba czy tylko dokuczliwa przypadłość?
W każdym razie lekko mnie przytkało, zanim wydusiłem:
- Dzień dobry.
I znów zawahałem się, bo należało się przedstawić. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułem wstyd z powodu swojego nazwiska. A nie, przypomniałem sobie. To musiało być ze dwadzieścia lat temu, kiedy piękna Monika parsknęła śmiechem, a później już nie mogłem jej nigdzie zastać. Wtedy się zblokowałem.
- Dzień dobry – znów usłyszałem głos z Wenus.
- Ja… - no nie, pomyślałem. Tak nie może być. Nie wypadłeś sroce spod ogona – tak mówiła moja świętej pamięci babka i tego trzeba by się w końcu zacząć w życiu trzymać.
- Dzień dobry – powtórzyłem, siląc się na hardość - Dostałem od państwa informację o wygranej w konkursie Montesumy. Chciałem spytać, czy termin wizyty u pana Mano jest aktualny?
- Pan Stefan Konowałdzki? - spytała wenusjanka. I mnie zaskoczyła. Nie usłyszałem w jej głosie drwiny, nie wybuchła też śmiechem przy ostatniej zgłosce. Było mi bardzo miło. Jakbym został wpuszczony do niedostępnego świata: ot tak, zwyczajnie i uprzejmie.
- Tak – powiedziałem już pewniej.
- Panie Stefanie, termin jak najbardziej aktualny. Przy okazji gratuluję wygranej.
- Dziękuję – powiedziałem, nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej.
Ale pani (a może panna) Karolina z Wenus musiała być obyta w takich rozmowach, bo nie dopuściła do niezręcznej ciszy. Szybko więc usprawiedliwiła się, że w mailu do mnie zapomniała wspomnieć o istotnych szczegółach organizacyjnych. Wyjaśniła, że jeśli zechcę, mogę skorzystać z limuzyny i szofera, co brzmiało dziwacznie, ale było jak najbardziej realne. Dowiedziałem się, że nie będę musiał o nic się martwić, będę miał do dyspozycji wszelkie wygody i udogodnienia, ponieważ chodzi o to, aby przez te dwa dni skupić się tylko na szlifowaniu warsztatu literackiego pod okiem mistrza.
Wymieniliśmy uprzejmości, ustaliliśmy, że jednak przyjadę własnym transportem, pożegnaliśmy się i … znów zostałem sam.

*
cdn. (napewno)

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

2
No, nie jest dobrze. Nie kupuję świata przedstawionego, nawet jeśli to szydera. Noblista i ośrodek w Nigdzie? Jakiś konkurs wyglądający raczej na powiatowy? (Choć domyślam się, że masz z tym pewien pomysł. Ale na razie wygląda to marnie).
No i kwiatki w rodzaju mechanika na wodach międzynarodowych. Brzmi mądrze, ale... jest niemądre, niestety :) albowiem zdecydowanie pojawia się problem z mechanikiem, kiedy statek zawija do portu albo chociaż wpływa na wody danego państwa. Czy pan pozostaje wtedy mechanikiem, czy raczej zamienia się w osobę niezatrudnioną? :)
W sumie więc - no, nie jest dobrze, uczciwie powiem, że po takim początku uznałbym, że wyważasz któreś z dawno już otwartych drzwi i nie czytałbym dalej :(
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

3
Dziwny komentarz - nie chodzi o to, że nieprzychylny (zdecydowanie wolę miażdżącą krytykę - tylko ona rozwija). Natomiast nie rozumiem następujących wątpliwości:
Romecki pisze: (śr 08 maja 2024, 14:08) Noblista i ośrodek w Nigdzie?
- skąd taki wniosek?
Romecki pisze: (śr 08 maja 2024, 14:08) Czy pan pozostaje wtedy mechanikiem, czy raczej zamienia się w osobę niezatrudnioną?
- co to ma do rzeczy i po co to rozważasz?
Romecki pisze: (śr 08 maja 2024, 14:08) wyważasz któreś z dawno już otwartych drzwi
- podasz przykład?
Dzięki!

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

4
No błagam...
1. Nigdzie, czyli w Pryszczach. Noblista i Pryszcze w typie Wąchocka czy innego Pcimia Dolnego to nie jest dobry wybór, nawet jeśli idziesz w skecz. Podobnie zresztą ma się sprawa z nazwiskami, ale odniosę się do tego w punkcie 3.
2. Jak to nie ma znaczenia, że mechanikiem na statku jest się zawsze, a nie tylko na wodach międzynarodowych? Wiesz cokolwiek o zawodzie marynarza? Bo nie wygląda na to :) masz byka czy wręcz byczora i uważasz, że to jest w porządku? poczekaj, aż ktoś zacznie redagować ci tekst, sam się przekonasz. I jest takich sypek więcej, tylko nie chciało mi się ich cytować i widzę, że słusznie, skoro wzruszasz ramionami :)
3. Jakiś czas temu mieliśmy taki nurt literacki jak surrealizm, autorów takich jak Vian, Topor, Micheaux, Obaldia i wielu, wielu innych, a w Polsce takie teksty pisywał choćby Mrożek. Idziesz tą drogą, tylko że to już raczej ślepa uliczka. Tu dodam, że znaczące nazwiska, jak Karoliny czy twojego bohatera, też są w tym typie, tylko że to nie robi tekstowi dobrze.
4. Oczywiście, to mój gust, twoim prawem uważać, że napisałeś tekst zarąbisty i bez błędów :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

5
Do samego stylu się nie odniosę.

Natomiast atmosfera wzbudziła moją ciekawość. Mówiąc kolokwialnie, wali tu jakąś poważną ściemą. Nieco "kawkowski" klimat (toutes proportions gardées) wkręcania w jakąś intrygę biednego szarego człowieczka. Ciekawe co tam dla niego przygotowali. Raczej będzie bolało, he, he.

Zauważyłem błędy:
- wchodziło się z linka
- Założył ją sam Mano – tak pisało
- Wyobrażam go sobie siedzącego w gminnym korytarzu z bilecikiem w dłoni, czekającego na swoją kolej - tu akurat błąd merytoryczny, bo fundacji nie zakłada się w urzędzie gminy
- nie przebrnąłem jego największej książki
- co do dziewczyny, to na początku zrozumiałem, że jej głos brzmi jak głos boginii Wenus, a potem okazało się, że ona jest z Wenus (wenusjanką). Ten opis planety Wenus jako rajskiego ogrodu trochę mi tu miesza. Wolałbym, żeby dziewczyna była boginią Wenus, prościej i bardziej poetycko niż jakiś kosmos.

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

7
wenom pisze: (czw 09 maja 2024, 00:34) ona nie jest z Wenus, chodziło bardziej o przenośnię
Jasne. Zrozumiałem to. Tylko wolałbym, żeby jej głos przypominał głos bogini Wenus - powab takiego głosu jeszcze jestem w stanie sobie wyobrazić. Natomiast nie mam żadnych skojarzeń z głosem "wenusjanki".
"Jej głos był słodki, dziewczęcy, śpiewny – jakby odebrała siedząc sobie beztrosko wśród łąk Wenus" - skąd wziąłeś te łąki Wenus? Z jakiegoś obrazu? Bo mi przychodzi na myśl raczej skalisto-piaszczysta powierzchnia drugiej planety od Słońca. Zresztą nie jest to trafne skojarzenie, bo naprawdę na Wenus jest tak: "Prawie 500 stopni C. i ciśnienie niemal 100 razy większe niż na powierzchni Ziemi. To nie opis wnętrza hutniczego pieca. Takie warunki panują na Wenus. Dodać jeszcze można, że atmosfera prawie całkowicie składa się z CO2, a w górze unoszą się chmury kwasu siarkowego.".

Z wizytą u Montesumy (opowiadanie)

9
Zrób jeszcze jedną rzecz, jak chcesz poprawiać ten tekst. Dobry sur nie opiera się na przejaskrawieniu wszystkiego, tylko pewnych elementów. I tak masz klimat i styl wpadający w surrealizm, to po co ci takie "nadliczbowe" przegięcia, jak trzykrotny noblista z literatury? :) ja się domyślam, że to celowe, ale... to jest właśnie jeden z tych detali, który rozbija wiarygodność już na podstawowym poziomie, chyba że czemuś służy. Ale tu - niczemu poza podkreśleniu przesady.
W tę stronę czyść tekst. Jak największa wiarygodność na poziomie opisu rzeczywistości i tylko kluczowy element nadrealistyczny.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”