Po lekkich przebojach - tekst wylądował tutaj, uff. Za pomoc w odnalezieniu się na forum chciałabym podziękować Weberowi. Zdecydowałam, że każda część, którą postanowię wkleić, znajdzie się w osobnym temacie w dziale do weryfikacji, a później metodą forumową zostanie przeniesiona do działu "Zweryfikowane". Metoda wklejania w jednym temacie kolejnych części się nie sprawdza, jest jakoś nieprzejrzyście.
Poza tym, wszystkie komentarze pod poprzednią częścią - są bardzo miłe i motywujące (: Dzięki! W sumie nie spodziewałam się, że będzie tak sympatycznie (; Nie przedłużając już, smacznego.
Jesteś dla mnie szeregiem liter dźwięczących miło, jesteś płaskim listem, który można całować nie czując nic.*
III
Weronika nie pamiętała, kiedy to się zaczęło. Potrafiła wymienić wszystkie odcienie czerwieni, którymi zamalowywała dokładnie każdy ze swoich paznokci i podać dzienną ilość przeciągnięć szczotką po jej włosach. Potrafiła powiedzieć, ile razy mieszał kawę łyżeczką i, jak przeklinał wciąż łamiące się ołówki. Mogła śmiać się ze swojej próżności, beznadziejnie dobrych wyborów. Nie wiedziała jednak, kiedy zaczęła ich mylić.
- Czarny czy granatowy? – powiedział, przykładając krawaty do białej koszuli.
- Czarny – odparła bezwiednie, oblizując usta. Poczuła na nich cierpki smak krwi. – Cholera, nie! Granatowy – oznajmiła stanowczo, siadając na łóżku. Przyjrzał się jej z zainteresowaniem, mrużąc oczy, po czym wrócił do wiązania krawatu. Zamruczał coś prawie niesłyszalnie pod nosem.
Podniosła się z łóżka dopiero, gdy usłyszała ciche kliknięcie drzwi. Podążyła w stronę kuchni. Na stole leżał talerz z kromkami posmarowanymi masłem, a obok cienko pokrojony ser i pomidor. Nie zapomniał nawet o solniczce. Niech go szlag.
Tobie jest ciężko? Mogłem się tego spodziewać. Zawsze byłaś zapatrzona w siebie.
Alice odeszła. Kurwa mać, czego jeszcze chcesz?!
Kobieta usiadła na krześle, podciągając nogi pod klatkę piersiową. Chwyciła kubek ze świeżo zaparzoną kawą i przyłożyła go do ust, pociągnęła kilka łyków. Zacisnęła mocno powieki. Nie myślała nigdy o tym, jak on się czuje, jaki ból świdruje jego klatkę piersiową. Pisząc pierwszy list nie zapytała, co u niego. Nie było żadnych grzecznościowych zwrotów, delikatnych aluzji i pytań, nawet słowa o tym, gdzie się podziewała przez trzy lata. Cały rok pracowała bez odpoczynku, próbując zarobić na lepsze życie. życie, na które nie mogłaby sobie pozwolić z nim. Potem w metrze wpadł na nią nieznajomy, który pachniał tak mocno najbardziej gorzką z gorzkich czekolad, że prawie zapomniała, jak dobrze było jej w innych ramionach. Prawie zaczęła nosić parasolkę pod kolor płaszcza i malować usta w stonowanych kolorach. Ujarzmiła swoje włosy tak, że stały się całkiem proste, a potem nigdy nie dała już szansy, żeby zostały splątane przez deszcz, natarczywie przypominający o tych kilku spotkaniach w listopadzie, grudniu, a potem jeszcze w lutym.
Nie potrafię udawać, że nic się nie stało. Nie chcę Ciebie idealnej, do cholery, wypuść w końcu powietrze z płuc i przestań prostować plecy, przestań myśleć o przyszłości. To zupełnie nieważne, nic nie liczy się w ten sposób, w jaki ja potrafię patrzeć na Ciebie. Wiesz, nikt inny nigdy tego nie pojmie. I nigdy twoje uda nie będą pasować do żadnych, prócz moich.
M.
- Nie wrócę do ciebie – szepnęła, mocniej zaciskając zęby na krawędzi kubka. Poczuła, że smak kawy robi się przeraźliwie słony, więc ze złością wylała ją na podłogę. Spojrzała na rozlewającą się, brunatną maź, jej źrenice momentalnie się zwęziły. Właśnie znalazła lepszy sposób, żeby już nigdy więcej nie napisał do niej żadnego listu, żeby jego twarz nie mignęła więcej w szarym tłumie. Nie wiedziała jeszcze, że każda decyzja ma swoje konsekwencje, które zazwyczaj mijają się z naszymi oczekiwaniami.
***
- Zgadzam się – powiedziała stanowczo, dość wiarygodnie. Zdaje się, że chciał coś powiedzieć, ale ciepło jej warg go powstrzymało. Nie było mowy o dziwnej rozmowie i przerażających, uważnych spojrzeniach. Tylko obietnica, twarde postanowienie i białe złoto oplatające serdeczny palec.
I pieprzony gołąb łapczywie chwytający kawałki chleba z parapetu.
***
Od kiedy wypowiedziała te dwa słowa jego świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Do tej pory przypominał wywróconą do góry dnem łódkę, w której kończyło się powietrze. Teraz wydawało się, że wszystko biegnie ku lepszemu, że ona będzie się uśmiechać, jak na początku, będą znów odwiedzać przyjaciół, będą po prostu razem. Tylko to miało w tej chwili znaczenie. W tej chwili i do końca świata. Jednak umknął mu jeden szczegół.
Wyraz twarzy Weroniki, gdy wypowiedział imię swojego najlepszego przyjaciela.
- K-kto będzie twoim świadkiem?...
IV
Weronika patrzy i widzi. Widzi dokładnie to, co jest przed nią, obok niej, wszystko to z bliska, dostatecznie mocno, by móc uwierzyć, że kawa paruje z jej kubka, że to jego sweter leży na ziemi. Widzi jego podpis na swoim ciele. Weronika wie, och tak doskonale wie, że za nią są ciepłe dłonie, nagie ramiona i te kilka chwil, które mogłyby należeć do niej.
Weronika słyszy również wodę spływającą po talerzach i zgrzyt naczyń ustawianych na półkach. To okropnie śmieszne, więc nie może przestać się śmiać i śmieje się głośno, trochę obłąkańczo zerka w stronę kuchennych blatów i na chwilę przestaje oddychać. Och, jesteś cudownie głupia, tak słodko idiotyczna, że nawet on mógłby ci to wybaczyć, ale tego nie zrobi z pewnością. On wie, o kim myślisz. Wie, że chcesz się pieprzyć z tym dupkiem, że pragniesz wgryzać się w jego ciało i paznokciami rozrywać wszystkie konwenanse. Widzieć skrawki materiału, tego w którym on lubi cię najbardziej. Hej, mają zbieżne gusta! Ha-ha! Nic dziwnego, no nie? W końcu są…
- … przyjaciółmi.
- C-co? – Weronika zastanawiała się przez chwilę, czy nie zwariowała. Byłoby to możliwe, biorąc pod uwagę, że jej własny umysł pracował na pełnym etacie w charakterze sumienia.
- Myślę, że nie wiedziałabyś, o czym mówię nawet wtedy, kiedy ogłaszałbym ci, że zamierzam zostać zawodowym striptizerem. No, może nawet żigolakiem. Hej, budź się! – przykucnął przy niej, wycierając mokre ręce w ręcznik, na którym widniały niebieskie paski. Weronika pomyślała, że nienawidzi tego koloru. On uśmiechał się szeroko i spojrzał na nią przechylając głowę, przypominal jej pieska z reklamy papieru toaletowego, poczochrał swoje włosy. Kilka kosmyków opadało mu niedbale na czoło.
- Przepraszam, jestem trochę… Trudno mi się skupić – obserwowała, jak z każdym słowem zmienia się wyraz jego twarzy.
- Ciągle jesteś jakaś „trochę” – syknął, ciskając ręcznik na krzesło obok.
- Wiesz, jak nie lubię zamieszania wokół własnej osoby. Twoja mama wydzwania, moja protestuje, ciotki krzyczą.
- Ktoś musi ci pomóc, sama sobie nie poradzisz – zmrużył oczy – Poradzisz?
- Gdyby była tu…
- Alice?
Alice odeszła.
- Byłoby łatwiej.
- Dlaczego do niej nie zadzwonisz? Pokłóciłyście się? Na pewno głupie babskie sprzeczki, przejdzie jej, prawda? Kochanie, uspokój się. – Powiedział, opierając łokcie o jej kolana. Wydawało jej się, że jego oczy są puste, jednak nie był chyba wystarczająco nieobecny, bo on… On znów patrzył w ten sposób, a potem się odwrócił i... Alice odeszła, kurwa mać. Alice odeszła, hej słyszysz? Alice odeszła! I nie ma już nikogo, kto mógłby ci przeszkodzić w słodkim zepsuciu!
- Już po Alice.
Zamierzał otworzyć balkon, właściwie już naciskał klamkę, chciał wyciągnąć z kieszeni ulubione papierosy, poczuć głęboko w płucach nikotynowy dym, gdy z jej ust padły te słowa. Odwrócił się i zamrugał szybko oczami. Jego twarz przez chwilę wyrażała skrajne zaskoczenie. Przez chwilę. Później była tylko pustka.
Na zegarku widniało czterdzieści pięć minut po dziewiątej, kiedy Alice przekraczała próg mieszkania. Cztery kwadranse później jej uśmiech zamienił się w grymas bólu, a wargi krwawiąc, zaplamiły dywanik w przedpokoju. Dywanik miał śmieszne, małe ornamenty przy rogach i żółte frędzle. Alice lubiła na nim siedzieć, gdy plotkowała przez telefon i malowała paznokcie u stóp. On należał do niej, Alice lubiła przynależność. Jej wargi bezgłośnie się poruszyły, a palce podążyły w ich stronę. Zobaczyła na nich jasną krew. Cholera! Doskonale wiedziała, co to oznacza, więc podciągając kolana do klatki piersiowej i kuląc się przy drzwiach wejściowych, strząsnęła słuchawkę od telefonu z małego brązowego stolika i zachłysnęła się powietrzem najmocniej, jak tylko potrafiła.
To nie tak, że Ty umrzesz i ja umrę. To nawet nie tak, że my umrzemy. Po prostu miniemy się. Nie odwrócisz się, nie będziesz tego chciał, a ja nie krzyknę za Tobą, choć Twój gorzki zapach na pewno zawiruje obok mnie. Miniemy się zwyczajnie. I jutro odkryję Twoje palce w Jego palcach i Twoje usta w Jego pocałunkach. I teraz.
W.
-------------------------
*Poświatowska.
2
Bardzo się cieszę, że pięćsetnym postem, a pierwszym w nowej roli, mogę uczcić właśnie Twój tekst. Bo wart jest uwagi.
Masz rzadki talent wiarygodnego przedstawiania uczuć, bez nazywania ich bezpośrednio. Masz talent do tworzenia klimatu za pomocą oszczędnej, pozbawionej rokokowych ozdóbek narracji. Masz wreszcie naturalny talent do pisania w taki sposób, by czytelnik szedł za Tobą w przekonaniu, że pokazujesz kawałeczek prawdy o życiu.
Bo, jak już wspominałem przy poprzedniej okazji, czuje się głębokie, emocjonalne zaangażowanie autora, wcielanie się w rysowane osobowości. Nie robisz uników, kilka fragmentów odważnie i bezpośrednio dotyka fizycznych relacji kobieta-mężczyzna. I znów bez retuszu, prosto, lecz nie wulgarnie.
Myślę, że posiadasz potencjał do zmierzenia się z większą formą. Należałoby wtedy nieco ubarwić narrację, dodać opisy miejsc i wyposażyć postacie w życiorysy.
Trzymaj się.
Masz rzadki talent wiarygodnego przedstawiania uczuć, bez nazywania ich bezpośrednio. Masz talent do tworzenia klimatu za pomocą oszczędnej, pozbawionej rokokowych ozdóbek narracji. Masz wreszcie naturalny talent do pisania w taki sposób, by czytelnik szedł za Tobą w przekonaniu, że pokazujesz kawałeczek prawdy o życiu.
Bo, jak już wspominałem przy poprzedniej okazji, czuje się głębokie, emocjonalne zaangażowanie autora, wcielanie się w rysowane osobowości. Nie robisz uników, kilka fragmentów odważnie i bezpośrednio dotyka fizycznych relacji kobieta-mężczyzna. I znów bez retuszu, prosto, lecz nie wulgarnie.
Myślę, że posiadasz potencjał do zmierzenia się z większą formą. Należałoby wtedy nieco ubarwić narrację, dodać opisy miejsc i wyposażyć postacie w życiorysy.
To jest pięknie napisane. Mocno. Prawdziwie. Szczerze. Jestem pod wrażeniem.To nie tak, że Ty umrzesz i ja umrę. To nawet nie tak, że my umrzemy. Po prostu miniemy się. Nie odwrócisz się, nie będziesz tego chciał, a ja nie krzyknę za Tobą, choć Twój gorzki zapach na pewno zawiruje obok mnie. Miniemy się zwyczajnie. I jutro odkryję Twoje palce w Jego palcach i Twoje usta w Jego pocałunkach.
Trzymaj się.
3
Cóże znów mogę powiedzieć, jeśli nie zgodzić się z Jackiem. Hel jea!
Także mówiłem już ostatnio, że masz naprawdę dobry styl, potrafisz wciągnąć czytelnika i bardzo plastycznie kreślić obrazy - zarówno te zewnętrzne jak i wewnętrzne. Jacek dobrze rzekł - czuć zaangażowanie autora, czuć, że daje życie swoim postaciom.
Umiesz pisać po prostu, no.
Co się tyczy treści - niewiele ruszyło naprzód. Owszem, odsłania nam się trochę więcej rzeczy, ale wciąż czuję się zagubiony i wciąż chciałbym wiedzieć w jakim naprawdę kierunku zmierza ta historia, bo narazie wydaje mi się to wszystko zaledwie wprowadzeniem, prologiem. Mylę się? Oby nie.
Wciąż jednak dostrzegam używanie tych imiesłowów po dialogu. Co prawda chyba zwróciłaś na to uwagę, bo jest ich trochę mniej, ale wciąż pojawiają się przy niemal każdej rozmowie.
Podsumowując, tekst ma duszę, a Ty umiesz pisać. Tylko historia mogłaby się wreszcie... ja wiem? Ukształcić?
Pozdrawiam.
Także mówiłem już ostatnio, że masz naprawdę dobry styl, potrafisz wciągnąć czytelnika i bardzo plastycznie kreślić obrazy - zarówno te zewnętrzne jak i wewnętrzne. Jacek dobrze rzekł - czuć zaangażowanie autora, czuć, że daje życie swoim postaciom.
Umiesz pisać po prostu, no.

Co się tyczy treści - niewiele ruszyło naprzód. Owszem, odsłania nam się trochę więcej rzeczy, ale wciąż czuję się zagubiony i wciąż chciałbym wiedzieć w jakim naprawdę kierunku zmierza ta historia, bo narazie wydaje mi się to wszystko zaledwie wprowadzeniem, prologiem. Mylę się? Oby nie.
Wciąż jednak dostrzegam używanie tych imiesłowów po dialogu. Co prawda chyba zwróciłaś na to uwagę, bo jest ich trochę mniej, ale wciąż pojawiają się przy niemal każdej rozmowie.
Podsumowując, tekst ma duszę, a Ty umiesz pisać. Tylko historia mogłaby się wreszcie... ja wiem? Ukształcić?
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
4
Ojej! Nie zdajecie sobie sprawy, ile radości sprawiają mi Wasze komentarze (: Jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałam tylu pochwał na temat moich prac, po prostu nigdy. I w tym momencie czuję się naprawdę specjalnie (: Dziękuję.
Co do "posuwania się naprzód", to ostrzegałam przy pierwszej części, że brak akcji w tym opowiadaniu jest niezaprzeczalny. Trochę tam się rusza coś (przynajmniej takie mam wrażenie) w dalszych częsciach, ale nieznacznie chyba. Po prostu to tekst o uczuciach, relacjach między czwórką ludzi, którzy pozorują szczęście nawet przed samym sobą. Jak bardzo udają - możecie sami się przekonać. Więcej nie będę pisać, ponieważ każdy może trochę inaczej odbierać tekst (;
Pozdrawiam,
cocahuetes
Co do "posuwania się naprzód", to ostrzegałam przy pierwszej części, że brak akcji w tym opowiadaniu jest niezaprzeczalny. Trochę tam się rusza coś (przynajmniej takie mam wrażenie) w dalszych częsciach, ale nieznacznie chyba. Po prostu to tekst o uczuciach, relacjach między czwórką ludzi, którzy pozorują szczęście nawet przed samym sobą. Jak bardzo udają - możecie sami się przekonać. Więcej nie będę pisać, ponieważ każdy może trochę inaczej odbierać tekst (;
Pozdrawiam,
cocahuetes