Miasto płonie [wojna]

1
Trochę wulgaryzmów może sie pojawić.



...



Miasto płonie.

Dymitr widzi, jak płomienie wspinają się po zmurszałych kamienicach, jak wślizgują się przez wybite szyby, liżąc zakurzone szkło. I choć od miasta oddziela go głęboka rzeka, doskonale słyszy krzyki, dym drażni gardło, a wszechobecny smród potu i krwi wywołuje mdłości. Smród wojny.

Dymitr nie jest zaskoczony gdy ciężka ręka ląduje na jego ramieniu. Zaciska tylko mocniej dłoń na broni, odwraca wzrok od płomieni i spogląda w szare, szalone oczy.

- Pięknie płonie, co, Mitieńka? – rudowłosy mężczyzna spogląda w dal, za most, gdzie miasto tonie w ogniu – Szczerze, to myślałem, że się nam w końcu nie uda, że te ścierwa połapią się o co chodzi i to oni żywcem spalą tych naszych młokosów! – śmieje się kpiąco słysząc krzyki i strzały – Ale chłopaki się spisali… Co ja mówię, Aleksander się spisał, Aleksander, nasz generał, nasz dowódca! Cholera, Mitia, wódkę masz? Mamy co świętować! – krzyczy głosem pełnym podniecenia.

Dymitr spogląda na Ilię, który wpatruje się to w niego, to w pożogę, z twarzą szaleńca odurzonego zapachem prochu.

- Jeszcze nie mamy czego świętować. To dopiero początek – odpowiada spokojnie, a fala gorąca zalewa jego twarz. <i>„To dopiero początek. Gdy miasto spłonie, wtedy się zacznie. Wytniesz w pień kundli”.</i> Dymitr zaciska pięści, Aleksander to chciwe i okrutne bydlę, nie generał.

Głos zamiera mu w gardle, gdy kilka metrów dalej, spośród drzew wyłania się młody chłopak. Ivan.

Ulga mężczyzny jest ogromna, gdy widzi, że chłopak jest cały i zdrów. Ivan to jeszcze dzieciak, ileż on może mieć lat? Szesnaście, siedemnaście? Cuchnie krwią i ziemią.

- Ooo, panowie, ktoś tu nieźle się zabawił! – rechocze Ilia wpatrując się umorusane krwią ręce chłopaka – No chwalże się, iluś załatwił?

Ivan spuszcza wzrok, a Dymitr może przysiądz, że chłopak próbuje nie płakać, że zaciska powieki i pociąga nosem.

Bo przecież jest zbyt młody, by zabijać tak, jak Ilia. By czerpać radość z przystawiania broni do głów, z wbijania bagnetu aż po rękojeść w miękkie ciała, z przerażenia w oczach młodych dziewcząt. Dymitr wie, że minie wiele wiosen zanim Ivan będzie jak Ilia, zanim w walkę pójdzie lekko, jak w taniec, z szaleństwem w oku. Ale i to jest tylko kwestią czasu.

- Kilku cywili… - łamiący głos zdradza Ivana, brew Ilii wędruje ku górze – Kurwa! – krzyczy – Tam było dziecko, ja nigdy, ja nie chciałem, było zbyt duże zamieszanie, jeszcze ten dureń, Rosovski, wyleciał nie wiadomo skąd, skręcili mu kark, nie wiedziałem gdzie strzelam! A to dziecko – przerywa i spogląda w oczy Dymitra. A ten widzi w nich tylko rozpacz.

śmiech Ilii zagłuszający krzyki w oddali przyprawia Dymitra o gęsią skórę.

- Patrzcie go, bachorem się przejmuje! Dajże spokój, młody! Dobrze się stało! A Rosovskiego to nigdy nie lubiłem, ale, co tam, jak już z Aleksandrem się spotkamy, to i za czarną duszę tego skurczybyka wypijemy! – podnosi rękę, jak do toastu i szczerzy zęby w diabolicznym uśmiechu.

- Zamknij się – głos Dymitra ucisza Ilię – Zamknij się. A ty, chodź tu do mnie.

Kiwa dłonią na Ivana, który w nerwowym tiku wyciera dłoń w blade czoło, pozostawiając krwawą smugę. Dymitrowi robi się niedobrze, bo przez ułamek sekundy jest pewien, że chłopak wsadzi dłoń do ust, chcąc zlizać z siebie ślady zbrodni.

- Musisz się umyć. No, chodź tu – powtarza. Ivan rusza w jego stronę.

Ilia gwiżdże cicho. Dymitr chwyta Ivana za rękę, mokrą, gładką rękę, zbyt delikatną, by skręcić nią kark.

Woda w rzece jest brudna, ale zmywa krew równie skutecznie, jak spieniona detergentami woda z ambulatorium. Dymitr przemywa twarz Ivana i ma nadzieję, że ta upiorna imitacja chrztu przyniesie chłopakowi, choćby najmniejszą namiastkę ulgi. Ale win nie zmyje.

- Panowie, chyba mamy towarzystwo! – z uśmiechem na twarzy i bronią w dłoni, Ilia kiwa na Dymitra. Ivan, stojąc po kostki w rzece sięga do pasa, po broń.

Trzydzieści, może czterdzieści metrów dalej, pośród drzew Dymitr dostrzega ludzkie sylwetki, dopiero teraz ucho wychwytuje męskie głosy przeplatające się z wybuchami po drugiej stronie rzeki. I zanim Dymitr zdąży cokolwiek zrobić, podniecony głos Ilii wykrzyczy:

- To nasi. Heeej, Krukov, tu jesteśmy! – macha bronią i gwiżdże.

- Idiota! – syczy Dymitr – Co z tego, że to oni, chcesz, żeby inni nas wystrzelali?

- Jacy inni? – Ilia śmieje się kpiąco - Mitieńka, kochany, nie ma już innych. Zarżneliśmy sukinsynów. Ty, ja, młody i cała reszta, a wszystko dzięki Aleksandrowi. Teraz tylko poczekamy aż spłonie to zafajdane miasto i wygraliśmy, rozumiesz? Wygraliśmy!

Dymitr bardzo chce zadać dręczące go od miesięcy pytanie, co do cholery wygrali, ale Krukov i Mativsky, dwaj szaleńcy, opętani chęcią mordu być może jeszcze bardziej niż idiota Ilia, już stoją przy rzece, już poklepują się po szerokich ramionach. Ivan z obrzydzeniem na twarzy spogląda na Mativskiego. Mativsky nie ma prawego ucha.

- No i co tak stoicie? – Krukov spogląda na Dymitra i Ivana – Dymitr, Ivan, bracia moi, chodźcie żesz, napijemy się, trzeba pogadać, a potem dobić sukinsynów, którzy się nie zjarali.

Dymitr czuje jak bardzo jest zmęczony tą wojną, widokiem tych głupich, śmierdzących krwią i potem ludzi. Nie ma ochoty nikogo już dobijać, nikogo zarżnąć, nikomu wybić zębów. Nie ma też ochoty rozmawiać z Krukovem, gwałcicielem dzieci o oczach koloru brudnej rzeki i cuchnącym oddechu.

Ale wojna rządzi się własnymi prawami, dlatego Dymitr, chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tego miejsca, zakończyć swoje zadanie i wrócić do domu, wrócić do Katarzyny, bierze z rąk Krukova piersiówkę. Pociąga łyk i krzywi się niemiłosiernie, alkohol pali gardło nie gorzej niż dym.

- A ty, młody, nie pociągniesz sobie? No, napij się z nami! – zagaduje Ivana Mativsky, a Dymitr dopiero teraz spostrzega, że chłopak nadal stoi przy rzece, boso, wpatrując się w Krukova i Mativskiego wzrokiem, który Dymitr ostatnimi czasy widział aż nazbyt często. Wzrokiem pełnym przerażenia.

- Skoro się z nami nie napijesz – ciągnie Mativsky – Rozumiemy, nasze towarzystwo ci nie odpowiada, ale może wyjaśnisz nam wszystkim co się wydarzyło w tej starej kamienicy?

Dymitr nie ma pojęcia co się stało w starej kamienicy, ale widzi jak krew odpływa z twarzy Ivana. Wie też, że „stara kamienica” jest kwaterą Aleksandra, że stamtąd odebrał ostatnie rozkazy i on, Dymitr i zapewne Mativsky.

- O czym ty mówisz? – głos Ivana brzmi jak głos dziecka, a Dymitr może się tylko domyślać, że to dziecko nigdy jeszcze nie było tak przerażone, jak w tej chwili.

Mativsky rzuca piersiówkę i, z zadziwiającą jak na mężczyznę o jego posturze zwinnością, doskakuje do Ivana i chwyta go za gardło.

- Sukinsynie! - wykrzykuje prosto w jego twarz, obryzguje śliną – Myślałeś, że się nikt nie dowie, co? że możesz sobie tak po prostu wejść i po cichu zastrzelić Aleksandra? Plugawy zdrajco!

Mózg Dymitra z trudem rejestruje wszystkie zdarzenie. Przytrzymany przez Krukova nie może dopaść Mativskiego i pomóc Ivanowi, Ilia, opętany szaleństwem wyje i gwiżdże. Ale w chwili, gdy padają słowa o rzekomej śmierci Aleksandra, Dymitr może przysiąc, że umilkły nawet ostatnie strzały po drugiej stronie rzeki.

- Coś ty powiedział? – Ilia wyciąga broń, podchodzi do Mativskiego i Ivana – Zabiłeś go? Zabiłeś Aleksandra?

- Schowaj tą broń, idioto!

Dymitr nie może sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział takiego Ilię. Zna go przecież tylko jako szaleńca, który wyłupia ludziom oczy śpiewając przy tym sprośne, rosyjskie pieśni. A w tym momencie na twarzy Ilii nie ma ani śladu obłąkania. Tylko niedowierzanie i wściekłość.

- Wślizgnął się do kamienicy, że to niby chciał Aleksandrowi podziękować, i zastrzelił, zastrzelił, kurwa, jak psa Aleksandra i Michaiła, ale Michaił, żyje, no i powiedział, co ten dzieciak zrobił – Mativsky nadal trzyma Ivana za gardło, a Ilia, na powrót znów z szaleństwem w oku przyciska lufę do głowy chłopaka.

- Przebiję ci tą lufą czaszkę, słyszysz? Zobaczysz, co w moich stronach robimy ze zdrajcami – Ilia syczy prosto w twarz Ivana.

- Puśćcie go, i dajcie mu dojść do słowa, Jezu, ludzie to jest przecież jeszcze dziecko! – Dymitr przerywa, bo dopiero teraz zauważa w Ivanie coś, co mu kilka minut temu umknęło, coś co sprawia, że Dymitr milknie.

W oczach Ivana nie ma już strachu. Bezbrzeżne przerażenie zniknęło, ustępując miejsce spokojowi. I odwadze.

Do Dymitra dociera, że z pozoru idiotyczna i pozbawiona sensu wiadomość o zabójstwie Aleksandra, do tego z Ivanem w roli zamachowca, jest prawdziwa. Prawdziwa jak spojrzenie chłopaka, jak żądza zemsty w oczach Ilii.

- Zabiłem go jak psa, bo był psem – Ivan patrzy prosto w oczy Mativskiego, a Ilia, jakby tylko czekając na te słowa, uderza go kolbą w twarz. Strużka krwi cieknie po brodzie chłopaka.

Dymitr już wie, że nigdy w pełni nie docenił Ivana, że nigdy nawet w połowie nie odgadł co kryje się za tym bystrym spojrzeniem. Zastanawia się tylko, kiedy umysł Ivana zrodził myśl o zabójstwie Aleksandra, zabójstwie człowieka, przez którego i on, i Dymitr, i wielu im podobnych grabili i zabijali w imię niezrozumiałych celów. Czy stało się to kilka miesięcy temu, gdy Ivan dopiero co trafił na ten front szaleńców i skazańców? Później, gdy po raz pierwszy kula jego broni dosięgła drugiego człowieka? A może kilka tygodni temu, gdy musieli ukrywać się w kanałach, a Ivan żartował, że w mięsie szczurów znajduje się wiele białka?

Ilia uderza po raz drugi, Mativski w końcu zwalnia uścisk na gardle Ivana, chłopak przewraca się na ziemię.

- Zostawcie go, idioci – Dymitr odsuwa Ilię, podnosi Ivana.

- Popierdoliło cię? Pies zastrzelił Aleksandra, a ty go tu z piasku otrzepywać będziesz? Ilia, strzelaj i, no, zbieramy się zaraz, miasto się jeszcze fajczy, ale pora stąd spadać. Bez Aleksandra sprawy się trochę skomplikowały – mówi Mativsky – No, Ilia, dawaj, a ty Krukov, idźcie już z Mitią przodem – mówi, gdy widzi, że Dymitr nie zamierza zostawić Iwana z Iilią.

Dymitr wie, jak małe ma szanse przeprowadzić żywego Ivana na druga stroną rzeki. Ale w chwili, gdy nie może zdecydować się między sięgnięciem po broń i strzeleniem w skroń Mativskiego, Ilii czy Krukova, słyszy strzał, jeden, drugi, trzeci, szósty, i głośne przekleństwo Krukova.

A Ivan nadal stoi, żywy, z bronia wycelowaną w wyłaniających się z lasu kolejnych mężczyzn.

Jest ich zbyt wielu, zbyt wiele dzierżących w rękach broń, a w oczach zemstę bestii, by Dymitr miał jakakolwiek nadzieję.

Wyglądają tak, jak oni, jak Dymitr czy Krukov. Klną tylko inaczej, krzyczą w niezrozumiałym języku. Ale nie trzeba rozumieć ich słów, by wiedzieć dlaczego się tu znaleźli.

Mativsky upada z wrzaskiem jako pierwszy, zanim jednak kula dosięga jego czoła, on i jego broń posyłają dwójkę wrogów w zaświaty. Po chwili do całej trójki dołączy Krukov.

- Nie umrzesz jak bohater – te słowa zmuszają Dymitra do spojrzenie na Ilię, Ilię szaleńca, który nie zważając na otaczających ich mężczyzn celuję bronią w Ivana. I strzela.

Dymitr widzi jak ciało chłopaka pada na ziemię, krzyki podnoszą się prawie tak samo jak fala gniewu w jego ciele. Padają kolejne strzały.

Dymitr żałuje, że nie jest wystarczająco szybki, by zabić pierwszy Ilię, który pada od kul, dziesiątek nazistowskich kul.

W tych ostatnich chwilach Dymitr nie widzi przebiegającego przed oczyma życia, żadnego zwolnionego filmu, żadnych wspomnień z dzieciństwa. Myśli jednak o Ivanie, o jego odwadze i mała igła zazdrości kłuje go prosto w serce, gdy uświadamia sobie, że nigdy nie zdobył się na równie waleczny czyn. A powinien.

Kula trafia jego pierś, a on spogląda na rzekę, pada na ziemię i nie myśli już o niczym.

Miasto po drugiej stronie rzeki wciąż płonie.

2
W opowiadaniach typu "wojna" warto zostawić wiele rzeczy w domyśle. Sygnatując zdania "dymitri to i dymytri tamto" obnażasz swój dramtagurginczy zamysł. Czytelnik (moja osoba) potrafi rozczytać akcje, lecz nachalna narracja personalna zabuża odbiór - tutaj mimowolne, samolowne interpretacje.



Bez dywagacji na temat wojenny - ciekawie. Kropka.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
I choć od miasta oddziela go głęboka rzeka, doskonale słyszy krzyki, dym drażni gardło, a wszechobecny smród potu i krwi wywołuje mdłości.


No, nie wiem, czy "głębokość rzeki" jest tu na miejscu. Bo nawet jeżeli rzeka byłaby bardzo głęboka, to by i tak usłyszał. Proponuję "szeroka"


- Pięknie płonie, co, Mitieńka? – rudowłosy mężczyzna spogląda w dal,


z dużej litery


gdzie miasto tonie w ogniu – Szczerze


kropka po "ogniu"


rechocze Ilia wpatrując się umorusane krwią ręce chłopaka


kropka na końcu


Dymitr wie, że minie wiele wiosen zanim Ivan będzie jak Ilia, zanim w walkę pójdzie lekko, jak w taniec, z szaleństwem w oku. Ale i to jest tylko kwestią czasu.


drugie zdanie za bardzo nie trzema się pierwszego. Nie wiem, dlaczego. Po protu mi tu ono nie pasuje


Kilku cywili… - łamiący głos zdradza Ivana, brew Ilii wędruje ku górze – Kurwa! – krzyczy


kropki po "górze" i "krzyczy"


wyciera dłoń w blade czoło,


"o blade czoło"


dlatego Dymitr, chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od tego miejsca, zakończyć swoje zadanie i wrócić do domu, wrócić do Katarzyny, bierze z rąk Krukova piersiówkę.


I co? Wtedy się wojna zakończy? Jak sobie wypije? Wiesz, śmiesznie to brzmi...


i zastrzelił, zastrzelił, kurwa, jak psa Aleksandra i Michaiła, ale Michaił, żyje


logika się kłania! Jak ktoś kogo zastrzelił, to ten ktoś ginie



Później, gdy po raz pierwszy kula jego broni dosięgła drugiego człowieka?



wygląda to trochę tak, jakby ów człowiek ładował w przeciwników wciąż tą samą kulą ;)




Trochę wulgaryzmów może sie pojawić.


Wiesz, co? Tylko się ośmieszasz tym zdaniem. Co, to ty nie znasz swojego tekstu, nie wiesz, że są w nim wulgaryzmy. Po "może" można tak wywnioskować.

Nie będziesz mogła tego poprawić, bo NIESTETY nie ma opcji edytowania tekstu, ale na drugi raz czegoś takiego nie pisz.



Dialogi wydają mi się nie być sztuczne, jednak pod względem technicznym jest nie za git. Często zapominasz kropki po wtrąceniu narratora. Zacytowałam ci kilka przykładów, na resztę nie miałam już siły, ale myślę, że zrozumiesz, o co mi chodzi.

Piszesz w czasie teraźniejszym, który, według mnie i z pewnością wielu innych (nie mówię tu teraz tylko o użytkownikach Weryfikatorium), jest nieodpowiedni do opowiadać czy powieści. Ale dobra, nie czepiam się, chciałaś taki czas i miałaś do niego prawo.

Trochę fabuła mi się nie podoba. Bo piszesz tak:


Ulga mężczyzny jest ogromna, gdy widzi, że chłopak jest cały i zdrów. Ivan to jeszcze dzieciak, ileż on może mieć lat? Szesnaście, siedemnaście? Cuchnie krwią i ziemią.


Z tego wynika, że Dymitr lubi chłopaka, nawet się o niego martwi. Czytelnik jednak nie wie, dlaczego. Chodzi mi o to, że warto by było to opisać, żeby nie wzięte to było z kosmosu, tak jak teraz.



Jak dla mnie za krótkie. Tzn dialog w sam raz, czasem nawet zanudza, jakbyś siłą próbowała wbić w niego wypowiedzi poszczególnych bohaterów. Ale końcówka, kiedy zaczynają się mordować... Ja wiem, że nie chciałaś z tekstu robić mutanta, ale tutaj by sie to przydało. Wydłużyć końcówkę. Czytelnik nie poczuje śmierci, cierpienia czy czegoś tam jeszcze po 17 linijkach (tyle jest od słów "Wyglądają tak, jak oni" do końca, gdy chce się napisać odpowiedź). Owszem, może poczuć tego cząstkę, lecz na pewno nie wszystko. Szczególnie żale Dymitra do samego siebie są na długość nieodpowiednie. Tym bardziej, że nie ma w nich nic tajemniczego, przykuwającego uwagę, jakiś pięknych, niesamowitych wyrażeń. Ten tekst szybko się czyta, ale też szybko zapomina, a to ze względu na to, ze nie dajesz możliwości czytelnikowi podniesienia emocji. Gdy nie ma odpowiednich emocji, nie ma wrażeń, a przez to tekst wypada z pamięci dość szybko.



Ogólnie mi się jednak podobało.



Pozdrawiam

Patka

4
Ja tam się (za dobrze) na interpunkcji itp. nie znam ,wieć nie będę o tym mówić.

Ciekawie i z polotem. Drobne błędy. Kilka dialogów mi się nie podobało ,ale w ogólnym rozrachunku nie przyczepiłbym się do nich. Hmm...trochę powtórzeń?



Wszystko przed tobą! Krocz ku chwale!
"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."

-Drizzt Do'Urden



-------------------------------------------------------

http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg



Załap się! Jeszcze dziś!

6
Po pierwsze - dziękuję za wszystkie opinie :)



I jeszcze kilka słów:


Cytat:
- Pięknie płonie, co, Mitieńka? – rudowłosy mężczyzna spogląda w dal,






z dużej litery


Co do tego nie jestem pewna. Sprawdzałam w kilku książkach, raz z małej, raz z dużej. Który zapis jest prawidłowy? Nie mam pojęcia, ale wydaję mi się, że ten którego użyłam jest w porządku.


Cytat:
i zastrzelił, zastrzelił, kurwa, jak psa Aleksandra i Michaiła, ale Michaił, żyje






logika się kłania! Jak ktoś kogo zastrzelił, to ten ktoś ginie


To zdanie to akurat z linii dialogowej. A skoro z dialogu, to do głosu dochodzi bohater. Język narracji i dialogu jest często odmienny, choćby po to, by oddać charakter postaci. Tak samo z treścią wypowiedzi. Jeden bohater może być erudytą, a drugi wioskowym głupkiem, którego logiczne myślenie nie jest mocna stroną. A ten mój bohater, to noblistą na pewno nie jest, więc można mu wybaczyć nielogiczne sformułowanie ;)



A jeżeli chodzi o ten nieszczęsny czas teraźniejszy... No cóż, fakt, nie każdemu musi sie podobać, poza tym, moje doświadczenia z tym czasem nie są zbyt imponujące ;) ale, tak, czy siak - cenna opinia, za która dziękuję.



Powtórzenia z kolei były celowe, ale jeśli rażą – tym gorzej dla mnie ;)



A teraz, nie pozostaje mi nic innego jak przysiąść i szlifować, szlifować i jeszcze raz szlifować 8)

7
Moja rada, jakże cenna ( bo moja :P ) : jeżeli tworzysz dialogi, to ZAWSZE trzymaj się tego, co stworzysz.



Później (po latach) spojrz na nie ponownie, i jeśli uznasz za sztampę, zapamiętaj, lecz nie zmień. One będą wyznacznikiem Twojego rozwoju i interpretacji otoczenia.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

8
Dziekować, dziekować, skoro mówisz, że Twoje rady szczególnie cenne to dziękuję dwukrotnie 8)



Masz rację, nawet mi przez myśl nie przeszło, by coś zmieniać. Widzę swoje teksty sprzed kilku lat, i wiem dobrze, że bez gruntownych poprawek, nie powinny one ujrzeć światła dziennego. A porównując je z tekstami, które piszę dziś - jest poprawa. Jak stąd do Massachuset ;)



Poza tym, ta uwaga dotyczy chyba nie tylko dialogów, ale i całego tekstu, nie uważasz? ;)
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

9
Wreszcie udało mi się przeczytać. Były już dwa podejścia i za każdym razem mi przerywano. Normalnie uznałbym to za znaki od przodków i porzucił dalsze próby, ale początek Twojego opowiadania spodobał mi się niezmiernie, toteż podszedłem po raz trzeci.

Na początku wszystko było obiecujące. Wciągające, ale nie przegięte, z klimatem, czas teraźniejszy w narracji tylko na plus. Czytelnik zaciera ręce.

Sęk w tym, że wszystko się nagle rozwiewa. Trochę refleksji, dialogów, zalążek akcji i hop, oddział nazistów posyła wszystkich bohaterów do piachu. Koniec.

(No właśnie, naziści - szok! Nie wiem czemu, ale przez całe opowiadanie miałem wizję Wojen Napoleońskich, aż tu pod koniec zonk, II Wojna światowa. Prześledziłem jeszcze raz cały tekst i nadal nie widzę aż do ostatnich akapitów choćby wskazówki, co to za czasy. Poczułem się oszukany, obraz świata legł w gruzach :wink: )



Warsztat w porządku, pojedyncze błędy już wytknięto. Przypominam sobie tylko taki zgrzyt:


Jest ich zbyt wielu, zbyt wiele dzierżących w rękach broń, a w oczach zemstę bestii, by Dymitr miał jakakolwiek nadzieję.
Po pierwsze coś tu jest nie tak z gramatyką, a po drugie "zemsta bestii" jest imho dość niefortunnym sformułowaniem.


Dymitr bardzo chce zadać dręczące go od miesięcy pytanie, co do cholery wygrali,
A to jest dla równowagi cudne :)



Pozdrawiam
- I`d much rather be happy than right any day.

- And are you?

- Ah, no.

10
Dziękuję! :)


Sęk w tym, że wszystko się nagle rozwiewa. Trochę refleksji, dialogów, zalążek akcji i hop, oddział nazistów posyła wszystkich bohaterów do piachu. Koniec.


Te bach bach i koniec historii były celowe, ale jeśli się nie podobało... No cóż, szkoda, następnym razem bardziej się postaram 8)


(No właśnie, naziści - szok! Nie wiem czemu, ale przez całe opowiadanie miałem wizję Wojen Napoleońskich, aż tu pod koniec zonk, II Wojna światowa. Prześledziłem jeszcze raz cały tekst i nadal nie widzę aż do ostatnich akapitów choćby wskazówki, co to za czasy. Poczułem się oszukany, obraz świata legł w gruzach ;) )


pszpszam! ;)


Cytat:

Jest ich zbyt wielu, zbyt wiele dzierżących w rękach broń, a w oczach zemstę bestii, by Dymitr miał jakakolwiek nadzieję.


Po pierwsze coś tu jest nie tak z gramatyką, a po drugie "zemsta bestii" jest imho dość niefortunnym sformułowaniem.


łojezusie. Sama nigdy nie wpadłabym na taki sens tego zdania, ale skoro Ty to zrobiłeś, to nawaliłam ja, pisząc niejednoznacznie. Oni nie mieli w oczach zemsty żadnej strasznej bestii, tylko to oni właśnie byli takimi bestijami z zemstą w oczach ;) "Zemsta bestii"... Nie, nie, ja sie nie bawię w apokaliptyczne skojarzenia 8)



Pozdrawiam :)
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

11
Oni nie mieli w oczach zemsty żadnej strasznej bestii, tylko to oni właśnie byli takimi bestijami z zemstą w oczach


O w Mordor :lol:

Olśnienie... Wybacz, chyba za mało sypiam ostatnio i robi mi się makaron z mózgu. Wygłupiwszy się :D
- I`d much rather be happy than right any day.

- And are you?

- Ah, no.

12
lingshan pisze:Po pierwsze - dziękuję za wszystkie opinie :)



I jeszcze kilka słów:


Cytat:
- Pięknie płonie, co, Mitieńka? – rudowłosy mężczyzna spogląda w dal,






z dużej litery


Co do tego nie jestem pewna. Sprawdzałam w kilku książkach, raz z małej, raz z dużej. Który zapis jest prawidłowy? Nie mam pojęcia, ale wydaję mi się, że ten którego użyłam jest w porządku.


Z dużej, komentarz narratora nie dotyczy "mówienia", jest opisem innej czynności. Z całym zdecydowaniem jakie jeszcze mi pozostało z dużej.

Mniejsza jednak o to.



Powtórzę po Martiniusie - ciekawie.

Trochę zbyt teatralnie przedstawione, ale źle nie jest.

Bez zbędnego rozwodzenia się, pisz dalej.

Każdy tekst to krok do przodu, więc pisz dużo, czytaj więcej.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

13
Dostaję wysypki na widok narracji w czasie teraźniejszym, ale to nie ma nic do rzeczy.



Dobrze napisane. Opowiadanie porusza realne problemy, sprawia, że pytam siebie, co bym zrobił gdyby...? Właśnie tego oczekuję od prozy. Oraz by postacie mówiły po ludzku i postępowały zgodnie z własnym, a nie autora, sumieniem. Dostałem to.



Trzymaj się!

14
W moim odczuciu dobór czasu, w jakim się pisze to indywiduwalna sprawa każdego autora. Co więcej, jeśli tekst jest dobrze napisany i nie ma zgrzytów w konstrukcji czasów, to czyta się opowiadanie na równi z tym napisanym w czasie przeszłym.

Ale wracając...



Bardzo... ciekawe opowiadanie. Nietuzinkowe. Historia krótka, ale po

pierwsze primo - przyjemnie się czyta,

po drugie primo dobra proporcja dialogi/opisy, trochę za wolno rozgrywa się akcja, chodzi tu o to, że może trochę za długie zdania dajesz gdy powinny być krótkie, dynamiczne ( tyle razy mnie za to rugali to chciałbym przekazać swoje doświadczenia 8) ). Nie potrafię wyłapywać wszystkich błędów z tekstu, a czytając Twój tekst bardziej skupiłem się na treści niż wykonaniu (ale sam fakt, że dobrnąłem do końca jest dla ciebie na plus, bo nigdy bym tego nie zrobił, gdyby opowiadanie było źle napisane). Nie będę pisał błędów, gdyż myślę, że wyżej zostało Ci to już wypunktowane.



ładna kreacja bohaterów, dobro, zło, heroizm. ładna kompozcja i wszystko grało tak jak miało grać. To mi się podobało.



No dobra troche nasłodziłem, ale hmmm... może naprawdę Ci się należało :)



Pozdrawiam Cię serdecznie.

Danek
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

15
Z dużej, komentarz narratora nie dotyczy "mówienia", jest opisem innej czynności. Z całym zdecydowaniem jakie jeszcze mi pozostało z dużej.


O Weberze, dzięki Ci wielkie, w końcu mi to ktoś po ludzku wytłumaczył ;)





Jacek, Danek – za krzepiące słowa dziękuję równie pięknie :)
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron