Proszę o pomoc.

1
Proszę o pomoc.

Jeżeli to możliwe, to proszę o pomoc "fachowca."

Wiem, że niełatwo jest napisać coś sensownego.

Ta książka "chodzi za mną" od trzech lat.

Mam w życiu teraz trochę czasu i chiałabym, aby się w końcu urodziła.

Mam już brudnopis z planem pietnastu rozdziałów, jestem jednak amatorką, a nie chciałabym napisać czegoś banalnego.

Chcę aby powieść łatwo się czytała, ale nie była płytka.

Poza tym zdaję sobie sprawę, że niektóre zwroty, są już nie modne.

Mam 40 lat i już trochę jestem staromodna.

Wybrałam formę opowiadań, bo zdaje mi się, że będzie prostsza na początku.

15 opowiadań, które łączy osoba tego samego mężczyzny.

Tego pana poznałam osobiście. Oczywiście dla potrzeb książki, imię i niektóre sytuacje zostały zmienione.

Jeżeli ktoś z państwa byłby tak miły i znalazł trochę czasu... , byłabym bardzo wdzięczna.

Przesyłam pierwszy rozdział.



„ KSIążę BUSZUJąCY W RóżANYM OGRODZIE.”

Opowiadanie I "Aśka"



Erotyzm emanował z niego.

Ostra woń wody kolońskiej otaczająca jego osobę, sprawiała, że dziewczęta stawały na chwilę w osłupieniu.

Tak. Po prostu przerywały swoje szczebiotanie i mimowolnie gapiły się na niego.

Wysoki, przystojny brunet.

W każdym jego ruchu, geście, skrzyła się niepohamowana żądza życia, pożądania, seksu.

Wiedział jak działa na dziewczyny.

- Jestem ekstra. - powtarzał sobie.- spędzając czas przed lustrem. Jak kogut wyprężał swoje ładnie umięśnione ciało.

Spojrzenia pań dodawały kolorytu jego piórkom. Tylko wtedy żył, tworzył, gdy czuł ich zainteresowanie.

Kobiety stały się jego zwierciadłem, przeglądał się w ich oczach.

Jego urok lekkiej, wyważonej bezczelności, czar niesamowitości, działał na nie bardzo.

Był jak pijak szukający ciągle nowej podniety. A wytrzeźwiawszy po kolejnym kieliszku ekstazy, szukał następnego.

- Każdy artysta potrzebuje Muzy. – tłumaczył się sam przed sobą.- Ja tylko wciąż szukam swojej…



Los zdecydował, że trafił na Joasię.

Była to urocza i wdzięczna dziewczyna.

Ona zawsze marzyła o wielkiej miłości, jak większość nastolatek.

Ten chłopak z nienagannie wystylizowaną fryzurą, ubrany w najmodniejsze ciuchy, idol nastolatek zwrócił na nią uwagę.

Na taką Joasię. Taką niepozorną myszkę. Koleżanki, aż pozieleniały z zazdrości, gdy im o tym powiedziała.

- Mam randkę z Andrzejem, jutro po koncercie.

To będzie ten jedyny. Patrzyła na ścianę oblepioną jego zdjęciami, przyklejając następne.

Cieszyła się jak małe dziecko. Miała przecież dopiero szesnaście lat.

***

Chłopak zjawił się punktualnie, a nawet kilka minut przed czasem.

Asia czekała już od godziny, w umówionej kawiarence. Z roztargnienia pomyliła godziny.

Trzymał w ręku lekko przywiędnięty bukiecik fiołków.

Podał go swojej wybrance.

- Jak ci na imię, bo zapomniałem?

Dziewczyna speszyła się. Poczuła zaniepokojenie, że jej książę, jej wielka miłość, nie pamięta nawet jej imienia. Chciała się nawet obrazić…

Andrzej nie czekał na odpowiedź. Skinął do akurat przechodzącego obok ich kelnera.

- Proszę dwie porcje lodów i sok pomarańczowy.

- Lody w jakich smakach państwo sobie życzą? - spisywał zamówienie.

- Różne smaki. Dwa razy i sok dwa razy- powtórzył.

- Czy dobrze zamówiłem? – zwrócił się do towarzyszki.

- Jakie lody lubisz? – zapytała speszona.

- Pistacjowe, kakaowe, czekoladowe, właściwie wszystkie…

Właśnie miała mu powiedzieć, że ona lubi wyłącznie waniliowe, ale odpowiedziała tylko :

- Ja też lubię wszystkie… - I jej buzia pokryła się pąsowym rumieńcem.

Przeprosiła go pospiesznie, tłumacząc coś nieskładnie i pobiegła do toalety.



Tam długo pudrowała nosek i policzki chcąc ukryć rumieniec. Poprawiała makijaż,

układając cały czas plan rozmowy.

- Zaciekawię go akcją zbierania funduszy dla głodujących dzieci z Etiopii – postanowiła. Jest perkusistą i może zrobi jakiś koncert charytatywny.



Była niepoprawną marzycielką. Taką co to za wszelką cenę chce zmienić świat.

Jeszcze kilka lat temu marzyła, aby zostać zakonnicą i wyjechać na misję, żeby pomagać głodującym, trędowatym…

- „Mrzonki… - śmiała się mama – zakochasz się i ci się odmieni. Z czułością patrzyła na swoją jedynaczkę. Aśka nie należała do tych pięknych, ale miała w sobie urok, którego mogła jej pozazdrościć niejedna „sex-bomba”.

Naturalna blondynka z błękitnymi jak niezapominajki oczętami. Gdy się uśmiechała uroku dodawały jej dwa czarujące dołeczki w policzkach.

Tylko te piegi! Jej nosek obsypany był drobniutkimi plamkami, które nie dały się w żaden sposób usunąć. Cierpiała z tego powodu bardzo.

- To dlatego, że masz delikatną skórę. – pocieszała ją mama.”



Wreszcie odważyła się wrócić do stolika .

On w tym czasie spokojnie pałaszował lody.

- Dobrze , że jesteś. – zagadnął - Lody już zaczęły się rozpuszczać. Jeszcze chwila moja miła, a musiał bym zjeść twoją porcję.

- Co sądzisz o wspomaganiu biednych? – zagadnęła po chwili, próbując zmusić się do zjedzenia pistacjowych.

Andrzej, jakby nie dosłyszał pytania i zaczął smuć opowieść o sobie.

O swoim dzieciństwie. O kłopotach z matką. O swoich marzeniach…

I o kłopotach z kobietami.

- Tak, każda z nich myśli, że ja jestem taki płytki facet.

Patrzą tylko, aby wepchnąć mi się do łóżka. A ja jestem bardzo wrażliwy, wiesz, że komponuję muzykę dla zespołu?



Aśka słuchała … słuchała i coraz bardziej robiło jej się go żal.

Odsłaniał przed nią swoje serce.

Czuła się jak wolontariuszka, która mogła właśnie uratować, ocalić jedną zagubioną duszyczkę.



- Chodź do mnie to pokażę ci kilka zdjęć mojej rodziny.

Aśka zawahała się przez moment.

- Chodź to tylko kilka przecznic dalej. Zrobimy sobie spacer. – namawiał.

Wiedziała, że nie powinna… ale jeżeli teraz odmówi…a więcej go już nie zobaczy…

Jej książę zniknie…jak sen rozpłynie się we mgle…

Podjęła szybką decyzję.

- Dobrze, zróbmy sobie spacer.



Jego hotelowy pokój był przyjemny. Nie zauważyła jednak nigdzie, żadnych pamiątek.

- A gdzie zdjęcia? – spytała nieśmiało.

- Zupełnie zapomniałem. Za chwilę…

Pożerał wzrokiem jej niewinność. W tej chwili czuł się jak pająk, który przygotował misterną sieć. Złota muszka była już blisko sieci , już trącała skrzydełkiem o lepką substancję… Czas na atak bo ucieknie…

- Objął ją mocno , dotykając jej piersi .

- Ale ja nie chcę…- próbowała się bronić.

- Jesteś taka piękna… - szeptał jej do ucha.

- Ale ja … Aśce myśli przebiegały jak błyskawica, chciała krzyczeć, bronić się ale zniewolił ją magią swoich szeptów, które brzmiały jak zaklęcia.

- Kobieta zawsze mówi nie . – szeptał, nie przestawiając jej całować. Nie zwracał uwagi na jej nieporadne próby uwolnienia się z jego uścisku.

Czuł jak wzbiera w nim żądza. żądza namiętności. Zmysłowość zawładnęła nim. Chciał zerwać ten owoc i to szybko.

Już żadnych przeszkód. Jego pożądanie stało się tak silne, że Aśka nie miała już siły się bronić. Nie planowała tego , ale jeżeli to miał być ten jeden jedyny…

Był jak odkrywca nowych lądów. Jej urocze ciało podniecało go ogromnie. Ekstaza rosła coraz bardziej. Czas na kulminację…

***

- Gdy się obudził Asia zdążyła się już umyć , pozbierać i umalować.

- Położyła się obok niego.

- Jutro zapraszam cię do mnie na obiad. Poznasz moją mamę.

- Tak kochanie , jutro… O której ?

- O czwartej…

- Mój Boże, zupełnie zapomniałem , za godzinę wyjeżdżam. Kochanie muszę…

W pośpiechu zarzucił coś na siebie i odprowadził Joannę do windy .

Przepraszam , cię , zaraz przyjadą po mnie chłopaki z zespołu, muszę się umyć spakować, zabiją mnie jak przeze mnie spóźnią się na koncert.- mówił jednym tchem.

Pocałował namiętnie jeszcze raz Joasię wciskając jednocześnie przycisk windy. Czekaj na telefon, zadzwonię.



Joasia przez długie godziny, kontemplowała wczorajszy dzień. Przeżywała po raz setny w myśli, każdą spędzoną z nim chwilę i czekała na telefon.

- Nie zadzwonił.

2
Kiedyś zastanawiałam się co to takiego "powieść dla pensjonarek", teraz wydaje mi się, że to właśnie to ;)



Zdania poprawne, żadnego błędu nie zauważyłam, ale to nie znaczy, że ten styl mi odpowiada.

Na przykład:



Ostra woń wody kolońskiej otaczająca jego osobę, sprawiała, że dziewczęta stawały na chwilę w osłupieniu. Tak. Po prostu przerywały swoje szczebiotanie i mimowolnie gapiły się na niego.


albo "pudrowała nosek", " Pożerał wzrokiem jej niewinność.", "buzia pokryła się pąsowym rumieńcem". Powieść dla pensjonarek, słowo daję! Może by coś z tego nawet było tylko z tego co wiem, grupa docelowa już dawno wymarła ;)



Poza tym nic prawie nie ma tu o "okolicznościach": pokój hotelowy był przyjemny ale nie było w nim pamiątek (a właściwie dlaczego miałyby być?), z kawiarni, która była nie wiadomo jaka wyszli i nagle znaleźli się w hotelu. Nie wiadomo jak byli ubrani, po jakim koncercie była ta randka? Czytając to możnaby mieć wrażenie że całe ich spotkanie łącznie z hotelem trwało jakieś 10 min.



No i treść. Naiwność tej dziewczyny rozwala mnie kompletnie, jeżeli jednak ona ma właśnie taka być to powinno to być w tekście jakoś uwiarygodnione. No i o czym ma być właściwie ta książka? Rozumiem że o Andrzeju, a nie chcesz, żeby ksiażka była płytka. Obawiam się, że stoi przed Tobą trudne zadanie bo sam bohater jest wyjątkowo płytki.



Nie wiem, co by tu pochwalić, chyba tylko to, że nie ma błędów.

3
Dziekuję bardzo. Chciałam, rzeczywiście aby pierwszy rozdział brzniał trochę jak dla pensonarek, ale chyba przesadziłam. Pomyślę nad tym.

Bo może nikt przez niego nie przebrnie. Spróbuję dodać trochę więcej opisu, tak jak radzisz.

Andrzej jest rzeczywiście płytki, ale nie o niego będzie chodziło w moim opowiadaniu. Chodzi mi o kobiety, które spotyka. Każda z nich jest inna,

każda w swoim rodzaju. Jeżeli zechcesz mi pomóc i obejżeć następne rozdziały,

będę wdzięczna. Jutro podrzucę następny rozdział.

A nad zmianami w pierwszym zastanowię się. To naprawdę bardzo cenne uwagi.

Re: Proszę o pomoc.

4
Wiem ,ze mialo nie byc plytkie ,ale jak dla mnie ,niestet, wlasnie takie jest.




Kasialogo pisze:
- Lody w jakich smakach państwo sobie życzą? - spisywał zamówienie.


A zdania tego typu wprawiaja mnie w oslupienie. Szykiem przestawnym, wbrew pozorom, tez trzeba umiec sie posugiwac.

Pozdrawiam[/list]
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."

5
Wiolu. Bardzo dziękuję.

Czy jeśli napiszę "Jakie smaki lodów mam państwu podać". To będzie lepiej?

Gdybym wiedziała, że zechce mi się pisać książkę, to studiowałabym polonistykę.

To moja pierwsza próba, i nie chcę brać się "za zmienianie świata."

Mam w głowie prawdziwą psychologiczną powieść o prawdziwej miłości, ale jak mam ją napisać, gdy jeszcze nie potrawię posługiwać się słowem.

Ta książka, ma być dla mnie wprawką...

Taka niby bzdurka do poduszki... Może kogoś rozrzewni, kogoś to wkurzy...

żeby przejść jakąś drogę, trzeba zacząć od pierwszego kroku...



Napisałam drugą, dodatkową wersję tego opowiadania...

Jeśli zechcesz przeczytać...



Opowiadanie. 1A



Księżniczki rodzą się teraz rzadko. Cóż miały by robić w tym zwariowanym świecie.

Jakiś niewidzialny palec pcha coraz szybciej karuzelę naszego życia.

Odrazy wokół nas zmieniają się tak szybko, jakbyśmy wyglądali z okien pędzącego pociągu.

Kolorowe bilbordy, szybkie, lśniące samochody, rakiety, satelity, komputery...

Coś nam mówi, że jesteśmy panami tego świata. że potrafimy już wszystko, a czego jeszcze nie potrafimy, to będziemy potrafić jutro.

Przyszedł czas na kobietę sukcesu. Kobietę silną, przedsiębiorczą, zdecydowaną.

Trzeba szybko się uczyć, aby nadążyć za zakrzywieniem czasu.

W jednym paluszku – obsługa komputera, dwa, albo trzy języki - biegle.

Ciągle musisz uzupełniać wykształcenie, bo inaczej stracisz pracę. Trzeba się wyróżniać, być przebojową.

Staliśmy się samochodzikami kręcącymi się w kółko. A co zrobić jeśli bateria się wyczerpie?

Płacimy za sukces, albo po prostu za prawo do życia, podkrążonymi oczami, ziemistą cerą, przedwczesnym starzeniem się. Ale i na to świat dwudziestego pierwszego wieku wynalazł lekarstwo. Proszę drogie panie, wciska się nam w podświadomość reklama – oto kremy z liposomami, zatrzymają wodę w skórze właściwej. ( Nikt nie ostrzeże cię, że uczynią skórę właściwą - martwą ...). Już nie działają? Nie szkodzi, jak przestały pomagać to proponujemy operację plastyczną. Trochę czasu, trochę sylikonu, no i trochę grosza ... i jesteś piękna jak nigdy dotąd.

Boli głowa? – proszę tabletka. Serce niedomaga ? – proszę tabletka. Niechciana ciąża ? – proszę tabletka. Wytniemy, załatamy, przeszczepimy, podkleimy...

A co z tymi księżniczkami? Czy jeszcze się rodzą?

A może księżniczki umierają bo nie potrafią się dostosować?

Powiesz mi że taki fenomen, wybryk natury już dawno przeszedł do lamusa.

No cóż, czego oczy nie widzą ....

A może, ktoś już wdeptał wszystkie księżniczki, które były wokół ciebie w ziemię, zanim któraś z nich zdążyła krzyknąć: „Jestem!”

Ja poznałam kilka takich dziewcząt, kobiet.

Danuśka zachorowała na anoreksję, bo nie potrafiła poradzić sobie z problemami rodzinnymi i szkolnymi po prostu zapomniała, że trzeba jeść.

Kaśka przez pół roku tkwiła w głębokiej depresji po stracie chłopaka.

Joanna, starannie wychowana i wykształcona i wydana za mąż za bogatego przedsiębiorczego faceta, skończyła w maleńkiej warszawskiej kawalerce. Jadła tylko migdały i orzechy, bo nie chciało jej się prowadzić dla siebie samej kuchni. Za to chciało się jej wskoczyć pod tramwaj, aby skrócić to nędzne ziemskie życie.

Ania, słodka pani stomatolog, urodziła prześliczną córeczkę, ale całkowity brak dostosowywania się do życia, sprawił, że mąż od niej odszedł.

Została sama i bezradna.

Problem z księżniczkami jest taki, że one nigdy nie dorastają.

Są wiecznie małymi dziewczynkami potrzebującymi opieki. Rzadko mają to szczęście, że trafią na kogoś, kto zechce holować ją przez życie.

Ludzie zachowują się jakby byli w nieustannej podróży. Przesiadają się tylko z jednego pociągu do drugiego taszcząc ze sobą walizy, w których są wszystkie cenne rzeczy jakie udało im się zdobyć. ( Tzn. trochę mebli, jakiś samochód, jakieś ciuchy, trochę zakurzonych fotografii, czasem uczucie….)

Taka Joasia stanie odwrócona w przeciwną stronę do kierunku ruchu i powie słabym głosem:

- Kochani pomyliliście perony. Następny pociąg odjedzie z peronu drugiego, nie trzeciego… Powinniście zawrócić.

I może i ma rację… Ale kto ją usłyszy...

Ktoś ją w końcu popchnie, potrąci. Ktoś syknie odsuń się!

Ona odskoczy pospiesznie i wpadnie pod wielkiego, spoconego grubasa, który niechcący przewróci ją na ziemię.

Nikt się nie zatrzyma, aby jej pomóc. Nikt tego nie zauważy. Jesteśmy przecież tak zagonieni.



Obok tabliczek wbitych w trawniki – „NIE DEPTAć TRAWY”

Postawiłabym jeszcze jedną – „NIE ZADEPCZCIE KSIężNICZEK”.



A obok tych z napisem – „NIE NISZCZYć KWIATóW”

Tabliczkę – „NIE ZABIJAJCIE POEZJI”.

Nie zabijajcie poezji w swoich sercach, bo może tylko ona naprawdę coś znaczy...

[/url]

6
Po pierwsze według mnie nie jest to opowiadanie tylko coś w rodzaju felietonu.

Po drugie: przedstawiasz w nim swoje przemyślenia? Ja osobiście nie zgodziłabym się z tym, że "nadszedł czas na kobietę sukcesu", tak przedstawiano tą sprawę w początkowych latach polskiego kapitalizmu. Dziś na nikim to już chyba nie zrobi wrażenia. Zwłaszcza że przedstawiasz to w sposób całkowicie przejaskrawiony. Poza tym czy ma to jakiś wpływ na ewentualną fabułę?



Po trzecie: o co chodzi z tą panią stomatolog, której

całkowity brak dostosowywania się do życia, sprawił, że mąż od niej odszedł.
Co to znaczy? I jaki ma to wpływ na ewentualną fabułę?



Po czwarte: te księżniczki... czy z tego "opowiadania" ma wynikać że to dobrze, gdy kobieta jest nieporadna? Mam rozczulać się czytając losy fajtłapy? Może jeszcze trzymać za nią kciuki żeby nie poślizgnęła się dziś na skórce od banana?



PS. Co to jest "zakrzywienie czasu"?

7
Dzięki.

Broń Boże, nie twierdzę, że kobieta jest nieporadna, bo to było by kłamstwem.

(Ja nie uważam się za kobietę nieporadną. Nie jestem też bardzo wrażliwa.)

To tylko "Aśka" jest nieporadna.Taka jest i już.

Ten "felieton" napisałam w ciągu jednej nocy i nie wiem czy on znajdzie się w książce. Chciałam raczej sprawdzić, czy nie robię błędów stylistycznych.



Zdanie "Całkowity brak dostosowania..." - poprostu wyrzucę.

"Z kobietą sukcesu" - to masz całkowitą rację "zalewam."

Dziękuję za przeczytanie mojego tekstu i za rady.





Nie wiem tylko, czy mogę się odważyć i przedstawić następne bohaterki

mojej przyszłej książki. Jest ich dwanaście.

Jeżeli jest jeszcze ktoś, kogo nie zanudziłam i chce się ze mną pobawić,

To proszę o post.







:shock:

8
Moim zdaniem ten tekst nie mówi o tym, jaka jest Joasia. Została ona wprowadzona pod koniec po jakichś rozważaniach w stylu:



Księżniczki rodzą się teraz rzadko. Cóż miały by robić w tym zwariowanym świecie.
Czyli księżniczki cacy a zwariowany świat be.



Staliśmy się samochodzikami kręcącymi się w kółko. A co zrobić jeśli bateria się wyczerpie?
No tak, my się staliśmy samochodzikami a księżniczka na pewno by się takim samochodzikiem nie stała i nie wyczerpała by jej się bateria.



A co z tymi księżniczkami? Czy jeszcze się rodzą?

A może księżniczki umierają bo nie potrafią się dostosować?

Powiesz mi że taki fenomen, wybryk natury już dawno przeszedł do lamusa.

No cóż, czego oczy nie widzą ....
Czyli gdybym wiedziała jakie są te księżniczki to bym żałowała na pewno że ich nie ma. Poza tym nikt nie powie Ci że to fenomen czy wybryk natury bo w tym momencie nie wiadomo jeszcze co to są te księżniczki.



To wszystko sugeruje właśnie, że księżniczki są lepsze niż "kobiety sukcesu". Ludzie mają swoje wyuczone skojarzenia, które tutaj wykorzystujesz i myślałam że robisz to świadomie.



Myślę że nie musisz pytać o pozwolenie na publikację tekstu, ten dział właśnie po to jest. Tylko zastanów się czy naprawdę chcesz napisać książkę o płytkim facecie, który zalicza kolejne (być może także płytkie, nieporadne lub naiwne) panienki. Czy sama chciałabyś taką książkę przeczytać? Bo ja nie.

9
Droga Paprotko.

Dzięki za pomoc. Widzę, że "księżniczki" ci nie leżą.

Docemiam. Ale nie pomagaj mi więcej.

Każdy ma prawo pisać to co mu w duszy gra, bo to rozwija.

Rozumiem, że tylko ty masz patent na pisanie.



Jeżeli chodzi o to "czytanie", to wybacz, ale z tego co wiem to czytanie nie jest

bardzo w modzie...

Piszę dlatego, że chcę. To takie hobby.



Pozdrawiam wszystkich i przepraszam jeśli kogoś uraziłam.

Kiedyś byłam motylem

i spędzałam w słońcu chwile

Teraz jestem jak ćma

Która się do ognia pcha

11
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to bardzo ubogie słownictwo. Nie wychodzisz poza wąskie granice mowy potocznej i w dodatku budujesz z nich kalekie zdania, które w zasadzie nic nie przekazują. Mam wrażenie, iż ktoś zebrał wiązkę wyświechtanych frazesów i rzucił mi ją przed oczy. żeby chociasz jakaś ładna oprawa, a tu nic.

No ale masz rację, pisać trzeba kiedy najdzie na to ochota, ponieważ marnowanie weny to grzech :wink:

Mam nadzieję, że w końcu się rozpiszesz i z czasem będzie Ci to lepiej szło.

Pozdrawiam

12
Dzięki Wilga.

Ja też mam nadzieję, że się kiedyś rozpiszę. Dlatego na początek wybrałam łatwe tematy.

Joasia jest moją przyjaciółką, nie wymyśliłam jej. Jest miła, ładna, ma dużo wdzięku, z nikim się nie kłóci, (nie potrafi) jest taktowna i w każdym człowieku chce zobaczyc dobro. Jest do tego strasznie niepraktyczna, naiwna i nieporadna. łatwo ją zranic, oszukac. Ja chcę tylko zwrócic uwagę, że takie kobiety jak ona, też istnieją. Nie chcę ich gloryfikowac. Nie mówię, że są lepsze.

Chcę tylko zauważyc, że skoro takie są, to może niech już sobie żyją...



Jeśli chodzi o "wenę", to ja odczuwam ją jak wir energii, który mi się kręci w

głowie. Przenoszę się wtedy na inną płaszczyznę istnienia.Jest to bardzo

przyjemne.Wyczuwam energię słów, zdań, nie potrawię jednak do końca

przetłumaczyc tego języka "natury" na język polski.



Odważę się i zamieszczę rozdział drugi. Nie złośccie się na mnie.

Potraktujcie to jako odprężenie. Wszystkie konstruktywne uwagi oczywiście

bardzo cenię.I tak będę musiała napisac to jeszcze raz...

Pozdrawiam i życzę miłego dnia.





„Książę buszujący w różanym ogrodzie”

Opowiadanie 2 „Sen o miłości”




Miał jedną zasadniczą wadę. Wadę, której nie uświadamiał sobie do końca, do której nie chciał się przyznać, a która wykluczała go z roli „ cudownego męża”.

Jego opinia o sobie była interesująca.

A wyglądała mniej więcej tak:



Jestem rozpędzonym rumakiem goniącym zachodzące słońce

Chcę przeżyć jak najwięcej nim dzień się skończy

Nim ognista kula życia zniknie za horyzontem

Doświadczyć wszystkiego

życie, miłość, nie trwają wiecznie

Jestem motylem spijającym nektar z kwiatów

Chce poznać różnorodność smaków

Zanim chłodny wieczór przymknie ich płatki.



Kobiety, są pięknem danym od Boga.

Jeśli miałbym mieć tylko jedną , to po co Bóg dał ich taką różnorodność – kombinował.

Ja myślę, że to tak jak z owocami w ogrodzie Eden…

Dał cały sad i powiedział: „ Adamie, idź i jedz ze wszystkich drzew tego ogrodu. Nie wolno ci jeść tylko z tego jednego drzewa, drzewa zła, drzewa rozpusty, bo ono cię zabije”.

Mogę wybierać z pośród wszystkich kobiet, muszę tylko uważać na tę złą…

Ona jest na szczęście tylko jedna, więc prawdopodobieństwo, że ją spotkam jest niewielkie…

Tak usprawiedliwiając się sam przed sobą, wtulił się w poduszkę.

I snuł dalej swoje marzenia.



Jestem mistrzem uwodzenia

Bezbłędnie oceniam swoje wybranki

Ich powierzchowność i głębię

Z nieoszlifowanego brylantu czynię przepiękny diament

Wydobywam światło

Odsłaniam jego blask

Odsłaniam skazy, które nadają mu wyjątkowość

Jestem kameleonem dopasowującym się do swojej kochanki

Mam tyle do ofiarowania

Każdej z dziewcząt daję cząstkę siebie

Swoją moc

Swoją energię

Cząstkę swojej psyche



Prawda niestety była inna. Przypominał mi trochę egzotycznego pająka, który ryzykuje pożarcie przez partnerkę dla tych kilku chwil rozkoszy. Sytuacja niepewności, ryzyka podniecała go maksymalnie. Otwierała mu zmysły.

Mógł to przeżyć tylko raz z jedną partnerką. Kolejne razy już nie groziły „pożarciem”

a nasz kochanek stawał się emocjonalnym impotentem.

Próbował dłuższych związków, ale wszystkie kończyły się tak samo.

Wymówkami i płaczem dziewczyny.( Już mnie nie kochasz? Nie pragniesz mnie? Ty zdrajco, masz inną…)



Nie myślał o tym, że którąś z nich skrzywdził.

On patrzył na te sprawy przez własne odwrócone zwierciadło.

Był za młody, przynajmniej tak uważał, aby rezygnować z uniesień.

Może, kiedyś się ożenię, może…

A na razie tuląc się do pościeli śnił swój sen o miłości.

Przymknął oczy i pozwolił zaistnieć swoim się sennym fantazjom.



Piękne, szczupłe kobiety o wysmukłych łabędzich szyjach, nienagannej linii ramion i bioder, ubrane w przejrzyste haleczki, tańczyły przed nim taniec łabędzi.

W pokoju unosił się zapach kadzidełka. świece paliły się w złotym kandelabrze słabym płomieniem, tworząc w pomieszczeniu delikatny półmrok.

Jedna z bogiń podeszła, a właściwie podpłynęła do stolika i nalała do dwóch kryształowych pucharów czerwonego wina.

Powoli zbliżała się do kochanka. Wyciągnęła rękę, podając mu puchar.

Wziął z jej dłoni naczynie jak drogocenną ambrozję.

Zwilżał usta winem powoli, obserwując z uwagą każdy ruch swojej kochanki.

Czuł jak wzbiera w nim namiętność. Pozwalał jej pomału wzrastać, aby owoc jaki wyda był najlepszego gatunku.

Oddech jego stawał się coraz szybszy. A na skroniach pojawiły się pojedyncze krople potu.

Inna dziewczyna przysiadła po drugiej stronie łoża . Nachyliła się nad jego czołem i różanymi ustami spijała sok jego pożądania.

W białej dłoni trzymała kiść winogron.

Zaczęła odrywać dorodne owoce i wsuwać mu je do ust.

Jej ciało pachniało tak świeżo. Czuł jak kręci mu się w głowie od aromatów jakie unosiły się w powietrzu.

Brodawki pięknych jędrnych piersi dziewcząt nabrzmiały, dając sygnał podniecenia.

Subtelna muzyka brzmiała cicho dopasowując się do bicia ich serc.

Bogini uśmiechnęła się dyskretnie i popatrzyła na niego zamglonymi oczami. Utopił się w nich jak w oceanie. Jesteś zmysłowa jak Wenus – wyszeptał.

Ona rozgniotła w dłoniach owoc. Wycisnęła sok na piersi. Słodki nektar rozpłynął się po jej ciele.

Skinieniem ręki wykonała gest zapraszający go do…



Tak.- pomyślał zasypiając- Jeżeli, Adam dał się uwieść Ewie i zgrzeszyć ryzykując śmieć,

to na pewno nie było to jabłko. To musiało być winogrono.

No wyobraźcie sobie taki seks w łóżku w którym przewracają się jabłka…

13
Kochana, cały tekst nadaje się do przeróbki. Sama piszesz, że się dopiero wprawiasz, że się dopiero uczysz pisania, więc mam nadzieję że nie odbierzesz tego jako złośliwość z mojej strony. Mój największy zarzut: tekst jest zbyt dosłowny. Wszystko podane łyżeczką do buzi w małych porcjach, tak żeby od razu można było połknąć, a w dodatku jeszcze zmiksowane, przemielone, rozdrobnione w blenderze - chwytasz o co chodzi? :wink: A czytelnik lubi sobie sam przemielić tekst. Lubi się w niego wgryzać. Kardynalny błąd początkujących pisarzy, to traktowanie czytelników jak ćwierć inteligentów. Nie możesz wszystkiego tak dokładnie opisywać - masz nam swoich bohaterów p o k a z y w a ć a nie tłumaczyć. Nie oceniaj ich odautorsko, wystrzegaj się wszelkich kategoryzujących, oceniających czy charakteryzujących sformułowań. Nie pisz: "on był taki i taki". Pisz: "robił to i to, mówił tak a tak" Pozwól czytelnikowi wyciągać wnioski, odpowiedzieć sobie na pytanie: jaki jest bohater? Nie bój się, że odpowiedź będzie inna niż założyłaś - nawet jeśli by się tak zdarzyło, to nic strasznego, dużo bardziej karygodne jest podawanie wszystkiego na tacy tak jak Ty to robisz - w tych fragmentach nie ma prawie nic ciekawego. Prawie. Bo jakiś tam potencjał jednak masz, i namawaim Cię do dalszego pisania - ale postaraj się nie myśleć więcej za swojego odbiorcę. Więcej niedomówień! To samo tyczy się stylu - unikaj wyświechtanych sformułowań i porównań. Każdy człowiek ma swój włąsny język (mądrze to się zwie idiolekt), własne powiedzonka, własne sposoby tworzenia związków wyrazowych. Wymyślanie nowego idiolektu na potrzeby książki to wyższa szkoła jazdy, jeśli nie umiesz na razie tego zrobić, posłuż się swoim własnym. Czyli pisz tak, jak mówisz, jak myślisz. To będzie dużo ciekawsze niż frazesy, banały którymi posługujesz się póki co. To są naprawdę sformułowania rodem z Harlequinów czy właśnie powieści dla pensjonarek, o których tu była mowa. Szukaj ciekawszych metod wyrażania, bo tylko w ten sposób możesz tę książkę obronić - bo sama wszak wiesz że jej temat oryginalny nie jest. Jedyna nadzieja w formie. Kiedy myślisz nad dialogiem czy opisem, i jakieś wyrażenie przyjdzie Ci do głowy automatycznie - odrzuć je natychmiast. Wykombinuj mniej banalne, bardziej Twoje. Nawet jeśli wyda Ci się nie do końca poprawne albo zrozumiałe - to nic nie szkodzi, dużo gorszym grzechem jest popadanie w oczywistość i banał - wybacz,a le włąśnie to robisz teraz. No, mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz - ja sama słyszałam podobne zarzuty pod adresem moich opowiadań i po (niełatwym) przetrawieniu bardzo je cenię. Na pocieszenie - ostatni akapit, ten o jabłku, bardzo mi się spodobał.
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

14
Dziękuję bardzo.

Wreszcie jakaś sensowna porada. Jesteś super. :P

Właśnie tego szukałam.

Wiesz, piszę wypracowania do szkoły moim dzieciom jak chcę im trochę

podciagnąc oceny, ostatnio w klasie maturalnej "dostałam szóstkę", ale

powieśc to nie wypracowanie.

( skopiuję sobie twoje rady do notatnika i przemyślę, już mi się zaczyna

coś klarowac )

Jeszcze raz dziękuję i życzę powodzenia.

15
No wiec zgadzam sie z przedmowczynia. Nie mozna podac czytelnikowi wszstkiego doslownie, bo nie ma to zadnego sensu. Juz kiedys napisalam moja opinie na ten temat ,ale jeszcze raz odniose sie do tematu. Niestety uwazam, ze pisanie o rzeczach oczywistych w prosty sposob niszczy cale ich piekno, np. piszczac o milosci nie mozna jej banalizowac do i upraszczac do wreczania kwiatkow czy czekoladek nawet jezeli milosc taka jest. Bo jesli napiszemy o niej w taki wlasnie sposob :Agatka kochala kotka ,nikogo to nie zaciekawi. W naszym zyciu pelno jesr prostoty ( nie mylic z prostactwem czy prostata;) , wszystko zostaje spowadzone do ficzycznosci, biologizmu i funkcjonalosci. Nie podoba mi sie to, ze powstaje coraz wiecej ksiazek, ktore krzycza o rzeczach oczywistych. Pisarstwo musi miec swoja glebie. Bo w kazdym innym przyadku nie jest to pisarstwo, a pisarz nie rozni sie niczym od rzemieslinika.

Ostatnio przeczytalam bardzo piekny felieton, ktory dotyka tgo samego co ty przedstawiasz w swoim. Nie jest wcale napisany bardziej wyszukanym slownictwem ani stylem( bo nie wydaje mi sie, ze oscylowanie wokol jezyka potocznego bagatelizuje znaczenie tresci)a mimo to jest zupelnie inny. Bo nie nazywa samotnosci, slabosci i problemow po imieniu, chociaz kazdy czytelnik domysla sie o co chodzi. Bardzo chcialabym przytozyc jego fragment, ale obawiam sie o strony prawne tego przedsiewziecia.

Tak wiec ,zycze powodzenia (sama jescze ciagle i pewnie do konca zycia bede sie uczyla pisac tak wlasnie jak pisac sie powinno) i pozdrawiam serdecznie
"Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz

z moim bólem - jak boli

Ciebie Twój człowiek."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron