Witam po raz kolejny..
Tym razem postanowiłem opublikować wersję full swojego
Prolog
Sebastian usiadł swobodnie na ziemi. Nie była ona ani gorąca ani też nie czuć było od niej zimna. Słońce, które wysyłało do niej swoje promienie przez cały dzień, teraz powoli znikało za horyzontem. Uwielbiał ten widok. Po kilku wieczorach spędzonych na tybetańskiej łące w otoczeniu Sophii i przy smaku wytrawnego wina oglądanie zachodu słońca zajmowało szczególną pozycję w jego osobistej hierarchii. Oczywiście pomijając pieszczoty ze strony kobiety. Przed jego oczami rysował się wspaniały górski plener. Szczyty, szczyty i coraz więcej szczytów. Mocno zielona trawa porastająca je poruszana była z przez wiatr. Otaczała go cała rzesza złociście prezentujących się kwiatów. Sebastian cieszył się, że mógł obserwować to widowisko, a nawet być jego częścią. Był aktorem. Aktorem w teatrze natury.
Sebastian wstał i podszedł do strumyczka, przez który płynęła woda. Nachylił się. Nabrał jej do rąk. Wziął łyk. Potem drugi i kolejny. Czuł jak rozchodzi się po jego ciele. Każda kropla docierała jakby w zupełnie inne miejsce. Uniósł głowę wysoko ku niebu. Chciał by ta chwila nigdy się nie kończyła. Powiew wiatru i odgłos pluskającej wody. Nic więcej. Tak niewiele potrzeba do szczęścia. Jego umysł ogarnęła totalna pustka. Nie myślał o niczym. W jednym momencie bolesne chwilę powróciły do niego ze zdwojoną siłą. Osunął się na bok jakby ktoś nieopodal wystrzelił z broni wymierzonej w jego głowę. Jęknął. Zamarł w miejscu. Przez chwilę leżał w bezruchu. Wspomniał chwile bólu, cierpienia i smutku. – To radość! – powtarzał. Tak, to radość je przezwyciężyła. Podniósł się mając na ustach to słowo. Z powrotem usiadł trzymając się za brzuch. Odczuwał jeszcze ból w miejscu, w którym przed kilkoma miesiącami został postrzelony. Ukrył twarz w dłoniach. Ogarnął go śmiech. Odsunął dłonie i rozłożył się na ziemi. Czuł się taki wesoły. – Radość – powtórzył raz jeszcze.
Zaledwie parę metrów dalej Sophia szła w jego kierunku niosąc ze sobą schłodzoną herbatę. Była wysoka. Jej jasna skóra idealnie dopasowywała się do gęstych, długich i ciemnych włosów.
- Powinieneś się coś zjeść. – rzuciła z typowo sycylijskim akcentem. – Cały dzień bez posiłku?
- Nie mam na nic ochoty – wymamrotał Sebastian.
Dziewczyna usiadła obok niego. Gdy na niego spojrzała na jej twarzy pojawiło się wyraźne zaskoczenie. Sebastian miał podkrążone oczy. Pomimo jego trzydziestu pięciu lat do tej pory nie zaobserwowała u niego takiego wyrazu twarzy, w jaki teraz się wpatrywała. Rzadko widywała go smutnym wręcz przeciwnie. Zapytała:
- Co ci jest?
Podała mu szklankę z napojem.
Sebastian odtrącił. Wstał. Przez krótką chwilę wpatrywał się w pustą przestrzeń, a potem, spojrzał na Sophie. – To wszystko wyjaśnia – dodał po chwili.
- Wyjaśnia? Co wyjaśnia – zapytała zaciekawiona i może trochu poirytowana tym, że nie przyjął szklanki schłodzonej herbaty.
Popatrzył na nią jednocześnie kiwając głową. – Tak, to wszystko teraz staje się jasne.
- Ale co staje się jasne? – pytała jak zniecierpliwione dziecko oczekujące rozwiązania zagadki.
Sophie spojrzała na niego niepewna reakcji. Sebastian ujął ją za rękę. Zaśmiał się serdecznie i delikatnie poklepał po jej brzuchu. – Straciłaś na wadze – dodał czule.
- Ty wręcz przeciwnie! – odparła, kręcąc głową.
- Widzisz jak działa na mnie małżeństwo? – stwierdził po chwili zastanowienia.
- W takim razie bardzo mi przykro – Sophia odwróciła spojrzenie.
Wyglądało na to, że nie zrozumiała tego, jako żartu. Sebastian natychmiast pomyślał jak to naprawić, ale nic konkretnego nie nasuwało mu się na myśl. Gubił się w domysłach szczególnie, kiedy pomyślał, że Sophia może mieć mu za złe, a nawet się obrazić za ten żart. Wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne, ale wynikła dopiero, co sytuacja udowodniła, że do tego może dojść. Sebastian milczał. Po chwili wybełkotał:
- Przepraszam panno Johnson, że naciskam – westchnął. – Niezależnie od tego, co mówiłem, co mówię i co będę mówił zadzwoń do mnie, jeżeli kiedyś poczujesz się naprawdę przybita – zamilkł na chwilę. – I pamiętaj, że dzwonisz na mój koszt.
Kiedy kończył mówić Sophia odwróciła się do niego całkowicie rozpromieniona. Dobrze znała jego poczucie humoru. Sebastian potrafił rozładować każdą napiętą sytuację tak, że można ją było podpiąć pod dobry dowcip. – Wcale nieźle mu poszło – pomyślała. To ją rozbawiło. Uśmiechnęła się. – Czy ty jesteś zawsze taki czarujący? – zapytała.
- Tak jest za każdym razem, kiedy tylko przebywam z ludźmi, których cenie – odpowiedział pospiesznie.
- Daj spokój, Sebastianie, nie czaruj mnie.
- Ale to jest najszczersza prawda – zaśmiał się.
- Powiadasz – parsknęła Sophia, – że jestem dla ciebie cenna? – zapytała. Jak bardzo?
- Jak najszczersze złoto! – zawołał bez zastanowienia.
- Aha – odrzekła. – A jak mi to udowodnisz?
Sebastian wyczuwał w jej głosie coś innego, coś, co wzbudziło jego zainteresowanie.
- Wypiję tę herbatę – odpowiedział wskazując na szklankę, którą Sophia wciąż trzymała w ręce.
- A, no tak – odpowiedziała zdumiona, że do tej pory jakimś cudem tego nie wylała. Podała mu ją.
Sophia zrozumiała podtekst tej odpowiedzi Sebastiana. Chciał zmienić temat. Widocznie nie miał ochoty na wspólną i bardzo pracowitą małżeńską noc w sypialni.
Sebastian wpatrywał się w jej błękitne oczy. Wychylił szklankę. Szczerząc zęby zapytał:
- Czy twoja matka też miała takie piękne oczy?
Sophia się zaczerwieniła. Uśmiechnęła się do niego. Była rada z kolejnego komplementu wypowiedzianego pod jej adresem. Instynkt pozwolił jej go przyjąć.
- Czy to możliwe – spytała Sophia – żeby nasze dzieci miały podobne? – pozwoliła Sebastianowi trochę pomarzyć.
Trochę zaskoczony mężczyzna odpowiedział:
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić! – odparł. – Każdy Johnson będzie miał piękne brązowe oczka – zamyślił się. – Tak, piękne brązowe oczka – bronił Sebastian.
- A mi się wydaje, że niebieskie to całkiem realne rozwiązanie – rzuciła lekko.
Sebastian zrozumiał jej życzenie. Ojciec Sophii miał niebieskie oczy, matka również. Ona sama także odziedziczyła coś po rodzicach. I znowu poczuł ten bolesny chłód przechodzący przez jego ciało. Zabliźniona rana zabolała po raz kolejny. Jednak nie dał tego poznać po sobie.
Sebastian uściskał dłoń Sophii.
- Dziękuję ci, że przeszłaś ze mną przez to wszystko – rzekł niezwykle łagodnie.
Sophia roześmiała się.
- Możemy wmówić sobie każdy punkt widzenia. Oskarżać się o to, że ktoś przez nas tak wielce cierpi, albo zapomnieć o wszystkim i żyć nowym życiem, które właśnie dostaliśmy. Czy jesteś pewien, że możemy zaufać ludziom, którzy pozwolili nam odrodzić się na nowo? – zapytała Sophia.
Zważywszy na niebezpieczeństwo jakiem im zagrażało Sebastian w pełni rozumiał jej niepokój. Kiedy wyemitowano materiał o ich śmierci przed kilkoma tygodniami w telewizji BBC też nękały go takie myśli. Prowadzący dzielił się z ludźmi opowieścią o śmierci Sebastiana i Sophii, a oni siedzieli na sofie wpatrzeni w siebie nawzajem z wiarą na to, że nikt już nigdy nie wprowadzi niepokoju w ich życie poprzez głupie eksperymenty polityczne.
- Powiem ci – odezwał się Sebastian, – że jedną z wielu rzeczy, jakich się nauczyłem w ostatnich miesiącach to, że musimy ufać sobie bezgranicznie. życie, to ja i ty – przerwał.
- No, a reszta twojego wywodu? – zapytała.
- Jest już za późno, żeby się wycofać – wtrącił. – A poza tym oboje tego chcieliśmy – dodał.
Zrobił się już późny wieczór. Sebastian kazał Sophii iść pod prysznic, a potem uciąć sobie drzemkę. Dziewczyna poprosiła go, żeby odprowadził ją do domu i tam już z nią został. Nie chciał na niego czekać kilku godzin zanimby wrócił przemyślawszy wszystkie nurtujące go kwestie. – Cholera, zapomnieliśmy szklanek – oświadczył niespodziewanie Sebastian. – Wrócę po nie. Zaczekasz na mnie momencik? – zapytał.
- Wrócisz po nie tak jak wtedy wróciłeś po mnie? – zaśmiała się Sophia.
- Nie pal się tak do tego – odrzekł. – Nie będzie tak jak myślisz...
Dodane po 50 sekundach:
ej, tam miało być wersję full swojego.. prologu ;p Przepraszam.
1
„…ale ból w całej swojej okazałości jest najlepszym przykładem pozaziemskiego raju. Dzięki niemu właśnie rozumiemy istotę życia. Rozumiemy, ale do końca nie pojmujemy. Dlatego raj różni sie od bólu. poznanie tego pierwszego łączy sie ze zrozumieniem wszystkiego, a poznanie drugiego przedstawia tylko fragmenty poznania wielkiej całości”